Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

bazienka

Zamieszcza historie od: 20 sierpnia 2011 - 17:54
Ostatnio: 3 lutego 2024 - 8:24
Gadu-gadu: 5477672
O sobie:

bazia, kotka (łac. amentum, ang. catkin) – odmiana kłosa lub grona, typ kwiatostanu, w którym pojedyncze kwiaty osadzone są na osi pędu bez szypułek lub z krótkimi szypułkami. Kotki mają przeważnie wiotką, zwieszająca się oś główną

  • Historii na głównej: 96 z 140
  • Punktów za historie: 28547
  • Komentarzy: 10978
  • Punktów za komentarze: 33166
 

#78802

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z serii historii sklepowych.

Daaawno temu robiłam większe zakupy w Biedronce.

Krążyłam z koszykiem pomiędzy alejkami, wrzucając kolejne produkty z listy zakupów. Jedna z interesujących mnie alejek była zawalona paletami tak, że manewrować z pełnym koszykiem byłoby trudno.

Zostawiłam więc koszyk tak, by nie przeszkadzał innym kupującym, weszłam do alejki po dosłownie 2 produkty.

Wracam, a tu jakaś kobieta grzebie mi w koszyku, wyrzucając niektóre produkty na zgrzewki napojów stojące nieopodal.

Dialog (plus minus):

B - Przepraszam, ale to mój koszyk...
K - Stał sobie, to niczyj!
B - Stał, ponieważ alejka jest zastawiona paletami, a ja poszłam po 2 rzeczy.
K - A ja akurat tego potrzebuje, nie będę po sklepie chodzić, jak tu stoi gotowe!
B - Gotowe i MOJE. Proszę zostawić moje zakupy!
(Babeczka z wyglądu żadna trzęsąca się staruszka - takiej może bym i odpuściła. Ale nie, zażywna hot 50, tips na palcu, błysk sztucznej biżuterii, tlenione włosy z odrostami - teraz mówi się na to "ombre" ;) - i ton nieznoszący sprzeciwu).
K - Nieprawda, bo moje! Ochrona! Złodziejka! Ochrona!
B - Chciałabym tylko przypomnieć, że w sklepie jest monitoring, więc niech pani nie robi z siebie wariatki.
K - Ty gówniaro niewychowana (i dalej w ten deseń)!

Pozbierałam zakupy odłożone przez babsko, wyszarpnęłam jej mój koszyk i poszłam do kasy, a podstarzała Karyna darła się jeszcze jakiś czas...

zakupy klienci kradzież

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 255 (293)

#78045

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam z koleżanką u jej znajomej.
Kawa, ciastki, gadka, nagle z toalety krzyk - "mamo, kupa!"
No ok, 3 i 5 latki kumpeli też robią "strusia" i czekają aż im matka tyłek wytrze.
Syn tej znajomej ma lat 10. I jest jej jedynym dzieckiem, gdyby ktoś się łudził.

** Chłopiec pełnosprawny umysłowo oraz pod względem motorycznym, bez cech autyzmu, przeciętny 10-latek.

dzieci maDki nadopiekuńczość

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 208 (242)

#77988

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytam sobie historie o wpychaniu jedzenia oraz tę napisaną przez ZjemCiSzalik...

Ja byłam niejadkiem. Całe dzieciństwo na podwówku, mnóstwo energii, a byłam raczej grubawym dzieckiem.
Z racji niejadkowania miałam układ z paniami w przedszkolu - dostawałam samą zupę lub samo drugie, albo po prostu połowę porcji jednego i drugiego.
A w domu czekał na mnie drugi obiad. Dwudaniowy. Czasem z deserem.
I moi genialni rodzice wymyślili sobie, że od bicia pasem po plecach rozciąga się żołądek...

Czasem dla urozmaicenia wynosili mój talerz do łazienki i musiałam jeść na sedesie (do dziś zastanawiam się czemu nie wpadłam na to, by spuścić obiad do kibla).

Nie lubiłam twarogu, śmietany. Pod groźbą lania musieliśmy wypijać szklankę gorącego mleka dziennie.
Kiedyś babcia wymyśliła sobie, że nauczy mnie jeść produkty mleczne.
Po prostu usadziła kilkuletnią mnie na fotelu, swoją obfitą osobą zasłoniła drogę ucieczki i łyżkami pakowała we mnie twaróg i śmietanę. Do porzygu. Nosem, bo usta zatykała bym nie wypluwała.

Do dziś nie tknę serka wiejskiego, kanapkowego, sernika, twarogu.
Ser żółty tylko w formie roztopionej na grzance, na zimno nigdy.
Od samego zapachu wszystko podchodzi mi do gardła.
A są sytuacje, kiedy lepiej nie odmawiać - obiad u "teściów", delegacja z szefem, czyjeś urodziny... katorga i mordęga.

Do dziś mam rozwalony metabolizm, który, czego jestem na 99% pewna, działałby normalnie gdyby nie wpychanie na siłę. W toalecie na "dwójkę" potrafię bywać raz w tygodniu, no, może co 5 dni. I to jest norma, od zawsze tak miałam mimo picia kropelek odchudzających. Tłuszcz osadził mi się na brzuchu i nawet mając niedowagę (bmi ok 18) nie miałam płaskiego brzucha...
Muszę się pilnować, by nie pojadać kompulsywnie...

Dziękuję, moi "najbliżsi"...

jedzenie zmuszanie niejadek rodzina

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 227 (311)

#77928

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odnośnie http://piekielni.pl/77925.

Ze 3 lata temu żenił się mój kuzyn. Kuzyn mieszkający na drugim końcu Polski, z którym kontakty były sporadyczne przy okazji odwiedzin dziadków raz na parę lat.
Kuzyn, który nie pofatygował się wysłać zaproszeń, tylko powiadomił moją mamę telefonicznie (a znając jego to nawet nie osobiście tylko zadzwoniła ciotka lub babcia).
Dość stwierdzić, ze o ślubie dowiedziałam się może miesiąc, może 2 miesiące wcześniej.

Ja nie pojechałam, bo w wakacje wyjechałam do pracy (opcja ustalona wcześniej, umowy podpisane).
Brat - bo ślub wypadał w środku jego 3-tygodniowej podróży po Europie, ustalonego wcześniej z innymi uczestnikami i z szefem - urlopu nie dało się przesunąć na miesiąc przed wyjazdem.
Mama i ojciec, bo to jakieś 800 km od ich miejsca zamieszkania, a ojciec w poniedziałek zaraz po weselu miał komisję ZUS.

Rodzina obrażona, a od rodziców mama dostawała telefony typu "nie mamy już córki".

slub zawiadamianie goscie

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (212)

#77915

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odnośnie "mycia okien dla Jezusa", taki przebłysk.

Mieszkałam z rodzicami i bratem oraz babcią - mamą ojca.
Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa mama z babcią nieszczególnie się lubiły, bywały z tego powodu scysje.
Pamiętam, że okna w bloku skonstruowane były tak, że było ich w rzędzie 3-4 (prawie na całą długość pokoju), a otwierało się tylko jedno, więc mama zazwyczaj wychodziła na parapet od zewnątrz by te okna umyć.

Któregoś dnia pokłóciła się z babcią i myła te okna z werwą i energią. Tyle, że babcia dla postraszenia jej zamknęła okno.
I utknęła mama na zewnętrznym parapecie. Na 3 piętrze.
Babcia po chwili napawania się jej przerażeniem, okno otworzyła.

I nastąpił armageddon. Wcale się w sumie nie dziwię, też bym spokoju nie zachowała.
Między innymi mama nazwała babcię "szują".
Co zrobiła babcia? Napisała sobie na kartce "szuja" na kartce i stwierdziła, że mamy się tak od dzisiaj do niej zwracać.
Nawet my, wnuki. Na "babcię" nie zareagowała.
Foch.
W nadziei, że mama ją przeprosi.

babcia okna konflikt

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (241)

#77735

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam dziś na Długiej (główna ulica w Gdańsku), na kawie. Siedzimy, gadamy, pijemy. Przychodzi parka, pytają grzecznie po angielsku, czy można zająć sąsiedni stolik (były przysunięte do siebie), ok, proszę, nie ma sprawy.

Szczebiocą sobie w jakimś języku skandynawskim, ale moją uwagę przykuło, że od dłuższego czasu mieli głowy odwrócone w jednym kierunku. Patrzę i ja, widzę żula - bosego, starego, który kuca sobie na kratce ściekowej przy kantorze naprzeciwko. Chwilę mi zajęło skonstatowanie, że pan żul, najzwyczajniej w świecie SRA do kratki.

Na środku miasta, głównej ulicy spacerowej. Przy której szereg kawiarni i innych knajpek ma swoje ogródki i ludzie tam jedzą i piją. Skończył, poświecił przyrodzeniem, ubrał się i poszedł, a ja zostałam z wyrazem niesmaku na twarzy...

żul oddawanie_kału miejsca_publiczne

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (232)

#77624

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Za dobra byłam.
Zbyt naiwna.
Mianowicie poszłam do Biedry na zakupy, zatrzymał mnie pan z prośbą o kupienie chleba, może smalcu do niego. Pan wyglądał na zadbanego, pachniał mydłem (zamiast alkoholem), był ubrany w znoszony, ale czysty garnitur...
No żal mi się człowieka zrobiło. Do moich zakupów dołożyłam dla niego chleb, serek topiony, pasztet, kilka pomidorów itp.
Zapłaciłam, dałam mu "jego" reklamówkę. Dziękował ze łzami w oczach.
Ja zaś poszłam do Relaya czy innego InPosta przejrzeć prasę.
Jakież było moje zdziwienie, gdy wychodząc usłyszałam jak pan wykłóca się z kasjerem, by zamienił mu "to barachło" na dwie amareny...

Niby dycha tylko wydana, ale jednak przykro...
Owoce mojej dobrej woli skończyły jako zagrycha do taniego wina, bo panu jednak nie udało się jedzenia na to wino wymienić.

żebracy pomoc naiwność

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (221)

#77529

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rozmowa dwóch lachonów. Dorosłych na oko, bo każda paple o konkubencie, z którym mieszka. Z bełkotu wyrwał koleżankę jeden tekst...
"Ja sobie chcę kupić zegarek, taki ze wskazówkami, bo tydzień temu nauczyłam się jak się z niego odczytuje godziny".

Tadam...

prymityw patologia inteligencja

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 216 (344)

#77449

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odnośnie historii http://piekielni.pl/77434 Arcialeth.

ad 1. Widziałam na fb niedawno ogłoszenie- ponad 10 myślników wymagań, w tym minimum 5 lat doświadczenia na stanowisku managerskim. Ogłoszenie w całości w języku angielskim, którego dobra znajomość również jest wymagana.
Pensja DO 2 tys. Brutto.
https://www.facebook.com/MordorNaDomaniewskiej/photos/a.601184346591061.1073741825.497435230299307/1372234766152678/?type=3&theater

ad 2. Wpadła mi kiedyś w ręce oferta dotycząca szkolenia umiejętności miękkich dla sprzedawców telefonicznych.
Mieszkam w Gdańsku, rozmowa w Gdyni. Na 7.30 (wstać musiałam przed 6 rano).
Okazało się, że bez doświadczenia w sprzedaży telefonicznej to ja się na kompetencjach miękkich nie znam (jestem psychologiem) i oni nie doczytali. A w ogóle to muszę najpierw popracować jako sprzedawca.

ad 2.a. Na jednej z rozmów pani w ogóle nie przeczytała CV, ba, nie znała nawet mojego imienia. Poprosiła o 5 minut na przeczytanie mojego CV, kiedy siedziałam naprzeciwko niej.

ad 3. Plejada radosnych ofert pracy typu pokojówka z prawem jazdy i biegłym językiem francuskim.
Opcjonalnie programista z prawem jazdy (wtf?).
Albo praca dla osoby niepełnosprawnej, w budynku ze schodami, bez windy...

4. Sprzątaczka. CV plus LIST MOTYWACYJNY. Serio? Do mycia kibli? CO niby tam ludzie piszą? Urodziłam się z mopem w garści?

oferty_pracy

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 169 (217)

#77261

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pojechałam sobie do rodziców.
Po drodze do nich jest Netto, do którego u siebie mam dość daleko, więc wstąpiłam, zrobiłam interesujące mnie zakupy.

Stałam przy kasie odliczając gotówkę. Wypadło mi 2 złote.
Schyliłam się po monetę, pani stojąca za mną była szybsza.
Jednak uśmiech i do połowy wypowiedziane "dziękuję" zamarły mi na ustach, bo pani nie zamierzała mi monety oddać. Stoi ona, stoję ja. Patrzę na nią, ona na mnie. Wyciągnęłam rękę po monetę, ona schowała ją do kieszeni. I się zaczęło.

[B]aba- Co się tak gapisz?
[J]a- Czekam aż odda mi pani moje pieniądze.
Ludzie z kolejki zaczęli popatrywać, bąkać coś.
[B]- Znalezione nie kradzione!
[J]- Proszę pani, pieniądze wypadły mi z ręki, widziała to pani i podniosła je z ziemi. Powinna mi je pani oddać, bo to zwykła kradzież.
[B]- Kto pierwszy ten lepszy!
[J]- Nie bardzo, to w dalszym ciągu moje pieniądze i proszę o zwrot.
Widząc, że z babą się nie dogadam, poprosiłam kasjerkę o wezwanie ochrony.
Skończyło się oddaniem przez babę dwuzłotówki (z fochem i tekstem "taką aferę o głupie 2 złote robić, wstyd!") i wyprowadzeniem pani ze sklepu.

Nie wiem, co ona miała w głowie - stracić godność za 2 złote, w mieścinie 25-tysięcznej, gdzie większość ludzi się zna, to niezbyt strategiczne posunięcie...

złodziejka sklep upuszczone_drobne

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 357 (369)