Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

blaueblume

Zamieszcza historie od: 9 lutego 2016 - 18:10
Ostatnio: 7 stycznia 2017 - 20:13
O sobie:

Kobieta raczej spełniona i zazwyczaj zadowolona z życia:-)
Miłośniczka nugatowych czekoladek,psów i innych czworonogów, obserwatorka rzeczywistości.
Moje motto:"Żyj i daj żyć innym!"

  • Historii na głównej: 50 z 66
  • Punktów za historie: 15297
  • Komentarzy: 270
  • Punktów za komentarze: 1845
 

#74692

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stare powiedzonko, że "starość się Panu Bogu nie udała" wróciło dziś do mnie z pełną siłą podczas godzinki spędzonej w przychodni lekarskiej.
Jest ona specjalistyczna, a przyjmuje zarówno pacjentów na fundusz jak i prywatnych, więc ruch jest spory.

Do lady rejestracji przepycha się oburzona staruszka, z krzykiem, że ona miała umówione badanie, a gabinet zamknięty na głucho i macha karteczką z przychodni. Rejestratorka wzięła rzeczony świstek i stwierdziła, że godzina się owszem zgadza, ale data już nie - badanie było zarezerwowane na 8 sierpnia. Niespeszona staruszka: "No to mi się pomyliło" i dalej się domaga badania- zaraz, teraz, natychmiast- nie przyjmując do wiadomości, że lekarz jest na urlopie.

W kolejce przede mną kolejna starsza pani- chce się umówić na to samo badanie, co tamta. Tym razem pani miła, grzeczna, uśmiechnięta, ale jest problem, nie może się dogadać z rejestratorką, która uparcie powtarza to samo: 29.08 b.r. godz. 11 , 4 godziny przed badaniem na czczo, a pani na to z nadzieją: "to dzisiaj?". W końcu staruszka prosi - niech Pani mówi głośniej, bo ja nie dosłyszę. Dosłyszała już chyba cała przychodnia, a pacjentka - ciągle nie. W końcu zdesperowana rejestratorka na odwrocie potwierdzenia rejestracji wypisuje dużymi literami najważniejsze informacje. Na to starsza pani z rozbrajającym uśmiechem: "ale ja nic nie przeczytam, bo zapomniałam okularów".

Przeniosłam się pod gabinety RTG i USG, poinstruowana jak każdy z pacjentów, że należy czekać na wywołanie swojego nazwiska i uzbrojona w cierpliwość. Po ok 20 minutach przychodzi kolejna starsza pani i usiłuje wejść do pracowni RTG-ale nie daje rady - brak klamki na zewnątrz. Na zwróconą przez kilka osób uwagę, że czekamy wszyscy i do gabinetu wchodzimy po usłyszeniu swojego nazwiska, stwierdza, że jej się bardzo spieszy ,a dość się w życiu naczekała i atakuje drzwi pracowni USG, mimo ostrzeżeń ,że ktoś jest właśnie badany i czerwonej lampki nad drzwiami z napisem "Nie wchodzić". Ona jednak wchodzi i bardzo szybko wychodzi na werbalnych kopach lekarza.

Czy siada grzecznie i czeka na swoją kolejkę? Nie, idzie robić awanturę do rejestracji...

starsi ludzie a służba zdrowia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 371 (391)

#74351

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poszliśmy wczoraj z (U)kochanym do kina na wieczorny seans, a że w planach mieliśmy jeszcze piwko ze znajomymi w pubie, nastawiliśmy się na powrót do domu taxi lub środkami komunikacji publicznej.

Po miłym wieczorze - miła niespodzianka - nocny autobus w naszym kierunku właśnie podjechał na przystanek - skorzystaliśmy więc. W autobusie mój towarzysz wsadził słuchawki w uszy i zaczął oglądać jakieś wiadomości, ja zaś siłą rzeczy stałam się mimowolną powierniczką dwóch panów, którzy usiedli za nami.

Pan nr 1: Jak ona mogła! Co ona sobie w ogóle myśli? Przecież jej nie zdradziłem!
Pan nr 2 (pocieszająco): Daj sobie spokój. Nie ta, to będzie inna.
Pan nr 1 (z rozpaczą): Ale ja ją kocham, szmatę jedną! Fajna dupa - sam widziałeś.
Pan nr 2: To kup jakieś kwiaty. Wiesz sam, co one lubią. Może się pogodzicie, może ci wybaczy...
Pan nr 1: Nie będę przepraszał - nie ma za co. Przecież jej nie zdradziłem!
Pan nr 2 (upominająco): Nooo, stary...
Pan nr 1 (z pretensją): Przecież to tylko dwa razy było! Zresztą to jej wina - po cholerę mi grzebała na Facebooku? Ja jej nie zdradziłem!

Logika matematyczna tego gościa (1 + 1 = 0) po prostu mnie rozwaliła. Nie wytrzymałam i się odwróciłam, żeby na własne oczy ujrzeć tego niedojrzałego dupka. A kogo zobaczyłam? Owszem, młodzieżowo ubrany, zadbany i w dobrej wizualnej formie, ale chłop w wieku czterdzieści z małym plusem!

Jak widać wiek nie chroni, no właśnie przed czym? Podłością? Zakłamaniem?

pokrętna logika zdradzającego faceta/zwierzenia w komunikacji

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (342)

#74564

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przyjechał do nas w odwiedziny chrzestny mojego ślubnego. Wczoraj zawitał wieczorowa porą, a że był zmęczony po podróży,to po kolacji zaszył się w łazience na dobrą godzinkę a potem poszedł spać.

Spotkaliśmy się przy drzwiach łazienki dzisiejszego poranka.

Zmierzał tam tylko z kosmetyczką pod pachą, więc zapytałam czy może potrzebuje dodatkowego ręcznika. Na co on radośnie stwierdził,że nie potrzebuje, bo wprawdzie nie ma żadnego, ale wczoraj się powycierał tymi co były w łazience (a więc moimi, męża i córki) i, że znowu zamierza zrobić to samo.

Chyba wyszłam w jego oczach na nawiedzoną, ale mimo jego protestów wcisnęłam mu w dłonie świeże ręczniki z bieliźniarki, argumentując,że:
1) mamy dużo ręczników
2) mamy pralkę, więc można je brudzić ("a co wam będę kłopot robił")
3) w naszym domu każdy używa własnych ręczników

Uległ w końcu moim argumentom, choć widać było, że niechętnie.

PS. Na wszelki wypadek zerknęłam dyskretnie w kosmetyczkę czy wziął ze sobą szczoteczkę do zębów.

używanie cudzych ręczników

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 188 (240)

#74494

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczasy nad morzem.

Nieważne, że jest zakaz kąpieli. Ojciec z dwójką dzieci pcha się do wody, lekceważąc ostrzeżenia i ewidentne złe warunki pogodowe. Przychodzi fala, rozdziela go z dziećmi - szybka akcja ratownicza, w wyniku, której jego samego i starsze dziecko (syna) z trudem udaje się uratować. Młodsze dziecko - dziewczynka utonęła.

Analogiczna sytuacja kilkanaście kilometrów dalej - tym razem - dwoje dzieci i dwoje rodziców - rodzice uratowani. Ciała jednej z dziewczynek ciągle się poszukuje.

To doniesienia tylko z ostatnich 2 dni. Co się dzieje z tymi ludźmi, czy widok morza rozum im odbiera?
I tak rok w rok.

lekkomyślni rodzice nad morzem

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 260 (306)

#74317

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zmierzam dziś sobie raźno w stronę parkingu chodniczkiem, który biegnie wzdłuż wieżowca.Nagle rozdzwoniła mi się komórka w torbie,a że czekałam na ważny telefon zatrzymałam się raptownie w miejscu i zaczęłam akcje wydobywczą. Odebrać wprawdzie nie zdążyłam, za to upewniłam się, że to tylko koleżanka.

Wkładałam własnie telefon do torebki, gdy w miejscu, w którym powinnam się była znaleźć (gdy nie szukanie komórki) rozprysnęły się z hukiem i pluskiem trzy obiekty. Były to duże puszki po piwie wypełnione jakiś płynem i rzucone z impetem z okna wieżowca. Szybko popatrzyłam w górę, ale z powodu upału prawie na wszystkich kondygnacjach podejrzanego pionu były otwarte okna,ale nikogo w nich.

Idący na przeciwko mnie mężczyzna, skoczył do tyłu, zaklął soczyście i natychmiast wyciągnął telefon. Słyszałam jak zgłasza cala sytuacje i trzymałam się w pobliżu, bo nie wiedziałam czy może będę potrzebna jako świadek.Po chwili facet zaczął się denerwować i coraz bardziej poirytowanym głosem odpowiadał na pytania: "Nie, nie wiem z którego okna". "Nie, nikt nie jest poszkodowany". "Nie, mienie też nie"."Nie...A do cholery z wami"- rozłączył się, machnął ręką i poszedł dalej.

Ja też, wprawdzie jak jakaś pokraka, bo z odwróconą w bok głowa i oczyma wbitymi w upiorny pion wieżowca.
Po drodze minęłam jeszcze plac zabaw, do którego prowadził tez ten sam chodnik, na którym widniały teraz plamy...

wyrzucanie przez okno przedmiotów

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 196 (210)

#74210

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W ubiegłą niedzielę była msza rocznicowa mojej zaprzyjaźnionej sąsiadki w intencji jej zdrowia.

Przypomniało mi się o tym, gdy byłam już w drodze do punktu bookcrossingu, aby "uwolnić" jakieś niepotrzebne już lektury młodej i nieco sensacji mojego (U)kochanego, wyeksmitowanej ze wzgardą z biblioteczki, z komentarzem,że suspensu w nich tyle co w dziełach polskich pozytywistów.

Ponieważ msza już się rozpoczęła, stwierdziłam, że nie będę się pchała do środka tylko wysłucham jej w chłodnej i mało zaludnionej kruchcie kościoła. Wypchana płócienną torbę z książkami postawiłam na murku przy kropielnicy, zasunąwszy starannie zameczek, żeby się zawartość nie wysypała.

Po komunii przyklęknęłam i na dłuższą chwilę zatopiłam się w modlitwie. Nagle zauważyłam upierścienioną na złoto łapkę chwytającą moja torbę. Szybko podniosłam się i złapałam za drugie ucho, zwracając się do krzepkiej 60-latki w typie działkowiczki:
Proszę zostawić tę torbę".

Na to ona: "Ja ja pierwsza zobaczyłam, więc jest moja!"

Daremnie usiłowałam kobiecie wytłumaczyć,że torba jest moja własnością, odstawioną dla wygody na murek. Nie pomógł nawet fakt, że powiedziałam co się znajduje w środku i odsunęłam zamek żeby mogła sama zobaczyć. Nic nie pomagało. Kobieta twardo ciągnęła torbę za ucho w stronę wyjścia, a mnie razem z nią (masa była po jej stronie), powtarzając, że ona tę torbę znalazła.

W sukurs przyszła mi pani z kiosku pod chórem, wychylając się z okienka i mówiąc z przyganą do książkowej kidnapperki:
"Jak Pani nie wstyd sięgać po cudzą własność i to do tego w kościele, na mszy świętej. Ja wszystko widziałam!"

Wtedy moja antagonistka wreszcie odpuściła i rączo opuściła kościół w swych ortopedycznych sandałkach.

Podziękowałam sprzedawczyni, doczekałam do końca mszy i dopiero kiedy odstawiłam książki do punktu bookrossingu wybuchnęłam szalonym śmiechem, bo dotarł do mnie bezsens całej sytuacji: przecież te książki i tak nie były mi potrzebne i puszczając z nimi babę wolno, oszczędziłabym sobie drogi i wysiłku.

Z drugiej jednak strony: torby szkoda.

próba zaboru mienia w kościele

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 361 (395)

#74198

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia zasłyszana od znajomej mojej mamy ( z jej życia)

Młode małżeństwo z 6-letnią córeczką i 2-letnim psem.
Ponieważ pan mąż był mało zaangażowany w życie rodzinne (potrafił zapomnieć o odebraniu dziecka z przedszkola, gdy żona była w delegacji), a aż za bardzo w towarzyskie (koledzy, popijawy itp.), praca go się nie trzymała; żerował na żonie i rodzicach, kobieta złożyła wniosek o rozwód, szczególnie że w domu zaczęła się wobec niej przemoc.

Po otrzymanym rozwodzie kobieta wróciła w swoje rodzinne strony, gdzie mogła liczyć na wsparcie od bliskich. Zabrała ze sobą córeczkę (zgodnie z postanowieniem sądu); chciała też wziąć pieska, do którego mała była bardzo przywiązana, a który był prezentem od jej przyjaciółki dla córeczki.

W tym momencie były już mąż urządził awanturę, z płaczem i wyrzutami pt. "dziecko mi już zabrałaś, teraz chcesz mi odebrać jeszcze przyjaciela", tak że wiedziona współczuciem zostawiła zwierzaka, tłumacząc zrozpaczonej córce, że tatuś też kocha pieska i byłoby mu smutno całkiem samemu.

Po latach dowiedziała się od wspólnych znajomych, że mąż po około dwóch miesiącach oddał zwierzaka jakimś ludziom na wieś, a tam pokojowy piesek uwiązany na łańcuchu przy budzie i w złych warunkach nie pożył zbyt długo.

rozwód/podział "majątku"/przywiązanie do psa

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 256 (298)
zarchiwizowany

#74140

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kuzynka musiała w zeszłym tygodniu wyjechać do naszego zachodniego sąsiada. Pociąg jej wyszedł dość drogo, autobusem stara się nie jeździć,gdy nie musi ( ma chorobę lokomocyjną), namówiłam ją więc na skorzystanie z blablajacego portalu oferującego wspólne przejazdy.

Udało się jej wyszukać pasujący pod każdym względem (data, godzina, kierunek- docelowo inny, ale przez miasto odwiedzane przez kuzynke) przejazd za godziwe pieniążki; pełni szczęścia dopełnił fakt,że przemiły kierowca obiecał zarezerwować jej miejsce z przodu, jako ,że była pierwsza osoba, która skorzystała z jego propozycji.

W wyznaczonym dniu, dojechała na miejsce zbiórki kilkanaście minut przed wyznaczona godziną odjazdu, która przeminęła, a kierowcy- brak. Po półtorej godziny zadzwoniła do niego, na co usłyszała już nie takie miłe"Pani czeka!"Czekała więc kolejne 1,5 godziny.

Kiedy wreszcie przyjechał, okazało się,ze obiecane miejsce jest zajęte przez jakiegoś pana, kuzynka została więc pospiesznie upchnięta z tyłu koło miłej dziewczyny, która podróżowała do tego samego miasta i punktu (dworzec). Okazało się,że samochód budził swym wyglądem pewne wątpliwości, na domiar złego kierowca cały czas palił podczas podróży, nie korzystając z wentylacji,a na grzeczna prośbę o zaprzestanie- warknął:"Moje auto-moje fajki".W tej miłej atmosferze kuzynka oćpana tabletkami przeciw chorobie lokomocyjnej zasnęła.

Obudziła się już na przedmieściach miastach, do którego zmierzała;jak się okazało facet z przodu też.Z jego powodu krążyli ok godziny po uliczkach, by zawieźć go pod wskazany adres.

Po odstawieniu pana z przodu, kierowca zrobił się bardzo niecierpliwy i jeszcze bardziej niegrzeczny.Chciał wysadzić obie dziewczyny na tym samym osiedlu,co pasażera (drugi koniec miasta w stosunku do dworca), pokrzykując na nie ,że stracił już dużo czasu, a po tym mieście ch....o się jeździ.

Kiedy sie uparły,że ma je dowieść na umówione miejsce, ruszył wreszcie z pianą i przekleństwami na ustach. Jechał bardzo nerwowo, skręcając np na prawo zamiast w lewo (mimo wyraźnych rad GPS),a winą obarczając pasażerki.

Kiedy wreszcie zamajaczył na horyzoncie budynek dworca, wyrzucił je praktycznie z auta, za przejazd żądając 2 x tyle, co było umówione. Zapłaciły z niesmakiem, bo mogły stracić bagaż.

Do Polski kuzynka wróciła autobusem.Bez przygód.Mnie trochę głupio,że ją namówiłam na plaplaauto,ale sama korzystałam już z tego portalu parę razy i wszystko było ok.
Ot pech chyba.

wspólne przejazdy

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 81 (151)
zarchiwizowany

#73750

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Biegnę ja dzisiaj rano do pracy-a rankami jestem raczej zombi- w tym wypadku bardzo zaspane i niekontaktujące, mijam za narożnikiem budynku jakieś takie fajne ustrojstwo- nie to mini samochodzik,ni traktorek-(przepraszam za ma ignorancję osoby obeznane z techniką- generalnie wiem ,że toto do koszenia i zbierania trawy służy), a obok niego mikrego jegomościa w w roboczym ubranku w ostatnio modnym odcieniu neonowego pomarańczu, najwyraźniej operatora sprzętu.

Obywatel w jednej ręce trzyma pionowo odwróconą do góry dnem butelkę, z której z chlupotem przelewa do otworu gębowego napój, który chciwie połyka.W drugiej ręce -bliźniacza butelka pierwszej, tylko ,że w stanie jeszcze dziewiczym.

Obraz pozostał mi na siatkówce oka, kiedy przebiegałam obok.
I teraz dopiero przyszła refleksja: była 6:30- ile jeszcze takich butelek wychylił ten człek w ciągu dnia-a nie była to bynajmniej woda mineralna- i czy miało to wpływ na bezpieczeństwo jego i innych.

piwo w miejscu pracy/operowanie sprzętem

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (31)
zarchiwizowany

#73713

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia BananTruskawki-http://piekielni.pl/73631- o swoistym terrorze footbolowym skłoniła mnie,żeby podzielić się
refleksją osoby będącej bliska sąsiadką całej 4-osobowej, 2-pokoleniowej rodzinki fanów polskiej piłki nożnej.

Jestem osobą generalnie antysportową, więc uganianie się po boisku dorosłych chłopa za okrągłym skórzanym przedmiotem nie budzi we mnie żadnych emocji, ale staram się zrozumieć i akceptować ludzi, dla których jest to centrum ich wszechświata, pod warunkiem,że i oni respektują moje prawa.

Jeżeli chodzi o wzmiankowanych sąsiadów, nie obchodzą mnie ich oflagowane i oblusterkowane samochody, dzieci biegające po okolicy w pełnym rynsztunku kibica i z wymalowanymi buziami, czy fakt,że w dni meczów najwyraźniej biorą wolne i już od rana oddają się swej namiętności do piłki nożnej (puszczają powtórki, wywiady, trąbki,piosenki zagrzewające do boju itp),ale jeśli przeciąga się to do późnych godzin nocnych i o godz. 24 czuję się tak, jakbym miała wypełniony po brzegi stadion za ścianą, to mówię "nie".
Tzn. wysyłam swojego chłopa (fana siatkówki ;-)),co by sąsiadów przywołał do porządku. Dopukał się z wielkim trudem, po czym został powitany radośnie i życzliwie puszką piwa przez grono rozbawionych kibiców wśród których były dzieci w wieku przedszkolno-szkolnym i zaproszony do wspólnego świętowania.Odmówił i okazał się "zabawopsujem" prosząc o wyciszenie imprezy, co spotkało się z wielkim niedowierzaniem ( "ale jak to, przecież nasi wygrali?!?!")i lekkim fochem,ale odniosło zamierzony skutek, bo w ciągu ok.30 - 40 minut towarzystwo w zwarzonych humorach rozeszło się do łóżek.

Znamienna była reakcja tych ludzi, którzy jakby nie rozumieli,że można nie oglądać i nie świętować meczu, tylko po prostu chcieć spać.

PS. Na ich balkonie wisi wielka biała-czerwona flaga (jedyna na całym budynku), której nie było ani 3.Maja ani 11.Listopada...Najwyraźniej tamte święta nie były wystarczająco ważne i polskie.

fani piłki nożnej/sąsiedzi

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 80 (184)