Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

bleeee

Zamieszcza historie od: 29 sierpnia 2012 - 15:42
Ostatnio: 18 kwietnia 2019 - 0:53
  • Historii na głównej: 21 z 22
  • Punktów za historie: 11839
  • Komentarzy: 544
  • Punktów za komentarze: 2611
 

#51386

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Coś o rowerzystach będzie.
Uprzedzam - sam też jeżdżę rowerem, więc to nie jest hejt na wszystkich rowerzystów.

Zmieniły się nam przepisy. W myśl tych "nowych" przepisów rowerzysta może jechać chodnikiem. Tyle wiedzą rowerzyści. I dzisiaj idę sobie chodnikiem z, co ważne, ogromną torbą podróżną, chodnik poniżej metra szerokości, z prawej (od ulicy) słupki, z lewej kamienice (jak ktoś wie, jak wygląda ul. Czartoryskiego w Bydgoszczy to rozumie), słyszę za plecami dzwonek i krzyk "Zejdź, *urwa, bo jadę!". Jakiś pan, plus minus 50 lat próbuje mnie staranować. Nie mogliśmy się minąć (torba nie pozwalała). Gość zsiadł z roweru i się drze na mnie, że wolno rowerzyście po chodniku jechać i mam mu zejść natychmiast. Na szczęście udawałem głuchego.

Informuję, drodzy rowerzyści, że są 2 warunki do spełnienia, abyście poruszali się po chodniku:
1) Chodnik MUSI mieć minimum 2 metry szerokości,
2) Nie może utrudniać ruchu pieszym.

Pomijam, że poza tym powinien opiekować się dzieckiem do lat 10, że może jechać chodnikiem tylko wówczas, gdy na drodze obowiązuje ograniczenie prędkości powyżej 50 km/h, ewentualnie panują trudne warunki pogodowe.

To, że nieco ułatwiono życie rowerzystom, nie oznacza, że wolno wszystko. Nadal też NIE WOLNO przejeżdżać na przejściach dla pieszych. Należy rower prowadzić.
Bardziej informacja, niż historia, ale coś w tym jest piekielnego..

rowerzyści

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 526 (618)

#51521

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, jak bardzo można mieć zatwardziałe serce.

Zginął tragicznie nasz wykładowca. Było mi tym bardziej przykro, że to był naprawdę świetny człowiek, sporo starszy, raczej w wieku, w którym myśli się o emeryturze, a nie o nauce 27 języka klasycznego i studiach w Wiedniu. Cały rok, który miał z Nim zajęcia, dość mocno był tym przygnębiony. Istotne będzie dla dalszej części, że jestem na studiach doktoranckich, więc nikt z nas nie powinien mieć już "fiu bzdziu" w głowie...

Krzysiek. Facet po 30. Na wiadomość o śmierci naszego wykładowcy zareagował w taki oto sposób:
- SERIO?! No, to w sumie dobrze, bo ja mu tej pracy nie oddałem i mi mówił, że żeby ćwiczenia zaliczyć to muszę napisać dwie, a ja nie mam czasu...

Nawet nie wiem, jak to skomentować.

Studenci

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 967 (1061)

#45758

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka historia o tym, jak działają "ekoterroryści".

Pochodzę z maleńkiej wsi w Wielkopolsce. Do najbliższego sklepu około 2 km asfaltem, z drzewami po obu stronach. Asfalt, to trzeba przyznać jest wykonany naprawdę porządnie - po 10 latach od położenia, nadal nie ma dziur ani łat. Droga nie jest idealnie prosta, są delikatne łuki. I, od kiedy właśnie jest nowy asfalt, kierowcy sobie "pozwalają". W ciągu tych 10 lat na naszym odcinku było kilkanaście (!) potrąceń pieszych i rowerzystów (szczególnie w nocy). Zatem gmina postanowiła obok drogi wyłożyć chodnik.

Po półrocznych negocjacjach wszyscy właściciele gruntów, po których miał on przebiegać, zgodzili się oddać je za darmo - ot, od ludzi dla ludzi. Gmina pozyskała jakieś fundusze, no cud miód orzeszki. Tylko trzeba wyciąć drzewa z jednej strony drogi.
Burmistrz wystąpił o pozwolenie na wycinkę, które najpierw otrzymał, a które później zostało wycofane. Powód? "Grupa Ekologów" z miejscowości położonej około 200 km od naszej wsi zgłosiła, że ISTNIEJE PRAWDOPODOBIEŃSTWO, że na jednym z około 40 drzew przeznaczonych do wycinki, znajduje się gniazdo ptaka, który jest na liście gatunków chronionych. I sprawa ciągnie się już od sierpnia 2011 roku, końca jej nie widać.

Sytuacja może byłaby śmieszna, gdyby nie to, że w 2012 roku doszło do kolejnych 3 wypadków. W jednym z nich zginęła sąsiadka moich rodziców. I wiecie co? Chciałbym, żeby "Grupa Ekologów" ze Świebodzina spojrzała mieszkańcom w oczy i powiedziała "Tak, życie ptaków jest dla nas ważniejsze od waszego życia".

P.S. Mój ojciec, zapalony przyrodnik, przez 3 tygodnie próbował wypatrzeć ten gatunek ptaka lub chociaż opuszczone gniazdo na którymś z drzew. Nie udało się.

ekoterroryści ekologia

Skomentuj (57) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 821 (933)

#42540

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiem, wiem. Policja potrzebna jest i basta. Ale po tym, co dzisiaj PP (Panowie Policjanci) wymyślili, żeby nasza kochana Rzeczpospolita numer 3 mogła sobie zarobić mnie przeraziło.

Jechałem sobie moim samochodem do domu z pracy, 16.10, wiadomo - duże miasto duże korki. Dojeżdżam do skrzyżowania - niestety przed nosem "późne żółte", więc grzecznie stoję. Na środkowym pasie (ważne dla dalszej części). Delikatną muzyczkę w radyjku przerywa wycie. Z tyłu próbuje się przeciskać karetka na sygnale. Stojąc na środkowym pasie nie miałem zbyt wielkiego pola do manewru, a pomyślałem, że ktoś przecież umiera (a w tym miejscu czerwone trwa niemiłosiernie długo). Co więc zrobić? Rozejrzałem się i zjechałem na prawy pas, ale już za sygnalizacją. Karetka przejechała, wszystko pasuje... Otóż nie. Nie wiem skąd, wyrósł na chodniku radiowóz z migającymi światełkami i PP nakazującymi mi zjazd na przystanek autobusowy (za skrzyżowaniem). O co poszło?

PP1: Panie kierowco, od kiedy to można sobie wjeżdżać na skrzyżowanie na czerwonym świetle?
Bleeee: Ustępowałem miejsca karetce.
PP1: A ma pan to nagrane? Hłe, hłe.
B: Panowie są nienormalni. Nie przejechałem przez to skrzyżowanie, tylko umożliwiłem karetce przejazd, zatrzymując się jednak PRZED skrzyżowaniem, a za sygnalizacją.
PP2: No, będzie mandat, bo powinien pan to tak zrobić, żeby nie łamać przepisów.
B: Jaki mandat znowu? Nie przyjmuję żadnego mandatu, piszcie sobie wniosek o ukaranie do sądu (ogląda się UWAGA!PIRAT! to się wie, co oni muszą zrobić). I jestem przekonany, że monitoring z kościoła obok to łapie, zresztą karetka była ze szpitala XXX, gdzie zaraz się udam i porozmawiam z dyspozytorką, a może nawet już załoga wróci...
PP2: Dobra, już, dokumenty swoje, pojazdu...

Dostałem "ustne pouczenie". Ale jakim trzeba być gnomem, żeby stać pół dnia na parkingu przy kościele (często ich tam widzę), a później żeby się wykazać, na siłę wciskać mandaty? Czy ma to na celu doprowadzenie do tego, że nikt nie ustąpi karetce, bo będzie się bał mandatu? W jakim my, k***a, kraju żyjemy?!

policja pogotowie

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1146 (1192)
zarchiwizowany

#42388

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o piekielnej babci...
Pisałem o niej już tutaj: http://piekielni.pl/40348. Teraz ciąg nastąpił, niestety, dalszy.
Młody już jest na tyle "urośnięty" - skubany już dobre 5 kilo waży - że może już spokojnie podróżować (zresztą w aucie mu się śpi najlepiej). Więc moja szwagierka (D), korzystając z tego, że mój brat (A) od rana do nocy pracuje, żeby utrzymać młodą mamę z synusiem, wyjechała do swojej mamy (B2). Mojego brata przywiózł nasz tata (T) na weekend do nich. I zawiózł go do B2 i D.
Już na schodach domu "powitała" ich teściowa brata.
B2: Czego tu, k***a, szukacie?!
A strzelił karpika, ale nic nie mówi.
T: No jak czego? Mojego wnusia i synową chciałbym odwiedzić.
B2: Wyp*****lać mi stąd, kur***rze! Wy ch**e!
A: Czy pani jest nienormalna? Przyjechałem do mojego synka, proszę mnie wpuścić.
B2: Wyp*****lać powiedziałam! To jest mój dom! Ja policję wezwę, że mnie chcecie na pewno okraść! Bo ja jestem bogata! I D już z MOIM dzieckiem do Ciebie, ku****e, nie wróci! Ona Cię nienawidzi, bo jesteś żebrak, jak twój ojciec!
T: Wie pani, że za takie słowa może pani iść siedzieć?
A: Proszę zawołać D, niech mi to sama powie, bo 5 minut temu z nią rozmawiałem i nic takiego nie mówiła.
B2: Bo ona się ciebie boi! Ja zgłoszę na policję,że ty ją bijesz, ch**u!
T (mocno, mocno zdenerwowany): Albo zawołasz (przeszedł na "ty", a jakże), albo zgłosimy porwanie. Jeszcze Ciebie wywiozą do psychiatryka, bo ty się musisz leczyć, kobieto!
B2: Jarek, Jarek! (nawoływała swojego męża) Oni chcą porwać nasze dziecko!
Po chwili (w tym czasie padały różne wyzwiska, atmosfera już była napięta do granic możliwości) przyszedł Jarek (J).
B2: Jarek, oni chcą nam porwać Jaśka, naszego Jasieńka (płacz).
J: Ja z nimi pogadam. Panowie, zejdźmy na dół...(zeszli) D dzisiaj do Was przyjedzie, obiecuję. Bo żona jest poważnie chora, jej się wydaje, że Jasiu to nasz syn...Przepraszam za jej zachowanie. Już sam nie wiem co robić, bo ona nie chce się leczyć. Proszę spokojnie odjedźcie, macie moją wizytówkę, przedzwońcie do mnie o której Wam pasuje, żeby podrzucić D i małego, bo pewnie coś tam musicie przygotować. I jeszcze raz przepraszam, że tak wyszło...

Konflikt wydaje się zażegnany, wiemy już, że B2 jest rzeczywiście chora, ale tak się nie da żyć. A zbliżają się chrzciny małego poganina, na których babcia pewnie też się pojawi. Wszyscy się boimy, żeby nie zrobiła czegoś głupiego w kościele. Mój tata wini trochę D,że nie mówiła nikomu, że jej mama jest chora i, że wiedząc o tym, jednak tam jeździ...Ale ja to próbuję zrozumieć - matka to matka. Nie wiem czy to piekielne czy smutne. Współczuję mojemu bratu, rodzicom no i Młodemu oczywiście.

rodzina

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (244)

#40950

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o moim kuzynie, który ze mną zamieszkał.
Pamiętacie? Pisałem, że chłopak ze wsi i strasznie zahukany. Przez pierwszy tydzień siedział non stop przed komputerem. Po prostu non stop. W ramach "odwsiowywania", postanowiłem zabrać go na małą weekendową imprezkę wraz z moimi znajomymi, do klubu, w którym można fajkę wodną wynająć sobie i siedząc sączyć piwko i zaciągać się przyjemnym gęstym dymem. Tytoniu, co ważne dalej.

Poszliśmy, moi znajomi i ja staraliśmy się młodego zachęcić do integracji. Wzięliśmy "fajkę pokoju", ktoś wrzucił zabawny temat, no cud, miód i orzeszki. Ale po pewnym czasie młody zaczął się zachowywać... dziwnie, tzn siedział ciągle i się śmiał. Takim głośnym histerycznym śmiechem. No nic. Śmiał się tak całą drogę do domu. Następnego dnia przy śniadaniu tako rzecze młody:
- Ale się wczoraj spaliliśmy, nie?

Powiedzieć mu, że tam nie było się czym spalić? :D

Palenie marihuanina

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 909 (1049)

#40514

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ktoś wstawił historię o tym jak firma (kino) uszczęśliwia pracowników na siłę.
Opowiem o naszym wyjeździe służbowym.

Duża poważna firma. Wszyscy zazwyczaj poważni, garnitury, magisterki, doktoraty. Wyjazd do hotelu ****.

1) Pani X: Nie pojadę, bo zawsze były hotele *****, a do jakiegoś chlewa nie pojadę.
2) Wezwanie do prezesa w dniu wyjazdu:
- Panie Bleeee, jedzie Pan z nami pierwszy raz, więc powiem jakie są zasady: alkohol pijemy tylko w restauracji, klubie, pokojach. Nie wolno pić na korytarzu. Nie wolno wymiotować na korytarzach i innych miejscach publicznych. Pomagamy kolegom, którzy zaniemogli... (i w ten deseń 15 minut).
Moje pytanie brzmi - wycieczka gimnazjalna?
3) Ludzie upici do granic możliwości już w autobusie.
4) Na śniadaniu z 60 osób pojawiło się dwóch wiceprezesów i ja.
5) Na planowanych szkoleniach frekwencja wyniosła około 25-30%.
6) (wg mnie najlepsze) ZAKAZ MÓWIENIA ZNAJOMYM I KLIENTOM O WYJEŹDZIE :D

praca

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 744 (806)

#40449

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie rozumiem roszczeniowej postawy niektórych ludzi.

Mam swoje małe mieszkanko. Nagle w sierpniu zadzwonił stryja wujka kuzyna ciotki dziadka syn - że niby rodzina. Mieszkają w małej miejscowości i prowadzą jakąś firmę. Widzieliśmy się kiedyś tam, ale kontaktów nie utrzymywaliśmy. "Kuzyn" zdał maturę i chce studiować w moim mieście i szuka mieszkania, a w ogóle to by mnie chciał odwiedzić. Ok, był raz, umówiliśmy się, że przez zimę może u mnie pomieszkać (dołoży się do rachunków, które zimą rosną przecież). Uzgodnione. Przyjechał wczoraj. Z ojcem.

Ojciec: To gdzie mamy spać?
Bleee: No, jeden na łóżku, a drugi na podłodze by musiał, bo ja idę na 8 do roboty i się muszę wyspać.
O: Ale jesteś niegościnny.
(tu wyjaśnienie: pracuję w garniturze, dość poważne stanowisko, ale mówię zawsze "Idę do roboty")
Chwilę później:
O: A ty nie studiujesz, nie? To X sobie zajmie to biurko, bo on ZDAŁ maturę i nie musi jak jakiś robol pracować, tylko będzie studiował. A ty pewnie po robocie to i tak nie czytasz, ani nic bo to raczej takie rozrywki inteligenckie, hłe hłe.
B: Nie może zająć mojego biurka, bo będzie mi pewnie potrzebne od października, doktoratu na łóżku pisać nie będę.
Mina O zrobiła się jakaś taka...inna.
Ale olałem, bo co się będę kłócił.

Poranek.
O: Daj klucze dla X.
B: Jeszcze nie mam, mam jeden komplet.
O: ALE ON MUSI MIEĆ JUŻ KLUCZE!
B: Po pracy pójdę dorobić i będzie miał.
O: TERAZ MUSI MIEĆ!
B: Ku..a, a ja mam po pracy przez balkon wejść?
O: Co mnie to obchodzi, będziesz mu wynajmował mieszkanie i on musi mieć klucze.
B: No, jak musi, to ma 10 minut na zabranie swoich rzeczy i wypier....ć.
O: Tak do rodziny? My ci pomagamy przecież, bo sam tu się nie utrzymasz, a X będzie ci płacił za połowę rachunków.
B: Taa... A jakby wynajmował gdzie indziej to by płacił całość plus opłatę za wynajem.
O: RODZINIE NIE MOŻNA WYLICZAĆ.
B: Wypier....ć. I to już.

Szkoda mi tylko X, bo to poczciwy chłopak, napisałem mu przed chwilą sms-a, że może u mnie zamieszkać, byle nigdy więcej swojego ojca nie przywoził.
A we mnie się ciągle gotuje. Bo jak tak można?

rodzinka

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1223 (1277)

#40348

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Urodził się "nam" dzieciak. Tzn. mojemu bratu, ale dzieciak to dobro rodzinne przecież. Młody, jak młody, jest mały, gruby, robi kupkę, pije mleko prosto od swojej mamy i śpi. Ogólnie - nic ciekawego. Ciekawa jest za to zażarta walka babć o wnusia. Ważne dla dalszej części historii jest to, że moja mama po wypadku jest osobą niepełnosprawną.
A że bratowa rodziła w szpitalu w rodzinnym mieście naszym i swoim, czyli ponad 200 km od obecnego miejsca zamieszkania, to jest o co walczyć, bo przecież przez pierwsze 2 tygodnie młodego wozić za bardzo nie można.

Legenda:
B1 (moja mama), B2 (druga babcia), D (bratowa).

1) TYDZIEŃ PRZED.
B2: Ale kochanie (do D), mam nadzieję, że po porodzie to się u nas zatrzymacie z małym.
D: No, nie, zaplanowaliśmy, że u B1. Nawet tam łóżeczko wstawiliśmy.
B2: Chyba Cię po...ło! Idiotko! Ta kaleka ci przecież przy małym nie pomoże!

2) DZIEŃ PRZED.
B2: D, kupiliśmy z tatą łóżeczko, żeby maleństwo miało gdzie spać przez te 2 tygodnie,zanim wrócicie do siebie.
D: Mamo, ale mówiłam ci już, że zamieszkamy u B1
B2: SŁUCHAJ KRETYNKO! MÓWIŁAM CI,ŻE DZIECKO NIE MOŻE PATRZEĆ NA TĘ KALEKĘ, BO TO NIE JEST WIDOK DLA DZIECKA!
D: Mam 30 lat i sama zdecyduję, gdzie będę mieszkać z MOIM dzieckiem.
Koniec? No nie.

2 DNI PO - termin krytyczny wyjścia ze szpitala. D z małym miała wyjść o 12 i o tej godzinie wraz z moją mamą po nią pojechaliśmy. Na miejscu - niespodzianka. B2 już jest z NOSIDEŁKIEM w ręku. Jak się okazało, czeka od 6 rano. Przed szpitalem. Na nasz widok zaczęła wrzeszczeć:

B2: Chcecie mi zabrać moje dziecko, żebym go nie zobaczyła! Nie zbliżaj się kaleko do mojego maleństwa, zarazisz je! Nie dotykaj go, bo upuścisz!
Ja: Niech się pani zamknie wreszcie, bo wezwę policję. D z moim bratem sami zdecydowali, że wolą pomieszkać z nami, w naszym 3 pokojowym mieszkanku niż z panią, w pani wielkim domu. I wie pani co? Już im się nie dziwię.
B1: (jak zwykle próbując łagodzić sytuację) Ale proszę, uspokój się, przecież możesz do nas przyjeżdżać i odwiedzać malutkiego.
B2: CHCESZ MI ZABRAĆ WNUKA I CÓRKĘ, PIER...A KALEKO.

Oczywiście D zamieszkała u nas, B2 nas nie odwiedziła od 6 dni ani razu. Nie rozumiem tego, jeśli tak bardzo kocha swojego wnuczka i córkę - to dlaczego nie chce ich zobaczyć?

Prawie rodzina

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 731 (801)

#39137

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dokładnie 9 i pół roku temu moi rodzice mieli wypadek samochodowy. Bardzo poważny. Na śliskiej nawierzchni auto wpadło w poślizg, obróciło się i dachowało. Mama trafiła na 2 miesiące do szpitala, sparaliżowana od szyi w dół, dopiero po szeregu operacji, po prawie 2 latach zaczęła uczyć się chodzić. Tata (kierowca) wyszedł z wypadku dużo lepiej - miał uszkodzony kręgosłup, ale nie rdzeń, w związku z tym po tygodniu, w gorsecie był w domu, wychodził po zakupy, etc. I to był jego błąd.

W czasie gdy Mama była w szpitalu jeszcze, ja spędzając u niej po 8-10 godzin na dobę, biegnąc ze szpitala do domu i później do szkoły, ze szkoły do szpitala, ogółem koło bez czasu na sen, złapałem jakąś infekcję, grypę czy coś (wypadek był w styczniu, więc zima w pełni). Mamy w domu nie było, a my, faceci na lekach to się znać nie bardzo znaliśmy. Jak gorączka dobiła do 40 stopni, zawlokłem moje 4 litery do naszej małomiasteczkowej przychodni. Wiadomo - wszyscy wszystkich znają, tyle że ściąłem w tym czasie włosy - z takich do ramion na króciutkie i przerzuciłem się z okularów na soczewki. Nawet rodzina mnie nie bardzo poznawała. To celem wyjaśnienia tego co było piekielne.

Siedzą babcie (jak zwykle) i debatują. O czym? No, jak to o czym? O innych.
Babcia 1: A słyszałyście, że ten Xxx (mój Tata), syn tego Xxx (śp. Dziadek) to miał wypadek z tą kobitą swoją?
Babcia 2: No. I jej podobno nogę odcięli! A z samochodu jej nie można było wyciągnąć!
Babcia 1: Ale widziałaś pani? Ona ledwo żyje, ponoć tylko maszyny ją podtrzymują, a jemu nic nie jest! I se łazi po chlebek. Chyba mu to na rękę, że jej nie ma w domu.
Babcia 3: NO BO ÓN TO SIĘ CHCIOŁ ROZWIEŚĆ! INO ÓNA TAKO KATOLICZKA I NIE CHCIOŁA MU DAĆ ROZWODU.

Tutaj miarka się przebrała, ale ja byłem bardzo miłym młodzieńcem.

Blee: Ale to nieprawda przecież.
Babcia 3: A co się GÓWNIORZU wtrącosz? Nie twoje sprawy!
Babcia 2: Już my wiemy lepiej, co się stało i czemu.
Blee: Tylko, że tak się składa, że to moi rodzice.

Po minucie poczułem się jak Jezus. Babcie cudownie ozdrowiały i czerwoniutkie na twarzach wybiegały z przychodni.

Właśnie dlatego nie lubię jeździć do moich rodziców na wieś. Bo nie każdą plotkę mogę zweryfikować, a czasem człowiek mimowolnie przyjmuje to, co usłyszy. I później się rodzą takie "kwiatki".

Moher komando w przychodni

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 824 (866)