bloodcarver ♂
Zamieszcza historie od: | 15 czerwca 2011 - 15:47 |
Ostatnio: | 30 listopada 2024 - 0:14 |
O sobie: |
Mogłem mieć papierek dyslektyka. Nie chciałem - wolę się jednak starać. I jestem umysłem technicznym! Zarabiam na technicznych aspektach promocji. Tak że jak "czepiam się" stylu czy formatowania, to znaczy, że nawet takie beztalencia językowe jak ja widzą tu kłopot. A jak zwracam uwagę na orty - cóż, przed kim jak przed kim, ale przede mną usprawiedliwianie się dysczymśtam to śmiech na sali. PS komentarze omawiam tylko w komentarzach, wysyłanie PW na ich temat nie ma większego sensu, i tak nie przeczytam. Jeśli nie reaguję na twoją odpowiedź - ojej. PPS Ktoś zminusował hurtem moje komentarze. Ojej, mam już tylko 12 tysięcy punktów za komentarze i dwadzieścia tysięcy za historie, patrzcie jak płaczę, że mi te kilkanaście ubyło :D Bawcie się dzieci, bawcie. |
- Historii na głównej: 46 z 77
- Punktów za historie: 33011
- Komentarzy: 9259
- Punktów za komentarze: 76434
Nie mam umowy z T-Mobile. Nigdy nie miałem. Numer nigdy nie przechodził przez procedurę MNP, i jest już dość stary. Nie przywitała mnie po nazwisku.
Próbowałem dowiedzieć się, skąd mają mój numer. Niestety pani Kubiak uparcie próbowała odwracać kota ogonem, i zamiast udzielić mi jasnej odpowiedzi wykręcała się typu "mam w systemie", "to musiał pan ...", oraz próbowała wyciągnąć informację, czy telefon jest na kartę, czy na abonament. A gdy uparcie prosiłem by mi powiedziała, na podstawie jakiej niby zgody w ogóle do mnie dzwoni - po prostu się rozłączyła.
Jeśli źle spisałem nazwisko czy nazwę firmy z nagrania, oczywiście chętnie poprawię. Tak, mam tą rozmowę nagraną. I tak się tylko zastanawiam, czy nie przejść się z tym nagraniem do GIODO.
media_systems call_center t-mobile
"Prosimy dostarczyć kopię dokumentów, żebyśmy mogli się ustosunkować."
Windykator odpowiedział, owszem. Odpowiedział w stylu "Dokumentów nie pokażemy, trzeba płacić". Jasne, już pędzę. Po naszym piśmie, że jeśli dług był, to go spłacę, ale niech przedstawią jakąkolwiek dokumentację, że był, cisza. Na miesiąc.
Takie coś powtórzyło się jeszcze trzy razy. Za czwartym razem wyjawili, że działają na zlecenie banku. Jednego z bardziej znanych banków "internetowych", w którym faktycznie miałem kiedyś konto. I przedstawili dokument - umowę ramową. Czyli taką, dzięki której mogłem "wyklikać" kredyt. Ale zero konkretów na temat kiedy niby to faktycznie zrobiłem. Na prośbę o uzupełnienie odpisali w stylu "płacić albo sąd".
Z żalem odpisaliśmy, że jeśli sąd jest jedynym sposobem, bym poznał za co niby mam płacić, to trudno, muszę się zgodzić. I poszli. Niestety bank zgłosił się do e-sądu. Czemu niestety? Bo e-sąd przybił ich żądanie na podstawie samej tylko umowy ramowej.
Oczywiście to, że e-sąd coś zadecyduje, jeszcze nic wielkiego nie znaczy, i poszedł sprzeciw. W takiej sytuacji sprawę musi rozpatrzeć zwykły sąd.
I co zrobił sędzia? To samo, co ja od początku! Poprosił o uzupełnienie brakujących dokumentów, tak żeby było wiadomo, za co konkretnie mam niby płacić! W odpowiedzi na to bank pozew wycofał, więc sąd sprawę umorzył.
Jaki trzeba mieć bałagan w papierach i dokumentacji, by ścigać po sądach klienta, a nie wiedzieć za co? Jeszcze ja to ja, w sumie mnie to nic nie kosztowało, a sąd koszty sądowe zasądził na naszą korzyść (równe tyle, ile bank chciał dla swoich prawników), więc i kumpel-prawnik nie pracował za orzeszki. Ale w tym czasie sądy mogły zająć się jakąś prawdziwą sprawą, a nie czas tracić.
Czyżby bank polował na zapominalskich, którzy widząc urzędowy język albo papiery z sądu od razu wyskoczą z kasy? A może naprawdę byłem im coś winien, ot skleroza, ale oni z własnej głupoty pozbawili się pieniędzy? Nie wiem i już się nie dowiem.
bank
Gorąco, klimatyzacja nie wyrabia, długa kolejka, tylko jedna kasa czynna. Absolutnie nie da się otworzyć drugiej, bo przyjęcie towaru. Podchodzą Cyganie do zamkniętej kasy i nagle cud, od razu dzwonek, i niemożliwe staje się możliwe, kasa otwarta. A jak za Cyganami ustawiają się Polacy, to "prosimy do drugiej kasy".
I to nie była jednorazowa sytuacja, tak się dzieje od jakichś dwóch miesięcy. I mimo tego, że "W wyniku przeprowadzonych procedur wyjaśniających personel sklepu został ponownie pouczony, co do właściwej obsługi klientów", jak mi odpisał ich BOK, nic się nie zmieniło. Cyganie mają pierwszeństwo, osoby o wyglądzie Słowiańskim muszą stać.
Biedronka
- Oczywiście w ciemnych ubraniach, po zmroku tak najlepiej!
- Jezdnią, nie chodnikiem, choć chodnik jest
- Należy się zatrzymać z daleka od latarni
- Na "nawrotce" między jezdniami, za krzakiem, żeby przypadkiem nie było widać
- I w takich warunkach oczywiście koniecznie długi pocałunek, taki żeby świata poza ukochanym / ukochaną nie widzieć, i przypadkiem nie usłyszeć silnika zbliżającego się pojazdu
To wszystko najlepiej robić na terenie, na którym jeżdżą L-ki, nauka jazdy znaczy. Motocyklowa, żeby było ciekawiej, czyli w razie czego początkujący kierowca też się łamie. Teren ładnie oznaczony, żadnych wątpliwości że to plac nauki jazdy być nie mogło. Niestety bez płotu. No i chodnik to chodnik, gdyby nie nauka jazdy, to zawsze mógł tam jechać ktoś, kto już umie, i pewnie jechałby szybciej.
Cóż, przynajmniej na drugich zajęciach zaliczyłem awaryjne omijanie przeszkody.
Plac manewrowy
Podróż między dwoma dużymi miastami. Wyjazd opóźnił się o prawie pół godziny, bo kilkanaście osób nie mogło znaleźć sobie siedzeń. Czyżby awaria systemu? Za dużo biletów? Otóż nie!
Kilkanaście osób było "sprytnych" i na grzeczne pytania "czy miejsce obok pana jest wolne?" odpowiadało "Nie, zajęte". Ot, umyślili sobie, że wygodniej się będzie jechało, jak nikt obcy się nie dosiądzie. Sztuczka się nie udała, bo kierowca nie mógł ruszyć ze stojącymi pasażerami, a i pasażerowie, którzy w końcu zapłacili za przejazd na siedząco, nie zamierzali stać. Ale co się obsługa namęczyła, to ich. A co spóźnienia załapaliśmy, to nasze - pasażerów.
Czemu ci ostatni pasażerowie pytali zamiast usiąść po prostu? Bo buce siadały na siedzeniach od korytarza, i nie dało się "po prostu" usiąść na siedzeniach od okna.
bus
Przeciska się taka osoba, płci i wieku w miarę dowolnego, ku brzegowi peronu, coby na pewno wsiadać jako jedna z pierwszych. Godzina 7:30 plus minus trochę, więc wiadomo, że za pierwszą będzie druga, trzecia, a pewnie i dziesiąta. Ale co to dla naszej osoby? Ano nic. Wsiada, i od razu staje. W samiutkim wejściu. Żeby choć jeszcze z samego boczku, skulona... Ale nie, zazwyczaj staje dumna, nogi w lekkim rozkroku, takie wojskowe spocznij, swoją osobą blokując praktycznie całe przejście, a na "przepraszam!" głucha.
I wiecie co? To już nawet nie chamstwo i egoizm takiego zachowania mnie dziwią i smucą. To głupota. Bo czy te osoby naprawdę wierzą, że kilka albo kilkanaście innych osób zostanie na peronie i zrezygnuje z jazdy, bo oto pan i władca stanął? Serio? Nawet jakby druga osoba chciała biec do innych drzwi, to przecież się nie wycofa, a reszta tłumu po prostu ją wepchnie. Jak ktoś może tego nie zauważyć?! Jak taka prosta prawda może nie docierać do ponoć dorosłych i samodzielnych ludzi?
komunikacja_miejska metro
Niestety jego numery w niewyjaśniony sposób regularnie wyciekają do jego "kolejkowych staruszek" i jak facet numeru nie zmieni ma przepykane, dzwonią na okrągło. I musi zmieniać. Nie pomaga żadne zastrzeganie ani unikanie dzwonienia do pacjentów.
Po 140 dniach (aż policzyłem z paragonem) dziura w podeszwie.
Reklamacja odrzucona. Powód: buty zbyt intensywnie noszone.
wojas.pl
W szpitalu kroplóweczka, zastrzyki, kilka badań. Wniosek lekarza:
- To jest albo A, albo B. Jeśli A, to samo przejdzie. Żeby wykluczyć B, zapisz się na badanie...
Tu lekarz się zamyślił, wyciąga telefon i dzwoni
- Pani Halinko, jakie są terminy na ... ? Aha. A w innych szpitalach, np na... A. A na...? No dobrze.
Rozłączył się, twarz mu posmutniała, i rzecze:
- Proszę pana, ja mogę dać panu skierowanie. Ale ja nie dam. Bo jeśli to jest A, to to tylko niepotrzebne blokowanie kolejki, a jeśli jednak B, to to badanie zrobią panu na OIOMie na długo, zanim pan się normalnie dostanie.
Do lekarza nic nie mam. I na szczęście to była przypadłość A.
[E] Co pan tam ma?
[S] E niiiiiic.
[E] No przecież widzę.
[S] Ale to nic takiego tam.
I tak to trwało dłuższą chwilę. Jako że sklep nie ma ochrony, panie ekspedientki znam już dość dobrze, a i szefową nawet lubię, to stanąłem sobie dyskretnie i czekam na koniec, a nuż będzie trzeba zastawić wyjście?
Po kilku ładnych wymianach coraz bardziej nerwowych pytań i wciąż tak samo wymijających odpowiedzi:
[S] No dobra! Pokażę!
I wyjmuje... dwie rolki papieru. I to nie sprzedawane w tym sklepie nawet. Mina ekspedientki mocno zdziwiona, moja mam nadzieję kamienna (wątpię, ale dajcie mi się łudzić).
[S] Gorąco jest! Pociłem się pod pachami. Każdy sobie radzi jak chce, nie?
I tylko żal ekspedientki i kolejki. Dobrze, że sklep ma klimę ;)
sklepy