Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

bulhakov

Zamieszcza historie od: 30 maja 2015 - 14:43
Ostatnio: 23 października 2018 - 21:44
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 1246
  • Komentarzy: 4
  • Punktów za komentarze: 64
 
zarchiwizowany

#66826

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając te wszystkie ciężkie historie, postanowiłem dodać coś lżejszego - krótki autentyk z LO.

Klasa mat-fiz, ale wychowawczynią jest polonistka. Klasowa wycieczka nad Morskie oko. Dwóch biegaczy z nadmiarem energii postanowiło właśnie wybiec trochę do przodu po szlaku.

Polonistka: "Dlaczego oni tak biegną pod tą górkę?"
Ja: "Żeby zyskać na energii potencjalnej!"
Polonistka: "Oj chłopcy, chłopcy! Wam tylko jedno w głowach!"

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (27)

#66567

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu kupiliśmy M5, ale że pieniędzy na remont już zabrakło, postanowiliśmy przez 2 lata wynajmować je studentom (w sumie 5 osób).

Mieliśmy dość sporą rotację lokatorów, bo to głównie studenci i młodzi pracujący. Była jasna zasada, że dwie skargi od sąsiadów na kogoś, to ten wylatuje (w sumie tylko raz musiałem z tego skorzystać) ale tak poza tym jakoś mocno się nie przyczepialiśmy jak sobie gospodarowali. W mieszkaniu panował wieczny bałagan, ale wiedzieliśmy że czaka nas remont generalny, więc specjalnie nie komentowałem. Przewinęło się paru piekielnych lokatorów, ale w tej historii ciężko będzie wymienić jednego winnego.

Raz w miesiącu zaglądałem do studentów odebrać pocztę i kwitki. Pewnego razu czuję, że coś w kuchni capi (dużo mocniej niż zwykle). Szukam źródła zapachu - jest to garnek z pomidorówką która skisła. Sugeruję lokatorce która akurat była w kuchni, że mogłaby to sprzątnąć, ona odpowiada że "tu każdy sprząta tylko po sobie", i że jako jedyna kobieta w tym mieszkaniu tym bardziej nie będzie po tych brudasach sprzątała, bo jeszcze się lenie przyzwyczają.

Miesiąc później ponownie zaglądam do studentów i w progu uderza mnie nieziemski smród. Idę do kuchni i widzę ten sam garnek co miesiąc temu. Z lękiem podnoszę wieczko - skiśnięta pomidorówka już dawno zamieniła się w "grzybową" i od smrodu kręci mi się w głowie.

Zwołuję szybko zebranie lokatorów - po kolei każdy wypiera się, że to jego garnek.... W końcu dochodzą do olśnienia - "To Lokatora X! Przecież on jako jedyny zupy sobie gotował!" Pozostawiłem ich z tym odkryciem i wyszedłem. Miesiąc później garnka nie było, smród wywietrzał dopiero w trakcie remontu po doprowadzeniu kuchni do stanu surowego.

Teraz puenta - Lokator X wyprowadził się ponad 2 miesiące wcześniej. Jak upartym trzeba być żeby przez 2 miesiące znosić taki smród, bo "każdy sprząta tylko po sobie" i jak niekomunikatywnym by nie odkryć czyj był garnek?

lokatorzy

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 645 (721)

#66531

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak strollowałem drogowego trolla.

Pedałuję sobie po skraju drogi i kątem okiem widzę że "śledzi" mnie jakiś dostawczak (tzn. jedzie już jakiś czas z metr za mną). Jeszcze bardziej przytulam się do krawężnika, bo myślę że może boi się wyprzedzić. Rzeczywiście przyspiesza, ale jedzie strasznie blisko mnie. Gdy jest dokładnie na mojej wysokości pasażer wychyla się przez okno i wrzeszczy mi prosto w ucho "UWAGA!". Odbijam na chodnik, ledwo udaje mi się nie rozbić o zaparkowane na chodniku auto. Dostawczak dodaje gazu i słyszę tylko oddalający się chichot.

Kawalarze nie przewidzieli chyba, że ze 100m dalej jest zakorkowane skrzyżowanie, na którym ich doganiam (w końcu to Łódź i godziny szczytu). Dojeżdżam od strony pasażera i pukam w szybkę, którą opuszczają. W środku siedzi dwóch młodzików ze zmieszanymi minami. Nastaje niezręczna cisza. Czekam na jakąś reakcję, oni chyba też (w głowie kalkuluję że jak będą dymy, to raczej dam radę - kolesie są po 70-80kg, ja 120kg, do tego w kasku i mam rower jako prowizoryczną tarczę lub sposób na szybką ucieczkę). Postawiam przerwać ciszę "Naprawdę nie mają Panowie nic do powiedzenia po takim dziecinnym zachowaniu?"

Pasażer totalnie ironicznie/niewinnym/zdziwionym tonem mówi:
- Aaa! To pan myślał że ja na pana krzyczałem? Nie no, ależ skąd! Do kolegi krzyczałem żeby na Pana uważał. - Po czym obydwaj patrzą po sobie mało subtelnie tłumiąc chichot.

Chwilę się zastanawiam jak zripostować (dostawczak nigdzie nie jedzie, światła się zmieniły ,ale korek jest taki że i tak się nie wstawią). Zsiadam z roweru. Ostentacyjnie wyjmuję ogromny pęk kluczy z kieszeni. Przykładam palec za drzwiami pasażera i zaczynam obchodzić dostawczaka dookoła prowadząc rower. Jadę tylko paznokciem po lakierze nie robiąc żadnych szkód.

Jak już jestem po drugiej stronie auta, to otwierają się drzwi kierowcy i wyskakuje koleś wrzeszcząc "KU@#$! TERAZ TO PRZEGIĄŁEŚ!". Schyla się do auta i spod siedzenia wyciąga duży klucz hydrauliczny.

Ja dla bezpieczeństwa staję za rowerem i pokazuję palcem na bok auta. Koleś przejeżdża palcem po moim "zadrapaniu" które jest tylko czystszym śladem w brudzie na karoserii. Z wielką satysfakcją i parodiując ton pasażera mówię
- Aaa! To pan myślał, że ja kluczem rysowałem? Nie no, ależ skąd! Tak tylko palcem sobie przejechałem. - Po czym szybko wsiadłem na rower i odjechałem piekielnie z siebie zadowolony (i żałujący, że nie posiadam kamerki rowerowej).

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 484 (622)

1