Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

cathyalto

Zamieszcza historie od: 1 maja 2011 - 23:59
Ostatnio: 8 lutego 2017 - 10:15
  • Historii na głównej: 23 z 38
  • Punktów za historie: 18711
  • Komentarzy: 565
  • Punktów za komentarze: 3534
 

#85092

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka historia z wakacji w Polsce.

Stałam sobie na przystanku i czekałam na autobus. Miałam wrażenie, że ludzie się na mnie dziwnie patrzą (chyba każdy wie, o co chodzi), więc postanowiłam sprawdzić swój makijaż, czy nic mi się nie rozmazało.

W tym celu wyciągnęłam puderniczkę z lusterkiem, otworzyłam ją, odwróciłam się, by dyskretnie sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu, uniosłam ją do poziomu twarzy i... jakaś dziewczyna wyrwała mi ją z ręki i uciekła.

Puder z MAC-a, za około 100 zł, zużyty w połowie.

Brak słów.

Chciwość?

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 146 (260)
zarchiwizowany

#75998

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia bardzo krótka, ale wyprowadziła wszystkich obecnych z równowagi.
Bardzo wcześnie rano, pełno miejsca w metrze więc spokojnie można sobie wybrać gdzie usiąść usiąść obok siebie, gdy jedzie się grupą.
Wsiadam na jednej z początkowych stacji na samym końcu wagonu, na następnej wsiada kilka osób, jedna dziewczyna siada obok mnie, miejsce na przeciwko niej jest ciagle wolne. Jak się okazało jechała ze swoją koleżanką (a może siostrą) która usiadła oczywiście... po drugiej stronie wagonu, na samym początku! Niby nie mój biznes, ale panie miały bardzo dużo do powiedzenia i krzyczały przez cały wagon. Przez jakieś 20 minut każdy w wagonie musiał znosić dosłownie wydzieranie się dwóch bab do siebie na wzajem, już nie mówiąc o tym że to były dość prywatne sprawy i tak wszyscy w wagonie dowiedzieli się że pani siedząca obok mnie zdradziła swojego chłopaka z niejakim Kieranem...
Jeden facet kazał im być cicho, to kazały mu oddalić się w bliżej nieokreślonym kierunku. Po tym wszyscy już wiedzieli że nie ma sensu z nimi dyskutować bo one zwyczajnie nie pojmują że robią coś nie tak. Aha, facet bardzo przypominał z postury i nawet twarzy głównego bohatera "Zielonej mili" (i nie mam tu na myśli Toma Hanksa) wiec jestem zaskoczona że się nie bały tak mu odpowiedzieć.

zagranica

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 52 (118)

#75447

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielna historia z dzieciństwa, tak jakoś mi się przypomniało...
Byłam wtedy w czwartej klasie podstawówki, czyli miałam może z 10 lat. W mojej klasie organizowany był konkurs wiedzy ogólnej, w którym zajęłam miejsce na podium (wybaczcie, nie pamiętam które).

Dodatkowo warto wspomnieć że byłam stosunkowo niska jak na swój wiek, okrąglutka i nosiłam zwykle ciuchy, nie żadne ostatnie krzyki mody.

Pani wychowawczyni, nie wiem czy to w "nagrodę" za wyniki tego konkursu, postanowiła że dziewczynki które zajęły pierwsze trzy miejsca w konkursie (czyli ja plus moje dwie koleżanki z klasy), podczas jakiejś klasowej dyskoteki będą poddane OBOWIĄZKOWEMU konkursowi piękności i reszta klasy wybierze która to z nas jest najpiękniejsza. Miałam przeczucie jak to się skończy, więc od razu powiedziałam że nie chcę, ale i tak zostałam poddana głosowaniu. Same głosować nie mogłyśmy.

Klasa liczyła 23 osoby: jedna z koleżanek dostała 13 głosów, druga 7, ja całe okrągłe 0 plus masę kompleksów aż do gimnazjum.
A to wszystko za dobre miejsce w konkursie wiedzy ogólnej....

Szkoła

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 375 (389)
zarchiwizowany

#74633

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótka historia z wakacji w Polsce.
Stałam sobie na przystanku i czekałam na autobus. Miałam wrażenie ze ludzie się na mnie dziwnie patrzą (chyba każdy wie o co chodzi) wiec postanowiłam sprawdzić swój makijaż, czy nic mi się nie rozmazało. W tym celu wyciągnełam puderniczkę z lusterkiem, otworzyłam ją, odwróciłam się by dyskretnie sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu, uniosłam ją do poziomu twarzy i... jakaś dziewczyna wyrwała mi ją z ręki i uciekła.
Puder z MACa, za około 100zł, zużyty w połowie. Brak słów.

Chciwość?

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 86 (158)

#73416

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia dodana przez ZjemTwjeCiastko przypomniała mi moją, którą nawet miałam dodać, ale jakoś nigdy nie miałam okazji.
Na wstępie muszę dodać, że od dobrych kilku lat mieszkam w Wielkiej Brytanii, mam przyzwoicie płatną prace na lokalne warunki i wiem, że moje zarobki byłyby uznane za bardzo dobre w Polskich warunkach.

Mam w Polsce koleżankę. Nie widziałyśmy się już dobrych kilka lat i nawet jak byłam w Polsce to żadna z nas nie przejawiała chęci spotkania.

Kilka miesięcy temu zadzwonił do mnie telefon. Wyświetlił się polski numer wiec lekko zaniepokojona odebrałam. Okazało się, że to ta koleżanka. Chciała żebym została chrzestną jej synka, który urodził się dwa miesiące wcześniej (o czym nawet nie wiedziałam, bo jeśli miałabym z nią kontakt to tylko przez facebooka, a konto tam skasowałam chyba ze dwa lata temu). Bez owijania w bawełnę powiedziała mi, że mnie nominowała (co to? Oscary, żeby NOMINOWAĆ?) do bycia chrzestną, bo mi się dobrze powodzi w tym Londynie.

Oczywiście fakt, że nie jestem religijna, że jestem w innym kraju, że nie jestem nawet bierzmowana i że nie chcę takiej odpowiedzialności, nie zadziałał. W końcu musiałam prosto z mostu powiedzieć, że nie będę marnować swojego urlopu na chrzciny dziecka, którego nawet nie znam i które jest dla mnie obce i jeśli się na mnie zdecyduje, to niech wie, że się nie pojawię.

Nazwała mnie "chorym człowiekiem, który nie wie co czyni" i się rozłączyła.
Do tej pory nie wiem kto jej dał mój numer.

Chrzciny

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 325 (341)

#63059

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio weszłam na pewien popularny portal społecznościowy.
Koleżanka napisała na swoim profilu, że była u kosmetyczki i jest obrzydzona, i jednocześnie zawiedziona, bo zapłaciła kupę kasy za zabieg depilacji, który miał być profesjonalny, a okazało się że pani kosmetyczka postanowiła sobie oszczędzić na drewnianych szpatułkach do nakładania wosku i wkładała w puszkę z woskiem ciągle ten sam patyczek.

Na to odezwało się kilka jej koleżanek - kosmetyczek, które jak jedna zaczęły na nią naskakiwać: że nie będą tracić bez sensu pieniędzy na tyle patyczków, żeby nie była taka delikatna, że francuski piesek i że "burżujstwu od dobrobytu się w dup@ch poprzewracało".

Normalnie się w takich dyskusjach nie udzielam, ale tym razem postanowiłam wesprzeć trochę koleżankę i napisałam, że z tego właśnie powodu (oraz dlatego że za każdym razem gdy byłam w salonie, kosmetyczki nie wykonywały tego zabiegu dokładnie tylko na "odwal się") zakupiłam profesjonalne zestawy, podszkoliłam się trochę (3-dniowy kurs, ale na użytek domowy wystarczy;-)) i robię wszystko sama. Te same panie mi odpisały że piszę tak, bo jestem zazdrosna i mnie nie stać!

Wychodzi na to, że to jest popularna praktyka w salonach kosmetycznych w Polsce. Woski do ciała nie mają wysokiej temperatury topnienia z wiadomych względów, czasem skóra krwawi po depilacji, szczególnie jeśli włos był gruby. Pewnie szansa zarażenia się czymkolwiek jest niewielka, ale chyba jakaś szansa jest?
Nie ma znaczenia to że zmieniają patyczek przy każdej klientce i każda ma nowy, bo puszka z woskiem zostaje ta sama. Szpatułka dotyka skóry pierwszej pani, wszystko co się na tej skórze znajduje, ląduje razem z patyczkiem w wosku (jak w zupie) i to wszystko przechodzi na każdą kolejną klientkę.

Kosmetyczki

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 450 (594)

#60291

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od niedawna zaczęłam dojeżdżać do pracy rowerem, bo pogoda ładna, ciepło, troszkę sadła można zrzucić i rozruszać kości. Trasa ma około 20km, większość tego wzdłuż kanału.

No to pedałuję sobie tuż przy wodzie, gdy nagle coś się mi dzieje z rowerem. Usłyszałam jakieś śmiechy i w następny momencie byłam w lodowatej wodzie.

O tym co się stało dowiedziałam się od świadka - w krzakach obok siedzialy jakieś wyrostki i jeden z nich, dla zabawy, wepchnął mnie do wody, po czym wszyscy ze śmiechem uciekli. Ja, mimo że umiem jako tako pływać, w szoku zaczęłam się miotać, ale w końcu udało mi się złapać brzegu. Pan, który obok łowił ryby na szczęście wszystko widział i pomógł mi wyjść z wody.

Wszystko jest zgłoszone na policję, ale szanse na ich złapanie są małe, tym bardziej że żadne z nas nie potrafiło ich opisać - ja ich nawet nie zauważyłam, a pan, który mnie uratował, był zajęty wyciąganiem mnie z wody, wiec nawet nie myślał o tym żeby im się przyjrzeć.

Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, ale co jakby było inaczej? Co się dzieje z tymi dzieciakami?!

Młodociane gangi

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 775 (857)
zarchiwizowany

#59756

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Niedawno poroniłam. Postanowiłam przedstawić Wam listę najbardziej absurdalnych/niekulturalnych/bezmyślnych/chamskich tekstów, którymi raczą mnie bliżsi lub dalsi znajomi
(a w jednym wypadku nawet dosyć bliska rodzina):

1) "To nie było dziecko, tylko zlepek komórek." - Nie. To było moje dziecko, które kochałam, na które czekałam i które nie miało okazji się urodzić.

2) "W sumie nawet lepiej się stało, poczekacie jeszcze kilka lat, dorobicie się, to następne dziecko będzie miało lepsze warunki" - Bynajmniej nie jesteśmy bezdomni ani bezrobotni, nie mieszkamy również w stodole ani w kawalerce z dziesięcioma innymi osobami. Ot, nie jesteśmy BOGACI.

3) "Oj tam, młodzi jesteście - zrobicie sobie nowe" - Tego aż mi się nie chce komentować.

4) "To wina tego twojego chłopa, nawet dziecka porządnie nie potrafi zmajstrować" (właśnie to usłyszałam od członka rodziny) - Poronienie to był wypadek, uraz mechaniczny, a osoba ta dobrze o tym wiedziała. Najwyraźniej każda okazja żeby skrytykować mojego męża jest dobra.

5) "Zabiorę cię do kina, kawę i damskie pogaduchy. Zobaczysz, od razu zapomnisz" - Niby wszystko ok, ale nie po tygodniu.

6) "Cathyalto, ja wiem że nie jesteś teraz w najlepszej formie, ale możesz przyjść jutro do pracy? X się rozchorował, a nie ma kto wziąć jego zmiany" - Powiedziane przez szefa 3 dni po fakcie, gdy nawet fizycznie byłam w kiepskim stanie (a on o wszystkim doskonale wiedział).


Ja wiem że ludzie chcą pomóc, ale takie słowa nie tylko nie pomagają, a wręcz niewyobrażalnie bolą i irytują.
Rozumiem również, że życie toczy się dalej, ale potrzebuję czasu żeby się z tym pogodzić i wszystko sobie poukładać.
Nie oczekuję specjalnego traktowania, nie wymagam od znajomych by zasłaniali mi oczy gdy mijamy sklepy dziecięce czy ukrywali przede mną swoje dzieci, chciałabym tylko trochę szacunku dla mnie i mojej straty, to wszystko.

ludzie

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 188 (508)

#57733

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno byłam w Polsce, więc skorzystałam z okazji i połaziłam po sieciówkach w lokalnym centrum handlowym. To, co zaobserwowałam, mnie przeraziło:

1) Ego sprzedawców - zachowują się jakby zapomnieli że pracują w sieciówce odzieżowej w "Pcimiu", a nie w salonie Bentleya w Dubaju. Ocenianie klientów po wyglądzie i ignorowanie tych, których (ich zdaniem) nie stać, było nagminne.

2) Wciskanie ciemnoty - nie można czegoś sprzedać? To nie problem, zawsze można to wcisnąć klientom! W ten sposób dowiedziałam się, że za duże spodnie, nadpruta sukienka i pobrudzona podkładem biała bluzka są właśnie tym, czego potrzebuję.

3) Traktowanie każdego klienta jak potencjalnego złodzieja - to chyba nie wymaga komentarza...

4) Za głośna muzyka - sklep to nie klub. Delikatne plumkanie w tle jest pożądane, nawalanie basem tak, że czuć to w żebrach - zdecydowanie NIE!

5) Wyprzedaże - 5% mniej to NIE jest wyprzedaż, zawyżanie ceny wyjściowej by wyszło na to samo to TEŻ nie jest wyprzedaż. Czy oni muszą robić z ludzi idiotów?

Pojawiają się głosy że lepiej i taniej wychodzi zakup biletu lotniczego do Niemiec, Francji czy UK i robienie zakupów tam, a nie w Polsce i chyba muszę się z tym zgodzić...

sklepy

Skomentuj (57) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 467 (695)

#56136

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zanim przejdę do historii, serdecznie radzę najpierw skończyć jeść...

Będziemy mieć gości, wiec wczoraj postanowiliśmy się zaopatrzyć w zapas jedzenia (goście jechali z daleka, wiec wiadomo że nie postawimy im tylko herbatniczków i kawy). Wysłałam więc męża na zakupy, a sama już zaczęłam przygotowywać niektóre potrawy.
Jedną z rzeczy których potrzebowaliśmy było mięso mielone, a że mąż się spieszył, to nie kazał im zmielić wybranego kawałka (jak to zawsze robi), a tylko poprosił o kilogram już zmielonego mięsa wołowego.
Gdy wrócił do domu zabrałam się za to mielone i, w trakcie gotowania, przez to że ciągle mieszałam, dostrzegłam tam COŚ... Najpierw myślałam, że to tylko duży kawałek cebuli, ale jakoś za sztywne na cebulę...
Po oględzinach okazało się, że to paznokieć(!!!), długi, żółtawy paznokieć! Potem odnalazłam jeszcze jakieś włókna, tak jakby mielącemu w maszynę wkręcił się kawałek rękawa ze swetra.

Oczywiście poszliśmy do mięsnego na skargę i po krótkiej walce oddali nam pieniądze, ale straty moralne są większe niż te kilka funtów. Mam wrażenie, że już nigdy nic nie zjem.

gastronomia

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 472 (642)