Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

chmis

Zamieszcza historie od: 25 marca 2011 - 14:45
Ostatnio: 10 stycznia 2015 - 9:10
  • Historii na głównej: 9 z 9
  • Punktów za historie: 5642
  • Komentarzy: 205
  • Punktów za komentarze: 1197
 

#58218

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znajomy dzisiaj dowiedział się, że musi oddać prawo jazdy, które dostał prawie dwa lata temu.

Dlaczego? Otóż okazało się, że szkoła nauki jazdy, do której uczęszczał, nie miała uprawnień do organizacji egzaminów zewnętrznych. Sprawa jest dziwna, niewiele poza tym udało mu się dowiedzieć, ale konsekwencje tego są jeszcze bardziej absurdalne.

Co z egzaminem wewnętrznym? Został unieważniony. A państwowy? Tak jakby. Bo o ile został on jak najbardziej zdany, to nie powinien się w ogóle odbyć. Podobnie sprawa ma się z egzaminem praktycznym. Niby zdał, ale nie powinien zostać do niego dopuszczony.

Jakim cudem przez dwa lata nikt się nie zorientował, że ośrodek nie ma niezbędnych uprawnień? Nawet zakładając, że znajomy zdawał tam jako pierwszy, to takich osób musi być setki. Każda z nich zostawiła tam co najmniej półtora tysiąca złotych.

O wszystkim wiem z trzeciej ręki, a że sprawa jest świeża, to nawet sam zainteresowany nie do końca wie, o co chodzi. Niemniej mogę poświadczyć za autentyczność historii.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 616 (668)

#56863

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O nowych technikach szkoleniowych telemarketerów.

- Dzień dobry, dzwonię z sieci Mandarin, czy rozmawiam z osobą decyzyjną?
- Tak, przy telefonie.
- Specjalnie dla Pana przygotowaliśmy Zajebistą Ofertę. Ale najpierw muszę poinformować, że rozmowa jest nagrywana. Czy wyraża Pan zgodę na nagrywanie?
- Nie, nie wyrażam.
- Nie szkodzi, to się wytnie. Tak więc Zajebista Oferta...

Pomarańczowi

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 680 (738)

#53944

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o "fachowcu".

Bratu zamarzył się remont korytarza. Operacja nieco bardziej skomplikowana z racji posiadania 3-letniej córki, która bardzo chętnie zrobiłaby to wszystko sama. Wysłał więc żonę z dzieckiem na tydzień do rodziców, a sam w tym czasie razem z Panem Fachowcem mieli robotę odwalić.

Pan Fachowiec miał przyjść w środę, podpisać umowę i wziąć się do roboty od razu żeby wyrobić się do piątku. We wtorek wieczorem miał jeszcze zadzwonić, od której może zacząć. Nie zadzwonił jednak, telefon miał wyłączony, co nieco brata zaniepokoiło. Ale wiadomo, baterie zdychają, dogadamy się rano.

Rano dzwoni, chce się umówić na godzinę.
Pan Fachowiec: Bo wie pan, taki problem jest, że ja teraz to w Niemczech jestem.
Brat: Ale pan może być nawet w Narnii, ja za godzinę, góra dwie chcę zaczynać.
PF: Bo wie pan, ja tej roboty jednak nie wezmę.
B: I teraz się pan dowiedział?
PF: No nie, ja już wcześniej w Berlinie byłem umówiony, ale nie wiedziałem, czy to wypali, to sobie pana asekuracyjnie wziąłem.
B: ...
PF: No niech pan takim egoistą nie będzie!

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 823 (855)

#52079

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam sąsiada. Sąsiad ma syna, niech będzie M. W wieku dwudziestu kilku lat dorobił się dwójki dzieci. W związku z tym chłopak spędzający większość czasu pijąc piwo z kolegami wziął się w garść, poprosił swą wybrankę o rękę i zatrudnił na pobliskiej stacji paliw.

Miał jednak pecha, bo niedługo po jego przyjęciu została ona okradziona, z kasy wyciągnięto ok. 5000 zł w gotówce. Sprawca został zatrzymany, a nasz bohater poproszony do sądu w charakterze świadka. Tam zeznał, że oskarżonego nigdy na oczy nie widział, jednak już na drugiej rozprawie stawił się jako współoskarżony i został skazany na pół roku w zawiasach. Dodatkowo w związku z wyrokiem stracił dyscyplinarnie pracę.

Czy to nie straszne, jaka niesprawiedliwość czyha na starających się nawrócić na drogę przydatności społecznej obywateli? Zanim zdążycie zapłakać nad ich losem, już podaję resztę faktów.

M. (wtedy jeszcze świadek) i oskarżony, którzy nigdy wcześniej się widzieli, przyjechali jednym samochodem, a na sądowym korytarzu uzgadniali wspólne wersje wydarzeń. Na dostarczonych na drugą rozprawę taśmach z monitoringu ze stacji widać było, jak M. otwiera drzwi oskarżonemu, witają się i razem przeliczają łup.

Przyciśnięty M. zaczął sypać, zasłaniając się starym, schorowanym ojcem (tym samym, który kiedyś listonoszowi przywalił), młodą żoną i jeszcze młodszą dwójką dzieci. Dodatkowo na swoją obronę przytoczył argument, że z podzielonego 50/50 5000 zł dostał jedynie 1500, co czyni go ofiarą w całej tej sprawie.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 626 (696)

#47360

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia blood997 o kaucjach za butelki przypomniała mi moje własne doświadczenia z tą jakże skomplikowaną operacją.

Rodzice wysłali mnie na zakupy, a że za lodówką uzbierała się pokaźna kolekcja butelek po piwie, wybrałem te zwrotne, do reklamówki i do sklepu.
Stawiam je na ladzie, proszę o podliczenie i wydanie pieniędzy, na co (k)asjerka zaskoczyła mnie słowem, które choć słyszałem dosyć często, to tu się go nie spodziewałem:

(K): Dowód.
Zdębiałem, fakt ledwo 17 na karku, na więcej nie wyglądam, ale po co mi dowód do zwrotu butelek? Wytłuszczam więc swoje racje:
(J): Dowód potrzebny jest przy zakupie alkoholu, nie słyszałem, żebym go potrzebował przy zwrocie.
(K): Skądś musiałeś te butelki wziąć. Dowód poproszę.
Sytuacja coraz bardziej absurdalna, do tego drażni mnie, gdy ktoś, kogo znam, nieważne ile starszy zwraca się do mnie per "ty".
(J): Rodzice dali mi butelki do zwrotu. Może pokazać ich dowód - próbuję jakoś się ratować żartem.
(K): Nie, wystarczy twój - uśmiecha się złośliwie.
Rozglądam się wokoło, w sklepie jestem 3 razy w tygodniu, szukam jakiejś znajomej twarzy, ale nikogo innego z obsługi nie widzę.

Nie miałem siły się z babskiem użerać. Czas, jaki musiałbym poświęcić na wykłócanie się przeznaczyłem na spacer do konkurencji.
Nie, nie składałem skargi, bo nie było to coś, co by mnie regularnie irytowało. Chwilowa niedogodność. A tej pani więcej tam nie widziałem.

Spożywczak

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 516 (642)

#16926

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, którą miałem napisać w komentarzu, ale jednak zdecydowałem się dodać osobno.

Bohaterem jest sąsiad, który wszystkim zalazł za skórę, między innymi Bitwą o Domofon (o której może napiszę). Ale to nie on jest piekielnym, no może "trochę".

Dostaliśmy nowego (L)istonosza, młody, ale leniwy, więc do poczty pielgrzymki po przesyłkę. Proceder nie trwał długo, trafiła kosa na kamień. Pod skrzynką dorwał go (S)ąsiad.

S - Dlaczego pan wypisuje awizo? Nawet pan nie sprawdził, czy ktoś w domu jest.
L - A ja nie będę chodził po schodach. Pan nie jest jedynym, któremu mam zanieść przesyłkę.
S - Może nie, ale to pana praca. I za to panu płacą.

Kłótnia trwała dłużej, strony przeszły stopniowo od "pan" przez "ty" do "***". W pewnym momencie sąsiad nie wytrzymał i przywalił listonoszowi w twarz.

S - Jak chcesz, idź do sądu. Sam dałeś mi alibi - zamachał awizo - mnie w domu nie było.

Listonosz do sądu nie poszedł, za to zmienił teren, a do nas wrócił poprzedni. Sprawy w sądzie nie było.

Poczta Polska

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1066 (1114)

#14334

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o tym, że lepiej nie powtarzać tego, co nie zostało potwierdzone.

Rok temu dorabiałem sobie pomagając u rodziny. Wieś mała, mniej niż 2 tys. mieszkańców, więc zanim skończysz mówić, z drugiego końca ci odszczekną.

Malowałem akurat płot, kiedy przyszła sąsiadka (S1) i zaczyna nawijać do (B)abci:

(S1) A słyszałaś, że Marian (imię zmienione) nie żyje?

Mnie to nie zainteresowało szczególnie, bo o facecie nawet nie słyszałem, ale małe miejscowości żyją plotkami, więc przydreptała kolejna sąsiadka i przyłączyła się do rozmowy.

(S2) No, ja widziałam, jak karetka jechała. Ale że do nich, nie wiedziałam.
(S1) Na pewno, stary to umrzeć musiał.
(B) Szkoda chłopa, ale w końcu BógTakChciał (wymówione jak jeden wyraz).

Sąsiadki przytaknęły, dodały że "NiezbadaneSąWyrokiBoskie", "WidaćMuSięNależałoBoDoKościołaNieChodził" (tak jak każda z nich) i poszły sobie.

Przez następne parę dni przewijali się znajomi, dodając coraz bardziej pikantne szczegóły. Jedynie moja ciocia pozostawała sceptyczna, bo nie było klepsydry (zawiadomienia o pogrzebie) na tablicy pod kościołem ani innego dowodu potwierdzającego wieści.

A finał był taki, że Dnia Trzeciego, w Niedzielę, S1 wybrała się złożyć rzekomej wdowie kondolencje.
Prawie zeszła na zawał, kiedy sam Marian otworzył jej drzwi z kanapką z paprykarzem w dłoni.

Cuda się zdarzają :D

(Wielu szczegółów nie pamiętam, ale kanapkę z paprykarzem i zbieżność dni piątek -> niedziela zapamiętam na długo)

Wieś, w której już nie plotkują

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 561 (657)

#8939

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mojej siostry koleżanka pracuje w Biedronce. Od niedawna, ale niektóre rzeczy już jej weszły w nawyk ;)

Opowiadała na przykład, jak wracając z pracy po długim dniu, weszła do sklepu, żeby zrobić drobne zakupy. Można sobie tylko wyobrazić minę sprzedawcy, gdy odchodząc od kasy powiedziała:
- Dziękuję bardzo. Zapraszam ponownie.

Innym razem robiła zakupy w Biedronce (ale innej, niż ta, w której pracuje). Wszystko szło sprawnie, ale kasjerka nie mogła znaleźć bułek na tablicy z kodami. Zawołała więc do koleżanki:
- Kaśka! Jak są bułki zwykłe?
Tu należy zaznaczyć, że były czynne dwie kasy: pierwsza i ostatnia, oddalone od siebie kilkanaście metrów, więc druga kasjerka jej zwyczajnie nie usłyszała. Koleżanka pospieszyła z pomocą:
- Te dwie mają kod 054, a te tutaj 483.
Na to kasjerka najpierw ze zdziwieniem w oczach, które zmieniło się chwilę później w panikę wyszeptała:
- O Boże! Kontrola!

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1003 (1067)

#8008

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stoję w Carrefourze z paczką płyt (niestety, kasa „do 10 produktów” wiecznie zamknięta). Nagle podchodzi kobieta ok. 30-35 lat z pełnym wózkiem i mówi:
- Proszę mnie przepuścić, ja jestem w ciąży. - Spojrzałem na nią, zdziwiony, bo była bardzo szczupła, więc nawet pierwsze miesiące byłoby po niej widać.
- Nie wygląda pani. Można wiedzieć, który miesiąc? - Spodziewałem, się, że powie 1 albo 2 miesiąc, potem zacznie wciskać, że zaraz zemdleje i skończy się to kłótnią. Ale jej odpowiedź przebiła wszystko.
- Czwarty dzień mi się spóźnia – powiedziała, a ja parsknąłem śmiechem.
Na szczęście była już moja kolej, więc zapłaciłem i wyszedłem, zanim zacznie się pogadanka o „niewychowanej młodzieży”. Ale muszę przyznać – spodziewałem się zepsutego dnia, a owa pani bardzo mi humor poprawiła.

Carrefour B-tów

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1395 (1523)

1