Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

diablojka

Zamieszcza historie od: 7 grudnia 2019 - 10:55
Ostatnio: 25 listopada 2023 - 16:25
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 201
  • Komentarzy: 14
  • Punktów za komentarze: 89
 

#42217

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Opowieści o BHP widziałem wiele.
Toteż, żeby nie zanudzać, przytoczę kilka przykładów na to, jak można sobie zrobić całkiem spore kuku, ignorując podstawowe zasady bezpieczeństwa.

Praca w stoczni bywa niebezpieczna. Zwłaszcza, jeżeli dostanie się tak podłe zadanie, jak wyczyszczenie ładowni, w której zalegają resztki jakiegoś rozpuszczalnika do farb.
Stoczniowiec nie jest z żelaza, toteż po pół godziny szorowania niewyobrażalnie cuchnącej brei, przerwa się należy. Wylazł więc na trap, wystawił czerep z włazu do ładowni. No i zapalił papierosa. Jako, że opary palą się doskonale, wystrzelił jak korek z butelki na jakieś (według świadków) 20 metrów w górę. A potem poddał się grawitacji. Czyli spadł do doku. Przywieziono mi skrwawioną i lekko dymiącą kupkę szmat, przysięgając, że w środku znajduje się pełnowymiarowy stoczniowiec sztuk jedna...

Z tych samych, nadmorskich okolic, czasy zamierzchłe.
Remont najważniejszej dla miast tamtejszych drogi, zwanej pieszczotliwie obwodnicą.
Akurat odbywałem staż z intensywnej terapii powikłanej anestezjologią.
Polegało to na siedzeniu obok właściwego doktora, po ewidentnie niewłaściwej stronie chorego (czyli tej, gdzie się nic nie działo) i słuchaniu "ping" wydawanego przez aparaturę podtrzymującą życie... Drrrrrramat!!!
Nie potrafię sobie wyobrazić nudniejszego zajęcia dla młodego chirurga urazowego w stadium rozwoju.
Nagle - nadzieja!
Wpadła instrumentalna i gromkim głosem oznajmiła, że jestem pilnie potrzebny na macierzystej sali operacyjnej!
Po uzyskaniu zezwolenia opiekuna stażu (już w biegu), pognałem operować. Scena poważna: troje urazowych w skupieniu próbuje połatać rozprutego jegomościa. Anestezjolog biega próbując toczyć w niego jakieś koszmarne ilości krwi, która natychmiast opuszcza chwilowego właściciela i wylewa się z otwartego brzucha. Noooo! To rozumiem!
Myjąc łapy, zapytowywuję kolegę przy stole, co się stało ofierze.
- Walec go przejechał...
O w mordę... Trza się pospieszyć...
Co się stało, że się zesr...ło?

Ano, był to robotnik drogowy z gatunku opilec wielki nasiąknięty.
Przylazł do roboty przy remoncie obwodnicy. Po dwóch godzinach posiadał już w sobie 2,8 promilla etanolu, co w pewnej mierze spowolniło jego reakcje.
Szedł w kierunku nieustalonym, kiedy zauważył rozwiązaną sznurówkę obuwia roboczego. Celem naprawienia uchybień w regulaminowym umundurowaniu, przystanął i schylił się z niemałym wysiłkiem ku kamaszom. I wtedy, znienacka i gwałtownie, wjechał mu na plecy pijany (2,3 promilla) operator walca drogowego...
Zarówno ofiara, jak i operator tej szybkiej jak wiatr maszyny, nie zdołali nawet zareagować.
Ba, ten drugi zorientował się, że prasuje kolegę dopiero, kiedy zobaczył jego dość płaskie kończyny z tyłu narowistego stalowego rumaka...
Toteż czym prędzej zjechał z kumpla, rozgniatając go dokumentnie w drodze powrotnej.
Gdyby nie ciepły i miękki asfalt w tym miejscu, nie byłoby co zbierać.
A tak?
Wydłubali, zapakowali, przywieźli...
Udało się go pocerować na tyle, że przeżył jeszcze kilka dni. Niestety, praw fizyki pan nie zmienisz...
Jak ktoś przybiera gabaryt stosowny do wciskania go szparą pod drzwiami, nawet najlepsza klinika nie zapobiegnie zespołowi zmiażdżenia kończyn dolnych. I rychłemu zejściu.
Przynajmniej ZUS się nie wykosztował na wysoką trumnę...

służba_zdrowia

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 989 (1097)

1