Profil użytkownika
digi51 ♀
Zamieszcza historie od: | 22 września 2010 - 8:54 |
Ostatnio: | 16 kwietnia 2024 - 17:16 |
- Historii na głównej: 212 z 236
- Punktów za historie: 118683
- Komentarzy: 6041
- Punktów za komentarze: 48053
Zamieszcza historie od: | 22 września 2010 - 8:54 |
Ostatnio: | 16 kwietnia 2024 - 17:16 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
@Habiel: Jeśli ma się napięty budżet to może cena jest priorytetem, ale ludzie mają różne priorytety. Nie zawsze salę dobiera według ceny. Ja raczej widziałam po osobach, które brały ślub, że najpierw lista gości, a potem szukanie odpowiedniej sali, ewentualnie jak większa sala wychodziła za drogo to listę gości nieco redukowano lub szukano czegoś mniej luksusowego. @malutkamrowcia, czytaj ze zrozumieniem. To jest ok, że ktoś chce wesele w formę eleganckiej kolacji wyłącznie dla dorosłych z rozrywkami tylko dla dorosłych. Tylko potem tłumaczenie komuś, że nie zaprosił dzieci na tego typu imprezę, bo nie ma kącika dla dzieci albo miejsce nie oferuje potraw dla dzieci to trochę robienie z rozmówcy idioty. Trochę jakby powiedzieć cioci z drugiego końca Polski, że nie no, zaprosiłabyś ją, ale w sumie nie zrobisz tego, bo nie będzie miała gdzie spać, bo sala nie oferuje pokoi na noc dla gości weselnych.
Nie chcieliście wesela z dziećmi, to wasza decyzja i ja to szanuję, ale moim zdaniem tłumaczenia typu, że sala jest taka czy owaka albo, że nie ma menu dla dzieci są bez sensu, bo salę/menu dobiera się pod gości, a nie gości pod miejsce wesela.
@Minnie: Czyli opisujesz mi tu sytuację zupełnie inne niż opisałam ja, chyba, że też darłaś mordę na cudze dzieci, bo zwróciły uwagę na to, że widzą coś dla siebie interesującego.
@Allice: Zgłosiłam jedną taką przychodnię, bo zależało mi na szybkiej wizycie, przyjechałam po nic, bo okazało się, że pani doktor nie ma, bo nie miała zaplanowanych wizyt. Recepcjonistka nawet nie przeprosiła za sytuację, tylko stwierdziła, że to moja wina, bo kto umawia wizytę godzinę przed. W innych przypadkach mimo wszystko przyjmowano mnie między pacjentami bez większego czekania, choć to oczywiście durna sytuacja, kiedy przyjeżdżasz i pierwsze co słyszysz, to, że mimo potwierdzenia wcale nie masz umówionego terminu.
@Hyopyu: yyy, co? A gdzie Ty masz napisane, że dziecko wołało psa? Dziecko skomentowało to co widzi. Tak samo jak może zawołać spontanicznie "ooo, auto!". Mam kazać dziecku udawać, że nie widzi otoczenia, bo niektórzy psiarze mają nerwice?
@myscha: Zgadzam się. Mieliśmy sukę, znajdę. Dużą, ale przyjazną, a wręcz łaszącą się do wszystkich. Absolutnie bezkonfliktowa co do innych psów. Niedominująca. Uwielbiała przytulasy od obcych. Uważałam, że kochańszego i łagodnieszego psa ciężko znaleźć. Po psiej łączce chodziła często bez smyczy. Przeżyłam szok, gdy pewnego dnia z krzaków wyszła starsza kobieta z dzieckiem, a ona do nich doskoczyła z kłami zjeżona. To było, gdy miała około 8 lat, z czego 7 u nas i pierwszy taki incydent. Inna sytuacja - rodzice znajomej mieli kilka sztuk husky. Wedle słów właścicieli psy, owszem, nie lubiły obcych w domu, bywały wobec nich agresywne, ale nigdy wobec domowników. Jedna z suk mając 12 lat ugryzła właścicielkę. Nie znam szczegółów, ale nie zaszło nic niecodziennego. Dodać trzeba, że byli to ludzie doświadczeni w opiece nad psami tej rasy, odpowiedzialni, szkolący i wychowujący te psy jak dzieci. Lubię psy, małe, duże, rasowe, kundle, starsze, młodsze, ale dla mnie zapewnianie właściciela, że pies nie gryzie to tylko pewna wskazówka, dlatego jeśli już dopuszczam dziecko do kontaktu z obcym psem to jestem tuż obok w pełnej gotowości do reakcji i raczej rzadko pozwalam na kontakt z większym psem.
@Ohboy: A ja nie napisałam, że on to napisał, ale w zasadzie nie rozumiem, co to ma do rzeczy - jeśli to, że kolega był przyzwyczajony do imprez na bogato, to dlatego napisałam wyżej, że najlepiej koszt składki albo "menu" ustalić wcześniej, bo jeden zadowoli się chrupkami z dyskontu, a inny uzna za stosowne przynieść kawior, a potem jest kwas. Jeśli natomiast to, że kolega okazał się skąpiradłem i poniekąd oszustem, mimo, że na brak kasy nie narzekał, to jak napisałam - to nie ma nic do rzeczy. Nie byłoby to mniej piekielne, gdyby kolega kasy nie miał, choć wiem, że wiele osób wtedy uznałoby, że właśnie jest mniej piekielne, bo wiadomo, liczy każdy grosz itd. Dla mnie akurat machloja to machloja i tyle
@Hyopyu: Zajebiście, nie mam ochoty obrywać za innych, jak nie panujesz nad emocjami to się melisy napij przed spacerem z psem.
@Honkastonka: Też bym wyszła z założenia, że to wina przychodni, ale o dlatego, że mam doświadczenia z Znanym Lekarzem, w zasadzie większość terminów umawiam przez ten portal. Problemy zawsze są w mniejszych ośrodkach w niewielkich miejscowościach. W takich miejscach odestek wizyt umawianych przez portal jest dość niewielki i niektóre przychodnie niby mają podpięty kalendarz, ale kompletnie go nie kontrolują. Mi kiedyś recepcjonistka powiedziała wprost, że do nich nikt się przez ZN nie umawia, więc nawet synchro nie mają włączonego XD pododbnie z booksy i salonami w mniejszych miejscowościach. Raz byłam w trasie i miałam dłuższy, wymuszony postój - postanowiłam sobie pazy zrobić, a co. Wchodzę na booksy, są salony z wolnymi terminami na zaraz - wszystkie najpierw automatycznie potwierdzały wizytę, by za chwilę odwołać. Po kontakcie telefonicznym dowiadywałam się, że kalendarz na booksy nie jest aktualizowany.
@helgenn: No i co? Ja też dziecku mówię, że pies może ugryźć, że może być niebezpieczny itd. Muszę mu przypominać, bo pieski uwielbia, każdego by głaskał, cacał itd. Ok, teraz już ogarnia, że nie można ot tak pieska dotykać ani zbliżać się na niebezpieczną odległość, ale jednak jest na tyle mały, że jak widzi pieska to automatycznie idzie w jego stronę choćby popatrzeć, a niektórzy psiarze już z tym mają problem, dzisiaj przechodziliśmy chodnikiem koło psa, młody się obrócił i mówi: "O, piesek", a pani psiara natychmiast zawarczała, że mam jej nie zaczepiać psa. Czasem prędzej trzeba się bać właścicieli niż psów.
Trochę nie rozumiem, na jakiej zasadzie miała działać ta "składka". Dla mnie są dwa rodzaje imprez składkowych 1. Każdy przynosi coś - można wtedy, aby uniknąć sytuacji, że ktoś przyniósł dwa piwa i paluszki, a ktoś inny litra dobrego alko i domowej roboty przekąski, zrobić pewną listę wcześniej. 2. Wszysscy składają się Z GÓRY po tyle samo i jedna czy dwie osoby robią zakupy/gotują i wtedy są dorzucają się odpowiednio mniej/nie dorzucają się wcale w zamian za fatygę. To dziwny rodzaj składki, że masz coś przynieść, wydać kasę, poświęcić czas, a potem jeszcze dorzucać się do cudzych kosztów, choć tak też można, ale wtedy z góry się wszystko ustala, przede wszystkim wysokość składki. Są osoby, które na przykład mało piją i dwa piwa im wystarczą, dlaczego mają się składać na whiskey czy wódkę? Poza tym dochodzi do sytuacji jak w historii, że wychodzi składka, która dla jednego jest dużym wydatkiem, a dla kogoś innego splunięciem, a to musi pasować wszystkim. Jednak powiem, że dla mnie argument, że kolega był z lepiej sytuowanej rodziny nie do końca jest tu argumentem - nieważne kto ma ile kasy, jeśli równo się konsumuje, to płaci się po równo, chyba, że osoba, którą stać na więcej szarpnie się na gest w stronę mniej zamożnych. Zachowanie kolegi byłoby równie niefajne, gdyby był ubogi. Jeśli go nie stać/nie chce wydawać kasy to mówię się do wcześniej, a nie po fakcie.
@nuthred: "Mówię o skali." - a porównujesz tę skalę do czego konkretnie? Masz jakąś drugą, równie liczną grupę, do której możesz te matki przyrównać, żeby ocenić, że skala narzekania matek jest większa niż innej, podobnie licznej grupy? Czy masz pretensje o samo to, że grupa jest liczna? " Jeśli autorka musi pisać drugą historię, bo w pierwszej w komentarzach nikt jej nie pogłaskał po głowie tak jakby chciała - no to sorry, o czymś to świadczy" - to chyba czytamy inną historię, bo w tej już w pierwszym akapicie jest napisane, że druga historia pojawia się, bo wiele osób sugerowało autorce odcięcie się od tego typu ludzi, a nie dlatego, że nikt jej po główce nie pogłaskał. Akurat pod tamtą historią przeważały pozytywne komentarze w stronę autorki. "Wejdź na jakikolwiek artykuł dotyczący dzieci to zobaczysz, jakie gorzkie żale matek się wylewają w komentarzach." - po pierwsze, czy aby na pewno jakikolwiek artykuł dotyczący dzieci, a nie artykuł dotyczący matek i macierzyństwa? Może jednak nie chodzi tu o artykuły typu "kreatywne zabawy w deszczowe dni" tylko artykuły typu "żałuję macierzyństwa" "mąż traktuje mnie jak służącą" etc? Tego typu artykuły pojawiają się głównie na portalikach przyciągających sfrustrowane życiem kobiety, a i tak jak już mi się taki wyświetli, nie widzę, aby większość komentarzy była jojczeniem bezrobotnych, siedzących na zasiłku madek polek. "Siedzenie w domu z dziećmi to ciężka praca, mąż niedobry bo pracuje po 12 godzin i nie ma czasu się zająć zasuwaniem z mopem, dodatki socjalne za małe, w kolejce nikt nie przepuszcza, no dramat." - i widzisz jaka jesteś pełna nienawiści. Założę się, że w 95% te komentarze nie są tak sformułowane, to raz. Dwa, skąd możesz wiedzieć jak ciężką pracą jest "siedzenie w domu z dziecmi" skoro nigdy w takiej sytuacji nie byłaś? Niczym nie różnisz się od tych, którzy deprecjonują jedną czy grupę zawodową, twierdząc, że mają tak łatwą i lekką pracę. Po drugie, co? Te kobiety niby piszą w tych komentarzasz, że mężowie pracują po 12h, a potem mają jeszcze sprzątać? Czy sobie to dopowiadasz np. do kometarza kobiety, która napisze, że wszystkie obowiązki domowe są na jej głowie, żeby doliczyć sobie kolejną roszczeniową madkę do swoich obserwacji?
Po pierwsze, siema szembor. Po drugie, tak, niektórzy dali sobie tak wyprać mózg, że można być tylko pisiorem albo platfusem. Nie ma nic pomiędzy. A dodać trzeba, że jako jeden czy drugi można być sklasyfikowanym tylko za to, że nie lofcia się bezwarunkowo jednych albo drugich
@nuthred: Nie rozumiem, o czym Ty chcesz tu dyskutować, serio. Piszesz, że to zasadne, że na matki spada hejt, bo się żalą z internecie. Czyli przykładowo jeśli pracujesz dla korporacji X i jakiś procentów pracowników korporacji X żali się w internecie, że ich praca jest ciężko i nieszanowana, to uważasz za uzasadnione, żeby każdy kto wie o tym, że pracujesz dla korporacji ich jechał po Tobie, że jesteś leniem i roszczeniowcem? Uważasz, że uzasadnione jest, że skoro część nauczycielek przedszkolnych nienawidzi swojej pracy, rodziców i dzieci i ciągle żali się w internecie, że ich praca jest najważniejsza, najtrudniejsza i najgorzej płatna, a jednocześnie bachory są głupie, a rodzice jeszcze bardziej, to należy z góry zakładać, że każda osoba pracująca w przedszkolu ma takie podejście i urągać każdemu, kto pracuje w przedszkolu? Ja nie odbieram nikomu prawa do skarżenia się. Mogę mieć na temat tych skarg różne zdanie. Jedne uznam za zrozumiałe i zasadne, inne za z tyłka wyjęte. Ale nadal, nie jest to powód do hejtu, a tym bardziej hejtu na całą grupę.
@dayana: A ty znowu te swoje mądrości z dupy wzięte... Boże...
@nuthred: Dziwna jest logika tego komentarza, choć jest w nim dużo prawdy. Ale chodzi mi o to zdanie. "Bo się żalą w internecie jak mają ciężko i oczekują głaskania po głowie. Twoje dziecko, Twoja sprawa." - wiele osób (grup osób) żali się w internecie na swoje problemy i nie rozumiem, dlaczego ma być to uzasadnieniem hejtu. Przykładowo bezdzietni - że rodzina się czepia, że nie dostają dodatków socjalnych, a wiadra pomyj na bedzietnych już dawno nie widziałam, jak czasem pojawi się głupi komentarz o szklance wody na starość to jest raczej wyśmiewany. Natomiast co do innych rzeczy, które napisałeś to często ludzie skarżą się wymagając zrozumienia, tolerancji etc. Przykładowo jakaś pani z UK jest sławna, bo ma całą wytatuowaną twarz i nie może przez to znaleźć pracy - o ile to, że jes wytatuowana to jej sprawa, to śmieszne jest chodzenie do gazet i żalenie się, że jej mocno charakterystyczny i kontrowersyjny wygląd jest róźnie odbierany i jest przyczyną pewnych problemów w życiu codziennym. Albo przykładowo ludzie, którzy podróżują kilka razy do roku do ciepłych krajów, a potem żalą się, że ich nie stać na mieszkanie w komfortowych warunkach. Mnie też zdarzyło się krzywo spojrzeć na kobietę, która ewidentnie było po wielu zabiegach kosmetycznych/medycyny estetycznej, ubrana w markowe ciuchy, żalącą się, że musi mieszkać z rodzicami, bo jej na wynajem mieszkania nie stać. W zasadzie w każdym wypadku można powiedzieć twoje coś tam, twoja sprawa. Czyli de facto nie wolno powiedzieć nic negatywnego na temat swojej sytuacji dotyczącej czegokolwiek, bo przecież to tylko twoja sprawa. Najczęściej jednak ludzie nie dostrzegają, że nie, to nie tylko sprawa danej osoby, a ogólny problem dotyczący mniej lub bardziej całego społeczeństwa. Jeśli uznamy, że HEJT - podkreślam hejt, a nie konstruktywna krytyka (a nie sama krytyka) jest uzasadniony to prędzej czy później dotknie to każdego lub prawie każdego. A wydaje mi się, że my już do hejtu i zaganiania kogoś w kąt tak się przyzwyczailiśmy, że zamiast go piętnować myślimy - hej! przecież to spotyka każdego, nie dramatyzuj!
@Balbina: No dzieci mają różne pomysły. Pamiętam, jak kiedyś poszłam do koleżanki po lekcjach, siedziałam tak do 17 aż zaczęło się ściemniać, a że mieszkałam jakieś 2km dalej mama koleżanki kazała mi po kogoś zadzwonić, żeby mnie odebrał. Zadzwoniłam do domu, mama już przez telefon mnie opieprzyła, że już ochodzą w domu od zmysłów, bo skończyłam lekcje o 14, nikt nie wiedział, że gdzieś idę i ojciec właśnie pojechał mnie szukać po osiedlu. Jak się rozłączyłam, zaczęłam płakać i krzyczeć, że nie chcę wracać do domu, mama koleżanki mnie przytuliła i zaczęła pytać czy dzieje mi się krzywda w domu, a ja nie wiedząc, co mam powiedzieć pokiwałam głową. Do tego matka jak wpadła do koleżanki to jak burza, od razu krzycząc, że ostatni raz zrobiłam taki numer. Mama koleżanki już chyba na zawsze była przekonana, że mam w domu nie wiadomo jaką patologię XD
@szafa: Moje dziecko podobnie. Ktoś napisał wyżej, że można poświęcić te 30 min w ciągu dnia na zabawę z dzieckiem. Mi się zdarza, że po przedszkolu idziemy na plac zabaw na 2h, staram się nie wyciagać telefonu, bawić z dzieckiem, rozmawiać z nim. Wracamy do domu, zabieram się za odpisywanie na maile, dziecko przylatuje i pyta czy się pobawimy, mówię, że teraz nie, bo pracuję i słyszę: A ty ciągle tylko pracujesz! Czasem zostaje na całą sobotę z tatą i jak wracam to się skarży, że tata wcale się z nim nie bawił, choć bawili się 2-3h, ale potem tata chciał odpocząć/posprzątąć i dziecko zdążyło zapomnieć, że wcześniej się bawili.
@dayana: Jeszcze rozwinę poprzedni komentarz - ogólnie widać, że Ty stawiasz psa na równi z człowiekiem, tymczasem pies człowiekowi nie jest równy pod wieloma względami. Ty jako pańcia możesz go sobie kochać jak dziecko, twoja sprawa, ale jest wiele nieprzywidywalnych psów - o wiele więcej niż przeprzewidywalnych ludzi. My, jako ludzie, lepiej ogólnie rozumiemy zachowania drugiego człowieka niż psa, więc lepiej odczytujemy sygnały np. niewerbalne człowieka niż psa. Po drugie, większość ludzi nie jest w stanie zrobić ci nagle dużej krzywdy, mało kto ma przy sobie do tego narzędzia lub posiada odpowiednie umiejętności. A ugryzienie psa to są sekundy! Każdy człowiek posiadający bilet ma prawo podróżować sobie pociągiem i tak, najlepiej gdyby pasażerowie dogadywali się między sobą i byli dla siebie nieuciążliwi, ale tak nigdy nie będzie. Oczywiście, tak, mi też przeszkadza, że ktoś śmierdzi, że się drze czy cokolwiek, ale jednak to co innego niż np. niespokojnie zachowujący się pies bez kagańca, po którym nie wiadomo czego się spodziewać. Po drugie - przepisy mówią jasno - pies ma mieć kaganiec! Jeśli masz psa, któremu nie jesteś w stanie założyć kagańca, to nie masz prawa z nim jechać pociągiem. To nie jest czyjś wymysł z dupy i czepialstwo. Bywają psy, do których wcale nie trzeba "pchać łapsk", żeby je sprowokować do ataku, wystarczy, że dziecko przechodziło niebezpiecznie blisko psa z racji tłoku i w ten sposób naruszyło "jego" przestrzeń. Na moje dziecko kiedyś wskoczył od tyłu 30-40kg pies bo chciał się bawić. Moi rodzice mają teraz młodego psa. Dzieci rodzinne kocha, uwielbia, nie da skrzywdzić, mogłyby z nim zrobić wszystko i nic im nie zrobi. Obce dzieci wywołują w nim od razu agresję. Z tym psem nie ma szans na podróż pociągiem, jest zbyt nerwowy. Ale czasem ludzie nie przyjmują tego do wiadomości, a szczególnie czesto właściciele małych psów, którzy uważają, że ich pies z racji gabarytów i tak większej krzywdy nie zrobi, no a poza tym jak to kaganiec niuni?
@dayana: od razu widać, że jesteś powaloną psiarą. Tacy ludzie jak Ty robią gębę normalnym ludziom z psami.
@helgenn: Słuchaj tego XD Koleżance kiedyś dzieciak podlazł od tyłu, jak stała przy kuchnii. Uderzyła go niechcący łokciem w twarz, niefortunnie w nos, poszła krew. Następnego dnia panie w przedszkolu usłyszały, że mam go bije w twarz aż do krwi XD
@dayana: Trzebaby jeszcze rozróżniać zabawę i ogólne spędzanie czasu - spacer to nie zabawa, ale jednak dobry okazja do rozmów. Zabawa np. samochodzikami, ok, 30min myślę, że każdy jest w stanie wygenerować, ale czy myślisz, że dziecko, które ma po przedszkolu kilka godzin na zabawę w domu, 30 min usatysfakcjonuje?
Ok, ale akurat to, że dziecko musi bawić się samo nie jest piekielne. Ja też w domu nie bawię się za wiele ze swoim dzieckiem, choć on oczywiście by chciał. Jednak my, rodzice, też mamy inne obowiązku w domu poza pracą, mamy prawo do relaksu na swoich zasadach. Oczywiście, nie mówię, że ok jest kompletne zostawianie dziecka samemu sobie i w ogóle nie interesowanie się nim, ale ja sobie nie przypominam, żeby ze mną rodzice bawili się, gdy byłam dzieckiem. Rodzice byli od nadzorowania zabawy, a nie uczestniczenia w niej, a przynajmniej raczej rzadko.
@mama_muminka: A teraz zdefiniuj normalność. Ja tu widzę gościa zafiksowanego na swoją pracę i status społeczny, nic nienoralnego w dzisiejszych czasach, choć to zjawisko przykre. Tak naprawdę autorka spędziła z nim max. parę godzin i choć zachowanie niefajne to średnio można na jego podstawie ocenić czy gość jest "nienormalny". A poza tym w sumie bawi mnie, jak ktoś wyrokuje o kimś innym, że jest nienormalny (czasem taki człowiek ma się na wzór normalności i zdrowia psychicznego) - moim zdaniem każdy ma jakiś odchył i nie ma żadnego jednoznacznego podziału na na normalność czy nienormalność. Można mieć paskudne wady, ale też masę pozytywnych cech, które przeważają nad tymi wadami i tyle.
@livanir: Ty chyba sobie żartujesz. Czym innym jest "powiedzieć coś niemiłego", a czym innym jest zwyzywanie kogoś i bagatelizowanie jego choroby. Również czym innym jest, gdy osoba chora psychicznie twierdzi, że chcesz go zabić i Cię z tego powoduje atakuje, a czym innym gdy przemocowiec wali "bo zupa była za słona" - no chyba, że Ty uważasz, że będąc zdrowym psychicznie i wiążąc się świadomie z osobą chorą psychicznie można się wobec niej zachowywać tak samo jak ona w swojej chorobie.