Profil użytkownika

digi51 ♀
Zamieszcza historie od: | 22 września 2010 - 8:54 |
Ostatnio: | 8 lutego 2025 - 15:04 |
- Historii na głównej: 213 z 237
- Punktów za historie: 118863
- Komentarzy: 6369
- Punktów za komentarze: 50377
Zamieszcza historie od: | 22 września 2010 - 8:54 |
Ostatnio: | 8 lutego 2025 - 15:04 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Motokiller | Demotywatory | Mistrzowie | Komixxy |
Jesteś debilem.
Mam podobny dar od puli genowej. Już nawet nie ukrywam tego makijażem, bo i tak gówno to dawało Najsłodsze co do tej pory usłyszałam od jakiejś lochy na pejsie to, że wyglądam jak przepita urwa :)
@didja: A wiesz, że ja czytałam też w zagranicznej prasie (brytyjskiej, niemieckiej) artkuły o rympale wokół bezalkoholowego/wegańskiego wesela? Wesela bym trochę wyłączyła poza nawias. Dlatego, że jednak są to wyjątkowe imprezy zdarzające się zazwyczaj średnio raz na kilka lat, trwające całą noc i faktycznie ciężko mieć nastrój na całonocną zabawę bez "rozweselaczy".Temat wesel w Polsce to w ogóle trochę osobny temat, bo z jednej strony starsze pokolenie ma mental, że ma być alko, świniak na rożnie i minimum 100 gości. Jeśli ktoś nie robi wesela z pompą (i nie oczekuje zwrotu kosztów w kopertach), tylko skromny obiad dla wąskiego grona najbliższych, myślę, że nie ma takich problemów z oburzeniem o brak alko, jeśli się na to zdecyduje. Jak napisałam - to pokłosie PRL. Co oznacza, że ten mental, że tylko z alko można się bawić zderzył się z rosnącym dobrobytem i dostępem do nieograniczonej ilości alkoholu. I taki mental jest czasem przekazywany z pokolenia na pokolenie, jak pokazał przytoczony przeze mnie przykład. Generalnie jak czasem gadam ze znajomymi z różnych krajów to zazwyczaj jednak to starsze pokolenie boomerów i X, o ile ma rozrywkową naturę, to łączy dobrą zabawę z alkoholem. A młodsze pokolenia od tego jednak powoli odchodzą. Trzeba też wziąć pod uwagę trochę specyficzną sytuację, gdy prawie całe pokolenie millenialsów było wychowywane przez chlejących ojców lub w ogóle rodziców. Często jest tak, że dzieci alkoholików albo idą w ich ślady albo wręcz przeciwnie, nienawidzą alkoholu. Natomiast dzieci, które wychowywane były w towarzystwie alkoholu, widząc jedynie rozbawionych rodziców, kojarzą alkohol głównie z dobrą zabawą. Niestety, mając fundusze i dostęp do alko, często zaczynają konsumować tego alkoholu więcej niż rodzice, których zwyczajnie nie było stać na codzienne popijawy.
@babubabu89: przecież pisałam o przypadku konkretnej rodziny i pokoleniu millenialsów z tejże.
Generalnie to współczuję doświadczeń, niemniej chciałabym zaznaczyć, że dużo zależy od środkowiska, w jakim się obracasz, więc ten apel na końcu rozumiem skierowany do Twojego środkowiska/rodziny? Generalnie mitem jest, że w Polsce jest jakaś wyjątkowa kultura, w zasadzie jej brak, picia. Wysoka konsumpcja alkoholu to jak innych krajach postkomunistycznych to trochę pokłosie PRL+przemiany systemowej, gdzie głównie mężczyźni nie znali innych rozrywek i zapijali smutki. Stąd wzięło się przekonanie, że dobra zabawa, dobry humor to picie alkoholu, ale to raczej mental poprzednich pokoleń. U mnie w rodzinie w zasadzie nikt nie pije alkoholu. Ja sama zrezygnowałam w podobnych okolicznościach co ty i fakt, to zweryfikało pewne moje znajomości. Piję alkohol 2-3 razy do roku, nie mam ochoty się upijać, kto mimo wszystko chce ze mną spędzać czas to może, kto usilnie namawia mnie to sponiewierania się, bo bez tego nie ma zabawy - to też jego wybór. Mam jedną koleżankę, której rodzina jest podobna do Twojej - rodzice, ciotki, wujki, kuzyni "rozrywkowi", czyli chlanie przy każdej okazji. Cała rodzina dobrze sytuowana. Nikt nie jest alkoholikiem w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Mówią, że po prostu lubią się bawić. Niemniej na ich przykładzie widać, że nie zawsze stricte uzależnienie od alko jest problemem, a czasem mental jaki pojawia się u dzieci wychowanych w takich rodzinach, tzn impreza, chlanie, rozrywka, zabawa ponad wszystko. Niby fajnie, bo trzymają się wszyscy razem, ale jak się spotkają musi wjechać wóda, bo inaczej nie ma o czym gadać. Młodsze pokolenie czyli w tym wypadku millenialsi - wszyscy żyjący z dnia na dzień, wieczne problemy finansowe, życie ponad stan, zapożyczanie się u rodziców, powierzchowne relacje międzyludzkie, życie od imprezy do imprezy. Jakieś takie pożałowanie budzą we mnie ludzie 30-40 lat, którzy najbardziej jarają się tym, że nachleją się w weekend.
Generalnie czasem niestety sprawdza się powiedzenie "co tanie, to drogie". Mieszkając w Monachium, jeździłam sobie fiatem punto. W pewnym momencie zaczęła się świecić kontrolka poduszki powietrznej. Będąc we Wrocławiu postanowiłam sprawdzić to - 3 mechaników i jeden elektromechanik nie byli w stanie ustalić co to jest, komputer nie pokazywał błędów. Proponowali mi genialne rozwiązania typu wyłączenie zegarów. Jeden warsztat coś tam grzebał, pourywał kable, po czym stwierdził, że tam jakiś kabel nie styka, ale nie umieją tego naprawić, za co chcieli skasować parę stów. W Niemczech pojechałam do serwisu fiata. Wymiana czujnika swoje kosztowała, ale zrobione praktycznie od ręki.
@Satsu: takie bajki dzieciom w przedszkolu opowiadaj. Napisałeś co napisałeś, teraz dopowiadasz wymyślone szczegóły, żeby nie wyszło na tox że zachowujesz się jak pospolity burak.
@Satsu: Aha, obserwowałeś ją przez parę sekund i rościsz sobie prawo do wyrokowania czy wykonuje swoją pracę dobrze czy źle? Hahaha, jasne XD opierdzielić to inaczej strofować. Kim Ty qrwa jesteś, żeby obcą kobietę strofować? Nie podoba się jak wykonuje swoją pracę składasz skargę czy reklamację, a nie strofujesz jak niegrzeczne dziecko, zwłaszcza mając wątłe podstawy. Wszyscy już wiedzą, jak to lubisz ucierać nosa pospólstwu, więc teraz nie odwracaj kota ogonem, że to "opierdzielenie" to było kulturalne zwrócenie uwagi albo się doucz i nie używaj słów, których znaczenia nie rozumiesz.
@Satsu: Od kiedy opierdzielić=zwrócić uwagę i poprosić o wyjaśnienie? Może w takim razie pani na recepcji też Ci tylko zwróciła uwagę? XD To sobie pozwracaliście nawzajem uwagę i co? Nie mogłeś się dodzwonić, poszedłeś, zobaczyłeś, że kobieta je kanapkę, opierdziliłeś ją i czego konkretnie się spodziewałeś?
@Satsu: A czy ktokolwiek kto pracuje z klientem/pacjentem ma na agresję i krzyki z jego strony pokornie spuścić głowę i przeprosić? Ty nie jesteś od organizowania pracy pani z recepcji. Możesz zwrócić uwagę i poprosić o wyjaśnienie, dlaczego nie odbiera telefonu, a nie wchodzić z buta jak wielki fifarafa i ustawiać ją do pionu, buraku.
@Satsu: Wszedłeś ją opierdzilić. Jesteś oburzony, że w odpowiedzi wydarła na ciebie ryja. Lol. Po drugie trzeba sobie zdać sprawę, że te panie z recepcji najczęściej mają pierdyliard innych zajęć. Nigdy nie widziałam, aby gdziekolwiek panie sobie radośnie dyskutowały w akompaniamencie dzwoniących telefonów. Mało tego, w przychodni, do której chodzą moi rodzice jest taka sytuacja, że tylko jedna osoba może umawiać wizyty i obsługiwać pacjentów w recepcji. Dlaczego? Bo trzeba to na bieżąco wklepać do systemu. Oczywiście, nie każdy taki pracownik podchodzi do swojej pracy sumiennie, jednak bajdurzenie, że w większości przychodzi kilka pracownic zajmuje się dupą maryny i olewa pacjentów to...no właśnie bajdurzenie.
Smutne, ale nie wiem czy piekielne.
Podpis "jędza" i pisanie w formie męskiej. Fejk naprawdę da się zrobić lepiej...
@VAGINEER: żeby płacić 2 razy więcej? Dziękuję, zajebiste rozwiązanie. Już teraz mogę każdą paczkę wysłać jako paczkę pełnogabarytową i takoż zapłacić.
Hmm, to trochę zależy chyba i jak piszesz, sporo zależy od umowy, ale też ustaleń. Generalnie wydaje mi się, że ustalenie czy wyposażenie zostaje jest dość ważne. Ponieważ jest wiele osób (kupujących) zwłaszcza przy nieruchomościach do remontu, które nie chcą wyposażenia po poprzednim właścicielu i wręcz uważają, że pozostawienie tam czegokolwiek jest dla nich dodatkowym obciążeniem. Moi znajomi mieli sytuację, że kupili dom wymagający remontu takiego ze zdzieraniem podłóg i urtargowali parę tysięcy w dół, bo osoba sprzedająca była jakimś dalekim pociotkiem zmarłego właściciela, która od razu powiedziała, że ona w domu nic nie będzie ruszać, bawić się w żadne wywózki mebli etc.
@Bryanka: Tak, to nie dotyczy tylko osób otyłych. Jak urodziłam dziecko, to trochę spędzałam czasu na forach czy grupach rodzicielskich i niezmiennie dziwiło mnie, jak z jednej strony ludzie ochoczo dzielili się swoimi metodami wychowawczymi (choć ogólnie chodzi tu pewne decyzje rodzicielskie, bo o jakim wychowaniu można mówić w przypadku niemowlaka czy dziecka nienarodzonego), ale byli absolutnie zamknięci na dyskusję. Pamiętam jak jedna kobieta napisała, że ona będzie miała cesarkę na życzenie, bo nie ma wyobraża sobie męczyć się z naturalnym porodem, mieć "rozklapciochę" i nie trzymam moczu i ma prawo wybrać łatwiejsze rozwiązanie, a nie męczyć się dla zasady. Wiele osób napisało jej w naprawdę nieofensywny sposób, że cesarka to też nie jest to "wygodne" rozwiązanie, bo jest to naprawdę poważna operacja wiążąca się ryzykiem powikłań i skutków ubocznych, czasem trwałych. Prawie każdy podkreślił, że jest to jej decyzja, jednak nie powinna rozpowszechniać mitu, że cesarka to rozwiązanie lekkie, łatwe i przyjemne. Kobieta była tak wściekła, że zaczęła obrażać ludzi, zarzucając im ingerencję w jej prywatne decyzje i "mądrzenie się". I mean, ale to ty postanowiłaś w necie podzielić się swoim bardzo prywatnym życiem i decyzjami ze sfery intymnej i masz pretensje, że nie wszyscy klepią cię z uznaniem po plecach XD
@Ohboy: Niekoniecznie, najpierw organizm pozbywa się wody i gubienie kilogramów idzie najszybciej. Ja potrafiłam zgubić 8kg w miesiąc, gdy tylko wprowadziłam dietę od dietetyka, ale to był tylko efekt początkowej fazy odchudzania.
@Absurdarium: " I jeszcze " wiesz, ja to zawsze mogę schudnąć, a Tobie ten nos/stopy zostaną do końca życia..." - a ja na to "Możesz, ale nie chudniesz, ja na swoje stopy nic nie poradzę, ale Ty na tuszę możesz i tego nie robisz. Poza tym Ciebie widać z pół kilometra, a moje stopy dopiero jak mi się przyglądasz szukając mankamentów" Żeby nie było - generalnie przypierniczanie się do wyglądu i dawanie dobrych rad, o które nikt nie pytał jest słabe. Niemniej, może zabrzmi to złośliwie, ale często osoby otyłe są pierwsze do wyśmiewania tego symbolicznego dużego nosa. Chodziłam do liceum z dziewczyną, która była chorobliwie otyła, a przy tym naprawdę wredna i było to dość komiczne, gdy baryła 130kg, wyśmiewała się z ładnej dziewczyny "bo ma brzydkie brwi".
@szaramucha: Jprdl co to za uniwersum tu jest. Jeden coś napisał, drugi krytycznie skomentował, Tobie napisał coś miłego, a Ty się właśnie obraziłaś, bo ktoś skrytykował tego pierwszego XD Tsooo
@bloodcarver: Ale nie ma obowiązku przyjmowania paczek dla sąsiadów. Ja sama często przyjmuje, podobnie jak moi sąsiedzi dla mnie, ale kilka razy nie przyjęłam z różnych przyczyn - nikt Cię nie zmusi do przyjęcia cudzej paczki, jeśli nie chcesz/nie możesz jej wziąć. Kurier zawsze pyta CZY MOŻE u Ciebie zostawić paczkę dla sąsiada.
@katem: Nadal brzmi to źle. Mówisz tak lekko, że facet zaakceptował, że jest nie do końca kochany, choć ma/miał nadzieję, że będzie inaczej, skoro próbował się oświadczać. Ok, to dorosły chłop i decyduje czy mu to pasuje czy nie, jednak dla mnie to nic innego jak zepchnięcie w nieco rozszerzoną wersję friendzone. W dodatku w tym związku jest dziecko, którego ojciec nie żyje, a mężczyzna, którego traktuje jak ojca może odejść, gdy poczuje, że ktoś może dać mu więcej. To oczywiście może zdarzyć się w każdym związku, jednak prawdopodobieństwo jest nieco większe, gdy jedna ze stron świadomie daje drugiej "niepełną" wersję związku, a wręcz domyślnie jest to kohabitacja do momentu, aż Paweł nie znajdzie kobiety, która będzie gotowa dać mu 100% swoich uczuć. Moim zdaniem prędzej czy później będą tu sami przegrani. Paweł, który nawet jeśli nie pozna innej kobiety, w pewnym momencie życia poczuje, że je zmarnował z kobietą, która w pewnym sensie emocjonalnie zawsze trzymała go na dystans, dziecko, które w pewnym momencie może zostać pozbawione zastępczego ojca i to prawdopodobieństwo jest spore i w końcu autorka, która jak już przyjdzie ten moment, że Paweł powie "dość" będzie się mierzyć z trudnymi uczuciami swoimi i swojego dziecka.
O tak, nie ma to jak ludzie, którzy podpisują, że biorą odpowiedzialność za cudzą własność, po czym tego nie robią, a potem są dziwieni, że ktoś ma do nic pretensje XD
@katem: Słuchaj, moja opinia jest taka. Znam kilka par, których nie łączy gorące uczucie, ale są w stabilnych, szczęśliwych związkach opartych właśnie na przyjaźni, zaufaniu, wspólnym wsparciu. Szczerze, też uważam, że takie związki są lepsze niż gorąca miłość, w której ciągle dochodzi do awantur, zerwań i egzystują w myśl zasady "prawdziwa miłość boli". Jednak troszkę inna sytuacja jest gdy dwie osoby wchodzą w stabilny związek z rozsądku (bo np. chcą założyć rodzinę, a nie są osobami, którym w życiu potrzebne są wielkie emocje) lub kiedyś połączyła ich miłość, ale rutyna dnia codziennego sprawiła, że po latach ta miłość przybrała nieco inną formę (to akurat jest bardzo częste), a czym innym jest sytuacja, gdy jedna osoba jest emocjonalnie związana z kimś nieobecnym w jej życiu i z tego powodu nie potrafi pokochać nikogo innego. Ta osoba jest emocjonalnie zniewolona, a w sobie uczucia, które znajdują ujście, gdzie indziej niż przy obecnym partnerze. Niestety, moja babcia wyszła za mojego dziadka z rozsądku, on ją kochał bardzo, ona kochała innego mężczyznę. Czy babcia i dziadek się kochali? Na pewno w jakimś sensie tak, czy byli ze sobą szczęśliwi? Nie. Dziadek babcię kochał i sądził, że jak ona za niego wyjdzie to też go kiedyś pokocha. I po jego śmierci było widać, że tak było. Ale nie potrafiła mu tego okazać, gdy byli w małżeństwie, bo cały czas emocjonalnie była przy tamtym mężczyźnie. Mogę mówić tylko za siebie - podejrzewam, że na pewnym etapie związku nie miałabym większego problemu ze zdaniem sobie sprawy, że mój partner już mnie nie pożąda, że staliśmy się bardziej parą dobrych przyjciół niż kochanków, ale nie potrafiłabym znieść świadomości, że mój partner cały czas emocjonalnie jest z kimś innym - nawet jeśli ta osoba nie żyje.
Wiesz co, pomijając już kwestię tego dziecka, to ja się zastanawiam nad jedną rzeczą. Oczywiście, nie znam opinii/nastawienia twojego partnera, ale piszesz, że masz partnera, z którym mieszkasz (biorąc pod uwagę, że masz dziecka, zakładam, że nie zapraszasz do wspólnego mieszkania pierwszego lepszego gacha), jednocześnie nie czujesz do niego, tego co do zmarłego męża - rozumiem, jeśli chodzi o to, że każda miłość jest inna etc, ale jeśli mieszkasz z facetem, do którego de facto nie czujesz miłości do tego stopnia, że wzbraniasz się przez legalizją tego związku w imię wyższego dobra... to ja nie wiem, po co z nim jesteś. Ja wiem, nie moja sprawa, wasza sprawa. Dla mnie to albo ty robisz jemu krzywdę, tworząc pozory szczęśliwego związku, a w duchu ciągle będąc bardziej związaną ze zmarłym mężem, obecnego partnera traktując jak niepełnowartościową protezę miłości albo twój partner musi mieć mocno zaniżone poczucie własnej wartości, żeby godzić się na bycie w niby stałym związku, wiedząc, że jego kobieta nie jest w stanie go pokochać, tak jak powinni kochać się ludzie w stałym związku albo żyjecie w takim związku, bo zależy wam tylko na kohabitacji, a nie uczuciach - i jak coś to to jest dla mnie, ale w takim wypadku nie rozumiem problemu z wzięciem ślubu dla formalności.
Ja też jestem za odpowiedzialną adopcją i z teho właśnie względu, choć serce tęskni za psem w domu, na razie żadnego nie biorę. Ale kuzynka kota znalazła, a nie adoptowała, potem zdarzyła się ciąża i sama piszesz, że kot jest trudny, więc ja bym się bała mieć takiego w domu z nowordkiem. Kot został oddany do zaufanej, odpowiedzialnej osoby. Minęło, jak rozumiem, kilka lat i tym razem kuzynka kolejnego kota za adoptowała świadomie. Jeśli go odda, to wtedy można mówić, że nie powinna więcej brać zwierząt. Nie każdy musi mieć perdolca na punkcie zwierzaka, żeby tęsknić za nim po paru dniach rozłąki i stawiać ponad własne dziecko, aby być dobrym opiekunem. Póki co zwierząt do przygarnięcia jest raczej nadmiar, a patozwierzoluby, które odsądzają kogoś od czci i wiary, bo odratowanego kota postanowił oddać komuś innemu, raczej nie sprzyja temu, aby ludzie chętnie pochylali się nad losem porzuconych zwierząt. Gdyby kuzynka od razu zawiozła go do schroniska, gdzie jego los był mocno niepewny, to była by bohaterką, ale że próbowała najpierw się nim opiekować, ale ostatecznie oddała w bardziej odpowiednie ręce to ją odsądzasz od czci i wiary. Głupia jesteś.