@HermionaGranger: Ok, pokaż, a przy okazji pokaż dowód, że to numery należące do tej firmy ;) Wrzuć tutaj w komentarz, na pewno jest więcej osób, których dziwią takie praktyki i chętnie się przekonają, że to prawda.
Niespecjalnie jestem w stanie w to uwierzyć. Mam znajomą, która od X lat pracuje w windykacji, obecnie w banku, ale wcześniej między innymi właśnie u dostawcy usług telekomunikacyjnych. Wszystkie jest nagrywane i żaden pracownik nie ma prawa zwrócić się do klienta obraźliwe, np. sugerując, że go na coś nie stać. Nie mają prawa nawet odpyskować, jak klient się rzuca (a to zdarza się często...). W telefony 4 razy dziennie też średnio wierzę, chyba, że jakiś błąd systemu, bo, tak dla pewności nawet właśnie dopytałam znajomą, nigdzie nie dzwoniono więcej niż raz dziennie, nawet w przypadku dużych sum i dużo dłuższego ociągania się klienta. Ok, zawsze jest taka opcja, że akurat ten dostawca to jakiś kuriozalny wyjątek, ale umówmy się... ups, może tu urwę, bo zaraz pociągniesz to pod hejt.
@babubabu89: ty w ogóle widzisz, co ty piszesz czy stukasz w randomowe klawisze? Bo ja tu widzę internetowego kozaczyne, który widząc bezsens swojej wypowiedzi zaczyna się z niej z rakiem wycofywać. A może by tak, no nie wiem, przyjąć to na klatę? Przy...rdalam się, bo mogę, podobnie jak ty pisać swoje "opinie".
@babubabu89: To mam takie pytanie. Po wuja w ogóle piszesz coś o przyjmowaniu słusznych banów na klatę i piszesz jak to Ty dzielnie z tym sobie radzisz, sugerując, że autor głupi, po to, aby za chwilę stwierdzić, że wcale tego nie porównujesz? Serio... PO CO?
@babubabu89: Czyli porównujesz reklamowanie jednego produktu na forum drugiego do napisania "podobno" wulgarnego komentarza, którego nikt nie jest w stanie wskazać i sugerujesz, że to autor jest
głupi i się awanturuje. Ok, mam jasność sytuacji. Dziękuję.
Jestem na tej stronie tak mniej więcej od 100 lat, nie od dziś wiadomo, że admini kierują się prywatnymi sympatiami do osób o podobnych poglądach. Niektórzy użytkownicy poznikali, bo co i rusz dostawali bana, podczas, gdy ich dyskutanci prezentujący znacznie bardziej żenujący poziom wypowiedzi swobodnie sobie pisali, mimo, że ich komentarze były zgłaszane (m.in przeze mnie). Nie mówię, że tak jest zawsze, ale w niektórych wypadkach naprawdę była to jawna "protekcja".
@jatonieja: "Weryfikacja prosta i skuteczna: ilość płaconych podatków, wcześniej lub obecnie." - aha, ok, czyli jeśli np. płaciłam składki przez 10 lat, a od 5 nie pracuję, to ile razy może mnie zabrać karetka? Jakie świadczenia mi przysługują? Kiedy wywalą mnie ze szpitala, bo zrobi się za drogo w stosunku do tego, co opłaciłam? Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę jaki potworny nawał niepotrzebnej biurokracji i bardzo prawdopodobnej niesprawiedliwości proponujesz? Chyba, że proponujesz przeliczanie 1:1 - wpłaciłeś Xzł, więc otrzymujesz świadczenia za Xzł. Nooo, to zostaje tylko biurokracja. I fakt, że większość z nas bardzo szybko wykorzysta swoje limity.
@Meliana: No może masz rację, ja wychodzę z założenia, że płacę sama za siebie, czy to na randce czy na spotkaniu z koleżanką i zawsze jestem na to przygotowana. Jeśli byłabym na randce z facetem i chciałby mnie zaprosić to zgodziłabym się tylko pod warunkiem, że miałabym zamiar się z nim jeszcze spotkać. Takie sytuacje jak w historii typu oferowanie, że się zapłaci rachunek, a potem rzucanie się o to pięknie obnażają prawdziwą naturę takiego elementu i czasem warto się o tym przekonać wcześniej niż później.
@jatonieja: A jaką masz pewność, że to "truchło" nie pracowało ciężko długie lata płacąc składki, a korzystając raz na ruski rok? Nie, życie nie sprawiedliwe i to, że ktoś pracował nie znaczy, że nie wyląduje na ulicy i się nie stoczy. Pewnie taka historia nie stoi za każdym bezdomnym żulem, ale kto ma to weryfikować? Kto decydować, kto sobie na pomoc zasłużył, a kto nie? Brzmisz jak typowy gówniarz, który ledwo zarobił pierwsze grosze, posłuchał trochę Korwina, połowy nie zrozumiał i zachowuje się jakby utrzymywał cały system ze swoich podatków. Rozwiązania są dwa - albo jest prywatna służba zdrowia i wtedy albo się ubezpieczasz i nie ma marudzenia, ze kolejki, to, tamto, siamto, owamto, ale też nie płacz jak się okaże, że lipną umowę podpisałeś i niestety rachunek za leczenie musisz zapłacić sam, albo jest publiczna służba zdrowia, utrzymujemy biurokratów, którzy nią zarządzają, są kolejki, ale nie zdechniesz pod płotem. To, o czym Ty piszesz byłoby w praktyce niesprawiedliwe i prawdopodobnie równie drogie w utrzymaniu, co łowienie żuli. Wiesz, ile to by było biurokracji i papierologii, żeby zweryfikować, kto zasługuje na pomoc, a kto nie? I żebyś się nie zdziwił, że kiedyś mógłbyś się znaleźć w tej grupie, która wobec jakieś gryzipiórka na pomoc nie zasługuje.
Jak mieszkasz w Monachium, to może Cię nawet obsługiwałam, jak byłaś z którymś delikwentem na randce. Mnie osobiście jako kelnerkę rozbrajają sytuację, gdzie facet deklaruje opłacenie rachunku, a potem głośno przy swojej partnerce komentuje, ze wszystkie takie drogie albo, o zgrozo, zaczyna godzinę po konsumpcji zgłaszać reklamacje. Drugi typ sytuacji, których nie znoszę to właśnie próby podzielenia jednej z rzeczy z rachunku na pół i to nie na zasadzie "płacę za swoje jedzenie i 2€ za wodę" tylko żądanie rozbicia jednej pozycji na dwa osobne rachunki. "Na pewno może pani wycofać to z rachunku i nabic dwie osobne pozycje za połowę". Tak, tak przyjemniaczku, a to wszystko zrobię podczas, gdy mam 10 stolików czekających na złożenie zamówienie, rachunek albo napoje, po to, abyś ty nie był przypadkiem 10 centów stratny dzieląc się butelka wody ze swoją towarzyszką.
@jatonieja: Chłopie, żeby się tylko nie okazało, że w tym systemie, który sobie wymyśliłeś po sprawdzeniu, ile łożysz na system nakleili by Ci plasterek i papa, bo trzeba zapewnić jak najlepsze traktowanie "kilku" osobom, które łożą "trochę" więcej niż Ty.
@Cyntiar: Co do ostatniej części Twojej wypowiedzi - no, tak, ludzie kłamią, dlatego policja sprawdza alibi. Pierwsza taka sytuacja, gdzie ktoś próbowałby obwinić kogoś innego za swoje błędy czy nawet przestępstwa? Powiesz, że nigdy nie słyszałaś o tym, że kogoś postawiono w stan oskarżenia wyłącznie na podstawie zeznań świadków? Do reszty odniosłam się już wyżej, nie będę się powtarzać.
@Cyntiar: Mogło być różnie. Widzisz, Ty nadal chyba nie rozumiesz, że w sytuacji, w której brak dowodów na jedną czy drugą wersję kwestia tylko i wyłącznie sądu komu da wiarę. Zeznania członków rodziny są nadal więcej warte niż zeznania jednej osoby. Ty też zakładasz, że korepetytorka mogła kryć się kłamstwem i to już rozwiązuje problem, więc dlaczego matka nie mogła kryć się kłamstwem. Kiedy następuje sytuacja słowo przeciwko słowu, niestety sąd decyduje, kto jest bardziej wiarygodny. I proszę, czytaj ze zrozumieniem, bo ja też uważam, że dziewczyna nie była odpowiedzialna za dziecko, ale dla własnego dobra i klarownej sytuacji nie powinna ot tak sobie wychodzić. Bo na tamten moment nie wiedziała, co się stało - może matka była niespełna rozumu, żadnego ojca nie było? A może matka miała wypadek?
@Cyntiar: Oczywiście, że zeznania dziecka się liczą. Podlegają ocenie psychologa, ale bardzo się mylisz sądząc, że nic nie znaczą. Po drugie napisałaś, że ojciec miał wrócić o 17, a nie być w pracy do 17. Wyszedł więc na pewno przed 17 i kto udowodni, że nie był już w domu, gdy matka wychodziła i oboje umawiali się z dziewczyną na opiekę do 21?
@Cyntiar: Ok, widzę, że kompletnie nie rozumiesz o czym mówię i odwracasz kota ogonem. Nie, nie można zostawiać dziecka z obcymi ludźmi wbrew ich woli, ale po pierwsze porównujesz opisaną przez Ciebie sytuację do kompletnie innych sytuacji. Zostawiasz dzieci u sąsiadki na podwórku - każdy normalny widząc obce dzieci bez opieki na swojej posesji dzwoni na policję, ergo jest kryty. Tak samo hydraulik - pomijając, że on jest w pracy i ma na to prawdopodobnie kwity i nie wyjdzie bez zapłaty, czyli prawdopodobnie też zadzwoniłby na policję. Nigdzie nie napisałam, że matka miała prawo zostawiać dziecko z korepetytorką, tylko, że dziewczyna powinna sobie zapewnić krycie. Wiadomo, że dzieci często zostawia się pod opieką innych osób, rodziny, koleżanek, sąsiadów, opiekunek (także bez umowy) i zasadniczo w razie "W" to jest tylko kwestia sędziego czy będzie domagał się jednoznacznych dowodów na to, że korepetytorka zgodziła się nad opiekę nad dzieckiem czy uwierzy rodzicom. Niestety, ludzie skazywani są za gorsze przestępstwa na podstawie zeznań świadków czy poszlak.
W Niemczech i jak sądzę w Polsce również ponosisz również odpowiedzialność np. za kolegę Twojego dziecka, jeśli jest on u Ciebie w domu lub gdziekolwiek indziej, gdzie zgodziłaś się nim opiekować. I nie jest potrzebna żadna umowa ani żaden inny dowód na to, że taką zgodę wyraziłaś. Ot, zastajesz dziecko u siebie, a nie chcesz brać za nie odpowiedzialności - dzwonisz do rodziców, aby dziecko odebrali, jeśli nie to na policję. Tak samo, jeśli np. dzieciak przyprowadza kolegę na podwórko, gdzie Ty się nim zajmujesz.W każdym innym wypadku rodzi się pytanie "skoro nie zgodziłaś się dzieckiem zajmować, czemu nikogo nie poinformowałaś o pozostawieniu dziecka bez opieki". Oczywiście cały czas mówię o tak małych dzieciach jak dziewczyna w historii.
Skoro wychodzisz z założenia, że odpowiedzialność za dziecko ponosi się tylko na podstawie umowy, to rozumiem, że z każdym, włącznie z rodziną, kto zajmuje się Twoim dzieckiem spisujesz umowę? Bo jeśli to jakby się coś dziecku stało bierzesz odpowiedzialność wyłącznie na siebie?
To jaka była faktyczna sytuacja, a to jak może być przedstawiona to dwie różne rzeczy. Ludzie są podli i ja tu piszę tylko o tym, że lepiej się zabezpieczyć w tak idiotycznej sytuacji przed konsekwencjami i jednak kogokolwiek poinformować o zostawionym samopas dziecka niż sobie wychodzić i zostawiać malucha samego. Nikt nie mówi, że matka miała prawo odpi...dalać taką manianę albo, że koleżanka miała potulnie czekać, aż ktoś łaskawie wróci do domu.
@Cyntiar: Hmm, czyżby ta historia wydarzyła się parę dni, a Ty nadal masz 20 lat, że taka naiwna jesteś? Na tej zasadzie jeśli zostawiasz dziecko z babcią, ciocią czy u kogoś z rodziny i dziecku coś się stanie, to też nie można pociągnąć ich do odpowiedzialności, bo nie ma podpisanej z nimi umowy. Zakładając, że opiekunka jest zatrudniona na jakiejś tam umowie, pokaż mi umowę, w której wypisane są konkretne dni i godziny, w których ma się zajmować dzieckiem. Bo jeśli nie są wypisane, to według Twojej logik, gdyby opiekunka zostawiła dziecko samo to rodzice muszę udowodnić, że akurat w ten dzień miała się dzieckiem zająć. Matka pewnie nie zadzwoniła na policję, bo sama siebie też mogła wpędzić w kłopoty, choćby dlatego, że zostawiane dziecka z obcą osobą, której nazwiska się nie zna, też jest zaniedbaniem plus problemy z urzędem skarbowym. Ale wierz mi, gdyby dziecku się coś stało, Twoja koleżanka mogłaby mieć kłopoty, bo sytuacja tylko z jej punktu widzenia jest jednoznaczna, z punktu widzenia sądu, który na ogół ekstremalnie poważnie traktuje sytuacje narażające dziecko na niebezpieceństwo, sytuacja jest co najmniej dwuznaczna, a więc mogłaby być rozstrzygnięta na niekorzyść koleżanki. Ona nie ma żadnego krycia. Nic. Nikomu nie zgłosiła, że została w domu sama z dzieckiem wbrew wcześniejszym ustaleniom. Telefon na policję, wizyta u sąsiada, cokolwiek, co dałoby jej świadka na to, że nie umawiała się na opiekę nad dzieckiem do 21 i została z nim sama w domu wbrew ustaleniom.
@Cyntiar: sama sobie bat ukręcam? W jakim Ty świecie żyjesz? Odpowiedz sobie na pytanie, kto jest bardziej wiarygodny, trzyosobowa rodzina składająca jednakowe zeznania czy jakaś podlotka, która zostawiła 5-letnie dziecko samo w domu? I spróbuj spojrzeć może nie ze swojej perspektywy, czyli osoby znającej prawdziwy przebieg zdarzenia a ze strony prokuratora czy sądu.
@HermionaGranger: Ok, pokaż, a przy okazji pokaż dowód, że to numery należące do tej firmy ;) Wrzuć tutaj w komentarz, na pewno jest więcej osób, których dziwią takie praktyki i chętnie się przekonają, że to prawda.
Niespecjalnie jestem w stanie w to uwierzyć. Mam znajomą, która od X lat pracuje w windykacji, obecnie w banku, ale wcześniej między innymi właśnie u dostawcy usług telekomunikacyjnych. Wszystkie jest nagrywane i żaden pracownik nie ma prawa zwrócić się do klienta obraźliwe, np. sugerując, że go na coś nie stać. Nie mają prawa nawet odpyskować, jak klient się rzuca (a to zdarza się często...). W telefony 4 razy dziennie też średnio wierzę, chyba, że jakiś błąd systemu, bo, tak dla pewności nawet właśnie dopytałam znajomą, nigdzie nie dzwoniono więcej niż raz dziennie, nawet w przypadku dużych sum i dużo dłuższego ociągania się klienta. Ok, zawsze jest taka opcja, że akurat ten dostawca to jakiś kuriozalny wyjątek, ale umówmy się... ups, może tu urwę, bo zaraz pociągniesz to pod hejt.
@babubabu89: ty w ogóle widzisz, co ty piszesz czy stukasz w randomowe klawisze? Bo ja tu widzę internetowego kozaczyne, który widząc bezsens swojej wypowiedzi zaczyna się z niej z rakiem wycofywać. A może by tak, no nie wiem, przyjąć to na klatę? Przy...rdalam się, bo mogę, podobnie jak ty pisać swoje "opinie".
@babubabu89: To mam takie pytanie. Po wuja w ogóle piszesz coś o przyjmowaniu słusznych banów na klatę i piszesz jak to Ty dzielnie z tym sobie radzisz, sugerując, że autor głupi, po to, aby za chwilę stwierdzić, że wcale tego nie porównujesz? Serio... PO CO?
@babubabu89: Czyli porównujesz reklamowanie jednego produktu na forum drugiego do napisania "podobno" wulgarnego komentarza, którego nikt nie jest w stanie wskazać i sugerujesz, że to autor jest głupi i się awanturuje. Ok, mam jasność sytuacji. Dziękuję.
@babubabu89: a czy ja zapytałam za co można dostać bana na piekielnych?
@babubabu89: To po co coś takiego piszesz? " Ja na przykład jak dostane bana zasłużonego (na piekielnych się nie zdarzyło) to przyjmuje to na klatę"
@babubabu89: Za co, oprócz bycia wulgarnym lub obrażania innych, można dostać słusznego bana?
@Balbina: Może nikt ich nie zgłaszał?
Jestem na tej stronie tak mniej więcej od 100 lat, nie od dziś wiadomo, że admini kierują się prywatnymi sympatiami do osób o podobnych poglądach. Niektórzy użytkownicy poznikali, bo co i rusz dostawali bana, podczas, gdy ich dyskutanci prezentujący znacznie bardziej żenujący poziom wypowiedzi swobodnie sobie pisali, mimo, że ich komentarze były zgłaszane (m.in przeze mnie). Nie mówię, że tak jest zawsze, ale w niektórych wypadkach naprawdę była to jawna "protekcja".
1. Nie można było przyłożyć do ucha przed zakupem? 2. Ty byś chciała nosić używane kolczyki po kimś?
@jatonieja: "Weryfikacja prosta i skuteczna: ilość płaconych podatków, wcześniej lub obecnie." - aha, ok, czyli jeśli np. płaciłam składki przez 10 lat, a od 5 nie pracuję, to ile razy może mnie zabrać karetka? Jakie świadczenia mi przysługują? Kiedy wywalą mnie ze szpitala, bo zrobi się za drogo w stosunku do tego, co opłaciłam? Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę jaki potworny nawał niepotrzebnej biurokracji i bardzo prawdopodobnej niesprawiedliwości proponujesz? Chyba, że proponujesz przeliczanie 1:1 - wpłaciłeś Xzł, więc otrzymujesz świadczenia za Xzł. Nooo, to zostaje tylko biurokracja. I fakt, że większość z nas bardzo szybko wykorzysta swoje limity.
@Meliana: No może masz rację, ja wychodzę z założenia, że płacę sama za siebie, czy to na randce czy na spotkaniu z koleżanką i zawsze jestem na to przygotowana. Jeśli byłabym na randce z facetem i chciałby mnie zaprosić to zgodziłabym się tylko pod warunkiem, że miałabym zamiar się z nim jeszcze spotkać. Takie sytuacje jak w historii typu oferowanie, że się zapłaci rachunek, a potem rzucanie się o to pięknie obnażają prawdziwą naturę takiego elementu i czasem warto się o tym przekonać wcześniej niż później.
@jatonieja: A jaką masz pewność, że to "truchło" nie pracowało ciężko długie lata płacąc składki, a korzystając raz na ruski rok? Nie, życie nie sprawiedliwe i to, że ktoś pracował nie znaczy, że nie wyląduje na ulicy i się nie stoczy. Pewnie taka historia nie stoi za każdym bezdomnym żulem, ale kto ma to weryfikować? Kto decydować, kto sobie na pomoc zasłużył, a kto nie? Brzmisz jak typowy gówniarz, który ledwo zarobił pierwsze grosze, posłuchał trochę Korwina, połowy nie zrozumiał i zachowuje się jakby utrzymywał cały system ze swoich podatków. Rozwiązania są dwa - albo jest prywatna służba zdrowia i wtedy albo się ubezpieczasz i nie ma marudzenia, ze kolejki, to, tamto, siamto, owamto, ale też nie płacz jak się okaże, że lipną umowę podpisałeś i niestety rachunek za leczenie musisz zapłacić sam, albo jest publiczna służba zdrowia, utrzymujemy biurokratów, którzy nią zarządzają, są kolejki, ale nie zdechniesz pod płotem. To, o czym Ty piszesz byłoby w praktyce niesprawiedliwe i prawdopodobnie równie drogie w utrzymaniu, co łowienie żuli. Wiesz, ile to by było biurokracji i papierologii, żeby zweryfikować, kto zasługuje na pomoc, a kto nie? I żebyś się nie zdziwił, że kiedyś mógłbyś się znaleźć w tej grupie, która wobec jakieś gryzipiórka na pomoc nie zasługuje.
@Meliana: z drugiej strony dopiero można wyjść na pustaka przed spotkaniem dopytujac się, kto płaci, nawet w dobrej wierze.
Jak mieszkasz w Monachium, to może Cię nawet obsługiwałam, jak byłaś z którymś delikwentem na randce. Mnie osobiście jako kelnerkę rozbrajają sytuację, gdzie facet deklaruje opłacenie rachunku, a potem głośno przy swojej partnerce komentuje, ze wszystkie takie drogie albo, o zgrozo, zaczyna godzinę po konsumpcji zgłaszać reklamacje. Drugi typ sytuacji, których nie znoszę to właśnie próby podzielenia jednej z rzeczy z rachunku na pół i to nie na zasadzie "płacę za swoje jedzenie i 2€ za wodę" tylko żądanie rozbicia jednej pozycji na dwa osobne rachunki. "Na pewno może pani wycofać to z rachunku i nabic dwie osobne pozycje za połowę". Tak, tak przyjemniaczku, a to wszystko zrobię podczas, gdy mam 10 stolików czekających na złożenie zamówienie, rachunek albo napoje, po to, abyś ty nie był przypadkiem 10 centów stratny dzieląc się butelka wody ze swoją towarzyszką.
@jatonieja: Chłopie, żeby się tylko nie okazało, że w tym systemie, który sobie wymyśliłeś po sprawdzeniu, ile łożysz na system nakleili by Ci plasterek i papa, bo trzeba zapewnić jak najlepsze traktowanie "kilku" osobom, które łożą "trochę" więcej niż Ty.
Coś Ci się pomyliło, to nie demoty, gdzie co drugi żebrze o plusy za swoje genialne pomysły, tu się ocenia historię. Ta akurat taka sobie.
@Cyntiar: Serio? Aha, to możemy w tym momencie skończyć dyskusję, nie życzę Ci znalezienia się w sytuacji, gdzie przekonasz się, że jest inaczej.
@Cyntiar: Co do ostatniej części Twojej wypowiedzi - no, tak, ludzie kłamią, dlatego policja sprawdza alibi. Pierwsza taka sytuacja, gdzie ktoś próbowałby obwinić kogoś innego za swoje błędy czy nawet przestępstwa? Powiesz, że nigdy nie słyszałaś o tym, że kogoś postawiono w stan oskarżenia wyłącznie na podstawie zeznań świadków? Do reszty odniosłam się już wyżej, nie będę się powtarzać.
@Cyntiar: Mogło być różnie. Widzisz, Ty nadal chyba nie rozumiesz, że w sytuacji, w której brak dowodów na jedną czy drugą wersję kwestia tylko i wyłącznie sądu komu da wiarę. Zeznania członków rodziny są nadal więcej warte niż zeznania jednej osoby. Ty też zakładasz, że korepetytorka mogła kryć się kłamstwem i to już rozwiązuje problem, więc dlaczego matka nie mogła kryć się kłamstwem. Kiedy następuje sytuacja słowo przeciwko słowu, niestety sąd decyduje, kto jest bardziej wiarygodny. I proszę, czytaj ze zrozumieniem, bo ja też uważam, że dziewczyna nie była odpowiedzialna za dziecko, ale dla własnego dobra i klarownej sytuacji nie powinna ot tak sobie wychodzić. Bo na tamten moment nie wiedziała, co się stało - może matka była niespełna rozumu, żadnego ojca nie było? A może matka miała wypadek?
@Cyntiar: Oczywiście, że zeznania dziecka się liczą. Podlegają ocenie psychologa, ale bardzo się mylisz sądząc, że nic nie znaczą. Po drugie napisałaś, że ojciec miał wrócić o 17, a nie być w pracy do 17. Wyszedł więc na pewno przed 17 i kto udowodni, że nie był już w domu, gdy matka wychodziła i oboje umawiali się z dziewczyną na opiekę do 21?
@Cyntiar: Ok, widzę, że kompletnie nie rozumiesz o czym mówię i odwracasz kota ogonem. Nie, nie można zostawiać dziecka z obcymi ludźmi wbrew ich woli, ale po pierwsze porównujesz opisaną przez Ciebie sytuację do kompletnie innych sytuacji. Zostawiasz dzieci u sąsiadki na podwórku - każdy normalny widząc obce dzieci bez opieki na swojej posesji dzwoni na policję, ergo jest kryty. Tak samo hydraulik - pomijając, że on jest w pracy i ma na to prawdopodobnie kwity i nie wyjdzie bez zapłaty, czyli prawdopodobnie też zadzwoniłby na policję. Nigdzie nie napisałam, że matka miała prawo zostawiać dziecko z korepetytorką, tylko, że dziewczyna powinna sobie zapewnić krycie. Wiadomo, że dzieci często zostawia się pod opieką innych osób, rodziny, koleżanek, sąsiadów, opiekunek (także bez umowy) i zasadniczo w razie "W" to jest tylko kwestia sędziego czy będzie domagał się jednoznacznych dowodów na to, że korepetytorka zgodziła się nad opiekę nad dzieckiem czy uwierzy rodzicom. Niestety, ludzie skazywani są za gorsze przestępstwa na podstawie zeznań świadków czy poszlak. W Niemczech i jak sądzę w Polsce również ponosisz również odpowiedzialność np. za kolegę Twojego dziecka, jeśli jest on u Ciebie w domu lub gdziekolwiek indziej, gdzie zgodziłaś się nim opiekować. I nie jest potrzebna żadna umowa ani żaden inny dowód na to, że taką zgodę wyraziłaś. Ot, zastajesz dziecko u siebie, a nie chcesz brać za nie odpowiedzialności - dzwonisz do rodziców, aby dziecko odebrali, jeśli nie to na policję. Tak samo, jeśli np. dzieciak przyprowadza kolegę na podwórko, gdzie Ty się nim zajmujesz.W każdym innym wypadku rodzi się pytanie "skoro nie zgodziłaś się dzieckiem zajmować, czemu nikogo nie poinformowałaś o pozostawieniu dziecka bez opieki". Oczywiście cały czas mówię o tak małych dzieciach jak dziewczyna w historii. Skoro wychodzisz z założenia, że odpowiedzialność za dziecko ponosi się tylko na podstawie umowy, to rozumiem, że z każdym, włącznie z rodziną, kto zajmuje się Twoim dzieckiem spisujesz umowę? Bo jeśli to jakby się coś dziecku stało bierzesz odpowiedzialność wyłącznie na siebie? To jaka była faktyczna sytuacja, a to jak może być przedstawiona to dwie różne rzeczy. Ludzie są podli i ja tu piszę tylko o tym, że lepiej się zabezpieczyć w tak idiotycznej sytuacji przed konsekwencjami i jednak kogokolwiek poinformować o zostawionym samopas dziecka niż sobie wychodzić i zostawiać malucha samego. Nikt nie mówi, że matka miała prawo odpi...dalać taką manianę albo, że koleżanka miała potulnie czekać, aż ktoś łaskawie wróci do domu.
@Cyntiar: Hmm, czyżby ta historia wydarzyła się parę dni, a Ty nadal masz 20 lat, że taka naiwna jesteś? Na tej zasadzie jeśli zostawiasz dziecko z babcią, ciocią czy u kogoś z rodziny i dziecku coś się stanie, to też nie można pociągnąć ich do odpowiedzialności, bo nie ma podpisanej z nimi umowy. Zakładając, że opiekunka jest zatrudniona na jakiejś tam umowie, pokaż mi umowę, w której wypisane są konkretne dni i godziny, w których ma się zajmować dzieckiem. Bo jeśli nie są wypisane, to według Twojej logik, gdyby opiekunka zostawiła dziecko samo to rodzice muszę udowodnić, że akurat w ten dzień miała się dzieckiem zająć. Matka pewnie nie zadzwoniła na policję, bo sama siebie też mogła wpędzić w kłopoty, choćby dlatego, że zostawiane dziecka z obcą osobą, której nazwiska się nie zna, też jest zaniedbaniem plus problemy z urzędem skarbowym. Ale wierz mi, gdyby dziecku się coś stało, Twoja koleżanka mogłaby mieć kłopoty, bo sytuacja tylko z jej punktu widzenia jest jednoznaczna, z punktu widzenia sądu, który na ogół ekstremalnie poważnie traktuje sytuacje narażające dziecko na niebezpieceństwo, sytuacja jest co najmniej dwuznaczna, a więc mogłaby być rozstrzygnięta na niekorzyść koleżanki. Ona nie ma żadnego krycia. Nic. Nikomu nie zgłosiła, że została w domu sama z dzieckiem wbrew wcześniejszym ustaleniom. Telefon na policję, wizyta u sąsiada, cokolwiek, co dałoby jej świadka na to, że nie umawiała się na opiekę nad dzieckiem do 21 i została z nim sama w domu wbrew ustaleniom.
@Cyntiar: sama sobie bat ukręcam? W jakim Ty świecie żyjesz? Odpowiedz sobie na pytanie, kto jest bardziej wiarygodny, trzyosobowa rodzina składająca jednakowe zeznania czy jakaś podlotka, która zostawiła 5-letnie dziecko samo w domu? I spróbuj spojrzeć może nie ze swojej perspektywy, czyli osoby znającej prawdziwy przebieg zdarzenia a ze strony prokuratora czy sądu.