@Varyag, wywalenie z roboty owszem, w pysk - nie. W pysk to można dać komuś, kto obraża Cię na gruncie prywatnym, a nie potraktuje cię nieprofesjonalnie.
Co za głupawa historyjka, w dodatku przedstawiłaś w niej siebie jako totalną kretynkę. Rzucanie się z łapami na każdego, kto potraktuje Cię nieprofesjonalnie i niegrzecznie, nie jest dowodem wybitnej inteligencji.
@gunwol, no i dokładnie to mam na myśli. Jakbym była opiekunką to brałabym kasę za pilnowanie dzieci, będąc taksiarzem oczekiwałabym zapłaty za kurs. Ewentualnie mogłabym nieco obniżyć stawkę dla znajomych. Tak jak pisałam - jeśli codziennie się czymś zajmuje to po X godzinach pracy mam prawo być tym zmęczona. Wtedy podwiezienie kogoś to dla mnie odskocznia i rodzaj relaksu, a co to za odpoczynek dla taksiarza robić kurs dla znajomych? Już pomijając kwestię tego, że jeżeli zajmuję się czymś zawodowo to robię to profesjonalnie, za profesjonalne usługi się płaci.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 22 lutego 2013 o 11:13
Nie dramatyzowałabym tak. W historii wyraźnie widać, że chłopak miał złe zamiary - czaił się, zaatakował autorkę agresywnie. To nie były dziecinne próby amorów, częste u osób niepełnosprawnych umysłowo, pragnących czułości.
Poza tym - "piekielni byliście WY" - a co takiego zrobiła autorka, żeby nazywać ją piekielną?
@masterini_szyszka, pffff, a co, jak się jest młodym to grzech zabawić się i poimprezować? Ta grupa leniwych studentów, którzy wysysają kasę z rodziców, a egzaminy zdają na cyckach lub ściągach to niewielki procent wszystkich studentów. Wśród moich znajomych studentów prawie każdy zarabia na siebie, przynajmniej częściowo - rozumiem, że wg Ciebie łączenie pracy i studiów to pójście na łatwiznę, no przecież skoro ma się siłę jeszcze imprezować to z pewnością jest to życie usłane różami.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 19 lutego 2013 o 10:44
@Bryanka, znowu mamy do czynienia z pewnym uogólnieniem. Niestety, są zawody, których praktycznie nie jesteś w stanie wykonywać bez teoretycznego przygotowania. Jest też wiele zawodów, do których jesteś w stanie dobrze wykonywać bez ukończenia studiów. Jednak rację ma janhalb, pisząc, że studia zaszkodzić nie mogą. Gorzej, że wielu studentów sądzi, że papierek to wszystko, co jest im potrzebne. Ja mam takie osoby na studiach. Jasne, że czasem lepiej mieć wyłącznie praktyczne doświadczenia, niż papierek nawet renomowanej uczelni, ale bądźmy uczciwi - pracodawca mając do wyboru osobę z wykształceniem i doświadczeniem, a osobę tylko z doświadczeniem, raczej wybierze tę z "papierkiem". Ważnym jest, aby w miarę możliwości zdobywać jedno i drugie. Oczywiście, że są zawody, do których żadne studia nie są potrzebne i wtedy można dać sobie z nimi spokój. Jednak powiem szczerze, że długo swoich studiów nie doceniałam. Wydawało mi się, że wiedza tam zdobyta w żaden sposób do pracy w zawodzie nie jest mi potrzebna. A jednak - kiedy zaczęłam zajmować się swoją dziedziną zawodowo, zauważyłam, że nader często wykorzystuje informacje i umiejętności zdobyte podczas studiów.
Kwestia jest moim zdaniem nieco bardziej złożona. Zgadzam się, że niechęć do nauki niestety przekreśla szanse na sukces zawodowy. Ale nie tylko niechęć do nauki jako siedzenia nad książkami. Sądzisz, że "robol" przez całe swoje życie zawodowe niczego się nie uczy? I w wieku lat 20 zaczynając pracę umie tyle samo, co kilkadziesiąt lat później przechodząc na emeryturę?
Mój ojciec jest "robolem". Często opowiada o takich młodych kozaczkach zaczynających pracę w jego zakładzie, którym wydaje się, że wszystko potrafią, przecież to żadna filozofia. A potem się okazuje, że zanim w ogóle będzie można ich dopuścić do sprzętu, to trzeba ich kilka tygodni douczać.
Otóż to. Jak kilka lat temu było parcie na to, aby nawet największy debil kończący szkołę na dwójach szedł na jakieś tam studia, tak teraz jest tendencja do gloryfikowania pracy fizycznej i kończenia edukacji na zawodówce/technikum. Żadna przesada nie jest dobra.
Wydaje mi się, że kultura nakazuje, aby wchodząc do sklepu czy podchodząc do stoiska, powiedzieć "dzień dobry" lub "dobry wieczór", a nie czekać sprzedawca się przywita jako pierwszy. Krótko, bo krótko, ale pracowałam w sklepie odzieżowym i nic mnie tak nie denerwowało, jak klienci podchodzący do kasy (lub do mnie, gdy byłam w innej części sklepu) i wpatrujący się we mnie wyczekująco, jakbym miała zgadnąć czy chcą się tylko popatrzeć czy mają jakieś pytanie.
Sprzedawczyni w tej historii wykazała się CO NAJWYŻEJ drobnym brakiem taktu, bez słowa obracając się do innej klientki. Nie bardzo piekielne moim zdaniem
Chyba nie macie dzieci, jeśli uważacie, że charakter dziecka to tylko i wyłącznie kwestia wychowania. Wystarczy popatrzeć na dzieci wychowane w patologicznych rodzinach - wszystkie są takie same? No chyba nie. Po drugie, nawet zakładając, że podły charakter syna to wynik wychowania, to dlaczego od razu zakładacie, że wychowania matki, a nie ojca? Mój ojciec wyrastał w rodzinie, w której matka nie miała nic do powiedzenia, a on rozpijał synów, bo nie miał z kim pić. Teraz dziadek nie żyje, a babcia została z problemem - dorosłym synem alkoholikiem. Szczęśliwie po długiej walce udało się go z nałogu wyciągnąć, ale pracowała na to cała rodzina - jego dzieci, rodzeństwo, nawet zaprzyjaźnieni sąsiedzi.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 15 lutego 2013 o 10:39
@josefine, proszę, nie tłumacz się przed ludźmi typu "serekwiejski", bo sądząc po tonie wypowiedzi to typowy pasożyt, który uważa, że od znajomych wszystko jej się za darmo należy i zapłaci w przyszłości "przysługą" albo "dobrą czekoladą". Nie masz żadnego obowiązku moralnego jakichkolwiek usług wykonywać dla znajomych za darmo.
@serek, nie ma nic dziwnego w dzieleniu przysług na zawodowe i prywatne. W ramach przysługi to ja mogę koleżance czy bratu dzieci popilnować albo gdzieś kogoś podwieźć, bo to nie są usługi, na których zarabiam. Natomiast jeśli normalnie za X godzin roboty biorę od klienta konkretną stawkę to z jakiej paki mam komuś poświęcać czas i energię za darmo? Pilnowanie dzieci czy podwiezienie kogoś to nie są rzeczy, którymi zajmuję zawodowo, cały dzień, więc jest to jakaś tam forma urozmaicenia, a spędzając X godzin dziennie na robocie nie mam zamiaru jeszcze robić tego po godzinach za darmo.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 14 lutego 2013 o 19:38
No dokładnie, co to ma być? Dorosły facet, kij z tym, że pijak - sklepikara nie jest od tego, żeby miejscowego menelstwa pilnować. Jakby kupił wódkę za gotówkę w supermarkecie to byłoby cacy?
Jak do tej pory, jedyne strony, gdzie wymagane jest logowanie przez fejsbuka, na jakie trafiłam, to strony z głupawymi obrazkami. Jeżeli uważasz to za "wszystko"...
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 14 lutego 2013 o 19:06
"A tak na marginesie, to nie wiem czy masz świadomość, że każdy rodzic, którego dziecko zostało wpuszczone na film niezgodnie z prawem, ma możliwość uzyskania odszkodowania od kina za wszelkie udokumentowane zmiany w psychice dziecka wynikające z obejrzenia filmu. Jeśli pokazujesz taki film w domu to możesz mieć pretensje do siebie."
No i to jest właśnie jeden z debilniejszych skutków, tego czemu się sprzeciwiam, tj. nadmiernego wtrącania się państwa w wychowanie dzieci. O ile dzieci przyjdą do kina same i zostaną wpuszczone na film 15+ czy 18+ - ok, wina pracowników, złamali przepisy. Ale, do cholery, skoro rodzic zabiera dzieciaka na film to niech sam ponosi tego konsekwencje. Już sama granica wiekowa ustalona dla filmu powinna mu sugerować, że film może zawierać treści nieodpowiednie dla dzieci, nikt nie ma obowiązku go o tym dodatkowo informować. Ta chora sytuacja to wynik kretyńskich regulacji i nadmiernej kontroli wychowania dzieci - co niektórzy przyzwyczaili się, że wszyscy mają obowiązek zajmować się ich dziećmi - poza nimi samymi oczywiście.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 4 lutego 2013 o 15:05
Nie bardzo rozumiem, dlaczego państwo ma interweniować w kwestii treści, jakie pokazuje mojemu dziecku. Jeżeli są to treści ogólnodostępne (no chyba za takie można uznać filmy pokazywane w kinie) to decyzja, czy moje dziecko powinno je zobaczyć należy do mnie. Jeżeli ktoś zdecyduje, że to fajnie, aby 12-latek oglądał gołe panienki i morze krwi to jego sprawa. Natomiast jeżeli film propaguje wartości sprzeczne z "kodeksem etycznym społeczeństwa" to jakie prawo do oglądania go mają dorośli? Przecież na kogoś o słabej psychice też może to podziałać negatywnie. Jeżeli jedynym argumentem przemawiającym za wytyczaniem przez państwo jedynej słusznej drogi wychowania jest to, że "tak jest, a jak się nie podoba to spadaj" to możemy już skończyć tę dyskusję.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 4 lutego 2013 o 14:05
@Asica, kto wychowuje Twoje dzieci? Obsługa kina czy Ty? Bo jeśli Ty to weź odpowiedzialność za to, co robią, a nie zwalaj ją na wszystkich naokoło. "Rodzice to debile" - serio? A komu o tym decydować? Na pewno nie rządzącym. Jeżeli moje dziecko nie jest zaniedbane, to nikomu nic do tego jak je wychowuje i jakie wartości mu wpajam.
@Varyag, wywalenie z roboty owszem, w pysk - nie. W pysk to można dać komuś, kto obraża Cię na gruncie prywatnym, a nie potraktuje cię nieprofesjonalnie.
Tak, gentelmanów. Chyba ciot bojących się herod-bab, rzucających się z łapskami, na każdego, kto krzywo na nie popatrzy.
Co za głupawa historyjka, w dodatku przedstawiłaś w niej siebie jako totalną kretynkę. Rzucanie się z łapami na każdego, kto potraktuje Cię nieprofesjonalnie i niegrzecznie, nie jest dowodem wybitnej inteligencji.
Bo chyba chodzi tu o pewną analogię w rzekomych absurdach prawa, a nie dosłowne odniesienie do historii.
Patolska szkoła, skoro miałaś w klasie osoby kilka lat starsze.
@agness92, no akurat może tak, bo jej prześladowcami byli chłopcy, których znała ze szkoły?
@gunwol, no i dokładnie to mam na myśli. Jakbym była opiekunką to brałabym kasę za pilnowanie dzieci, będąc taksiarzem oczekiwałabym zapłaty za kurs. Ewentualnie mogłabym nieco obniżyć stawkę dla znajomych. Tak jak pisałam - jeśli codziennie się czymś zajmuje to po X godzinach pracy mam prawo być tym zmęczona. Wtedy podwiezienie kogoś to dla mnie odskocznia i rodzaj relaksu, a co to za odpoczynek dla taksiarza robić kurs dla znajomych? Już pomijając kwestię tego, że jeżeli zajmuję się czymś zawodowo to robię to profesjonalnie, za profesjonalne usługi się płaci.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 22 lutego 2013 o 11:13
@gremlin, no offense, ale sam właśnie wyśmiałeś dużą grupę ludzi i ich pracę.
Koparka będzie rozdawać talony na dz*wki :D
Nie dramatyzowałabym tak. W historii wyraźnie widać, że chłopak miał złe zamiary - czaił się, zaatakował autorkę agresywnie. To nie były dziecinne próby amorów, częste u osób niepełnosprawnych umysłowo, pragnących czułości. Poza tym - "piekielni byliście WY" - a co takiego zrobiła autorka, żeby nazywać ją piekielną?
@masterini_szyszka, pffff, a co, jak się jest młodym to grzech zabawić się i poimprezować? Ta grupa leniwych studentów, którzy wysysają kasę z rodziców, a egzaminy zdają na cyckach lub ściągach to niewielki procent wszystkich studentów. Wśród moich znajomych studentów prawie każdy zarabia na siebie, przynajmniej częściowo - rozumiem, że wg Ciebie łączenie pracy i studiów to pójście na łatwiznę, no przecież skoro ma się siłę jeszcze imprezować to z pewnością jest to życie usłane różami.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 19 lutego 2013 o 10:44
@Bryanka, znowu mamy do czynienia z pewnym uogólnieniem. Niestety, są zawody, których praktycznie nie jesteś w stanie wykonywać bez teoretycznego przygotowania. Jest też wiele zawodów, do których jesteś w stanie dobrze wykonywać bez ukończenia studiów. Jednak rację ma janhalb, pisząc, że studia zaszkodzić nie mogą. Gorzej, że wielu studentów sądzi, że papierek to wszystko, co jest im potrzebne. Ja mam takie osoby na studiach. Jasne, że czasem lepiej mieć wyłącznie praktyczne doświadczenia, niż papierek nawet renomowanej uczelni, ale bądźmy uczciwi - pracodawca mając do wyboru osobę z wykształceniem i doświadczeniem, a osobę tylko z doświadczeniem, raczej wybierze tę z "papierkiem". Ważnym jest, aby w miarę możliwości zdobywać jedno i drugie. Oczywiście, że są zawody, do których żadne studia nie są potrzebne i wtedy można dać sobie z nimi spokój. Jednak powiem szczerze, że długo swoich studiów nie doceniałam. Wydawało mi się, że wiedza tam zdobyta w żaden sposób do pracy w zawodzie nie jest mi potrzebna. A jednak - kiedy zaczęłam zajmować się swoją dziedziną zawodowo, zauważyłam, że nader często wykorzystuje informacje i umiejętności zdobyte podczas studiów.
Ach, no chyba, że takie znajomości ;)
To ciągłe narzekanie na układy i znajomości to chyba takie wieczne usprawiedliwienie dla permanentnie bezrobotnych ;)
Kwestia jest moim zdaniem nieco bardziej złożona. Zgadzam się, że niechęć do nauki niestety przekreśla szanse na sukces zawodowy. Ale nie tylko niechęć do nauki jako siedzenia nad książkami. Sądzisz, że "robol" przez całe swoje życie zawodowe niczego się nie uczy? I w wieku lat 20 zaczynając pracę umie tyle samo, co kilkadziesiąt lat później przechodząc na emeryturę? Mój ojciec jest "robolem". Często opowiada o takich młodych kozaczkach zaczynających pracę w jego zakładzie, którym wydaje się, że wszystko potrafią, przecież to żadna filozofia. A potem się okazuje, że zanim w ogóle będzie można ich dopuścić do sprzętu, to trzeba ich kilka tygodni douczać.
Otóż to. Jak kilka lat temu było parcie na to, aby nawet największy debil kończący szkołę na dwójach szedł na jakieś tam studia, tak teraz jest tendencja do gloryfikowania pracy fizycznej i kończenia edukacji na zawodówce/technikum. Żadna przesada nie jest dobra.
Wydaje mi się, że kultura nakazuje, aby wchodząc do sklepu czy podchodząc do stoiska, powiedzieć "dzień dobry" lub "dobry wieczór", a nie czekać sprzedawca się przywita jako pierwszy. Krótko, bo krótko, ale pracowałam w sklepie odzieżowym i nic mnie tak nie denerwowało, jak klienci podchodzący do kasy (lub do mnie, gdy byłam w innej części sklepu) i wpatrujący się we mnie wyczekująco, jakbym miała zgadnąć czy chcą się tylko popatrzeć czy mają jakieś pytanie. Sprzedawczyni w tej historii wykazała się CO NAJWYŻEJ drobnym brakiem taktu, bez słowa obracając się do innej klientki. Nie bardzo piekielne moim zdaniem
Chyba nie macie dzieci, jeśli uważacie, że charakter dziecka to tylko i wyłącznie kwestia wychowania. Wystarczy popatrzeć na dzieci wychowane w patologicznych rodzinach - wszystkie są takie same? No chyba nie. Po drugie, nawet zakładając, że podły charakter syna to wynik wychowania, to dlaczego od razu zakładacie, że wychowania matki, a nie ojca? Mój ojciec wyrastał w rodzinie, w której matka nie miała nic do powiedzenia, a on rozpijał synów, bo nie miał z kim pić. Teraz dziadek nie żyje, a babcia została z problemem - dorosłym synem alkoholikiem. Szczęśliwie po długiej walce udało się go z nałogu wyciągnąć, ale pracowała na to cała rodzina - jego dzieci, rodzeństwo, nawet zaprzyjaźnieni sąsiedzi.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 15 lutego 2013 o 10:39
@josefine, proszę, nie tłumacz się przed ludźmi typu "serekwiejski", bo sądząc po tonie wypowiedzi to typowy pasożyt, który uważa, że od znajomych wszystko jej się za darmo należy i zapłaci w przyszłości "przysługą" albo "dobrą czekoladą". Nie masz żadnego obowiązku moralnego jakichkolwiek usług wykonywać dla znajomych za darmo. @serek, nie ma nic dziwnego w dzieleniu przysług na zawodowe i prywatne. W ramach przysługi to ja mogę koleżance czy bratu dzieci popilnować albo gdzieś kogoś podwieźć, bo to nie są usługi, na których zarabiam. Natomiast jeśli normalnie za X godzin roboty biorę od klienta konkretną stawkę to z jakiej paki mam komuś poświęcać czas i energię za darmo? Pilnowanie dzieci czy podwiezienie kogoś to nie są rzeczy, którymi zajmuję zawodowo, cały dzień, więc jest to jakaś tam forma urozmaicenia, a spędzając X godzin dziennie na robocie nie mam zamiaru jeszcze robić tego po godzinach za darmo.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 14 lutego 2013 o 19:38
No dokładnie, co to ma być? Dorosły facet, kij z tym, że pijak - sklepikara nie jest od tego, żeby miejscowego menelstwa pilnować. Jakby kupił wódkę za gotówkę w supermarkecie to byłoby cacy?
Jak do tej pory, jedyne strony, gdzie wymagane jest logowanie przez fejsbuka, na jakie trafiłam, to strony z głupawymi obrazkami. Jeżeli uważasz to za "wszystko"...
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 14 lutego 2013 o 19:06
Motorniczy kieruje tramwajem, a nie pociągiem.
"A tak na marginesie, to nie wiem czy masz świadomość, że każdy rodzic, którego dziecko zostało wpuszczone na film niezgodnie z prawem, ma możliwość uzyskania odszkodowania od kina za wszelkie udokumentowane zmiany w psychice dziecka wynikające z obejrzenia filmu. Jeśli pokazujesz taki film w domu to możesz mieć pretensje do siebie." No i to jest właśnie jeden z debilniejszych skutków, tego czemu się sprzeciwiam, tj. nadmiernego wtrącania się państwa w wychowanie dzieci. O ile dzieci przyjdą do kina same i zostaną wpuszczone na film 15+ czy 18+ - ok, wina pracowników, złamali przepisy. Ale, do cholery, skoro rodzic zabiera dzieciaka na film to niech sam ponosi tego konsekwencje. Już sama granica wiekowa ustalona dla filmu powinna mu sugerować, że film może zawierać treści nieodpowiednie dla dzieci, nikt nie ma obowiązku go o tym dodatkowo informować. Ta chora sytuacja to wynik kretyńskich regulacji i nadmiernej kontroli wychowania dzieci - co niektórzy przyzwyczaili się, że wszyscy mają obowiązek zajmować się ich dziećmi - poza nimi samymi oczywiście.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 4 lutego 2013 o 15:05
Nie bardzo rozumiem, dlaczego państwo ma interweniować w kwestii treści, jakie pokazuje mojemu dziecku. Jeżeli są to treści ogólnodostępne (no chyba za takie można uznać filmy pokazywane w kinie) to decyzja, czy moje dziecko powinno je zobaczyć należy do mnie. Jeżeli ktoś zdecyduje, że to fajnie, aby 12-latek oglądał gołe panienki i morze krwi to jego sprawa. Natomiast jeżeli film propaguje wartości sprzeczne z "kodeksem etycznym społeczeństwa" to jakie prawo do oglądania go mają dorośli? Przecież na kogoś o słabej psychice też może to podziałać negatywnie. Jeżeli jedynym argumentem przemawiającym za wytyczaniem przez państwo jedynej słusznej drogi wychowania jest to, że "tak jest, a jak się nie podoba to spadaj" to możemy już skończyć tę dyskusję.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 4 lutego 2013 o 14:05
@Asica, kto wychowuje Twoje dzieci? Obsługa kina czy Ty? Bo jeśli Ty to weź odpowiedzialność za to, co robią, a nie zwalaj ją na wszystkich naokoło. "Rodzice to debile" - serio? A komu o tym decydować? Na pewno nie rządzącym. Jeżeli moje dziecko nie jest zaniedbane, to nikomu nic do tego jak je wychowuje i jakie wartości mu wpajam.