Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

digi51

Zamieszcza historie od: 22 września 2010 - 8:54
Ostatnio: 16 kwietnia 2024 - 17:16
  • Historii na głównej: 212 z 236
  • Punktów za historie: 118682
  • Komentarzy: 6041
  • Punktów za komentarze: 48053
 

#85953

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dwie historie, ci sami bohaterowie, ale opowieść z dwóch różnych perspektyw. Jako tło akcji proszę wyobrazić sobie hermetycznie zamkniętą społeczność polskiej wsi.

Historia życia Marzeny wg JEJ SŁÓW: najmłodsza z piątki rodzeństwa, obarczona wadą wrodzoną. Od dziecka o kulach, powykręcane stawy i kręgosłup. Zawsze wyszydzana, nikt jej nie bronił, własne rodzeństwo robiło jej paskudne dowcipy, nikt się nie będzie nad niedorajdą litował. Wyszła za mąż bez miłości - jej ojciec dogadał się z jej przyszłym mężem na temat połączenia gospodarstw i majątku.

Małżonek to zły człowiek: bił, pił, kradł, ona nieszczęśliwa z małym synkiem. Kilka lat po zawarciu małżeństwa Marzena poznaje Stanisława - on ponad 20 lat starszy od niej, dwoje dorosłych dzieci, Marzena jest prawie w ich wieku. Stanisław też jest nieszczęśliwy w swoim małżeństwie - żona pijaczka, nierobotna, zła kobieta.

Marzenę i Stanisława połączył romans, po niedługim czasie owocuje "wpadką". Piątka rodzeństwa Marzeny oraz jej rodzice wyrzekają się, wyganiają z domu, palą jej odzież i osobiste rzeczy. Jej synek razem z mężem zostają na gospodarstwie, mężowi w sumie ta zdrada wisi bo ma syna, gospodarstwo, pieniądze i nową babę gdzieś na boku. Marzena nie zostaje ujęta w testamencie ani spadku ziemi i gospodarstwa, nie może widywać się z synem, ma zakaz powrotu na wieś bo "pobijemy kaleką dziwkę".

Tymczasem Stanisław zostawia żonę, jego dorosłe dzieci go nienawidzą bo zdradził ich matkę i będzie miał bękarta. Marzena i Stanisław zaczynają nowe życie - ubogie, ale z miłością. Po pierwszym synku pojawia się drugie dziecko - dziewczynka, budują wspólne gniazdo i tak już żyją razem dosyć długo - Marzena obecnie zaraz ma 50 lat, Stanisław jest po 70-tce. Dzieci z pierwszych małżeństw utrzymują z nimi stały, choć chłodny kontakt ograniczający się do wymuszonych życzeń na urodziny/Święta itp. Ani Marzena ani Stanisław nie zabiegają specjalnie o kontakt z rodzinami.

A teraz historia życia Marzeny wg jednej z JEJ SIÓSTR: najmłodsza z piątki rodzeństwa. Od dziecka o kulach, powykręcane stawy i kręgosłup. Rozpieszczona, chamska, zadzierająca nosa. Konfabulant, manipulator, pyszałek. Za byle dowcip, byle krzywe spojrzenie potrafiła mścić się na różne sposoby. Rodzice ją faworyzowali, zawsze jej wierzyli - bo najmniejsza, bo kaleka. Już jako nastolatka powtarzała rodzeństwu, że rodzice przepiszą jej całą ziemię, a ona ich wyrzuci z domu i nie podzieli się gospodarstwem z rodzeństwem. Z czasem rodzice Marzeny orientują się jaki gagatek z niej wyrasta, gospodarstwo i ziemia idą do podziału na całe rodzeństwo, ujęty w spadku zostaje również świeżo upieczony mąż Marzeny. Ona w małżeństwie nudzi się, szuka przygód i wrażeń pod sklepem, okrada Męża, nie zajmuje się synkiem. Na rodzinę spada wieść o zdradzie, o dziecku "wpadce".

Marzena oznajmia, że jej mąż ma się pakować, że w domu zamieszka jej nowy partner. Mąż się nie zgadza (syn, gospodarstwo, świeżo wybudowana własnymi rękoma chałupa, a ona chce tu z nowym gachem mieszkać?), więc Marzena mówi że odchodzi i w dupie ma syna, męża, gospodarstwo. Mąż mówi droga wolna, ale powrotu już tu nie masz. Rodzice Marzeny z żalu do córki zmieniają testament - to co ona miała dostać zostaje przepisane na jej porzuconego synka. Rodzeństwo przestaje mieć z nią kontakt, bo nie wiadomo gdzie mieszka.

Od małego wiedziałem, że jestem ukochanym przez rodziców dzieckiem. Wiedziałem, że gdzieś tam mam przyrodnie rodzeństwo - syna mamy i dzieci taty, ale oni nie chcieli mnie znać tak samo jak dziadkowie i wujostwo. Mama mówiła, że nazywali mnie bękartem. Od małego karmiła mnie opowieścią, że miała trudne życie, że jej kalectwo i miłość do mojego taty sprawiły, że nie mam kontaktu z dziadkami i wujostwem, że nie mam jakiejś tam ziemi i jakiegoś tam majątku. Że oni byli poszkodowani przez własne rodziny, dlatego z nikim się nie widujemy. Zarzekali się, że w sumie mogę liczyć tylko na moją siostrę, z którą mam wspólną mamę Marzenę i tatę Stanisława, a na syna mamy i dzieci taty nie mam co liczyć.

Z wiekiem uświadomiłem sobie, że rośnie we mnie nienawiść do ludzi, którzy skrzywdzili, wygnali moją mamę. Nie znałem ich, jej rodzeństwa, dziadków, swojego rodzeństwa, ale i tak ich nienawidziłem. Dopiero po dwudziestu paru latach udało mi się usłyszeć historię z drugiej perspektywy, od ciotki, jednej z sióstr mamy. Zrozumiałem, że w życiu nic nie jest czarno-białe.

Zrozumiałem, że nie warto mieć złych myśli i karmić się złymi emocjami. Wybaczyłem wszystkim: wybaczyłem mamie, za to że podsycała we mnie gniew, który sama nosiła; wybaczyłem wujostwu, za to że nie chcieli mieć kontaktu z siostrą, która kalectwem usprawiedliwiała wszystkie swoje życiowe wybryki; wybaczyłem rodzeństwu przyrodniemu za to, że oni nie potrafią wybaczyć zdrady swojej mamy / swojego taty; w końcu wybaczyłem sobie - przestałem myśleć o sobie jako o bękarcie i zacząłem cieszyć się życiem.

Błędy mojej całej rodziny, ich cała chora historia nie są moim garbem. Ich nienawiść, żale, piekielne zachowania nie będą częścią mojej genealogii. Mam zostać za chwilę mężem i ojcem i ufam sobie, że będę dobrym mężem i ojcem, bo nie ciąży na mnie żadne piętno nieudanego dziecka, nieudanych rodziców.

wieś

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 195 (229)

#85855

przez ~VinceJoy ·
| Do ulubionych
Mam sąsiadki z piekła rodem.

Razem z żoną i dwójką dzieci wprowadziliśmy się w czerwcu do domu po mojej babci.
Naprzeciwko nas mieszka babsko (naprawdę nie umiem ładniej jej określić) z dwudziestoparoletnią córką. Ja jestem rehabilitantem osób po urazach, moim pacjentem jest m.in. dziewiętnastolatek po pobiciu. W wakacje w klubie odmówił postawienia kolejki trzem typom, a kiedy wyszedł zapalić, pobili go. Zanim ochroniarze się do nich przecisnęli, mocno oberwał, zwłaszcza w głowę. Na szczęście ma ogromne szanse na powrót do pełni zdrowia.

Jego napastnikami byli synusiowie mojej sąsiadki. W dodatku policja znalazła przy nich sporo narkotyków i to mocniejszych niż trawka, a zachowanie dwóch starszych podchodzi pod recydywę. Sąsiadka uważa, że jej biedni chłopcy są niewinni, to policja i świadkowie się zmówili, a nagrania z kamer zmanipulowano. Oczywiście nie mają pojęcia, że rehabilituję tamtego chłopaka.
Córka sąsiadki ma troje małych dzieci, które opieka umieściła w rodzinie zastępczej. W listopadzie poroniła zaawansowaną ciążę. Oczywiście wszystko wina lekarzy, a nie palenia papierosów i codziennego picia. A ich codzienne bóle głowy to nie skutek nadmiaru alkoholu tylko tego, że czarny kot Kowalskich źle się na nich patrzy przez okno.

Przejścia z tą panienką miał mój kolega. Odrzucił jej zaloty, więc oskarżyła go o gwałt. Na szczęście Irek od razu udowodnił, że w czasie rzekomego gwałtu był służbowo w innym mieście, poza tym jego narzeczona i kilka innych osób potwierdziło jego wersję. I znowu policja broni "zboczeńca", świadkowie kłamią i nie wierzą ofierze.

Moja żona jest mobilną fryzjerką i obie panie urządziły scenę, kiedy odmówiła obcięcia ich za darmo, bo im się należy. Zresztą dzień bez awantury z sąsiadami jest dla nich dniem straconym. Latem zaczepiły moją teściową i naopowiadały jej, że nachalnie dostawiam się do młodszej (omijamy obie szerokim łukiem) i biję swoje dzieci. Na szczęście teściowa jest rozsądna i spokojnie z nami o tych rewelacjach porozmawiała, zresztą uprzedzaliśmy co to za jedne.

Policja regularnie je odwiedza i wlepia mandaty, niestety nic więcej nie mogą. Podobnie jak wiele innych osób uważam, że obie panie powinny trafić na oddział zamknięty.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 180 (194)

#85409

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Robię sobie miejsce w mieszkaniu wyprzedając to, co niepotrzebne na aukcjach internetowych. Z tego powodu jestem ostatnio dość często na poczcie wysyłając różne paczki i paczuszki. Na poczcie czasem trzeba się nastać w kolejce i z tego też powodu zarówno na miejscu można usłyszeć mnóstwo narzekania, jak i przeczytać o tym oddziale mnóstwo niepochlebnych opinii w internecie. Będąc tam ostatnio regularnie widzę jednak, że powodem jest nie tylko brak odpowiedniej liczby personelu czy jego lenistwo (jak niektórzy twierdzą - osobiście uważam, że pracownicy są super), a... sami klienci. Zacznę od tego, że najczęściej chodzę na pocztę około południa i lwią część kolejki w tych godzinach stanowią ludzie w wieku nieco mniej lub nieco bardziej zaawansowanym.

1. "Bo ja mam takie pytanie..."

Starsi ludzie mają mnóstwo pytań, co jest dość irytujące, ale jeszcze nie piekielne. Każdy z nas będzie kiedyś stary i nieco gorzej ogarniał otaczający świat, więc staram się okazać zrozumienie. Ale pytania typu:

- Panieeee, bo ja wnusiowi 200 ełro w kopercie wysłałam i on mówi, że koperta doszła ale bez piniędzy, pan te piniądze odda?
- Wysłała pani pieniądze jako zwykły list? Niestety, nie widzę możliwości ich odzyskania, bo... (tu lista oczywistych powodów). Polecam następnym razem przekaz pocztowy.
- Łoj panie, bądź że pan człowiek, bo wnusio czeka na te piniądze, oddaj mi pan!

Na takiej dyskusji mija 10 minut.

Kolejne genialne pytanie:

- A bo ja mam u was konto i chcę kredyt, niech mi pani coś o tym opowie.
- Ale to nie przy okienku, musi pan podejść do naszego centrum finansowego (3 metry dalej...) i tam porozmawiać z agentem.
- Ale ja tu stoję od 20 min, to już niech pani sprawdzi, ile mogę dostać.

Mijają kolejne minuty, zanim pan czerwony ze złości, pomstując na pracownicę przechodzi 3 metry dalej do centrum finansowego.

Pytania o cenę usług. Pracownik podaje klientowi broszurkę, gdzie wypisane są dane usługi wraz z cenami i warunkami ich realizacji.

- Ale nie, bo mnie interesuje tylko taka paczka do kraju X.
- Zależy jaka waga i jaki rozmiar, może pan sprawdzić i tu w ulotce ma pan napisane...
- O kurde, a to ja nie wiem, to ja zadzwonię szybko do żony i zapytam, a pan mi powie i nie będę musiał czytać, hehe.

Pytania o status przesyłki. Ok, nie każdy potrafi sprawdzić w necie, ale pretensje do pracownika, bo przesyłka widnieje jako czekająca w filii na odbiór przez adresata? Teraz, natychmiast pracownik ma sprawdzić czy adresatowi zostawiono awizo, a najlepiej telepatycznie wysłać awizo do adresata i sprawić, aby jeszcze dzisiaj odebrał. Bo to mama wysłała synkowi paczkę, a w tej paczce kotlety i się zepsują!!!


2. Obcokrajowcy.

Serio, rozumiem, że nie każdy jest w stanie nauczyć się języka na super poziomie i na początku ma problemy z komunikacją, ale jak słyszę...:

- Cześć, ja chcieć wyciąg konta, tu mój karta.
- Wyciąg z konta musi pan pobrać w automacie, nie wydajemy ich przy okienku.
- Ja tu być klient 10 lat, ty mi dać, bo ja skarga pisać!!!

lub:

- Ja chcieć ten paczek wysłać.
- Proszę wypełnić druk z adresem - pracownik podaje druk
Tępe spojrzenie klienta.
- Proszę wypełnić druk z boku i podejść z powrotem, bez kolejki.
- Co wypełnić?
- Druk do paczki. Tu adres nadawcy, a tu adresata.
- A to ty wypełnić, ja nie wiedzieć...

3. Mylenie poczty z kioskiem.

Jak to na poczcie, można kupić artykuły papiernicze ograniczonej gamy.

Nagminne:

- Macie kredki? Bo nie znalazłam na regałach
- Nie mamy.
- A czemu nie macie, to gdzie ja mam dziecku kupić?

Klient podaje paczkę 10 kopert, format A4
- Chcę taką jedną.
- Sprzedajemy tylko w 10-ciopaku.
- Ale ja chcę jedną, to dam 20 centów i pan mi da.

- Gdzie macie kartki pogrzebowe?
- Nie sprzedajemy kartek pogrzebowych, mamy tylko uniwersalne z gratulacjami.
- Pani jest jakaś chora, mam komuś gratulować z okazji pogrzebu?

- Ile to kosztuje?
- 2€.
- A czemu? W tym papierniczym 20km dalej kosztuje 1,8€.

4. Paskudne zachowania klientów wobec innych klientów.

Do wszystkich okienek prowadzi jedna kolejka. Nagminne próby podejścia z boku do wybranego okienka, "bo tak", "bo mi się spieszy", "bo jestem stara", "bo ja tylko coś zapytać", "bo ja tu byłem już 3 godziny temu".

Kiedyś weszła kobieta z płaczącym niemowlakiem, zapytała kolejki czy mogłaby "się wepchnąć", bo dziecko płacze, a ma pilną sprawę. Pomruki niezadowolenia, głosy, że każdy musi odstać swoje, że każdemu się spieszy... Ok, nie musieli jej wpuszczać. Kobieta ustawiła się na końcu kolejki, próbowała uspokoić dziecko. Cała kolejka patrzyła na nią spod byka, leciały komentarze o braku szacunku, o tym, żeby uciszyć "bachora" i o tym, że z takim małym dzieckiem nie wychodzi się z domu. W końcu jeden z pracowników zawołał kobietę i obsłużył poza kolejką. Potrzebowała minuty przy okienku. Najbardziej narzekała jakaś stara raszpla, która sama przez 15 min prowadziła z urzędnikiem dyskusję o tym, że zaginęła kartka urodzinowa, którą wysłała siostrze i żąda zwrotu kilkudziesięciu centów, które za nią zapłaciła.

I sytuacja z dzisiaj, która dotyczyła mnie osobiście. Ustawiam się grzecznie w niezbyt długiej kolejce, po chwili z boku podchodzi starsza kobieta i ustawia się bokiem między mną, a osobą przede mną. Przeczucie mówiło mi, że będzie ciekawe, bo pani tak krok za kroczkiem próbowała ustawić się bezpośrednio przede mną. Zastanawiałam się dobrą chwilę czy coś powiedzieć, czy olać, ale stety niestety zwyciężyła wrodzona nerwowość i fakt, że ostatnimi czasy ignorowałam podobne zachowania, a potem plułam sobie w brodę. Stanęłam więc równo z panią i zagadnęłam:
- Proszę przejść za mnie, bo się pani wcisnęła, niegrzecznie z pani strony.
- Nie, nie, nie, ja byłam tu przed tobą, tylko poszłam ulotki obejrzeć.
- Trudno, nie stała pani w kolejce, trzeba było coś powiedzieć, a nie się wpychać z boku bez słowa.
Typowa pyskówka, ja swoje, ona swoje, oczywiście padają argumenty o chamskiej młodzieży i biednej staruszce. W końcu podniosłam głos:
- Niech już pani nie odgrywa tej komedii, to pani brak kultury, wystarczyło się odezwać, a nie idiotkę ze mnie robić.
W tym momencie odzywa się kolejna stara baba z kolejki:
- Cicho, nie drzyj się, dziewczyno! Widzisz, że stara kobieta, zamknęłabyś już tą japę i ją wpuściła!
- Tak? Za panią stoją osoby starsze od pani, dlaczego ich pani nie wpuści?

Na szczęście odezwał się pracownik, który zwrócił obu kobietom uwagę, że niezależnie od wieku wpychanie się w kolejkę nie przystoi. Żeby było śmiesznej babinka, która próbowała się przede mnie wepchnąć żwawo wychodząc z poczty popchnęła mnie i próbowała się awanturować, że to ja ją zaatakowałam. Niestety, poza budynkiem już nie nikt się nią nie zainteresował i nie znalazła poklasku.

poczta

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (141)

#85561

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z cyklu "dyscyplina pracy pokazuje, że praca nie jest dla wszystkich".

Poprosił mnie znajomy, który siedzi w sferach wyższych, abym poszefował na kuchni z okazji pewnej ważnej imprezy krawaciarzy, alias "ludzi sukcesu".
Zespół to w większości różna zbieranina wszelakich ludzi z różnych miejsc i lokali, no ale cóż.
Umawiam się, aby przyjechali się pokazać tydzień przed imprezą, abyśmy ustalili ich umiejętności i porozdzielali, co kto robi, co kto umie oraz żebym ocenił stan kuchni.
Na 35-osobowy skład, przyjechało 7. 2 osoby odebrały telefony, jedna mi powiedziała że "ona ma małe dziecko i ona nie może sobie tak na moje życzenie łazikować (mieszka w tym samym mieście)", druga zaspanym głosem (była 12) wyziewała mi do słuchawki że on jest zmęczony i pada na twarz.
Westchnąłem, porobiłem zamówienia, porozdzielałem tym, co byli zadania i umówiliśmy się na następny raz, na 2 dni przed.

Tak, zgadliście, przyszło 13.
Z cukierników nikt, mimo telefonów, próśb i gróźb. Skończyło się tym, że babeczka po hotelarstwie i 4 kucharze małych gastronomii piekli ciasta na 120 osób, reszta myła, sprzątała obiekt, który miał być gotowy na nasze przybycie. W nocy wreszcie zajęliśmy się dostawą, którą wrzuciliśmy na odwal się do chłodni, bo nie mieliśmy miejsca na nie.

Na dzień przed, dalej brak kontaktu od reszty.
W międzyczasie 14-osobowa ekipa dwoiła się i troiła przy układaniu przypraw i towaru, aby był gotowy. W międzyczasie zbiorowo(kto akurat mógł) gotowaliśmy bulion.

A gdzie zagubione duszyczki? Przyszły dopiero w dzień imprezy. Zdziwione, że drę się na nich i ustawiam na szybko.
Pełen chaos, świeżynki nie wiedzą co gdzie jest bo nie ustawiały tego z nami. Odbijają się od krzątającej się po kuchni "starej gwardii" i jedynie przeszkadzają. Przestawiam ich na takie zadania, że małpa za kilo bananów by podołała. Małpa tak, jednak oni nie.
Jeden cukiernik z bólem tyłka zaczął się sapać że "on jest od ciast, on nie będzie zupy nalewał, bo nie". Zapytany gdzie był, jak wczoraj robiliśmy kremy i przedwczoraj piekliśmy biszkopty do namaczania, stwierdził że "on się umawiał na tę imprezę, nie na przyłażenie wcześniej".
Czułem się jak kapitan tonącego okrętu.

Pożar w b_rdelu to za mało, aby określić, co się działo, ale w tym całym syfie coś mi stan osobowy się nie zgadza. Otwieram drzwi na zaplecze, a tam... królewny sobie fajki palą.
Nie wytrzymałem, to kropla która przegięła pałę goryczy. Wydarłem się. Stwierdziłem, że "jak komuś się nie podoba, to niech wyp&%!". Wyszła połowa świeżynek, w czym wszystkie co sobie na fajeczce stały.
Cudem podołaliśmy, potem do rana sprzątaliśmy, już w luźnej atmosferze-nieotwarte wino (i tak przeznaczone tylko na ten event i opłacone) otworzyliśmy, trochę ucztowaliśmy a trochę sprzątaliśmy.

Oczywiście 2 dni później odzywa się znajomy. Dlaczego? "Bo skargi na ciebie były Scorpion, że jesteś tyranem, wyżywasz się na ludziach, nękasz i uprawiasz mobbing!".
Nie mam siły na puentę, dalej odsypiam imprezę.

gastronomia

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 201 (215)

#85395

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wszelkie granice chamstwa zostały przekroczone.

Jest cmentarz, na cmentarzu grób. Mogiłka jest odwiedzana w miarę regularnie raz-dwa razy w tygodniu, sprzątana, kwiaty i wkłady w zniczach są wymieniane - tak że nie jest to jakiś zapuszczony grób.

Jaką umysłową amebą trzeba być, by zabrać z tego grobu palące się wkłady do zniczy (takie zielone z Biedronki). Same wkłady, nie znicze...

cmentarz grób znicze

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (138)

#81669

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem, co kobieta miała w głowie, ale mózgiem bym tego nie nazwał.

Wpakowała mi się dzisiaj na czerwonym jakaś babka pod koła samochodu. Na przejściu dla pieszych. Jej szczęście, że ruszałem z miejsca, a nie leciałem przez skrzyżowanie z 70, bo najprawdopodobniej by ją skrobali z asfaltu. Szturchnąłem ją lekko prawym narożnikiem.

Oczywiście larum, bo pieszego potrącono na przejściu. Drze się na cały regulator, robi się zbiegowisko. Ja zjechałem na bok, pytam, czy nic jej nie jest. Wspomniałem przy okazji, że sama mi pod koła wlazła. Po krótkiej utarczce słownej doszedłem do wniosku, że trafiłem na przypadek tzw. "świętej krowy", która uważa, że jak już zrobi krok na przejściu, to jest to niczym przeprawa Mojżesza przez Morze Czerwone. Droga się rozstępuje, nic jej nie grozi, samochody magicznie znikają. No, niestety, tak to nie działa.

Chciałem się z kobietą po ludzku dogadać. Ale jak zaczęła się wydzierać i mnie obrażać, to stwierdziłem, że tak się bawić nie będziemy. Zadzwoniłem po policję.

Po 10 minutach przyjechali. Najpierw poproszono o przedstawienie jej wersji. Oczywiście padło stwierdzenie "miałam zielone, a pan na mnie najechał". Na dokładnie tą samą prośbę, odparłem, że mogę przedstawić nie tylko "swoją wersję", ale również rzeczywisty przebieg zdarzenia, z racji, że przy lusterku mam wideo rejestrator.

Policjanci obejrzeli nagranie, doszli do oczywistych wniosków i wystawili babce 5 stów mandatu. Byłoby mniej, tylko się awanturowała z mundurowymi.

Zabawne było jej tłumaczenie się. Stwierdziła, że skoro szła pewnym krokiem w stronę przejścia, to oczywistym jest, że będzie chciała przejść na drugą stronę. Więc obowiązkiem kierujących jest jej to umożliwić, czyli zatrzymać się przed przejściem. Niezależnie od tego, ile jadą.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (185)

#78726

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój znajomy jest w trakcie rozwodu z żoną.
Sprawa skomplikowana, w grę wchodzi małe dziecko i wspólna firma.

Miałam nieprzyjemność spotkać jego wkrótce byłą żonę, śmiało stwierdzam, że to osoba z zaburzeniami psychicznymi, agresywna, chorobliwie zazdrosna, posuwająca się do rzeczy typu nachodzenie byłych pracownic wspólnej firmy w pracy i wmawianie ich nowym szefom, że to dz...wki, które uwiodły jej męża i rozbiły małżeństwo.

Celowo piszę „pracownic”, bo uważała, że jej mąż miał romans z każdą jedną. Romansów, rzecz jasna, nie było, ale żona próbuje przed sądem udowodnić, że jej mąż to k...rwiarz, dowodów szuka między innymi na portalach społecznościowych.

On swoje konta pokasował, to zaczęła śledzić konta wszystkich jego znajomych, nawet ludzi, którzy widują go raz na ruski rok.

W weekend znajoma zaprosiła na grilla. Znajomy trochę poopowiadał, jak tam sprawa rozwodowa, że walczy o firmę i dziecko, a żona szuka na niego wszędzie haków i jakichkolwiek dowodów na udowodnienie, że mąż to dziwkarz.

Smutna sprawa, nie?

Znajomy uprzedził też, że wariatka śledzi konta jego znajomych na fb i innych tego typu portalach, więc radzi poblokować, jeżeli ktoś nie chce, aby jego żonka codziennie przeglądała nasze profile i tworzyła sobie na ich podstawie teorie spiskowe w głowie.

Jedna z koleżanek uznała za świetny dowcip zrobienie znajomemu zdjęcia w gronie damskiej części imprezy i wrzucenie na tego na fejsa z podpisem "Dziwki i ich alfons XX (tu imię znajomego)!"

Głupota czy sabotaż?

znajomi

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 281 (305)

#78381

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Dzisiaj z treningów.

Z racji tego, że walczyć wręcz lubię tak samo jak strzelać z łuku, czasami chodzę na treningi sympatyków* z moim znajomym, który jest ich trenerem. Głównie pilnuję bezpieczeństwa, ale raz czy dwa zdarza mi się strzelać lekkimi łukami.

Treningi prowadzimy na boisku szkolnym. Dostaliśmy zgodę od dyrektora pod warunkiem, że będą odbywać się tylko w soboty i zadbamy o bezpieczeństwo. Jak z terminami nie ma problemów to z bezpieczeństwem co innego, nieważne jak zabezpieczysz, ktoś i tak zrobi głupotę. No, po tym wstępie opiszę parę wydarzeń.

I.
Często mamy widzów. Ot, dzieciak ewentualnie tata (jeśli przyszły matki to tylko za namową dziatwy) zobaczy jak strzelamy i przyjdzie popatrzeć. Nie przeszkadza nam to, dopóki goście nie przekroczą taśmy, która jest obwiązana dookoła pola. Zazwyczaj rodzic pilnuję dziecka lub zapyta czy można podejść bliżej.

Nic jednak nie przebije Ojca Roku. Przyszedł z dzieckiem 3 może 4 letnim, stoi w oddaleniu od taśmy, więc nam nie przeszkadza. Robimy przerwę, Ojciec podchodzi z dzieckiem i zadaje klasyczne pytania co robimy, dlaczego, czy fajne itp. Znajomy nagle patrzy - dzieciaka nie ma. Odwracamy się w stronę słomianki nabitej strzałami, a tam dzieciak siedzi z tyłu i ciągnie za podpory. Słomianka się chwieje, dzieciak szarpie mocniej. Znajomy krótki sprint, ciągnie słomiankę do siebie i bierze dzieciaka. Ojciec nie widzi nic złego, "Michałek chciał się tylko pobawić". Szkoda, że ta zabawa mogła w najlepszym wypadku kosztować oko.

II.
Czasem ktoś z młodych przyprowadza kolegę, bo on ciekawy, chciał spróbować lub on umie. Na początku zapoznajemy takich z BHP, poprawnym naciągiem i dajemy łuki do wybrania.

Raz przyszedł delikwent. Z łuku "szczylo" jak to ujął, na turniejach był. Ok, BHP pokazane, naciąg sam umie, łuk wybrał 18** i dajesz. Poszła 1 seria, 2 i widzimy, że D coś umie. Znajomy ucieszony, może kolejny łucznik do drużyny, bo tych jak na lekarstwo u nas. Robimy przerwę, idę wyjmować strzały, parę na ziemi to się schyliłem. I nagle świst. Wstałem, spojrzałem na słomiankę i widzę, że na wysokości kręgosłupa wbita strzała. Słabo przed oczami, odwracam się, a Znajomy biegnie bordowy do delikwenta, który naciąga kolejną strzałę. Został wywalony na kopach z wilczym biletem, młodzi jak kogoś przyprowadzą to robimy test.

III.
Mój faworyt jeśli chodzi o głupotę. Nie było to u sympatyków. Przyszedłem pewnego razu, widzę nową twarz, pytam kolegi kogo przyniosło. "Odzysk***, sprawdzamy czy się nadaje". Dobra, przyglądam się mu uważnie, bo z odzysku zawsze coś odwalą. Nie minęła godzina, stoi odzysk z łukiem, strzałą i mówi - Gramy w odważnego! I posyła strzałę w górę. Powiem tak, debil ma szczęście, że stał pod drzewem i wbił strzałę w gałąź. Czasami jesteśmy wyrozumiali dla tych co zagrażają sobie i po rekonwalescencji wracają, ale taki idiota nie ma prawa dotykać nawet noża do masła. Po spacyfikowaniu poinformowaliśmy policję, ona go zabrała, daliśmy zeznania i więcej go nie widzieliśmy.

A teraz gwoli wyjaśnienia:
* - Sympatykami nazywamy ludzi przed 18 rokiem, którzy są zainteresowani dołączeniem do drużyny lub po prostu strzelaniem.

** - Siła naciągu łuku. Sympatycy mają maksymalnie 15, chyba że ktoś dobrze ogarnia, to wtedy dostaje maks 20.

*** - Z odzysku czyli wywalony z innej drużyny nam podobnej. Z odzysku mamy kilku bardzo dobrze rokujących ludzi wywalonych za jednorazowe błędy.

Szkoła Trening

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 170 (178)

#45404

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój tegoroczny Sylwester przebiegł "płynnie", bez żadnych rozrób, towarzystwo kulturalne i miłujące się. Zupełnie inaczej niż poprzedni...

Rok temu Sylwestra organizował kumpel, który uwielbia otaczać się dużą ilością "przyjaciół", stawiając czasem na ilość, nie na jakość. Po zeszłorocznym Sylwestrze zapraszanie do domu osób, które trzy razy w życiu na oczy widział, wyszło mu bokiem. Niektóre hity imprezy:

1. Parę osób zgłosiło się do spania na miejscu. Wiadomo, że impreza może się różnie potoczyć, ale jednak grzecznie jest przynajmniej zapytać o możliwość noclegu. Jakoś ok. 22 jeden z gości, Artur, rzucił coś, że ktoś po niego rano przyjdzie. Gospodarz:
- Spoko, ale jak chcesz to spać to tylko podłoga, bo wszystkie łóżka są już zarezerwowane
- Cooo? A kto tu śpi?
Gospodarz wymienił parę osób, na co Artur stwierdził oburzony:
- Daj spokój, co za ludzie, oni mają parę kroków do domu, ja mieszkam najdalej, powinieneś trzymać dla mnie łóżko! Powiedz komuś z nich, że nie ma spania!
Gospodarz odmówił, a co zrobił Artur? Zaczął przekazywać osobom śpiącym na miejscu rzekomą informację od gospodarza, że "jednak nie ma spania".

2. Pewien awanturnik jeszcze przed północą schlał się jak świnia i szukał zaczepki. Wyzywał wszystkich, rzucał z łapami, został z imprezy wywalony. Na odchodne porysował jednemu z kumpli dosyć dotkliwie auto.

3. Panienka przyszła na imprezę ze swoim chłopakiem. Nie przeszkadzało jej to w podrywaniu każdego osobnika płci męskiej, który tylko pojawił się w zasięgu jej wzroku. Gdy chłopak przyłapał ją na miziankach z jednym gości, zaczęła się drzeć, że biedny, nieświadomy niczego koleś ją molestuje. Niedoszły lowelas zarobił w gębę, a panienka chodziła po całej imprezie dumna jak paw, że chłopcy się o nią pobili. Na uwagę jednej z koleżanek, że zachowuje się jak zwykła szmata, dając się macać każdemu facetowi, stwierdziła:
- Co ja poradzę, że jestem taka ładna, że każdy na mnie leci.

4. Nachlany gość siedzi przy stole. Pokrzywił się trochę, rozejrzał w lewo i w prawo czy nikt nie patrzy, po czym narzygał do sałatki. Następnie wstał od stołu i poszedł sobie nalać drinka.

5. Jakoś po północy przyszedł sąsiad. Pijany w trzy d*py, ale co tam, Sylwester jest to normalne. Włączyła mu się miłość i próbuje swoich sił u każdej panienki na imprezie. Polegało to podbijaniu do wybranej niewiasty i łapaniu ją za biust/tyłek. Jedna z koleżanek kazała mu spieprzać, na co sąsiad stwierdził oburzony:
- Pfff, taka gruba i jeszcze wybrzydza...

6. Ok. 5 gospodarz stwierdził, że czas kończyć imprezę, zajął się wypraszaniem gości. My z koleżanką wzięłyśmy się za sprzątanie. Do kuchni wpada nachlany koleś z butelką w ręce i przygląda nam się z głupim uśmieszkiem. Mówię do gościa, już lekko podk*rwiona:

- Może byś pomógł?
- Eeeee, ja nie z plebsu, żeby sprzątać.
- To chociaż stąd spadaj i nie przeszkadzaj.

Uśmiechnął się promiennie i wylał zawartość butelki na podłogę z tekstem: "Żeby wam się nie nudziło, d*peczki".

7. Cudownym zwieńczeniem imprezy był pan taksówkarz, który przyjechał po mnie i dwójkę znajomych. Wsiadamy, wionie alkoholem. Kolega pyta taksiarza:
- Panie, pan jest trzeźwy?
- Eee, chłopaku, Sylwester dzisiaj, nikt nie jest trzeźwy.

Wysiedliśmy, dzwonimy do korporacji taksówkarskiej poinformować, że koleś jest nietrzeźwy i żeby przysłali następną taksówkę:

- Państwo są niepoważni! Kierowca mi przed chwilą zgłosił, że zrezygnowaliście z kursu, nikogo nie wyślę, bo sobie jakieś jaja robicie! Wesoło wam, gówniarze?

Sylwester

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 850 (984)

#40765

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pod koniec września byłam na urlopie.

Przyzwyczaiłam się już, że za każdym razem, gdy wyjeżdżam na urlop, po powrocie zastaję w skrzynce mailowej tonę wiadomości typu "Gdzie jest k*rwa mój towar?!", bo X % Allegrowiczów ignoruje wiadomość o urlopie widniejącą na górze każdej aukcji.

W tym roku pewna Allegrowiczka pobiła jednak wszelkie rekordy. Po powrocie przejrzałam korespondencję mailową. Znalazłam ok. 15 maili od jednej allegrowczki. Maile mniej więcej tej treści:

"Witam, chciałam się umówić na odbiór wylicytowanego towaru"
"Po raz kolejny proszę o info, gdzie i kiedy mogę odebrać towar."
"Będzie pani w końcu łaskawa odpisać?!"
"Tracę cierpliwość, to już mój kolejny mail, na który pani nie odpisuje!"
"Pani jest po prostu bezczelna, tydzień już nie mam żadnego kontaktu z panią!"
I jeszcze kilka z tym tonie, po czym:
"Pani ma nasr*ne w głowie, ale co się dziwić, po takich rodzicach?! Zgłaszam sprawę Allegro!"

Mama moja opowiedziała mi o pewnym zajściu, które miało miejsce w trakcie mojego wyjazdu.
Godziny popołudniowe, domofon dzwoni, pani mówi, że po towar z Allegro. Mama wpuściła ją na górę, by nie rozmawiać przez domofon. Gdy pani weszła na górę, mama wytłumaczyła grzecznie, że osoba odpowiedzialna za Allegro jest na urlopie, więc niestety towar nie zostanie wydany. Pani bardzo się oburzyła:

- Ale jak to, ja od tygodnia piszę maile, usiłuję się dodzwonić, umówić na odbiór, a ze strony tej pani totalna olewka! No jak to tak!
- Ale tłumaczę, że córka jest na urlopie, na pewno nie sprawdza poczty i nie odbiera telefonu.
- No ale to nie mogła pani przekazać informacji, że ja chcę towar odebrać?
- Ale przecież usiłuję pani wyjaśnić...
- Ale co mi tu pani będzie wyjaśniać, to jest żenada jakaś! Urlop czy nie urlop, ja mam mieć możliwość odbioru towaru!
- A jak sklep jest zamknięty z powodu urlopu to też pani uważa, że może w nim kupować?
- A co pani tu porównuje w ogóle, ja przyszłam po towar i chcę go odebrać! Pół miasta przejechałam!
- Przykro mi, nie pomogę pani, proszę skontaktować się z córką po 30 września!
- Nie! Ja chcę odebrać towar! - i uwaga! Zaczyna się wpychać do mieszkania.
Mama w krzyk, przyleciał ojciec, zaalarmowany odgłosami awantury. Oboje z mamą usiłowali kobiecisko uspokoić i wyprosić z mieszkania, ta jednak w kółko powtarzała: "Ja z pustymi rękami nie odejdę!". Mama pozornie już spokojna, poprosiła kobietę o chwilę cierpliwości. Poszła do kuchni, spakowała reklamówkę jedzenia, typu ryż, makaron, kiełbasa, chleb. Wręczyła reklamówkę kobiecie i pyta:

- Proszę! Teraz jest pani zadowolona? Nie odejdzie pani przecież pustymi rękami!
- Bezczelna! Nienormalna! Totalny syf! Co za chamstwo! - pani w końcu opuściła nasze skromne progi.

Napisałam do nerwuski maila z wyjaśnieniem, że byłam na urlopie, że informacja była na aukcji, przepraszam za brak kontaktu, jednocześnie wyrażając swoją dezaprobatę wobec zachowania allegrowiczki. Poinformowałam, że towar jest ciągle dostępny i czeka na odbiór.

Odpowiedź:

"Pani chyba żartuje, ja do tej patologii na pewno nie wrócę, MOŻE mi pani wysłać towar na swój koszt!"

Looool...

Allegro

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 768 (880)