Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

dzikidzik

Zamieszcza historie od: 12 lipca 2019 - 14:25
Ostatnio: 2 sierpnia 2023 - 19:24
O sobie:

Obelgi i insynuacje w moim kierunku oraz zarzuty, że piszę nieprawdę oznaczają, że ich autorzy widzą w negatywnych bohaterach moich historii swoje lustrzane odbicie, przez co narasta w nich nienawiść, którą muszą wyzwolić w kierunku osoby, która pokazuje im jacy są.

  • Historii na głównej: 20 z 20
  • Punktów za historie: 4350
  • Komentarzy: 19
  • Punktów za komentarze: 108
 

#85895

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zacznijmy od początku. W liceum miałem w klasie takiego lekko ciapowatego kolegę. Był on zakochany w koleżance z klasy, ale ta była złą i wręcz sadystyczną osobą, która zamiast jasno powiedzieć mu "nie", zrobiła sobie z niego pomagiera, którego regularnie wykorzystywała, jednocześnie wyśmiewając i poniżając przy całej klasie, a on na to pozwalał, cały czas mając nadzieję, że coś z tego będzie. W pamięć zapadła mi (i jak się okazało, nie tylko mi) scena, gdy zapytał ją nieśmiało czy mogą porozmawiać, a ona zajęta pisaniem sms-a rzuciła krótko, nawet na niego nie patrząc: "Sp*****laj". Popłakał się wtedy, ale też najwidoczniej zrozumiał, bo dał sobie z nią spokój.

Minęły lata, długie lata i udało nam się całą klasą umówić na spotkanie. Wynajęliśmy salę, catering, open bar, pełen wypas. Przyszła prawie cała klasa. Wszyscy się zmienili. Kolegi na początku nie poznałem. Z nieśmiałego, wrażliwego chłopca zmienił się pewnego siebie, pragmatycznego mężczyznę. Skończył studia, został inżynierem, pracuje w firmie lotniczej i dobrze zarabia. Koleżanka za to dzieciata, mieszka z facetem, który nie jest ojcem jej dziecka, nie pracuje, żyje z zasiłków i 500+ i choć wizualnie nadal atrakcyjna, to widać było na jej twarzy efekty znacznego nadużywania papierosów, alkoholu i mocniejszych specyfików, którymi osładza sobie smutną i pozbawioną nadziei egzystencję.

Zobaczywszy kolegę i usłyszawszy. jakie ma życie, zaczęła się nim intensywnie interesować, prawdopodobnie pamiętając. jak za nią latał w szkole i ujrzawszy w nim szansę na poprawę swojego bytu.

Kolega jednak nie jest w ciemię bity.

Podczas imprezy, w miarę działania alkoholu, zaczynała coraz bardziej się do niego przystawiać. Ten grzecznie, choć stanowczo jej odmawiał. Raz, drugi, trzeci i kolejne. Całe towarzystwo patrzyło na to z zażenowaniem, a potem już obrzydzeniem, zwłaszcza pamiętając, jak traktowała go w szkole. Padło nawet z czyichś ust krótkie i niezwykle trafne słowo określające kawałek materiału lub też kobietę, która zdradza swojego partnera, gdyż to właśnie koleżanka chciała zrobić. Po którejś kulturalnej odmowie kolegi, odpuściła. Jak się okazało, tylko chwilowo. Wyszliśmy na zewnątrz przewietrzyć się, a palący zapalić. Rozmawiamy w małych grupkach, ja stoję z kolegą i trzema innymi, palimy, a tu podchodzi do niego koleżanka i zaczyna znowu coś gadać. On na to, wypuszczając od niechcenia dym i nawet na nią nie patrząc, rzucił krótko: "Sp*****laj". Wybuchnąłem śmiechem, inni też. Ona się popłakała. Koło się zatoczyło.

Po szlugu wróciliśmy do sali, koleżanka, nadal płacząc, wzięła torebkę i wyszła. Przez resztę imprezy wszyscy piliśmy zdrowie kumpla.

karma

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 318 (464)

#85651

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak z frajera, którego nikt nie lubi stać się jeszcze większym frajerem, którego tym bardziej nikt nie lubi.

Mieliśmy w ekipie takiego kolegę, który wszystkich wokół denerwował swoim wywyższaniem się, krytykowaniem wszystkich za wszystko i gadaniem, że on by to (znaczy wszystko, cokolwiek) zrobił lepiej, bajkopisarstwem (czego to on nie robił) i obgadywaniem każdego za plecami. Słowem - frajer. Tak też będę go nazywał w dalszej części tej historii.

Został więc frajer z ekipy wydalony i poddany ostracyzmowi, czyli nikt nie odbierał od niego telefonów, nikt do niego nie dzwonił, nikt go nigdzie nie zapraszał. Ja niestety musiałem spędzać z nim czas, bo pracowaliśmy razem.

Pewnego razu inny kolega z ekipy miał urodziny i robił imprezę. Niestety, na drugi dzień musiałem iść do pracy, dlatego wypiłem tylko cztery piwa i zawinąłem się wcześnie. Frajer oczywiście nie został zaproszony.

Wchodzę nazajutrz do pracy i pierwsze co widzę to kierownika, który mnie zaprasza do siebie. Wchodzę do pokoju, a ten mi daje alkomat. Dmucham bez stresu i wychodzi oczywiście 00. Błyskawiczna analiza w głowie i wszystko już wiem.

Otóż frajer, wiedząc że jest impreza i na pewno na niej będę, a jego nie zaproszono, chciał mi zrobić na złość i doniósł szefostwu, że przyjdę do pracy pijany.
Nie omieszkałem opowiedzieć o tym WSZYSTKIM w zakładzie, co do osoby (co nie było trudne, bo zakład niewielki i wszyscy się znali, kilkanaście osób), z kierownikiem włącznie, który wprawdzie potwierdzić nie mógł, ale nie próbował nawet zaprzeczać jak mu powiedziałem, że wiem kto na mnie doniósł.

Efekt - stosunek innych pracowników do frajera zmienił się z neutralnego na wysoce negatywny. Ten oczywiście twierdził, że to nieprawda, że zmyśliłem sobie, ale oczywiście nikt mu nie uwierzył, bo do tego czasu ludzie zdążyli się na nim poznać, a sytuacja ta tylko utwierdziła ich w przekonaniu kim jest - frajerem.

Nikt nie lubi złośliwych mend.

frajerstwo

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (229)

#85640

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uwielbiam uczyć złych ludzi pokory i szacunku.

Dzisiaj będzie popularny temat, czyli o wojującej feministce.

Historia dość stara, bo ze studiów. Otóż mieliśmy w grupie taką świrniętą laskę. Uroda 6/10, intelekt 0/10, kultura osobista 0/10. Wojująca feministka, lewaczka i zatwardziała mizoandryczka, co na każdym kroku podkreślała. Uczelnia z tych "otwartych i tolerancyjnych" toteż wykładowcom nie przeszkadzały potoki jadu jakie z siebie wylewała w kierunku mężczyzn i każdej kobiety, która się z nią nie zgadzała. Potrafiła przejąć wykład i nadawać swoje farmazony, a prowadzący nie śmiał jej przerwać.

Któregoś dnia zimą (wtedy jeszcze były w Polsce zimy) wychodzę po zajęciach, godzina 17 i ciemno, a tu na parkingu stoi cała moja grupa. Podchodzę, a to naszej ulubionej koleżance auto padło, a konkretnie akumulator, bo nie zgasiła świateł. Auto na tyle nowe by odpalanie z pychu nie pomogło i na tyle stare by nie było jeszcze pikacza, który informuje o niezgaszonych światłach. Kilku kolegów z grupy zgodnie z prawdą stwierdziło, że jedyne co może pomóc to kable rozruchowe, których niestety nikt przy sobie nie miał.

Wiedziałem, że teraz będzie ubaw.

Poszedłem do swojego auta, wyciągnąłem kable z bagażnika, pokazuję i pytam, choć wiem:
- Czy chodzi może o takie kable?
- Tak - mówi ktoś.
- Daj - mówi feministka.
- Daj to był chiński sprzedawca jaj - mówię ja.
Widzę zdziwienie i oburzenie na jej twarzy i po chwili słyszę:
- No daj bo muszę do domu jechać.
- Od początku roku [to był pierwszy rok na uczelni] mnie obrażasz, a teraz oczekujesz, że ci pomogę?
Chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała co. Włączyła się koleżanka:
- No nie bądź taki, daj jej te kable.
No to mówię:
- Przecież wiele razy mówiła, że mężczyźni są bezużyteczni i niepotrzebni, więc gdyby nas nie było to i tak nikt jej by tych kabli nie dał i musiałaby sobie jakoś poradzić. No to niech sobie radzi, a przede wszystkim niech nauczy się popierać swoje słowa czynami.
Po grupie przeszedł pomruk "mmmhm" co znaczyło mniej-więcej, że przyznają mi rację. W jednym koledze tylko odezwał się białorycerz:
- Dobra, nie p****l tylko daj te kable.
- Mowy nie ma, to będzie dla niej dobra lekcja szacunku do innych ludzi.
- Dawaj te kable albo sam je wezmę.
- Spróbuj - prychnąłem srogo, bo jego też systematycznie obrażała, a teraz on był gotów bić dla niej człowieka i łamać prawo. Białorycerz jednak wypękał i nie próbował zabrać mi kabli ani nic już nie powiedział. Patrzę na feministkę i widzę zaszklone oczy, a na twarzy wyraz totalnej bezsilności. Czas na ostatni akt tego dramatu. Mówię więc:
- Dobra, bo późno się robi, ciemno, zimno, jadę do domu - po czym dodałem z dobrodusznym uśmiechem - podrzucić kogoś gdzieś?

Wsiadłem do auta i odjechałem, z poczuciem spełnionego obowiązku.

Epilog.
Co się dowiedziałem nazajutrz. Feministka przez jakiś czas jeszcze zaczepiała ludzi na uczelni i pytała czy ktoś ma kable. Nikt nie miał. W końcu pojechała do domu komunikacją, a potem ktoś tam od niej z rodziny przyjechał z kablami i ogarnął auto. Niestety, ale niczego się nie nauczyła, bo zachowania swojego nie zmieniła.

PS: Tak, wiem, feministki i białorycerze napiszą, że fejk. To się nazywa wyparcie.

feministki lewactwo

Skomentuj (65) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 266 (390)

#85566

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Lubię zamoczyć kija... Innymi słowy wędkuję i opowiem o kobiecie kolegi, która psuła łowienie.

Otóż kolega jest klasycznym pantoflarzem i wszelką władzę nad nim sprawuje jego kobieta, dalej będę pisał K. Do łowienia mam dwie ekipy. Jedna na zaplanowane, dłuższe wypady i druga na spontaniczne łowienie. Rzeczony kolega jest w tej drugiej, razem z jeszcze jednym kumplem jest nas trzech.

Zaczęło się niewinnie, mianowicie K chciała jechać z nami na ryby. Wiedziałem z góry jak to będzie wyglądało, więc tłumaczę:
- Będzie ci zimno, nie będziesz miała gdzie usiąść (chyba że sobie krzesełko weźmiesz) i będzie ci się nudzić. Jesteś pewna, że chcesz z nami jechać?
- Tak, jestem.
No i pojechaliśmy. Nie zdążyłem nawet wędki rozłożyć, a już zaczęło się gęganie.
- Ale zimnooo!!!
Zarzuciliśmy na grunt i czekamy.
- Co teraz? Będziemy tak stać?
- No, czekamy na branie.
Po jakimś czasie:
- Nie ma gdzie usiąść!
- Zimno mi!
- Nudzi mi się, wracajmy już.
Nawet godziny nie łowiliśmy, a ta kwakała coraz bardziej. Kumpel oczywiście nie kwapił się żeby ją postawić do pionu, tylko sam zaczął przebąkiwać coś, że tu i tak nic nie złowimy i że wracajmy. No trudno, wróciliśmy.

Minęło kilka dni i znowu się wybieramy i znowu ta sama śpiewka. Uparła się, że jedzie z nami, a pantofel zero sprzeciwu. Pomyślałem, że trudno, lepiej tak niż samemu, bo w grupie raźniej i bezpieczniej. Na miejscu znowu gęganie i znowu wróciliśmy po godzinie i o kiju.

Po jakimś czasie wybieraliśmy się większą ekipą na całą noc. Kolega też chciał jechać, ale reszta ekipy wyraźnie zaznaczyła - bez K, bo chcemy łowić, a nie się wku... denerwować. Kolega mówi, że ok. Przychodzi dzień wyjazdu i telefon od kolegi.
- Sorki, ale nie dam rady. Coś mi wypadło.
No tak, skoro nie mogła jechać z nami, to zabroniła i jemu.

pantoflarze

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (191)

#85291

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jest takie powiedzenie jak "dobry zwyczaj - nie pożyczaj" i na ogół odnosi się ono do tego, by nie pożyczać czegoś komuś. Ja opowiem wam historię, dlaczego nie warto pożyczać czegoś od kogoś. Zwłaszcza gdy ten ktoś jest dzbanem do kwadratu. ;)

Wprowadziłem się do nowego domu i musiałem uporządkować zapuszczony ogród. Narzędzia po poprzednich właścicielach nie nadawały się do niczego, a zakup nowych miał na tamten moment niski priorytet w budżecie, gdyż musiałem jeszcze trochę hajsu w ten dom włożyć. Pożyczyłem od sąsiada tylko kosiarkę, bo trawsko tak urosło, że zasłaniało okna na parterze.

Było to 6 lat temu.

Sąsiad ów do tej pory potrafi żądać ode mnie jakichś niestworzonych rzeczy, jak np. zawiezienie go do odległego o 100 km miasta, poczekanie aż pozałatwia swoje sprawy i odwiezienie z powrotem, powołując się na to, że jak ja potrzebowałem pomocy, to mi pomógł - w sensie pożyczył kosiarkę. Jak odmawiam, to gęga, że tacy to ludzie teraz są, że ty pomagasz, a jak sam potrzebujesz pomocy, to cię olewają.

Dobry zwyczaj - nie pożyczaj, zwłaszcza jak masz do czynienia z dzbanem.

pożyczanie sąsiad

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (205)

#85285

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Umówiłem się raz ze znajomą na coś w rodzaju randki. Pojechaliśmy za miasto, do takiego jakby parku nad jeziorem. Jesteśmy na miejscu, spacerujemy, rozmawiamy, usiedliśmy na ławce, rozmawiamy dalej, a tu nagle zadzwonił jej telefon.
- Muszę odebrać, to ważne - powiedziała.

Ok. No i rozmawia 5 minut, 10, 15. Rozmowa z tego co słyszę (bo rozmawiała siedząc obok mnie) nie była z gatunku tych poważnych. Z tego co słyszałem to obgadywały jakąś inną koleżankę i ciągle się śmiały. Spojrzałem raz jeszcze na zegarek, odliczyłem kolejne 5 minut, po czym bez słowa wstałem i ruszyłem w stronę auta. Nawet nie zauważyła.

Wsiadłem i pojechałem do domu. 40 minut jazdy do miasta, autobusem trochę dłużej, no i jeszcze trochę czekania, bo to zadupie i autobus raz na godzinę jeździ. Tak więc niech sobie wróci sama jak sobie już pogadają. Od tamtego czasu już się do mnie nie odzywała, a jak mnie widziała to udawała, że mnie nie zna.

Sami oceńcie kto był bardziej piekielny.

randka kobiety

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 212 (290)

#85023

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałem dziś bardzo ciekawy telefon.

Zadzwoniła do mnie była, z którą rozstałem się pół roku temu po tym, jak odkryłem, że mnie zdradza.

Zapytała, czy może się do mnie wprowadzić na jakiś czas, bo jej facet (ten, z którym mnie zdradzała i później się związała) ją "bardzo źle potraktował" - jak to ujęła - i wyrzucił z domu i nie ma się gdzie podziać, a na wynajem nie ma pieniędzy.

Najpierw ją wyśmiałem, a potem odpowiedziałem, że nie ma takiej opcji, że wiedziała, co robi, widziały gały, co brały i jak do zimy nie znajdzie żadnego lokum, to jej mogę dać karton po telewizorze, bo właśnie kupiłem.

Zanim się rozłączyła, usłyszałem szloch.

była

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 238 (358)

#85244

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia nie jest piekielna, ale tak mnie rozbawiła, że postanowiłem się podzielić.

Pracuję w transporcie międzynarodowym. Po załadowaniu auta zakłada się plombę i przesyła jej numer lub najlepiej zdjęcie do klienta, tak, by miał pewność (i my również), że po drodze nikt auta nie otwierał. Komunikacja z klientami odbywa się na ogół w języku angielskim, w którym plomba jest seal.

Mamy w pracy stażystę, który się szkoli. Kolega w trakcie komunikacji z klientem uczył nowego na przykładach, ale wyszedł na spotkanie i powiedział młodemu, żeby przejął maila i jak klient coś będzie chciał to niech mu wyśle.

Klient napisał, że chce zdjęcie plomby (seal photo), no i gość mu wysłał... zdjęcie foki znalezione w Google.

Prawie się poplułem jak to zobaczyłem :D

praca śmieszne

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (181)

#85013

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój znajomy jest typowym januszem biznesu.

Ostatnio żalił mi się, że nie może znaleźć ludzi do pracy. Praca fizyczna, kwalifikacje niewymagane. Z tego względu uznał, że może zaoferować najniższą krajową, a ludzie i tak przyjdą.

No i przyszli. Tacy, którzy rzadko kiedy chodzą do pracy trzeźwi.

Znajomy zdziwiony, zszokowany i oburzony. Jak to? Daje taką dobrą ofertę, a przychodzą tacy ludzie? Twierdzi, że oferta jest dobra, bo oferuje umowę o pracę.

Tłumaczę mu, nie tylko ja zresztą, że oferując takie poniżające stawki, nie powinien się spodziewać, że jakikolwiek pracownik na poziomie zwróci na niego uwagę.

Nie dociera.

janusze biznesu praca

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (191)

#84928

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Słyszeliście, co ostatnio wymyśliły feministki? Otóż uznały, że klimatyzacja jest seksistowska.

Sprawa rozbija się o to, że zły patriarchat ustawia klimatyzację tak, że uciśnionym kobietom jest zimno.

Jak tylko to zobaczyłem, to przypomniała mi się sytuacja z pracy. Otóż od kiedy tam pracuję, klimatyzacja nigdy nie była ruszana. Nawet nie wiem, na ile stopni jest ustawiona, ale jest tak, że jest przyjemna temperatura o każdej porze roku i wszystkim to najwidoczniej pasuje, bo nikt nigdy nie narzekał.

Do czasu.

Przyszła nowa. Pierwszy rzut oka wystarczył, by stwierdzić, że wojująca feministka. Czerwone włosy, wygolony bok głowy i kolczyki na całej twarzy. Od pierwszego dnia zaczęła się pruć o klimatyzację, że jej zimno. Na początku próbowała delikatnie:

- Ej, wam też tak strasznie zimno?
- Nie - odpowiadali wszyscy zgodnie.

Kiedy to nie działało, po jakimś czasie spróbowała bardziej stanowczo:

- Tu jest za zimno! Trzeba zwiększyć temperaturę, a najlepiej wyłączyć klimatyzację!

Wszyscy zgodnie odpowiedzieli, że tak jest dobrze i od kiedy tu są, to tak było i nigdy niczego nie zmieniali, bo nigdy nikomu temperatura nie przeszkadzała.

W odpowiedzi nas ofukała, ale na kilka dni się zamknęła z tym tematem. Po kilku dniach znowu:

- Zimno mi!!! Podkręćcie tę klimę!

Jeden kolega nie wytrzymał:

- Jak ci zimno, to się ubierz, a nie zmuszasz całe biuro, by się do ciebie dostosowało.
Na to feministka stwierdziła, że kolega ją terroryzuje i molestuje (serio!) i ona to zgłosi.

No i zgłosiła.

Nazajutrz przychodzi kierownik biura i pyta:

- Kto chce by podnieść temperaturę w biurze?

Feministka podniosła rękę.

- Kto chce, by zostało tak jak jest?

Wszyscy pozostali podnieśli ręce.

- No, to zostaje tak, jak jest - mówi kierownik, po czym dodaje, patrząc na sprawczynię całego zamieszania - a jak komuś zimno, to niech się ubierze.

klimatyzacja feministki seksizm

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (283)