Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ejcia

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2012 - 20:47
Ostatnio: 18 października 2023 - 21:08
  • Historii na głównej: 112 z 228
  • Punktów za historie: 54237
  • Komentarzy: 357
  • Punktów za komentarze: 2481
 
zarchiwizowany

#76367

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przyzwyczajanie niemowlaka do świata, w którym istnieją bakterie i nie wszystko wyjmowane jest wprost ze sterylizatora. Idea szczytna, no ale... Bez przesady.
Pomagałam mojej siostrze kąpać jej pierworodnego. Rozdzieram opakowanie z gazikiem do zabezpieczenia pępka, jakimś cudem wypadł mi z ręki. Ok, zwykła rzecz. Biorę następny, ale siostra odwrócona tyłem do mnie nie widziała sytuacji i pogania:
- Podaj mi gazik.
- Już, tylko otworzę, bo mi spadł i brałam następny.
- Teraz się nie trzyma dzieci w sterylnych warunkach! Muszą mieć kontakt z bakteriami!
Spokojnie podniosła opatrunek z ziemi i założyła na niezagojoną jeszcze rankę.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (37)
zarchiwizowany

#75045

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Popsuła mi się ładowarka do komórki. Już od jakiegoś czasu miała problemy z kontaktowaniem, ale jeśli się trochę pomanewrowało wtyczką jeszcze działała. Do czasu. Kilka dni temu w nocy odmówiła posłuszeństwa zupełnie, a nawet jakby zabrała z baterii tę resztę prądu, która z reguły zostaje po wyłączeniu telefonu na alarm itd. Budzę się rano sama, pół godziny spóźnienia do pracy jak w banku, komórka nie reaguje na nic, a to jedyny telefon, akurat byłam na działce. Biegiem na autobus, ale trzeba jakoś dać znać do pracy. Podejść do kogoś i poprosić o możliwość wysłania zwykłej eski odpada, nie znam na pamięć numeru do nikogo z pracy. Spanikowana prosiłam o możliwość przełożenia karty sim do czyjejś komórki, jak nie chce mi dawać do ręki, to niech nawet sam to zrobi i zadzwoni czy napisze. Kilkanaście osób odmówiło, dwa razy nie pasował rozmiar karty sim. Skontaktować się nie udało.
Nie mam do nikogo żalu, tyle się słyszy o najróżniejszych możliwościach oszustw, że nie dziwię się ludziom, którzy mi nie uwierzyli. Piszę bardziej jako przykład, jak bardzo można się w "dzisiejszym" świecie zakręcić.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (37)
zarchiwizowany

#74770

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja mama jest osobą, która zawsze musi wszystko skrytykować i znaleźć jakiś minus. A komentuje bardzo chętnie i obszernie.
Opowiadała mi dzisiaj, że widziała w tramwaju muzułmankę w chuście. Nie każę jej skakać z tego powodu z radości, ale to co ona robi jest wręcz niepozytywne i na pewno odbija się na jej stanie psychicznym. Krytykuje z góry, z boku i z doskoku, m.in, że jej na pewno jest gorąco. A po karnacji można było wnioskować, że to europejka. (W domyśle, że nie urodziła się w takiej religii, ale miala wybór). Już nie wytrzymałam tego psioczenia i wysunęłam argument, że zakonnic w długich habitach i welonach jakoś się nie czepia, a też na pewno się gotują w upały z własnej woli. (Mamuśka wojujące moherkomando). Odpowiedź? Ty ciapatych nie broń.
No cóż. Jeśli ktoś nie odróżnia trzymania czyjejś atrony od wytkniecia braku konsekwencji myślenia...

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (78)
zarchiwizowany

#71681

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O plotkach.
Niedaleko mojego domu pojawił się przy dość ruchliwej drodze nowy krzyż, taki wiecie, że ktoś w tym miejscu zginął. Poruszyłam w domu temat jako ciekawostkę, ojciec odpowiedział: Podobno facet na motorze jechał i baba mu z podporządkowanej wyleciała.
Łyknęłam takie wyjaśnienie niemal automatycznie, ale na drugi dzień jadąc tamtędy mimowolnie wszystko mi się przypomniało i dopiero zorientowałam się, że to jest prosta droga, bez żadnych odgałęzień; ani posesji, ani bramy, nic. Tak więc skąd mu ta baba miała wyjechać?
Konkluzja: jak nie znasz szczegółów to nie koloryzuj.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -12 (32)
zarchiwizowany

#71032

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W liceum mieliśmy bardzo nieprzyjemną nauczycielkę chemii. Do tego stopnia, że kilka osób przyprawiła o szok nerwowy: (duszności, wymioty), depresje z myślami samobójczymi. I nikt nie miał na nią wpływu, wezwana na dywanik do dyrektora wychodzila od niego trzaskając z całej siły drzwiami - bez żadnych konsekwencji. Któregos razu, nie pamietam juz o co, zrobiła się jakaś grubsza afera, w każdym razie nasza wychowawczyni postanowiła przeprowadzić w klasie anonimową ankietę, jak sie czujemy, co nam przeszkadza w szkole, jakie mamy problemy itd. Po kilku dniach podeszła na korytarzu do mnie i mojej przyjaciółki twierdząc, że ankiety wykazały, że poważnym problemem dla większości uczniów jest poziom naszej higieny i aromaty z tym związane. (Koleżanka mieszkała na gospodarstwie wiejskim, warunki sanitarne słabe, dodatkowo w domu niekastrowane koty, mi obrywało sie "przy okazji". No, ale nie o tym).
W każdym razie wychowawczyni ciagnęła gadkę dalej, że porozmawiała już ze zgłaszającymi na temat problemu i pozostalo jej przeprowadzic pogadanke z nami. (Pomijam własciwość poruszania takich tematów na korytarzu pełnym innych uczniów).
Mi zaświecilo sie czerwone światełko w głowie i pytam:A skąd pani wiedziała, kto to napisał, skoro ankieta była anonimowa?
Zaczerwieniła się jak burak i zaczęła jąkać, że kilka osób przyszło do niej samych, z własnej inicjatywy. Ewidentnie było widać, że kłamie, w jakiś sposób musiała poznać, która ankieta należała do kogo. Kilka zdań później wpadła równiez na tym, że wie, co napisałam w swoim arkuszu (a chcąc uniknąć zdemaskowania nie pisałam o sprawach, które mogłaby ze mną połączyć).
Do końca szkoły podobne ankiety oddawałam puste nie wierząc w ich anonimowość, co odbijalo się na ocenie z zachowania, jako element aspołeczny i nie czujący odpowiedzialności za dobro klasy

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 100 (158)
zarchiwizowany

#71031

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś w dużym markecie.
Rodzinka z dzieckiem, tak na oko 2 lata. Mały jak to mały, jak mu sie "płyta zatnie", to koniec, ale na pewno nie należy go dodatkowo podkręcać. W efekcie całość wyglądała następująco. Matka z dzieckiem stała na jednym końcu długiej alejki, ojciec na drugim i wrzeszczeli do siebie na całe gardła:
- Tata!
- Bartuś!
- Tata!
- Bartuś!
I tak w kółko. A wystarczyło wziąć na cierpliwość, lub po prostu podejśc do młodego. Dodam, że raczej nie wyglądalo to na nagłą tęsknotę latorośli za rodzicielem, ot takie dziecięce "gadanki", skądinąd ok, ale wypadałoby jednak troche ograniczyć decybele.

Sytuacja druga. Dwie młode kobiety stały koło półki z chrupkami. Ta, która była bliżej podała koleżance paczuszkę. Reakcja? Odrzucenie paczki z powrotem na półkę. Nie ostrzejsze położenie, ale rzut, dobrze metr w powietrzu i okrzyk pełen oburzenia: ja tych nie lubię!

Czy ludzie naprawdę nie potrafia zachowac się w miejscach publicznych?

sklepy

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (37)
zarchiwizowany

#70254

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mało inteligentna osobo, bawiąca się pod moim oknem petardami. Przyjmij do wiadomości, że kiedy zacząłeś kanonadę wyjmowałam własnie uszka z gotowania i pierwszy huk spowodował, że drgnęła mi ręka i uszko (a u nas robi się je duże jak pół dłoni) radośnie chlupnęło z łyżki z powrotem do wrzątku, który dla odmiany wylądował na mojej rece.
Dzieki. Mam nadzieje, że pod choinkę dostaniesz rózgę.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (42)
zarchiwizowany

#69511

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z pamiętnika laborantki.
Scenka sama w sobie bardziej zabawna. Lekko irytująca natomiast na tle ogólnego zachowania ludzi tej dzielnicy - pisałam już kiedyś o tym. Pracuję w dwóch różnych miejscach (na takim samym stanowisku, więc i rozmowa zawiera te same treści). W jednej z nich ludzie jak ludzie, czasem kumaci, czasem mniej, w drugiej duża część nie rozumie słów typu "poprosze numer telefonu" i "proszę postawić pudełko na szafce" (stojąc na wyciągnięcie ręki od jedynej szafki w pomieszczeniu.

Historia właściwa. Przyjmuję pacjentów, osoba za osobą, kolejka się przesuwa, w pewnym momencie czuję, że rajstopy domagają sie podciągnięcia. Zatrzymuję więc kolejną panią, która zdążyła już wejść do gabinetu.
- Proszę chwileczkę zaczekać
Kobieta zatrzymała się w miejscu, półtora metra ode mnie, bo dotąd doszła i czeka. Ok, do tej pory może i sama bym nie zajarzyła o co drugiej osobie chodzi, więc precyzuję:
- Przepraszam panią na chwilę, chciałabym poprawić rajstopy.
- (z uśmiechem) Ależ proszę bardzo.
I dalej stoi jak mur. Precyzuję więc dokładniej:
- Chciałabym poprawić rajstopy na osobności.
No, dotarło. Nie wiem, może ja jestem jakaś dziwna, że nie lubię zadzierać kiecki przy publice.

P.S. Wybaczcie ewentualne literówki, coś mi się przestawiło w kompie i każde, nawet prawidłowo napisane słowo podkreśla jako błąd.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (33)
zarchiwizowany

#69267

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O moich bojach z pisaniem pracy magisterskiej i sprawami związanymi.

Termin wyboru promotora (trzykrotnie zmieniany wśród wielu niejasności) 30 stycznia. Lista promotorów oraz tematów podana 15 stycznia - z błędami. Poprawiona po tygodniu. Przy czym okazało się, że większość jest już zarezerwowana od września, prywatnie poumawiali się ze studentami na obronę, zaklepali im miejsce. Promotor ma ograniczoną liczbę podopiecznych w danym momencie.

Karta obiegowa. Poświadczenie, że mam uregulowane stosunki z trzema bibliotekami, przychodnią studencką oraz finansowe - stypendia itd. Bieganina po całym dużym mieście, przy czym w ŻADNYM z tych punktów nie zostałam w jakikolwiek sposób zidentyfikowana. Owszem, na karcie było moje imię i nazwisko, ale panie z okienka przybijały pieczątkę nawet nie patrząc komu. Więc po co w ogóle obiegówka?

Składanie w dziekanacie dokumentów do obrony. Sekretarka czyta na głos przypisany w komputerze do mojego nazwiska tytuł - w ogóle nie mój. Coś w temacie jest, ale tylko mała część mojego. Wąski podtemat.
Zaprotestowałam, pani poszukała, poszukała, tak, to pomyłka. Czyta temat z innego dokumentu - niby się zgadza, ale kosmetycznie inaczej ujęte dwa słowa. Merytorycznie nie różniło się niczym, po prostu inna składnia. Nic nie dało się zrobić. Temat zmodyfikowany zatwierdziła odpowiednia komisja, muszę go zmienić. Na stronie tytułowej pracy (4 egzemplarze), w oświadczeniu antyplagiatowym również wklejonym w pracę, na wszystkich dokumentach, drukach, zaświadczeniach. Pod którymi na nowo muszę zbierać pieczątki i podpisy. W międzyczasie dowiedziałam się, że temat został zmieniony przez jakieś odgórne zarządzenie, dziekanat załatwił to tylko z promotorką. Mnie nikt nie raczył o tym powiadomić.

Ostateczne składanie dokumentów do obrony, już poprawionych. Wymagane były m. in. zdjęcia, 6 sztuk dyplomowych. Nauczona doświadczeniem podpisałam je na odwrocie, ostatnio było to wymagane. Tym razem jaśnie pani sobie nie życzy podpisywania, ponieważ kiedy kilka zdjęć jest złożonych razem podpis z tyłu może się odbić na fotce sąsiadującej. Niby logiczne, ale niech się zastanowią czego chcą.
Inne problemy tego dnia to dokładne sprawdzanie, czy dane zaświadczenie na pewno mam zgodne ze wzorem na stronie uczelni, bo pani się jakieś inne wydaje. A przyjmuje je codziennie, dobrze wiedziała jak wygląda. (druk pobierany ze strony, nie pisany samodzielnie).
Kolejna sprawa - żądanie ode mnie dokumentu, który zgodnie z rozporządzeniem musiał być oddany już rok temu. Po moim tłumaczeniu z ironicznym uśmieszkiem "zobaczymy, czy pani oddała" sprawdziła w mojej teczce. Oczywiście był.
Jednym z wymaganych dokumentów była anonimowa (przynajmniej w nagłówku) ankieta dot. oceny jakości kształcenia, przebiegu studiów itd. Musiała ona być umieszczona w teczce studenta, mimo upomnienia się o anonimowość nie było żadnej możliwości jej zachowania. Nie podoba się? Można nie składać dokumentów, nikt nie zmusza. Ale bez ankiety nie będzie obrony.

Obrona. Dostaje maila od promotorki z informacją, że ustalona w dziekanacie godzina została zmieniona, mam potwierdzić, czy wszystko się zgadza, czy to nie jakaś pomyłka. Dzwonię, tak, została zmieniona, pani sekretarka z pretensjami na mnie, że zmieniłam nr tel, ponieważ nie mogła mnie o tym poinformować. Nie, nie zmieniałam od lat i ona na pewno go posiada, kilka razy do mnie dzwoniła w innych sprawach. Podałam ponownie - zgadzał się z jej notatkami, ale pani stwierdziła, że z takim razie miałam tel wyłączony, bo nie mogła się ze mną skontaktować. Nieprawda, nigdy nie wyłączam tel, bateria ostatnimi czasy nie padła, nie bywałam poza zasięgiem nikt inny nie miał problemów z dodzwonieniem się.

Jak ja się cieszę, że ten dom wariatów już za mną

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 7 (43)
zarchiwizowany

#69266

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Drodzy kandydaci. (Spokojnie, pamiętam, że jest cisza). Ale do jasnej nędzy nie wymieniając z nazwiska pewna osoba mogłaby nauczyć swoich naganiaczy, że promowanie mocodawcy na ulicy jak najbardziej, natomiast jak widzą, że ktoś biegnie za tramwajem, to wypada zostawić takiego w spokoju, a nie zastępować drogę i to na chama. Ja w lewo, naganiacz w lewo. Ja w prawo, naganiacz w prawo. Sytuacja miała miejsce dwukrotnie, w dwóch różnych dniach.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (198)