Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ejcia

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2012 - 20:47
Ostatnio: 18 października 2023 - 21:08
  • Historii na głównej: 112 z 228
  • Punktów za historie: 54239
  • Komentarzy: 357
  • Punktów za komentarze: 2481
 
zarchiwizowany

#69212

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakoś w sierpniu czy wrześniu zorganizowano imprezę kulturalną o nazwie Integracje. Zespoły folklorystyczne z Europy i nie tylko przyjechały do Polski, objazdówka po większych miastach. Kilka dni temu zobaczyłam filmik z Poznania.
Uroczysty przemarsz na miejsce występów jednym z głównych deptaków miasta. Zespół za zespołem w pewnej odległości, na czele każdego jedna osoba z flagą i druga z tablicą z nazwą kraju. Nadchodzą Rosjanie, na deptak wszedł ktoś z miotłą i zaczął zamiatać przed nimi bruk. Bez widocznej potrzeby.
"Ja się pytam", kto i z jakiego powodu zdecydował o okazaniu takiej uniżoności???

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -17 (29)
zarchiwizowany

#68947

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Drodzy posiadacze dokumentu zwanego prawem jazdy. Jeżeli jedziecie drogą jednopasmową i auto jadące przed wami zatrzyma się przepuszczając kogoś wyjeżdżającego z posesji (i sygnalizującego chęć jazdy w kierunku przeciwnym do waszego), to bądźcie tak mili i również się zatrzymajcie, a nie omijajcie "uprzejmego" lewą stroną. Postąpiło tak pięciu kierowców, zanim zniecierpliwiona w końcu przejechałam i ja.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (28)
zarchiwizowany

#68552

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Prowadzimy w domu drzewo genealogiczne. Informacje czerpiemy z różnych źródeł: z archiwów państwowych, ksiąg parafialnych, czy z rozmów z rodziną. Któregoś razu na jakimś spotkaniu mój tata "wziął na spytki" jakąś staruszkę ciocię, a że program komputerowy którego używamy do porządkowania danych jest bardzo obszerny zapytał, kto był jej chrzestnym. Ciocia podała imię, po czym dodała rozmarzonym głosem "Jak szłam do I Komunii, to on mi przywiózł taką ciepłą chustę w kwiaty.

Jaką wartość musiała dla niej mieć ta zwykła chusta, skoro w taki sposób wspomina ja mając ponad 90lat. A dzisiaj? Oczywiście, zależy od domu, ale bardzo często nie ma play station, to jakby nie było nic. I to uważam za piekielne.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (43)
zarchiwizowany

#68485

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielność rzeczy martwych. Siedzę sama w domu, przeziębiona, od razu zaczęłam słyszeć jakieś szumy, świszczenia, zgrzyty. W pierwszej chwili zbagatelizowałam, na pewno katar w uszach gra, nawet śmiałam się sama z siebie, że słyszę głosy. Chwila spokoju i znowu, coraz głośniej. To już dziwne, na pewno nie w uszach. Kot chrapie? Idę sprawdzić - nie, nie śpi. A tu głośniej i głośniej. Mniej wiecej w rytmie oddechu, tak jakby obok stał dobry astmatyk. Rytmicznie, głośno, ze świstem an wydechu. Już naprawdę głośno, zaczynam sie bać. No bo co - nikogo nie ma, a tu coś ewidentnie dyszy mi nad uchem. Długa chwila paniki, na podstawie pisanych na gg wiadomości - 10min. Aż coś mnie tknęło, idę sprawdzić swoją hipotezę. Zgadlibyście, że termos z gorącą herbatą napełniany pół godz temu, który nigdy tego nie robił, wpadł na pomysł zassania sie? :D Myślałam, że go z miejsca za okno wyrzucę.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (44)
zarchiwizowany

#68483

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacyjka sprzed ponad miesiąca. W kościele katolickim wspomnienie św. Krzysztofa. Wiecie, patron kierowców, święcenie aut i te sprawy. No i na Mszy św. oczywiście kazanie. Proponowany temat z takiej okazji? Pewnie coś o bezpieczeństwie, rozwadze, szacunku, kulturze jazdy itd. Nic bardziej błędnego. Odczytywany był list "z góry", a więc sądzę, ze nie tylko u nas. Pierwsze zdania jako nawiązanie, o patronie dnia dzisiejszego, o podróżujących... I tyle w temacie. Reszta, kilkanaście minut była promocją akcji "1grosz za 1km". W skrócie chodzi o to, że na misjach jest problem z transportem, dojazdem w trudnym terenie itd. Stąd pomysł, żeby jadąc na wakacje przeliczyć przejechane kilometry, po czym kwotę wg przelicznika wpłacić na w.w. cel. Znając trochę sytuację od kuchni nie przeczę, problem istnieje, suma najczęściej wychodzi groszowa, akcja dobrowolna, nikt nikogo nie zmusza, ani niczego nie uzależnia... Ale nie podobała mi się taka gadanina w tym akurat dniu.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (36)
zarchiwizowany

#68291

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przygód na skuterze ciąg dalszy.

Sytuacje dnia dzisiejszego.
1. Jezdnia trzypasmowa, Zbliżam się do skrzyżowania, prawy i lewy pas stają się pasami do skrętu, środkowy do jazdy prosto. Jechałam pasem prawym, trzeba zmienić na środkowy. Lusterko, na drodze nie ma nikogo poza jednym autem na tym samym pasie co ja obecnie, ale w bezpiecznej odległości. No to co - kierunkowskaz, lusterko, ostateczna ocena sytuacji i w lewo. Wszystko ok. Po chwili z prawej dogania mnie rzeczone auto, mija może o 20cm i ryczy klaksonem.
Punkt pierwszy: odległość między nami była odpowiednia, aby mógł zauważyć manewr i ew zareagować. Punkt drugi: jeśli dwa pojazdy jadą tym samym pasem, to bez względu na gabaryty pierwszeństwo ma ten pierwszy. Punkt trzeci: Klakson nad uchem osoby prowadzącej jednoślad jest niebezpieczny. Przestrach, zaskoczenie, drgnięcie ręki mogą zakończyć się upadkiem.

2. Ta sama ulica, z prawej wąski wyjazd z parkingu, dodatkowo zastawiony samochodami zaparkowanymi na poboczu, widoczność prawie zerowa. Przezornie zwalniam, niech mi ktoś wyjedzie. Oczywiście, kto by pamiętał, że włączając się do ruchu trzeba ustąpić pierwszeństwa. Królowa szos w Jeepie wjeżdża na szosę śmiało jak do siebie w bramę i jeszcze wielkie pretensje do mnie.

3. Wyjazd autobusu z zatoczki. Owszem, należy wpuścić. Moim skromnym zdaniem prawidłowy manewr wygląda następująco: kierunkowskaz, ocena sytuacji, jeśli nic nie jedzie lub ma szansę zareagować i zwolnić - wyjazd. Ale włączenie się do ruchu po - nie żartuję - 1sek po migaczu, prosto przed rozpędzony skuter? Aż mnie zarzuciło, ciut ciut i wywrotka gotowa.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (30)
zarchiwizowany

#68246

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pisałam już kiedyś o postawie babci wobec mojego siostrzeńca http://piekielni.pl/66829 .
Hobbystycznie zajmuję się tworzeniem biżuterii. W moim pokoju panuje... stan zwany przeze mnie artystycznym nieładem i warunkami do pracy, przez osoby postronne natomiast bałaganem na kółkach. Po prostu podczas pracy (a spędzam na tym każdą wolną chwilę, kocham to) muszę mieć pod ręką wszystkie narzędzia i półprodukty, nie wyobrażam sobie wstawania co chwila i sięgania innej z ośmiu różnych skrzyń i pudeł, bo teraz potrzebuję szczypce, a teraz ten zielony koralik w białe kropki.
Wiele z tych przedmiotów jest dla dziecka bardzo atrakcyjnych, idealnie nadających się do wyniesienia i schowania w mysią dziurę, zniszczenia, połknięcia, zrobienia sobie krzywdy. Piotruś (5 lat) jest na tyle rozgarnięty, że zostawienie go na minutę samego nie grozi katastrofą, ale jego półtoraroczna siostrzyczka już nie jest tak bezpieczna. Nawet gdybym wszystko pochowała istnieje duże prawdopodobieństwo, że wejdzie w jakiś kąt i znajdzie np koralik, który kiedyś spadł i nie został znaleziony.
Pogadałam z siostrą, pełne porozumienie, dzieci nie mają wstępu do mojego pokoju bez nadzoru osoby dorosłej. Czy mnie nie ma w domu, czy wyszłam tylko po szklankę herbaty drzwi są zamykane, jeżeli maluchy chcą wejść - proszę bardzo, ale ich pilnujesz.
Z siostrą się dogadałam. Natomiast od babci dostałam ostatnio nakaz! dokładnego pochowania wszystkiego - bo przyjadą Ania i Piotruś.
Czy ja mieszkam jeszcze u siebie?

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (262)
zarchiwizowany

#68124

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W 3 klasie gimnazjum pojechaliśmy na kilkudniową wycieczkę. Opiekowali się nami nasza wychowawczyni i nauczyciel od wf-u. Jednego wieczoru zrobiliśmy sobie dyskotekę, nauczyciele chwilę z nami posiedzieli, ale krótko, impreza zrobiła się bardziej nieoficjalna (czyt. zakrapiana). Jeden z kolegów tak się urządził, ze pomylił drzwi i zamiast wejść do swojego pokoju wszedł do pokoju naszej wychowawczyni, która również bawiła się w najlepsze, w dodatku nie sama:)
Ok, nikt do sprawy nie wracał, cicho sza, chociaż wszyscy dobrze wiedzieli, że amory trwają nadal. Oboje żonaci, dzieciaci, ona mogłaby być jego córką - drażniło nas to. I tylko czekaliśmy na odpowiedni moment.
Przyszedł prima aprilis. Zbieramy się na wf-ie, jakaś chwila pogaduchy z facetem, pytamy niby mimochodem
- A wie pan, że nasza pani piecze dla pana makowiec?
Już nie pamiętam dokładnie jak ta cześć dialogu się potoczyła, ale za chwilę padło niewinnie, niby bez związku kolejne pytanie
- A wie pan, że ona jest w ciąży?
Facet zbladł, zsiniał, z trudem jakoś wyjąkał
- Taaak? A... A z kim?
- (Udajemy niewiniątka) - No, na pewno ze swoim mężem. Ale niech pan jej zapyta.
Na tym się chwilowo skończyło, kilka lekcji później była matematyka, na chwilę po coś weszła do sali wychowawczyni. Wyrwała się prowodyrka całej akcji:
- Proszę pani, rozmawiał z panią pan od wf-u?
- (bezsilny, zrezygnowany uśmiech na zasadzie "nie mam już siły na te bandę") - Tak, Ola, rozmawiał. Ja was chyba pomorduje.

I to jest jedna z piekielności, z których człowiek jest dumny przez lata :D

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (34)
zarchiwizowany

#68096

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Byłam u ginekologa, cytologia pobrana, czekam na wyniki. Czekam i czekam, już powinny być, a tu lipa. To się zdarza, trudno. Zachodzę co kilka dni do przychodni, panie z okienka (nota bene bardzo sympatyczne, mimo, że przychodnia na NFZ:) szukają w wynikach wydrukowanych, w bazie danych w komputerze, że może już zrobiony, ale jeszcze niewydrukowany. Któregoś dnia siedziała jakaś nowa dziewczyna, pewnie jeszcze nie do końca ogarnięta, bo stwierdziła: o, jest. I wydrukowała mi opis wizyty sporządzony przez lekarkę.
Ho ho ho, co to się nie działo na tej wizycie... Przeprowadzony instruktaż w zakresie samobadania piersi, pogadanka o sposobach łagodzenia zespołu gotowania w piętnastu garnkach, którego jak żyję nie miałam... Ale co tam, ważne, że pani doktor pieniążki zgarnie.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (208)
zarchiwizowany

#67731

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z pamiętnika laborantki.
Wchodzi starsza pani po odbiór wyników. Podaję jej plik kartek, przegląda je, przegląda, ale pewnie niedowidziała, bo pyta:
- pani, a NRF też tu jest?
- NRF? Nie ma takiego badania, nie istnieje.
Babka patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem, więc proszę o podanie wyników, przeglądam, znajduję INR. (gęstość krwi, sprawdzana po zawałach itd).
- Czy ma pani na myśli gęstość krwi?
- Tak
- Jest, ale ono nazywa się INR, nie NRF - mówię spokojnie, uprzejmie, po czym dorzucam z uśmiechem - NRF to Niemcy kiedyś były.
Babka spojrzenie jakieś takie dziwne, bezbarwne, że nie szło odczytać emocji i jąka się:
- Ale pani jest... Bezczelna... Nieuprzejma... Po prostu... WSTRĘTNA.
I wyszła. Ja w ciężkim szoku, ale zaraz wchodził inny pacjent, trochę zapomniałam o sprawie. Później idę korytarzem i mijam babsztyla dosłownie nos w nos. A co mi tam, raz kozie śmierć. Zatrzymałam się i mówię naprawdę spokojnie i przyjaźnie, że z to miał być taki lekki żart, nic złego na myśli nie miałam. W odpowiedzi usłyszałam, że ona już wszystko wie i ze mną rozmawiać nie będzie. No cóż. To już nie jest mój problem.

Ale w takim razie już naprawdę nie wiadomo, jak się zachowywać. Siedzę w pracy z uśmiechem, któremu brakuje pół cm żeby sięgał od ucha do ucha - jestem nadąsana. Powiem coś z odrobiną humoru - też niedobrze

słuzba_zdrowia

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (63)