Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ejcia

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2012 - 20:47
Ostatnio: 18 października 2023 - 21:08
  • Historii na głównej: 112 z 228
  • Punktów za historie: 54239
  • Komentarzy: 357
  • Punktów za komentarze: 2481
 
zarchiwizowany

#55813

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Niedawno miałam okazję być na pogrzebie osoby innej wiary, któreś z wyznań protestanckich. Pastor odczytał jej życiorys, wspomniał, że zmieniła wyznanie z katolicyzmu jako nastolatka, że ojciec ją za to wyrzucił z domu na mróz i śnieg po pas (były ty czasy II wojny, teren obecnej Ukrainy, więc klimat ostry).
Później na poczęstnym usłyszałam taka rozmowę dwóch żałobników:
- Nic nie słyszałem, że ojciec ją wyklął
- No pewnie! Jak mu zaczęła herezje w chacie głosić!

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (47)
zarchiwizowany

#55788

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zajęcia z etyki na poznańskim Uniwersytecie Medycznym.

Kłamstwo jest nieetyczne, ale istnieją zawody, w których specyfikę jest ono wpisane i wtedy jest naturalne, a nie nieetyczne: np reklama, polityka...

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 6 (48)
zarchiwizowany

#55730

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chyba poszukam jakiegoś kremu postarzającego.
Jak pisałam nieraz - pracuję w laboratorium. Świeżo po studiach, na dodatek wyglądam na 2-3 lata mniej, niż w rzeczywistości.
To dobrze? Najwyraźniej nie w pracy.

Sytuacja 1, bardziej zabawna, niż piekielna, ale dalej już nie będzie tak słodko.

Przyszły dwie starsze panie, najwidoczniej koleżanki. Pierwsza martwiła się, co to będzie, bo ma słabe żyły. Ale wszystko poszło jak po maśle, pani wniebowzięta, że się udało, że nie bolało, wychodzi.
Proszę następną osobę, kobieta ociąga się, boi kłucia. Pierwsza ją pociesza: Idź, Krysiu, nie martw się, siostra jest taka wprawna, taka delikatna.
- Taaak? Naprawdę? No popatrz... A taka młodziutka...

Sytuacja 2
Przychodzi 3 pokoleniowa rodzinka: babcia i mama z półtorarocznym dzieckiem na ręku.
Pada na mnie bazyliszkowy wzrok babci:
- Czy to pani będzie kłuła? (napastliwy ton)
- Tak, ja.
- A czy pani potrafi takim dzieciom pobierać? Bo to jest dziecko. To trzeba umieć.
Co miałam powiedzieć. Nikt, nawet najlepszy mistrz nie powie nawet nie widząc żyły, zwłaszcza u takiego malucha, czy się uda, czy nie.
- Tego nie potrafię pani teraz powiedzieć, nie widzę ręki dziecka, nie wiem, jaki ma charakter, czy będzie spokojne, czy będzie się wyrywać. Obejrzę, wtedy ocenię, czy zdecyduję się kłuć sama, czy poproszę o przejście 50 metrów dalej, do szpitala. (Dzieci nigdy nie kłuję na ryzyk-fizyk, jeśli nie jestem pewna od razu odsyłam)
- (z ironiczną pogardą) Proszę pani. To jest dziecko i ono ma prawo się bać, więc proszę się nie zasłaniać, jeżeli pani nie umie.
(Wyjaśnienie. Dzieci naprawdę bywają różne. Większość bardzo się boi i usiłuje bronić, ale są takie, które ani pisną, ani drgną. Nawet malutkie).
- Widzę dwa wyjścia. Może mi pani pozwolić rzucić okiem i wtedy dam odpowiedź, a może pani od razu przejść do szpitala.
- Dobrze. To my poszukamy kogoś bardziej doświadczonego.
Trzaśnięcie drzwiami.
Wszystko rozumiem. Że to jest dziecko, które chciało by się oszczędzić, że tu potrzeba sporej wprawy, wszystko. Za wyjątkiem postawy i tonu tej pani.

Sytuacja 3 – świeżynka z dzisiaj
Przychodzi kobieta w średnim wieku, rozejrzała się po pomieszczeniu.
- A pani Halinki nie ma?
Po takim wstępie już raczej nie mogę spodziewać się niczego dobrego. Pani Halinka była w tym laboratorium przede mną, odeszła na emeryturę. Osoba z ogromnym doświadczeniem, wychwalana przez wszystkich łącznie z szefostwem, najlepsza laborantka w mieście. Pierwsze kilka miesięcy było mi naprawdę ciężko, wszyscy przyzwyczajeni do mistrzostwa, któremu siłą rzeczy i różnicy lat stażu dorównać nie mogłam. Choć dawałam sobie radę, nie można powiedzieć. Już na samym wstępie, jeszcze bez „próbki” moich umiejętności po kilkanaście razy dziennie słyszałam „Bo pani Halinka to była mistrzyni”, „Bo pani Halinka to mi potrafiła pobrać” (w domyśle: a co ty możesz umieć, smarkulo). Nie rezerwuję sobie prawa do bycia alfą i omegą, ale niemiło tak ciągle wysłuchiwać porównań.
Tak więc po informacji, ze pani Halinki nie ma i nie będzie padło pytanie:
- to kto mnie będzie kluł?
- Ja
- (również napastliwy ton) Ale czy pani da radę? Czy pani dobrze kłuje? Bo mi to trzeba umieć pobrać. Bo jak mi pani Halinka pobierała, to nigdy nie miałam nawet śladu, a ktokolwiek inny spróbował, to albo nie dawał rady, albo miałam siniaki na pół ręki. Jeżeli nie, proszę od razu powiedzieć, że pani nie umie, pójdę gdzie indziej.
Już nawet nie pamiętam, co dokładnie mi mówiła, w każdym razie długo i przykro. W końcu uznała, ze dostatecznie uświadomiła mi, jakie ma o mnie zdanie, zamilkła.
Nawet nie bawiłam się w jakiekolwiek tłumaczenie, nie próbowałam niczego udowadniać, najlepszą obroną jest atak:
- (wydobyte rezerwy uprzejmości) Jeżeli pani uważa mnie za osobę niekompetentną, to zapraszam do szpitala, tam koleżanki pani pobiorą.
-Eee… Ja nie mówię, że pani jest niekompetentna (ooo, czyżby?) tylko pytam, czy pani umie, bo ja mam problemy.
Rozmowa zeszła na lepsze tory, krew bez problemu pobrana, chyba było jej trochę głupio, bo półsłówkiem wyrazila zadowolenie, ale ja nie mogłam się powstrzymać.
- Wie pani? Jest mi po prostu bardzo przykro, kiedy ktoś orzeka moją niekompetencję na podstawie młodości.
Przepraszała. No i co? Mniej przepraszać, a bardziej zwracać uwagę na słowa.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 21 (389)
zarchiwizowany

#55144

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Bardziej głupi kawał, niż zamierzona piekielność, a co z tego wyszło oceńcie sami.
Mój brat pojechał jako dziecko na kolonie. Ja miałam wtedy półtora roku i lubiłam wyrzucać wszystko co popadnie przez balkon. Któregoś dnia dorwałam w swoje ręce kliszę z jakimiś pamiątkowymi zdjęciami. W domu była tylko mama, więc szybko mnie za rękę i biegnie na dół szukać. Znalazła, wraca, przez te kilka minut do skrzynki trafiło avizo, telegram do odbioru na poczcie.
Telegram rzecz pilna. Mama do sąsiadki skorzystać z telefonu (30 lat temu był to luksus dla wybranych) - na poczcie telegramu jeszcze nie ma, pani z okienka nie ma nigdzie jego treści, może tylko powiedzieć, że przyszedł z Zielonej Góry. Czyli z wakacji.
Kilka dni wcześniej były odwiedziny, więc wszystkie bieżące sprawy z dzieckiem załatwione, co może być pilnego? Coś się stało, może jaki wypadek, czekają z operacją na zgodę rodzica, może co... Cała noc z nerwów nieprzespana. Rano biegiem na pocztę. Treść telegramu: Przyślijcie bluzki z krótkim rękawem. Michał. (imię brata zmienione).
Bluzek miał dosyć, jeszcze został dowieziony zapas. Mama wściekła, że głupie żarty itd, pisze list, ciska na Michała gromy, on nie wie o co chodzi.
Okazało się, ze koledzy zazdrośni, codziennie zmienia ciuchy (wtedy rzecz niespotykana raczej, a już na pewno nie u dzieci) zrobili mu kawał. spisali adres z leżącego na łóżku listu i na wycieczce do miasta wysłali telegram.
Nie mogli przewidzieć, co z tego wyniknie, ale mam nadzieję, ze teraz to czytają i poznają sytuację

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (49)
zarchiwizowany

#54762

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Do pobrania krwi przyszła mam z synkiem, 8 lat. Nadaje jak katarynka, jaka to latorośl zdolna, utalentowana, bo on te badania potrzebuje do szkoły sportowej, on będzie sportowcem... I tak dalej leci leci kabarecik. Trajkocząc wyjmuje z torebki chusteczkę i wyciera chłopcu nos.
Nie ma to jak zrobić z młodego mamisynka.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (49)
zarchiwizowany

#54543

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W sumie wina też i moja, mogłam bardziej uważać.
Idę dzisiaj chodnikiem, samym skrajem, tuż przy ławeczkach. Kątem oka widzę, gdzie kończą się deski siedzenia, a drugim katem oka wypatruję poszukiwanego adresu, dla szerszego pola wiedzenia szłam jak najdalej od rzędu domów.
Nagle czuje silne uderzenie w kolano - patrzę dokładniej w dół... Jacyś... bardzo inteligentni, zapewne całkiem trzeźwi ludzie wyrwali dwie deski, tak, że w kierunku chodnika wystawały metalowe sztaby konstrukcji. Dość trudne do zauważenia, ciemnoszare na tle mokrego betonu.
Dziękuję. Siniak na pół nogi to nic, ale 5cm obok i rok rehabilitacji po operacji poszedł by w dym.

Poznań ul św. Marcina

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 8 (48)
zarchiwizowany

#53710

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótka historia z dzieciństwa. Miałam może 10 lat, przyszłam w jakąś niedziele do kościoła. Wyjeżdżaliśmy i była to pierwsza, poranna Msza, więc i ludzi mało, ławki puste.
Siadam na wolnym miejscu. Jedna "aktywistka parafialna" zmierzyła mnie pogardliwym spojrzeniem, po czym wycedziła:
-Staruszka...

Dzisiaj się z tego śmieje, wtedy nie wiedziałam, o co chodzi

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -15 (29)
zarchiwizowany

#53708

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z pamiętnika pielęgniarki w laboratorium

Siedzę z koleżanką w rejestracji, przychodzi starsza pani oddać mocz do badania. Niestety pojemniki, które można kupić w aptekach bardzo trudno się zakręca, zwykle krzywo, przez co strasznie ciekną. Lepsze, ale i rzadziej dostępne są małe kubeczki, albo coś w rodzaju PRL-owskich musztardówek - z wieczkiem na wcisk. Z tego powodu często materiał trafia do nas owinięty dodatkowo w woreczki foliowe. I nikt nie ma o to pretensji.
W tym konkretnym przypadku w woreczku było niewiele mniej, niż wewnątrz kubka. Ok, wylało się, trudno. Koleżanka (nazwijmy ją Kasia)poszła do umywalni po papierowe ręczniczki, przynosi, kładzie na blacie przed pacjentką, poleca postawić tam kubek.
Pani stawia... obok
K (Kasia) - nie, nie, tutaj, na tych serwetkach
Zdezorientowane spojrzenie
K - Tutaj proszę postawić, na papierkach (wskazuje ręką)
P (Pacjentka) - eee... Dlaczego?
K - Bo się rozlało i zachlapie stół (cały czas uprzejmym tonem, niewiele znam milszych od niej osób)
P (patrząc na to przenośne jeziorko) - Rozlało? E, może nie...
W końcu jednak postawiła na ręczniczkach, Kasia wzięła skierowane, zarejestrowała w komputerze, podaje pisak.
K - Proszę napisać na wieczku nazwisko
Kolejne nierozumiejące spojrzenie
K - o, tutaj (pokazuje palcem) proszę napisać nazwisko
P - Ale jak napisać?
K (coraz bardziej zbita z tropu, ale wciąż uprzejma) - tym pisakiem, nazwisko na przykrywce.
No, podpisane.
K (naklejając kody kreskowe) - dobrze, można kubeczek wyjąć z woreczka, powycierać, odstawić na tackę pod ścianą i to już będzie wszystko.
P - Powycierać?
K - Wytrzeć, tymi ręczniczkami.
Pani wytarła kubek, odstawiła we wskazane miejsce, po czym wychodząc fuknęła: Phi... Musztrę to tu mają jak w wojsku...

Czy śmieszne, czy piekielne oceńcie sami. Nasze zdania były podzielone.Czy naprawdę wymagamy tak wiele?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (285)
zarchiwizowany

#52895

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z pamiętnika pielęgniarki w laboratorium.
Przychodzi pacjentka, typ: aktywny senior, elegancka, zadbana. Generalnie biedy nie widać. (Ważne).
Pierwszy przystanek po wejściu - rejestracja. Tutaj okazuje się, że lekarz wystawiający skierowanie zapomniał dopisać na nim jednego z podstawowych badań. Pani pyta, czy jest możliwość, żeby krew została pobrana za jednym kłuciem dzisiaj, a ona skierowanie doniesie pojutrze. Niestety to nie od nas zależny - telefon do kierownictwa - odmowa.
Proponuję:
ja - A może wszystkie badania przełożymy na pojutrze, jak pani będzie mała skierowanie, bo rzeczywiście, po co dwa razy kłuć.
pacjentka (podniesionym głosem) - Taka mądra to i ja jestem. Co pani myśli, że o tym nie pomyślałam? Ja chcę, żeby to było zrobione dzisiaj!

Ok, skoro ktoś do mnie tak, to nie drążę tematu, wracam do swojej pobieralni, bo w rejestracji byłam tylko "przelotem", całą sprawę załatwiała sekretarka.
W końcu przychodzi kolej na naszą piekielną. Rzuca mi skierowania na biurko.
pacjentka - dopłaciłam tą morfologię
ja - dobrze ( w sensie: ok, rozumiem...)
p - jak: dobrze? jak: dobrze? Czy pani wie, że to są pieniądze? Czy pani wie,ile kosztuje chleb? Na to wszystko trzeba zapracować ( i tak chwila krzyku w tym temacie)

Rozumiem, że wydanie 10 zł może być dla kogoś problemem. Ale widocznie jeszcze większym jest załatwienie prostej sprawy spokojnie i bez krzyku

słuzba_zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (245)
zarchiwizowany

#51656

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak już kiedyś wspominałam, pracuję w laboratorium.
Taki malutki punkt pobrań, więc o ustalonych godzinach trzeba odnosić pobrana krew do szpitala 50m dalej.
Wracam właśnie z takiej wyprawy, wchodzę do naszej kamienicy, na schodach minęłam pana w wieku trochę więcej, niż średnim, który zapytał, czy gabinet lekarski to tutaj.
Szybka lustracja w pamięci wszystkich sąsiednich biur i firm, żadnego lekarza nie zlokalizowałam.
Pan podziękował, poszedł.
Wróciłam, ubrałam z powrotem fartuch (na miasto wyszłam w swoich rzeczach), pobieram dalej.
Minęła dłuższa chwila, kolejny pacjent wchodzi do pobieralni, ja patrze na niego, on na mnie... Po czym naskakuje na mnie z buzią, że ja go w błąd wprowadziłam, dlaczego mu powiedziałam, że to nie tu, odsyłam go nie wiadomo gdzie, robić mi się nie chce, albo żarty sobie stroję.
Na uwagę, że tu jest laboratorium, a nie gabinet lekarski usłyszałam (nadal tym samym, o ładnych parę decybeli za głośnym tonem), że on się na naszej terminologii nie zna i on miał prawo się pomylić.

słuzba_zdrowia

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 7 (41)