Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ejcia

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2012 - 20:47
Ostatnio: 18 października 2023 - 21:08
  • Historii na głównej: 112 z 228
  • Punktów za historie: 54239
  • Komentarzy: 357
  • Punktów za komentarze: 2481
 
zarchiwizowany

#51553

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ktoś opisał historię związaną z ćwiczeniami alarmowymi w szkołach i przypomniało mi się, jak to wyglądało u nas w gimnazjum. Nie pamiętam już, czy to były ćwiczenia, czy jakaś pomysłowa klasa nie chciała sprawdzianu i ktoś zadzwonił, że bomba.
Nagle dzwonek inny niż wszystkie, matematyczka mówi, że to alarm, mamy się spokojnie spakować i wyjść z nią na boisko.
Na dworze okazało się, że przecież kto to widział ewakuować się z tornistrami. Tu trzeba życie ratować, a nie o rzeczach myśleć. Do tego miejsca może bym się zgodziła, ale "dla zasady i pozorów" kazano nam wrócić do sali, zostawić plecaki i wyjść jeszcze raz.
To była nasza ostatnia lekcja tego dnia, nim szkoła została dokładnie sprawdzona minęło jeszcze kilka godzin. Staliśmy jak sierotki, wychowawczyni co prawda proponowała, że nas zwolni (x czasu po planowym końcu zajeć), ale i tak większość pozostawiała klucze od domu w sali.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (245)
zarchiwizowany

#50282

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem piekielna bylam ja, ale oko za oko...
Jakiś czas temu trafiłam w pracy na niezbyt miłe środowisko. Wyraźne "grupki" i wieczna wojna "młode kontra stare".
Utrudnianie pracy, krytykowanie każdego zdania, pomysłu, obgadywanie przed szefową było na porządku dziennym.
Któregoś razu na przerwie wynikła rozmowa o prawie jazdy. Jedna ze starszych zaczęła opowiadać, że ona by chciała zrobić prawko, bo wtedy mogła by jeździć do pracy w szpilkach. Jak jeździ autobusem, to nie da rady, bo tu autobus szarpnie, tu trzeba podbiec na przystanek, a tak by sobie jeździła autem. Tak, to do niczego jej to prawko nie jest potrzebne, tylko żeby pokazać się w eleganckich butach.
Spróbowałam wytłumaczyć, że ciężko się jeździ z wysokimi obcasami - zostałam zakrzyczana, ze opowiadam bzdury, że własnie wtedy jest najwygodniej. Chwilę trwała dyskusja, ewidentnie, żeby dopiec "młodej".
W końcu nie pozostało mi nic innego, jak niewinnym tonem "przyznać im rację". (Byłam najwyższa z zespołu, reszta tak bardziej z gatunku metr pięćdziesiąt w kapeluszu)
"Być może paniom dobrze się jeździ w butach na obcasie, ja mam chyba na to za długie nogi..."

Gdyby spojrzenia mogły zabijać...:D

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 19 (75)
zarchiwizowany

#50279

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wybrałam się na zakupy di galerii handlowej. Bywam tam bardzo rzadko, więc nie znam dokładnie rozkładu poszczególnych punktów. Tym razem na samym szczycie mojej listy spraw do załatwienia widniał czerwony i mrugający napis "WC".
Rozglądam się za słupem informacyjnym, idę zgodnie ze strzałkami, idę, idę idę... Na każdym narożnym drogowskazie ciągle strzałka w lewo. W końcu jest. I nie było by w tym nic piekielnego gdyby nie to, że praktycznie obeszłam całą galerię dookoła. Od punktu wyjścia dzieliło mnie może 20 m. Wystarczyło dać pierwszą strzałkę w przeciwna stronę.

A co, nawet jeśli klient wszedł tylko załatwić naglącą potrzebę, to warto go przeciągnąć przez cały obiekt, a nóż coś kupi.

sklepy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (268)
zarchiwizowany

#49645

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dla czepialskich zaznaczam na samym poczatku: odróżniam osoby żebrzące "na pandę" od tych, które cokolwiek robią w zamian za datki. Choćby grają na instrumentach.
Dość często zdarza się, ze do tramwaju wsiądzie Rumun z akordeonem, osobiście nawet się wtedy cieszę, poniewaz uwielbiam jego brzmienie, ale to już moje prywatne zdanie.
Zazwyczaj za rumunem biega nieodłączne dziecko z kubeczkiem. Powiedzmy, że jeszcze ok. Ale wczoraj mnie zatrzęsło. Dziecko nie miało nawet 5-u lat. Tramwaj szarpał, maluch nie mógł utrzymać równowagi, zataczał od lewej do prawej, cud, że nie rozbił głowy. Ale co... Tatuś musi zarobić

komunikacja_miejska

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (46)
zarchiwizowany

#49026

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zaroiło się od opowiadanek o egzaminach na prawo jazdy, wiec może i ja wtrącę swoje 3 grosze. Tym razem będzie nie o egzaminie, ale o nauce.
Uprzedzając złośliwe komentarze - owszem, nie kursantowi poprawiać instruktora, ale pewna kultura obowiązuje.

- brak odpowiedzi na pytania. Po prostu zbywanie milczeniem, albo odpowiedzi nic nie wnoszące: nie wiem, bo tak...
- Wduszanie w trakcie jazdy sprzęgła. W dowolnym momencie, bez konkretnego powodu. Samochód wyje na gazie, a instruktor wypiera się, ze on niczego takiego nie zrobił. Jasne. Jakbym nie czuła, że jest wduszone.
- Nakaz zmieniania pasa ruchu na bardzo długim odcinku. Owszem, nie należy tego robić szałaputnie, ale też nie blokujmy przez godzinę dwóch pasów. Wszyscy naokoło niech sobie trąbią, a co tam.
- Ostatnie - wisienka na torcie. Z prawej strony miałam wyjazd ze szpitala, ustawiła się w nim karetka bez sygnału. Dojeżdżam do niej, skoro nie jest uprzywilejowana, to włącza się do ruchu, ustępuje mi pierwszeństwa. Nagle instruktor ostro zahamował, aż zawisłam na pasach. Wytrzeszczam na niego oczy, co cię stało, czyżbym nie zauważyła, że jednak "kogut" na dachu miga, ale nie. Pytam, dlaczego zahamował, przecież nie wymusiłam. Odpowiedź: no niby nie, ale karetce akurat można ustąpić...
Nie przeczę. Tylko bez koniecznej potrzeby wolałabym dowiadywać się o tym mniej gwałtownie

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 70 (150)
zarchiwizowany

#48893

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może nie będzie jakoś spektakularnie piekielnie, ale chciałam napisać o sprawie, która denerwuje mnie już od dłuższego czasu.
Widok powszechny na ulicach większych miast - dziesiątki osób wciskających przechodniom do rąk ulotki. Nie mam nic przeciwko temu, ze chcą sobie dorobić, praca jak każda inna, ale 99% z tych ulotek ląduje w koszu zaraz po doręczeniu. Każdy bierze, bo wiadomo, że firmy zlecające rozprowadzenie reklamy płaca od doręczonej sztuki.
Ciekawa sprawa, dlaczego ekolodzy nie pisną na ten temat ani słówka? Wiem, ze w przeliczeniu na drzewa, to nie jest wiele, te 1000 karteczek które ma roznieść jedna osoba, ale w skali kraju już ma jakieś znaczenie. A jeśli ktoś chce wyciąć na swoim ogródku jedno drzewo zaraz musi przebrnąć przez cała masę papierkologii.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (80)
zarchiwizowany

#48774

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O naszym kochanym systemie ubezpieczeń.
Po wypadku i skończeniu chorobowego przez jakiś czas byłam bez pracy - czytaj - bez ubezpieczenia. W swoim zawodzie nie mogłam niczego znaleźć, a tu trzeba iść na rehabilitację.
Zgłosiłam się szybko na bezrobocie, prawo do świadczeń na NFZ jest, ok.
Minęło dosłownie kilka dni - znalazła się praca. Niby super, ale do czasu. Okazało się, ze umowa będzie wystawiona z datą wsteczną, od początku miesiąca i do nikogo nie dociera, że przy takim układzie rzeczy na bezrobocie zgłaszałam się pracując, a więc poświadczyłam nieprawdę - konsekwencje prawne itd.
Szybka wizyta w urzędzie, pani za biurkiem trzeba przyznać sumiennie zajęła się problemem, jak tylko dostanę do ręki umowę mam się zjawić i cały wniosek o status bezrobotnego zostanie anulowany, ale muszę zrobić to przed końcem miesiąca.
Ponownie byłoby wszystko dobrze, ale umowy jak nie było tak nie ma.
Dzisiaj dostałam telefon z firmy, dotarły do nich moje dokumenty, pani dzwoniła potwierdzić, że studiuję. Odpowiedziałam, ze owszem, ale to są studia zaoczne i uczelnia nas nie ubezpiecza.
Pani na to, że to niczego nie zmienia, ponieważ nie mam 26 lat i studiuję firma mnie nie ubezpieczy i muszę zgłosić się do zakładu pracy rodziców.
Reasumując: do końca miesiąca muszę odwołać bezrobocie (nie mając niezbędnej do tego umowy o prace) i załatwić (wg pani z kadr jest to możliwe) ubezpieczenie z datą od początku marca, żeby nie wykasowali mnie na ciężką forsę za rehabilitację.
Jutro jadę wszystko załatwiać...

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 112 (162)
zarchiwizowany

#48257

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się sytuacja jeszcze z liceum. Nie wiem, kto był bardziej piekielny, wychowawczyni, czy my, koniec końców stanęło na naszym.
Po ukończeniu gimnazjum przyszedł czas wyboru szkoły średniej. W moim mieście był ogólniak o dobrej renomie, blisko domu, ale niestety z informatora wynikało, że nie ma odpowiedniej dla mnie klasy. Dotychczas uczyłam się tylko niemieckiego, po angielsku ani w ząb. Tymczasem klasa biologiczna miała mieć angielski rozszerzony i niemiecki od podstaw.
Ze starej klasy gimnazjalnej była nas grupka o takich samych preferencjach: rozszerzona biologia i niemiecki, któreś z nas poszło mimo wszystko na drzwi otwarte i dowiedziało się, że języki będą prowadzone oddzielnie, w grupach mieszanych, tak, że nie trzeba się tym przejmować.
Problem z głowy, na drugich drzwiach otwartych jeszcze upewniliśmy się, czy na pewno tak będzie - potwierdzili.
Ok, dokumenty złożone, klasy zawiązane, przychodzi pierwszy września. Wychowawczyni (germanistka) nagle stwierdziła, ze ponieważ jest nas w klasie tylko 5 niemieckojęzycznych nie ma sensu robić dla nas grupy i stawiać na głowie planu zajęć klasy niemieckiej, więc zobaczymy jak to będzie z angielskim, prawdopodobnie dostaniemy na początek taryfę ulgową i będziemy musieli nadrobić, a niemiecki powtórzymy od podstaw, bo ona wie, jaki poziom językowy jest w gimnazjach.
Szlag nas trafił, ale pożyjemy zobaczymy, bo nikt nie umiał nam powiedzieć niczego konkretnego. Akurat na drugi dzień miał być niemiecki o 7:10. Wstać na tą godzinę i uczyć się przedstawiać - dla osoby, która z językiem ma kontakt od 9 lat średnia atrakcja. Siedzieliśmy z musu na tej lekcji, rejestrując co dziesiąte słowo.
W zamyśleniu nie zauważyłam, że nauczycielka zadała mi pytanie (dobrze widziała, ze nie uważam).
Grzecznie poprosiłam o powtórzenie (oczywiście po niemiecku). Lekko ją to zbiło z tropu, ale zaczęła mi wymawiać, że myślę o niebieskich migdałach, że powinnam była dobrze wiedzieć, o co pyta itd.
I tutaj zaczął się mój wywód, z największym krasomówstwem na jakie było mnie stać, czasami przeszłymi, trybem przypuszczającym, że prawdopodobnie potrafiła bym odpowiedzieć na pytanie, gdybym uważnie słuchała, ale nie uważałam ponieważ... Chwilę mówiłam w tym stylu.
Germanistka oczy jak złotówki, dała mi spokój, zabrała się za moją koleżankę. Aśka niegłupia, połapała się w czym rzecz, również dała mały popis elokwencji.
Na tych zajęciach już nie padło ani słowo pod naszym adresem, ale na następnych dostaliśmy testy kwalifikujące do grupy niemieckiej.
I nagle dało się ustawić inaczej plan, nie było już mowy o złym poziomie gimnazjum... Wystarczyło dać do zrozumienia, że tak będą wyglądały wszystkie lekcje.

szkoła

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 306 (416)
zarchiwizowany

#47548

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po prostu uważać na zakupach.
Od jakiegoś czasu zamierzałam kupić w markecie o nazwie owada perfum. (Już widzę oczyma duszy te wszystkie negatywy, ze jak można kupować perfumy w takich miejscach, bo przecież tylko i wyłącznie Chanel czy Hugo Boss za ciężką forsę. No cóż, bywa.)
Miałam konkretny, upatrzony zapach, kilka razy psiknęłam się testerem, ale jakoś zawsze zapomniałam na niego pieniędzy.
W końcu wczoraj wybrałam się specjalnie, zeszłam trzy sklepy (nie, żebym miała pretensje, bo przecież zabraknąć może, ale ważne dla historii), za każdym razem były wszystkie inne zapachy, tylko tego nie. Cena na półce ta sama, nazwa się zgadza, wszystko w porządku.
Ostatecznie dostałam, aż tu przy kasie dowiaduje się, że cena o 1/4 wyższa, niż deklarowana. Cofnęłam się sprawdzić, kasjerka, jako że za mną ludzi nie było poszła również.
Okazało się, że niższa cena dotyczyła buteleczek mniejszych, które stały zupełnie gdzie indziej, a ta, która nas interesowała naklejona była na samym dole, tuż nad podłogą, zupełnie nie w pobliżu odpowiedniego towaru.
Wytłumaczenie kasjerki: widocznie ktoś poprzestawiał flakoniki.

I ja nawet wiem, kto. We wszystkich trzech sklepach były ustawione nad niższą ceną. Wszystko to samo, różnił się tylko mililitraż.
Na koniec wisienka na torcie. Zapach testeru utrzymywał się dość długo, natomiast "kupny" produkt ledwo czuć...

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (43)
zarchiwizowany

#46953

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rzecz działa się w PRL-u. Wiadomo, o wszystko było trudno, cytrusy pojawiały się w sklepach od święta.

W kamienicy mieszkała kobieta, która miała jakieś kontakty w Afryce, bodajże jej matka była tam lekarką, czy jakoś tak. W każdym razie córce i wnukowi przysyłała regularnie paczki smakołyków, a córka dumna z przywileju uwielbiała wołać przez okno do synka bawiącego się z innymi dziećmi: Michałku, chodź, dostaniesz pomarańczko! Michałku, chodź, dostaniesz banana!
Mały chyba wdał się w mamusię, bo zamiast zjeść w domu wychodził na dwór i wykłuwał wszystkim oczy co ma.
Reszta dzieciarni oczywiście mogła się tylko oblizywać.
Az raz przyszła kryska na Matyska. Michałek znał przysmaki luksusowe, ale oczy wyszły mu z orbit na widok koleżanki ze zwykłym ciepłym lodem.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (52)