Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ejcia

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2012 - 20:47
Ostatnio: 18 października 2023 - 21:08
  • Historii na głównej: 112 z 228
  • Punktów za historie: 54239
  • Komentarzy: 357
  • Punktów za komentarze: 2481
 

#72901

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu miałam wykonaną rekonstrukcję więzadła krzyżowego. Wiąże się to niestety z wszczepieniem w kolano śrub mocujących. A istnienie jakichkolwiek wszczepów metalowych jest przeciwwskazaniem do wykonania rezonansu magnetycznego, trzeba dodatkowo dostarczyć zaświadczenie, że materiał, z którego wykonano śruby może być umieszczany w polu magnetycznym. Otóż:

- Wg pań w rezonansie takowy glejt wystawia szpital, który przeprowadzał zabieg.
- Szpital twierdzi, że mam się z tym udać do lekarza operującego. (Już tam nie pracuje).
- Lekarz operujący (po zobaczeniu wyjętej z archiwum karty operacyjnej, gdzie są opisane wykorzystane materiały) stwierdził, że on niczego wystawić nie może, z tą kartą mam się udać w miejsce wykonania rezonansu.
- Dzwonię do rezonansu, czy taka karta im wystarczy. Tak, owszem, wystarczy.

Coś mnie tknęło. W sumie mogłabym się na tym oprzeć, bo dokumenty miałam dostarczyć bezpośrednio przed badaniem, ale nie po to czekałam rok, żeby teraz dowiedzieć się, że jednak nie będzie wykonane. Jadę osobiście, pokazuję te nieszczęsne papiery, nie, oni nie wiedzą, co to za śruby, mam mieć zaświadczenie od lekarza operującego.
- Lekarz operujący wystawić go nie chce.
Rezonans za 2 tygodnie, a ja biegam od Annasza do Kajfasza i każdy umywa ręce.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 225 (241)

#73251

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciąg dalszy historii http://piekielni.pl/72901
W skrócie chodziło o problem z uzyskaniem dokumentu, czy śruba, którą mam w kolanie pozwala na wykonanie rezonansu magnetycznego. Nikt nie chciał mi takiego pisma wystawić, jeden zrzucał odpowiedzialność na drugiego. Trwało to miesiąc!

Skończyło się na prośbie do firmy, która implanty wyprodukowała.
Wszystkie formalności załatwione, w wyznaczonym dniu idę na badanie. Dopiero wtedy otrzymałam ankietę dotyczącą istnienia możliwych przeciwwskazań, również tych, które bezwzględnie dyskwalifikują pacjenta. Wcześniej, kiedy umawiałam się na termin nikt nie wspomniał o nich ani słowem. Ja akurat z racji zawodu jestem nieco zorientowana w temacie, ale przecież nie każdy musi. Po prostu zapisali mnie bez żadnych pytań, to ja ciągnęłam panie w okienku za język. Również lekarz kierujący nie zebrał ode mnie wywiadu w tym kierunku.

Można powiedzieć, że nic się nie stało. W tym wypadku tak. Ale wyobraźmy sobie osobę starszą, lub zwyczajnie niezorientowaną w specyfice badań, która czekała na termin(jak w moim przypadku) przez rok i nagle tuż przed dowiaduje się, że nie może mieć wykonanego rezonansu? Ja osobiście chyba bym kogoś pogryzła i zaraziła wścieklizną.

Wisienka na torcie. Biegałam ze skompletowaniem dokumentów jak ostatni osioł, ponad miesiąc ciężkich nerwów, straciłam czas, benzynę, wielokrotnie zwalniałam się z pracy, popsułam zdrowie (nie mogę dużo chodzić, a nie wszędzie można dojechać), po czym okazało się, że żadne zaświadczenie potrzebne nie było, ponieważ zabieg był niedawno, a śruby obecnie używane mogą być umieszczane w polu magnetycznym.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (190)

#72360

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno moja lekarka zmieniła mi tabletki na depresję. Miałam dokończyć poprzednie opakowanie, a następnie przejść na nowe. Dzisiaj mijam na ulicy aptekę i widzę, że nie ma klientów, a, wejdę, zapytam, czy mają, za ile itd.
Podaję pani z okienka grupę leku, ale mówię, że w nazwie nie jestem pewna jednej literki, Lenuxin albo Linuxin. Weszłam tylko po informację, nie miałam przy sobie recepty.
W odpowiedzi zostałam skrzyczana, że skoro przychodzę powinnam dokładnie wiedzieć, co chcę, a zwłaszcza jeśli chodzi (tu spojrzenie jak na skorpiona) o TAKIE leki.

Pomijając ton i krzyk tej pani, w samej treści odpowiedzi niby coś racji było, ale czy tak ciężko wpisać w komputer obie nazwy i zobaczyć, którą katalog leków "zna" - ta będzie poprawna?

apteka

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 184 (216)

#72167

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poczta Polska. A ja głupia zawsze myślałam, że ludzie przesadzają z tymi piekielnościami.
Od trzech tygodni nie może dojść do mnie spodziewany list. Czekałam grzecznie, potem przyszło mi do głowy, że w sumie był dość duży, więc może awizowany od razu bez próby doręczenia. Ale żadnego wezwania do odbioru w skrzynce nie znalazłam, rodzinka wypytana, również nie widzieli. A dodam, że nie mamy w zwyczaju wyrzucać pliku ulotek bez przejrzenia.

Sprawdziłam w internecie telefon na moją pocztę - nagranie w słuchawce informuje, że nie ma takiego numeru. wybieram kilka razy, sprawdzam, może błąd - nie. Wszystko się zgadza, a w słuchawce ta sama śpiewka. Sprawdzam jeszcze raz w sieci, na innej stronie jest inny numer, różniący się jedną cyfrą. Ok, dodzwoniłam się, mówię w czym rzecz, pani pyta z jakiego osiedla jestem, po czym informuje mnie, że w tej chwili podlega ono pod nową agencję pocztową na innej ulicy.

Podziękowałam, rozłączyłam się i dawaj szukać namiarów na tę drugą pocztę. Była dosłownie jedna wzmianka o niej, na samym dole strony wujka google, telefon podany, a jakże. Tylko w słuchawce po wybraniu znajoma śpiewka - nie ma takiego numeru.

To przestaje być zabawne. Dzwonię jeszcze raz na pierwszą pocztę, pytam, czy nie mają poprawnych namiarów - ok, otrzymałam. Tylko, że nic to nie dało, bo przez pół godziny dzwonienia nikt nie raczył odebrać. Zła jak osa ubrałam się i marsz na drugie osiedle, na nową pocztę. Pocałowałam klamkę, zamknięta piętnaście minut przed czasem, tylko karteczka informacyjna na drzwiach.

poczta

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (163)

#70772

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O ochronie danych osobowych.
Przychodzi klient, muszę go w jakiś sposób zidentyfikować, a wokół są osoby postronne.
Proszę o dowód osobisty lub inny dokument - brak. Naprawdę nie sądziłam, że tak wiele osób chodzi po ulicy bez żadnych dokumentów.
Podaję kartkę i długopis, proszę o wpisanie imienia i nazwiska - również nie, pani okularów nie wzięła.
Poprosić o podanie danych ustnie nie wolno.

Jasnowidza pilnie zatrudnię.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 180 (218)

#70365

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zajmuję się szeroko pojętym rękodziełem.

Nie chwaląc się, ale dla nakreślenia sytuacji: m. in. szydełko, igliczki, haft, koronkarstwo, szeroko pojęty wyrób biżuterii, od frywolitkowej po tkaną z koralików. (Polecam zgooglować dwie ostatnie). Uwielbiam to co robię, często próbuję nowych technik, przez co wśród znajomych rozeszła się opinia, że Ejcia "umie wszystko".

Są to rzeczy finezyjne, przykuwające uwagę nietuzinkowością, ale nie łudźmy się: straszliwie czasochłonne i wymagające wielu godzin żmudnej pracy. Co kto lubi, dla mnie wieczór z robótką, gorącą herbatką i audiobookiem to zestaw doskonały.
Znajome bardzo często zachwycają się widząc u mnie kolejną nową rzecz i ćwierkają "jakie ładne", "jakie śliczne", "ty to masz talent", "ty powinnaś to sprzedawać".

Może i racja. Ale nie wiem, z czego to wynika. Chyba z przyzwyczajenia ludzi do wyrobów fabrycznych i małych chińskich raczek pracujących za miskę ryżu. Niestety z rękodziełem tak pięknie już nie jest. Jak wycenić np koronkowy naszyjnik, który wzbudził prawdziwą furorę, ale siedziałam nad nim 3 dni od rana do wieczora? (Złamana noga:). Owszem, piękny, owszem, bardzo chętnie robiłabym na sprzedaż; praca, która jest jednocześnie hobby to chyba marzenie każdego. Ale tutaj niestety obijam się o mur. Nie sprzedam np bransoletki, nad którą siedziałam pół dnia za 10 zł (z czego połowa poszła na materiały), a taką cenę mi zaproponowano. I argumenty w rodzaju: bo ty to umiesz, bo ty to lubisz, bo ty masz czas, naprawdę niczego nie zmieniają. (Nota bene czas mam dlatego, że jest to kwestia upodobań i priorytetów. Inni mają czas na oglądanie tv - bo to lubią).
Co mnie skłoniło do napisania tej historii. Częściowo długo zbierająca się żółć spowodowana nieposzanowaniem pracy, ale i konkretna sytuacja.

Przed Świętami kupiłam pudełeczko małych (średnica 4cm) bombek choinkowych i porobiłam dla nich koronkowe ubranka metodą frywolitki czółenkowej. Pięknie wygląda, ale niestety jedno takie maleństwo zajmuje nieraz do 3 godzin dziergania. Gotowe zaniosłam do pracy, a nuż ktoś coś kupi. Szał zachwytu, komplementy, hymny pochwalne dla uzdolnień, ale za wyznaczona cenę (najniższa krajowa za godzinę) nie zdecydował się nikt.
Owszem, prawda, że jedna taka bombka zginie na całej choince. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy chce/może sobie tak ustroić dom, ale odnosząc się do sztandarowego tekstu "ty powinnaś to sprzedawać": jak nie wiecie, o czym mówicie, to za przeproszeniem nie pierniczcie głupot.

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 424 (470)

#69943

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kłamstwem wymogłeś nagięcie jakichś przepisów, aby załatwić swoją sprawę? Być może piszę właśnie do Ciebie.

Jak nieraz opowiadałam pracuję w laboratorium medycznym (mieszczącym się w większej przychodni, ale należącym do zewnętrznej firmy). Wyniki badań, jeśli kierował na nie lekarz pracujący w naszej przychodni można odbierać przez cały dzień, również po zamknięciu laboratorium, natomiast prywatne (wykonane za odpłatnością) jedynie w godzinach mojej pracy, czyli do godz 11.

Spowodowane jest to tym, że przychodnia wynajmuje gabinet, ale w umowie nigdzie nie zaznaczono, że zobowiązuje się do wydawania wyników nie zleconych przez siebie. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to wygodne dla ludzi, ale pomimo wielokrotnych prób nie udało mi się nic z tym zrobić. Dlatego zawsze bardzo wyraźnie informuję pacjentów, że niestety muszą pojawić się do godz 11. Czasem ktoś prosi, żeby odebrać w jego imieniu mógł po czasie pracownik przychodni. Ok, jeśli się zgodzi nie ma problemu. I prawdopodobnie z takich sytuacji narodził się problem.

Zasada "odbiór do godz 11" funkcjonuje od 2 lat i zazwyczaj była przestrzegana. Od kilku dni po południu do recepcji przychodzą tłumy ludzi po odbiór wyników płatnych. Jedna, dwie osoby mogły się pomylić, nie dosłyszeć, nie zrozumieć informacji, ale nagle tak dużo? W moim sposobie przekazywania informacji nie zmieniło się nic.

Przedwczoraj przychodzę do pracy i dostaję ochrzan, że wprowadzam pacjentów w błąd. Nie, nie wprowadzam. Możliwość najbardziej prawdopodobna: ktoś dla kogo zrobiło się z jakiegoś powodu wyjątek, rozgłosił, że jednak można.

Niech więc ta osoba przyjmie do wiadomości, że dzięki niej otrzymałam w pracy opinię:
- Kłamczucha, który przekazuje ludziom fałszywe informacje, a potem wypiera się tego faktu
- Osoby nielojalnej wobec współpracowników.
- Osoby niezdyscyplinowanej, zmieniającej samowolnie zarządzenia dyrekcji
- Osoby niekompetentnej (w oczach pacjentów).

słuzba_zdrowia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 180 (294)

#69714

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z pamiętnika laborantki.
Zarówno dane osobowe umieszczone na wyniku badań laboratoryjnych, jak i same "osiągnięcia" są danymi poufnymi i dostęp do nich ma (poza personelem laboratorium) ma wyłącznie pacjent, lub osoba pisemnie przez niego upoważniona. Logiczne, prawda? Mąż odbierający wyniki wyniki żony wydaje się wiarygodny, a nie wiemy, czy np nie użyje ich w sprawie rozwodowej. To taki przykład, nie wgłębiając się w tysiące możliwości, bez upoważnienia nie wolno i koniec.

Wprowadzona została procedura wymagająca bezwzględnego przestrzegania tego przepisu, dotychczas różnie bywało. Każdy w rejestracji informowany jest o konieczności ew. upoważnienia osoby trzeciej, poza tym porozwieszane są ogłoszenia w trzech widocznych miejscach.

Przez dwa dni prosząc (uprzejmie) o upoważnienie zostałam nazwana
- żandarmem
- osobą złośliwą/wredną/bez serca
- nygusem, który wyszukuje problemy, bo nie chce mu się wstać i podejść do skrzynki z wynikami.

Odgrażanie się:
- Pan zostawił telefon w samochodzie i popamiętam, jeśli w tym czasie kiedy dyskutujemy na temat możliwości wydania wyniku mu go ukradną (tzw "zła dzielnica").
- Inny pan zaparkował samochód w miejscu niedozwolonym i będziemy płacić, jeśli dostanie mandat.

Uchylę rąbka tajemnicy, że grzebanie się w papierach i wysłuchiwanie pretensji nie sprawia mi najmniejszej przyjemności, ale nie ja tworzyłam przepisy i nie mam uprawnień do ich uchylania.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 201 (297)

#69648

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś obrazek w internecie przypomniał mi sytuację z dzieciństwa. Chyba 4 klasa szkoły podstawowej, jeśli zajęcia wf miały być na dworze, korzystaliśmy z boiska innej szkoły, na które trzeba było kawałek dojść.

Na jednej z takich lekcji koleżanka nadepnęła na kawałek szkła, które przebiło niezbyt widać grubą podeszwę buta i wbiło się jej w stopę. Dziewczyna siedzi i płacze, my poszłyśmy poinformować nauczyciela (akurat był przy innej grupce, zajęcia w rodzaju: macie skakanki, piłki, kometkę, dzielcie się i bawcie). Po kilkunastu latach dialogu słowo w słowo nie powtórzę, ale sens zachowany:
- Niech idzie do pielęgniarki.
- Ale ona nie może, to szkło wystaje, jak nadepnie to się bardziej wbije.
- To ją zanieście.

Tak. Dwie 10-11 letnie dziewczynki niosły koleżankę kilkaset metrów przez miasto. Same, bez opieki.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 295 (427)

#69417

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś rano, ulica 28 czerwca w Poznaniu. Jedzie tramwaj, obok, również ulicą rowerzysta. "Łeb w łeb", tramwaj może kilka cm w przodzie. W pewnym momencie rowerzysta sygnalizuje ręką zamiar skrętu w lewo i nie czekając na nic skręca. W ostatniej chwili zorientował się, że wjeżdża prosto pod inny pojazd, szybko powrót do prawej, plus kręcenie głową z wymowną miną.

Pomijając, że po zasygnalizowaniu wykonuje się manewr gdy jest to możliwe, to tramwaj nie rower, w miejscu się nie zatrzyma.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 337 (377)