Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ejcia

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2012 - 20:47
Ostatnio: 18 października 2023 - 21:08
  • Historii na głównej: 112 z 228
  • Punktów za historie: 54239
  • Komentarzy: 357
  • Punktów za komentarze: 2481
 

#67683

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jechałam sobie busem, od razu gdzieś z przodu zamieszanie, coś się stało. Zapuściłam żurawia, ktoś dostał ataku padaczki. Z racji zawodu podchodzę, pytam czy w czymś pomóc itd. Przy leżącym facecie kolega, równie spokojnie tłumaczy, że on tak ma i wszystko jest ok.

Gdzie piekielność? Po powrocie na swoje miejsce, słyszałam "diagnozy" stawiane przez babcie autobusowe:
- pijany
- naćpany
- uzależniony od komputera na odwyku
- nienormalny
- całą noc balował, to w końcu organizm nie wytrzymał (było koło południa).

Ehhh...

komunikacja_miejska

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 297 (353)

#67490

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z pamiętnika pielęgniarki w laboratorium.

Miałam akurat pacjentkę na fotelu, zagląda starszy pan i pyta, czy mogę mu na chwilę pożyczyć długopis. Grzecznie odpowiadam, że niestety mam jeden i jest mi cały czas potrzebny (pobieranie krwi swoją drogą, ale jak wszędzie więcej jest roboty papierkowej, niż ściśle związanej z zabiegiem). Niemal natychmiast kobieta, którą się zajmowałam powiedziała, że zaraz mu da. Problem z głowy, prawda?

Otóż nie do końca. Zdążyłam się o sobie dowiedzieć, że jestem chamska, arogancka, wulgarna, wredna baba, powinnam krowy na wsi paść, a nie w służbie zdrowia pracować, że nie nadaję się do swojego zawodu i kilka epitetów, których już nie zapamiętałam. Słychać było, że jeszcze odchodząc bluzgał na mnie wulgaryzmami wobec całej kolejki.
Olałam dziada, kłócić się z takim to woda na młyn. Ale na chwilę ciśnienie skoczyło.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 354 (440)

#67352

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przy porządkach znalazłam główną bohaterkę historii (książkę) na półce i cała afera mi się przypomniała.

Miałam ok 11 lat i byłam molem książkowym pospolitym. Pewnego razu wypożyczyłam książkę zniszczoną. Widać było, że jest względnie nowa, ale połowa kartek fruwała osobno. Trudno, bywa, zwłaszcza przy książkach klejonych na grzbiecie. Po przeczytaniu odnoszę do biblioteki. Jeśli ktoś nie pamięta "starego systemu" wyglądało to tak, ze każda stojąca na półce książka miała zatkniętą za owijkę tekturową kartkę z tytułem, numerem katalogowym i listą osób, które książkę posiadały. Czytelnik otrzymywał książkę bez tej karty, do czasu zwrotu zostawała w jego kartotece.

Otóż przy oddaniu od pani bibliotekarki dowiedziałam się, ze zniszczyłam książkę i będę musiała ją odkupić. Kiedy tłumaczyłam, że już taką otrzymałam pokazała mi czyściutką, nowiutką kartę, z której wynikało, że jestem pierwszą osobą, która ją wypożyczyła. Nie wiem, czy karta została wypisana na nowo, czy zniszczył książkę ktoś bez wypożyczania, w każdym razie odkupujesz dzieciaku nową, albo dzwonimy do rodziców. Czasy były trochę inne niż dziś i konfrontacja stron: z jednej sztandarowe tłumaczenie dziecka "to nie ja", a z drugiej słowo pani z biblioteki poparte dokumentem w postaci karty książki gdzie figurowałam pod nr 1 raczej nie wypadałaby na moją korzyść.

Tak, dałam się zastraszyć, tak, odkupiłam. Dużo może nie kosztowała, ale dla dzieciaka, który kieszonkowego nie dostawał 15żł było sporym wydatkiem.
Z perspektywy czasu można powiedzieć, że książka była warta posiadania jej (zabrałam rozsypany egzemplarz i pozszywałam kartki), ale nie o to w historii chodzi.

biblioteka

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 199 (381)

#67248

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Denerwują mnie reklamy przeładowane seksem. Nie chodzi o przesadną pruderię, ale czy naprawdę nie da się już niczego zareklamować bez podtekstu? Kilka przykładów:

- reklama sklepu rowerowego. Na pierwszym planie zajmujący niemal cały bilbord wypięty tyłek cyklistki w obcisłych legginsach. Siodełko i kierownica występują w roli mistrzów drugiego planu.

- hurtownia odzieży. Moja propozycja - kobieta ubrana w ich ciuchy. dlaczego nie, może być ładna, atrakcyjna, kobieca. Rzeczywistość - portret, dosłownie portret dziewczyny o bardzo wyzywającej twarzy i spojrzeniu, panny z okładki playboya mogłyby się u niej uczyć. Brak jakiegokolwiek akcentu nawiązującego do konfekcji.

- Aparat fotograficzny. Hasło o super jakości obrazu plus zdjęcie: płomienie w kształcie rozłożonych nóg (widok "z pozycji ginekologa"), w miejscu krocza idealnie wpasowana ciemna postać kobiety.

- ciągarnia stali. Kobieta w wyzywającej pozie, plus komiksowy dymek z dwuznacznym tekstem nawiązującym do ciągnięcia.
No bez przesady...

Skomentuj (72) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 236 (618)

#67126

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piękna polska mowo...

Laboratorium medyczne w środku wojewódzkiego miasta. Przychodzi starsza pani, początek rozmowy itd.
- Pani, a zlywki to gdzie postawić? (nie trzymała nic w rękach, żeby można było się domyślić)
- Przepraszam, nie rozumiem
- No zlywki. Gdzie postawić?
Hmmm. Może podejrzewa, że w domu ją trują, zlała ileś zup, kaw, herbat itd w jedno i przyniosła do sprawdzenia, zdarza się tak. Ale nie jestem pewna, więc pytam dalej.
- Ale co to są zlywki?
- No jak się człowiek zlyje. Szczyny!

słuzba_zdrowia

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 591 (707)

#66900

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak nieraz pisałam - jestem pielęgniarką. I jak większości pielęgniarek, zdarzyło mi się zakłuć w pracy brudną igłą. Jak są pudełka na zużyte igły, na górze mają otwór i wokół niego takie "listki", jakby skierowane do wewnątrz promienie, które w razie wywrócenia pudełka mają zapobiegać wysypaniu się igieł. Nie zauważyłam, że kolejna odkładana igła przez te listki nie wpadła do środka, tylko obok, potem coś sięgałam i stało się.

Zgłoszone do szefowej, skierowanie do poradni chorób zakaźnych na drugim końcu miasta. Rejestracja i na korytarz czekać. Odczekałam swoje, wchodzę do gabinetu, pytanie kiedy się to stało. Odpowiadam, że 2 godziny temu. Jaśnie pan doktor na mnie z pretensjami, dlaczego dopiero teraz przychodzę. Zgodnie z prawdą stwierdziłam, że jestem tu od godziny. Jak na mnie z pyskiem ruszył, że jestem roszczeniowa, a on ma kolejkę. Owszem, miał, tylko po co od razu się drzeć. Pytanie "dlaczego" - spokojna i konkretna odpowiedź.

Wisienka na torcie. Na koniec wizyty usłyszałam, że skoro zakłucie zdarzyło się raz, to znaczy, ze zdarzy się i drugi i trzeci, a w takiej sytuacji nie powinnam być pielęgniarką.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 548 (612)

#66660

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z pamiętnika laborantki.

Każdy, kto pracował z ludźmi wie, że często tłumaczenie wielu spraw bywa problematyczne. Lub po prostu osobie, która dzień w dzień po kilkanaście/kilkadziesiąt razy wyjaśnia tę samą sprawę, wydaje się ona tak bardzo prosta i jasna, że jak tu w ogóle można mieć jakieś pytania.
Dłuższy już czas temu zmieniłam miejsce pracy. Tzn w obrębie tej samej firmy inna lokalizacja, na drugim końcu miasta. W poprzedniej jak to z ludźmi, jedni rozumieli, co się mówi, innym trzeba było powtórzyć/wyjaśnić dodatkowo, ale powiedzmy w granicach normy. W nowym miejscu czasami wątpię, czy wyrażam się po polsku. Nie ma niemalże dnia bez jednej z poniższych (lub podobnych) sytuacji.

J - ja
P - pacjent

Epizod 1.
J - Wyniki można odebrać u mnie, od 7 do 10.
P - (jak gdyby kończąc za mnie niedopowiedzenie) A po 10 w rejestracji.
J - Nie, po 10 już nie można, nigdzie. Tylko u mnie od 7-10.
P - Dobrze. Ale po 10 będą w rejestracji?
J - Nie. Można odbierać tylko do 10, później nie.
P - Dobrze, dobrze. To ja sobie odbiorę po południu w rejestracji.

Epizod 2.
Wydaję pacjentce wyniki. Kartka wydruku z jednym badaniem, drugie "tajne", schowane w kopercie.
P - (trzymając w ręku kopertę) - A co to tu jest za karta?
J - To jest koperta, a w niej jest część wyników.
P - Aha... A ja miałam mieć dwa badania, a tu jest tylko jedno (podaje mi wydruk).
J - Drugi wynik jest w kopercie.
P - Aha... (wpatruje się dłuższą chwilę w kopertę opisaną tylko swoimi danymi). A powie mi pani co to znaczy?

Epizod 3.
Pani prosiła o fakturę na badania prywatne. Przyszła po odbiór na drugi dzień; przy wykonywaniu badań uprzedzałam, że wyniki będą jutro, ale na fakturę być może trzeba będzie poczekać dwa dni. Podaję zaklejoną kopertę.
P - Tutaj już wszystko jest?
J - Proszę zobaczyć, ja tego nie pakowałam, więc nie wiem, czy udało się wystawić fakturę.
Pani otwiera kopertę, wyjmuje z niej dwie kartki, wynik na zielonej karteczce A5 i fakturę na zwykłej białej komputerowej kartce A4 z napisem na samej górze wielkimi bykami "faktura".
P - (po chwili wpatrywania się w obie kartki) I co? Jest wszystko?
J - Tak, biała kartka to faktura, a zielona pani wyniki badań
P - Aha... (chwila wpatrywania się). A powie mi pani, czy ja jestem chora? (i podaje mi... fakturę).

Epizod 4.
A właściwie nie epizod, bo o ile poprzednie konkretne sytuacje zdarzyły się raz, opisane są poglądowo, podobne zdarzają się bardzo często, to ta jest codziennością.
Pacjent wyciąga z moją stronę pojemnik z moczem
J - Słoiczek proszę postawić na szafce.
Szafka w gabinecie stoi jedna, na niej stoją już kubeczki poprzednich ludzi, dodatkowo ja wskazuje na nią ręką (kulturalnie, otwartą dłonią, nie palcem).
P - Gdzie? (rozgląda się po gabinecie stojąc może metr od szafki).
Powtórzenie "Na szafkę, obok innych kubeczków" czasem załatwia sprawę, choć równie często następuje ciąg dalszy dialogu.
P - Ale ja mam niepodpisany.
J - Dobrze, proszę postawić, zaraz podpiszę.
P - ALE JA MAM NIEPODPISANY!
Tu następuje podsuwanie mi kubka z czyimiś sikami pod nos, nie przesadzam, kilkanaście cm od twarzy. Często niedokręconego, kapiącego. Jeśli nie wykaże się refleksem - prosto na moje kolana.

Epizod 5.
Znów klasyk i codzienność.
Pacjent siada na fotelu, podaje mi lewą rękę.
J - Proszę zacisnąć pięść.
Zaciska. Prawą.

Epizod 6.
Wywieszona na drzwiach duża drukowana kartka "5.06 (piątek po Bożym Ciele) laboratorium nieczynne."
Działo się to we wtorek. Pani przeczytawszy kartkę odeszła z kwitkiem, bo spostrzegła tylko słowo "nieczynne", myśląc, że odnosi się do dnia dzisiejszego.

Nie wiem, dlaczego tak jest, tak ogromna różnica w zdolności myślenia i pojmowania ludzi z dwóch dzielnic tego samego miasta. Przy tym często nie są to starzy ludzie. Pani z przykładu 2 miała max 30 lat. Nie można tego złożyć na karb stresu przed badaniem, zaspania i braku porannej kawy, bo te czynniki dotyczą ludzi w obu miejscach.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 349 (489)

#66462

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem "babą", która posiada prawko. Potrafię zachować się na drodze, w korku nie kończę make upu, parkuję bez problemów. Oczywiście jak każdemu zdarzy mi się czasem jakaś wpadka, ale są to sytuacje sporadyczne.

Niestety to co potrafię w jakiś tajemniczy sposób znika, kiedy w sezonie przesiadam się na skuter. Zachowania poprawne, manewry wykonane prawidłowo są obtrąbiane, nagminnie zdarza się, że ktoś podjeżdża do mnie z wyzwiskami i niesprecyzowanym "jak jeździsz", wymuszenia pierwszeństwa, uniemożliwianie zmiany pasa ruchu, trąbienie podczas jazdy na prostej drodze, ot, bokiem jedzie sobie skuter, trzeba go z piskiem opon i wyciem klaksonu wyprzedzić, niech wie zawalidroga, gdzie jego miejsce, bo przecież kto to widział w terenie zabudowanym jechać 50. Nie wpadnie jednemu z drugim do głowy, że jednoślad wg praw fizyki jest wywrotny i pęd powietrza/drgnięcie ręki z zaskoczenia kiedy coś zawyje nad uchem, mogą spowodować upadek.

Nie mogę być niesprawiedliwa. W porównaniu z innymi latami jest więcej kierowców w porządku, którzy potrafią pójść na rękę, ale niestety i buraki w tym sezonie wyjątkowo obrodziły.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 252 (384)

#66371

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z pamiętnika laborantki.

Czasami mam wrażenie, że niektórzy zatrzymali się jakieś 20 lat temu. Po niedawnej wzmiance o skradzionym długopisie http://piekielni.pl/66354, opowieści o posmarowanych klejem łapach ciąg dalszy.

Otrzymałam od swojej "góry" trzy książeczki dla dzieci, krótka historyjka o lewku, który musiał przyjść do pobrania krwi, generalnie wyjaśniająca dlaczego czasami trzeba tę "krzywdę" zrobić i że to nie jest aż takie straszne. (Btw bajka jest dobra i jeśli któraś mama chce, mogę na PW podrzucić link).
Ok, fajnie, jedna książeczka wyłożona na stolik przed gabinetem, może ktoś maluchowi poczyta. Zniknęła stamtąd po godzinie.
Po południu położyłam drugą, na okładce napisałam markerem "do czytania na miejscu, proszę nie zabierać". Nazajutrz rano książeczki nie było.
Położyłam trzecią, z trudem powstrzymując się od mocniejszych określeń, napisałam wielkimi literami "Ta bajka ma służyć wszystkim dzieciom. Pozwól im również opanować strach - nie zabieraj".
Jak grochem o ścianę, książeczka zniknęła.

Noż urwał nać, czy naprawdę niektóre bydło musi mieć wszystko przymocowane łańcuchami jak w "Misiu", żeby dotarła polska mowa? Przepraszam za mocne słowa, ale to tylko namiastka panienek jakie padały dziś rano. Człowiek się stara, żeby było ładnie (wśród rzeczy, które swego czasu również skradziono znalazły się moje prywatne ozdoby gwiazdkowo-wielkanocne i pluszaki), miło, sympatycznie, ale naprawdę chyba przestanę. Jak widać nie warto.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 736 (770)

#66354

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z pamiętnika laborantki.
Dziś będzie o sztuce czytania, zwłaszcza ze zrozumieniem.

Otrzymałam polecenie pobierania od każdego pacjenta numeru telefonu. Przydaje się w sytuacji niebezpiecznie złego wyniku, kiedy interwencja potrzebna jest już, a nie za kilka dni kiedy pacjent odbierze wynik i dotrze z nim do lekarza. Do tej pory kontakt potrzebny był tylko do niektórych badań, stąd wiem, jak wygląda proces szukania karteczki z numerem po całej torebce. Są osoby, które znają na pamięć, a inne, np starsze, zrezygnowały z telefonów stacjonarnych i przerzuciły się na komórki, które ciężko zapamiętać. Jak najbardziej to rozumiem.
Ale rozumiem też, że jeśli ok połowa ludzi zacznie tracić czas na poszukiwania, o wyrobieniu się w czasie mogę zapomnieć. I nie jest to moja breweria, że pięć minut przed końcem pracy chcę trzymać już torebkę w ręce, ale od tego, czy ja się nie spóźnię choćby kilka minut zależy praca wielu innych osób.

Poza tym jest to dość oblegane laboratorium, gdzie kolejka zaczyna ustawiać się na pół godziny i więcej przed otwarciem. Z początkiem przyjmowania pacjentów jest najmniej dziesięciu, a bywa że i do dwudziestu. I cały czas dochodzą nowi, a większość spieszy się do pracy/szkoły. Gdyby każdy na skierowaniu obok swoich danych dopisał ten nieszczęsny telefon lub chociaż uszykował go "na wierzchu", wszyscy by na tym zyskali.

Tak więc naiwna Ejcia wypisała piękną wyraźną kartkę, w której podając przyczyny, grzecznie krótko i zwięźle wyraża swoją prośbę. Przykleja ją na stoliku przed wejściem, w miejscu tak widocznym, że bardziej już nie idzie, obok na tasiemce dowiązuje długopis, po czym wraca do domu.

Na drugi dzień pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to oderwana tasiemka i brak długopisu. Szlag mnie trafia, no ale nic, zaczynam pracę, pierwsza wchodzi osoba, która siedziała od najmniej dwudziestu minut z nosem dosłownie w moim ogłoszeniu, musiała chyba celowo odwracać wzrok, żeby go nie widzieć. Oczywiście numeru telefonu nie zna, poszukiwanie trwało (patrzyłam z ciekawości na zegarek) 7 min, czyli czas w którym mogły być obsłużone średnio 2 osoby.

Od chwili wywieszenia karteczki przyjęłam 94 osoby. Nie zastosował się do niej NIKT. Ale narzekać na długą kolejkę, albo że chcę wiedzieć wszystko, łącznie ze wzrostem w kapeluszu, to każdy pierwszy.

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 531 (601)