Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ejcia

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2012 - 20:47
Ostatnio: 18 października 2023 - 21:08
  • Historii na głównej: 112 z 228
  • Punktów za historie: 54239
  • Komentarzy: 357
  • Punktów za komentarze: 2481
 

#63177

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W pracy (laboratorium medyczne) oprócz swoich obowiązków hobbystycznie, zajmuję się też szeroko pojętym wystrojem pomieszczeń firmowych. Nic wielkiego: stroik na święta, od czasu do czasu jakiś kwiatek wylepiony z papieru, robię to co umiem i lubię.

Ale powoli zaczynam mieć dość. Na Wielkanoc zrobiłam kilka pisanek. Do tego koszyczek, maskotka zajączek, ozdóbka stanęła na blacie, cudo wyszło. Co z tego, jak pisanki były na swoim miejscu 3 dni. Zaraz się komuś do łapy przykleiły.

Innym razem w ramach podziękowania zrobiłam koleżance mały bukiecik papierowych różyczek. Cieszyła się, postawiła na szafce, ponad rok stał spokojnie. Kilka dni temu przychodzę do pracy, szafka pusta. Jakaś mamusia przyszła z dzieckiem, dziecko urządziło histerię z wrzaskiem i tupaniem nogami, że chce kwiatka. Matka umówiła się z nami, że pożyczy na chwilę, niech sobie dzieciak popatrzy i potem oddadzą. Oczywiście nie oddali, a koleżanka przez natłok innych pacjentów zapomniała panią przypilnować.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 351 (455)

#62826

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia koleżanki umieszczona za jej zgodą. Ma 10- letnią córkę Julkę. Jest fajnym, w pełni normalnym dzieckiem, ale choruje na migrenę. Przebywanie w dużym hałasie i ostrym świetle (migające światło dyskotekowe) powoduje silne bóle głowy. Wie co jej szkodzi, unika tego i jest w miarę w porządku.

Kilka dni temu w szkole miała się odbyć klasowa zabawa halloweenowa. Tzn impreza ogólnoszkolna, ale każda klasa osobno, w swojej sali. Nic wielkiego, przebieranki, wróżby, konkursy... I tak się zaczęło. Tymczasem później wszystkie dzieci z całej szkoły zostały sprowadzone na hol, zgasło światło, błysnęły reflektory i kameralna zabawa klasowa okazała się dużą dyskoteką. Owszem, Julka powinna od razu podejść do wychowawczyni, ale koleżanki ją namówiły. Wiecie, czym dla dzieciaka jest presja grupy.

Sytuacja zupełnie obca, ponieważ na dyskoteki nigdy nie chodziła, huk muzyki, światła, nie trwało długo, jak zaczęła ją boleć głowa. Przepchnęła się przez tłum do wyjścia z holu, za którym stała jedna z nauczycielek, powiedziała o co chodzi - pani kazała jej wracać na salę i nie wydziwiać. Wróciła, próbuje jakoś wytrzymać, ale jest coraz gorzej. Wyszła ponownie, tłumaczy drugi raz, prosi żeby mogła choćby gdzieś usiąść na korytarzu i poczekać do końca - ale nie. Pani nauczycielka ma swoją robotę i nie będzie jej pilnować. Julka wróciła na hol, ale już dłużej nie może, wyszła trzeci raz prawie z płaczem, prosi, żeby zatelefonować do domu, żeby mama po nią przyszła. Co na to pani? Oczywiście nigdzie dzwonić nie będzie, obowiązkiem uczniów jest teraz przebywać na holu. Po czym chwyciła małą za ramię i wepchnęła! za drzwi.

Kiedy wieczorem koleżanka przyszła odebrać dzieciaka po zabawie mała była ledwo żywa, chorowała cały następny dzień. Sprawa w trakcie wyjaśniania z dyrekcją szkoły.

Skomentuj (50) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 749 (853)

#60766

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak schrzanić dzień pielęgniarce w laboratorium?

- Czekać w kolejce pod drzwiami na długo przed otwarciem.
Pielęgniarka przychodzi 15 min wcześniej? Trzeba szturmować w kilka osób "pani, a mi tylko wynik. Pani, a mi to. Pani, mi tylko..."
To żaden problem wydać wynik jednej osobie, która się spieszy. Problem pojawia się wtedy, gdy reszta oczekujących stwierdzi, że nie jest w niczym gorsza od jednego uprzywilejowanego i również żąda obsłużenia przed czasem. Z tysiąca powodów. Tymczasem te 15 min jest po to, żebym zdążyła przebrać się, umyć ręce, rozłożyć sprzęt i uszykować herbatę.

Ach te pielęgniarki, nic, tylko by kawki - herbatki popijały, prawda? No to spróbujcie gadać non stop pół dnia (i to nieraz BARDZO GŁOŚNO, bo większość pacjentów to ludzie starsi, z dużym niedosłuchem) bez zwilżenia gardła. Moim zdaniem nie jest to zbytnie burżujstwo. (Uprzedzając komentarze - nie krzyczę do wszystkich z urzędu, tylko w miarę potrzeby stopniowo zwiększam siłę głosu :)
Bycie litościwą duszą i załatwianie jęczących przed czasem, kończy się tym, że o 7:30, kiedy powinnam rozpocząć pracę jestem w proszku, pewne rzeczy zrobić naprawdę muszę, a kto nie widział całej akcji utyskuje, co ja robiłam do tej pory, przecież to trzeba było przyjść wcześniej.

Powyższa sytuacja jest niemal codziennością ( \a raczej codziennością jest to, że okazuję się "tą złą, której jest ciężko palcem kiwnąć przed czasem"). Kolejne podpunkty dotyczą jednej osoby, która natchnęła mnie do tego wpisu.

- Zrób awanturę, że czekasz tu już pół godziny, przyszedłeś przed czasem, a przed tobą były 3 osoby w kolejce.
- j.w z powodu braku skierowania. Jesteś ubezpieczony, życzysz sobie badania i ta wredna piguła ma obowiązek je wykonać za darmo, nie musisz mieć żadnego zlecenia lekarskiego.
- j.w, że pielęgniarka nie ma od rana wydać ze 100zł za badanie kosztujące 29zł. Owszem, jakieś drobne staram się zawsze mieć, garść monet po 1 i 2 zł, ale nie tyle.
- Przyjdź po wyniki po 2 godzinach i wpieraj, że miały być gotowe przed 10. Owszem, przed 10, ale w dniu następnym, na daną chwilę krew owej pani stała w probówce koło mnie i czekała na przyjazd kuriera. Jest to mały punkt pobrań, bez maszyn i urządzeń, materiał jeździ do opracowania do szpitala. Szanowana pani zarzuciła mi niekompetencję, bo przecież wyraźnie powiedziałam, ze może przyjść DZISIAJ przed 10, oraz że kłamstwem maskuję swój błąd.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 381 (471)

#59699

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z pamiętnika pielęgniarki w laboratorium.

Nie wszyscy wiedzą, że na skierowaniu: do specjalisty, do laboratorium itd powinny być dwie pieczątki: przychodni (czasem zastąpiona firmowym nadrukiem) i lekarza kierującego. Brak informacji, w której przychodni pacjent był oznacza, że badanie będzie odpłatne. Nie są to moje wymysły, tylko procedura i tam gdzie honorują niekompletne skierowania sami biorą ryzyko na siebie.

Przyszedł do mnie młody chłopak, sytuacja jak wyżej. Pobrałam krew, żeby mógł już coś zjeść i poprosiłam, żeby podjechał do przychodni po brakującą pieczątkę.
Pani w okienku była bardzo obrażona, że ktoś ośmiela się czegoś on niej oczekiwać. Pomimo specjalnego wydzielonego "czystego" miejsca uparła się przybić pieczątkę na jakimś reklamowym nadruku, żeby tylko nie można było jej rozczytać. W dodatku albo ze złości nie docisnęła porządnie, albo kończył się już tusz i nawet te fragmenty, które wystawały na białą kartkę były nie do rozczytania.

I co ja miałam zrobić w tej sytuacji? Wg zasad nie powinnam uznać takiego skierowania. Tylko zgadnijcie, kto by wtedy był niedobry?

Koniec końców na podstawie strzępka NIP-u wyjaśniałam sprawę przez telefon ze szpitalem, gdzie mają komputer i spis lekarzy, z którymi laboratorium podpisało umowę.
Szukanie trwało 20 minut. W tym czasie 40 osób, które powinnam obsłużyć w ciągu 2,5 godziny (pobranie krwi, praca sekretarki, wydawanie wyników) kwitło w kolejce. Kolejny raz - kto był niedobry? Oczywiście pielęgniarka, która wisi na telefonie, zamiast pracować.

słuzba_zdrowia sekretarka

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 615 (661)

#58759

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się historia sprzed paru lat.

Jedna z sąsiadek w bloku jest księgową. Trzeba jej przyznać, ze zawsze chętnie służyła znajomością przepisów, również i nam swego czasu bardzo pomogła.
Któregoś dnia idąc korytarzem zobaczyłam, jak wnuczka tej pani (ok 10 lat) smaruje z koleżanką flamastrem po ścianie. Zwróciłam im uwagę, przestały, poszły gdzieś.

Na drugi dzień dzwonek do drzwi. Przyszła cała rodzinka: babcia, mama i wnuczka z pretensjami, jak mogłam cokolwiek powiedzieć przeciwko dziecku. Na koniec padło zdanie:
- Nie spodziewałam się. Po tym wszystkim, co myśmy dla państwa zrobili...
Obrazili się wtedy na ładnych kilka miesięcy.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 471 (557)

#58751

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z pamiętnika laborantki.

Przyszedł do mnie starszy pan, tak po 80-tce. Opiekowała się nim wnuczka, pomogła zdjąć kurtkę, podała skierowanie, po czym wyszła na korytarz. Na pierwszy rzut oka sympatyczna, pozytywna osoba. Facet z kolei mało przyjemny, burkliwy, ale cóż, bywa. Na dodatek jak zwykle przy niedosłuchu mówił bardzo głośno.
Zadałam jakieś pytanie, nie wiedział, rozejrzał się dookoła szukając wnuczki.
- Gdzie jest ta jasna ch***lera?!
Otwarły się drzwi:
- Dziadek mnie wołał?

Nie wiedziałam: śmiać się, czy płakać.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 461 (581)

#58125

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już nieraz pisałam pracuję w laboratorium, pobieram krew.

Kilka dni temu wchodzi do gabinetu rodzinka: mama, tata i ok 6-letni synek. Znaczy trzeba będzie zrobić małemu "krzywdę". Wolałabym kamienie tłuc, niż to, ale trudno. Uśmiecham się, zagaduję wesoło, kto tu do mnie przyszedł itd.
Mama mrugając znacząco - My do ściągnięcia plasterka.
Aha, znaczy, że ręce wysmarowane maścią znieczulającą. Ok, nie mam nic przeciwko. Ale nie można dziecka okłamywać. Miało obiecane tylko zdejmowanie plastra (w domyśle - rzecz bezbolesną), a tu na miejscu dowiedziało się, że czeka je ukłucie. Rodzice cały czas zapewniając, że będzie tylko ściągnięcie plastra, zagadywali synka na wyścigi pokazując mu jakąś gazetkę, wstawiając mu ją w oczy, kiedy w panice patrzył raczej na mnie, wyrywał się, buzia w podkówkę.

Wszystko rozumiem, to jest dziecko, ma prawo. Nie rozumiem okłamywania w żywe oczy i rozmów o plasterku, kiedy maluch ewidentnie widzi igłę i nic nie można na to poradzić, ani podstępem, ani perswazją.

Większość dzieci w miarę dobrze współpracuje na zasadzie umowy: jeżeli nie będzie się szarpało zaboli tylko troszkę, a jeśli się wyrwie, to trzeba będzie kłuć drugi raz itd. Również nie można okłamywać, że pobieranie krwi nie boli. Oczywiście, że boli, jak każde uszkodzenie tkanek, a nieobliczalna reakcja dziecka na tę niespodziankę w momencie, kiedy igła jest już w żyle to chyba nie najlepszy pomysł.
Zagadywanie jak najbardziej ok, jako odwrócenie uwagi od wiadomego zła, a nie próba utrzymania w nieświadomości.
Finał całej akcji? Mały powtarzający z płaczem "myślałem, ze to będzie tylko zdjęcie plasterka", ukłuty dwa razy, ponieważ się wyszarpnął.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 611 (737)

#55993

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O sądzeniu po pozorach.
Byłam jeszcze na studiach pielęgniarskich, odbywaliśmy praktyki środowiskowe. Tzn chodziło się do tych chorych, którzy sami nie mogą dotrzeć do przychodni zmierzyć ciśnienie, zrobić opatrunek itd. Oczywiście pod opieką, przynajmniej pierwsze razy, jeśli sprawa nie była skomplikowana.

Opis jednego środowiska przedstawiał się mniej więcej tak: Dwoje starszych ludzi, ona z depresją, przewlekła rana na nodze. On żul spod budki z piwem, siedział w więzieniu, pracuje dorywczo, mieszkanie zaniedbane i ogólnie o niskim standardzie: toaleta wspólna dla kilku rodzin na półpiętrze, łazienka – miska z wodą za przepierzeniem.
Chętnie idziecie w takie miejsce? Oczywiście, wręcz w podskokach. No ale trudno. Trzeba się uzbroić w empatię, wszelkie inne cnoty i iść.

Z czasem zapoznałam się z tymi ludźmi, zaczęłam zostawać na chwilkę rozmowy; cieszyli się, czekali kiedy przyjdę. Któregoś razu stojąc pod drzwiami usiłowałam odzyskać oddech (4 piętro w kamienicy) i usłyszałam z mieszkania:
- Wiesiek! Wstaw no wodę, Ejciunia idzie. (Nie mogę logiczniej zdrobnić mojego nicka)
Nie powiem, tak ciepło mi się zrobiło.

Po 3 tygodniach chodzenia tam dzień w dzień patrzyłam na sytuacje zupełnie innymi oczyma.
Ona – faktycznie często płaczliwa, z paprzącą się nogą, niewiele szło zrobić, bynajmniej z perspektywy „zielonej” studentki.
On – Owszem. Piwko lubił wypić, ale nie aż znowu tyle, jak się wydawało. Chwytał się każdej pracy, żeby tylko dorobić do emerytury, najczęściej zamiatał ulice. Kryminał – sam się przyznawał „człowiek młody, głupi był, na włam dałem się namówić”. Po wyjściu na wolność nie mógł już żadnej porządnej pracy znaleźć.
Mieszkanie zaniedbane w granicach braków finansowych. Odpadający tynk itd., ale zawsze czysto, wysprzątane. Wszystko ręka pana Wiesia, bo żona prawie nie wstawała.

Pan Wiesiu miał gitarę. A grał na niej tak, że ja – zdawało mi się nie najgorsza w te klocki – otwierałam buzię i oczy ze zdziwienia. Brał do ręki, improwizował na poczekaniu, palce migały po gryfie... Coś wspaniałego.
A jak rysował... zachodzę któregoś dnia, na stole leży kartka z niedokończonym szkicem twarzy. Od razu można było poznać jego wnuka, który ich czasem odwiedzał. Na pożegnanie dostałam obrazek, taki mały pejzaż na kartce A5 – do dzisiaj wisi w ramce nad biurkiem.

Facet nie był aniołem, o nie. Twardy, momentami brutalny (w słowach i poglądach) człowiek, którego zawsze życie kopało. Ale przykro było myśleć, że przez jeden głupi wybryk tak „zmarnował” sobie życie.

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1189 (1271)

#55632

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tematycznie, o 1 listopada.
Historia sprzed roku.

W naszej klatce mieszkała starsza pani, niedawno owdowiała. Emeryturka maleńka, leków do wykupienia w aptece cała lista, więc postanowiła, że co miesiąc będzie kupować jeden sztuczny kwiat, żeby zanieść mężowi na Wszystkich Świętych i nie odczuć tak bardzo wydatku.
Bukiet śliczny, dzień wcześniej zaniesiony na cmentarz. Niestety do drugiego dnia nie dotrwał. Ktoś go sobie przywłaszczył.
Naprawdę nie wiem, czego życzyć takiemu człowiekowi.

Wczoraj widziałam się z tą panią, jeszcze płakała, że nie wie, jak ma ozdobić grób, żeby znowu nie ukradli.

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 911 (973)

#55404

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przychodzi pacjentka do laboratorium, pyta o cenę wymazu.

Ja – 45zł.
P – Tak drogo? Było mniej!
J – Tak, niestety niektóre badania podrożały o parę złotych
P – To nie jest parę złotych! Kosztowało kilkanaście! To jest prawie trzy razy tyle!
J (nic już nie rozumiejąc, owszem, podrożało, ale nie tyle) – To widocznie nie u nas, albo bardzo dawno, bo ja nie pamiętam, żeby wymaz był tak tani.
P - Tutaj robiłam, trzy miesiące temu i kosztował kilkanaście! Kto to widział tak podbijać ceny? Do czyjej kieszeni to idzie? Proszę mi powiedzieć, jak ta cena przekłada się na jakość? Co ja będę więcej wiedziała za te pieniądze?

Co miałam zrobić. Ja wymazy tylko pobieram, o ich opracowywaniu nie mam zielonego pojęcia. Poza tym sprawa dziwna, ale widzę, że dyskutować niebezpiecznie.

J – Tego niestety nie potrafię pani powiedzieć, ale połączę panią z koleżanką, która to wykonuje, ona wszystko wyjaśni.
P – Ja nie będę z nikim rozmawiać, ja się na tym nie znam. A ten wymaz i tak muszę zrobić, więc niech już będzie, skoro przyszłam.
J (zabierając się za rejestrowanie) – Skąd robimy wymaz?
P (patrząc na mnie, jakbym była ufoludkiem) – Eee... No z krwi!
Zgłupiałam ostatecznie. Rozumiem z gardła, z nosa, z rany, ale z krwi? Próbuję kombinować.
J – Czy chodzi pani o posiew krwi?
P (z tym samym spojrzeniem) – Nie! Normalnie, morfologia z wymazem!

Dla niezorientowanych – prawidłowa nazwa badanie to morfologia z rozmazem – ujętych jest nieco więcej parametrów niż w podstawowej. Natomiast wymaz to zebranie kwaczem bakterii i określenie pod mikroskopem ich rodzaju w celu dobrania odpowiedniego antybiotyku.
Dowiedziałam się, że powinnam być jasnowidzem, bo ona się nie zna i miała prawo pomylić. Nie przeczę, ale pomyłkowo podała prawidłową nazwę innego badania, tak, że nie podpadło jak zwyczajne przekręcenie.
Ale nie. Przecież ja to zrobiłam specjalnie, my mamy polecenie naciągać pacjentów na droższe badania i od tego mamy premię.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 561 (659)