Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

emceflaler

Zamieszcza historie od: 27 maja 2017 - 19:08
Ostatnio: 8 października 2019 - 20:42
  • Historii na głównej: 16 z 16
  • Punktów za historie: 2390
  • Komentarzy: 129
  • Punktów za komentarze: 1127
 

#80244

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewnego razu jechałam z koleżanką tramwajem. Środek zimy, na dworze mróz, w środku odkręcone ogrzewanie.

Siedzimy sobie spokojnie, aż tu nagle coś poczułam. Lekki smrodek z każdym oddechem zmieniał się w coraz paskudniejszą mieszankę wszelakich zapachów. Pot, stęchlizna, mocz, odchody, wszystko to było czuć naraz, oczywiście ogrzewanie mocno podkręcało efekt. Koleżance oczy wychodzą z orbit, ja zaczynam oddychać przez szalik, wszyscy dookoła zatykają nosy i uciekają.

Odwracam się i widzę potencjalnych sprawców - dwóch amatorów tanich trunków, po których widać że ostatnie spotkanie z prysznicem przeżyli wieki temu. No cóż, zdarza się, przesiadłyśmy się dalej. Tramwaj tymczasem dojechał na przystanek, wpadło trochę świeżego powietrza, żule wysiedli, wszyscy odetchnęli z ulgą. Niestety już po chwili cały ten smród znowu do nas doleciał. Ludzie przesiedli się jeszcze dalej, część wysiadła, nam zostały 2 przystanki, myślimy że damy radę. Stanęliśmy w korku, smród staje się tak paskudny, że już po prostu nie ma czym oddychać, kierowca otwiera okno dachowe, ale to nie pomaga.

Wszyscy uciekają na drugi koniec tramwaju, w strefie skażenia zostaje jedynie niezidentyfikowany do tej pory śmierdziel - elegancka staruszka. Pełny makijaż, moherowy beret, torebeczka, biżuteria i futro. Naturalne, stare, osikane i zasyfione futro. Przysięgam, w życiu takiego smrodu nie czułam, zarzygany menel pachniał przy tej pani jak najlepsze perfumy. Babka zasmrodziła calutki tramwaj (a tramwaje wcale nie są małymi pojazdami). Pomimo wielkiego zmęczenia wysiadłyśmy wcześniej, podejrzewam że w drodze do kolejnego przystanku mogłabym puścić pawia.

Pani nie była zniedołężniała, miała siłę na to żeby się umalować i wystroić. Miała też całą górę złotej biżuterii na sobie, więc do biednych nie należała. Tylko nie pomyślała o tym, by się umyć i wywalić to nieszczęsne zasikane futro...

Do wrażliwych nie należę, zazwyczaj ignoruję takie sytuacje, ale jak myślę o tym dzisiaj to ciągle pamiętam ten smród. Jak można doprowadzić się do takiego stanu i jeszcze zgrywać przy tym wielką damę w biżuterii i futrze?
Uprzedzając pytanie: okien nie dało się otworzyć, w zimie są zablokowane.

komunikacja_miejska

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (135)

#79495

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do niedawna pracowałam w popularnym fast-foodzie. Knajpa jest w dużym mieście, w obleganym miejscu, więc klientów mamy sporo. Bardzo dużo ludzi przychodzi z dziećmi i właśnie o nich będzie ten post. Zazwyczaj wizyty rodzin przebiegają bezproblemowo, jednak kilka sytuacji zapadło mi w pamięć.

1. Godzina 7 rano, przychodzi pani i od progu drze się w stronę kasjera "pan da zestaw dziecięcy z nuggetsami!". Kasjer tłumaczy kobiecie, że niestety nie ma takiej możliwości, bo jest teraz oferta śniadaniowa i nie ma nuggetsów, może dać co innego. Babka popatrzyła i powtarza "pan da nuggetsy, pan chyba mnie nie zrozumiał, to DLA DZIECKA!". No niestety, nuggetsów nie mamy dla nikogo, ani dla dziecka, ani dla prezydenta i papieża, nie ma i koniec. Do babki nie docierały żadne tłumaczenia, ona chce nuggetsy dla dziecka i mamy jej dać bo to dla dziecka, a dziecku nie można odmówić bo to dziecko. No cóż, ciekawe metody wychowawcze. Finalnie babka wyszła obrażona po rozmowie z kierownikiem, oczywiście bez tych nieszczęsnych nuggetsów.

2. Siedzę sobie w okienku drive i przyjmuję płatności. Często dmucham tam też balony, jak ktoś poprosi to mu daję, ale tym razem balony się skończyły. Podjeżdża auto, w środku rodzice i trójka dzieci. Pan płaci, po czym mówi, że chce 3 balony. Ja mu na to, że niestety dzisiaj nie mamy. Na to facet "ale jak to nie macie, ja obiecałem dzieciom, macie mi dać!". Dzieci usłyszały, że nie ma balonów i w ryk, bo one chcą. Facet mi nie odjeżdża tylko doprasza się tych balonów, ja mu mówię że nie mam, ten dalej swoje. Dopiero jak mu powiedziałam, że na pocieszenie może dzieciom kupić dodatkowe zabawki do zestawów (płatne 6 zł za szt.) to pojechał dalej. I po co obiecywał dzieciom te balony?

3. To samo okienko drive, przyjmuję płatność. Facet po zapłacie mówi, że chce jeszcze bitą śmietanę w kubku. Niestety, nie sprzedajemy takiego czegoś, może kupić lody z bitą śmietaną (kupował zwykłe lody, dla dziecka). Na to facet zrobił się najpierw czerwony, potem zielony, zaczął się dusić, pluć i wrzeszczy "jak to kurtka nie dacie mi bitej śmietany? To dla dziecka, które lubi śmietanę, taka wielka firma chce stracić klienta bo skąpicie bitej śmietany dla dziecka? To DLA DZIECKA, macie mi dać!!!".
Jak już skończył wrzeszczeć i histeryzować, popłakał się (!) i odjechał. Oczywiście dziecko siedziało obok i wszystkiego słuchało. Tak trudno wyjaśnić dziecku, że nie może dostawać wszystkiego na co ma ochotę? Albo chociaż kupić dziecku lody z tą ulubioną bitą śmietaną?

4. Mikołajki. Kolega przebrał się za Mikołaja, przygotowaliśmy upominki dla dzieci (zabawki ze starych serii zestawów dziecięcych), kolega miał to rozdawać. Dzieci zadowolone, a rodzice?:
- Bo ta zabawka jest jakaś brzydka, można wymienić?
- Bo to jest ze starej serii, wymieńcie mi na tą z nowej serii.
- Bo w domu mam jeszcze 10 dzieci i dla nich mi dajcie 10 zabawek.
- Ta zabawka jest jakaś mała i brzydka, jak możecie takie śmieci dawać? Kupcie coś lepszego następnym razem!
No nie, następnym razem nic nikomu nie damy.

5. Znowu śniadania, tego dnia wyjątkowo nie sprzedawaliśmy tostów - popsuł się toster. Przychodzi babka o 7 rano i chce kupić 5 tostów, my oczywiście przepraszamy i proponujemy coś innego. Na to babka zrobiła się czerwona ze złości, warknęła "przez was wy (panie lekkich obyczajów) moje dzieci pójdą głodne do szkoły! Jak się z tym czujecie wy (ponownie panie lekkich obyczajów)??". No cóż, tuż obok jest sklep spożywczy, piekarnia, stacja benzynowa, Żabka, my mamy mnóstwo innych produktów. Chyba jednak dzieci nie muszą głodować.

6. Przychodzi facet z niemowlęciem w wózku. Maluch ma może ze 3 miesiące, jeszcze nawet nie siedzi. Pan zamawia zestaw dziecięcy, po czym prosi mnie żebym pokazała zabawki. Mówię mu, że zabawki są obok w gablocie, ale on chce koniecznie dostać je do ręki bo dziecko małe i nie widzi z takiej odległości. Ok, myślałam, że facet pewnie przyszedł z drugim dzieckiem, które już gdzieś tam popędziło, podaję kilka zabawek do wyboru. Na to koleś podstawia je temu niemowlakowi i mówi żeby wybierał. Przypominam, niemowlak nawet jeszcze nie umiał siedzieć, na pewno nie rozumiał co ma zrobić. Ale mądry tatuś się nie poddaje, pokazuje każdą zabawkę maluchowi, pyta co chwilę którą chce. Ja patrzę na niego jak na wariata, nie wiem czy facet czeka aż mały mu odpowie czy co? W końcu powiedziałam mu, że małemu chyba najbardziej spodobał się piesek, na szczęście ojciec podzielił moje zdanie i wziął pieska. Po 15 minutach rozmowy z niemowlakiem.

7. W weekendy odwiedza nas najwięcej rodzin, zatrudniono więc hostessę. Dziewczyna bawi się z dziećmi, robi zwierzątka z balonów, maluje buzie, rozdaje kolorowanki i inne gadżety. Fajnie? No nie, ciągle są jakieś pretensje. Jak nie o to, że w środku tygodnia o godzinie 23 nie ma hostessy, to o to, że hostessa jest w pracy. "Na uj pani do nas podchodzi, mieliśmy szybko wyjść, a teraz mały chce balona i inne głupoty! Wypier... !". Jest hostessa, która oferuje za darmo przypilnowanie i zabawianie dzieci, a ludziom jest jeszcze źle, serio.

Oczywiście nie są to sytuacje wyjątkowe, codziennie znajduje się ktoś, kto domaga się specjalnego traktowania i stawania na głowie z powodu dziecka. Czy to naprawdę taki duży problem wyjaśnić dziecku, że nie zawsze dostanie wszystko czego chce?

gastronomia

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (190)

#79325

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wróciłam do pracy po urlopie i przypomniało mi się, dlaczego nie lubię pracować na drive thru w fast-foodzie. Piekielności związanych z obsługą klientów na linii drive jest cała masa, ale wymienię te, które wynikają ze zwykłej głupoty i bezmyślności, pominę takie "drobnostki" jak notoryczny brak kultury (niektórych chyba rodzice wrobili i zamiast "dzień dobry" nauczyli mówić "cheeseburgera raz!", dla innych "poproszę" to jakiś obcy wyraz...). Zatem po kolei:

1. Jeśli ktoś nie miał okazji korzystać z drive to szybko opowiem na czym to polega. Podjeżdża się do mikrofonu, oznaczonego wielką cyfrą "1" i napisem "zamów", składa się zamówienie, następnie podjeżdża się do okienka "2" z napisem "zapłać", na końcu podjeżdża się do okienka "3" - "odbierz". Wszystko jest tak skonstruowane żeby nie było problemów ze skorzystaniem, nawet osoby które są pierwszy raz powinny się połapać co i jak. Niestety, nie dla każdego oczywiste jest to, że podjeżdża się najpierw do punktu 1, potem do 2 i 3. Nie mamy możliwości przyjmowania zamówienia w okienku 2 i 3 ale mimo to wiele osób ignoruje punkt z wielkim napisem "zamów tutaj" i jedzie od razu do okienka "zapłać". Potem jest wielki foch że muszą podjechać jeszcze raz i czekać w kolejce, albo wejść do środka.

2. Podjeżdżanie do okienka "zapłać" również jest często źródłem problemów. Jak łatwo się domyślić, właśnie w tym okienku się płaci, trzeba więc podjechać na tyle blisko by móc to zrobić. Linia drive jest szeroka (z myślą o większych samochodach), a często kierowcy stają jak najdalej od okienka. Oczywiście robi się wtedy problem z zapłatą, po pieniądze mogę się wychylić, ale terminal na kartę ma kabel, kabel ma swoją długość, nie można go ciągnąć nie wiem gdzie. Oczywiście znajdują się tacy, co uparcie wychylają się z auta i ciągną ten nieszczęsny terminal, bo stanęli metr od okienka a pasażer musi wpisać pin. Raz udało się wyrwać terminal, dzisiaj widziałam że kabel jest znowu naderwany.

3. Drive thru powstało z myślą o obsłudze pojazdów. Zatem na linii drive obsługujemy tylko pojazdy - samochody, motocykle, rowery. Mimo to znajdują się osoby które podchodzą na piechotę do okienka i chcą obsługi. Zazwyczaj po wysłaniu ich do środka restauracji następuje wielki foch bo im się nie chce iść a w środku jest kolejka. Sorry, nie ja to wymyśliłam, takie są zasady. Co ciekawe, osoby którym się nie chce iść do środka i tak musiałyby podejść po odbiór zamówienia do okienka "3", które jest właśnie obok drzwi wejściowych, więc za dużo drogi by sobie nie oszczędziły. Szczytem wszystkiego była pewna Karyna, przedstawicielka gatunku "madka", która podeszła z wózkiem dziecięcym i wrzeszczała że ma zostać tu obsłużona bo jej się należy. Nie pomogły prośby o opuszczenie miejsca w którym jeżdżą samochody (czasami jakiś kretyn się rozpędzi i wyjeżdża rozpędzony zza budynku, prosto na drive), nie pomogły zapewnienia o tym, że do restauracji spokojnie wejdzie z wózkiem (jest przystosowana dla dzieci i osób niepełnosprawnych). Pomogło dopiero zamknięcie jej przed nosem okienka.

4. Wyobraźcie sobie sytuację: podjeżdża klient na drive, zanim powiem "witamy" on już rzuca "chcę dwa zestawy i lody", po czym gaz do dechy i jedzie. Ale jakie zestawy? Z czym? Jakie lody? No tego już pan nie sprecyzował, przez co musiał stać od nowa w kolejce. Często też się zdarza że muszę dopytać o coś, np. rozmiar, smak, w odpowiedzi słyszę" "no normalny rozmiar", "ja nie wiem", "taki jak ostatnio", "co pani tyle pytań zadaje". A wystarczy od razu powiedzieć konkretnie co się chce zamówić.

5. Przed zapłatą trzeba złożyć całe zamówienie - jak dla mnie oczywista sprawa, najpierw się mówi co się chce a potem się płaci. Niestety, dla niektórych wcale nie jest to oczywiste, spotkałam się z osobami które najpierw chciały zapłacić a potem się zastanowią co chcą. Ciekawe czy w markecie też najpierw idą do kasy zapłacić a potem wybierają co sobie kupią. Oczywiście odmowa spotyka się z wielkim fochem i obrazą majestatu, a sugerowanie wejścia do restauracji i spokojnego przemyślenia wyboru działa jak płachta na byka.

6. Skoro zamówienie składa się do mikrofonu, to gdzieś po drugiej stronie musi siedzieć osoba w słuchawkach i słuchać co ten gość mówi. Logicznie myśląc, trzeba mówić w stronę mikrofonu, najlepiej w miarę głośno i wyraźnie, ale oczywiście gdyby ludzie myśleli logicznie to bym tu nie pisała. Notorycznie zdarza się, że ludzie mówią w pięć osób na raz, przekrzykując się nawzajem - nic nie rozumiem, muszę prosić kilka razy o ciszę i kolejne składanie zamówienia. Zdarzają się osoby które podjadą pod okienko z włączoną muzyką, czasami nawet nie słyszę czy ktoś coś do mnie mówi, w słuchawce słyszę samo bumbumbum. Prośby o wyłączenie muzyki rzadko działają. Hitem była babka, która mówiła do mnie przez zamkniętą szybę, widziałam to dobrze na kamerze. Potem, po daremnej próbie porozumienia się przez zamknięte okno samochodu (nic nie słychać, ani u mnie ani u kierowcy) podjechała z mordą pod okienko i oczywiście pretensje, że mikrofon nie działa. Po wyjaśnieniu że trzeba otworzyć okno baba zrobiła focha i pojechała, mówiąc że więcej tu nie wróci. No oby!

7. "Czy zamówienie zgadza się na ekranie?" - to pytanie zadaję każdej osobie którą obsługuję. Na ekranie powinna wyświetlić się lista zamówionych rzeczy oraz cena, gość powinien zerknąć czy wszystko się zgadza i potwierdzić. Niestety, ze trzy czwarte osób nie sprawdza czy na pewno wszystko jest dobrze. Ja mogłam coś źle usłyszeć, klient mógł coś źle powiedzieć (większość osób przekręca nazwy albo zapomina co chciała wziąć), zdarza się. Niestety, ponieważ klient nie chce stracić kilku sekund na sprawdzenie zamówienia potem robi się problem, oczywiście sprawa kończy się wielkim fochem, czasami dochodzą jakieś wyzwiska i groźby.

8. Na koniec mały smaczek - nad wjazdem na drive wisi wielka tablica z napisem "H=2,7", chodzi oczywiście o maksymalną dopuszczalną wysokość pojazdów które mogą wjechać. Wyobraźcie sobie, że są osoby które pytają o to co to za kanapka "H" za 2,70 zł :)

Może nie są to jakieś wybitnie piekielne sytuacje, ale po kilkudziesięciu takich klientach już na prawdę wszystkiego się odechciewa.

gastronomia

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (200)

#78930

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Akcja miała miejsce wiele lat temu.

Miałam wtedy 13 albo 14 lat, właśnie wracałam z przystanku do domu.

Kilka dni wcześniej przeprowadziliśmy się na wieś, więc oczywiście nikogo nie znaliśmy, nikt też nie znał nas. Idę sobie poboczem, aż tu nagle zatrzymuje się auto i jakiś facet pyta mnie, czy znam Kowalską. Odpowiedziałam, że znam, a o co chodzi? Pan powiedział, że jest listonoszem i ma dla Kowalskiej pieniądze, więc mam jej przekazać, bo rzekomo nikogo nie zastał w domu, po czym… po prostu wręczył mi 230 zł. Podstawił potwierdzenie odbioru do podpisania, ja podpisałam, pan odjechał.

Listonosza zupełnie nie zastanowiło, kim ja jestem, jak się nazywam, czy te pieniądze faktycznie oddam Kowalskiej. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że podpisałam się jako Nowak, więc można zakładać, że nie jestem z rodziny. Po prostu zaczepił pierwszą osobę na ulicy (w dodatku dziecko) i dał 230 zł.

Tak się składa, że Kowalska to moja mama (mamy inne nazwiska), ja oczywiście oddałam pieniądze, ale co gdyby listonosz trafił na kogoś, kto by ukradł tę kasę? Co by powiedział, że dostarczył pieniądze jakiemuś dziecku, ale nie wie, co to za dzieciak ani jak się nazywa? Co więcej, mama cały czas była w domu i czekała na ten przekaz, listonosz nawet nie pofatygował się do drzwi. Piekielności związanych z tym listonoszem było znacznie więcej (np. nigdy nie dostarczył żadnej przesyłki, nikomu, jeździł autem i rozwoził awiza, a na pocztę było ponad 5 km...), finalnie facet wyleciał w końcu z roboty.

Do dzisiaj zastanawia mnie, czy on był tak leniwy, że ryzykował utratę 230 zł, czy może po prostu aż tak głupi.

poczta

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 157 (169)

#78606

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspomniałam w poprzedniej historii (http://piekielni.pl/78396), pracuję w restauracji typu fast-food. Codziennie przychodzi do nas mnóstwo ludzi, więc i trafić na jakiegoś idiotę nietrudno.

Jakiś czas temu wpłynęła na nas skarga od bardzo oburzonego klienta. Pan poczuł się znieważony, obrażony i domagał się zwolnienia koleżanki, która go obsługiwała. Powód?

Mamy w swojej ofercie kanapkę z mięsem i szynką. Dużo osób brało tę kanapkę w wersji bez mięsnego kotleta, z samą szynką. Szanowny klient zażyczył sobie kanapkę bez mięsa. Koleżanka na kasie zapytała go, czy kanapka ma być również bez szynki.

I się zaczęło... Pan dostał jakiegoś ataku wścieklizny, zaczął wyzywać dziewczynę od najgorszych, no bo jak ona śmie go pytać o takie coś! Przecież powiedział, że ma być bez mięsa, czyli bez żadnego mięsa! On nie jest mordercą, nie będzie jadł padliny!

Na drugi dzień wpłynęła skarga, z której wszyscy się po prostu uśmiali - i tylko współczuję osobie, która musiała użerać się z kretynem i przepraszać go w imieniu firmy za to, że koleżanka zapytała, czy chce kanapkę z szynką.

gastronomia

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 228 (244)

#78396

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w restauracji typu fast-food.

Restauracja jest bardzo popularna, codziennie mamy tłumy klientów, a co za tym idzie - trzeba czasami poczekać trochę dłużej na zamówienie.

Pewnego dnia przyjechała do nas karetka, ratownicy wpadli, żeby coś zjeść. W lokalu pełno, kolejka pod drzwi, ale widać, że ekipa z karetki zbytnio się nie spieszy, przynajmniej do czasu. Podczas składania zamówienia (dosyć sporego) sanitariusz powiedział mi, że... mają wezwanie i mamy się pospieszyć i im to wydać jak najszybciej, bo oni muszą jechać.

Powiedziałam, że nie da rady wydać im tego od razu, będą musieli poczekać około 10-15 minut, ale jak chcą, to możemy im przygotować to zamówienie za jakiś czas, kiedy wrócą (czasami tak robimy na prośbę klienta, nikt z tym nie ma problemu). Ale nie, oni chcą teraz i mamy się pospieszyć.

Zamówienie wydaliśmy po 10 minutach. Karetka odjechała na sygnale, a wszyscy zbierali szczęki z podłogi. Szkoda, że ciepłe hamburgery są ważniejsze niż czyjeś życie.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 231 (257)