Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

eulaliapstryk

Zamieszcza historie od: 11 listopada 2012 - 13:49
Ostatnio: 30 października 2021 - 18:48
O sobie:

"Chodzi mi o to, że teraz bycie nerdem jest w modzie i prawie wszyscy tak teraz wyglądają. Prawdziwy nerd nie wygląda, bo nie wychodzi z domu."

by Devotchka

  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 622
  • Komentarzy: 520
  • Punktów za komentarze: 3779
 

#84843

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdarzyło się, że na co dzień mieszkam za granicą. Nieistotne, gdzie. Istotne, że polskiego numeru telefonu nie posiadam. Posiadam (a raczej posiadałem) natomiast polskie konto bankowe – głównie do okazjonalnych zakupów online w Polsce i wypłacania gotówki podczas wizyt w ojczyźnie.

Logowanie do konta internetowego trzystopniowe – 1. numer użytkownika, 2. ustalone hasło, 3. jednorazowy kod SMS. Przez półtora roku posiadania owego konta wszystko śmigało, aż pewnego dnia, przy próbie zapłacenia online za jakąś duperelę, oczekiwanego SMS-a z kodem niet. Zakup pilny nie był. Stwierdziłem, że to pewnie chwilowa awaria i zignorowałem sprawę. Kolejnego dnia „awaria” nadal trwała. Następnego także. I tak przez kolejny tydzień albo podobnie.

Telefon na infolinię banku. Samo słuchanie w słuchawce Ivana i Delfina, Beaty Kozidrak oraz podobnej klasyki granej najpewniej na kasetowym magnetofonie przez trzeszczący mikrofon ma chyba sprawić, że zdenerwowani klienci skruszeją i złagodzą obyczaje. Żeby podziękować za to, że wszystko pięknie działa, raczej się na infolinię nie dzwoni. Zaparłem się zadnimi łapami i doczekałem połączenia z konsultantem [K].

Hasła dostępowego do obsługi banku przez infolinię naturalnie nie pamiętałem, ale mile mnie zaskoczono, że wystarczy przejść ochnastostopniową weryfikację odpowiadając na pytania między innymi o własny numer telefonu, adres e-mail, numer buta, nazwisko panieńskie sąsiadki i ulubioną postać z „Seksu w Wielkim Mieście” oraz adres korespondencyjny, żeby potwierdzić swoją tożsamość.

K: U nas wszystko gra. SMS-y wysyłane są normalnie. To musi być u pana coś.
Ja: Wcześniej działało. Teraz nie działa. Na przełomie sytuacji niczego nie zmieniałem.
K: U nas wszystko gra. SMS-y wysyłane są normalnie. To musi być u pana coś.
Ja (dla uspokojenia nucąc w myślach „Jej czarne oczy”): Tak, już pan raczył wspomnieć. Jednak SMS-y nie przychodzą.
K: U nas wszystko gra. SMS-y wysyłane są normalnie. To musi być u pana coś. Operator panu pewnie zmienił usługę z odbieraniem SMS-ów specjalnych.
Ja (na to nie wpadłem): Dobra... Czy moglibyśmy zmienić zatem numer telefonu, na który są wysyłane SMS-y? Mam drugi numer telefonu u innego operatora.
K (aż we własnej słuchawce słyszałem gwałtowne klikanie myszką): Się nie da się. Przy zakładaniu konta posługiwał się pan dowodem osobistym, który jest już nieaktualny. Będzie pan musiał osobiście pojawić się w oddziale banku z nowym dowodem osobistym. Tam będziemy mogli zmienić numer telefonu.
Ja: Do najbliższego oddziału banku mam jakieś 1000 km, z czego ze 300 przez morze. Wizyty w Polsce w najbliższym czasie też nie planuję. Już mnie pan przecież zweryfikował, dlaczego nie możemy zmienić numeru telefonu tutaj?
K: Się nie da się. U nas wszystko gra. SMS-y wysyłane są normalnie. To musi być u pana coś.
Ja: Jej piękne czarne oczy, śnią się czarne oczy, ich nie przeoczysz, wiem, że nie...
K: Słucham?
Ja: Nie, nic... Nie mam dostępu do własnego konta, a wasze procedury uniemożliwiają mi odzyskanie go. To tak trochę, jakbyście moje pieniądze trzymali jako zakładnika. Przychodzi panu do głowy jakieś inne rozwiązanie? WIEM, ŻE U WAS WSZYSTKO GRA I SMS-Y SĄ WYSYŁANE NORMALNIE I TO MUSI BYĆ U MNIE COŚ!
K: Może pan zamknąć konto i przelać pieniądze na inne konto przez infolinię.
Ja: Kuszące, ale wolałbym po prostu odzyskać dostęp do swojego konta.
K: Musi pan sprawdzić u swojego operatora usługę SMS-ów specjalnych. U nas wszystko gra. SMS-y wysyłane...
Ja: WIEM! Dobra. Rozumiem. Sprawdzę, a kiedy już będę miał potwierdzenie, że u mnie wszystko gra, SMS-y odbierane są normalnie i to musi być u was coś, wtedy się odezwę. Do usłyszenia.

Usługę SMS-ów specjalnych u operatora sprawdziłem. Była! Szokujące? Niespecjalnie! Wszystkie usługi były włączone. Dostępu do banku nadal nie ma. Kolejny telefon do operatora dla pewności. Reset mojego konta u nich, czy inne abrakadabra tego rodzaju, ostatecznie ich przeprosiny, że więcej nic nie zrobią, bo naprawdę wszystko wygląda w porządku. Najwyraźniej z moim telefonem wszystko gra. SMS-y odbierane są normalnie. To musi być w banku coś.

Uzbrojony w tę wiedzę, telefon na infolinię banku. Ivan i Delfin, Beata Kozidrak, Konsultantka [K2], numer telefonu, adres e-mail, numer buta, nazwisko panieńskie sąsiadki i ulubiona postać z „Seksu w Wielkim Mieście” oraz adres korespondencyjny. Rozmawiamy. Sprawa wyłuszczona.

Ja: …tak że u mnie wszystko gra. SMS-y odbierane są normalnie. To musi być u was coś.
K2: Naprawdę bardzo mi przykro, ale w tej sytuacji nie mogę nic zrobić. Żeby zmienić numer telefonu, musiałby się pan osobiście pojawić w oddziale.
Ja: 1000 km, 300 wpław.
K2: Przykro mi.
Ja: Ok, rozumiem, nie pani wina. W takim razie chciałbym zamknąć konto i przelać pieniądze na inne konto.
K2: Może pan zgłosić dyspozycję zamknięcia konta bezpośrednio z panelu sterowania na koncie internetowym.
Ja: Przeanalizuje pani sobie, co mi właśnie zaproponowała i dlaczego w ogóle rozmawiamy?
K2: Aha... Naturalnie, możemy niezwłocznie przejść do procedury zamknięcia konta.

W ciągu kolejnych kilku minut odczytane mi zostały kolejne warunki zamknięcia konta, na które automatycznie miałem powtarzać „potwierdzam”.

K2: Czy potwierdza pan, że wszystkie środki, w wysokości XXXX złoty i XX groszy przelać na wskazane konto bankowe?
Ja: Potwierdzam, żeby przelać WSZYSTKIE środki. W jakiej wysokości, nie wiem, bo od miesięcy nie jestem w stanie się zalogować na własne konto. Muszę pani zaufać, jako przedstawicielce banku.

Dyspozycja o zamknięciu konta poszła. Po odczekaniu wymaganych tygodni pieniądze pojawiły się na wskazanym koncie.

Kurtyna? Prawie, bo jeszcze taka zagwozdka. Nie da się w wielce szanownym banku zmienić (przypomnijmy, że po szczegółowej weryfikacji) zapisanego numeru telefonu do przysyłania kodu SMS, będącego tylko jednym z trzech etapów potwierdzenia tożsamości. Da się natomiast przelać wszystkie środki na wskazane w rozmowie telefonicznej konto. W okresie od wydania dyspozycji zamknięcia konta do momentu przelania środków na wskazane konto i likwidacji nieszczęsnego konta ani nigdy potem nie dostałem nawet maila informującego, że rachunek jest zamykany, przestaję być ich klientem, a pieniądze wypływają w nieznane. Jeśli zatem nie byłoby to moje konto, to co?

Ano nic, przecież u nich wszystko gra.

Santander Bank Polska

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 217 (239)

#76383

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Irytujący typ klientów.

- Poproszę petardy dwuhukowe.
- To tylko korsarze, są na draskę.
- Ale ja chcę na lont.
- Nie mam w ofercie dwuhuków na lont.
- A te achtungi to będą dwuhukowe?
- Nie, dwuhukowe mam tylko korsarze.
- A na lont to jakie dwuhukowe?
- Żadne. Tylko korsarze. Na draskę.
- A pani mi otworzy, pokaże, bo ja chcę zobaczyć jak ten ich lont wygląda.
- Nie otworzę paczki i korsarze nie są na lont.
- A to które są na lont?
- Mam wiele petard na lont

I wymieniam…
- No dobrze, a które z tych są dwuhukowe?
- Żadne na lont nie są dwuhukowe.
- A z tych różowych są dwuhukowe?
- Nie, mam dwuhukowe tylko korsarze.
- A z tamtych może?
- Nie, tylko te tutaj są dwuhukowe.
- Ale na lont?
- Nie.

Milion lat później...

- Wie pani co, to ja się jeszcze zastanowię...

klienci

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (249)

#75975

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Historia krwawa, tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Będzie długo, bo mam wenę, opiszę wszystko, a co tam. Kto nie lubi czytać, niech sobie odpuści tę historię, poniżej też są ciekawe.

Moje ostatnie oddawanie krwi pobiło wszystkie dotychczasowe rekordy dramatyzmu w tych zawodach. A było to tak...

Przeuroczy jesienny poranek, leje, kosi, pizga, nie trzeba się nadziać na igłę, by stracić chęć do życia i miłość do ojczyzny. Ale ten dzień okazał się jeszcze bardziej satysfakcjonujący dla przeciętnego masochisty, bowiem trafiła się nam - nieszczęśnikom - niedoświadczona lub po prostu kijowa pielęgniarka.

Pominę brak obuwia ochronnego, kaszlanie na igłę i inne drobne świństewka. Pani piguła była po prostu zuaaa \m/.

Trzy stanowiska, dwa zajęte, więc usadziłam szanowną pupcię na jedynym wolnym. Lubię krwawe masakry, więc rozsiadłam się wygodnie i z uśmiechem, wywołanym szokiem, zaczęłam podziwiać sytuację. Komedia, Moi Drodzy, komedia.

Na fotelach siedzą:
Pani z numerem jeden - twarda, choć szczuplutka sztuka.
Pani z numerem dwa - większa, acz wrażliwa dziewczyna.

Piguła krąży i opowiada o tym, jakie to oddawanie krwi jest frajersko proste, że użala to to się teraz nad sobą. A jak mdleją, to tylko dlatego, że kłamie to to w ankietach, a ona biedna musi potem ratować sytuację.

Tak trajkotała, bo się potem dowiedziałam, że miała najwyższy współczynnik omdleń od czasów - co najmniej dawnych, o ile nie pradawnych.

Z braku laku zaczęłam się rozglądać uważniej. Druga pani pielęgniarka płacze [??? :)]. Dziewczyna obok mnie siedzi z wbitą, niczym niezakrytą igłą. Zanim pielęgniarka kapnęła się, by to zakryć plastrem, spuszczona była już połowa.

Wtem wbiegła przerażona dziewczyna. Sweter miała cały we krwi. Napaskudziła dookoła niemiłosiernie. Reakcja pielęgniarki była zgoła nietypowa, ponieważ w pierwszej kolejności nie wzięła się za tamowanie czerwonego potoku, tylko za wrzeszczenie na poszkodowaną. Tymczasem jedna z dziewczyn z zaaplikowaną igłą zaczęła głośno domagać się wody, druga koleżanka odpłynęła, a chłopak w kolejce zaczął trząść się jak galareta.

Kiedy piguła się wykrzyczała, umyła przerażonej dziewczynie rękę, zaczęła narzekać, że za dużo wody na to zmarnowała, po czym wzięła listek ręcznika papierowego, podłożyła go sobie pod stopę, wytarła pobieżnie podłogę i wio, cucić zemdloną. Druga pani pielęgniarka w tym czasie wciąż płakała sobie w najlepsze.

Patrzyłam na to jak urzeczona. Emocje narastały, tym bardziej, że moja kolej miała dopiero nadejść.

No i nareszcie, teraz ja.
- Gdyby była pani tak uprzejma, to niech pani mi weźmie z lewej. Jedna sprawna ręka mi się dzisiaj przyda. (Lewą nakłuwali mi już do badań.)
- No nie wiem. Gdzie ty masz żyły, kobieto!?
- Myślałam, że należy mieć przy sobie tylko dowód osobisty.
- Bardzo śmieszne. No ja spróbuję, ale niczego nie obiecuję.
- Niech się dzieje wola nieba.

Twarda ze mnie sztuka. Zaczynamy.

*klep* *klep* *klep* *klep* *klep*
- No nic tu, cholera nie widzę!
*klep* *klep* *klep* *klep* *klep*
Nie było osoby, która by się nie obejrzała. Pieszczoty siarczyste, niczym w "pisiont twarzów greja".
- Coś widzę! Ale to za małe!
- Pani próbuje.
Kłuje pierwszy raz. Nie dało rady - wyciąga. Kłuje drugi raz - no znowu dupa. Trzeci raz - jest nadzieja... Próbuje trafić, rucha mnie tą igłą, to w jedną, to w drugą stronę. Jest! Trafiła w żyłę. I jak mi w tej żyle nie zaczęła wiercić tą igłą, prawo, lewo, obrót, chrystepanie, wkrętka, piruet...
- Pani, jak panią kocham, tak zaraz pani pie*dolnę.
- Dobra, już mam.

Zostawiła jak było, spłynęło trochę, po czym zaczęła narzekać na słabe ciśnienie i... wyjęła ze mnie osprzęt. To co już "było spłynięte", to wywaliła i stwierdziła, że jednak bierzemy z prawej ręki, jak się bawić to na całego, a co!

Ja oczy jak piątaki, ale nie będę przecież podskakiwać kobiecie z igłą. Oddałam się cała. Koniec końców, po długiej batalii udało się spuścić całą porcję.

Jeszcze nigdy się tak źle nie czułam po oddawaniu krwi (zazwyczaj nie było po mnie nic widać, nie czułam kompletnie nic, funkcjonowałam normalnie). Bite dwa dni chodziłam jak struta. Mąż, patrząc po moich pokłutych i posiniaczonych rękach, stwierdził, że jak nic ze mnie tym razem wyssali co najmniej grubego litra.

Ja naprawdę twarda sztuka jestem. Ale jeśli jeszcze raz zobaczę tę pamiętną ekipę, będę gnać stamtąd ile sił w nogach. A, wierzcie mi, biegać nienawidzę.

piekielna_pielegniarka

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (328)

#74297

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu, jacyś nasi politycy, mniejsza o opcję, szczycili się tym, że teraz tak łatwo założyć działalność gospodarczą.

A szkoda. Bo kilka ostatnich lat moich doświadczeń pokazuje, że wręcz przeciwnie - kandydat na przedsiębiorcę, a zwłaszcza pracodawcę, powinien przejść serię bolesnych badań na okoliczność tendencji do oszustwa i złodziejstwa, debilizmu, sprawdzić poziom empatii i... a, nie chce mi się dalej wymieniać, bo coś mnie trafia.

Będzie dosyć długo, historia o tym jak odbyłem swoje 9 miesięcy podmorskiej żeglugi, pod światłym przywództwem Kapitana Niemo (skrót od "niemota"), na okręcie... dobra, dobra, zostawmy nazwę firmy w tajemnicy.

Słowem wstępu: firma budowlana, specjalizacja - hydraulika, automatyka, techniki basenowe. Szczególnie nastawiona na przetargi publiczne.
Zatrudnia kilkanaście osób, sporą część nawet legalnie, bo wiecie, papiery się muszą zgadzać, jakby się Unia przyglądała, któż to za jej pieniądze kopie te dołki w ziemi.

A rzeczywistość... lecimy z koksem.

1. Zarządzanie

Kapitan Niemo ma, nomen omen, słaby słuch i zawsze mylił to z "zażądaniem". Żąda więc na przykład dodatkowej ćwiartki przed jazdą samochodem. Często potrafi zażądać, żeby pracować, na przykład, 14 czy 16 godzin z rzędu bez przerwy.
Ale żeby czymś zarządzać... zostawmy nawet teorie akademickie, ale tak mi się wydaje, że jak się prowadzi budowę obiektu za blisko 8 baniek, to wypada cokolwiek o niej wiedzieć. Jakkolwiek rozsądnie ustawić zasoby. Nie doprowadzać do sytuacji, że po prawie roku pracy, twoi pracownicy dowiadują się od osób postronnych, jaki jest ich zakres zadań i dopiero wtedy czytać pierwszy raz umowę. Sporządzić harmonogram. Ustalić kierowników, brygadzistów, jak zwał tak zwał.
Cokolwiek.

W praktyce? "Chłopcy, zaczynamy nową budowę. Jedźcie w drugi koniec kraju i zacznijcie coś robić. Za parę miesięcy może ktoś inny wam powie, co i po co".

Efekt? Opóźnienie ponad pół roku względem umowy. Ale Niemo o tym nie wie za bardzo, w końcu średnio ją czytał.

2. Że na budowie za państwowe tudzież unijne pieniądze nikt nie kopnął Niemo w odwłok za takie opóźnienia? Ja nic więcej nie powiem bez adwokata, ale domyślcie się, dlaczego inwestor udawał, że nie widzi.

3. BHP

Kojarzone przez Niemo jako skrót od "Bierz Hultaju Piwo". Przy czym "hultaju" to tak na potrzeby cenzury napisałem.
Pracownicy pracują przy prądzie? Na wysokościach, i to grubo powyżej 3m? Drobiazg. Badania lekarskie są dla słabych. Uprawnienia dla ciot. Na pewno doskonale wiesza się na słupie latarni kamerę, w lutym, przy wietrze rzędu 80km/h, stojąc na drabinie opartej o tę latarnię. Na grząskim gruncie. Zgadujcie trzy razy, ile punktów oparcia ma drabina oparta o słup średnicy rzędu 20 cm, na wysokości około 5-6 metrów.
Do wyłączenia rozdzielni średniego napięcia najlepiej jest wysłać pracownika bez uprawnień, w mokrych najczęściej butach, opcjonalnie w rękawicy gumowej jak miał dobry humor.
Że co, że powinna to robić elektrownia? A kto by na nich czekał, jeszcze płacił te 200 czy ileś złotych. Zostanie na wódkę.

Spokojnie, przez ten blisko rok były tylko trzy wypadki przy pracy, z czego tylko dwa zakończone hospitalizacją. Jeden przez brak kasków, dwa przez upadki z drabin. Na szczęście wszyscy byli zatrudnieni legalnie i mieli opłacone skłahadki zdrohahawothahahahahahaha!!!ne.

4. Planowanie

Kolejny po "BHP" niezrozumiały dla Niemo zwrot. Kojarzony zapewne z plantowaniem terenu, bo wiecie, słaby słuch.
Żeby się nie rozpisywać: masz do dyspozycji trzech ludzi. I trzy miejsca, gdzie oni są równolegle potrzebni, ale o skrajnie różnych priorytetach. Naturalnie, najlepiej wtedy wysłać dwóch tam, gdzie spokojnie może to poczekać tydzień, a jednego - nowego - na już opóźnioną i naglącą inwestycję. I niech tam łazi, niech inwestor widzi, że ktoś jest.

Że pracownicy mają życie prywatne i swoje plany? Aaale tam. Wymyśl prawie tydzień w tydzień jakąś skomplikowaną przepinkę urządzeń na piątek po południu. Nie widzieli rodziny dopiero pięć dni, niech posiedzą jeszcze weekend i kolejny tydzień, bo przy takiej przepince ZAWSZE coś się sp...owodów różnych nie uda. Że Niemo nie ma życia prywatnego, lub ucieka od niego jak najdalej (patrz: próba takiej właśnie ryzykownej przepinki 23 grudnia, gdzie nawet inwestor prosił, żeby to zrobić po nowym roku) - ty też masz nie mieć. To jednak było robione z tak oczywistą premedytacją, że bardziej pasuje do działu "ku...stwo" niż "planowanie", ale takiego działu nie przewiduję... chwilowo.

5. Logistyka
Bez jaj.

6. Płatności
To jest Wyższa Szkoła Zarządzania Finansami im. Kapitana Niemo. To jest doktorat, to jest profesura, to jest papież nowej religii czczącej Chaos. To jest...

To jest tak, że jeżeli słyszeliście w życiu cokolwiek o różnicy między przychodem, dochodem, zyskiem, rentownością, cokolwiek o cash flow, zapomnijcie o tym natychmiast.
Oto wielka tajeemnica wiaaary!

Prowadzisz kilka inwestycji naraz, ale tylko jedną dużą. I drugą, też dużą, ale dopiero w planach.
Wiesz, że z tej pierwszej dostaniesz pokaźny zastrzyk siana w styczniu (mówimy o kwotach rzędu kilku mln złotych). A z tej planowanej dopiero - być może - w czerwcu (pamiętacie, planowanie).
Co zrobisz wiedząc, że przez pół roku nie wystawisz żadnej faktury, masz na utrzymaniu kilkunastu pracowników, biura, flotę, bieżące wydatki, spłacenie kosztów inwestycji (sprzęty i materiały na kredyt, dajmy na to)?

Ktoś głupi pomyślałby "spłacę bieżące zobowiązania, zachomikuję na lokacie odpowiednią ilość kasy żeby utrzymać firmę przez pół roku, resztę przejem/zainwestuję". Zaprawdę powiadam Wam, nie macie pojęcia. Za te pieniądze należy:
- wyjechać na fajne wakacje
- kupić do firmy dwie maszyny, bez których wszyscy sobie do tej pory doskonale radzili (bardziej fanaberia niż must have).

A pracownikom się powie, że pensje dostaną wkrótce. Kiedy piszę to, 28 lipca, "wkrótce" jeszcze trwa. Rekordziści mają uzbierane po 5-6 pensji. Ja, szczęśliwie tylko dwie i pół.

Niemo nie interesuje, że wynajmujesz mieszkanie, że masz narzeczoną w ciąży, że w zasadzie to już nie masz co jeść, a w zeszłym tygodniu odłączyli ci prąd. On nie ma takich problemów, to co go to obchodzi. On ci powie, że trzeba było oszczędzać to byś miał.

Naturalnym i nagminnym dla Niemo było także to, że o pensjach zwyczajnie... zapominał. Nie, że na nie nie miał. Nie, że był tak zajęty obowiązkami, że nie miał czasu.
Po prostu zapominał. Na zasadzie "dziś zrobię ci przelew", "dziś" trwało tydzień, po tygodniu "wczoraj przecież puściłem", żeby za dwa tygodnie "jutro będę miał chwilę to zrobię". Poważnie. Ale przynajmniej można było tak samo napisać elektrowni, gazowni, dostawcy telefonu i internetu, czy właścicielce mieszkania które wynajmujesz. Rozumieli.

Ale ja już się wyokrętowałem...(jest takie słowo? :)) I właśnie napisałem pozew. Opisując to wszystko, co powyżej, może nieco innym językiem.

I trzymajcie kciuki, mocno. A jeśli ktoś z czytających się zna cokolwiek na prawach "pracownika" na czarno, niech pierwszy rzuci komentarzem, jeśli ma ochotę oczywiście.

statek kapitana niemo budowlanka

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (242)

#63693

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielnymi są Polacy, media. Dziś zamkniętych pozostaje ok 1/3 poradni POZ. Mimo, że rozmowy rozpoczęły się zaraz po nowych pomysłach MZ(czyli w listopadzie) do dziś nie ma konsensusu. Polacy niestety nie potrafią pojąć o co w ogóle LR walczą. Czytając opinie polskich internautów pełnych jadu, niezrozumienia boję się że muszę żyć w kraju głupoty i idiotyzmu. "Pokaż lekarzu co masz w garażu", "Zabrać tym komuchom prawo do pracy w wielu poradniach", "Za nasze się uczyli niech spierd..." i wiele wiele innych wulgarnych, obraźliwych i pełnych niezrozumienia.

Wytłumaczę zatem o co chodzi. Stawka kapitacyjna na rok na pacjenta to 96 zł w POZ. W tym są wszystkie badania krwi, wizyty, badanie USG i RTG, płaca pielęgniarek, płaca rejestratorki, rachunki, czynsz za lokal, opłata za system komputerowy medyczny i wiele wiele innych kosztów. W końcu POZ to firma, pracująca na własny rachunek. Dodatkowe pieniądze POZ otrzymywał za chorych na cukrzycę i nadciśnienie oraz jeśli w danym miesiącu 25% przyjętych pacjentów stanowiły infekcje, to też były za to dodatkowe pieniądze. MZ chce zwiększyć stawkę kapitacyjną do 136 zł, ale zabrać wszystkie dodatki, o których wspomniałam przed chwilą. Tu zaczyna się dopiero ciekawie.

Od Nowego Roku LR ma mieć w swoim koszyku świadczeń inne badania: specjalistyczne USG (piersi, moszny przełyku, tarczycy itp itd, rezonans magnetyczny, tomograf komputerowy, ECHO serca, próbę wysiłkową. Kto ma za to zapłacić? Oczywiście POZ. Jeśli ktoś ma choć odrobinę świadomości wie ile takie badania kosztują Sam rezonans potrafi kosztować ok 500-600 zł. Więc od Nowego Roku LR ma decydować komu zabrać aby dać jednemu pacjentowi. Stawka 136zł pomniejszona o wszystkie bonusy stanowi tyle samo lub nawet mniej niż dotychczas poradnie otrzymywały.

Dodatkowo z listy pacjentów mają zniknąć wszystkie osoby, które wyświetlają się na czerwono w EWuŚ. Należą do nich bezrobotni, matki na urlopie, osoby na zwolnieniu. W każdej poradni to około 300 osób, które przecież i tak do poradni przyjdą, tylko nie będzie za nich pieniędzy.

Wisienką na torcie jest Pakiet Onkologiczny. Lekarz ma pacjenta diagnozować za pieniądze z innych pacjentów, gdyż sama diagnostyka to suma ogromu badań specjalistycznych. Później kierować do AOS. To nic, że onkolodzy twierdzą iż to ogromne zagrożenie dla pacjentów onkologicznych. W końcu LR to LR, a onkolog 5 lat uczył się tylko o nowotworach. Osobiście wolałabym być diagnozowana przez specjalistę w tak ważnej kwestii. No ale w końcu było szkolenie dla LR onkologiczne jednodniowe, dla jednego województwa jednego dnia, zawsze w Warszawie. Ciekawe dlaczego większość LR została w poradni skoro przecież nie można jej zamknąć. Nie wspomnę już, że to jest niezgodne z konstytucją, wg której każdy ma równe prawo do leczenia swojej choroby. Segregacja, nic więcej.

Nie uważam, że leczenie pacjentów onkologicznych było złe. LR podejrzewał, kierował do specjalisty. Jedynym rozwiązaniem jest zniesienie limitów w poradniach onkologicznych, a nie przerzucanie odpowiedzialności w tak ważnej dziedzinie. Potem to LR będzie zły i niedobry, bo przecież miał się douczyć. Wspomnę jeszcze o tym, że LR musi rozpoznać 2 złośliwe nowotwory na 30 podejrzanych. Inaczej płaci karę, odbierane jest mu prawo do wystawiania zielonej karty. Kto powie bez badań który guzek na piersi jest złośliwy, a który nie?
Kto ucierpi? Oczywiście pacjent, którego lekarz nie będzie mógł wystawić zielonej karty.

Kłamstwa, kłamstwa, wszędzie kłamstwa. Prawdziwe problemy przykrywane są posłanką Pawłowicz jedzącą sałatę.

Ja naprawdę o wiele nie proszę, ale choć o odrobinę zrozumienia. Choć odrobinę pojęcia i dopiero późniejsze komentowanie. Nie każdy jest hieną liczącą jedynie na kasę. Sytuacja jest naprawdę bardzo poważna. Podpisanie kontraktu i wywiązanie się z niego, może doprowadzić poradnię do bankructwa.

Skomentuj (97) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 395 (517)

#63462

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o szukaniu sensacji na ludzkiej tragedii.

Zapewne większość z Was słyszała o okrutnym mordzie na rodzicach.
(Dla tych co nie słyszeli wklejam link: http://www.fakt.pl/wydarzenia/dziewczyna-namowila-chlopaka-do-mordu-zabojstwo-w-bialej-podlaskiej,artykuly,510695.html)
Ale nie będę pisać o tej tragedii tylko o zachowaniu ludzi.

Tak się składa, że mieszkam w niedalekiej okolicy miejsca zbrodni.
Jest to bardzo spokojna okolica. To znaczy była do soboty. Teraz ciągle coś się dzieje najbardziej denerwujący są ludzie którzy w niedziele po kościele wybrali się całą rodziną na spacer podziwiać dom zamordowanych. I to nie chodzi o jednostkę, tam po prostu były tłumy.

Może to ze mną jest coś nie tak bo nie rozumiem takiego zachowania co jest w tym ciekawego? Że stała się taka tragedia?

ludzie

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 287 (471)
zarchiwizowany

#63141

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem czytelnikiem piekielnych. Niestety wchodzę na stronę bardzo rzadko, tak samo przestały ja odwiedzać moje znajome. Opowiem tutaj dlaczego.

"Tutaj trafiają wszystkie historie zgłoszone przez użytkowników - od was zależy, które z nich nie trafią na stronę główną, a którym się może poszczęścić. Ostateczny wybór należy do moderatorów."

Do poczekalni trafia coraz mniej historii, historie są bardzo szybko archiwizowane. Nie ma co czytać. Strona główna rzadko aktualizowana.
Myślę, że moderatorzy powinni załagodzić swój "ostateczny wybór", bo robi się tutaj bardzo nudno. Kiedyś było o wiele ciekawiej! Teraz wszystkie historie są robione na jedno kopyto. Sami naciągacze i problemy na allegro.

Skomentuj (93) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 427 (653)

#56317

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój 5-letni brat chodzi na religię razem z resztą przedszkolaków. Fabian jest poważnym dzieckiem, inteligentnym, mądrym jak na swój wiek. Ładnie składa zdania, można normalnie z nim rozmawiać, pytania są ciekawe.

Od 3 dni zadaje pytania, czy Agnieszka pójdzie do nieba? Czy tata pójdzie do nieba? Odpowiadamy że tak, że jesteśmy dziećmi Bożymi, że jesteśmy dobrzy, a jak ktoś jest dobry i nie robi nikomu krzywdy to pójdzie do Boga. No takie mniej więcej słowa. On milczy, a za chwilę zaczyna płakać, że siostra zakonna powiedziała, że są niedobrzy (przedszkolaki), że pójdą do piekła. Że ich rodzice umrą i już nigdy ich nie zobaczą.
Zakonnica to starsza kobieta, może nie wie, że 5-latkom się takich rzeczy nie powinno mówić?
Fabianowi siadło to do głowy i jak go gonię do łazienki myć się, to mówi, że nie chce, żebym umarła i on umyje zęby żeby nie iść do piekła.
No żesz...

siostry zakonne

Skomentuj (106) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 763 (905)

1