Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

flav

Zamieszcza historie od: 4 lipca 2013 - 16:31
Ostatnio: 1 marca 2024 - 14:50
  • Historii na głównej: 11 z 12
  • Punktów za historie: 2930
  • Komentarzy: 17
  • Punktów za komentarze: 132
 

#80383

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja córka uczy się tańca. Zajęcia ma dwa razy w tygodniu, w środę po południu i w sobotę rano. Drugi rok chodzi na zajęcia z koleżanką, nazwijmy ją K.

Umówiłam się z mamą K, że będziemy dziewczyny wozić na zmianę (szkoła tańca jest w innej miejscowości) - ja w środy (mama K pracuje na zmiany, w tygodniu po południu jest albo w pracy, albo po ciężkiej dniówce; ja mam czas), ona w soboty. System działał prawie bez zgrzytów. Prawie, bo kilkukrotnie rodzice K zapominali o zajęciach w środę, jadąc po ich córkę próbowałam się dodzwonić, ale akurat nie mieli czasu na rozmawianie ze mną. Kończyło się dzwonieniem domofonem, ubieraniem dziecka w dzikim pędzie i później, czasem, jakimiś niezgrabnymi przeprosinami nad pomidorami w markecie.

Spoko, nie przejmowałam się. Ale dziś! Dziś szlag mnie trafił, krew nagła zalała i wuj wie co strzeliło! Jest sobota, zajęcia zaczynają się o dziesiątej. Młoda ubrana, poczesana i spakowana czeka na transport. Już za piętnaście, najwyższy czas (tamci mają problem z punktualnością, zawsze zawożą dziewczyny na styk albo i nie). Dzwonię do matki K - nie raczy odebrać. Córka dzwoni do K - wyłączony telefon. Udało się dodzwonić do brata K, P. I co się okazuje? Nie jadą! K rozbolała nóżka! (jej odwieczna wymówka, kiedy nie chce się jej ruszyć z domu, o czym sama czasem opowiada mojej młodej). Za dwanaście dziesiąta! Młoda w płacz: Jak to, K boli noga, a ja nie będę tańczyć?! To niesprawiedliwe! Zgadzam się z nią w stu procentach.

Jak stoję tak w piżamie rzucam się do garażu. Po drodze obmyślam plan - zadzwonić do mamy, mieszkającej obok, żeby przeszła zająć się moim drugim, młodszym dzieckiem. Wpadam do garażu, a tam pusto - mąż wyjątkowo wziął auto do pracy! Młoda płacze, ja się miotam, dzwonię do P - może uda mi się skłonić któreś z jego rodziców, żeby jednak wywiązało się z umowy! (kiedy młoda była chora planowałam wieźć samą K, co z tego, że nie moja - słowo to słowo, a umowa to umowa! Młoda poczuła się lepiej, więc nie zrobiłam tego, ale ZROBIŁABYM, bo tak nakazuje elementarna ludzka przyzwoitość! A jak już się ma w nosie umowy, to chyba należałoby, nie wiem - zadzwonić? Uprzedzić? "Ej, Tris, mam w nosie umowę, jestem niesłownym draniem, zorganizuj młodej jakiś transport, ok?").

Zatem dzwonię. Proszę P, żeby dał mi tatę albo mamę do telefonu. "Ale śpią". No szlag by cię. Mówię: "To ich obudź, to ważna sprawa". PIIIP PIIIP PIIIP. Rozłączył się! Dzwonię jeszcze raz. Odrzuca połączenie. Jeszcze raz. Wspominałam, że wszystkie dzieci tych państwa są niesamowicie dobrze wychowane? Cóż, przykład idzie z góry.

Skończyło się tak, że zawiózł nas mój ojciec, mama przyszła do młodego, choć mieli oboje (rodzice) inne plany (ale czego nie robi się dla płaczącej wnusi). Młoda spóźniła się prawie dwadzieścia minut, ale dojechała.

A ja wciąż nie dodzwoniłam się do państwa "mam cię w nosie". Może i dobrze, bo poleciałby soczysty bluzg. Chyba zerwę tę umowę. Może jestem dziwna i niedzisiejsza, ale uważam, że dotrzymywanie umów i słowa jest ważne.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (217)

1