Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

franciszka

Zamieszcza historie od: 14 września 2018 - 10:34
Ostatnio: 29 grudnia 2023 - 14:13
  • Historii na głównej: 6 z 8
  • Punktów za historie: 499
  • Komentarzy: 49
  • Punktów za komentarze: 231
 

#90224

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W kontekście ostatniej historii oraz pierwszej od bardzo dawna zagranicznej podróży.

Dla tych co nie wiedzą, walizeczka do schowka nad siedzeniami ma konkretne wymiary tak żeby wejść na płasko i na to jeszcze wejdzie torebka czy kurtka. Mały bagaż typu torebka czy plecak daje się pod siedzenie z przodu.

Uwielbiam latać. Niestety przez pandemiczne czasy latałam tylko wewnętrznie nad morze kilka razy. To oczywiście nie powoduje automatycznie że nie ma piekielności. Ale do brzegu.

Lot z nad morza. Samolot pełny, niedziela wieczór. Wchodzę pod koniec, bo i po co się spieszyć. Schowki nad głowami prawie pełne, a ja z walizeczką więc muszę ją upchnąć. Widzę przestrzeń kawałek przed moim miejscem. A tam: walizeczka (prawidłowo), obok kurtka, damska torebka, a obok na płasko położona torba na laptop. Można sobie łatwo wyobrazić jak mało i dużo równocześnie torba na 15 cali zajmuje miejsca. Patrzę za stewardessą ale za duży tłum żeby dotarła. Proszę okolicznych pasażerów żeby zabrali albo ułożyli to jeden wstał i przesunął kurtkę i on więcej nie może. Oj zrobiłam im tam przetasowanie. Grunt że walizka się zmieściła.

Kolejny lot znad morza. Krótki, 40 min w powietrzu. Tym bardziej nie rozumieliśmy, czemu nie można zająć się swoim dzieciakiem. Porozmawiać, dać grę czy coś. Dzieciak szalał. Skakał. Krzyczał. Kopał. A matka oglądała film na telefonie w słuchawkach. Na prośby i groźby nie reagowała. Dobrze że szybko byliśmy na miejscu.

Lot za granicę. Startujemy, trochę trzęsie. Odrywamy się od pasa, pierwszy zakręt po starcie, czuć uderzenie podwozia przy zamknięciu a koleś obok wstaje. I stoi. Załoga przez interkom prosi o powrót i zapięcie pasów. Koleś nie mówi po angielsku (?) ani po lokalnemu, nie rozumie. Nie dałam rady, mówię (po angielsku) "koleś siadaj, świeci 'zapiąć pasy'". Usiadł. Zaraz po zgaszeniu znaku wstał. Resztę trasy stał nad rodziną siedzącą po drugiej stronie alejki cały lot.
Dla zrozumienia sytuacji, siedział w tym samym rzędzie co oni tylko po drugiej stronie alejki, jakiś metr.

Na powrocie wydarzyło się dokładnie to samo, tylko z kobietą która zrozumiała pierwszy komunikat i wróciła na miejsce od razu.

samolot

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 105 (133)

#88300

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak w temacie rekrutacji przywiało wspomnienie najgłupszej, najżałośniejszej rekrutacji w jakiej uczestniczyłam.

Mieszkam za granicą, a firma szukała kogoś do czegoś (kontaktu z klientem, tyle było wiadomo z oferty) żeby generalnie ludzie z za granicy mogli tu przyjeżdżać w celach wykonywania procedur medycznych. Niewiele więcej zrozumiałam w każdym razie.

Nawet po rozmowie to wszystko co wiem.

W dobie pandemii nadal prowadzili rozmowy na miejscu. No ale ok. Lokalizacja - drugi koniec miasta. Dosłownie, jako że mieszkam przy jednym końcu linii metra a siedziba jest przy drugim końcu. Plus dwa przystanki autobusem i spacer. Umówiłam się więc na 9 rano żeby nie musieć brać wolnego w obecnej pracy. Był jeszcze okres zimowy, piękny mroźny poranek, a ja biegam i szukam dojścia do budynku bo przecież każdy nowy blok musi być teraz ogrodzony i trzeba znaleźć obejście. Dobiegam 9:03. Okazuje się że to jednak budynek dalej i trzeba jeszcze dookoła ogrodzenia. Do właściwego miejsca dobiegam 9:07.

Informuję panią na recepcji w jakim celu przybywam i zdejmuję kurtkę. Przybywa pani rekruterka (?) i zaprasza do pokoiku. Wychodzi na chwilę. Wraca. Mówi to co już było opisane w ofercie w internetach. Wychodzi odebrać telefon. Nadal nie ma na twarzy maski (przypominam pracuje w dziedzinie medycznej). Wraca i mówi że no ona przekaże szefowi i jak będzie zainteresowany to zadzwoni. Wychodzi porozmawiać. Wraca i dziękuje za moje przybycie. Otrząsam się z szoku i mówię że mam kilka pytań, takich jak czego dokładnie będzie dotyczyła praca. Samego przesłania podstawowych informacji czy wszystkiego z rezerwacją hotelu, biletu i tłumaczenia włącznie? Jest skrypt i ma on trzy strony. Aha. Zadaję jeszcze kilka pytań ale pani ewidentnie nie ma ochoty dalej rozmawiać. Wychodzę z pokoiku, ona sobie już idzie bez pożegnania. Ubieram szalik, kurtkę, czapkę, wychodzę.

Jest 9:15, hurra zdążę wrócić do pracy transportem publicznym.

Oferowali dobre pieniądze ale cieszę się że już później nie dzwonili.

rekrutacja

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (162)

#88746

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem zmęczona swoją szefową.

Zgodnie z zapowiedziami przyszła prośba o poprowadzenie treningu dla trzech osób. Dwóch. Szefowa zapowiedziała (praca zdalna więc przez Teams), że ja i (imię zmienione) Janek mamy poprowadzić. Ja odpisałam, że mam już zgodnie z listą więcej treningów niż koledzy, więc Janek stwierdził, że on to weźmie na siebie. Zadzwonił na chwilkę, ustaliliśmy, że zrobi sam i jakby coś to go wesprę, po czym wysłał mejla do nadawcy z informacją, że on poprowadzi o tej i tej godzinie. Jak dla mnie normalna procedura.

Szefowa za chwilę na czacie żeby napisać nadawcy żeby mnie również dodała bo przecież razem będziemy prowadzić. Odpowiedziałam że już ustalone i Janek bierze. Szefowa się pogniewała, stwierdziła, że ustalamy zasady za jej plecami i ona mówi że mamy poprowadzić razem. Pytam czemu, przecież to 60-80 minut treningu dla trzech słuchaczy. Ona tak mówi i tak ma być.

Piszę do niej bezpośrednio że nie rozumiem dlaczego tracić czas dwóch osób na dokładnie to samo kiedy może to robić jedna. Ona już zdecydowała. No zdecydowałaś ale próbuję zrozumieć dlaczego, w końcu dotąd działało bezproblemowo i nikt nie miał pretensji, a wykorzystanie dwóch osób zamiast jednej to złe zarządzanie zasobami zespołu. Zadzwoniła. Powiedziała że to dlatego że - uwaga - chce mieć pewność, że cały materiał został przekazany i jakby ktoś miał wątpliwości to ona ma dwie osoby które może przepytać czy na pewno wszystko było powiedziane.

Na tym samym stanowisku w innej firmie byliśmy traktowani poważnie - znamy materiał, wiemy co robić i jeśli ktoś twierdzi, że coś nie zostało przekazane to kłamie albo nie uważał.

korpo

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (139)
zarchiwizowany

#86233

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może nie do końca - albo i wcale nie - piekielne ale...

Zamówiłam na pospolitym portalu wymiany produktów półkę na obuwie. Taką na 140 cm wysoką. Dostawa do biura kuriera, podałam dane biura które mam dwie minuty od domu. Niestety kiedy przyszło powiadomienie okazało się, że paczka znajduje się w biurze w dzielnicy określanej jako podmiejska, za obwodnicą. Ledwie dwie przesiadki z autobusami raz na godzinę.

Kurier nie robi problemów, zadzwoniłam i na jutro mi paczkę przeniosą tam gdzie chcę, ale postanowiłam zwrócić nadawcy uwagę bo w końcu miał podaną nazwę i adres jednostki. W odpowiedzi dostałam cytuję "wystąpił błąd techniczny".

A głupia naiwna ja spodziewałam się "przepraszam za pomyłkę".

sklepy_internetowe

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (23)

#85161

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po lekturze historii https://piekielni.pl/18718 postanowiłam Wam jednak opowiedzieć, co mój bank wymyślił w poprzedni weekend. Ważna informacja - praktycznie nie noszę gotówki.

W poprzedzającym tygodniu, kiedy loguję się na swoje konto, pojawia się powiadomienie, że w weekend będzie upgrade i przez to wersje Mobile i Online (przez stronę i przez apkę) nie będą robić przelewów ani płatności. Nie dotyczy mnie to, więc spoko.

W sobotę idę zakupić buty, bo fajna promocja, płatność kartą na niemałą kwotę i transakcja odrzucona z informacją "niewystarczająca ilość środków". Pędzę do bankomatu, to samo. Jako że na tak krótki wypad nie wzięłam telefonu, lecę do domu, loguję się na konto, a tam normalnie wszystkie pieniądze są. Dzwonię na infolinię i po rozmowie rozpłakałam się z bezsilności i głupoty.

- Nie jestem w stanie wypłacić środków z karty, mimo że mam wystarczającą kwotę.
- A tak, robimy upgrade systemu, proszę spróbować w poniedziałek.
- Proszę pani jest sobota, nie mam żadnych środków, nie mam też żadnego powiadomienia, że pieniądze nie będą dostępne.
- (cisza) Może pani spróbować później.

Nie chciałam się z kobietą kłócić, jako że nie jej wina, dopiero później zorientowałam się, że zabrakło tego jakże cliche "przepraszamy za niedogodności". W ogóle jakiegokolwiek przepraszam zabrakło.

Mój facet mnie koniec końców poratował, bo rodzina też nie mogła - mają ten sam bank. Ale zaczęliśmy szukać jakiejkolwiek informacji, żeby sprawdzić, czy to faktycznie moja wina. I tak: po zalogowaniu na konto świeci nadal informacja, że płatności przez Mobile i Online nie będą działać; na głównej stronie banku informacja, że oddziały będą otwarte w piątek tylko do 14 (zero informacji, że te otwarte zazwyczaj w weekendy nie będą działać); profilu na FB nie ma; jedyna informacja na Twitterze dotyczy godzin pracy oddziałów; zero maila czy sms (mają mój numer, bo logowanie wymaga potwierdzenia sms).

Wystarczyłaby jedna wiadomość sms.

Wielki międzynarodowy bank, pfff...

Bonus: ponad tydzień po tym wspaniałym wydarzeniu nadal nie są w stanie wprowadzić stałego zlecenia, system nie pozwala. Z tym że tu już przeprosili i wyjaśnili.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 101 (127)

#84818

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kulturalna agencja nieruchomości. Poza Polską.

Szukałam mieszkania. Bardzo specyficzne wymagania, z których najtrudniejszym jest konkretny, bardzo mały rejon. Ponieważ numery telefonów z ofert nie odpowiadały, zaczęłam wysyłać wiadomości z prośbą o kontakt.

I tak skontaktowała się ze mną kobieta, po głosie około 50+, wysłuchała mojej litanii i niedługo później oddzwoniła. Trzy razy musiałam powtórzyć, że mimo iż znalezione przez nią mieszkanie jest w rejonie bardzo bliskim docelowemu, to mnie nie ten rejon interesuje.

W ten sam sposób skontaktował się ze mną niepozorny chłopaczek z innej agencji, który najwyraźniej uważnie słuchał moich uwag, pokazując mi dwa mieszkania, bo trzecim trafił idealnie w mój gust w idealnej lokalizacji. W sobotę podpisaliśmy umowę przedwstępną.

Puenta - dzisiaj (poniedziałek), dzwoni pani z pierwszej agencji:
- Dzień dobry, agencja *nie rozumiałam jaka*, szukała pani mieszkania na wynajem.
- Witam, już znalazłam, dziękuję bardzo za pomoc.
- Znalazła, pff *połączenie zakończone*.

Może dobrze, że się z jej agencją nie udało...

wynajem

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 91 (139)
zarchiwizowany

#85008

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W pierwszej połowie czerwca rozpoczęłam poszukiwania nowego mieszkania. Na popularnym portalu wysłałam zapytania do agencji, kilka się ze mną skontaktowało, obejrzałam kilka mieszkań, wybrałam jedno, podpisałam umowę i od początku lipca przenoszę sobie rzeczy, kilka dni temu złorzyłam papiery o zmianę adresu w dokumentach, w przyszły wtorek zdaję klucze do starego mieszkania.

Dzisiaj rano zaglądam na portal, gdyż dostałam powiadomienie że ktoś do mnie napisał, a że mam wystawiony produkt na sprzedaż to nic dziwnego.

Jednak nie.

Jedna z agencji odpowiedziała że proszą o numer telefonu żeby się ze mną skontaktować w sprawie zorganizowania oglądania przed wynajmem.

Proszę ponownie przeczytać pierwszy akapit, a następnie spojrzeć w kalendarz. Dla tych bez kalendarza - jest 26 lipca.

najem

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (23)

#84253

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zapewne jeszcze za wcześnie na cygaro zwycięstwa, ale sukces jakiś był. Jak to Franciszka przeprowadziła muzykoterapię.

Mam problem z sąsiadem z dołu. Na początku mojego najmu, nachodził mnie ze swoim facetem (czyli dwóch facetów kontra jedna młoda dziewczyna w pustym korytarzu) za to, że np. głośno chodzę. BTW chodził, czy raczej biegał, dwuletni wnuk sąsiadki obok. To za głośno rozmawiam. Przy czym imprezuje sam na tyle głośno, że szklanki mi wędrują po szafkach, a stopery do spania nie pomagają. Do tego lubi śpiewać, tylko nie umie. I zazwyczaj w tygodniu.

W środę wróciłam zmęczona hałasem - sporo ludzi pojawiło się w krótkim czasie na naszym piętrze, a przegródki biurek praktycznie nie istnieją. Zległam na łóżku i słuchałam z "radością" dwóch wiertarek udarowych do niemal 19. A około 20 mój ulubiony sąsiad postanowił poimprezować.

Włączyłam laptopa, podpięłam głośniczki za kilka złotych z supermarketu (nie dają rady grać niskich dźwięków bez buczenia), ustawiłam je "wylotem" na odsłoniętej części podłogi i puściłam na cały regulator "Scary monsters and nice sprites". Zapętliłam na jakieś 30 min.

Sukces terapii deklaruję na podstawie wczorajszego - piątkowego - wieczoru. Wczoraj panowie nie imprezowali, tylko słuchali muzyki. Jeden utwór podgłośnili na dosłownie chwilę i ściszyli. Było słychać że coś gra, rozmowy i śmiechy. Normalne życie w bloku.

Skrillex najwidoczniej nie przypadł panom do gustu.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (155)

1