Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

googlewhack

Zamieszcza historie od: 4 lutego 2016 - 15:14
Ostatnio: 14 lutego 2024 - 22:53
  • Historii na głównej: 17 z 19
  • Punktów za historie: 2237
  • Komentarzy: 114
  • Punktów za komentarze: 651
 

#90168

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Boże dopomóż.

Allegro samo w sobie jest tragicznym tworem, które zasługuje na osobny krąg piekła. To, że klienci dokładają do pieca nie poświęcając nawet sekundy, by się zastanowić- to już inna sprawa.

Zacznijmy od podstaw: Allegro jest niezależną platformą, na której sprzedawcy wystawiają swoje produkty. Najbliżej można to porównać do wynajmu przestrzeni internetowej na "swój sklep".
Jak to z najmem bywa- masz g* do powiedzenia w kwestii czegokolwiek, możesz się jedynie dostosować do co rusz nowych zmian, które Allegro wprowadza. Mam wrażenie, że nawet z nikim nie konsultują czy to komukolwiek ułatwi pracę czy klientom zakupy.

1. Realizacja zamówień.
Allegro na podstawie wysyłek z ostatnich 30 dni wyświetla PRZEWIDYWANĄ datę dostawy. Powtarzam: PRZEWIDYWANĄ, nie gwarantowaną.
Oczywiście na stronie danej oferty, wyświetla się tylko komunikat "dostawa jutro", a dopiero obok przycisk "i", który informuje na jakiej podstawie jest ta prognoza podana. Czy ktokolwiek klika przycisk "i"? Oczywiście, że nie.
Jako sklep mamy wpisaną deklarację realizacji zamówienia (realizacji, nie dostawy) jako 1 dzień roboczy i jest to informacja, którą Allegro umieszcza na samym dole w sekcji "Dostawa", pod wszystkimi opcjami wysyłki. Czy ktokolwiek aż tam przewija? Oczywiście, że nie.

2. Wymiany
Allegro nie posiada w swoich usługach wymiany towaru. Możliwy jest tak naprawdę tylko zwrot.
Każde zgłoszenie zwrotu (czyli wykorzystanie darmowego zwrotu oferowanego przez portal ALLEGRO nie przez sprzedawców) automatycznie wymaga od nas zwrócenia środków na konto (dochodzi do tego jeszcze wystąpienie do Allegro o zwrot prowizji za sprzedaż, Allegro nie jest tanią zabawką).
Wymiany mogą się odbyć z pominięciem Allegro, czyli wysyłka danego towaru odbywa się u nas tak: do firmy na koszt kupującego, od firmy do klienta z wymienionym towarem na koszt firmy.
Niestety niemal nigdy nie oferujemy wymiany tą drogą, bo to nie ma sensu- i tak generują darmowy zwrot lub kłócą się o to przez pół godziny.

3. No właśnie zwroty.

Zwrot środków na konto polega na złożenie dyspozycji Allegro, by dane środki zwróciła. Odbywa się więc to tą samą drogą co zakup- przechodzi przez tego samego pośrednika płatności (typu Payu, przelewy24 itd.) To, że ktoś kupił przez ciocie/babcie/sąsiada/brata ciotecznego/kolegę którego już nie lubi- nic nam nie wnosi, bo my tylko zlecamy zwrot środków, Allegro robi resztę.
Realizacja takiego zlecenia zazwyczaj zajmuje portalowi i pośrednikom około 3-7 dni roboczych. Po tym czasie jeśli coś nie dotarło, nie jest to naszą winą.
Bardzo chętnie wyślę potwierdzenie złożonej dyspozycji i tego, że dana kwota nam z konta zeszła, ale na tym moja pomoc się kończy- nie jestem bankiem, ani Allegro, ani pośrednikiem płatności. Wróżyć z fusów też nie umiem. Polecam kontakt albo od razu z pośrednikiem płatności, albo z Allegro.

4. Kody produktów.

Coś innego jest w tytule, a coś innego w nagłówku? (Nagłówek widoczny jest najczęściej na górze strony, nad zdjęciem produktu)
Podziękujmy wszyscy razem Allegro za takie zamieszanie.
Od długiego czasu portal wywierał nacisk na dodawanie kodów produktów (EAN), by tworzyć katalogi. W zeszłym roku dodanie EANu było obowiązkowe (inaczej nawet starych ofert nie można było w żaden sposób edytować). Problem w tym, że kody EAN nie są obowiązkowe (dla sprzedaży hurtowej). Stworzenie kodów jest płatne, więc wiele producentów się w to nie bawi.
Dodatkowo to sprzedawcy dodając kody zasilają ten nieszczęsny katalog Allegro. Jeśli producent nie zainwestuje w nadanie kodów, sprzedawca ma związane ręce i albo produktu nie sprzeda (bo go nie wystawi) albo...uderzy czołem w klawiaturę i co wyjdzie to będzie EANem.
Gorzej jeśli w międzyczasie producent jednak nada kody- nie da rady poprawić, poprzednio wprowadzonych. No nie ma opcji, Allegro jest ślepe, głuche i można wysyłać im zgłoszenia codziennie po kilkanaście razy- każde odrzucone.

Dodajmy do tego błąd ludzki, ktoś się machnie i da kod na kolor czarny do koloru szarego. Złe zdjęcia, niedotyczące produktu, loga firm, złe kategorie- to wszystko wisi, bo Allegro ma to głęboko w D U P I E.

Czasem mam wrażenie, że albo odbijam się ze zgłoszeniami od bota, albo od jakiejś wyjątkowo ułomnej osoby (logo sprzedawcy nie jest kurtką na litość boską; kurtka wodoodporna to kategoria odzież wodoodporna, a już na pewno nie jest ona spodniami).

UWAGA!!!!!!!!
Szczególnie kieruję to do osób, które dumne są z siebie, że nie czytają niczego przy dokonywaniu zakupu.
Dwa dni temu przypadkiem odkryliśmy kolejny syf, które Allegro stworzyło, w związku z tym polecam aukcje bardzo ostrożnie przeglądać i poświęcić czas na to by faktycznie opis przeczytać.

Już wyjaśniam:
Powiedzmy, że jest produkt w 3 wersjach kolorystycznych. Allegro posiada opcję "wielowariantowość", która między innymi pozwala połączyć wszystkie wersje kolorystyczne. Dzięki temu, kupujący wchodząc na aukcje widzi, że kolor czarny nie jest jedynym do wyboru.

Wielowariantowość czasami działała automatycznie, czasami trzeba było przeklikać to ręcznie.
Obecnie? Obecnie dzięki niedziałającemu katalogowi, Allegro samo łączy produkty według własnego widzimisię.
Dodaje tym samym NAGŁÓWKI i co gorsza ZDJĘCIA! Zdjęcia, które nie mają NIC wspólnego z produktem!

Zobrazuję to na przykładzie z zeszłego tygodnia.
Klient zakupił produkt firmy X model Y. Firma X ma jeszcze model Z, którego nie posiadamy w ofercie= nie mamy aukcji na ten produkt.
Allegro bazując na swoim niedorozwiniętym katalogu wrąbało nam na aukcje nagłówek od modelu Z  jedno, GŁÓWNE zdjęcie również MODELU Z. MODELU KTÓREGO W OFERCIE NIE MAMY!
Zrobili to tylko dlatego, że oba modele są w tej samej kategorii, w tej samej kolorystyce i podlegają pod tego samego producenta.
(Model Z jest też znacznie droższy, bo jest "zaawansowany").
I znając ludzi, którzy nie czytają opisów, gdzie jak wół jest podany model Y i jego specyfikację- nie wiemy czy klient przypadkiem nie kupił od nas tego produktu myśląc, że to inny model i za chwilę nie będziemy oskarżani o "oszustwo". Oszustwo, które nie jest z naszej winy i nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić (usuwanie aukcji i dodawanie jej od nowa nic nie zmienia).
Dlatego tak, czytajcie te cholerne opisy od deski do deski- bo są rzeczy na które nawet sprzedający nie ma żadnego wpływu.

5. Ukrywanie zakupów.

Chcecie kupić coś na prezent, ale dzielicie konto z osobą, która będzie obdarowana? Nic prostszego!
W zakładce "Moje zakupy" możecie kliknąć "ukryj zakup".
I tym samym nie móc go przywrócić. Bo przecież w słowniku Allegro słowo "ukryj" znaczy tyle samo co "usuń". Tracicie: w teorii dowód zakupu (w praktyce to dowodem jest też np. przelew lub paragon fizyczny, ale no powiedzmy), możliwość darmowego zwrotu, wglądu w zamówienie.
Wygodne prawda?

Można powiedzieć- to nie wystawiajcie się na Allegro. Prawda jest taka, że jeśli Cię nie ma na Allegro to nie istniejesz. Ruch na nawet dobrze promowanej stronie, będzie mniejszy niż na molochu jakim jest Allegro. Dodatkowo Allegro tworzy programy ratalne, darmowe zwroty, darmowe wysyłki ujemuje dzikie węże- czyli to, na czym klientom często najbardziej zależy.

Allegunwo

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (192)

#90898

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak to było? Każdy stolarz to patologiczny kłamca?

Wymyśliłam sobie mebel. Mam nietypowe wymiary dużego pokoju i pewne wyobrażenie, którego komplety mebli z sieciówek nie spełniały- padło na stolarza.

Narysowaliśmy z partnerem projekt w AutoCADzie, zmierzyliśmy wszystko po 5 razy i w końcu wystawiliśmy ogłoszenie na fixly.

Zgłosiła się do nas firma, która między innymi robi również wyposażenie/wystawy sklepowe dla dużych sieciówek. Portfolio nas zachwyciło, zdecydowaliśmy się na współpracę. Przyjechali do nas, pobrać dla pewności jeszcze wymiary, porozmawiać o kolorze mebla, stylu i innych udziwnieniach, które sobie wymyśliliśmy. Dogadaliśmy się, mejlowo wszystko co tam trzeba jeszcze było przyklepane, dostaliśmy fakturę do opłacenia i informację, że mebel pojawi się u nas w ciągu 3-4 tygodni.

Był sierpień.

4 tygodnie wypadały mniej więcej w połowie września, chwilę wcześniej dzwonimy zapytać "I jak?". I pierwszy zonk, mebel nawet nie został zaczęty. Bo targi, po Expo, bo coś tam, bo sratatatata- generalnie to się przedłuży, soreczka, ale rozumiecie.

No okej, nie paliło nam się w tamtym momencie, rozumiemy, duże projekty najpierw, a potem jakieś pipidówy. Minął wrzesień, dobijamy do połowy października, a tu dalej jak mebla nie było tak nie ma. No to dzwonimy.

No mebel jest, robią, tylko nad nim już pracują, jest ogień, wszystko super, oni nam zaraz wyślą propozycje na uchwyty, dosłownie ostatnia prosta i się umawiamy na montaż. Oczywiście mocno przepraszają za opóźnienie, mamy wysłać jeszcze jakiś projekt to nam w gratisie dorzucą cokolwiek tam chcemy.
Okej, niech dorzucą, tworzymy projekt szafki na buty.
I tak mija październik, a mebla jak nie było tak nie ma.

Zaczynam się delikatnie mówiąc irytować, bo mamy listopad, dopóki my do nich nie zadzwonimy to kontaktu nie ma, kij wie czy ten mebel w ogóle istnieje. Zrobiło się to o tyle problematyczne, że cały ostatni tydzień listopada i cały grudzień  mamy tak gęsto zawalony (o czym byli poinformowani), że jeśli montaż nie odbędzie się w pierwszej połowie listopada, to odbędzie się dopiero w styczniu. Przepraszam bardzo, ale ja ten mebel kupowałam pod koniec lipca i absolutnie nie zgadzam się na otrzymanie go dopiero po Nowym Roku!

Jest, udało się umówiliśmy się na zeszłą sobotę (18.11).
Tylko, że nikt nie przyjechał. Dostaliśmy za to smsa, że soreczka ale no montażu nie będzie.

Krew mnie zalała, para szła uszami. Jest tu ewidentnie nasza wina, że daliśmy sobie wejść na głowę, zamiast od początku ich cisnąć. Rozumiem, że firma otrzymuje duże zlecenia, o wiele bardziej opłacalne od naszego, ale w takim razie po jaką cholerę brali nasze zlecenie? Zobaczyli parę młodych ludzi, więc sobie pozwolili jechać na naszej cierpliwości, a ja cierpliwość mam, niestety bardzo krótką.

Po telefonie okazało się, że mebel owszem, istnieje, ale nie jest kompletny. Nie jest dokończony, więc to całe gadanie, że już montaż, ostatnia prosta i inne tego typu bzdury, były no właśnie- bzdurami.

Zagroziliśmy, że albo do końca tygodnia przyjadą i zamontują nam KOMPLETNY MEBEL, albo zwracają kasę, z odsetkami za każdy dzień zwłoki, liczone od połowy września.

Mamy wtorek i póki co jest cisza.

Zobaczymy, ale słowo daję zrobię im awanturę stulecia, jeśli do piątku nie otrzymam jednego bądź drugiego.

Stolarzoszust

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (117)

#90883

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Coraz szybciej robi się ciemno, a co za tym idzie rozpoczęła się największa piekielność kierowców: niesprawne światła.

Nie mówię o sytuacji gdy ktoś zapomni je włączyć, bo takim prosto jest przypomnieć. Mówię o niesprawnych, a tych w tym roku mam wrażenie, że jest ich strasznie dużo. Jedno światło się nie świeci, drugie ledwo i to dopiero jak się dobrze przyjrzysz. Nie wiem, ci ludzie nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństwa jakie stwarzają na drodze? Tak ciężko kupić żarówki na zapas i je wymienić?

Mam auto, które miało epizod zjadania żarówek na potęgę. Już wtedy woziłam ze sobą na zapas cały komplet, bo mimo, że nigdy nie padły w trakcie jazdy, nie wiedziałam czy wsiadając do auta po pracy nie będę musiała ich zmienić. Problem zżerania rozwiązałam, ale komplet i tak wożę, bo lepiej mieć niż jechać po ciemku.
Jak można nie zauważyć, że nie ma się świateł z przodu, w momencie gdy jest ciemno?

Ostatnio wracając z pracy, trafiłam na taksówkę z niesprawnymi światłami. TAKSÓWKĘ. Odpowiedzialną za bezpieczeństwo ludzi, których przewozi.
Zgłosiłam i mam nadzieję, że zostaną wyciągnięte wobec niego jakieś konsekwencje.

Druga sprawa to gwiazdy i gwiazdorzy z zezem ustawionym na światłach, jedno oko na Maroko, drugie na Kaukaz. Drogi to wcale nie oświetla, za to świeci na wprost, bezpośrednio w moje lusterka.

Ludzie litości. Weźcie się za te swoje blachosmrody, zacznijcie o nie dbać i przestańcie narażać innych na niebezpieczeństwo ze swojej własnej głupoty i lenistwa.

auto światła

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 115 (133)

#90595

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie krótko.

Kupiłam koszulkę do spania na ramiączkach- jedwabną.
Jakiś debil do delikatnej, miękkiej tkaniny przyszył najbardziej GRYZĄCĄ, zakończoną ostrą żyłką (?)/nicią METKĘ.

Przyszył ją tak, że nie jest możliwe jej odprucie, bo nie jest na szwie, a bezpośrednio na samym materiale.

Kto tak kurde robi???

Jedwabiście

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (139)

#90539

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zaraz się chyba przekręcę.

Nie jestem jakoś specjalnie wrażliwa na dźwięki, ale jest jeden który budzi we mnie takie pokłady agresji, że sama jestem zdziwiona.

Pisk. Wysoki, przeciągły pisk. Taki jaki można usłyszeć przy urządzeniach np. na szczury. Niby ledwo go słychać, ale jest w nim coś takiego co sprawia, że po krótkim czasie łeb zaczyna człowieka boleć.

Cały zeszły rok, znosiłam ten pisk w pracy, bo firma w budynku obok, miała coś takiego piszczącego zamontowanego w dwóch swoich autach. Biłam rekordy jeśli chodzi o branie środków przeciwbólowych, bo niemal każdy dzień kończył się galopującą migreną. Nie, słuchawki nie pomagały, zatyczki również nie. Częstotliwość dźwięku po prostu przebijała się przez wszystko.

Mam wrażenie, że ich samych ten dźwięk zaczął irytować, bo z początkiem tego roku- cokolwiek to było, przestało.

Koszmar z tego weekendu.
Do sąsiadów z klatki obok zjechała się rodzinka. I ich auto, no k&#+! PISZCZY!

Cały weekend niczego innego nie słyszałam jak ten przeciągły pisk. I tak, wiem, że to może być urządzenie przeciw gryzoniom, ale na litość boską- skoro i mnie i mojego partnera i sąsiadów z dołu tak ten pisk wkurza to co to robi zwierzętom? Ba, jeszcze gryzoniom polnym to mi to rybka, ale na osiedlu jest pełno zwierzaków. Jeśli na mnie to działa negatywnie, to jak to działa na mojego kota? (Uprzedzam pytania, kot jest domowy, niewychodzący, pisk słychać kurde w mieszkaniu).

Czy to jest w ogóle legalne, by taki badziew montować i uprzykrzać życie wszystkim naokoło?

Liczę na to, że szybko stąd wyjadą, bo po tych dwóch dniach mam ochotę im akumulator wyciągnąć, a co dopiero jeśli będą mi pod oknami piszczeć przez tydzień lub dłużej...

Parking

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (152)

#90095

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się taka bardzo głupia historia z zamierzchłych czasów.

Dalej uważam to za piekielność i chociaż sprawa uległa mocnemu przeterminowaniu (i nic mi się takiego nie stało), to mam trochę żalu do własnych rodziców.

W podstawówce chodziłam do jednej klasy z Karolkiem. Karolek miał problemy z agresją, ale ze względu na to, że był wątłej postury nie wyładowywał jej na kolegach, a raczej na koleżankach. "Skarżenie" się wychowawczyni czy rodzicom w zasadzie skutkowało niczym, bo przecież "końskie zaloty", "tacy są chłopcy", "bądź ponad to".

Któregoś dnia Karolek w przypływie agresji (bo wychowawczyni zwróciła mu uwagę) uderzył w tył głowy koleżankę siedzącą przed nim. Nie zrobił tego dłonią, a plastikowym pistoletem na kulki.
Dziewczyna się popłakała, wychowawczyni nie odezwała się nawet słowem. I wtedy wchodzę ja, ze swoją niewyparzoną gębą i rzucam na głos "Damski bokser" (nawet nie wiem skąd w 3 klasie podstawówki znałam to określenie).

Karolek rzucił się w moją stronę i mi również przywalił w głowę z całej siły pistoletem.

Pamiętam tylko tyle, że zrobiło mi się ciemno przed oczami, bolało strasznie i również się poryczałam.

Moja mama została wezwana do szkoły, większość rozmowy z dyrektorem mnie ominęło. To co jednak mnie nie ominęło, to ciągłe dopytywanie co powiedziałam, co zrobiłam, że się na mnie rzucił, co zrobiła koleżanka że ją uderzył.

Czy to powinno mieć znaczenie? Nie.

Dzieciak powinien wylecieć ze szkoły z ogromnym hukiem i fanfarami, zamiast tego to ja i druga poszkodowana byłyśmy traktowane jako najgorsze. Ona, bo śmiała siedzieć przed nim i ja, bo miałam odwagę się odezwać.

Karolek ze szkoły nie wyleciał.

Trzeba było znosić jego wybuchy agresji jeszcze przez rok, dopóki cała jego rodzinka nie zmieniła miejsca zamieszkania. Nie pamiętam żeby ktokolwiek wyciągnął jakiekolwiek konsekwencje za jego zachowanie (być może była to nagana, trudno powiedzieć dawno temu to było).

Mam żal, że zarówno pedagodzy (podobno ludzie wykształceni) jak i moi rodzice podeszli tak idiotycznie do tej sytuacji.

Dawno temu w prehistorii

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (177)

#89845

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Minęło już kilka miesięcy i złość ze mnie zeszła, więc nadszedł czas by z siebie zrzucić.

Rok temu zakupiłam mieszkanie. Co ważne, mieszkanie kupiłam, gdy budynek był jeszcze w budowie, więc mogłam (za opłatą) wprowadzić małe zmiany.
Od samego początku wiedziałam, że chcę zamontować klimatyzację, jednak po zagłębieniu się w temat wychodziło za dużo roboty i za duże koszta gdyby instalacja i montaż działy się po zakończeniu budowy. Dodatkowo w grę wchodziła gwarancja na elewację - wszelka samowolka skutkowała utratą gwarancji na cały budynek.

Podpytałam więc kierownika budowy, czy się tym zajmują, dostałam odpowiedź twierdzącą: mają człowieka od klimatyzacji, który przygotuje instalację, wybierze model klimatyzatora dla naszego mieszkania i po zakończeniu budowy podłączy jednostkę wewnętrzną i zewnętrzną.

Przemawiało to do mnie, głównie dlatego, że częścią instalacji było podłączenie rury od skroplin do kanalizacji. W ten sposób uniknęłabym jakichś szpetnych rur odprowadzających wodę na zewnątrz.

W lipcu przy pierwszych upałach odpaliłam klimatyzację po raz pierwszy od montażu w lutym. Pochodziła dwa dni, po czym zauważyłam ogromną, mokrą plamę na ścianie tuż przy podłodze, bezpośrednio pod jednostką wewnętrzną. Nie było to nakapane od zewnątrz, ewidentnie woda była w środku ściany. Noż kurła, pewnie nieszczelna rura od skroplin. Za telefon i do kierownika budowy.
Po 3 TYGODNIACH przepychania się o to, że hydraulik od nich ma mnie w poważaniu i się nie zjawia (a ja marnuję czas na siedzenie w domu), w końcu pojawia się dwóch mądrych i rozkuwa ścianę w tamtym miejscu, żeby zobaczyć co się wydarzyło.

No i zaczyna się tragikomedia o 3 jełopach.

Jełop numer jeden: kierownik budowy.

Kierownik budowy był na miejscu tylko 2 razy w tygodniu i tylko w przedziale 10-14. Specjalnie brałam kilka razy wolne by z nim się zobaczyć, zobaczyć postęp prac, wskazać zmiany - tylko w jego obecności można było wejść na teren budowy.
I okej, z tym że ja nie jestem bezrobotna i nie mogę sobie pozwolić na pół roku siedzenia na dupie i patrzenia komuś na ręce czy na pewno zostanie wszystko dopilnowane. Od tego jest kierownik budowy, żeby tą budowę nadzorować.
Szkoda tylko, że tego nie robił. (Deweloper nie miał w tym czasie innych projektów, tylko to jedno osiedle).

Jełop numer 2: pożal się Boże hydraulik.

Miał idiota wyprowadzić rurę od skroplin i podłączyć ją do odpływu.
Owszem zaczął, poprowadził ją w dół po czym łaskawie zapomniał, że rurę miał do czegoś podłączyć.

Jełop (lub jełopy) numer 3: tynkujący.

Czy ktoś mi może wyjaśnić, jakim cudem, nikogo, kuźwa NIKOGO nie zastanowiła niezabezpieczona rura prowadząca DONIKĄD? Ba rura która szła od reszty instalacji, gdzie na ścianie był duży napis "KLIMA"?
I żaden nie wpadł na to żeby to ZGŁOSIĆ?
Nie, wepchali w rurę kawałek jakiejś szmaty i zatynkowali.

W momencie gdy odpaliłam klimatyzację woda skapywała PROSTO W ŚCIANĘ.

A gdybym tego nie zauważyła? Przecież chwila moment miałabym grzyba na ścianie, nie wspominając o zalaniu w ten sposób sąsiadów.

Jedynym rozwiązaniem sytuacji było wywiercenie się na zewnątrz i poprowadzenie przez pół długości balkonu szpetnej rurki i podłączenie jej do rynny.
Szczęście tylko takie, że na wykończenie balkonu nie miałam funduszy, więc będę kombinować jak to szkaradztwo zasłonić później. Nieistotne, tego być nie miało!
Dodatkowo - mieszkanie miałam malowane natryskowo. Super hiper fachowcy od kierownika budowy stwierdzili, że ten kawałek, który rozkuli pomalują mi... wałeczkiem.

Nie muszę chyba mówić gdzie mają sobie ten wałeczek wsadzić.

Wzięli kasę za niewykonaną pracę, spieprzyli wygląd balkonu (chociaż to już moje czepianie się - balkon ma 9 m2, więc uważam, że mam prawo być zła) i czeka mnie ponowne malowanie tej ściany natryskowo, bo ten ich wałeczek to nie ta struktura, placek jest ciemniejszy od reszty ściany i są smugi.
Proces odzyskiwania pieniędzy za niewykonaną usługę - w toku.
A rachunek za ponowne malowanie wyślę im z dziką przyjemnością.

Dla ciekawskich oto jak wyglądała rura:
https://imageup.me/bya

Patodeweloperka

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 204 (210)
zarchiwizowany

#89061

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Skoro mieliśmy w ostatnim czasie tyle historii o autach, to i ja się podzielę- chociaż totalnie z innej strony.

Gdańsk Oliwa. Nówka sztuka salon Mercedesa postawiony obok ciągu sklepów- kwiaciarnia, kebab, żabka, salon z kominkami i projektowanie kuchni.
Przed Mercedesem i przed wspomnianym ciągiem sklepów znajduje się parking, a na nim od zeszłego roku (chyba) dwa miejsca parkingowe dla aut elektrycznych- że stacją ładowania.

Mercedes, oprócz salonu od fronty ulicy, posiada również ogromny plac z tyłu budynku + wielka hala serwisowa.

I wiecie co? Może to nie jest jakoś szczególnie piekielne, bo aut elektrycznych jest mało, ale osobiście uważam, że taki moloch jakim jest Mercedes, ą ę, bułkę przez bibułkę (ba, jeśli pogłoski są prawdziwe, a tego nie sprawdzałam- SALON ROKU 2019) jest największym DZIADEM i ostatnim JANUSZEM jakiego widziałam.

Mając takie zaplecze i taki hajs ładować auta wystawowe NA DARMOWYCH MIEJSCACH OD FRONTU ULICY to już naprawdę żenujące.

Mercedes

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 27 (67)

#88757

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opiszę to najlepiej jak potrafię: Wchodząc do budynku od razu po lewej stronie znajdują się drzwi do firmy X, następnie są schody prowadzące na dół i tuż obok nich ogromne metalowe drzwi do windy towarowej. Schodząc na dół, na lewo znajduje się firma Z- w której pracuję, a na prawo firma Y.
Co ważne - przez drzwi windy można przejść na drugą stronę, która prowadzi do naszego magazynu/strefy wysyłki internetowej. Jest to pomieszczenie tylko dla pracowników (i jest taka informacja umieszczona na drzwiach).

Przy schodach jest umieszony plakat z logiem firmy i strzałką prowadząca w dół - wchodząc plakat jest pierwsza rzeczą którą się widzi.

Stojąc na szczycie schodów, patrząc w dół widoczny jest kolejny plakat, z kolejną strzałką, tym razem wskazująca lewo.

Na drzwiach od firmy jest kartka z nazwą firmy i godzinami otwarcia. W sezonie zimowym, ponieważ budynek jest stary drzwi mamy zamknięte, aby ciepło nie uciekało.

NOTORYCZNIE ktoś ładuje się do strefy wysyłki przez lekko uchylone drzwi windy.
Samo ładowanie się to jeszcze pół biedy, ale od ponad dwóch miesięcy, kilka razy w tygodniu zdarza się, że ludzie próbują mnie zdeptać, bez żadnego "przepraszam". Nie patrzy taki jeden z drugim gdzie lezie, nawet się nie zastanowi. Popychają, siłują się że mną (bo przecież jak zwracam uwagę, że tu się nie wchodzi to za trudne do przetworzenia). 90% tych ameb umysłowych nawet nie przeprosi, nie zapyta, nie rozejrzy się.

Hitem był koleś, który najpierw mnie przewrócił (akurat pomagałam w przenoszeniu dostawy więc jak mi przydzwonił w plecy, gdy targałam ciężki karton to straciłam równowagę), potem miał pretensje, że nie może wejść do MAGAZYNU. Następnie zszedł na dół tańcował przy naszych drzwiach i stwierdził, że nie może wejść bo są...DRZWI.
Nie, że zamknięte na klucz. Są drzwi. Przeszkoda. Obie ręce, ale oprócz kultury, zdolność naciskania klamki również zanikła.

Rozumiem, że chodzi po sklepach tylko z automatycznym otwieraniem drzwi? A może szef powinien jeszcze odźwiernego zatrudnić dla tych, których użycie KLAMKI przerasta?

Ugh

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (155)

#88709

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dlaczego nie możemy mieć nic fajnego?

Pod koniec listopada wypada słynny Black Friday, który został do nas ściągnięty ze Stanów. Jednak z roku na rok zamiast dnia naprawdę mocnych promocji/czyszczenia magazynów, najpierw zrobiliśmy z tego weekend średnich promocji, potem zrobiliśmy tydzień malutkich. W tym roku natomiast widzę, że większość firm poszła w model "black month" czyli promocje, które nie mają nic wspólnego z promocjami.

Sklepy

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (186)