@HelikopterAugusto: tak było właściwie z wszystkim, ale z czasem nauczyłam się z tym pracować. Jak się pytał czy coś już zrobiłam (o czym mi wcześniej mi nie mówił) to odpowiadałam, że jeszcze nie, ale do pół godziny skończę. Komentowanie, że to szef zapomniał mi coś przekazać było złym, bardzo złym rozwiązaniem.
@rodzynek2: to również nie musiała być najtańsza oferta. Firma mogła świetnie się sprzedawać i robić piękne prezentacje, takie, że "łoooo panie, będzie pan zadowolony". Może nawet informacja o tym, że w systemie nic nie będzie zmieniane gdzieś w tej prezentacji się pojawiła, ale nikt się tym nie przejmował, bo to rozwiązanie już samo w sobie było wspaniałe (no bo "łooo panie...")
@Ohboy: dobra, rzeczywiście źle to ujęłam. Ale gdyby pani opisywana z historii chodziła w bardzo drogich dresach bez widocznej metki to nadal by nikt o tym nie wiedział i nadal na wsi byłaby uznawana za dziadówę. Chodzi mi bardziej o brak epatowania metkami i "wyfiokowania"; oni mogą, ale nie muszą. Ostatnio od dyrektorki działu usłyszałam, że hitem wśród nastolatków jest limitowana kolekcja Jordanów za kilka tysięcy. Jakby młodzież musiała sama na to w wakacje urobić to myślę, że jednak by przemyśleli na co wydadzą kieszonkowe.
Mi się Grażynka biznesu to raczej z czymś innym kojarzy. Od dawna wiadomo, że najczęściej krocie na ubrania i swój wygląd wydają osoby, które na to nie urobiły (utrzymanki, bananowa młodzież itd.). Turbobogacze, którzy nie muszą nic udowadniać noszą się zazwyczaj jak właściciel Facebooka.
@voytek: tak jak wyżej napisałam nic w życiu nie jest zerojedynkowe. O ile dziś bym sobie nie pozwoliła na takie traktowanie to wtedy po pierwsze byłam bardzo młoda a po drugie innej pracy w okolicy nie było, niestety to była smutna norma wśród mojej rodziny i znajomych. Ale ja się mogłam wyprowadzić, a tam pracowali ludzie, którzy mieli trójkę dzieci, żonę i schorowanych rodziców na utrzymaniu. Janusz z premedytacją zatrudniał ludzi mocno zależnych od siebie i każdy po prostu się bał. Praca byłą do *upy, ale była, jakby ktoś zgłosił to wyżej to było ryzyko, że firma padnie i będzie jeszcze gorzej. Ciężko w to uwierzyć z dzisiejszej perspektywy, ale Janusz szczycił się tym, że jest świetnym pracodawcą, bo wypłata jest zawsze na czas i w całości (co wcale nie było normą).
Natomiast powoli nadchodziły lepsze czasy i będzie historia o tym jak firma ostatecznie upadła przez pewnego Młodego Byczka bez większej straty dla innych pracowników. Ale to sobie zostawię na epilog.
@bloodcarver: ależ prosiłam, jak mi szef raz zrobił zdjęcia to nie wiadomo było co na nich jest :)
On chciał, żebym robiła zdjęcia katalogowe produktu, który właśnie wyszedł z produkcji, w źle oświetlonym warsztacie (nie było możliwości go przenieść). Po prostu kolejne wymaganie z czapy, nie wspominając oczywiście o jakimkolwiek przeszkoleniu dla mnie w temacie albo zapewnieniu odpowiedniego sprzętu.
@Samoyed: myślę, że chodzi o podanie powodu tej dodatkowej pracy w pierwszym komentarzu. Balbina wyjaśniła, że głównie ją bolało, że płaci komuś za siedzenie, a nie, że ta praca była w ogóle komukolwiek potrzebna. Dopiero później doszła wzmianka, że niby to była nie wiadomo jaka wartość dodana i szansa rozwoju dla dziewczęcia.
@Anonimus: jeśli pracowała u swojego ojca to być może miała kiedyś w domyśle firmę przejąć i poznać od podszewki, ale z drugiej strony podejrzewam, że czerpała większe profity niż śmieciówka na najniższej krajowej ;)
Chyba największym hardkorem jaki mi się przytrafił w tej pracy to zredagowanie i ułożenie szaty graficznej klepsydry dla kogoś z rodziny (bo zakłady pogrzebowe drogo liczyły, a co to jest za filozofia)
@digi51: pracowałam do tej pory w różnych firmach i kwestia nadgodzin naprawdę jest różnie interpretowana. Z zasady nikt nie chce za nie płacić, niektóre firmy każą odbierać w inny dzień, a w wielu niestety tworzy się sztuczne twory w umowie o pracy zadaniowej (a bynajmniej nie jest to kontrakt manadżerski).
W wielu zachodnich krajach pokutuje nadal przekonanie, ze trzeba przyjść przed szefem i wyjść po nim. Na południu Europy siedzenie w pracy do 20 to standard, co prawda wynika to z tego, że praktycznie do południa siedzą na kawie, ale jak zapytasz to wiecznie narzekają, że oni tyyyle czasu w pracy spędzają.
@Pantagruel: na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że miałam gdzie się przenieść dopiero po jakimś czasie, długo bezskutecznie szukałam innej pracy; udało się dlatego, ze pojawił się u nas wysyp korporacji. Co prawda całkiem się przeprowadziłam, ale byłam młoda i bez zobowiązań. Janusze często wykorzystują ciężką sytuację, a nawet desperację pracowników. Nic nigdy nie jest czarno-białe.
Moja przyjaciółka pracuje w zawodzie medycznym we francuskim szpitalu. Pierwszy szok? Codzienne zebrania po obdchodzie na oddziale, w którym na temat każdego pacjenta wypowiadają się po kolei: lekarz prowadzący, fizjoterapeuta, a nawet psycholog, żeby ocenić stan pacjenta i ewentualną gotowość do wypisu (również pod względem psychicznym).
Zazdroszcze takiej zaangazowanej chrzestnej, choc rozumiem, ze sytuacja problematyczna.
Nie mam absolutnie nic do uzytkownikow tego sprzetu. Ale smieszy mnie troche jak na grupie "oddam za darmo" mojego miasta niektorzy szukaja czy ktos ma thermomixa do oddania, bo beda dzieciom rozszerzac diety i to jest absolutny must-have, albo kucharki (!) nie potrafia bez niego pracowac.
@Jorn: o moim zakresie obowiązków będzie następna historia, ogólnie było nim wszystko co mi kazali danego dnia robić.
Ciężko oddać ducha tej historii bez całego kontekstu pracy w tym kołchozie. W tym telefonie zawierała się również pochwała, że bardzo dobrze sobie poradziłam, tego też szef mi nigdy nie przekazał (choć umówiłam się z nimi, że zadzwonią do szefa i nie wspomną o tym, że już ze mną rozmawiali).
Za to przynajmniej raz w tygodniu słyszałam słowa "znowu coś z*ebalaś", bo na przykład powiedziałam klientowi prawdę nie wiedząc o tym, że szef go wcześniej w danym temacie okłamał.
@rodzynek2: ale przedstawiciel dostał całość swojej prowizji za dopięcie umowy i skoordynowanie wszystkiego (to on wpadł na pomysł, żeby zrobić to "zdalnie", a to były czasy, gdy dopiero wnioski online raczkowały). Janusz był za głupi, żeby na to wpaść, a ja się z niczym nie wychylałam.
Ale gdybym miała pracę wyjazdową do klienta, która by mi odpowiadała to też bym się nie wychylała z propozycją, żeby moją robotę wykonywała 20-letnia sekretarka, która jeszcze by miała dostać część należnej mi kasy.
@rodzynek2: zgadzam się z tym, że Janusz uznał to za swoją zasługę, bo wszystko co robili pracownicy przypisywał na swoje konto, a najwyższą formą jego pochwały było "gdybyś sobie nie radził/a to bym cię zwolnił".
Druga część natomiast nie miałaby sensu, sytuacja i rozwiązanie było wyjątkowe, bo jednak przy takiej umowie powinien być ktoś z leasingu, na tym polegała ich praca. To nawet nie była część prowizji, tylko chyba oszczędzili na hotelu dla przedstawiciela, bo miał nie wracać tego samego dnia.
Szczerze się zdziwiłam, że w ogóle wyskoczyli z taką propozycją, a żyłam w takiej paranoi, że podejrzewałam Janusza o to, że to on to zaaranżował jako test lojalności (m.in. dlatego bałam się to przyjąć, choć to żadna łapówka nie była).
@Crannberry: histori o Januszu mam sporo, ale nigdy się nie mogłam do tego zabrać, może coś jeszcze wrzucę. Ale niektóre są tak abstrakcyjne, że sama nie wiem czy dobrze ja pamiętam, ta jest bardzo lajtowa.
@Crannberry: wiedziałam, że coś mi świtało i w końcu mi się przypomniało: byłam kiedyś na jakiejś imprezie firmowej w Szwajcarii, pobyt w 5* hotelu. Za wifi trzeba było sobie zapłacić dodatkowo (5 franków za dzień czy jakoś tak), oczywiście wtedy mogłam to rozliczyć.
Jeśli hotel przeciętny to może to też oznaczać różne rozwiązania "proekologiczne" typu zniechęcamy gości, żeby brali więcej poduszek, bo to więcej prania albo dezynfekcji;)
@HelikopterAugusto: tak było właściwie z wszystkim, ale z czasem nauczyłam się z tym pracować. Jak się pytał czy coś już zrobiłam (o czym mi wcześniej mi nie mówił) to odpowiadałam, że jeszcze nie, ale do pół godziny skończę. Komentowanie, że to szef zapomniał mi coś przekazać było złym, bardzo złym rozwiązaniem.
Siłą rzeczy sobie wyobraziłam jak podczas kontroli paszportowej na lotnisku ktoś pyta czy może jednak przejść dalej, żeby zjeść obiad w samolocie.
@minus25: Janusz Januszowi Januszem
@rodzynek2: to również nie musiała być najtańsza oferta. Firma mogła świetnie się sprzedawać i robić piękne prezentacje, takie, że "łoooo panie, będzie pan zadowolony". Może nawet informacja o tym, że w systemie nic nie będzie zmieniane gdzieś w tej prezentacji się pojawiła, ale nikt się tym nie przejmował, bo to rozwiązanie już samo w sobie było wspaniałe (no bo "łooo panie...")
@Ohboy: dobra, rzeczywiście źle to ujęłam. Ale gdyby pani opisywana z historii chodziła w bardzo drogich dresach bez widocznej metki to nadal by nikt o tym nie wiedział i nadal na wsi byłaby uznawana za dziadówę. Chodzi mi bardziej o brak epatowania metkami i "wyfiokowania"; oni mogą, ale nie muszą. Ostatnio od dyrektorki działu usłyszałam, że hitem wśród nastolatków jest limitowana kolekcja Jordanów za kilka tysięcy. Jakby młodzież musiała sama na to w wakacje urobić to myślę, że jednak by przemyśleli na co wydadzą kieszonkowe.
Mi się Grażynka biznesu to raczej z czymś innym kojarzy. Od dawna wiadomo, że najczęściej krocie na ubrania i swój wygląd wydają osoby, które na to nie urobiły (utrzymanki, bananowa młodzież itd.). Turbobogacze, którzy nie muszą nic udowadniać noszą się zazwyczaj jak właściciel Facebooka.
@voytek: tak jak wyżej napisałam nic w życiu nie jest zerojedynkowe. O ile dziś bym sobie nie pozwoliła na takie traktowanie to wtedy po pierwsze byłam bardzo młoda a po drugie innej pracy w okolicy nie było, niestety to była smutna norma wśród mojej rodziny i znajomych. Ale ja się mogłam wyprowadzić, a tam pracowali ludzie, którzy mieli trójkę dzieci, żonę i schorowanych rodziców na utrzymaniu. Janusz z premedytacją zatrudniał ludzi mocno zależnych od siebie i każdy po prostu się bał. Praca byłą do *upy, ale była, jakby ktoś zgłosił to wyżej to było ryzyko, że firma padnie i będzie jeszcze gorzej. Ciężko w to uwierzyć z dzisiejszej perspektywy, ale Janusz szczycił się tym, że jest świetnym pracodawcą, bo wypłata jest zawsze na czas i w całości (co wcale nie było normą). Natomiast powoli nadchodziły lepsze czasy i będzie historia o tym jak firma ostatecznie upadła przez pewnego Młodego Byczka bez większej straty dla innych pracowników. Ale to sobie zostawię na epilog.
@Anonimus: rozumiem, rzeczywiście brzmi podobnie toksycznie.
@bloodcarver: ależ prosiłam, jak mi szef raz zrobił zdjęcia to nie wiadomo było co na nich jest :) On chciał, żebym robiła zdjęcia katalogowe produktu, który właśnie wyszedł z produkcji, w źle oświetlonym warsztacie (nie było możliwości go przenieść). Po prostu kolejne wymaganie z czapy, nie wspominając oczywiście o jakimkolwiek przeszkoleniu dla mnie w temacie albo zapewnieniu odpowiedniego sprzętu.
@Samoyed: myślę, że chodzi o podanie powodu tej dodatkowej pracy w pierwszym komentarzu. Balbina wyjaśniła, że głównie ją bolało, że płaci komuś za siedzenie, a nie, że ta praca była w ogóle komukolwiek potrzebna. Dopiero później doszła wzmianka, że niby to była nie wiadomo jaka wartość dodana i szansa rozwoju dla dziewczęcia.
@Anonimus: jeśli pracowała u swojego ojca to być może miała kiedyś w domyśle firmę przejąć i poznać od podszewki, ale z drugiej strony podejrzewam, że czerpała większe profity niż śmieciówka na najniższej krajowej ;) Chyba największym hardkorem jaki mi się przytrafił w tej pracy to zredagowanie i ułożenie szaty graficznej klepsydry dla kogoś z rodziny (bo zakłady pogrzebowe drogo liczyły, a co to jest za filozofia)
@digi51: pracowałam do tej pory w różnych firmach i kwestia nadgodzin naprawdę jest różnie interpretowana. Z zasady nikt nie chce za nie płacić, niektóre firmy każą odbierać w inny dzień, a w wielu niestety tworzy się sztuczne twory w umowie o pracy zadaniowej (a bynajmniej nie jest to kontrakt manadżerski). W wielu zachodnich krajach pokutuje nadal przekonanie, ze trzeba przyjść przed szefem i wyjść po nim. Na południu Europy siedzenie w pracy do 20 to standard, co prawda wynika to z tego, że praktycznie do południa siedzą na kawie, ale jak zapytasz to wiecznie narzekają, że oni tyyyle czasu w pracy spędzają.
@Pantagruel: na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że miałam gdzie się przenieść dopiero po jakimś czasie, długo bezskutecznie szukałam innej pracy; udało się dlatego, ze pojawił się u nas wysyp korporacji. Co prawda całkiem się przeprowadziłam, ale byłam młoda i bez zobowiązań. Janusze często wykorzystują ciężką sytuację, a nawet desperację pracowników. Nic nigdy nie jest czarno-białe.
Moja przyjaciółka pracuje w zawodzie medycznym we francuskim szpitalu. Pierwszy szok? Codzienne zebrania po obdchodzie na oddziale, w którym na temat każdego pacjenta wypowiadają się po kolei: lekarz prowadzący, fizjoterapeuta, a nawet psycholog, żeby ocenić stan pacjenta i ewentualną gotowość do wypisu (również pod względem psychicznym).
@Librariana: dodatkowo to ten, co zazwyczaj "wyłączył tv, włączył myślenie"
Zazdroszcze takiej zaangazowanej chrzestnej, choc rozumiem, ze sytuacja problematyczna. Nie mam absolutnie nic do uzytkownikow tego sprzetu. Ale smieszy mnie troche jak na grupie "oddam za darmo" mojego miasta niektorzy szukaja czy ktos ma thermomixa do oddania, bo beda dzieciom rozszerzac diety i to jest absolutny must-have, albo kucharki (!) nie potrafia bez niego pracowac.
@ZawszeRacja: to było 20 lat temu, dziś mam bardzo dobrą pracę
@Jorn: o moim zakresie obowiązków będzie następna historia, ogólnie było nim wszystko co mi kazali danego dnia robić. Ciężko oddać ducha tej historii bez całego kontekstu pracy w tym kołchozie. W tym telefonie zawierała się również pochwała, że bardzo dobrze sobie poradziłam, tego też szef mi nigdy nie przekazał (choć umówiłam się z nimi, że zadzwonią do szefa i nie wspomną o tym, że już ze mną rozmawiali). Za to przynajmniej raz w tygodniu słyszałam słowa "znowu coś z*ebalaś", bo na przykład powiedziałam klientowi prawdę nie wiedząc o tym, że szef go wcześniej w danym temacie okłamał.
@rodzynek2: ale przedstawiciel dostał całość swojej prowizji za dopięcie umowy i skoordynowanie wszystkiego (to on wpadł na pomysł, żeby zrobić to "zdalnie", a to były czasy, gdy dopiero wnioski online raczkowały). Janusz był za głupi, żeby na to wpaść, a ja się z niczym nie wychylałam. Ale gdybym miała pracę wyjazdową do klienta, która by mi odpowiadała to też bym się nie wychylała z propozycją, żeby moją robotę wykonywała 20-letnia sekretarka, która jeszcze by miała dostać część należnej mi kasy.
@rodzynek2: zgadzam się z tym, że Janusz uznał to za swoją zasługę, bo wszystko co robili pracownicy przypisywał na swoje konto, a najwyższą formą jego pochwały było "gdybyś sobie nie radził/a to bym cię zwolnił". Druga część natomiast nie miałaby sensu, sytuacja i rozwiązanie było wyjątkowe, bo jednak przy takiej umowie powinien być ktoś z leasingu, na tym polegała ich praca. To nawet nie była część prowizji, tylko chyba oszczędzili na hotelu dla przedstawiciela, bo miał nie wracać tego samego dnia. Szczerze się zdziwiłam, że w ogóle wyskoczyli z taką propozycją, a żyłam w takiej paranoi, że podejrzewałam Janusza o to, że to on to zaaranżował jako test lojalności (m.in. dlatego bałam się to przyjąć, choć to żadna łapówka nie była).
@KatzenKratzen: haha czego się nie zrobi z miłości do drugiej osoby...
@pasjonatpl: w punkt, lepiej bym tego nie ujęła
Moj maz ostatnio mial wyslac zdjecie gardla, wiec robilam fotosesje migalkow. Dostal L4 na tydzien.
@Crannberry: histori o Januszu mam sporo, ale nigdy się nie mogłam do tego zabrać, może coś jeszcze wrzucę. Ale niektóre są tak abstrakcyjne, że sama nie wiem czy dobrze ja pamiętam, ta jest bardzo lajtowa.
@Crannberry: wiedziałam, że coś mi świtało i w końcu mi się przypomniało: byłam kiedyś na jakiejś imprezie firmowej w Szwajcarii, pobyt w 5* hotelu. Za wifi trzeba było sobie zapłacić dodatkowo (5 franków za dzień czy jakoś tak), oczywiście wtedy mogłam to rozliczyć. Jeśli hotel przeciętny to może to też oznaczać różne rozwiązania "proekologiczne" typu zniechęcamy gości, żeby brali więcej poduszek, bo to więcej prania albo dezynfekcji;)