Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

jakitaki

Zamieszcza historie od: 7 sierpnia 2020 - 9:02
Ostatnio: 31 stycznia 2022 - 0:51
  • Historii na głównej: 7 z 8
  • Punktów za historie: 1128
  • Komentarzy: 7
  • Punktów za komentarze: 9
 

#88313

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sąsiad prowadzi mały sklep z mydłem i powidłem. Jakiś czas temu zauważyłem, że nie wystawia regularnie kubłów że śmieciami, chcąc pomóc zagadałem kiedyś czy ma aktualną rozpiskę wywozów. Odparł, że tak, ma ale zawsze zapomina popatrzeć w kalendarz, dlatego później worki lądują na ogrodzie. Poprosił o pomoc a ja w ramach pomocy sąsiedzkiej zgodziłem się wysyłać mu SMS przypominający o wywozie śmieci.

Sąsiad poczuł, że może teraz poprosić również o inne przysługi: przypilnuj mi dzieci, wystaw mi stare graty na OLX, odbierz mi dostawę towaru, bo: jadę pojeździć na motocyklu, idę do fryzjera/kościoła, umówiłem się na kawę.

Niestety obraził się kiedy odmówiłem prowadzenia jego sklepu (wskoczysz za ladę na kilka godzin, dorobisz sobie trochę, ja się z kumplami umówiłem).

W związku z obrazą majestatu przestałem wysyłać SMS o śmieciach a sąsiad wrócił do magazynowania worków na ogrodzie. Kilka razy zauważyłem, że czeka aż wystawię swoje kosze.

Jest czwartek, wystawiłem kubły, po kilku minutach widzę, że sąsiad wystawił wszystkie worki jakie nazbierał na ogrodzie. Biedak nie wie, że wyjeżdżam na kilka dni a wywóz śmieci jest dopiero w poniedziałek....

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 157 (171)

#87874

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miał być komentarz do https://piekielni.pl/87853 ale wyszło zbyt długo.

Jestem z drugiej strony takiego związku, kiedy miałem 30 lat, związałem się z dziewczyną po rozwodzie z dzieckiem. O dziecku wiedziałem praktycznie od początku pomimo to postanowiłem spróbować, ponieważ czułem, że z tą osobą dogadujemy się bardzo dobrze.

Dziecko, kiedy je wreszcie poznałem, podeszło do mnie pozytywnie, rozumiało, że mama ma chłopaka a samo też lubiło uwagę którą mu poświęcałem.

Po roku „chodzenia” zamieszkaliśmy razem u mnie, po roku mieszkania razem zaręczyliśmy się a później wzięliśmy ślub. Wszystko super, prawda? Otóż nie.

Oto niektóre komentarze, ze strony byłych już znajomych:
- baba z dzieckiem, baba z bagażem!
- cudze będziesz wychowywał?
- tylko taka Cię chciała!
- dlaczego dziecko mówi do Ciebie po imieniu a nie tato?!
- za cudze płacisz a inny się śmieje!

Rodzina wcale nie była lepsza, tak samo jak (już byli) znajomi, nie zaakceptowali ani mojej żony ani dziecka do rodziny.

- Matka: „tylko Twój brat dał mi wnuki i tylko te wnuki mam”. Lub: „Co to za żona skoro ona miała już ślub kościelny z kim innym”. Nie, nie miała. Żona była wyłącznie po cywilnym o czym poinformowałem matkę kilka razy jednak nie dotarło. Czemu nie weźmiemy więc kościelnego? Bo nie jesteśmy wierzący i ślub kościelny nie jest nam do niczego potrzebny ale to materiał na zupełnie inną historie…

- brat: Ty nie masz swoich dzieci więc nie wiesz jak to jest być ojcem. Wybacz, ale zadania, wywiadówki, wycieczki, zabawy, wyjazdy, kładzenie do łóżka, nauka czytania, pisania, pływania, wspólne śmianie się i ocieranie łez twierdzą inaczej.

Dziecko od mojej rodziny dostało prezent raz i na tym się skończyło. Nic pod choinkę, nic na urodziny bądź imieniny, nawet nigdy nie spytali o datę urodzin.

Dziecko nie spędza z nimi czasu, a od niedawna my również. I wyszło nam to tylko na dobre.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 251 (261)

#87476

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem najmłodszym dzieckiem. O tyle najmłodszym, że wiadome jest, że nie było mnie w planach. Rodzice rozeszli się jak byłem w podstawówce.
Matka zawsze preferowała moje rodzeństwo, nigdy oczywiście się do tego nie przyznawała ale przykładów było mnóstwo:

- skończyłem dobrą szkołę, znalazłem dobrą pracę - nie można było mnie pochwalić, bo rodzeństwo akurat było bez pracy i mogli by się źle poczuć.
- mój wybór szkoły był zawsze krytykowany bo był "nowoczesny", a nie "tradycyjny" i nie miałem tradycyjnego zawodu.
- źle się czułem (ale nie na tyle źle żeby iść do lekarza) - prosiłem ją o zwolnienie ze szkoły lub usprawiedliwienie, odmawiała, bo "przecież kłamać nie będzie".
- przyniosłem najlepsze świadectwo maturalne z całego rodzeństwa - skomentowała, że pewnie poziom jest teraz niższy,
- dokonałem jakichkolwiek napraw/modyfikacji w domu, to przed rodziną przypisywała zasługi rodzeństwu.

Generalnie, miała do mnie podejście typu: zejdź mi z oczu, nie zawracaj mi głowy, zajmij się czymś sam. Jedyne do czego przykładała uwagę to codzienna modlitwa, uczęszczanie do kościoła w Niedzielę i święta i regularne chodzenie do spowiedzi.

W wieku 30 lat wzięła mnie na rozmowę, że gdyby nie musiała to nie robiłaby tego, że tak by pokierowała żebym nigdy się nie dowiedział. Oznajmiła mi, że nie jestem dzieckiem jej byłego męża, że mam innego ojca niż jej pozostałe dzieci i mówi mi to tylko dlatego, że już dłużej nie jest w stanie powstrzymać mojego biologicznego ojca od kontaktu ze mną (dał jej ultimatum: albo Ty to robisz albo ja).

Kurtyna.

życie

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (193)

#87171

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Patrząc wstecz, nie mam pojęcia czym kierowałem się w przeszłości wybierając swoje partnerki.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje tu, nazwijmy ją Sonia.
Ze Sonią poznaliśmy się jeszcze na disco w czasach technikum. Kilka randek, wyglądało na to, że zaczyna robić się coś więcej aż tu nagle Sonia twierdzi, że to nie jest to czego szuka. Z asertywnością było u mnie wtedy kiepsko, więc zgodziłem się na friendzone. Wiem...

Sonia później kogoś poznała, nic z tego nie wyszło, a ja ciągle z nadzieją i ciągle we friendzonie.
Życie tak mi się potoczyło, że wyjechałem do Anglii, jednak bardzo zależało mi na utrzymaniu kontaktów że znajomymi, więc odwiedziłem Polskę, dzwoniłem itp, w tym również do Sonii.

S miała bardzo dziwne podejście do utrzymania kontaktów. Np. Prosiła pilnie o kontakt (o określonej porze), a to były jeszcze czasy budek do rozmów międzynarodowych w kafejkach internetowych. Więc zasuwam 20 minut z buta do kafejki, dzwonię, S nie ma w domu. Dzwonię na komórkę, S zapomniała, a teraz nie czasu na rozmowę.

Innym razem spotkaliśmy się w Polsce, wszystko super, ja po południu mam samolot. S prosi żebym dał znać jak będę już w domu w Anglii. Ok, nie ma sprawy ale ostrzegam że w domu będę dopiero ok północy, nie ma sprawy, mam dać znać.
Włączam telefon po wylądowaniu samolotu i dostaję wściekły SMS od S dlaczego jeszcze nie dałem znać, że jestem w domu. Odpisałem, że samolot dopiero co wylądował, a poza tym mówiłem, że napiszę dopiero o północy, a teraz jest 21. Coś musiała zrozumieć bo przeprosiła i zakazała mi(!) włączać mojej polskiej karty SIM. Oczywiście sprawdziłem i dostałem kilka Sms-ów, że jestem okropny, ona czeka na wiadomość, ja obiecałem i nie piszę i tak przez kilka godzin wstecz.

Takich akcji było o wiele więcej i postanowiłem pożegnać się z S na dobre. Niestety S nie przyjęła tego dobrze i po tygodniu dotarł do mnie list od S na 2 kartki A4, tłumaczący mi jak bardzo mnie nienawidzi.

Ok 6 miesięcy później, spacerowałem po mojej miejscowości i natknąłem się na... Na S. Była wielce zdziwiona, że ani razu do niej nie dzwoniłem, na moje pytanie czy już nie pamięta, że mnie nienawidzi, stwierdziła, że to było "tak tylko" i ona wcale tak nie myśli.
Niestety, asertywność nadal u mnie kulała i dałem się przekonać. Resztę dnia spędziliśmy w jakiejś kawiarni.
Spotkałem ja kilka dni później, z racji, że za 2 dni wyjeżdżałem, zaproponowałem spotkanie na lunch.

- Nie - usłyszałem w odpowiedzi.
- Ok, to może spacer po parku, wyjeżdżam za 2 dni?
- Nie (ani słowa więcej).
- Ok, przepraszam w takim razie i żegnam.
I to był ostatni raz kiedy widziałem S w swoim życiu.

Przewińmy 10 lat do przodu, kupiłem działkę we wsi, potem razem z żoną postawiliśmy na niej mały domek i razem z synem przeprowadziliśmy się do Polski. Wieś mała, wszyscy się znają i zrobiło się głośno, że wróciłem, mam dom i rodzinę.

Pewnego wieczoru, oglądamy z żoną tv przy winie, dzwoni mój telefon. Numeru nie znam, ale szukam pracy więc odbieram.
Słyszę szlochanie:
- Słucham?
- Wiesz kto?
- Nie mam pojęcia. Kto mówi i o co chodzi?
- Sonia,
- (zagotowało się we mnie) Co chcesz?
- Słyszałam, że jesteś w Polsce? Może chciałbyś...
- Skąd masz mój numer?
- Przecież to Twój stary numer? (Dla jasności, mój stary numer przestał istnieć lata temu, a ten założyłem miesiąc wcześniej).
- (tu już jestem wściekły) Nie pier###ol, skąd masz mój numer?
- (w tym momencie S zdaje sobie sprawę, że dzwonienie do mnie to nie był najlepszy pomysł) Słuchaj, teraz masz mój numer jakbyś chciał spotkać się i....
Rozłączyłem się. Numer S poszedł do listy zablokowanych.

A ja zastanawiam się co jest gorsze:
- S dzwoniąca do mnie szlochając, bo zawsze to na mnie działało. Czemu liczyła, że coś się jej uda po 10 latach?
- S, za tupet. Bo jak nazwać dzwonienie do swojego ex, prosząc go o spotkanie, dobrze wiedząc, że ma rodzinę?
- Któryś z moich znajomych, bo co za dureń daje mój numer mojej ex wiedząc, że mam rodzinę?

Związki

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 195 (217)

#87181

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak bardzo należy być wyrozumiałym? Jak bardzo trzeba bronić swojego zdania, swoich bliskich, kiedy Ci postępują źle?

Mieszkałem przez kilka lat w Anglii i czasem miałem wrażenie, że ludzie nie potrafią zrozumieć, że to właśnie oni lub ich bliscy postępują źle.

Przykładowo: wielka tragedia w szkole, niestety stało się tak, że jedno dziecko wbiło nóż drugiemu dziecku, które nie przeżyło, wiek obu to ok 13-14 lat. Żałoba w mieście, reportaże w wiadomościach, kilkustronicowy artykuł w gazecie. Właśnie, artykuł w gazecie. Artykuł poświęcony dzieciakowi, który nie przeżył, a w artykule jedna krótka wzmianka, że ten właśnie dzieciak, przez długi czas znęcał się psychicznie i fizycznie nad chłopakiem, który po kilku miesiącach takiego traktowania nie wytrzymał. Reszta artykułu to użalanie się nad biednym dzieckiem, którego już nie ma.

Oczywiście nie uważam, że chłopak zasługiwał na to co go spotkało, ale kuźwa nie zapominajmy, że on swoim zachowaniem niszczył rówieśnikowi życie. Sam doświadczyłem znęcania się rówieśników w dzieciństwie, więc trochę oburza mnie opłakiwanie kogoś kto miał wiele na sumieniu. Teraz dzieciak trafi do poprawczaka i może zapomnieć o normalnym życiu.

Wypadek motocyklisty w mieście. Motocyklista zderzył się z samochodem i nie przeżył. Znów wielka żałoba w mieścinie, w internecie nagonka na kierowcę, kto mu dał prawo jazdy, że zabił czyjegoś syna/męża/przyszłego ojca, artykuły w gazecie a w nich:
- motocykl był skradziony przez zmarłego,
- prowadzący (bo motocyklistą go nie nazwę) nie miał kasku tylko kaptur na głowie (standardowe ubranie złodziei motocykli w UK,
- jadąc ok 70 mph (tj 120 km/h) w terenie zabudowanym wjechał w bok samochodu który miał pierwszeństwo (auto jechało główną, chłopak wyskoczył z bocznej).
Oczywiście zero wzmianki o kierowcy, który teraz będzie musiał żyć ze świadomością, że śmiertelnie kogoś potrącił.

Sam też dotknąłem bardzo kuriozalnej sytuacji. Wjeżdżam na parking pod swoim blokiem, 1ka, półsprzęgło bo nierówno, wąsko i dzieciaki lubią się tam bawić. Przejeżdżam obok przerwy w wysokim (tak, że nie widać co jest po drugiej stronie) ogrodzeniu. Kiedy już minąłem przerwę w ogrodzeniu nagle kątem oka łapię ruch i słyszę stuk w swój samochód. Okazało się, że dzieciak na rowerku postanowił wyjechać bez sprawdzania czy coś jedzie drogą. Spanikował jak zobaczył mój samochód, przewrócił się i lekko stuknął w samochód w okolicy tylnego koła. Dzieciak w płacz, zbiegłą się banda wściekłych rodziców i:
- Jak jeździsz? Nie widzisz, że dzieci się tu bawią?
- widzę, dlatego jadę na 1ce bez gazu, Twój syn wyskoczył z pomiędzy ogrodzenia na drogę i uderzył w mój samochód,
- to Ty jedziesz autem, to Ty masz uważać to Ty go potrąciłeś!
- Przepraszam, ja nikogo nie potrąciłem, chłopak uderzył we mnie, proszę popatrzeć gdzie jest ślad od uderzenia. Gdybym to ja go potrącił to to chłopak byłby na masce, a tak to on we mnie wjechał i uderzył w tylne koło.
I tak w kółko.

Na moje szczęście coś tam dotarło albo po prostu nie chciało się im kłócić, Wiem, że gdyby zadzwonili po policje, miałbym przekichane. Nikt oczywiście nie zainteresował się uszkodzonym samochodem.

Całą sytuację widział mój 60-kilkuletni sąsiad, po krótkiej rozmowie podsumował tylko: fu**ing idiots...

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 138 (160)

#87152

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu wyjechałem pracować do Anglii. Ci którzy byli wiedzą, że początki do ciekawych nie należą. Później znalazłem dobrą pracę, mieszkanie wynajęte wspólnie z grupą nowo poznanych osób. Pomimo pracy fizycznej, która do lekkich nie należała, bardzo dobrze wspominam ten okres.

Starałem się przyjeżdżać do Polski dwa razy w roku, spotkać z rodziną i znajomymi. Ci widzieli we mnie tylko kogoś kto pracuje na zachodzie, kto kilka razy w roku lata samolotem itp.
Jednemu znajomemu również zachciało się w takiego życia i postanowił, że do mnie dołączy. Wytłumaczyłem mu, że pracuję fizycznie na magazynie w nocy, czasem, muszę weekend zahaczyć, a Anglia to bardzo drogie miejsce do życia i trzeba uważać na co się pieniądze wydaje. Ok, on rozumie, ale w Polsce nie da się żyć, a on chce wyjechać.
Z racji tego, że zawsze dobrze się dogadywaliśmy w końcu dałem się przekonać. Wynająłem małe mieszkanie, skontaktowałem się z pośrednikiem pracy, u którego sam zaczynałem, obiecali, że jak znajomy się pojawi to coś się dla niego znajdzie.
Znajomy dotarł do Anglii i początki układały się bardzo dobrze, ale jak to bywa sytuacja szybko uległa zmianie, bo:

- On nie zarabia tyle co ja. Pracował przez pośrednika, kilka godzin tu, kilka tam, co skutkowało niższą wypłatą.

- On też chce wydawać kasę na co tylko ma ochotę (użyto stwierdzenia, że sram kasą). Sam nie potrafił rozsądnie dysponować pieniędzmi i miał pretensje, że kupiłem sobie nowy zestaw audio, a tego, że nie wychodzę do barów i biorę ekstra weekendy w pracy już nie zarejestrował.

- On nie chce pracować na magazynie (praca przez pośrednika) on chce w biurze. No spoko, załatwiłem mu coś na początek, teraz radź sobie sam dalej, nikt się nie obrazi. Nie, to ja mam mu tej pracy poszukać, bo on nie wie gdzie szukać.

- Zakupy do domu. On pracuje, a ja siedzę w domu to mam robić zakupy. To, że odsypiam nockę nie docierało. On wraca o 18 i jest zmęczony, a ja cały dzień w domu siedzę. Zakupy robiłem, ale w końcu zaczęło mnie to drażnić i zacząłem kupować tylko dla siebie.

- Gotowanie, on jest zmęczony po pracy, a ja w domu cały dzień siedzę.

- Sprzątanie, patrz wyżej.

- Zdzieram z niego pieniądze, koszt mieszkania i rachunków 50/50, ale ja zarabiam więcej więc...

- On nie ma na nic pieniędzy, po pierwszej wypłacie kupił bilety lotnicze dla swojej dziewczyny. Niestety, nie skonsultował tego z nią, a ona w tym czasie nie mogła iść na urlop, więc bilety trzeba było przebukować, za duże pieniądze. Ale to ja z niego pieniądze zdzieram.

- Jak mogę jechać do Polski na święta przy takich cenach biletów? Swoje bilety kupiłem z kilku miesięcznym wyprzedzeniem, on zorientował się tydzień przed świętami, że chce jechać i wielkie zdziwienie, że bilety są po £700. Ale przecież to moja wina.

- Dziewczyna w końcu go odwiedziła, on do pracy (bo przecież urlopu nie będzie brał), ona w tym czasie mieszkanie posprząta i obiad ugotuje. Po pracy zamiast zająć się dziewczyną szedł spać, więc dziennie razem spędzali 1-2h. Dziewczyna była trochę bardziej ogarnięta w życiu i na wyjazd dostał kosza. Też moja wina, bo jakbym robił zakupy, gotował i sprzątał za wszystkich to wszystko byłoby w porządku.

Miałem już tego wszystkiego dość, powiedziałem gościowi, że tak być nie może i będzie musiał poszukać własnego lokum, a ja stwierdziłem, że jakiś czas po mieszkam sam. Spoko, poszuka sobie jakiegoś pokoju i tak będzie lepiej bo tutaj za drogo, a ja po nim nie sprzątam. Umówiliśmy się, że ma 2 miesiące.

Po jakimś czasie usłyszałem rozmowę telefoniczną między nim, a jego kuzynem, dogadywali szczegóły przyjazdu jego kuzyna do Anglii. Spytałem czy ogarnął już jakiś pokój albo mieszkanie dla nich. Ależ skąd. Kuzyn przyjeżdża mieszkać do nas, a później się zobaczy. Czy planował mi powiedzieć, że ktoś ma się do mojego mieszkania wprowadzić (umowa wynajmu była tylko na mnie)? Tak, planował mi coś wspomnieć, jak kuzyn już będzie na miejscu. Aha, a kiedy miałby tu być? Za 3 dni.

Wtedy znajomy musiał w trybie ekspresowym wyprowadzić się z mieszkania.

Anglia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 240 (250)

#87117

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiele osób tutaj pisze, że partner/ka ich zdradza. U mnie wyglądało to troszkę inaczej - to ze mną zdradzano kogoś.
Trwało to ok 6ciu miesięcy, spotkania u mnie, wiadomo po co. Mieliśmy wiele wspólnego, snuliśmy plany na przyszłość, obiecywała rozwód, a ja czekałem.
Po kilku miesiącach widząc, że nic się nie zmienia, zacząłem naciskać na rozwód lub separację. Zostałem zbyty komentarzami, że to nieodpowiedni czas dla niej i poczułem, że coraz bardziej jestem spychany we "friendzone".

Postawiłem sprawę jasno, albo oni albo my się rozchodzimy. Wybrała jego.

Zabolało, zerwaliśmy kontakt i zająłem się własnym życiem.

Zadzwoniła do mnie po roku żeby się spotkać, porozmawiać. Nie będę kłamał, że nie odezwała się we mnie nutka nadziei.

Na spotkaniu szybko oznajmiła, że nie chce się ze mną wiązać, a potrzebuje pożalić się komuś, bo dowiedziała się, że mąż ja zdradza i jak on mógł jej to zrobić.

Do dzisiaj dziwię się swojej reakcji, bo uczucia kiedyś były niemałe. Parsknąłem śmiechem i wyszedłem.

Związki

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (202)

1