Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

jalkavaki

Zamieszcza historie od: 24 lutego 2011 - 9:07
Ostatnio: 20 lipca 2017 - 0:08
  • Historii na głównej: 24 z 33
  • Punktów za historie: 8315
  • Komentarzy: 221
  • Punktów za komentarze: 1172
 
zarchiwizowany

#79112

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Lipiec roku niedawnego. Słońce grzeje niemiłosiernie.
Idę między blokami, zauważam dziewczynę siedzącą na ławce. Ale coś nie gra, głowa jakoś tak dziwnie zwisa. Podchodzę, oczy ma zamknięte.
- Halo?
Brak reakcji. Na ponawiane pytania czy potem klepanie po policzkach, łapanie za dłonie - zero reakcji.
Łapie więc za telefon i wybieram numer.
I teraz STOP.
W przedszkolu uczyli mnie trzech numerów alarmowych. Wyrwany ze snu, po pijanemu czy w jakichkolwiek sytuacjach pamiętam te numer i potrafię zadzwonić po odpowiednie służby.
Nie wiem co mnie wtedy podkusiło aby spróbować 112.
Ale to zrobiłem. Melduję sytuację, co i jak:
- karetkę przysyłajcie! Ulica X.
- A jakie miasto?
Zdębiałem.
Do tej pory jak dzwoniło się na stare numery pogotowia, straży czy policji to odzywał się dyspozytor z tego miasta.
- Miasto X!
- To zadzwonię do dyspozytor w tym mieście i dam mu znać. Proszę zostać na miejscu i czekać na telefon.
Faktycznie po kilku minutach oddzwonili. Na szczęście karetka nie była już potrzebna.
Tylko dalej nurtuje mnie pytanie: po co ten "diler" spod 112, skoro od razu mogłem na 999 dzwonić?

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (31)
zarchiwizowany

#68891

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem listonoszem. Do moich obowiązków należy m.in. wypłacanie rent i emerytur. Czasem zwroty podatków, alimenty itp.
Oczywistym jest, że można się pomylić, jak to przy każdej czynności. Czy to banknoty się skleją, czy człowiek zmęczony, czy rozkojarzony.
Niestety, mamy społeczeństwo złodziei. Bo inaczej tego nie można nazwać.
Nie jeden raz pomyliłem się na swoją niekorzyść wypłacając 200, 100 czy 50 zł. za dużo. Jeszcze nikt nie przyszedł i nie oddał tych pieniędzy. A każdy brak pokrywam z własnej kieszeni.
Raz zdarzyło mi si pomylić na niekorzyść adresata, to przeliczeniu gotówki na koniec, poszedłem jeszcze raz i oddałem oddałem. Ot, tak mnie rodzice wychowali.
Jednak nie rozumiem, jak można po wizycie listonosza w domu znaleźć kilka tysięcy złotych i ich nie zwrócić? Jak to się stało? Nie wiem do tej pory...

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (34)
zarchiwizowany

#68854

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie lubię gdy nie szanuje się mojego czasu.
Jestem listonoszem i piekielności z tym związanych jest wiele.
Generalnie ludzie gdzieś w podświadomości ubzdurali sobie, że jestem ich prywatnym doręczycielem i tylko do nich mam pocztę. Ci bardziej świadomi zdają sobie sprawę z tego, że do sąsiadów też mogę mieć korespondencję. Generalnie wydaje się, że mam mnóstwo czasu bo w końcu do nich dotarłem, więc resztę czasu pracy mogę u nich spędzić.
Chciałbym jeszcze dodać, że w tym zawodzie czas się liczy. Po prostu im szybciej doręczysz tym szybciej będziesz w domu.

- dzwonię do domofonu.
Dzieńdobry do Piekielnego mam list polecony.
Otwiera drzwi.
Wchodzę na to X piętro i co słyszę? On już tu panie 6 lat nie mieszka.
To nie można tego przez domofon powiedzieć?
-podobna sytuacja jak wyżej.
Otwiera dziecko.
Jest ktoś dorosły? Nie ma.
A też można było powiedzieć przez domofon, że rodziców nie ma.
- domek, zamknięta furtka. Dzwonię.
Do kogo? Momencik, tylko się ubiorę. I ubiera się, owszem, zimowe buty, palto, szalik, rękawiczki, czapka. Bo na zewnątrz jest kilkustopniowy mróz. Sam podpis zajmuje kilka sekund. A nawet jeśli ktoś jest wrażliwy na gwałtowne zmiany temperatury to można otworzyć furtkę to podejdę. Można? Ale po co?
Podobnie jak pada deszcz. Ubieranie kaloszy, płaszcza, szukanie parasolki itd.
Dzwonię do furtki, czekam, kończę wypisywać awizo, otwiera się okno - do kogo? Do Piekielnego. Moment. A nie można od razu do drzwi iść?
I jako ciekawostkę dodam, że na doręczenie poleconego mamy niecałą minutę. Tak wyliczyli ci "na górze ".

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (25)
zarchiwizowany

#65376

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czy ktoś myślący zarządza tą stroną? Czy robi to automat?
Dlaczemu?
Historie od ponad tygodnia są w poczekalni.
Historia opublikowana dziś o 12.oo o 15-z_minutami laduje w archiwum.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -14 (44)
zarchiwizowany

#65371

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem listonoszem.
Niedziela, godzina południowa. Dzwoni adresat:
- Byłem dziś odebrać awizo, a poczta zamknięta. Dlaczego?

*na awizie informacja, kiedy urząd otwarty. Nie ma tam wzmianki o niedzieli.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (32)
zarchiwizowany

#51829

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Co zrobić gdy nie dostajesz wyciągów z banku przez trzy miesiące? Najprościej złożyć skargę na listonosza.

rejon

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (29)
zarchiwizowany

#51095

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem listonoszem, rejon mam samochodowy, ale tak właściwie autem tylko dojeżdżam i w mym cadillacu trzymam pocztę. Większość ulic roznoszę poruszając się pieszo. Otóż pewnego słonecznego dnia miałem list do pewnej pani. List ten był pudełkiem po pizzy (średnia, ok. 30cm). Był to zwykły list, nie żaden polecony. Procedury pozwalają w takim wypadku (list zwykły, gabarytowy, nie mieszczący się do skrzynki) nie podejmować próby doręczenia do drzwi a zwyczajnie zostawić awizo. Tak też uczyniłem. Gdy zajechałem na urząd aby rozliczyć się, przyszła koleżanka z okienka i dała mi awizo na ten list. Powiedziała, że ta pani przyszła na urząd, wręczyła awizo i powiedziała, żeby ten list jej doręczyć do mieszkania bo ona jest po wypadku i na pocztę realizować awiz nie będzie chodzić. Nadmienię, że na zawiadomieniu jest adnotacja, że awizowana przesyłkę można odebrać tego samego dnia po godzinie 18 lub w dniach nastepnych. Po prostu mózg rozwalony.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (93)
zarchiwizowany

#10183

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed kilku lat. Pociąg nocny, dalekobieżny. Tłok niemiłosierny, wszystkie przedziały zapełnione, ludzie podróżują na korytarzu lub przy WC.
Zauważyłem, że jeden przedział jest pusty, na drzwiach kartka: "Przedział dla matek z dzieckiem". Pociągnąłem za drzwi wedle zasady
"a nóż - widelec". Drzwi faktycznie otwarte były, zająłem więc miejsce, zaraz weszły kolejne osoby i wszystko było fajnie do momentu przyjścia konduktora. Spieklił się, że zajęliśmy przedział, który nam nie przysługiwał (no fakt, nikt z obecnych tam pasażerów nie był matkami z dzieckiem). Kazał się zabierać, a po opuszczeniu przez nas przedziału specjalnym kluczykiem zablokował drzwi. W taki to radosny sposób resztę podróży spędziłem siedząc na torbach koło WC, podobnie jak kolejnych siedmiu pasażerów, za to pan konduktor dopełnił wszelakich formalności i dopilnował swoich obowiązków, dzięki czemu powietrze w przedziale szczęśliwie dotarło do stacji docelowej przez nikogo już nie niepokojone ;)

PKP

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 106 (182)
zarchiwizowany

#9020

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
No jak tak wszyscy narzekają na tą Polską Pocztę to podzielę się kilkoma spostrzeżeniami z okresu gdy pracowałem jako listonosz, i może co niektórym uzmysłowię jak to wygląda z "drugiej strony".
Pupile domowe, a zwłaszcza te na czterech łapach i merdające ogonem. Do pasji doprowadzały mnie odpowiedzi właścicieli gdy prosiłem ich o schowanie, przywiązanie psa: "Paaanie, on nie gryzie, łagodny jak baranek". Po pierwsze to ani ja psa nie znam, ani pies mnie, noszę na sobie masę zapachów, które zwierzęciu mogą się źle skojarzyć itd. Po drugie primo to jeszcze nie widziałem psa, który miałby pysk, w pysku zęby i nie potrafiłby gryźć :)
Kolejna kwestia to tabliczka informująca o tym, że na terytorium działki, ogródka biega pies (bloków, kamienic to nie dotyczy). Lub taka tabliczka ale brak przy bramce dzwonka lub skrzynki. Kompletny brak wyobraźni(?), empatii(?). Czy może myślenie "Przecież Brutus to taki spokojny pies" - o Bernardynie wielkości małego konia.
Awiza. Legenda Poczty Polskiej :) No i faktycznie, jak do odebrania w urzędzie jest płaski list z rachunkiem za gaz czy wyciągiem z banku, a człowiek swoje w kolejce musi odstać mimo, że cały dzień siedział w domu, to krew może zalać. Ale nie spodziewajcie się cudów gdy na takim allegro zamówicie swetry, poduszki, piłki (serio, takie rzeczy ludzie wysyłają jako polecone) i w skrzynce od razu ląduje awizo. Listonosz przeważnie porusza się pieszo, ma do dyspozycji torbę, dwie ręce i czasem jeszcze wózek. To powiedzcie mi jak zabrać się z taką przesyłką zawierającą jakieś ciuchy, która to jest gabarytów całej torby doręczycielskiej? A co z resztą korespondencji do doniesienia?
Zresztą, listonosz też człowiek z którym można się dogadać(a przynajmniej próbować ;)), tylko pamiętajcie, jak Bóg Kubie tak Kuba USA.
Z tym siedzeniem w domu też jest różnie. Raz dogoniła mnie pewna pani z awizem w ręce i pretensją, czemu jej to wrzuciłem do skrzynki kiedy ona calusieńki dzień siedzi w domu bo czeka na tą właśnie, bardzo ważną przesyłkę. No i wszystko fajnie tylko zastanawiająca była ta reklamówka z zakupami w drugim ręku owej damy. Najwidoczniej takie tam zwyczaje panują :) Przesyłkę wydałem od razu, na miejscu.
Raz koleżanka poszła na urlop a rejon jej trzeba było roznieść. Trafiłem na klatkę w której dosłownie nie mogłem do nikogo się do dzwonić i dodatkowo pech chciał, że zamek tam tak był skonstruowany, że nie dało się go otworzyć starym "listonoszowym" sposobem. W końcu jakaś kobiecina odebrała domofon. Ja standardowo, "dzień dobry, Poczta mogę prosić o otwarcie drzwi?". A tu jak na mnie nie najedzie, żem gówniarz, paszołwon złodzieju itd. itd. Ja nie wiem o co chodzi, mówię, że jestem listonoszem i mam przesyłki do mieszkańców tej klatki. A ona mi na to, że kłamię bo jej listonoszem jest kobieta a nie jakiś chłystek. Po czym się rozłączyła. W ten oto sposób tego dnia, adresaci z tej klatki nie otrzymali listów, a ja następnego dnia musiałem iść z tymi samymi listami.
Z tym otwieraniem sobie drzwi do klatek do był sposób, który pozwalał w ciągu kilku sekund uporać się z zamkiem otwieranym domofonem. Służyło to zaoszczędzeniu czasu (wiadomo, że dzwonienie domofonem pod losowy numer, odczekanie czy ktoś w ogóle jest czy nie ma itd. potrafi zająć sporo czasu). Mieliśmy więc swój sposób aby w ciągu kilku sekund dostać się na klatkę. Ale musiał przyczepić się dziadek, który podpatrzył mnie, że coś tam majstruję przy zamku i drzwi się otwierają. I zaczęło się, że złodziej, że włamywacz (byłbym pierwszym włamywaczem, który przy złapaniu na gorącym uczynku zamiast uciekać gdy go wołają to spokojnie czeka). Nic nie dawał ani ubiór listonosza, ani torba, ani saszetka z pieniędzmi, ani tłumaczenie, że tak po prostu jest wygodniej, zamiast po domofonach dzwonić. W końcu, po kilkuminutowym przedstawieniu, kiedy to już byłbym kilka klatek dalej powiedziałem po prostu "A idź se pan w ####" i wróciłem do wykonywania pracy, zastanawiając się co w końcu ten dziadek chciał osiągnąć?

PPUP

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 72 (178)

1