Profil użytkownika

kKKKK
Zamieszcza historie od: | 26 czerwca 2015 - 9:07 |
Ostatnio: | 14 marca 2025 - 9:25 |
- Historii na głównej: 2 z 2
- Punktów za historie: 548
- Komentarzy: 144
- Punktów za komentarze: 833
« poprzednia 1 2 3 4 5 6 następna »
U mojego dziecka w grupie pięciolatków wszyscy na początku roku przynieśli do szatni zapasowe spodnie na wszelki wypadek, same bachory rozwydrzone widać w tej grupie ;)) Trzeba do nas przysłać Twoją mamę, wyśmieje rodziców i to rozwiąże problem ;) nie wiem jak, ale rozwiąże ;) Mnie też czasem ktoś zapraszał na wczasy w miejscu, które nie wydawało mi się być ciekawe ale nie uznawałam, że to piekielne, czasem odmawiałam a czasem dawałam szansę - i pozytywnie się zaskakiwałam ;) Mam nadzieję, że gdy będziesz miała kiedyś swoje dzieci i one będą mieć 5 lub 3 lata - przeczytasz sobie ten komentarz, przypomnisz sobie swoją wizję że to łatwe wychować dzieci które mówią szeptem, jedzą jak królowa brytyjska i poruszają się po świecie powolutku na paluszkach i będzie z tego parę minut fajnego, wesołego śmiechu ;)) A tak poważnie - nie zamykać się na nowe pomysły, są kompromisowe rozwiązania gdzieś pomiędzy Mielnem a Bieszczadami - np ciche wioski nad morzem ;)
To ja się chyba w normalniejszym kraju wychowywałam ;) W moim kraju na osiedlu domków jednorodzinnych nikt furtki w ciągu dnia nie zamykał, z sąsiadami mieliśmy dobre relacje i znaliśmy się - i to dawało nam więcej bezpieczeństwa niż strzały w powietrze ;) Dzieciaki biegały bandą i gdy piłka spadła im za płot pod nieobecność właściciela domu - nie umierał nikt od tego, że sobie ten metr za płot weszły i zabrały. Kurierzy zostawiali nam przesyłki na zadaszonym ganku, żeby nie zmokły. Sąsiedzi z drobnymi, sąsiedzkimi sprawami przechodzili przez furtkę i pukali do drzwi - co było zwłaszcza wygodne dla rodzin, które w domu miały małe dzieci. Zdarzyła się nam raz w życiu próba włamania do domu - obcy ludzie kręcili się po naszym ogrodzie gdy my spaliśmy. Spłoszył ich.. wracający późno z pracy sąsiad, który zobaczywszy ruch myślał, że to my, więc podszedł do płotu i zawołał żeby zwyczajowo przywitać się i kilka zdań wymienić. Na tym osiedlu mieszkają ciągle moi rodzice i czuję się tam duuużo bezpieczniej niż gdyby każdy tam trzymał broń palną i dzielnie bronił podwórka przed sąsiadami i listonoszem ;)
Po czterech latach mieszkania za granicą zerwałbyś całkiem więzi z rodziną w Polsce do tego stopnia, żdby nie martwić się ich losem nawet gdyby ich domy były bombardowane? Jeśli tak - gratuluję chłodnego umysłu, mało kto tak potrafi.
Nie wiem, czy na pewno akurat o piersi chodziło czy o to, że kobieta z małym dzieckiem ośmieliła się zjeść posiłek w restauracji ;) W Polsce panuje powszechne przekonanie, że kobieta po urodzenia dziecka powinna zamknąć się z nim na 18 lat w domu i wyjść po 18 urodzinach, wszędzie przeszkadzają dzieci Polakom a kobieta z dzieckiem to wiadomo, madka. Znajdziesz tu historie o złośliwych babach co jadą z dzieckiem autobusem rano choć przecież nie muszą, bo powinny w domu siedzieć w domu a nie jeździć gdzieś, o okropnych madkach co podczas spaceru z dzieckiem odpisują na smsa albo sprawdzają coś w telefonie (GAPIĄ SIĘ W SMARTFONA!) zamiast wzrok skromnie tylko w dziecko kierować itp. Tu na portalu były historie o MADKACH co karmią w miejscu publicznych, próbowałam w komentarzach tłumaczyć że niemowlakowi trudno przetłumaczyć że ma zaczekać na co dostałam odpowiedź, że można ściągnąć mleko i podać w butelce (to wymaga bagatela noszenia w plecaczku lodówki na baterie i mikrofali na baterie, leniwym madkom sie nie chce i stąd to karmienie).
A starsza pani jednak kłamała, od wielu lat nie ma „grup inwalidzkich”, chyba by zauważyła gdyby ją naprawdę to dotyczyło ;))
Przecież ci rodzice mają pewnie swoją pracę, więc dziecko jest w żłobku 8h plus być może 1-2 h na dojazdy. Ten Twój idealny rodzic co wspaniale wychowuje trzyma dziecko w żłobku godzin 10-11, żeby nie przeszkadzało kurierom, sprzedawcom, spotkanym w windzie sąsiadom i hydraulikom w razie awarii pralki? Sama w czasie pandemii korzystałam z usług architekta zdalnie i on jednak okazał mi szacunek - przygotował się do rozmowy, zapoznał z wymiarami przed nią zamiast łączyć się nieprzygotowanym i psioczyć, że nie siedzę cicho żeby on mógł przygotowywać się przy mnie. To strata czasu klienta, Waszego zresztą też.
@Badziong Przeczytaj sobie ten komentarz jak będziesz miała roczne dziecko i zobaczymy, jak je pięknie wychowasz, że gdy będziesz potrzebowała tego, siądzie samo w pokoju na godzinkę, kurze pościera i okna umyje w tym czasie ;)
No chyba jednak blisko jesteś z tą kuzynką, ja nawet o własnej siostrze z którą mam świetny kontakt i widujemy się bardzo często nie powiem na sto procent jakie ma poglądy na kościół katolicki i jaki model konsoli mają jej dzieci ;) No ale od „mój syn chce playstation” do „chcę, żebyś kupił mojemu synowi playstation” daleka droga, ciekawi mnie, czy ja kiedyś trafię na piekielnych bo np mówię często znajomym bliższym i dalekim że moje dzieci chciałyby pojechać na Islandię ale na razie nas nie stać - może moi znajomi i rodzina są obrażeni że ja żebram o sponsorowanie wycieczki, kto wie ;)
@normalnyCzlowiek123: Pocieszę Cię - u nas w Warszawie gdy zaczęłam jeździć na rowerze 15 lat temu było tak samo (idę ścieżką bo tu mam cień, bo tu piesek ma blisko do trawy, bo wózek ma koła). Już się wszyscy przyzwyczaili do rowerów i jest spokój ;) jeśli ktoś sprawia problemy rowerzystom na ścieżkach i pasach rowerowych to już chyba tylko samochody i to na blachach ze wsi, więc też raczej kwestia nieznajomości tematu a nie złej woli ;)
Dzień nauczyciela to jeden dzień, u nas prywatny żłobek młodszego dziecka jest zamykany na pięć dni ferii zimowych, publiczne przedszkole starszaka całą zimę jest otwarte. Czy teraz uznasz, że jednak państwowe zawsze lepsze? ;))
@mcdonaldowa: Ja w przedszkolach swoich dzieci miałam miks - w innych grupach młode dziewczyny, moje dzieciaki miały szczęście trafiać do starszych pedagogów, tuż przed emeryturą. Widać było dużą różnicę w klasie tych osób i podejściu do dzieci i posłuchu wśród nich, mimo, że przedszkole to samo. Myślę, że różnica stąd, że kiedyś pracę w zwykłym przedszkolu uważało się za fajną ścieżkę kariery dla osoby lubiącej dzieci - teraz te ambitniejsze osoby z zacięciem do wychowywania dzieci mają dużo innych ścieżek, mogą się realizować w różnych autorskich i bardziej nowoczesnych miejscach. My dla naszych dzieci wybraliśmy z różnych przyczyn zwykłe przedszkole j mam wrażenie że tam po studiach trafiały te osoby najmniej zaangażowane i ambitne. A pedagodzy, którzy zaczęli pracę 30 lat temu już się jej trzymają bo nie interesuje ich np poznawajie od zera zasad pedagogiki Emilio Reggio czy waldorfskiej ;))
@mcdonaldowa: no sorry, jakby mi pani z przedszkola powiedziała że nie radzi sobie z moim dzieckiem że mam coś wymyślić to bym albo dziecko zabrała z przedszkola albo poprosiła o zmianę pani. Trochę jakby dentysta po rozwierceniu zęba powiedział „hmm, nie wiem jak to teraz zakleić, proszę coś tu wymyślić”. Autorka skończyła pedagogikę bez znajomości teorii pedagogiki. Ja wiem, że teorię trudno w praktyce wdrażać ale skoro podczas studiów jej się uczyć nie chciało i nawet nie wie, w którą stronę iść i jak próbować - to niech nie ma pretensji do pięciolatka tylko do siebie. Jak się kiedyś w pracy obrażę na pięciolatka i zrzucę na niego odpowiedzialność za rozwiązanie moich problemów.w pracy to przyjmę degradację z pokorą jako coś sprawiedliwego ;) Ja tu nie bardzo widzę, żeby się wersje pani i wersje dziecka różniły - jest konflikt na linii dziecko - nauczyciel, nauczyciel zamiast zastanowić się, dlaczego tak skę dzieje, sięgnąć do wiedzy ze studiów i zastanowić się, jk problem rozwiązać (może szukać ciekawszych opowiadań? Może czytać inną intonacją? Może o innej porze dnia, kiedy dzieci są wypoczęte?) czeka chyba aż jakoś jej problem rozwiąże pięciolatek albo jego mama, której nawet na miejscu nie ma podczas czytania opowiadań.
@Balbina: A akurat mój syn-lobuziak trafiał na super pedagogów, którzy po prostu potrafili autorytet wśród dzieci zbudować i tak działać, żeby ich słuchali. Myślę, że to kwestia doświadczenia i szkolenia, którego tu chyba trochę zabrakło. Zwłaszcza, że przykład dziecka co nie potrafi wysiedzieć podczas czytania książki i jak mu pomóc żeby wysiedział to jakieś podstawy pedagogiki które nawet jako rodzic znam z książek o pedagogice, nie rozumiem ceny wykształcony pedagog nie przeczytał nic nigdy na ten temat że niektóre dzieci tak mają i nie tak trudno im pomóc ;)
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 11 października 2021 o 21:13
@Balbina: Ale oczywiście że ja wiem, że łobuziak w przedszkolu to problem, ja tylko pytam, co matka miała zrobić, skoro autorka żadnej propozycji działania jej nie przedstawiła. Zabrać dziecko z przedszkola żeby pani było łatwiej? Siedzieć z nim cały dzień pilnować? Podawać mu rano valium? No pomysłu nie mam. Zdanie autorki jak rozumiem to „nie radzę sobie z jednym z dzieci, to wina dziecka chcę mieć w grupie same spokojne dzieci!” Dyrektorka go wysłuchała i zrobiła co mogła ;))) dała spokojniejszą grupę ;) (choć tu dyrektorki wina, ona powinna zapewnić autorce szkolenie, przecież to nie pierwszy i nie ostatni łobuziak w tym przedszkolu!) W historii z trzepakiem to bym się raczej zastanawiała nad tym, po co w przedszkolu jest sprzęt z którego można spaść rękę złamać ;)
Ale ogólnie to macie wszyscy wesoło - Ty nie radzisz sobie z dziećmi i liczysz, że chyba rodzice będą siedzieć na dali pilnować żeby sobie dzieciaki łbów nie porozbijały, Twoja szefowa zamiast Cię przeszkolić Cię przenosi- i wszyscy obwiniacie wszystkich, a najbardziej dzieci, nikt nie widzi winy w sobie ;))
A jak Twoim zdaniem powinna zachować się mama z historii? Zaproponować, że będzie codziennie przychodzić i pilnować, żeby jej syn sobie głowy nie rozbił skoro Ty nie potrafisz go przekonać do zmiany zachowania? Ja akurat byłam mamą przedszkolaka - łobuziaka ;) na szczęście nasza wychowawczyni była bardzo mądrym, doświadczonym pedagogiem - gdy ktoś z grupy sprawiał problem i oczekiwała współpracy mówiła jednoznacznie jak wyobraża sobie naszą współpracę z przedszkolem (przeprowadzić rozmowę z dzieckiem, przeprosić kolegę
??? Przecież jazda na suwak polega na tym, że samochody dojeżdżają spokojnie do końca pasa a potem spokojnie, płynnie na końcu pasa wjeżdżają na zmianę po jednym samochodzie z każdego pasa, dzięki temu nikt się nie przepycha i nie stresuje i właśnie porządek jest. Bałagan robi się przez trzymanie pustego pasa przez trzy kolejne zjazdy - wtedy korek się powiększa, bo stoi nie na dwóch pasach a na jednym, więc stoją w nim też samochody, które chcą zjechać przed zwężeniem, więc korek staje się jeszcze dłuższy. Jak Ty sobie ten suwak wyobrażasz jeśli nie tak, jak ja opisałam i po co Wam pusty pas na kilka zjazdów przed zamknięciem?
Jeszcze dopisz, żeby uważali na chodnikach, bo jak jedziesz zygzakiem kompletnie pijany to nie wiadomo, czy na kogoś nie wjedziesz. A piesi wiadomo, myślą, że są nieśmiertelni i nie rozumieją, że kierowca musi czasami 120 km/h albo pijany zygzakiem, no musi.
Ja bym tu winiła raczej niskie stopy procentowe i to, że ludzie przez to masowo w nieruchomości inwestują. To brzmi podobnie do moich przygód z kupowaniem mieszkania w Polsce - szukaliśmy mieszkania do miliona złotych, uważam, że to naprawdę duża suma - a biura sprzedaży deweloperów traktowały nas jak klientów, których z łaski obsługują pomiędzy inwestorami którzy kupują od razu po kilka-kilkanaście mieszkań ( no nie wierzyłabym że ludzie tak kupują gdyby nie to że w biurach sprzedaży mi się zdarzało czekać na spotkanie i mimochodem podsłuchać co ludzie rezerwują). Czasem musieliśmy się po parę tygodni prosić i przypominać żeby nam wysłali ceny konkretnych mieszkań ;)
No dobra - czy tylko mi się wydaje, że wizja, w której każdy uczeń ma na ławce własny wiatrak, który hałasuje, rozrzuca kartki i papiery i wieje także na osoby obok jest lekko absurdalna? I czy tylko ja dostrzegam, że godząc się na to, że rodzice Hani po swojemu problemy Hani rozwiązują szkoła może spodziewać się, że inni rodzice też będą chcieli problemy swoich dzieci rozwiązać? Może Marcina rodzice kupią mu ładniejsze krzesło, żeby sobie z nim chodził od klasy do klasy, rodzice Henryka - tablicę na flamastry, żeby Henryk nie musiał brudzić palców kredą jak inne dzieci a rodzice Józi uznają, że nauczyciel od matematyki źle tłumaczy i Józia będzie na lekcje przychodzić z korepetytorem, który jej szepce do ucha lepsze wyjaśnienia niż pani? Moim zdaniem te problemy to problemy całej klasy i cała klasa powinna je rozwiązać. Rozwiązanie że Hani chłodno ale reszta nie słyszy lekcji bo Hani wiatraczek hałasuje to nie kwestia tego, że zazdroszczą rodzicom Hani majątku, to kwestia tego, że wkurzają się o ich egoizm. Na pewno gdyby rodzice w porozumieniu z nauczycielem złożyli się na kilka cichych wiatraków ustawionych tak, żeby nikomu nie przeszkadzały a wszystkich chłodziły Byłoby rozsądniejsze.
No... tak ;) - dla zdrowia i środowiska lepiej jeździć na rowerze niż jeździć samochodem, tu masz rację ;) - używanie świateł długich bez potrzeby gdy inne pojazdy są blisko jest niebezpieczne i głupie; - bezpieczniej jeździć bez przekraczania prędkości. Mam wrażenie, że trochę u Ciebie wiedza o świecie stoi na głowie jeśli uważasz, że jest na odwrót ;)
A nie zapomnieliście wyrejestrować samochodu po śmierci ojca? Bo to by było logiczne wyjaśnienie, pojazd stałby niewyrejestrowany a polisa automatycznie odnawiałaby się automatycznie co roku.
@castiel666: Nie jestem wykształcona lepiej ani gorzej, pracuję zupełnie gdzie indziej ale mam w rodzinie pracowników przedszkola i sama mam dzieci, więc chętnie korzystałam z książek polecanych przez te osoby ;) proszę się nie obruszać, przekazuję te tytuły bo mi je polecono jako niosące podstawy wiedzy pedagogicznej i sama uważam je za wartościowe ;) Myślę, że w każdej grupie przedszkolnej są dzieci z problemami... nie ma co się obrażać na rzeczywistość i to, że dzieci są dziećmi, trzeba szukać sposobów na zrozumienie, co takie dziecko ma w głowie i jak można mu pomóc ;)
Nie obraź się, bo nie piszę tego, żeby Ci sprawić przykrość, ale Ty chyba dzieci średnio lubisz i na pewno nie rozumiesz. Mam wśród bliskich zaskakująco dużo nauczycieli i trochę wiem, jak to działa ;) ja bym radziła albo poszukać zajęcia, które lubisz, albo troszkę się podokształcać w temacie - wygląda jakbyś nie znała „jak mówić żeby dzieci nas słuchały”, „pozytywnej dyscypliny” i „self reg” a to takie raczej absolutne podstawy...
@Fahren Przekonałby się, czy naprawdę żona nic nie robi, bo coś czuję, że autor przesadza. Jeśli się okaże, że podczas wyjazdu żony nagle przestały się robić rzeczy, które normalnie jakoś się same robiły - to może dać do myślenia. A jeśli się okaże, że brak żony nie robi różnicy - to będzie już konkret do poruszenia w rozmowie.