Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kartezjusz2009

Zamieszcza historie od: 13 lutego 2018 - 13:11
Ostatnio: 1 marca 2024 - 15:42
  • Historii na głównej: 13 z 20
  • Punktów za historie: 1365
  • Komentarzy: 740
  • Punktów za komentarze: 3829
 
zarchiwizowany

#89649

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniało mi się a propos historii #89647.

Na wakacje w tym roku pojechaliśmy nad nasze polskie morze. W to samo miejsce. Niby mała wioska, ale w sezonie dwa sklepy otwarte.

Jeden sklep - typowa sieciówka, jakieś Dino czy inny Lewiatan (nie pamiętam dokładnie). Drugi - typowy miejscowy sklep (chyba miał nawet "nadmorski" w nazwie).

Ceny nie zachwycały ani nie odstraszały, ot uroki typowej wioski przy plaży. Ale asortyment tych sklepów, to już inna bajka.

W zeszłym roku i w jednym i w drugim można było zaopatrzyć się we wszystko: na śniadanie i na obiad. Było w czym wybierać. Po prostu standard znany z typowych sklepów osiedlowych czy wiejskich.

Ale w tym roku to był jakiś sajgon. W sieciówce na 11 półek, 6 zajmowały różnego rodzaju alkohole. A poza tym ciężko było znaleźć jakąś różnorodność (ot pojedyncze rodzaje sera, parówek czy chleba). Rok wcześniej zdecydowana większość to była spożywka i chemia gospodarcza, a alko było tylko na 3-4 półkach. W drugim sklepie sytuacja wyglądała już nieco lepiej - alkohole zajęły tylko jedną półkę więcej niż rok wcześniej. Niestety tutaj też asortyment ucierpiał i musieliśmy się nieźle nagimnastykować, żeby coś uzbierać na domowej roboty obiad.

I jak do tego dodam sobie, że wśród moich znajomych w ostatnim czasie "wykryłem" kilka osób, które są potencjalnie uzależnione od alkoholu, to coraz bardziej jestem przekonany, że w Polsce mamy coraz większy problem z nadmiernym spożyciem.

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 36 (76)
zarchiwizowany

#84754

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z ostatnich dni.

Krótki rys tła: znajoma ma 3 dzieci. Najmłodsze jeszcze w wózku. Nie pracuje, bo woli wychować dzieci sama. Może, bo mąż zarabia tyle, że stać ich na wszystko co potrzebne. Ale jako że zasiłki są, to biorą te 500+ i inne ("jak jest, to biorę, jak nie będzie, to trudno"). Odkładają na oszczędności, nie biorą nowych kredytów, bez socjałów też by żyli dostatnie.

Jakie upały przechodzą przez Polskę, to chyba każdy zauważył. Ale rano jeszcze da się wyjść. A że sezon na truskawki, to znajoma wyszła na pobliski targ. Mąż do pracy, ona dzieciaki pod pachę i heja na spacer. Jedno w wózku, drugie z prawej, trzecie z lewej. Starsze w miarę grzeczne, nie marudziły nawet jak na swój wiek. Ale to młodsze, jak już byli na tym placu, zechciało drzemki. Tyle, że nikt w pełnym słońcu niemowlaka nie wyjmie z zacienionego wózka. A ten - jak to miał w zwyczaju - zaczął domagać się snu płaczem. Zanim zasnął było kilka akcji typu:

Podeszła obca kobieta do wózka i zaczęła się siłować z przykrywą.
- Co pani robi?
- Przecież dziecko się ugotuje!
- Proszę zostawić.
- Pani się nie zna! Gówniara jedna! Dzieci na pińset plus tylko robi!

Wróciła do domu z mocno podniesionym ciśnieniem. I dwoma kilogramami dobrych truskawek. A po całej opowieści zaczęła się zastanawiać nad dwoma rzeczami:
1. Dlaczego rzeczone kobiety miały około 50 lat? Menopauza? A może bezrobotne i szukały afery? (oczywiście tylko domysły)
2. Czy gdyby poszła na ten targ odstrzelona jak szczur na otwarcie kanału, to czy też wyzywałyby od gówniar? (była ubrana bardziej "na brudno" niż "po kobiecemu", bo przecież przy małych dzieciach liczy się wygoda a nie wygląd)

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (30)
zarchiwizowany

#84699

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Niedawno Youtube podpowiedziało mi filmik z chamstwem na drodze. Zestawienie kilkunastu sytuacji nagranych przez kamerki innych uczestników ruchu, a potem nagrodzonych przez policję. Filmik ok, ale osobiście zauważyłem, że te piekielności dzielą się na 3 kategorie: nieuwaga, pośpiech i czyste chamstwo.

Nieuwaga:
Dotyczy każdego. Wystarczy słabiej oznakowane miejsce, jazda na pamięć czy coś podobnego aby kierowca nie zauważył, że coś się stało.
Piekielność z mojej strony: dwupasmówka przedzielona pasem zieleni. Jadę lewym pasem, w kolumnie, trochę powyżej dopuszczalnej. Na prawym jadą o połowę wolniej, tworzy się korek (do centrów handlowych). Dojeżdżam do przejścia dla pieszych. Pamięć podpowiada: tam nikt nigdy nie chodzi. A nawet jeśli, to przecież aut jak mrówków. Ale zdarzył się jeden kulturalny, który puścił (na prawym pasie). Akurat na mnie trafiło, żebym się zatrzymał. Opóźnienie reakcji, pisk opon, ale nie zdążyłem zahamować. Przejechałem po pasach, choć było to jawne złamanie przepisów. Na szczęście piesi mieli olej w głowie, bo nie weszli pod moje koła.
Gdyby policjant mnie zatrzymał, byłoby sporo punktów karnych i wysoki mandat. Zapłaciłbym bez mrugnięcia okiem. Może by mnie to nauczyło większej uwagi na drodze? - Takie podejście harakteryzyje nieuważnego.

Pośpiech:
Myślę, że 95% kierowców łamało przepisy, szczególnie ograniczenie prędkości, żeby szybciej dotrzeć do celu. Mówią "naginam przepisy", ale w prawie nie ma "nagięcia", jest tylko "łamanie".
Teściu miał przyjechać po swoją żonę rano. Ale coś go zatrzymało i cały dzień pracował. W końcu pod wieczór zebrał się w sobie i jechał te 150 km w jedną stronę. Zniecierpliwiona, czekająca żona to jednak spory ciężar na nodze i zamiast przepisowych 50 jechał prawie 90 w terenie zabudowanym. Tak przynajmniej pokazywał radar policyjny. Tata wkurzony, że go złapali, ale wiedział na co się pisze, więc mandat był gotowy przyjąć. Na jego szczęście policjant widząc brak punktów na koncie i słysząc, że facet spieszy się do żony, po prostu odpuścił i dał tylko pouczenie. Skuteczne, bo ostatecznie dojechał na miejsce cało i zdrowo. Teściowa też...

Chamstwo:
W tym przypadku ludzie traktują siebie jako królów szos albo innych supermenów, których zawsze i wszędzie trzeba przepuścić. Albo sami, z premedytacją, tworzą sytuacje groźne.
Niestety nie mam w pamięci niczego szczególnego poza standardem: Dwupasmówka poza terenem zabudowanym, przedzielona pasem zieleni (max 100 km/h), jadę nieprzepisowo, bo 140. Ale warunki na lewym pasie na to pozwalają (z mojej strony "pośpiech"). Prawy z koleinami wielkości Alp pozwalał raczej na max 90 km/h. Pora raczej wieczorna, wczesna noc.
Oczywiście taka prędkość dla króla szos to za mało. On chce jechać 160-180. Podjeżdża więc pod zderzak i mruga. Znaczy próbuje mrugać, bo ja nie widzę - w kilku przypadkach zobaczyłem w tylnym lusterku jakiś majaczący, ciemny kształt i wtedy się zorientowałem, że mam kogoś w d... z tyłu. Nie odpowiedziałem chamstwem na chamstwo, choć korciło.

Kierowcy łamią przepisy i łamać będą. W pierwszym przypadku, o ile nie będą zadufani w sobie, przyjmą mandat i nauczą się czegoś. W drugim czasem się będą wykłócać, ale zasadniczo wiedzą, że łamią przepisy, za co czasem trzeba ponieść konsekwencje. Z chamstwem należy walczyć, ale jak? Chyba tylko nagrania i anonimowe donosy. A jeśli to dotyczy także Ciebie - zacznij od siebie samego. Szanujmy wszystkich uczestników ruchu.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (28)
zarchiwizowany

#83099

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O wyścigu szczurów nie tylko w korporacji.

Niecały rok temu pewien pracownik fizyczny postanowił zmienić pracę. Była okazja, praca lepiej płatna, lżejsza, w lepszych warunkach. Ale, że wszystko w okolicy, to i starych kolegów po fachu się spotykało na mieście. No i przy okazji takiego spotkania, odbyła się krótka rozmowa:

- Co tam dzisiaj robiłeś?
- A nic... na młynie siedziałem. 16 bagów przerobiłem.
- 16?! Przecież jak ja tam pracowałem, to od lat było 8 na zmianę!
- No tak, ale jak poszedłeś, przyszło kilku nowych i chcieli się popisać. Każdy przerabiał więcej. Rekordzista zrobił 18.

* Dla niewtajemniczonych:
"młyn" - urządzenie do mielenia odpadów. Wrzucasz jakiś odpad i po zmieleniu wraca na produkcję do ponownego przetopienia.
"bag" - taki duży worek o pojemności ponad 1 m^3. Inne nazwy: worek big bag, worek kontenerowy.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (18)
zarchiwizowany

#83001

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jadę sobie ostatnio autostradą. Dwa pasy. Po prawej rząd aut jedzie nieco wolniej, po lewej - sytuacja identyczna, ale jadą trochę szybciej. Jednym słowem: tłok. Ustawiłem się na lewym pasie i grzecznie jadę w kolumnie.

W pewnym momencie widzę, że jakiś Lexus robi sobie jaja na drodze: zjechał na prawy pas (było trochę miejsca), zaczął szybko wyprzedzać i zjechał na lewy pas z dużą prędkością. Zrobił tak jeszcze ze dwa razy i więcej nie dał rady - dalej było bardzo ciasno.

Nie stwierdziłem piekielności, dopóki nie spojrzałem na prędkość. 150 km/h u mnie. Na moje oko wyprzedzający miał 170. Przy tej ilości samochodów było to bardzo niebezpieczne.

A dla czepialskich, że sam nie jechałem zgodnie z przepisami, powiem, że jak wepchnąłem się do kolumny pojazdów, to wszyscy mieli 120 km/h. Potem utrzymywałem prędkość taką, jak cała kolumna.

autostrada

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (35)
zarchiwizowany

#82579

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie prowadzę samochodu zbyt często i nie uważam się za mistrza drogi. Nie lubię także jechać zbyt szybko. Głównie dlatego, że różnica w spalaniu 4 l a 7-8 na 100 km to dla mnie spora różnica. No i sytuacja właściwa:

Jadę sobie drogą dwupasmową przedzieloną pasem zieleni, ale jest to zwykła droga poza terenem zabudowanym. Z tego, co wiem, ograniczenie prędkości wtedy jest 100 km/h. Ale jako, że akurat miałem „lepsze” autko, to prowadziłem nieco więcej, czyli około 110. Na drodze trafiłem na czerwone światło. Startowałem więc z lewego pasa, dobiłem do 110 i akurat po prawej zrobiło się wolne. Nie na długo, bo zanim zorientowałem się, to już jakiś kierowca, który akurat siedział mi „na ogonie” postanowił mnie wyprzedzić z prawej. Nie byłaby ta sytuacja na piekielnych, gdyby nie to, że otrąbił moją jazdę.

Może ktoś mi powie, dlaczego tak się zachował? Bo jechałem za szybko? A może przepisy się zmieniły i można na dowolnej drodze jechać 150? A może dlatego, że zbyt późno zareagowałem na wolny prawy pas i nie skorzystałem z niego?
Żeby nie było wątpliwości, ze skrzyżowania ruszam raczej szybko, staram się jechać płynnie i nie uważam się za króla szos.

droga

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (41)
zarchiwizowany

#81438

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poczułem się dzisiaj fatalnie chory. Po kilku tygodniach przeziębień i ogólnego złego samopoczucia wstałem rano i czułem się dużo gorzej niż zwykle (zawroty głowy, mroczki przed oczami). Pojechałem do pracy z myślą, że (jak zwykle) mi przejdzie, ale nic z tego: organizm powiedział "dość".
Koledzy poradzili wrócić do domu i tam odpocząć/popracować (można pracować zdalnie). Jeden nawet zaoferował podwózkę, bo i tak jechał w podobnym kierunku.
Nie byłoby piekielnie, gdyby nie kolejne wydarzenia: kopytkuję sobie grzecznie do najbliższego ośrodka zdrowia, gdzie ostatni raz byłem ponad rok temu i stanąłem w kolejce do rejestracji. Tam się dowiedziałem, że najbliższy termin do lekarza pierwszego kontaktu jest... za tydzień. Do tego czasu albo cudownie ozdrowieję, albo przekręcę się we własnym łóżku.

Pewno wielu z was pomyśli, że to mało piekielne, ale dla mnie bardzo. Pochodzę z wioski, gdzie jest ośrodek zdrowia. Jak byłem mały i mama mnie brała do lekarza, to odczekiwało się 2-3 godziny w kolejce i pani doktor przyjmowała. Nie było zapisów na godzinę, czy innych takich. Lekarz nie wychodził z pracy dopóki nie obsłużył ostatniego pacjenta. Jeden lekarz na kilka wiosek. Musiałem też odwiedzić tamten przybytek w te wakacje (akurat wyrostek mnie dopadł gdy odwiedzałem rodzicieli) i jak przyszedłem do ośrodka zdrowia rano, z marszu mnie lekarz zbadał i wysłał do szpitala z odpowiednimi papierkami. W szpitalu jak tylko lekarz mnie zobaczył i pobieżnie zbadał, chciał mnie wziąć na stół operacyjny (czyli od pójścia do POZ do operacji byłoby mniej niż 6 godzin). Zapytałem czy mogę przejechać do dużego miasta, żeby tam się zoperować. Lekarz stwierdził, że nie zagraża życiu i dał swoje papierki. A w dużym mieście? Rejestracja w szpitalu = najbliższy termin (na wyrostek!) za 4 miesiące. Odstałem swoje (kolejne 6 godzin) na SOR i wtedy przeszedłem procedurę jeszcze raz.

Mam więc porównanie dwóch miejsc: jedno w którym ośrodki zdrowia wszelkiej maści działają natychmiastowo (mała mieścina) i drugie (duże, bogate miasto), w którym trzeba czekać po kilka miesięcy na załatwienie nagłego przypadku. A przy zwykłym przeziębieniu - lecz się sam, bo lekarz Ciebie przyjmie jak już wyzdrowiejesz albo nabawisz się czegoś gorszego.

ośrodek_zdrowia

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (24)

1