Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kiniaas007

Zamieszcza historie od: 8 maja 2011 - 17:05
Ostatnio: 21 marca 2021 - 16:25
Gadu-gadu: 2063508
O sobie:

http://gotowaniezkotem.blog.pl/ mój własny kulinarny blog ;)
http://gol-liw.ucoz.pl/ remonty!
http://www.piekielni.pun.pl/forums.php nasze forum!!

  • Historii na głównej: 17 z 57
  • Punktów za historie: 21381
  • Komentarzy: 1334
  • Punktów za komentarze: 9057
 
zarchiwizowany

#39872

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś krótko.

W piątek dostałam zawiadomienie, iż na poczcie znajduje się dla mnie przesyłka sądowa. W domu awantura, że z wymiarem sprawiedliwości zadarłam, co ja takiego narozrabiałam...

Dziś pocwałowałam na pocztę, dowiedzieć się czegoż to ode mnie Temida chce.

Przesyłką sądową okazała się...zamówiona na allegro karta pamięci -.-. Skończyły im się druczki do zwykłych awizo więc wypisali na tej...

Nosz kurrrrr....

poczta

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 180 (286)

#38446

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Heh, niestety moja historia o matce mającej pretensje o zsiadłe mleko i kluski śląskie jeszcze się nie skończyła. Wczoraj była u mnie ponownie, a dziś... ale to na końcu.

Okazało się, że moja historia trafiła na fejsbukową stronę piekielnych.pl i pocztą pantoflową dotarła do M i jej męża. Podobno mąż najpierw się śmiał, a potem mina mu zrzedła gdy okazało się, że to jego własną, osobistą żonę i córkę opisują. Podobno jak nie zmieni swojego postępowania, to on odejdzie zabierając małą ze sobą. Wszystko to zostało mi wykrzyczane prosto w twarz, a nie powiem, pani miała dość soczystą wymowę. Ogólnie narobiła rabanu na połowę osiedla.

Ona mnie zgłosi na policję (o obsmarowanie na necie) i stanowczo żąda usunięcia historii z fejsbuka, do TOZu (że niby zwierzęta na handel rozmnażam bez potrzebnych papierów, w skandalicznych warunkach, a zwierzęta które nie "zejdą" wyrzucam do piwnicy), oraz do biskupa, że męża chcę jej odebrać (w tym momencie ryknęłam śmiechem, co ją chyba zbiło z tropu, bo zapowietrzyła się, zrobiła w lewo patrz i uciekła coś złorzecząc pod nosem).

Przed godziną był za to inny gość. Pan Mąż przyszedł z kwiatami, czekoladkami, cudownym likierem, przyprowadził ze sobą Małą. Zaczął bardzo serdecznie przepraszać za małżonkę, jej zachowanie i, że to więcej się już nie powtórzy, on osobiście o to zadba. Poza tym zapytał czy Mała nie może przychodzić czasami do mnie na obiady, za co on będzie płacił.

Pan Mąż stwierdził, że jego żona nie lubi klusek śląskich i zsiadłego mleka, bo jego matka je często robiła, a żona teściowej nie lubi, więc...

mieszkanie

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 926 (1006)

#37335

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam czterech szczurzych chłopaków. Uwielbiają głaskanie, dopieszczanie i dokarmianie ;D

Jest też dziewczynka zachwycona moimi pupilami, toteż od czasu do czasu pozwalam przychodzić do mnie i pobawić się ze zwierzakami.
Dziewczynka w wieku ok. 8-9 lat, bardzo miła, grzeczna, trochę nieśmiała. Przychodziła do mnie, rozkładałam łóżko, puszczałam chłopaków, włączałam jej jakiś kanał z bajkami i mogłam w spokoju oddawać się znienawidzonemu sprzątaniu, czy uwielbianemu gotowaniu/pieczeniu.

Mała uwielbia moje szczury, jest w stosunku do nich bardzo delikatna, uważna, gdy raz jeden jej zasnął na kolanach, prawie godzinę ani drgnęła, póki Morfik sam się nie obudził.

Zdarzało się oczywiście, że młoda jadła u mnie obiad. Po jakimś czasie okazało się, że dziecko nie zna większości potraw, gdyż mamusia woli siedzieć u kosmetyczki, jak ugotować dziecku coś do jedzenia. Najczęstszym obiadem jest pizza, frytki i cola (dziecko na szczęście szczupłe) lub inna garmażerka/fast food.

Nie wiem jak ta mała to robiła, ale zawsze trafiała na te "bogatsze" obiady (czyt. z mięchem). Na początku nieufna, potem zajadała ze smakiem.

Z racji ostatnich temperatur, siedzenie w kuchni, nawet dla takiego miłośnika gotowania jak ja, jest ponad siły. Postawiłam na jedzenie niewiele wymagające.

Przedostatnim obiadem jaki u mnie dziewczynka jadła, było zsiadłe mleko z młodymi ziemniaczkami. Jadła aż miło.

Wczoraj zrobiłam kluski śląskie, podałam na słodko ze śmietaną. Dziś mała pochłonęła sporą porcję, pobawiła się chwilę jeszcze ze szczurkami i poleciała do domu.

Dosłownie przed sekundą wpadła jak tajfun, jej matka, drąc się, że: "Chcę jej dziecko zniszczyć! Co to ma być! Zawsze były kotlety, mięso, a teraz? Jakieś obrzydliwe zsiadłe mleko i kluski śląskie ze śmietaną?! Jej córeczka musi jeść mięso! Ona to zgłosi! Jestem poj*ebaną suką, żałującą biednemu dziecku jedzenia!". Zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem. Coś mi mówi, że mała długo nie zawita w me skromne progi.

Niech mi ktoś powie, co jest złego w zsiadłym mleku i kluskach śląskich? o.O

home sweet

Skomentuj (111) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1275 (1337)

#37332

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chodziłam, jak pewnie większość z Was, do LO. Jak to w szkołach bywa, uczęszczają do nich "orły" da których największy szpan to jedynki w dziennikach, multum nieusprawiedliwionych godzin etc. Znacie ten typ, nie?

Do klasy niżej chodziło trzech takich "orzełków". Akurat złożyło się, że zarówno polskiego jak i WOKu uczyła ich ta sama nauczycielka i z obu przedmiotów zamierzała wystawić im nieklasyfikowanie (prawie 60% nieusprawiedliwionych nieobecności i po kilka gołych jedynek). Wiedzieliśmy o tej sytuacji, bo klasa ta miała lekcje przed nami i nie raz pani przychodziła na, cóż to dużo ukrywać, lekkim wku*wie (cała klasa taka lotna, ale ci jednak ewidentnie "wybijali się" na tle klasy), toteż nam o nich opowiadała.

Jakiś miesiąc przed ostatecznym wystawieniem ocen, do nauczycielki zaczęły przychodzić groźby w postaci smsów, karteczek w torbie czy głuchych telefonów. Sprawa przestała już być zabawna, więc polonistka poszła z tym na policję. Sms wysyłane były z bramki internetowe, udało się namierzyć IP komputera który... należał do naszej szkolnej biblioteki.
Natomiast w bibliotece przed skorzystaniem z internetu należy wpisać się do zeszytu i wylegitymować legitymacją uczniowską (osoby spoza szkoły lub niemające ważnej/przy sobie legitki płaciły bodajże 2zł/h). Ynteligenci oczywiście wpisali się do zeszytu (z datą, godziną wejścia i zejścia, własnoręczny podpis zgodny z tym na legitce).

Podobno byli zdziwieni gdy na lekcji przyszła policja i ich zgarnęła. Sądzili, że smsów z bramki nie da się namierzyć. Finał? Natychmiastowe wydalenie ze szkoły, do tego zawiasy, bo nie tylko to gagatki mieli na sumieniu.

Warto było?

moje LO

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 640 (704)

#36795

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po przeczytaniu historii o dżentelmenie, który skwitowawszy dziewczynę "że płaska" odwrócił się i poszedł w siną dal...

Mnie też łaskawy los postawił podobnego ynteligenta.

Swojego czasu mieliśmy z K półroczną przerwę, bo jednej z wielkich awantur o jakąś totalną duperelę.

I tak jakoś wyszło, że koleżanki postanowiły mnie uszczęśliwić i umówiły mnie z kuzynkiem jednej z nich. Opis w samych superlatywach, no cud, miód i orzeszki. Nie mając nic ciekawszego do roboty, poszłam na tę randkę w ciemno.

Pierwsze wrażenie niezbyt pozytywne. Przyszedł w wymiętym dresie i odrobinę woniało od niego przetrawionym alkoholem i petami. Wytłumaczył, że wczoraj był na kawalerskim i naprawdę przeprasza za swój stan, ale nie chciał odwoływać spotkania, skoro już obiecał.

Zamówił dla nas po piwku, usiedliśmy, gadka szmatka.
Kolejna wpadka gdy po wypiciu pierwszego kufla, zaczął się chwalić swoimi podbojami. W pewnym momencie zapytał mnie o moje "sukcesy" na tym polu. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że z moim (wtedy) eks straciłam dziewictwo i z nikim innym w łóżku nie byłam.

Niedoszły spojrzał na mnie nieco mętnawym spojrzeniem, uchylił usta i rzecze do mnie w te o to słowa:

- Fajna z ciebie dupa, ale sorry ja resztek po kimś zlizywać nie będę.

Księciu wstał, poszedł i tyle me oczy go widziały.

Cholera, musiałam zapłacić za 4 piwa i paczkę czipsów, z czego ja wypiłam jedno piwo, a czipsów nawet nie spróbowałam.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 700 (826)
zarchiwizowany

#34333

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak to wystawiłam pierwszy raz w życiu negatywa.

Postanowiłam wreszcie zaszaleć i kupić sobie aparat cyfrowy. A że leniwe ze mnie stworzonko, na miejsce zakupu wybrałam allegro. Udało mi się dostać fajny, z potrzebnymi wymaganiami, niedrogi aparacik. Ale jak aparat to i osprzęt by się przydał. Dokupiłam na innych aukcjach akumulatorki i ładowarkę do nich. O ładowarce będzie historia.

Wszystko to kupiłam w sobotę, 16 czerwca. Akurat kroił się fajny wypadzik na działkę, toteż fajnie porobić kilka fotek czymś lepszy niż aparat w komórce. Obliczyłam, że najpóźniej w czwartek wszystko powinnam już mieć w domciu.

W poniedziałek rano dostałam maile, że wpłaty wpłynęły na konta sprzedawców. We wtorek aparat był u mnie. W środę jedne akumulatorki, w czwartek drugie. Ładowarki niet. Na moje nieszczęście akurat popsuł mi się laptop i nie miałam dostępu do neta.

Dopiero w niedzielę udało mi się odebrać maile, ale cisza od sprzedawcy, więc sama wysłałam zapytanie co z przedmiotem (gdy kupowałam, a wiadomości do sprzedawcy wyraźnie zaznaczyłam, że zależy mi, żeby ładowarka była przed weekendem już u mnie. Także jeśli idzie o przesyłkę wybrałam priorytet).

Odpowiedź dostałam dopiero w wczoraj po południu, że niestety nie mogą zrealizować zamówienia, bo nie mają przedmiotu na stanie! Na moje pytanie czemu pan nie mógł mi tego wcześniej powiedzieć, nie uzyskałam odpowiedzi.
Pieniądze miały być wysłane od razu po naszej rozmowie telefonicznej (zadzwoniłam po dostaniu maila, chcąc wiedzieć co teraz). Pieniędzy na koncie wciąż nie mam. Więc zgodnie z moją obietnicą, ze jeśli w ciągu 24h nie oddadzą kasy, wystawiam negatywa. Nie polecam użytkownika TanieKupowanie24

allegro

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (201)

#33044

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szwagier mój mieszka pod moim miastem, więc gdy chce odwiedzić moją młodszą siostrę, a jego dziewczynę, musi, póki co, korzystać z usług busów. I tak było i teraz..

Jedzie sobie, jedzie. Gdy nagle jego uszu dobiega damski głosik (P. stwierdził, że od tego głosu miał ochotę rz*gać tęczą, taki był "słodki i dziewczęcy"). Jedna z pasażerek postanowiła zadzwonić do córki:

- Cześć słoneczko! Jak się masz córeczko? Wpie*rdoliłaś już obiadek? Nie? To wpie*radalaj szybciutko, bo już późno jest. A i powiedz temu swojemu skur*wysynowi, że maszynę ma w szopie, bo coś tam pier*dolił, że będzie mu potrzebna. Tak, tak, już dojeżdżam. No papatki.

Ciszę jaka nastała w busie, można było nożem kroić...

bus

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 697 (801)
zarchiwizowany

#33697

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Heh, już sama nie wiem czy mam płakać czy się śmiać...

Ale do rzeczy. Wymyśliłam sobie na obiad tagliatelle z sosem serowym. Makaron zrobiłam sama, ale po ser trzeba skoczyć do Tesco.

Kupiłam co miałam kupić, w tym małego batonika, bo mimo późnej pory (koło 13stej) jeszcze nic nie jadłam. Spakowałam wszystko do wózka i odeszłam kawałek do jednego z siedzeń, by popakować wszystko do siatki. Otworzyłam sobie batonik i radośnie go konsumuje. Obok mnie przechodzą trzy maniurki, rodem z gimnazjum. Najodważniejsza do mnie z tekstem:
- taka gruba świnia, a jeszcze słodycze żre. Takie jak ty to zamknąć się w specjalnych zakładach powinno.
Spojrzałam na maniurkę wzrokiem znudzonym i nic nie odpowiedziałam, wszak wiadomo, że takie to głupie, a ja nie mam humoru na wdawanie się w pyskówki z gnojarką
- no co grubasie, gębę ci baton zatkał?
- idź się puszczaj gdzie indziej, wizję świata mi psujesz - wreszcie zdecydowałam się odpowiedzieć.
Nastała chwilowa cisza. Ja zbieram się do domu, obiad sam się w końcu nie ugotuje.

Słyszę za sobą "przyjeb jej, przyjeb".

Odwróciłam się, a tamta mierzy się na mnie. Złapałam za rękę (usiłowała mnie zaatakować, więc zgodnie z prawem mogłam już się bronić zastosowując przymus bezpośredni), wykręciłam rękę i zmusiłam do klęknięcia. Gdy jej koleżaneczki usiłowały się na mnie rzucić, wystarczył lekki ruch ręką, by dziewczę zawyło. Podbiegł ochroniarz, spytał co się stało.

Nawet nie dano mi dojść do głosu, zostałam przez gimbazę zakrzyczana, więc zgarnięto nas do "pokoju zwierzeń" na obejrzenia materiału z monitoringu, który potwierdził moją wersję zdarzeń,gdy w międzyczasie udało mi się jednak wyłuszczyć.

Na początku nie chciały podać żadnych swoich danych. Na groźbę wezwania policji, jednej rozwiązała się buzia, że rodzice agresorki są na terenie galerii.

Gdy przybyli, wezwani przez głośniki, ojciec był zadziwiająco spokojny. Poprosił o pokazanie nagrania. Gdy skończył, podszedł do córki i uderzył ją w twarz. Nawet nie pisnęła. Na moje pytanie co robimy z tym całym burdelem, odpowiedział, że jak dla niego to mogę wzywać policję, jednak matka i reszta dziewczyn go ubłagała byśmy się dogadali. Dlaczego? Każda z panien, miała już warunkowo umorzone postępowanie, w sprawie pobicia i nękania jakiejś ich koleżanki ze szkoły i moje zgłoszenie spowodowałoby wydanie wyroku na każdą z nich.

Na moje konto najpóźniej do jutra wpłynie po 2k pln, od rodziców panienek, a każda zostanie wysłana do oddalonych szkół prowadzonych przez siostry zakonne ;)

hipermarket

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 226 (454)
zarchiwizowany

#33631

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak to czasem można się doczekać wsparcia ze strony własnej matki.

Na wstępie pragnę wyjaśnić, że razem z moim K stołujemy się u moich rodziców, płacąc im za to miesięcznie określoną kwotę.

Dziś rano jeden z moich szczurków miał wypadek. Gdy dawałam im jedzonko, Szerszeniowi, łapka się zaklinowała między szczebelkami, i na niej zawisł. Od razy go uwolniłam i po oględzinach nic specjalnego nie znalazłam (ma dość długą i grubą sierść). Po obiedzie postanowiliśmy chłopaków wykąpać. Gdy moja młodsza wycierała Szerszenia zauważyła na ręczniku krew. Okazało się, że naderwał sobie łapkę w pachwince, na długości 2-3 cm, dość głęboko bo mięso było widać. Mój K wraz ze szwagrem, od razu się ubrali i polecieli do jedynej w tym momencie czynnej lecznicy. W między czasie młodsza zadzwoniła do naszych rodziców, mówiąc co się stało. Łącznie było trzy telefony, gdzie moja ukochana matka stwierdziła, że:
"niepotrzebnie szliśmy z nim do weterynarza, bo to drogo, a na szczurach się szybko goi" - Szerszeń dostał szoku, wet go ledwie odratował,
"że niepotrzebnie się martwimy, mamy jeszcze przecież trzy inne szczury",
"że jak ona będzie umierać, to ja z siostrą nawet łzy nie uronimy" - tak, jaaasne, pewnie. Wtedy specjalnie na Kajmany polecę.
Zrobiła mi awanturę, że nie chcę jej w tym momencie sprawdzić konta i zrobię to za chwilę, jak mi ręce przestaną drżeć "mogę więcej do nich nie przychodzić i od tej chwili sama się żywię".
Tak, dzięki mamo, za wsparcie w takiej chwili. Zdałaś egzamin śpiewająco...

rodzinka

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 27 (99)
zarchiwizowany

#30097

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem o kobiecie Rysia, tego z mojej poprzedniej historii. Ze specjalną dedykacją dla BlackMoon ;>

Joasia była piękną dziewczyną, z długimi, kręconymi,lśniącymi, czekoladowymi włosami, zielonymi oczyma, kibicią tak wąską, że człowiek miał wrażenie, że obejmie ją dwiema dłońmi.

Niestety uroda jej, sprawiła, że zwrócił na nią uwagę syn miejscowego notabla. Dlaczego niestety?

Szybko doprowadził do ślubu, bo jakże to, dziewczyna już od dawna pełnoletnia, to dzieci powinna rodzić, o męża i gospodarstwo dbać, a nie szlajać się gdzieś na jakiś studiach. Tak myśleli jej rodzice, i tak też argumentował konkury Marek. Joasia nic nie czuła do niego, ale wola rodziców najważniejsza. Urządzono huczny ślub. Wszystko grało i śpiewało przez pierwszy rok. Potem z Marka zaczęło wychodzić jego prawdziwe ja. Jak większość chłopów w jego wsi nie stronił od kieliszka, a po wódce stawał się agresywny i nieobliczalny. Nie raz i nie dwa pobił Joasię, zwyzywał od kur*ew i szmat. Gdy okazało się, że Asia jest w ciąży, Maruś poszedł to uczcić, świętował przez tydzień, a gdy wrócił, tak bardzo pobił dziewczynę, że ta straciła ciążę.

Nic mu nie pasowało. Wg niego Aśka była leniwa, niegospodarna. Potrafiła nie zrobić obiadu, jemu, tak ciężko pracującemu u tatusia w firmie. Nie docierało do niego, że aby ugotować obiad, trzeba mieć za co kupić produkty, a on wszystkie pieniądze przepijał. Ale to i tak wszystko Aśki wina. Dziewczyna zmuszona była do podjęcia pracy, zatrudniła się w fabryczce mebli, jako sprzątaczka na pół etatu.


U rodziców nie mogła szukać pomocy. Wyznawali zasadę, że wszystko co nas spotyka jest odpowiedzią za nasze czyny, więc najwyraźniej ich córka tak bardzo czymś zawiniła, że Bóg pokarał ją takim, a nie innym chłopem. I powinna z wdzięcznością swój krzyż nosić.

Mijały lata. Dziewczyna stała się kobietą. Przestraszoną, ba wręcz wylęknioną, drżącą na sam widok swojego oprawcy. Niewiele zostało w niej, z tej dawnej Joasi, ciągle uśmiechniętej, żartującej, odważnej. Wprawdzie figurę zachowała, ale ciągle chodziła zgarbiona, włosy straciły blask, ciągle chowane pod chustę. Ciało nosiło ślady ciągłego bicia i niedożywienia.

W 15stą rocznicę ich ślubu, zamiast niego w drzwiach ujrzała policjantów. Okazało się, że podczas libacji, Marek spowodował bójkę z kumplami od kieliszka, a tamci w pijackim widzie zadźgali go nożem. Joasia przez długi czas nie potrafiła z siebie głosu wydobyć. "Nie ma potwora, nie żyje" wciąż kołatało jej w głowie. Nie potrafiła uronić nad nim jednej łzy. Przez cały pogrzeb miała suche oczy.

W tej samej wsi mieszkał nasz Rysio, znali się z widzenia, po śmierci Marka, zaczął Asi pomagać w cięższych pracach. Za parę groszy, a nawet za sam ciepły obiad, kość dla Zgrywusa i możliwość przekimania na stryszku rąbał drewno, nosił wodę ze studni. Ale widział jak kobieta reaguje na zbyt bliską jego obecność. Wiedział, że była mu wdzięczna za pomoc, ale nawyki wciąż dawały o sobie znać.

Wtedy banda gnoi napadła na Rysia, a Zgrywus ich poturbował. Joasia, przełamując się, cichym szeptem opowiedziała swojemu szefowi, jak sprawa wygląda. Dzięki niej Rysiu został stróżem w fabryczce.

Fabryczka się trochę rozrosła, założono monitoring, Rysiu awansował na szefa ochrony, miał pod sobą dwóch podwładnych. Był z tych mężczyzn, którym wiek dodaje uroku. A teraz gdy ciągle umyty, trochę odkarmiony, pachnący, w czystych ubraniach, niczym nie przypominał tamtego zbieracza puszek, mógł podobać się kobietom. Ale jego serce biło tylko dla jednej...

Gdy zaczął porządnie zarabiać, postanowił uderzyć w konkury właśnie do Joasi. Bardzo powoli i ostrożnie ją do siebie przekonywał. Nigdy w jej obecności nie podnosił głosu, mówił delikatnie i łagodnie. Wreszcie postanowił się oświadczyć. Wiedział, że być może Joasia nigdy nie będzie w "pełni" jego, ale i tak całował ziemię po której ona stąpała.

Przy Rysiu Asia odżyła. Zaczęła ładniej i modniej się ubierać, dbać o siebie. Nawet zdarzyło jej się głośniej zaśmiać!

Odbył się cichy, skromny ślub. Wspólnymi siłami odremontowali domek po rodzicach Joasi. Jakież było ich szczęście, gdy okazało się, że jednak będą mieli dziecko, z racji wieku przyszłej mamy jest ona pod stałą opieką lekarzy. Wiadomo, ze będzie to chłopiec, jak na razie ciąża zdrowa, bez komplikacji, termin koniec lipca/początek sierpnia.

PS. Gdy mój Teść mi to opowiadał, sama się popłakałam. Wprawdzie brzmi to jak bajka, ale wiem, że przydarzyło się naprawdę. Dobrze wiedzieć, że takie rzeczy się dzieją. Życie potrafi nas kopnąć w tyłek, a potem wynagrodzić tysiąckrotnie. ;)

pewna wioska w pewnej części Polski

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 462 (516)