Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kiniaas007

Zamieszcza historie od: 8 maja 2011 - 17:05
Ostatnio: 21 marca 2021 - 16:25
Gadu-gadu: 2063508
O sobie:

http://gotowaniezkotem.blog.pl/ mój własny kulinarny blog ;)
http://gol-liw.ucoz.pl/ remonty!
http://www.piekielni.pun.pl/forums.php nasze forum!!

  • Historii na głównej: 17 z 57
  • Punktów za historie: 21381
  • Komentarzy: 1334
  • Punktów za komentarze: 9057
 

#52692

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pamiętacie klienta, który nie potrafił odgadnąć ile gier jest w trylogii oraz dla którego 219zł to były na przemian 2 stówy albo 3 stówy? (http://piekielni.pl/37898)
Wrócił...

Podchodzi do mnie i jeszcze nie skojarzyłem, że go znam. Jeszcze nie.
- Proszę, a może pan podejść?
- Tak oczywiście - odpowiadam zdziwiony formą pytania.
- Bo tutaj jest puste pudełko (zamówienie przedpremierowe GTA V).
- Tak bo jest to pre-order.
Chwila namysłu i już coś mi zaczynało świtać w głowie, że znam skądś ten wyraz twarzy.
- Czyli w środku nie ma płyty?
- Nie.
Tutaj następuje moment, w którym wiele osób zastanawia się o co się go jeszcze spytać, czym mu jeszcze zepsuć dzień dzisiaj.
- A o co chodzi z tym?
I podaje mi do ręki preorder na konsolę PlayStation 4 o wartości 100zł.
Tłumaczę, że można zamówić konsolę i odebrać ją po premierze ale trzeba uiścić wpierw kwotę zaliczki.
- A kiedy ta konsola wychodzi?
- Stawiam, że październik albo listopad tego roku.
- Ale tego roku?

Tutaj mnie trafiło niczym grom z jasnego nieba, niczym opłata dla cygana za wywóz gruzu. Niemożliwe. To on. Wrócił. Silniejszy. A ja byłem na to nieprzygotowany.

- Tak tego roku.
- Ale tego roku 2013 czy następnego?
- 2013.
Odwraca pudełko i z drugiej strony jest wizualizacja kilku gier, które mają być dostępne na PS4 po premierze.
- A jak te gry mam odpalić?
- Nie rozumiem.
- No jak mam je uruchomić na Ps3?
- Nie ma jak, bo to jest tylko wizualizacja, a poza tym te tytuły będą dostępne na PS4 (nie chciało mi się tłumaczyć, że Watch Dogs dostanie też na PS3 bo to nie miało sensu).
- No dobrze ale gdzie te gry są?

I obraca pudełko, szuka informacji o tym, że proszek w środku należy podlać gorącą wodą co da w efekcie gry instant. Ja na spokojnie tłumaczę jeszcze raz coś co już powiedziałem.

- A GTA V kiedy wychodzi?
- 17go września tego roku (tak powiedziałem to celowo)
- Ale tego roku?
- Tak.
- A wyjdzie przed PlayStation 4?
- Tak.
- Ale tego roku czy następnego?
- Tego roku.
- Ale 2013 tak?
- Tak. 2013. Za niecałe 2 miesiące.
- Ale przed tym czy po tym? - i wskazuje na pre order PS4.
- Przed tym. Wpierw wychodzi GTA V a potem PS4.
- Aha - stwierdził ale jego mina nadal wskazywała wyraźnie na to, że próbuje ustalić ile razy jeszcze w tym roku będzie wrzesień. Myśląc, że to koniec myliłem się, bo oto wrócił mój koszmar w postaci ceny danego produktu.
- A ile kosztuje Księga Czarów?
- 159zł.
- Czyli stówę?
- Nie. 159zł.
- Czyli ile?
- 159zł.
- Czyli dwie stówy?
- Nie proszę pana, 159zł.
- Czyli stówa i pięć dych?
- Nie. 159zł.
- Czyli stówa?
- Nie proszę pana. 100 złotych + 50 złotych + 9 złotych.
- Czyli 159zł?
- Tak! - powiedziałem z niekrytą radością niemalże klaszcząc dłońmi.
- Czyli stówę?
I w pi*du cały misterny plan poszedł się je*ać.
Po chwili zostałem wybawiony z opresji przed klienta, który przez dłuższą chwilę przysłuchiwał się tej rozmowie i miał wyraźnie poprawiony humor.

Spytam ponownie jak już kiedyś pytałem.
Dlaczego Ja?

Piekło

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1298 (1380)

#52445

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zraniłem małą dziewczynkę.

Chwilowo poruszam się z pomocą kul.
Mieszkam z moją dziewczyną, kilka dni temu wróciłem późnym wieczorem od kolegi, dziewczyna już spała, ja poszedłem do łazienki wziąć prysznic, rozebrałem się, odstawiłem kule podszedłem do wanny i…

- K***A!!! – krzyknąłem tak, że usłyszał chyba cały blok, chwyciłem za jedną z kul i zacząłem uderzać nią we wnętrze wanny. Po chwili do łazienki wpadła dziewczyna i zaczęła krzyczeć na mnie:
- Co Ty robisz!? Upiłeś się!? Masz się uspokoić! – krzycząc podeszła do mnie, spojrzała do wanny i… krzyknęła głośniej przerażona.

Nie, nie upiłem się, w ogóle nie piję alkoholu. Ale przestałem wymachiwać kulą, objąłem dziewczynę i zacząłem ją uspokajać. W tym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, więc obwiązałem się ręcznikiem i poszliśmy otworzyć. Na klatce schodowej stała sąsiadka z małą córeczką. Sąsiadka zaczęła mówić dość niepewnie:

- Przepraszamy, że o takiej porze, ale słyszałyśmy krzyki, a nam… - w tym momencie przerwała jej córeczka:
- Znalazł pan Pimpusia?

Pimpusia!? Pimpuś!? To bydle nazywa się Pimpuś!?

- Pimpuś… miał… wypadek – wyjąkałem niepewnie patrząc na sąsiadkę. Odesłała córeczkę do domu, a sama weszła do środka.

Jak wyjaśniła sąsiadka Pimpuś to ukochane zwierzątko jej córki, a dziś przez chwilę nieuwagi im uciekł i pewnie przez otwarte okno dostał się do mnie. Zwierzątko było większe, niż moja dłoń i grubsze, niż pięść. A ja od zawsze boję się pająków, nawet dużo mniejszych.

I tylko mała jak mnie widzi zaczyna szlochać i krzyczy: „Pan zabił Pimpusia!”

Skomentuj (163) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1218 (1318)

#37276

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem grafikiem komputerowym, zajmuję się głównie stronami internetowymi.

Wczoraj (niedziela), około południa.
Otrzymuję telefon z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy... o którą się nie starałam. Myślę sobie "ki diabeł?", ale wysłuchawszy do końca tego, co miał mi do powiedzenia człowiek, z którym rozmawiałam, decyduję się iść i wybadać sprawę.
Ze szczątkowych informacji, jakie udało mi się uzyskać wynikało, że facet prowadzi drukarnię i chciałby rozszerzyć zakres usług, a mój numer telefonu otrzymał od naszego wspólnego klienta.

Dzisiaj (poniedziałek), godziny poranne.
Wkraczam do "siedziby firmy", jeśli w ogóle można tak to nazwać i niedługo potem otrzymuję do podpisania umowę. Wszystko napisane ósemką, na jednej stronie, świstek zapisany do ostatnich milimetrów wolnej przestrzeni. Ku niezadowoleniu potencjalnego pracodawcy, decyduję się czytać. Ze zrozumieniem. W "umowie" roiło się od absurdów, dlatego przytoczę tylko niektóre kwiatki.

Zobowiązuję się nie wstępować w związek małżeński przez okres trwania umowy. O rozwodach nic nie było.

Zobowiązuję się nie rozmnażać przez okres trwania umowy.

Zobowiązuję się umieszczać logo szanownego pracodawcy na wszystkich projektach wykonywanych przeze mnie - również tych, które nijak się mają do tego, za co mi płaci.

Zobowiązuję się do UZGADNIANIA z szanownym panem, które projekty mi WOLNO brać poza pracą, a których nie.

A to wszystko za oszałamiającą kwotę tysiąca złotych z ogonkiem i EWENTUALNĄ premią.

Podpisałam. Słowami "Z przykrością stwierdzam, że jest pan palantem. Pozdrawiam, X (w roli parafki)".
Nie wiem, czy ten świstek miał jakąkolwiek moc prawną, ale wiem na pewno, że nie dało się tego podpisać inaczej, niż ja to zrobiłam.

Powaliło, no powaliło...

web design

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1242 (1272)

#34727

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Koleżanka, powiedzmy Beata, handluje bielizną damską w Internecie. Nie jest to jakaś wielka działalność, ledwo kilka aukcji na tydzień. Gdy do niej ostatnio zawitałem, trafiłem na końcówkę, jak mi sie wydaje, wymiany maili między nią a pewnym piekielnym internautą. Pozwolę sobie streścić maile do formy dialogu, tak będzie wygodniej.

- Witam, jestem zainteresowany kupnem zestawu XXX, proszę o więcej zdjęć.
Beata założyła komplet na jakiegoś manekina, którego używa do prezentacji, obfotografowała i zdjęcia wysłała mailem. Odpowiedź przyszła naprawdę szybko.
- Nie takie. Ubierz to albo weź kogoś innego.
- Może jeszcze jakieś specjalne życzenia? – zapytała z oczywistą ironią. Oczywistą, ale chyba nie dla wszystkich.
- Tak, najlepiej blond, szczupła sylwetka, małe cycki. – gdy nadeszła ta odpowiedź, akurat ja wpadłem z wizytą.
Zwierze ze mnie podłe. Gdy Beata podzieliła się ze mną treścią tej korespondencji uknułem plan jak pofolgować własnej złośliwości i rozwiązać jej problem zarazem.

Jestem blondynem, szczupłym i raczej nie piersiastym. Ubrałem biustonosz, zrobiłem ślicznego „dzióbka” i dałem sobie strzelić zdjęcie.

Wysłaliśmy je z zapytaniem, czy klient życzy sobie też zdjęcie majtek.

Życie codzienne

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1682 (1758)
zarchiwizowany

#34189

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Nie zdążyłam się wypowiedzieć w komentarzu, więc wypowiem się tutaj, drogie wrednestworzonko: http://piekielni.pl/user/wrednestworzonko

Cytaty pochodzą z historii wrzuconej i usuniętej przed chwilą, przez w/wym userkę:

"1 - interesują mnie osoby tylko z pewnego obszaru, co jest w ogłoszeniach zaznaczone. Oczywiście otrzymuje oferty prawie z całego województwa. Bo się przeczytać nie chce, tylko wali na oślep i wysyła wszędzie CV. Może gdzieś się trafi."

Ad 1 - jeśli ktoś może do pracy dojechać na czas, to jego problem skąd jest. Może mieszkać nawet w Honolulu. Można się przeprowadzić jak się dostanie pracę. Możliwości jest wiele, uzasadnienia dla Twojego postępowania - żadnego.

"2 - przysłane życiorysy wyglądają tragicznie. Nie wszystkie oczywiście, jednak wiele z nich jest nie estetyczna, właściwie nie zawierają żadnych informacji, oprócz ukończonej szkoły i adresu. Doświadczenia, praktyki, poprzednie miejsca pracy, czy chociaż hobby bark... Wysyłają takie coś i wielkie zdziwienie, że nikt nie odpowiada."

Ad 2 - żeby mieć doświadczenie, trzeba mieć pracę, żeby dostać pracę, trzeba mieć doświadczenie; ludzie zaraz po maturze też szukają pracy, po liceach rzadko mają odbyte praktyki itd. A co do hobby - tak z ręką na sercu - kogoś to naprawdę interesuje?! :) co do estetyki - zgadzam się, najlepsze jakie widziałam było oblane kawą.

"3 - CV kopiuj - wklej. Rozumiem, że ktoś się wzoruje na czymś, ale bezmyślne kopiowanie, bez czytania to przegięcie.

4 - Może to mało piekielne, ale jak dla mnie bardzo dziwne... luki w CV. Np. od roku 2001 - 2004 praca w sklepie, a następna praca już w 2006 roku. Co taka osoba mogła robić przez 2 lata? Mogła wychować dziecko, mogła pracować na czarno, mogła siedzieć w ciupie... wytłumaczeń tyle ile fantazja podsunie. Chyba wolałabym skłamać, niż pozostawić takie luki do domysłu przyszłemu pracodawcy."

Ad 4 - wolisz, żeby Twój przyszły pracownik kłamał już w CV?!???!!!! Co jest złego w wychowywaniu dziecka? Co ma wpisać osoba, która tuła się od rozmowy do rozmowy? 2001 - 2004 - bezskuteczne poszukiwanie pracy? Nie każdy wie, że pracę na czarno można teraz bez obaw wpisać w CV jako "nieudokumentowany czas pracy".

To jawna dyskryminacja, typowe zachowanie polskich pracodawców. Przy przyjmowaniu do pracy pytasz kobitki czy zamierzają zajść w ciążę czy od razu każesz sobie podać zaświadczenie o podcięciu jajowodów?

I tak, zdaję sobie sprawę, że takie cytowanie czyjej historyjki jest słabe, ale aż mną zatrzęsło. Kiedy szukałam pracy ciągle spotykałam takie kanalie. I to jest piekielność!

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 350 (424)
zarchiwizowany

#31021

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ja nie wiem, czy tylko mnie to zniesmaczyło, ale po prostu jestem w szoku, że głupoty z internetu można brać aż tak dosłownie. Idę sobie rano do fryzjera, bo moje końcówki już były w fatalnym stanie. Akurat koleżanka pracuje w salonie fryzjerskim, więc poszłam do niej żeby sobie przy okazji pogadać. Obcięła mnie, chwile pogadałyśmy na temat zmiany fryzury bądź koloru, gdy weszła pewna dziewczyna. Na oko 25 lat, taka troszkę z tych słynnych blondynek, tipsy na 10cm, szpileczki, miniówa. Pani miała dość długie włosy, sięgające do połowy pleców i zażyczyła sobie obcięcia ich tak, żeby sięgały nie dłużej niż do ramion. W pewnym momencie dzwoni [P]ani telefon:
[P]- no hej misiu pysiu, właśnie jestem u fryzjera... No ale mówiłam Ci już dawno, że chcę skrócić.... No tutaj na ulicy piekielnej.... Tak możesz po mnie przyjechać.
Ja sobie siedzę, rozmawiam z koleżanką i w pewnym momencie wpada taki [D]resiarz, napakowany. Zobaczył swoją ukochaną i zaczyna się drzeć na moją koleżankę (fryzjerkę):
[D]-I coś Ty urwa zrobiła?? Nie wstyd Ci? Teraz masz mojej niuni z powrotem te włosy przykleić i uj mnie obchodzi jak to zrobisz!!!!!
[P]- Ale misiaczku, ja tak chciałam...
[D]- Gówno mnie obchodzi jak chciałaś!!! Na xxx.pl było napisane, że jak facet kocha to podczas robienie loda trzyma swojej kobiecie włosy. A jak ja Ci mam je trzymać jak takie krótkie masz?? I jak ja urwa niby mam teraz wyrażać swoje uczucia??????

Fryzjer

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 364 (434)
zarchiwizowany

#28094

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moda na rozmowy kwalifikacyjne to i ja dodam coś od siebie.

Mam koleżankę która wymarzyła sobie że chce zostać headhunterem oraz właścicielką firmy rekrutującej. W tym pomyśle bardzo wspiera ją jej ojciec. Kumpela jest dobrze zaznajomiona z różnymi technikami, często próbuje te techniki na znajomych i mówi co źle zrobiliśmy i co poprawić. Jako że dobry headhunter zna się na psychologii to właśnie studiuje psychologie.

Kiedyś przy kawie czy piwie zapytałem czy mógłbym kiedyś wziąć udział w prowadzonej przez nią rozmowie kwalifikacyjnej. Ostatnio dzwoni i mówi że w sobotę(tą co była) odbędzie się rozmowa w firmie jej ojca, jeżeli chce to mogę wpaść, jednak muszę być w garniturze. Oczywiście zgadzam się.

Pojawiam się o umówionej godzinie, gdzie czeka ona i jej ojciec. Jej plan jest taki że my we trójkę jesteśmy komisją. Każdy ma różne zadania, jej ojciec bada zdolności językowe wyszczególnione w CV, ona zadaje różne pytania, a moim zadaniem jest wyprowadzenie rekruta z równowagi. Na moje pytanie dlaczego ja, odpowiada że nikt nie umie argumentować swoich racji jak ja podczas kłótni o czym ona doskonale wie (przez miesiąc byliśmy parą i prawie ciągle się kłóciliśmy wiec chyba wie co mówi :D). Dostaliśmy od niej kartki na których były podpunkty jak: osobowość, języki, znajomość tematu, wygląd i kilka innych których teraz nie mogę sobie przypomnieć. Mieliśmy przy każdym podpunkcie postawić + albo - i krótko uargumentować dlaczego.

Rekrutacja odbywała się firmie jej ojca, która jest firmą dość ściśle współpracującą z firmą w Niemczech, i właśnie ta firma w Polsce jest pośrednikiem sprzedaży produktów na wschód, a dokładniej Białoruś, Rosję i Ukrainę.
Na dodatek Niemcy mają wykupione ileś udziałów i zapragnęli stworzyć nowe stanowisko pracy, dlatego jest ta rekrutacja. Jako że nowe stanowisko, ma być nowy zwierzchnik stanowiska podległy właśnie ojcu koleżanki. Czyli krótko mówiąc nowy dyrektor.

Jako że branża jest dość wąską, zgłosiło się tylko 25 osób. Koleżanka postanowiła przetestować wszystkich.

Najważniejszym punktem w CV przyszłych pracowników owej firmy była znajomość języka rosyjskiego na poziomie komunikatywnym w mowie i piśmie.

A teraz wymienię czego nie powinniśmy robić na rozmowie kwalifikacyjnej:
1.Schludny wygląd. Absolutna podstawa. Prawie wszyscy przyszli w garniturach bądź garsonkach, kilka osób w dżinsach, jednak w koszuli i ze sportową marynarką. Jeden pan przebił wszystkich. Przyszedł oczywiście w garniturze jednak po pierwsze nie wyprasowanym, po drugie z dupy spadały mu ciągle spodnie i było widać rowek, po trzecie na jego koszuli były plamy jakiegoś jedzenia. Nie przeszedł za wygląd bo funkcja w firmie dość reprezentacyjna.
2. Pewniacy, po czym poznać? Po ostentacyjnie żutej gumie do żucia. Nasze pytania zbywali półsłówkami. Ostentacyjnie ziewając. Nie wyrażając zainteresowanie. Odpadli wszyscy około 5 osób.
3. Kłamcy, ta grupa była najliczniejsza. Większość osób z tej grupy wyłożyła się na języku. W mowie jeszcze dobrze im szło. Jak mieli pisać odpali jedni po drugich (przypominam język Rosyjski). Trzech delikwentów jednak najbardziej zapadło w pamięć. Jeden kiedy kazaliśmy mu napisać po Rosyjsku meila do klienta bez ogródek powiedział ze od tego to on ma Google Translate, jak zapytaliśmy czy będzie gramatycznie odpowiedział że Rusek i tak zrozumie. Drugi wpisał w CV znajomość języków Angielskiego, Rosyjskiego i Niemieckiego w poziomie perfekt. Angielski bardzo dobrze, Rosyjski w mowie tez bardzo dobrze, z pisaniem gorzej jednak przeszedł na Niemieckim odpowiedział tylko sehr Gut. W piśmie taki sam poziom. Wpisał Niemiecki bo chciał mieć łatwiejszy start skoro firma współpracuje z Niemcami. Trzeci to jeszcze lepszy ananas. Facet wpisał takie samo stanowisko w CV gdzie pracował u konkurencji. Jako że konkurencja zna się jak łyse konie, szybki telefon do kolegi po fachu. Facet był jedynie zastępca kierownika. Wszyscy 3 odpadli.

A teraz przechodzimy do pytań psychologicznych. Które miały pokazać czy dany rekrutowany jest mocny czy słaby psychicznie. Na czym polegają te pytania. Pozwólcie że zademonstruje.

W trakcie zwykłej rozmowy, zwykłe pytania dotyczące pracy, języka czy wymagań. W środku tych pytań pada pytanie tak banalnie proste i łatwe jak np. Jak robi kotek? Rekrutowany odpowiada że miaucze. Potem pada pytanie czy może pan/pani zaprezentować. Jeżeli ktoś zaczyna miauczeć to znaczy że jest podatny na wpływy. Co za tym idzie może być podatny na stres, innych pracowników czy ludzi z zewnątrz. Jeżeli usłyszymy kiedyś takie pytanie na rozmowie kwalifikacyjnej bądź bardzo podobne. Odpowiadamy krótko i zwięźle: To nie jest tematem naszego dzisiejszego spotkania. Bądź coś w tym stylu, wtedy pokazujemy przyszłemu pracodawcy że jesteśmy silni i zdeterminowani właśnie do pracy u jego. To tak na przyszłość.

Drugim testem który musiał przejść rekrutowany była kłótnia klienta z nim. Właśnie ja byłem tym klientem. Jak już wyżej wspominałem jak się z kimś kłócę to mówię najspokojniej w świecie na dodatek dość cicho i mocno się argumentuje, krzyczę dopiero w ostateczności. Kto dotarł do tego etapu*, musiał poradzić sobie ze mną. Cóż 3 osoby sobie nie poradziły, jedna kobieta się popłakała, druga wybiegła z sali natomiast facet chciał mi dla przykładu wpier*olić. Tylko różnica wagi i wzrostu chyba go zahamowała. Ja 190 i 100kg on 175 i może z 80kg wagi.

Oba etapy przeszły 3 osoby i teraz decyzja została w rekach ojca koleżanki.

Wyszedł mi taki mały poradnik:)

*-etapy. Rekrutacja była podzielona na dwie części rozmowę z pytaniem psychologicznym, którą przeszło tylko 4 osób. 2 dodatkowe wzięły się z tego ze zamiauczały, czy zagdakały ale się zreflektowały w połowie i wypowiedziało magiczne słowa. Jako że resztę pierwszego etapu przeszły bez szemrania daliśmy im jeszcze jedną szanse. Drugi etap to mój etap kontrolowanej kłótni.

Rekrutacja

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (217)

#28002

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
W listopadzie siedziałam sobie spokojnie w domu, gdy zadzwonił domofon.
(J)a: Słucham?
(K)toś: Miau...
(J)(raczej nie myśląc, odruchowo): Hau.
I odłożyłam słuchawkę, stwierdzając, że idioci są na świecie. Dosłownie w tej samej chwili zadzwonił mój mąż, poinformować mnie, że zamówił opał i ktoś ma za chwilę podwieźć.

Tak, dobrze się domyślacie, mąż zamówił miał węglowy.
Na szczęście facet pod furtką dostał takiej głupawki, że zdążyłam go jeszcze złapać i przeprosić. Od tego czasu, gdy przywożą mi opał słyszę "dzień dobry, przywieźliśmy opał". :D

w domu

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2249 (2303)

#25672

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem na weselej o piekielnej nauczycielce fizyki z gimnazjum (stare dzieje, ale kobieta była tak fenomenalnie charakterystyczna, że z uśmiechem wspominam ją do dziś).

Otóż przypadłością owej fizyczki była totalna alergia na regulaminy i papierologię wszelkiego typu. Domyślacie się więc, że z wstawiania co wymyślniejszych wpisów do dziennika w pole "uwagi" zrobiła swego rodzaju religię (a uwag dużo było, bo i kobieta nerwowa).

Zasady na przedmiocie były proste. O dziwo, jasno wyjaśnione, co jak i ile należy się na klasówkę nauczyć. A klasówka testowa, żeby nie było dyskusji o faworyzację. Fizykę lubiłam, jako jedna z nielicznych, szło jako tako, a oporów w pomaganiu kolegom i koleżankom wielkich nie miałam, więc szybko wykształciliśmy system- siedząc w pierwszej ławce lewą ręką sygnalizowałam numer pytania, prawą- poprawną wg mnie odpowiedź. Niestety, sprawa się rypła, dostałam uwagę i żądanie zjawienia się rodzica w szkole. Treści uwagi nie poznałam (wpisana do dziennika, ale już nie mi do zeszytu czy gdziekolwiek indziej).

Ojciec mój odporny i zaprawiony w bojach szkolnych, sam aniołkiem nie był. Jednak widok czerwonego lica ojca z szalonym wyrazem na twarzy w drzwiach zmroził moje serce... Na szczęście na krótko, potem tylko ryknął śmiechem, że trzeba było go do domu wtaczać... Uwaga moja bowiem brzmiała:

"STRZELA PALCÓWKĘ NA LEKCJI FIZYKI".

Aaa... zapomniałabym. Wychowawczyni po odczytaniu uwagi wpadła w spazmy. Jak i dyrektorka, która zwabiona histerycznymi odgłosami z sali (mieliśmy wychowawczą tuż obok jej gabinetu). Nie poczuwam się winna hiperwentylacji obu pań. Na szczęście chemiczna reputacja naszej klasy (o której niedługo) pozwoliła rozpłynąć się niewinnej uwadze w odmętach niepamięci...

szkoła

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 614 (674)

#24323

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Padły słowa, że moje opowiadania straciły na piekielności. Co prawda nie wszystkie historie z ratownictwa da się tu opisać, ale - zgodnie z wolą ludu- upiekielniam się dzisiaj.

Często wola sądów i logika nie idą ze sobą w parze...
Pół biedy, jeżeli ktoś dostanie po tyłku finansowo - pieniądze to nie wszystko. Gorzej, jeżeli bezmyślność urzędników odbija się w sposób drastyczny na zdrowiu fizycznym i psychicznym obywateli.
Dramat zaczyna się, kiedy przez krótkowzroczność dorosłych cierpią ci, którzy bronić się sami nijak nie mogą: dzieci...

Dziś o jednym z bardziej dramatycznych wyjazdów, jakiego doświadczyłem.
Najpierw kilka słów o okolicznościach.
W wiosce, nieopodal mojego miasta, żyła sobie dziewczyna.
Od rozrywek nie stroniła, szybko też odkryła, że człowiek jest istotą rozdzielnopłciową.
Zaszła. Urodziła. I zostawiła śliczną córeczkę w szpitalu.
Ze szpitala dzieciątko odebrała babcia, która uczyniła z wnusi oczko w głowie. Karmiła, ubierała, rozpieszczała w miarę możliwości...
Wydawało się, że mała znalazła druga szansę na normalne życie.
Matka (w biologicznym sensie słowa) początkowo w ogóle nie odwiedzała córeczki. Bo i po co? Mieszkała w melinie na wsi, z konkubinem i jego braćmi.
Co dzień imprezy, wóda, rozrywka... Kto by tam pamiętał o swoich 23 chromosomach zostawionych jak zbędny bagaż?
Ano sąd pamiętał...
Najpierw orzekł, że matka ma prawo widywać córkę. To widywała. Czasami.
Potem, wyrokiem nieomylnym, dziecko było oddawane matce na weekend, tydzień, wreszcie dwa tygodnie.
Aż pewnego wieczoru, kiedy skończyła cztery latka, zaszła konieczność wezwania nas...

Dyspozytorka, naprawdę mądra dziewczyna, odbierając telefon nagle pobladła.
Wysłuchała prośby babci o radę: czy jest jakaś maść, którą można zatamować krwawienie z dróg rodnych u dziecka...
Babcia nie chciała karetki. Płakała, prosiła, argumentowała, że bandyci z meliny spalą jej mieszkanie...
Na szczęście, nasza dyspozycyjna wydobyła z niej adres.
I tu zaczął się problem... Kto pojedzie?
W takiej sytuacji nie obowiązywała kolejka.
Musiał pojechać najstarszy, najbardziej doświadczony i odporny...
Zgadnijcie, na kogo trafiło?
To był pierwszy raz, kiedy żałowałem, że tyle czasu już pracuję...

Jedziemy. Mieszkanie w bloku. Ale cały czas mamy nadzieję, że może to nie to...
Wchodzimy, mijamy zapłakaną starszą panią.
Ten obrazek, który ujrzeliśmy, mam na stałe wypalony w mózgu...
Na kanapie, na białym szlafroku leży bladziutka, spokojna dziewczynka. Od bieli wyraźnie odcina się spora plama krwi. Na udach widoczne zasinienia w kształcie męskich rąk...
Gdyby sprawca tego widoku był na miejscu, ani chybi cały zespół skończyłby karierę w ratownictwie... Za kratami.
Wezwany policjant też blady. Pyta, czy mają jechać po sprawcę...
Nie byłem pewny - wzięliśmy dzieciaka do szpitala.
Tam konsultacja ginekologa i pediatry i - niestety - potwierdzenie strasznej diagnozy.
Po pięciu minutach do wioski gnało na sygnale wszystko, co policja w mieście mogła wystawić, łącznie z radiowozami wycofanymi już ze służby.
Dojechali. Rozpędzili imprezę. Skuli bydlaka i przywieźli do aresztu.
A potem zaczęła się szopka.

Stary wyga i kryminalista, wiedział doskonale, co mu grozi. Toteż zaczął udawać świra...
I tu objawia się elementarne poczucie sprawiedliwości sił wyższych.
Najpierw zażądał psychiatry.
I trafił do kolegi, który tego feralnego dnia też miał dyżur w innej karetce...
I który wiedział doskonale, kto zacz i że symuluje.
Potem wezwał karetkę do aresztu.
Pojechałem ja...
Na koniec wezwał jeszcze raz, przed przeniesieniem do więzienia. Że nerwy, że trzęsie... Nic dziwnego.
Do kompletu, odwiedził go trzeci z ówczesnych dyżurantów...
Podał leki na uspokojenie i poradził, żeby nie spał na brzuchu...
Finał historii jest w sumie dość szczęśliwy dla ludzkości.
Po osadzeniu w więzieniu, po kilku tygodniach odnotowano samobójstwo więźnia poprzez powieszenie... Inni osadzeni widać nie mieli takich skrupułów, jak sąd...
Tylko...

Nie mogę zrozumieć, jakim trzeba być bezmózgiem, żeby, widząc całokształt sytuacji, porzucenie dziecka przez "matkę", wreszcie to, że babcia zgłaszała już dwa lata wcześniej podejrzenia molestowania dziecka, oddać bezbronnego malucha do gniazda zwyrodnialców?
I czy trzeba tragedii dziecka, żeby sąd wyszedł poza ramy definicji "matka" i "ojciec"?
Pewnie tak... Ale nie jestem sędzią. Na szczęście...

służba_zdrowia

Skomentuj (216) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2681 (2739)

1