Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kitusiek

Zamieszcza historie od: 1 maja 2011 - 14:26
Ostatnio: 30 grudnia 2022 - 21:47
O sobie:

Młody, doświadczony jedynie w czytaniu Piekielnych i graniu w gry komputerowe, wierzący w normalność i ludzką przyzwoitość. Poczucie humoru na poziomie przeciętnego kamienia.

  • Historii na głównej: 9 z 13
  • Punktów za historie: 3317
  • Komentarzy: 763
  • Punktów za komentarze: 6601
 

#81130

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Część dalsza historii o mojej toksycznej rodzince.

Do tej pory było tylko o ojcu. Niestety toksyczną mam też matkę. Tyle że jej toksyczność nie przejawiała się nigdy jakimś chamstwem czy buractwem - polega na nadopiekuńczości.

Moja matka uwielbiała o mnie wiedzieć wszystko, jednak ja nie lubię się dzielić swoim życiem prywatnym zbyt dokładnie. Poniekąd sama do tego doprowadziła, swą nachalnością.

Inaczej: wie, że idę do kina z koleżankami na film akcji i może przyjechać po mnie o 20, bo wtedy się on kończy.

Matka zadzwoniła do kina i dowiedziała się wszystkiego. Co to za film, o czym, kiedy się kończy, ile osób na sali itd. Ja wtedy lat 17.

1.

Domóweczka u mojej koleżanki. Kameralnie, spotkałyśmy się we trzy, bo koleżanka nie chciała żadnej imprezy, chciała mieć tylko nas koło siebie, obejrzeć jakiś film i wszamać tort.

Matka dowiedziała się w poniedziałek, że w piątek idę na urodziny: powiedziałam do kogo, po co i kto tam będzie. Oraz że odjazd zapewniają jej rodzice.

W czwartek poprosiłam mamę, żeby jak będzie w sklepie kupiła mi jakieś czapeczki urodzinowe, a ona zdziwiona:

- Na co ci?
- No w piątek idę na urodziny.
- Jakie urodziny, gdzie?
- Mówiłam ci przecież w poniedziałek
- Nic nie mówiłaś!

Cały wieczór do mnie wypisywała, że mam być przed 22, bo to co robię to jest jakiś żart. Wstyd mi było jak cholera, ale wróciłam na czas.

Moja matka ZAWSZE była głucha na to, co jej mówię o swoich planach. Nie jestem wredna, wiem, że domownicy powinni wiedzieć, gdzie jadę i zawsze przed czasem informuję.

Koncert? Nocowanie u koleżanki? Wycieczka?

Moja matka zawsze była głucha na "zapowiedzi" i w momencie wyjazdu robiła dzikie awantury, że nic nie mówiłam i mam sobie odpuścić jakieś wyjazdy po nocy, czy po obcych miastach.

2.

Prawko zdane, jeździłam z kilkoma osobami z rodziny i wszyscy byli w szoku, że tak dobrze sobie radzę za kierownicą (oczywiście po cichu mi to mówili, bo jak matka to słyszała, to jej klasyczna mina nr 90 i tekst: nie próbuj jej tak mówić).

Dobra, wiem, to po to, bym nie była zbyt pewna siebie, ale ja taka nie jestem i moja matka o tym wie, bo zawsze jestem posłuszną owieczką.

Przez pół roku nie wolno mi było prowadzić. Tak, zdałam prawko i poza tym, że pierwsze dwa tygodnie jeździłam trochę z rodziną (każdy był ciekawy), to dalej nic.

Dlaczego tylko przez pół roku nie wolno mi było prowadzić auta? Bo później kupiłam sobie swoje. Ciężko było wytrzymać z nadopiekuńczą matką, która wydzwaniała do mnie co chwila i nie pozwalała nawet przejechać się do miasta.

3.

Podsłuchiwanie. Notorycznie.

Dodatkowo nie mogę się wyżalić ani jej, ani rodzeństwu, bo wszystko później krąży między nimi.

4.

Hipokryzja pełną parą.

Moja matka nigdy nigdzie nie podróżowała, pomimo że o tym marzy. Opowiada wszystkim, jak to trzeba było jeździć i zwiedzać, kiedy człowiek miał siłę, zdrowie i jakieś pieniądze. Że trzeba spełniać marzenia.

Super, to czemu nie mogłam zwiedzić miasta, którym jestem zafascynowana od dzieciństwa? "Chyba oszalałaś, że chcesz jechać tam na weekend, wybij to sobie z głowy”.

5.

Zaczynałam studia, 100 km od domu, w grupie miałam parę osób ze szkoły, które matka znała. Gdy rozmawiałam z bratową, usłyszałam że matka prosiła ich, żeby pojechali na rozpoczęcie razem ze mną(!!!). Brat powiedział jej wtedy, że to wstyd jechać z 20-letnią dziewczyną, że dam sobie radę i powinnam się usamodzielnić.

Powiem Wam, że poczułam straszne zażenowanie.

6.

Coś, co przelało czarę goryczy.

Miałam i mam nadal takie nietypowe zainteresowanie (nie napiszę jakie, bo jednak zbyt łatwo można by mnie rozpoznać). Myślałam, że nie ma żadnej grupy, która się tym zajmuje, a jednak. 35 km od mojej miejscowości działał taki klub i postanowiłam się do niego zapisać. Spełnienie moich marzeń i jednego z postanowień noworocznych. ;)

Przed pierwszym treningiem matka oczywiście twierdziła, że nic jej nie mówiłam. I wszystko było w porządku, dopóki zabierałam się z wujem (pracuje w tym mieście i akurat jeździł na nocki, idealnie to się zgrywało z treningami o 17).

Ale przyszedł nowy tydzień, wuj chodził do pracy na rano, więc postanowiłam, że będę sama jeździć. To tylko 35 km drogą, na której spędziłam większość godzin za kółkiem (chodzi mi o fakt, że nie jechałam w nieznane, żeby się zgubić czy coś) i się zaczęło.

„Oszalałaś. Po moim trupie. Po nocy się szwendać, kto to widział. Wymyśliłaś sobie jakieś bzdury. Wybij to sobie z głowy i siedź w domu.”

I tak jest ze wszystkim. Mogę pojechać nawet na drugi koniec Polski, o ile jadę z kimś z rodzeństwa albo z rodziny. Ze znajomymi czy sama nie mogę.

Żeby nie było, porozmawiałam z nią o mojej "wolności". Nie dotarło, nic się nie zmieniło, przecież ona się tylko o mnie martwi i wcale mnie nie ogranicza. Wszystkich słów i zakazów się wypiera, wszystkie sytuacje nagle zostały wymyślone przeze mnie, bo nic takiego nie miało miejsca.

Dlatego jak tylko skończyłam się stażować, to wyniosłam się do miasta, w którym studiowałam. Płaczu i hałasu było co nie miara, masa osób do mnie wydzwaniała, że matka się żali i jest załamana.

Próbowała wysyłać do mnie rodzinę, żeby mnie kontrolowała. Wydzwaniała co chwilę, bez poszanowania, że teraz jestem na uczelni/w pracy. No bo "ja się teraz mało co odzywam".

toksyczna rodzinka

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 92 (156)

#76383

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Irytujący typ klientów.

- Poproszę petardy dwuhukowe.
- To tylko korsarze, są na draskę.
- Ale ja chcę na lont.
- Nie mam w ofercie dwuhuków na lont.
- A te achtungi to będą dwuhukowe?
- Nie, dwuhukowe mam tylko korsarze.
- A na lont to jakie dwuhukowe?
- Żadne. Tylko korsarze. Na draskę.
- A pani mi otworzy, pokaże, bo ja chcę zobaczyć jak ten ich lont wygląda.
- Nie otworzę paczki i korsarze nie są na lont.
- A to które są na lont?
- Mam wiele petard na lont

I wymieniam…
- No dobrze, a które z tych są dwuhukowe?
- Żadne na lont nie są dwuhukowe.
- A z tych różowych są dwuhukowe?
- Nie, mam dwuhukowe tylko korsarze.
- A z tamtych może?
- Nie, tylko te tutaj są dwuhukowe.
- Ale na lont?
- Nie.

Milion lat później...

- Wie pani co, to ja się jeszcze zastanowię...

klienci

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (249)

#37898

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na początek dodam, że pracuję w sieci marketów nie z tej planety.
Coś dla ludzi o mocnych nerwach.
Ostrzegam, że może mózg zaboleć...

- Szukam Batman Arkham City na PS3.
- Niestety nie ma.
- Ale była?
- Tak.
- Ale nie ma?
- Nie.
- Ale kiedyś była?
- Tak.
- A dlaczego nie ma?
- Bo się sprzedała.
- A dlaczego?
- Bo to fajna gra jest.
- Aha.
Niezręczna minuta ciszy...
- A ta gra, to ile gier tu jest? (Uncharted Trylogia)
- 3 gry.
- Czyli więcej niż jedna?
- Tak.
- A ile kosztuje?
- 219zł.
- Czyli 2 stówy?
- Nie. 219.
- Czyli 2 stówy?
- Nie. 219zł.
- Czyli ile?
- 219zł.
- Czyli 3 stówy?
- Nie. 219.
- Czyli ile?
- 200 i 19.
- Czyli 200 i 19 groszy?
- Nie, 219.
- Czyli 2 stówy?
- Nie. 200 zł i jeszcze 19zł.
- Czyli 2 stówy?
- Nie. 200 zł i doda pan jeszcze 19zł, to ile to wg pana będzie?
- ...2 stówy...
- I....
- 19zł?
- Tak.
- Czyli jednak 2 stówy?

Żałuję, że nie chodzę z włączonym dyktafonem...

Saturn

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1515 (1609)

#52692

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pamiętacie klienta, który nie potrafił odgadnąć ile gier jest w trylogii oraz dla którego 219zł to były na przemian 2 stówy albo 3 stówy? (http://piekielni.pl/37898)
Wrócił...

Podchodzi do mnie i jeszcze nie skojarzyłem, że go znam. Jeszcze nie.
- Proszę, a może pan podejść?
- Tak oczywiście - odpowiadam zdziwiony formą pytania.
- Bo tutaj jest puste pudełko (zamówienie przedpremierowe GTA V).
- Tak bo jest to pre-order.
Chwila namysłu i już coś mi zaczynało świtać w głowie, że znam skądś ten wyraz twarzy.
- Czyli w środku nie ma płyty?
- Nie.
Tutaj następuje moment, w którym wiele osób zastanawia się o co się go jeszcze spytać, czym mu jeszcze zepsuć dzień dzisiaj.
- A o co chodzi z tym?
I podaje mi do ręki preorder na konsolę PlayStation 4 o wartości 100zł.
Tłumaczę, że można zamówić konsolę i odebrać ją po premierze ale trzeba uiścić wpierw kwotę zaliczki.
- A kiedy ta konsola wychodzi?
- Stawiam, że październik albo listopad tego roku.
- Ale tego roku?

Tutaj mnie trafiło niczym grom z jasnego nieba, niczym opłata dla cygana za wywóz gruzu. Niemożliwe. To on. Wrócił. Silniejszy. A ja byłem na to nieprzygotowany.

- Tak tego roku.
- Ale tego roku 2013 czy następnego?
- 2013.
Odwraca pudełko i z drugiej strony jest wizualizacja kilku gier, które mają być dostępne na PS4 po premierze.
- A jak te gry mam odpalić?
- Nie rozumiem.
- No jak mam je uruchomić na Ps3?
- Nie ma jak, bo to jest tylko wizualizacja, a poza tym te tytuły będą dostępne na PS4 (nie chciało mi się tłumaczyć, że Watch Dogs dostanie też na PS3 bo to nie miało sensu).
- No dobrze ale gdzie te gry są?

I obraca pudełko, szuka informacji o tym, że proszek w środku należy podlać gorącą wodą co da w efekcie gry instant. Ja na spokojnie tłumaczę jeszcze raz coś co już powiedziałem.

- A GTA V kiedy wychodzi?
- 17go września tego roku (tak powiedziałem to celowo)
- Ale tego roku?
- Tak.
- A wyjdzie przed PlayStation 4?
- Tak.
- Ale tego roku czy następnego?
- Tego roku.
- Ale 2013 tak?
- Tak. 2013. Za niecałe 2 miesiące.
- Ale przed tym czy po tym? - i wskazuje na pre order PS4.
- Przed tym. Wpierw wychodzi GTA V a potem PS4.
- Aha - stwierdził ale jego mina nadal wskazywała wyraźnie na to, że próbuje ustalić ile razy jeszcze w tym roku będzie wrzesień. Myśląc, że to koniec myliłem się, bo oto wrócił mój koszmar w postaci ceny danego produktu.
- A ile kosztuje Księga Czarów?
- 159zł.
- Czyli stówę?
- Nie. 159zł.
- Czyli ile?
- 159zł.
- Czyli dwie stówy?
- Nie proszę pana, 159zł.
- Czyli stówa i pięć dych?
- Nie. 159zł.
- Czyli stówa?
- Nie proszę pana. 100 złotych + 50 złotych + 9 złotych.
- Czyli 159zł?
- Tak! - powiedziałem z niekrytą radością niemalże klaszcząc dłońmi.
- Czyli stówę?
I w pi*du cały misterny plan poszedł się je*ać.
Po chwili zostałem wybawiony z opresji przed klienta, który przez dłuższą chwilę przysłuchiwał się tej rozmowie i miał wyraźnie poprawiony humor.

Spytam ponownie jak już kiedyś pytałem.
Dlaczego Ja?

Piekło

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1298 (1380)

#14545

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia w sumie śmieszna bardziej niż piekielna...
Co prawda sam nie byłem świadkiem tej historii, ale myślę, że kolega, który ją opowiedział, nie będzie miał za złe jej rozpowszechnienie. Wydarzenia te miały miejsce na zeszłorocznych amatorskich mistrzostwach Polski w tenisie ziemnym. Kategorie wiekowe - Open (dla wszystkich) oraz od 35+ co 5 lat, aż do "wyczerpania zapasów". Nie wiem, jak było rok temu, ale w tym roku najstarszą kategorią było 85+. Kolega stojąc przy kortach usłyszał taki oto dialog 2 bardzo wiekowych panów (ciężko powiedzieć, które to dokładnie kategorie, ale jedne z najstarszych):

Pan starszy 1: Dzień dobry panie Włodzimierzu, jak tam sukcesy, który pan jest w swojej kategorii?
Pan starszy 2: Jestem trzeci, ale za rok mam nadzieję być drugi, bo słyszałem, że pan Kazimierz ze Śląska coś się słabo czuje.

Aż żałuję, że nie słyszałem tego na własne uszy.

Mistrzostwa Polski Amatorów w tenisie

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 640 (790)

1