Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kmdr

Zamieszcza historie od: 10 listopada 2010 - 1:34
Ostatnio: 11 lutego 2020 - 22:56
  • Historii na głównej: 24 z 31
  • Punktów za historie: 17986
  • Komentarzy: 54
  • Punktów za komentarze: 407
 

#29917

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mamy sąsiada który regularnie (i chyba złośliwie) parkuje zastawiając chodnik. Nie pomagały karteczki i słowne prośby.

Miesiąc temu na jego szybę trafił pierwszy Karny Ku*as (któryś z sąsiadów nie wytrzymał). Dwa tygodnie później trafił na szybę drugi KK z dopiskiem, że kolejny zostanie wydrapany gwoździem. Na tydzień pomogło.

Jednak ostatnio wracałem do domu i widzę, że matka z wózkiem ma problem, by ominąć jego samochód (z jednej strony mur, z drugiej zabłocony odcinek remontowanej drogi). Jakież było moje zdziwienie gdy rano, na samochodzie sąsiada ktoś poukładał (na masce, dachu i klapie bagażnika) równiutko, jedna przy drugiej, na przemian - jak na chodniku - kostkę typu polbruk!
A najpiękniejsze było to, że ktoś się pokusił nawet o wzorek z czerwonej kostki, przedstawiający, jak się domyślacie.... Męski narząd rozrodczy.

Sąsiad już parkuje bardzo, ale to bardzo przepisowo. Samochód już jest po blacharce i lakierniku. Cóż... głupota kosztuje.

Osiedlowa uliczka

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1353 (1409)

#25854

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w pobliżu BARDZO ruchliwego skrzyżowania - 4 pasy w każdą stronę. Zarówno piesi, jak i samochody, autobusy jadące specjalnym pasem, rowerzyści na ścieżkach rowerowych i do tego wszystkiego tramwaje w obu kierunkach muszą bardzo, ale to bardzo uważać. Wszystko oczywiście jest sterowane o dziwo sprawną i dobrze zaprogramowaną sygnalizacją świetlną.

Ponieważ poruszam się głównie samochodem, poznałem dość dobrze kolejność "zielonych" i skutki przejazdów na "żółtym" (często są tu stłuczki). Stoję sobie któregoś razu przed przejściem czekając na "zielone" i co widzę? Mamusia z może 4 letnim synkiem:
- A teraz kochanie szybciutko, biegusiem... - I ciągnie dzieciaka na przejście, oczywiście na "czerwonym".
Może zabrzmi to nieskromnie, ale chyba uratowałem jej i dzieciakowi życie...

Złapałem matkę za pasek od przewieszonej torebki, wyrwało mi się głośne "GDZIE *URWA?!" i w tym momencie, zza zakrętu wyjechał rozpędzony 18 kołowy TIR. Tir oczywiście jechał na zielonym kierunkowym (dla nie posiadających prawka - zielone kierunkowe pozwala na jazdę kursem bezkolizyjnym z innymi uczestnikami ruchu, w tym pieszymi).
Wstąpiło coś we mnie i nie zważając na obecność dziecka wydarłem się:
- Jak będziesz głupia ci*o szukać głowy dzieciaka po krzakach, to będziesz się cieszyć, że nie poczekałaś minuty na "zielone"?! Jak zmarnujesz życie kierowcy, który przejedzie dzieciaka, który bez "mamusi" też "biegusiem" na czerwonym będzie dymał, to będzie dobrze?! Jak będą zeskrobywać dzieciaka z asfaltu, to będziesz zadowolona?! To może *urwa naucz za młodu, że idzie to się na zielonym!! - I poszedłem wkurzony, a reszta osób czekających chyba trochę spokojniej, jednak niemniej dobitnie wyjaśniła kobiecie w czym rzecz.

Nie mieliście takich przypadków, że jedziecie spokojnie samochodem, a tu dziecko biegnie w poprzek ulicy, myśląc ze zdąży?

Ruchliwe skrzyżowanie w Gdańsku

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1089 (1133)

#24231

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się historia, jak Mama moja będąc profesorem na uniwersytecie zaimprowizowała genialny fortel.

Mama jest prof. dr hab z ambicjami, bawi się w promotora, recenzenta, kierownika zakładu, katedry itp.
W związku z tym, że na pewnym kierunku studiów, na pewnej specjalności, kierunek mojej mamy, jej katedra i zakład są "przedmiotem wiodącym". Dodatkowo Mama nie znosi cwaniactwa, chamstwa, braku szacunku i wyniosłości, a mimo, że w karierze naukowej zaszła baaaardzo daleko - zarówno do lic., mgr, dr, dr hab i zwykłych studentów podchodzi z serdecznością na zasadzie "równy z równym".

Pewnego razu przyszła do Mamy pewna studentka, o której wszyscy wiedzieli, że jest z bogatej rodziny i bardzo się z tym obnosi. Jednocześnie przez cały rok totalnie olewała przedmiot Mamy. Powiedziała do Mamy w te słowa:

-Pani profesor, ja chciałam Pani wręczyć drobny datek licząc na pozytywną ocenę na koniec roku - i tutaj podaje kopertę.
I najlepsza reakcja Mamy (w pełni zaimprowizowana):
-Uwaga, Pani Iwona S.-T., studentka roku III, w grupie A właśnie podaje mi kopertę zawierającą kwotę pieniężną, potocznie zwaną "łapówką", której niniejszym ja, Helena Piekielna nie przyjmuję - powiedziała to dobitnie w stronę kamerki internetowej ustawionej na regale za studentką. Pani Iwona S.-T. odwróciła się przerażona, spojrzała w kamerę i uciekła z gabinetu.

Potem błagała Mamę, by nie robiła nic z nagraniem. Przeniosła się na inną specjalność. Straciła rok. Mama ostrzegła innych profesorów. Kamerka była nie podłączona....

Uniwersytet Gdańsk

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 884 (938)

#24043

przez (PW) ·
| Do ulubionych
SZCZYT SZCZYTÓW "współlokatorskiego" sku[CENZURA]ństwa... Historia mojego kolegi, pianisty, Arka.

Arek ma własne mieszkanie, całość pięknie "wyparkietowana" dębem. Stan podłogi - idealny (Arkowy fetysz to dbanie o podłogę - odkurzanie, woskowanie itp.). Ponieważ mieszkanie trzypokojowe (sypialnia Arka, jeden pokój dla współlokatora i wspólny pokój dzienny), postanowił odnająć jeden pokój. Zjawił się współlokator, Tomek.

Wszystko ładnie, pięknie, umowa podpisana. Klauzula - żadnych domówek, goście - tylko w pokoju, w butach nie schodzić z dywanu położonego przy drzwiach. Okres wypowiedzenia - miesiąc, chyba że nastąpi "rażące pogwałcenie umowy".

Arek postanowił wyjechać na weekend. Wyjechał. Niestety coś się nie powiodło i Arek wrócił miast w niedzielę - w sobotę wieczór. Dochodząc do bloku słyszy głośną muzykę. Wchodzi na klatkę. Dochodzi na półpiętro. Patrzy, na klatce, przed drzwiami mieszkania stoi JEGO PIANINO. Wku[CENZURA]ny wchodzi do mieszkania. W salonie impreza. 12 osób. Wszyscy w butach. W miejscu pianina minibar. Dziewczyny w szpilkach. Od ściany, przy której stało pianino pięknie wyorane rowki aż do samych drzwi wejściowych (pianino ma maleńkie mosiężne kółka, które jednak znajdują się tam bardziej "tak-o" niż by pianino przesuwać).

Arek robi gehennę. W 2 minuty w mieszkaniu zostaje tylko on i Tomek. Tomek robi się malutki. Bardzo malutki. Butelki i śmieci wraz z rozbitą lampą za sprawą Tomka znikają w kolejne dwie minuty. Następuje kalkulacja szkód. Zabytkowa porcelanowa lampa + nadpalona papierosem kanapa = 800 złotych. Tomek dzwoni po trzech kolegów, z którymi wnoszą pianino. W poniedziałek Arek dzwoni po firmę parkieciarską. Cyklinowanie + lakierowanie (cały salon, korytarz aż do styku z sypialniami - tam są progi) = 3200 złotych.
Tłumaczenie Arka? - "Przecież cię nie było, a pianino zajmuje tyle miejsca..."

Mieszkanie współlokatorskie w Elblągu....

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 838 (872)

#23471

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Matka może nie roku, ale na pewno dnia, a ściślej - niedzieli.

Gdy jeszcze dorabiałem sobie jako organista, przyszło mi zagrać na mszy niedzielnej w małomiasteczkowej (takie miasto z może 2 tysiącami mieszkańców) parafii, gdzie rezydował chór dziecięcy złożony z około 30 dzieci. Przydział mi się dostał taki, że msza miała być oprawiona właśnie przez owy chór. Chór niby na poziomie - śpiewali w wielogłosie, mieli specjalnie uszyte alby... Na co dzień prowadziła go pani organistka, a w chórze śpiewał m.in. jej syn. Postanowiłem przeprowadzić małą próbę przed mszą, żeby poznać możliwości dzieciaków.

Jak się przyjrzeć trzydziestce dzieciaków pobieżnie - wszystko ok, ładnie śpiewają. Ale jak się im przyjrzeć znad pulpitu organów trochę uważniej... Piątka z tych dzieci nie śpiewała, a jedynie poruszała ustami!
I co się okazało?

Syn pani organistki, jego dwaj kuzyni, kuzynka i jej koleżanka za Chiny Ludowe nie umiało śpiewać!! Więc Pani Organistka przez 3 lata "przemycała" ich obecność w chórze...
Czego to się nie robi dla małomiasteczkowej opinii...
Z tego, co się dowiedziałem od dzieciaków, to ta piątka była na KAŻDEJ próbie chóru (3 razy w tygodniu) przez ostatnie 3 lata!!!

Empora organowa w Kościele

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 560 (648)

#22896

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ponieważ pełnię niekiedy na mszach niewdzięczną funkcję organisty, zdarza mi się czasem zostać po ceremonii by poćwiczyć na organach lub po prostu pograć sobie coś, co lubię.

I tak ostatnio zostałem sobie po mszy o 18.00, żeby pograć. Jednak najpierw postanowiłem zjeść co nieco. Jak to po mszy - światła w kościele pogasły, zostały jedynie w prezbiterium i jedna mała lampka u mnie na chórze. Odwijam sobie spokojnie kanapkę i oparłszy się o barierkę chóru zaczynam konsumpcję. I tak patrzę sobie po kościele i widzę jedną "zbłąkaną duszyczkę" lat na oko z 17, w nieśmiertelnym dresie, kręcącą się po bocznej nawie.

Duszyczka ta w charakterystyczny, trochę teatralny sposób rozejrzała się naokoło czy przypadkiem nikogo nie ma i dawaj majstrować przy kłódce (skądinąd idiotycznie małej) od skarbony "na potrzeby parafii". No to włączyłem ja mikrofon i podkręciwszy moc rzekłem tubalnym głosem mogącym przywodzić na myśl głos Stwórcy z wielu filmów:
- SIÓDME - NIE KRADNIJ!!!
Chłopaczek podskoczył i spojrzawszy się na chór opuścił kościół w zaskakująco szybkim tempie...

Kościół

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2041 (2079)

#22100

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z dzisiaj.
Jadę sobie spokojnie w korku prawym pasem Traktu Konnego w Gdańsku (z zamiarem skręcenia za jakieś 400 metrów w Trzeciego Maja). Na tej dwupasmowej odnodze nagminnym jest, że na prawym pasie jest kolejka ′do skrętu′, a po lewym cwaniaki zasuwają by wciskać się na początku w kolejkę do skrętu. Ja sobie jednak stoję i posuwam powoli. Niektórzy pamiętają z mojej poprzedniej historyjki, że jeżdżę na co dzień 5,5 metrowym potworem - kwintesencją amerykańskiej motoryzacji - fordem LTD Crown Victorią z pięciolitrowym motórem i wielkimi, żelaznymi, chromowanymi zderzakami, które do pary z gumowymi ′kłami′ skutecznie chronią mojego krążownika z przodu i z tyłu przed wszelkiej maści europejskimi ′plastikami′.

Więc jadę sobie spokojnie noga za nogą, już, już przed samym skrętem jestem a tu mi jakaś Honda Civic sprzed dekady, próbuje się wcisnąć przed maskę, nie zadawszy sobie nawet trudu wrzucenia kierunkowskazu. Zbliża się, zbliża... i w końcu poczułem leciutkie ′PAC′. Patrzę przez szybę - zahaczył o mój potworny zderzak stalowy. A ja w tym momencie skorzystałem i leciutko wcisnąłem gaz. 5 litrowy motór spowodował przesunięcie Victorii o metr do przodu, zgodnie z kierunkiem jazdy oraz usunięcie pasa metalu z boku Hondy na długości rzeczonego metra.

Oczywiście zjazd na bok i kierowca Hondy do mnie z pyskiem ogromnym, że czemu go nie wpuściłem, że mu zniszczyłem auto, że to się w sądzie skończy. Ja, jak zwykle spokojny (niektórzy mi mówią, że chyba czasem aż za bardzo spokojny...) zaproponowałem wezwanie policji, co było zbędne, bo jak Gdańszczanie wiedzą na Trzeciego Maja, róg Kartuskiej znajduje się cała komenda (co prawda niebieskich, ale akurat napatoczyła się drogówka). Ogólne oględziny - wina oczywiście Hondy, która wymusiła i spowodowała stłuczkę. Mandacik i obowiązek pokrycia moich szkód.

Moje szkody?
Po wyjęciu z bagażnika szmateczki i przeczyszczeniu chromowanego zderzaka (tak trochę tej zimy kurzą się te samochody...) DOPATRZYŁEM się JEDNEJ maleńkiej ryski, która równie dobrze mogła być spowodowana czym innym. Jednak w protokole znalazł się zwrot ′uszkodzenie powierzchni chromowanej zderzaka′.
A co to oznacza?

Że cwaniaczek z Hondy oprócz uiszczenia 500 złotowego mandatu, zaspawania u siebie tylnego nadkola, tylnych drzwi, przednich drzwi, przedniego nadkola i naprawy przedniego plastikowego zderzaka będzie musiał mi pokryć (niemały) koszt chromowania zderzaka, na co zacieram ręce, bo mam w zupełnie innym miejscu ryskę po spotkaniu z betonowym słupkiem której usunięcie sfinansuje mi rzeczony Hondziarz. Wymuszenie? Chyba jednak nie.

Może jestem wredny, ale pamiętajcie - nie wolno dać sobie wejść na głowę. I pozostawajcie spokojni. Z już podwójnego doświadczenia wiem, że Policja, jeśli przedstawicie jej na spokojnie swoją wersję wydarzeń, zawsze pozostanie obiektywna i przychylna prawdzie.

Trakt Konny w Gdańsku

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 616 (734)

#21009

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Porównanie dwóch historii o Policji.
1. Dawne czasy, gdy Policja poruszała się samochodami z tylko zmienionym "Mi" na "Po" na drzwiach i umiała coś więcej niż wlepiać mandaty, a przepisy pozwalały na działanie, a nie biurokrację. Krótko.
Tata na spacerze z Mamą. Złodziej łapie torebkę Mamy i ucieka. Ojciec (35 lat w Marynarce, wtedy jeszcze Komandor) dogania i "pierze po mordzie". Tamten się broni, to ojciec mocniej "pierze". Mama dzwoni po policję (ze słynnej Nokii 101 albo 750 już nie pamiętam). Policja jest w 3 minuty. Ojciec słyszy: "Dobrześ pan zrobił. Należało się".

2. Obecne czasy. Wracając z dziewczyna do domu widzę, że chłopak kradnie radio z samochodu. Chcąc się popisać dopadam, leję po mordzie. Radio odratowane. Policja przyjeżdża po 40 minutach. Ja i gość z góry podejrzani. On - kradzież radia, ja - pobicie. Już 3 razy byłem w sądzie zeznawać jako świadek i nadal mnie ciągają. Sprawa toczy się rok. Sprawa toczy się rok o radio samochodowe.

policja

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 739 (785)

#20916

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio oglądałem film z pamiętnego ślubu, na którym to prawie zostałem pobity i na którym w kościele słychać "CO TY *URWA...":)

Sytuacja miała miejsce jeszcze, gdy pracowałem (Ja)jako organista.
Pewnego razu na chór przyszła (P) anienka: czarne włosy, podpieczona na solarium, kuloodporny makijaż, bluzeczka obcisła i spódniczka, która raczej nie nadawała się do kościoła. I w te słowa do mnie:
P: - Ja chciałam pana na ślub wynająć.
J: - W sensie chce pani, żebym zagrał na ślubie, tak?
P: - No taaak. Ale ja chciałam żeby po ślubie pan marsza zagrał, tego takiego znanego weselnego.
J - Ale którego? Są w zasadzie dwa najbardziej znane: Marsz Mendelssohna i "Here comes the bride" Wagnera.
P - Mendel... niee... brajd! Brajd Wagnera... To to!
J - Nie ma sprawy - odparłem, ponieważ oboma tymi marszami jak i "Alleluja ze Szreka" i innymi "Avemariami" przesiąkłem do cna przez te śluby.

Przychodzi do dnia ślubu, już, już pora na marsza na wyjście, zaczynam, gram sobie, gram, a tu nagle na chór wbiega ABSik, karczek taki i ze 20 centymetrów od mojej twarzy i jednocześnie z 40 cm od włączonego mikrofonu:
ABS - CO TY *URWA ZAPODAJESZ KOLEŚ??!! MARSZ MIAŁ BYĆ, NIE??!!
Tutaj szybko jedną ręką wyłączyłem mikrofon, jednak tę frazę usłyszał cały kościół, ksiądz, goście i przede wszystkim czujny mikrofon kamerzysty.
J - Marsz Wagnera, zgodnie z życzeniem pani młodej - odpowiadam szeptem i kończę grać.
ABS -*urwa, to nie to! Przez ciebie moja siostra ma zje*any ślub! Całe życie marzyła o ślubie zakończonym tym jeb*nym marszem!
Jakoś się wyślizgnąłem, bo ksiądz przybiegł na chór zobaczyć co się dzieje.

Okazało się, że panienka chciała Mendehlssohna, a nie Wagnera. A ja głupi, zamiast zagrać jej początkowe kilka taktów tego i tego zawierzyłem słowom...
Oczywiście zapłaty za grę na ślubie się nie doczekałem, ale przynajmniej zęby mam wszystkie ;-)

Kontuar organów w Kościele na ślubie;-)

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 666 (736)

#21010

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moi rodzice mają dom na dużym terenie leśnym, do którego wiedzie szeroka droga z bramą. Tuż za bramą - cztery miejsca parkingowe "jak by więcej gości było". Ojciec idzie do sklepu po fajki - na miejscu parkingowym parkuje Golf. Panienka wysiada i bez słowa mija mojego Ojca i wychodzi przez bramę w nieznanym kierunku.
Ojciec: - Przepraszam, pani do kogo?
Panienka: - E?
O: - Pani do kogo? Zaparkowała pani na moim terenie.
P: - Panie, las jest wszystkich! - I poszła.

Ojciec poszedł po fajki. Wrócił i zwyczajnie zamknął na klucz bramę. Mimo, że od bramy do domu jest jakieś 100 czy 150 metrów, ojciec paląc papierosa na werandzie wyraźnie słyszał wrzaski panienki próbującej odzyskać Golfa. Wiedzieliście, że słowa "przepraszam, czy mogę zostawić tutaj swój samochód na chwilkę" są magicznym kluczem do kłódki Gerda?

Dom rodziców

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1320 (1350)