Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

krolJulian

Zamieszcza historie od: 6 kwietnia 2012 - 10:58
Ostatnio: 19 października 2023 - 12:27
  • Historii na głównej: 2 z 10
  • Punktów za historie: 886
  • Komentarzy: 177
  • Punktów za komentarze: 1315
 

#83229

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rowerzyści - temat starszy niż świat.

Idę dzisiaj przez miasto i przed sobą widzę panią "rowerzystkę". Pani "rowerzystka" stoi na chodniku i grzebie w telefonie. Wybrała do tego miejsce idealne, bo przy wjeździe w bramę. Podjeżdża samochód, widać, że chce w bramę wjechać, pani nic. Świat zewnętrzny nie dociera. W końcu trąbnięcie budzi ją do życia, systemy ponownie się załączają, odjeżdża.

Po chodniku.
Obok mając pięknie przygotowany pas dla rowerów wydzielony z jezdni (ulica z ograniczeniem do 50km/h, mało kto jedzie tam szybciej). Zatem werbalnie zwracam "rowerzystce" uwagę, że ma zjechać na swój pas i nie jechać po chodniku, bo jej nie wolno. Wskazuję nawet palcem, bo widać pięknie wymalowany znak roweru - nie ma szans się pomylić co do przeznaczenia tego fragmentu jezdni.
Pani patrzy na mnie tępo, ja zauważam słuchawki na uszach - aha, czyli jesteśmy odcięci od świata, impulsy przez mózg nie przepływają, można jechać jak idiota i nawet nie zdawać sobie z tego sprawy.
"Rowerzystka" jedzie dalej, po chodniku rzecz jasna, a ja ubolewam nad jej debilizmem.

I teraz tylko pytanie - czy jeżeli ta sama pani posiada prawo jazdy, to samochodem też jedzie po chodniku?
Żałuję, że nie stanęłam przed nią, tak aby nie mogła mnie wyminąć - zazwyczaj złośliwie robię tak z rowerzystami wykorzystującymi chodnik do jazdy w miejscach gdzie jazda rowerem po jezdni nie generuje dla nich żadnego niebezpieczeństwa (centrum miasta, strefa tempo 30). Częsty argument? "Bo tu są kocie łby, to mi niewygodnie jechać". Takiemu niewygodnie, a ja muszę uciekać z chodnika, który ponoć służy pieszym... I potem zdziwienie, że rowerzystów się nie lubi...

"rowerzystka"

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (146)

#59583

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeglądałam ostatnio z nudów stare historie na stronie i trafiłam na opowieść o kupowaniu biletów w kasie PKP, która przypomniała mi sytuację z zeszłego roku.

Wracałam z chłopakiem pociągiem z miasteczka A, gdzie wypoczywaliśmy na wakacjach. Miasteczko małe, blisko granicy, 3 pociągi dziennie i kasa otwarta pół godziny przed odjazdem każdego z nich.

Zaplanowaliśmy trasę powrotną, korzystając oczywiście ze strony z rozkładami PKP. Trasa wyglądała następująco: z miasteczka A do miasta B pociągiem Regio, z B do C pociągiem TLK, z C do D również TLK. Co ważne, mieliśmy ze sobą jeden rower.

Przezornie wybraliśmy się na staję w A, tak aby być pół godziny przed odjazdem Regio, czyli w momencie otwarcia kasy. Przed nami dziewczyna, przy okienku zakonnica z jakąś kobietą. W ciągu 25 minut które tam spędziły, zdążyły się wypytać o chyba całą ofertę PKP, o to, czy jak na jakiejś stacji ktoś się do nich dosiądzie, to będzie miał miejsce w tym samym przedziale co one, czy aby na pewno pociąg z Moskwy do Nowego Jorku odjeżdża o 23:59:59. Ale ostatecznie alleluja! Obie panie odchodzą od okienka.

Przepuszczona przez dziewczynę szturmuję kasę i wyrzucam z siebie jednym tchem:
- Poproszę bilet studencki, uczniowski i na rower z A do D, tu proszę, sprawdzone połączenia i numery pociągów (podałam pani w tym momencie telefon z zapisanymi numerami połączeń).
Widać było, że do pani niewiele dotarło, więc powtarzam, pokazuję, że tu, proszę, są numery pociągów, wystarczy tylko wklepać i odpowiednie bilety sprzedać.
Nie, pani to nie wystarczy, ona musi sprawdzić. I uwaga, uwaga, otwiera stronę z rozkładami PKP, na której wyszukuje połączenie (dokładnie to, co pokazałam jej wcześniej na telefonie).
Myślałam, że już pójdzie gładko, ale nie...

Pani wklepuje numer pociągu z C do D, po czym informuje mnie, że nie ma już biletów na rower dla tego połączenia. Trudno, poproszę w takim razie z A do B i z B do C. Drukuje bilet z B do C, odkłada na bok, zabiera się za drukowanie z A do B. Przypominam jej, że potrzebuję studencki, uczniowski i na rower.

-To pani z B do C też chce na rower???
-Nie, wcale, przecież zostawiam rower w B...
-To z kim jedzie ten rower?
-Jak to z kim?
-No na studencki czy uczniowski?
-A jest jakaś różnica? (Bilet rowerowy to osobny druczek, niezależny od biletu na osobę)
-No na studencki czy uczniowski?
-Uczniowski!

Pani drukuje, do odjazdu pociągu bodajże minuta, za mną kolejka długa na całą poczekalnię wzdycha i wyzywa kasjerkę do pięciu pokoleń wstecz, ja również delikatnie zwracam uwagę, że można było wszystko szybciej załatwić (chociażby ukrócić dyskusję z zakonnicą lub uwierzyć mi, że podaję rzeczywiste numery pociągów). Co słyszę?
-To przychodzi się pół godziny wcześniej, a nie na ostatnią chwilę!!!

Dostaję bilety, płacę, lecę na peron. Wsiadam z chłopakiem już na spokojnie do pociągu, widzę, że konduktor nie robi problemów z kupowaniem biletu u niego - swoją drogą bardzo miło z jego strony.

Dojeżdżamy do B, wsiadamy do pociągu TLK, konduktor sprawdza nasze bilety, okazuje się, że dopisek "z rowerem" na bilecie uczniowskim nie jest równoznaczny z biletem na rower... Eh, wiedziałam, że tak będzie... Ponownie jednak okazuje się, że konduktorzy to równi goście, bo kupujemy bilet bez dodatkowej opłaty.

A w C okazuje się, że bilety na rower były dostępne, ale teraz już za późno (pociąg do domu za 15 min.) i nie ma już miejscówek. Co skazało nas na 5 godzin czekania w najgorszym upale tamtego lata.

Tak oto po ok. 14h zakończyliśmy szczęśliwie podróż do domu - nie bez przygód, niestety, bo ociężałość pani w okienku osiągnęła w upale chyba maksymalne wartości...

kochane pociągi

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 330 (388)

1