Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

krushyna

Zamieszcza historie od: 29 kwietnia 2011 - 10:53
Ostatnio: 6 października 2021 - 8:54
  • Historii na głównej: 30 z 36
  • Punktów za historie: 24154
  • Komentarzy: 318
  • Punktów za komentarze: 2131
 
zarchiwizowany

#46093

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w firmie wyposażającej serwisy samochodowe. Tym razem jednak, dla odmiany, przedstawię historię z punktu widzenia klienta takiego przybytku. W moim odczuciu żałosną. I odnoszę się tu oczywiście do polityki firmy a nie postępowania pracownika, który (jak zakładam) sam procedur nie wymyślił.

Odprowadzałem kiedyś jeden z samochodów firmowych na przegląd do serwisu marki, kojarzącej się z przenośnymi toaletami ;-)
Jako że przebieg pojazdu niemały (około 300 tys. km) to i zakres przeglądu (zgodnie z procedurami serwisowymi) rozszerzony (m.in. wymiana oleju w skrzyni biegów itp.).
Koszt przeglądu (w tym materiały eksploatacyjne) to, bagatela, 1700 złotych. Można to oczywiście załatwić w zwykłym warsztacie za najwyżej połowę tej ceny ale cóż - nie moje pieniądze, nie moja decyzja.

W poczekalni serwisu rzecz jasna "złote klamki i marmury", gratisowa kawa, herbata. Wszelkie wygody.

Przekazuję samochód doradcy, ustalam z nim szczegóły. Oczywiście wszelkie ewentualne usterki, wykryte w czasie przeglądu, usunięte mogą być za dodatkową opłatą.
W pewnym momencie pada pytanie - "Czy uzupełnić płyn w spryskiwaczach? Nie jest to niestety objęte zakresem przeglądu. Ale mamy promocję. Tylko 4 złote za litr!".

Każdy ocenia po swojemu. Dla mnie to nieco żałosne w zestawieniu z ogólnym zakresem i ceną usługi...

PS: Po odebraniu samochodu sprawdziłem na fakturze. Przy łącznej cenie usługi ponad 4 tysiące złotych (znalazły się oczywiście "drobne" usterki do usunięcia) serwis nie omieszkał doliczyć 8 złotych za płyn do spryskiwaczy. Miał oczywiście do tego pełne prawo ale na miejscu właściciela serwisu wstydziłbym się takiego postępowania.
PS2: Porównując chociażby z polityką firmy, w której pracuję - jeżeli naprawiając urządzenia u naszego klienta zużyjemy np. 2 metry przewodu i kawałek izolacji to nie doliczamy ich do faktury.

Serwis.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 81 (193)
zarchiwizowany

#45870

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Cofam się we wspomnieniach jeszcze dalej niż w poprzednich historiach. Sporo dalej.
Moje początki w liceum. Czyli zdaniem Szanownej Młodzieży czasy dinozaurów ;-)

Pierwsza klasa, pierwszy miesiąc. Panowała półoficjalna zasada, że wobec pierwszych klas stosuje się we wrześniu "okres ochronny" tzn. nie stawia ocen niedostatecznych. Nie wiem, czy słusznie. Nie o to tutaj chodzi.

Przedmiot - Przysposobienie Obronne. Nauczyciel - dziwak, oryginał i do tego złośliwiec.

Pierwsze lekcja, pierwsze przemówienie pana "profesora" (PP):
PP - Ja wiem, że we wrześniu wam się nie stawia pał. Ale ja będę stawiał. I to jak najwięcej. I co mi zrobicie? Jak się komuś nie podoba to może się przenieść do innej szkoły. Ale jak się przeniesie do (tu lista kilku szkół) to mu nic nie pomoże, bo ja tam też uczę!

Naprawdę nie wytrzymałem. Wiem, nie powinienem. Ale to było silniejsze ode mnie:

Ja - Przepraszam, a czy można prosić o adres jakiejkolwiek szkoły, w której pan profesor nie uczy?

PP do końca zajęć ze swojego przedmiotu NIGDY nie nazwał mnie inaczej niż "pier*tym dzieckiem". Pedagog z prawdziwego zdarzenia...

Szkoła

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 91 (317)
zarchiwizowany

#45865

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wspomnień studenckich ciąg dalszy. Historia może niezbyt piekielna, jednak dość irytująca.

Mieliśmy zajęcia z panią doktor, najbardziej znaną chyba z wypowiedzi na wykładzie "no jak mi wszystko poplątaliście to teraz sami wyprowadzajcie te wzory dalej" ;-)

Mniejsza z tym. Ogólnie, pani doktor była raczej mało wymagająca, zdarzało jej się przepuścić ponad 30% studentów na egzaminie w pierwszym podejściu.

Ja jednak miałem problem. Obydwa terminy w sesji czerwcowej pokrywały mi się z innymi, bardzo ważnymi terminami, niemożliwymi do zmiany. Pozostawała mi "kampania wrześniowa" lub łaskawość prowadzącej. Przedstawiłem sytuację, pani doktor (PD) okazała się wyrozumiała.

PD - No dobrze, może pan przyjść później, na osiemnastą, napisze pan razem z zaocznymi. Oczywiście pytania dostanie pan jak dla dziennych, żeby nie było wątpliwości.

Podziękowałem i tak też uczyniłem. Dostałem pięć pytań/zadań. Cztery nie sprawiły mi żadnego problemu, piątego nie doprowadziłem do końca, chociaż niewiele mi zabrakło (to nie tylko moja ocena sytuacji, o czym za chwilę).

Tego samego dnia, prawie o 22:00 byłem już na egzaminie ustnym (taka była procedura, pisemny a potem ustny, chyba że pisemny od razu uznany za niezaliczony).

PD - No tak, panie krushyna. Cztery pytania bardzo dobrze. To piąte też szło panu nieźle, ale pod koniec zrobił pan błąd. Zawiodłam się na panu. Niech no pomyślę. Jakieś "trzy mniej" mogę panu postawić. No ale dopytajmy.

Pada kilka pytań. Odpowiadam na wszystkie.

PD - no trochę lepiej. Na trzy pan już całkowicie zasłużył. Ale ja panu nie wpiszę. Jeszcze jedno pytanie.

Pytanie pada. Dotyczy skomplikowanego zagadnienia teoretycznego i mam podstawy sądzić, że NIKT na roku nie byłby wówczas w stanie na nie odpowiedzieć. Po egzaminie rozmawiałem z wieloma kolegami, w tym z najlepszymi na roku i wszyscy pukali się w czoło. Naprawdę, nie mam po co teraz, po prawie 15 latach, przesadzać.

PD - No nie, bez TAKICH PODSTAW nie możemy nawet rozmawiać dalej. Do zobaczenia we wrześniu...

Przyznaję - PD zmusiła mnie jako JEDYNEGO na roku do opanowania tego zagadnienia. Do dzisiaj mógłbym je omówić w środku nocy!

Uczelnia

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 138 (252)
zarchiwizowany

#42788

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tytułem wstępu - jestem dość zapalonym rowerzystą, biorę udział w amatorskich wyścigach oraz uwielbiam majsterkować przy rowerach. Jakieś 2 lata temu (o ile mnie pamięć nie myli) uznałem, że warto "zorganizować" sobie jakiś rowerek typowo "użytkowy". Cóż, roweru używanego do treningów/wyścigów raczej nie odważę się zostawić pod sklepem... Z kolei jeździć każdorazowo po zakupy samochodem zwyczajnie mi się nie chce. I tak z racji pracy spędzam "za kółkiem" mnóstwo czasu.

Wybór padł na dość zniszczonego "Urala". Dla niewtajemniczonych - jest to bliżniak słynnej "Ukrainy".
Rower kupiony z grosze, wymagał sporo pracy ale udało mi się go całkiem ładnie odrestaurować. Każda kulka z łożyska była wyjęta i wyczyszczona, każda śrubka nasmarowana. Tak wiem, jestem nienormalny ;-).
Z bólem serca założyłem do niego sakwy bagażowe - nie ten styl ale cóż, zakupy trzeba gdzieś włożyć.

Pod sklepem, gdzie najczęściej robię zakupy, rezyduje grupka Panów Malowniczych (PM), trudniących się działalnością artystyczną. Działalności tej najbliżej chyba do aktorstwa
teatralnego, skupiają się bowiem na odgrywaniu monodramów, opisujących ich ciężką rolę nędzarzy wszystkim którzy sprawiają wrażenie chętnych do udzielenia im wsparcia. Proszę się nie dziwić mojej drobnej zgryźliwości, poświęciłem bowiem nieco czasu na wysłuchanie kilku PM
i losy ich żywota w zadziwiający sposób ulegają odmianie zależnie od dnia tygodnia... Ponieważ jednak ceniłem ich wyobraźnię i zaangażowanie, od czasu do czasu wspomogłem ich jakąś monetą lub drobnymi zakupami (muszę przyznać, że dość często prosili o kupno jakiegoś jedzenia).

Tym razem jednak PM z lekka "przegięli pałę". Niby nic mi do ich prywatnych rozmów, jednak nawyki "teatralne" najwyraźniej nie dają się łatwo wykorzenić i rozmowy prowadzili szeptem zdecydowanie scenicznym.

Oto treść dialogu:

PM1 (patrząc w moją stronę): Widzisz tego gościa?
PM2: No...
PM1: On tu chyba samochodem przyjeżdżał,
PM2: No...
PM1 (z pogardą): Co się dziwić, benzynka trochę podrożała już GOŁODUPCE rowery powyciągali...

Najwyraźniej nie przeszkodziło mu to już po chwili tytułować mnie "kerownikiem" i wymieniać palące potrzeby. Musiałem niestety panu wyjaśnić, że nie zdołam go wspomóc, bo zbieram na benzynkę...

Kiedy odjeżdżałem PM2 (który szybko skojarzył fakty) najwyraźniej rozważał rozłożenie PM1 na czynniki pierwsze...

P.S. Nie sposób gniewać się na "artystów". Po pewnym czasie PM ponownie znaleźli u mnie "zatrudnienie" przy odprowadzaniu wózków z monetami.

sklepy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 105 (175)
zarchiwizowany

#41924

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w firmie wyposażającej serwisy samochodowe.
Historie z konieczności muszą być ogólnikowe - nie chciałbym, żeby ktoś od razu rozpoznał opisywanych klientów. Tym razem będzie dość krótko.

Zostawiacie czasem samochody "na przegląd" w ASO? To poczytajcie.
Pojechaliśmy pewnego dnia zrobić przegląd urządzenia zamontowanego w autoryzowanej stacji obsługi pewnej cenionej w Polsce marki. Większość stacji ma system jakości ISO, w związku z tym dla spełnienia jego standardów muszą okresowo poddawać urządzenia przeglądom i kalibracji. Zlecenie przyszło, wybraliśmy się do klienta. Typowa sprawa, nic nie zapowiadało "kwiatka".

Zaraz na początku okazało się, że na miejscu pracuje kolega (K), z którym razem studiowaliśmy.

Zamieniliśmy parę słów, on wrócił do swoich zajęć a my zaczęliśmy naszą pracę. Zdemontowaliśmy osłony, oczyściliśmy i nasmarowaliśmy łożyska i elementy napędowe, sprawdzamy momenty dokręcenia śrub, szykujemy przyrządy kalibracyjne. Wszystko jak zwykle.

W tym momencie pojawia się (K). Stanął nad nami i zaczął się przyglądać. OK, ciekawy jest to niech patrzy, nie ma problemu. Minęło parę minut...

K - Co wy właściwie robicie?
Ja - No przegląd, przecież mamy od was zlecenie.
K - No bo ja myślałem, że jak PRZEGLĄD to przyjedziecie, POPATRZYCIE i wystawicie fakturę...

usługi

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (237)
zarchiwizowany

#39332

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na początek małe wprowadzenie. Później goły cytat. Uważam, że nie wymaga on żadnego komentarza.
Istnieje coś takiego jak EGEA ( the European Garage Equipment Association). EGEA reprezentuje interesy 12 krajowych stowarzyszeń branżowych (w tym polskiego), skupiających zarówno producentów jak i importerów wyposażenia warsztatowego i diagnostycznego.
EGEA ma status ciała doradczego Komisji Europejskiej. Opiniuje niekiedy różne projekty. Obecnie trwają prace nad unifikacją badań technicznych pojazdów w Unii Europejskiej.

W związku z tym EGEA przygotowało dokument (nie ma on charakteru poufnego, mogę go zatem tutaj zacytować), w którym znalazł się następujący punkt:

----------------------------------------------------------
Zawieszenie: sugestie poprawek

Dodatkowo, DLA WIĘKSZEJ JASNOŚCI w Załączniku V EGEA proponuje zastąpienie pojęcia „urządzenie do badania skuteczności amortyzatorów” poprzez „przyrząd badający tłumienie, mierzący absorpcję energii drgań pojazdu celem weryfikacji skuteczności tłumienia elementów zawieszenia pojazdu”

----------------------------------------------------------
Jak obiecałem, komentarza brak.

pełna jasność

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 35 (69)

1