Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

lordsd999

Zamieszcza historie od: 16 października 2013 - 11:21
Ostatnio: 22 sierpnia 2019 - 8:54
  • Historii na głównej: 3 z 7
  • Punktów za historie: 1240
  • Komentarzy: 9
  • Punktów za komentarze: 39
 

#85009

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zatrudniałem 6 ludzi do mało wymagającej fizycznie i psychicznie pracy w Polsce południowo-wschodniej.

Warunki: minimalna krajowa na umowie o pracę za etat, bez żadnych bonusów, adekwatnie do wymagań stanowiska.

Chętnych było ok. 28.

Ok. 10 odpadło na etapie rozmów telefonicznych po tym, jak usłyszeli, że trzeba być trzeźwym w robocie.

18 przyszło na dzień próbny, 10 wpuściliśmy - reszta nietrzeźwa.

Z tych 10 za alkohol przez kolejny tydzień odpadło 7.

Zostało mi 3 asów, słownie: trzech.

Ok. 1/10 niewykwalifikowanych mężczyzn w wieku produkcyjnym we wspomnianym regionie nie ma problemu z alkoholizmem. Ok. 9/10 ten problem ma.

Nie wiem, czy tak trafiłem, czy tak to rzeczywiście wygląda, ale no: tragedia.

Skomentuj (50) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (189)

#84777

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie krótko i treściwie.

Środa, trasa w okolicach wiejskich, teren zabudowany ale tylko z nazwy - wszyscy jadą 80-90. Z naprzeciwka jadący samochód wrzuca lewy kierunkowskaz, będzie zjeżdżał z drogi przecinając przeciwny pas ruchu. Zatrzymuje się i czeka na wolne, przejeżdżam obok niego ja i kilka innych samochodów.
Wtem słyszę mały huk po czym większy huk i jeszcze kilka mniejszych.

Co się okazuje - Pan skręcający, stał na już skręconych do zjazdu kołach. Jadący za nim nie ogarnął swojej prędkości czy przysnął - tak czy inaczej lekko go puknął w tył. Ale to lekko wystarczyło, żeby samochód potoczył się 2-3 metry do przodu. Idealnie pod zestaw ciężarowy. Pana skręcającego rzuciło na pobocze, dachował i skończył na drzewie. Trup jeden bo jechał sam, tyle szczęścia w tym wszystkim.

Sobota, ta sama trasa, miejsce trochę inne. Scenariusz ten sam. Kubek w kubek to samo. Z jedną różnicą - z naprzeciwka nic nie jechało. Ale mogło jechać. Gdyby jechało, byłby kolejny trup.

I w związku z tym mój mały apel: koła skręcajcie dopiero jak już zaczniecie skręcać. Nie wcześniej. I nieważne czy na trasie, w mieście, na zwrotce czy gdziekolwiek. Jeśli się da, stójcie na prostych. Bo wtedy cierpi kufer i duma, ale życie zachowane. Przypadków wjechania w tyłek są tysiące, zdarza się, każdy rozumie. Ale nie ma potrzeby robić z tego wypadków śmiertelnych - naprawdę.

droga krajowa

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (161)

#58148

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia w którą do teraz nie jestem w stanie zrozumieć, a obrazuje nieumiejętną chęć pomocy. Na wstępie zaznaczam, że żadnego przygotowania medycznego oprócz kursu pierwszej pomocy nie mam. Ponadto choruję na refluks (dość łagodny) i wiem jak mocniejszy "atak" takiej choroby wygląda.

Dziś około 14 w parku Jordana w Krakowie przechadzałem się ze znajomymi. Dzień jak na luty piękny, słoneczko świeci, ludzie uśmiechnięci i powietrze jak je dobrze przegryźć jakieś takie lepsze (jak to w Krakowie).

Sielanka się skończyła jak zobaczyliśmy młodego chłopaka, koło 18-19 leżącego na ławce, a obok niego zbiegowisko osób: SP1 (starsza pani 1) i SP2, WWW (wielki wszystko wiedzący, banda dzieciaków (chyba znajomych tego chłopaka) i my.

Otóż chłopak narzekał na silny ból w klatce piersiowej (jeszcze przed naszym przyjściem), mało kontaktował (już podczas), generalnie obraz jaki można zobaczyć w serialach medycznych. A oto jaki dialog się wywiązał pomiędzy zbieraniną gapiów:

SP1 - Umiera, umiera, dzwońcie po rodziców, pogotowie, zakład pogrzebowy (cały czas w ten deseń nawijała).
SP2 (krzyczy w eter) - POGOTOWIE, ludzie wołajcie POGOTOWIE (też bez przerwy, przy czym ani ona ani jej koleżanka nie zrobiły nic żeby chłopakowi pomóc oprócz darcia się na cały regulator).

WWW - Proszę mnie przepuścić, ja jestem MEDYKIEM (ciekawe co on pod tym pojęciem rozumiał, może jeden rok na studiach po którym go wyrzucili), chłopak ma zawał i trzeba go szybko reanimować (przy czym chłopak oddycha, a czasem się odezwie).

My nie bacząc na poczynania teatrzyku zadzwoniliśmy pod 112, dyspozytorka kazała chłopaka nie ruszać jak kontaktuje, zapaliła mi się lampka, że może to być właśnie silna zgaga czy coś refluksowego, zawsze mam przy sobie rennie, sam nie dam bo pewien nie jestem, więc pytam się dyspozytorki czy moje przypuszczania mogą być dobre, ona, że owszem ale broń boże nic nie dawać, bo mogę nie pomóc a zaszkodzić.

Ale, ale... WWW wie lepiej od jakiejś zapyziałej idiotki przy telefonie, on jest MEDYKIEM. No to siup na ławkę i uciska zbolałe serduszko. My za nim próbujemy gościa ściągnąć, coby młodego specjalnie nie uszkodził ale on wie lepiej, on jest MEDYKIEM,

WWW - Bucu, spier****j, ja muszę go ratować, ja jestem MEDYKIEM (usłyszeliśmy to z 10 razy dziś).

W tym momencie do głosu doszedł chłopak, może nie tyle do głosu i nie tyle on co jego żołądek i całą zawartość siup na gościa (my nie wiem jakim cudem się uchroniliśmy, karma czy co). Przypominam, że szarpanina i reanimacja cały czas w toku, ale WWW dał się wreszcie ściągnąć z chłopaka, który siebie też "troszkę" ubrudził.
Na co SP1 i SP2 zmieniły płytę:

SP1, SP2 - Zabili, pomocy, POLICJA, mordercy, zabili, POLICJA.

Nie zważając na nowy repertuar chłopaka posadziliśmy i daliśmy do picia wodę (pomaga na chwilę sama w sobie), akcja się uspokoiła przyjechało pogotowie (tak wcześniej pożądane przez SP1 i 2), chłopaka zabrało nam podziękowali (fajni ludzie jeżdżą w pogotowiu), WWW ochrzanili (on ich też). I odjechali w siną dal.

Ale to nie koniec. Przy ławce został plecak chłopaka, więc my w garść i zaczynamy szukać jakiś danych, coby jakieś dane osobowe, kontakty pozyskać. Udało się to i nawet znaleźliśmy numer do mamy chłopaka, do której zadzwoniłem sprawę opisałem, umówiłem na oddanie plecaka, generalnie sprawa do końca.

Ależ nie, SP1 i 2 wraz z WWW zdążyli po policję zadzwonić (nie wiem kiedy i czym), oskarżając nas o złodziejstwo i wszystkie plagi świata (no, o to może nie ale można było odnieść takie wrażenie). Panowie w błękicie podeszli do nas gdy ja cały czas rozmawiałem z mamą chłopaka, na co Policjanci się uśmiechnęli, wyjaśniliśmy sobie sprawę. Plecaka nie wzięli, nic, trudno. Widzieliśmy ich jeszcze rozmawiających ze wzburzonymi babciami, WWW nie zaobserwowaliśmy.

Super, że ktoś chciał pomóc ale nasuwa się jedno pytanie: po co pchać ręce w coś na czym nie ma się zielonego pojęcia i czy tak trudno zadzwonić pod 112 skoro pod 997 dało się radę.

Z tego wszystkiego i mnie dziś zgaga złapała :P

park Jordana Kraków

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 606 (724)

1