Momencik, trwa przetwarzanie danych
Profil użytkownika
luska
♀
Zamieszcza historie od: |
8 lutego 2014 - 14:13 |
Ostatnio: |
17 lutego 2024 - 20:27 |
O sobie: |
Zawód...najbardziej znienawidzony przez prawie wszystkich, totalny nierób z pretensjami, czyli nauczyciel
Dlaczego ten?...bo w czwartej klasie obiecałam sobie, że kim jak kim, ale nauczycielem to na pewno nie zostanę.
Zboczenie zawodowe...niestety gadulstwo w mowie i piśmie.
Największy pierwszy sukces...gdy przedszkolak po wydukaniu 6 liter ze zdumieniem powiedział: "plose paniii, a tu pise ''to tata''?!!
Z zamiłowania...choreograf
Wiek...18 + VAT...młoda jestem:) tylko ten vat po kościach łupie i nieco przytłacza
Pasja...książki; inteligentne książki; "Kod da Vinci" jest przewidywalny jak zachód słońca nad równikiem;
Co mnie wk*a?...Ministerstwo Edukacji
czasem rodzice, którzy traktują mnie jak darmową nianię z pensją prezesa kopalni. |
-
Historii na głównej: 25 z 31
- Punktów za historie: 7997
- Komentarzy: 231
- Punktów za komentarze: 1481
Selekcja naturalna. Lepsze to, niż wpadek w pracy po pijaku. Swoją drogą, te przywileje członków zarządu związków zawodowych niektórym poprzewracały w głowie. Szkoda tylko, że jakoś tak zawsze kosztem tych, których praw pracowniczych niby to podjęli się bronić. Zetknęłam się z takim wielkim "działaczem" w swojej pracy. Jedyne o co walczył, gdy zaczęła się redukcja etatów, to żeby on miał cały a reszta niech się martwi sama o siebie. Jedyny argument jaki miał, to jego funkcja, która z automatu zapewnia zabezpieczenie jemu. O ile pamiętam, funkcja przewodniczącego związku chroniła tylko przed zwolnieniem z pracy z powodów politycznych, nie ekonomicznych czy organizacyjnych. Idea była piękna, ludzie jak zwykle zeszmacili.
@Bestatter: dodając jeszcze taki niuansik, że dronów wtedy nie było. Sądząc po twoim opisie, że dwa lata w kamaszach, tzn. że 40+ latek sobie co najmniej liczysz, jak mniej więcej się orientuję. Mój 39-letni brat załapał się już na(chyba)półtora roku. otomik: Aerostat czy aerodyn ? (ki diabeł?), czy to aż takie ważne? Jakby nie było- statek powietrzny jak sama nazwa wskazuje, a czy on bzyka, buczy, furczy, pierdzi- znaczenia chyba dla historii nie ma żadnego? Jak sam autor napisał, był artylerzystą nie oficerem i "szczylać" kazali do wszystkiego, a nie rozpoznawać terminologię fachową. Brat był w piech-zmech i oni dla odmiany mieli "cel, pal, Panu Bogu w okno". Jego kumpel był w obsłudze działa i jak sam opowiadał, największe szkody poczynili i największy opieprz od majora zebrali za trafienie w podstawę podtrzymującą makietę czołgu. Zgodnie z rozkazem, mieli strzelać wszędzie, tylko nie wolno było trafić w makietę, wartą jakieś 1000 PLN. Czystym przypadkiem trafili w postawę wartą (20 lat temu) jakieś 2500 PLN. Myślisz, że ktoś im kazał odróżniać tankietkę od pojazdu opancerzonego lub czołgu? Rozkaz brzmiał mniej więcej tak: Widzi tamto? Jak ktoś trafi nogi z d... powyrywam @#!$%##*&!! Nie strzelać do tyłu, ani w bok. Strzelać żeby nie trafić.
@ern: Nie mylę, bo nie mam pojęcia czy to był student, czy już lekarz. Nazywał to stażem na kardiologii, który to miał odbyć od 9, a zgłosił się 12. Myślisz, że tylko lekarze /studenci medycyny mają mało sensowne staże lub szkolenia? Śpieszę donieść, że nie. Czasem mamy takie zapchajdziury, że wynosi się z tego mały procent. Coś jednak tam zostaje w głowie. Z drugiej strony, dobrze jest poznać pracę niższego personelu. Uczy pokory i szacunku do tych niżej w hierarchii. Swoją pierwszą pracę też zaczynałam od tego, że to moim obowiązkiem było ścieranie kurzu, wynoszenie śmieci i utrzymywanie porządku w klasie. Woźny był od mycia podłogi, kibli i pomieszczeń wspólnych, typu: korytarz, szatnia. Nie powiem, nieco mnie to zszokowało na początku, ale w tej chwili doceniam ogrom wysiłku jaki wkładają w swoją pracę sprzątaczki. Zaś tłumaczenie, że ktoś sobie olewa swoje obowiązki tzn., że ja też mogę, nie powinno cechować żadnego człowieka. Wymagajcie od siebie, choćby inni od was nie wymagali. Piękna i trudna zasada. Gdybyśmy się wszyscy do niej stosowali, a nie tłumaczyli swój "tumiwisizm" i pójście na łatwiznę, czyimś zachowaniem, świat byłby lepszy.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 20 czerwca 2016 o 0:57
Eee tam. Mi wypadła od razu na fotelu dentystycznym. Dostałam kolejną i ta wytrzymała pół godziny
@RightIsRight: może właśnie zabrakło tego dodatkowego papierka/druczku, który mój brat pisał pod czujnym okiem policjanta na komendzie? Plus do tych wyznań pan władza dowalił swoją pieczątkę i podpisik? Kto wie co się czai pod czaszką jakiegoś urzędnika w wydziale transportu lub innym wojewódzkim domku do spraw mandatów?
@zmywarkaBosch: przepraszam, ale jaką jezdnię??? Coś ty tam przeczytał/przeczytała? Hejt dla hejtu?
Jeśli to cię nie przekonało, to jeszcze dodam taką ciekawostkę: Gdy do brata przyszło pierwsze wezwanie, on przebywał w pracy za granicą. Nikt tego pisma nie przyjął i wróciło do nadawcy z adnotacją, że adresat przebywa poza granicami kraju. Co kilka tygodni przychodziły kolejne polecone, pojawiła się policja, by sprawdzić, czy brata na pewno nie ma. Policja raczyła tylko poinformować, czego dotyczą owe wezwania i w rewanżu została poinformowana, że coś się nie zgadza. I tyle. Wiesz ile to trwało? 4 miesiące, nim brat przyjechał na urlop, kolejne pismo przyjął i zajął się wyjaśnieniem sprawy. Przez 4 miesiące NIKT, absolutnie NIKT z odpowiedzialnych za to urzędników/instytucji, nawet nie podjął próby sprawdzenia w rejestrze pojazdów, czy coś jest nie tak. Pierwszy właściciel dostał mandat i nikogo nie obchodziło, że może gdzieś tam w odmętach systemów komputerowych już jest wpisany nowy właściciel. Samochód został zgłoszony w starostwie i u ubezpieczyciela jako sprzedany. Zaś pierwsze kary za łamanie przepisów nastąpiły około tygodnia po sprzedaży. Mam nadzieję, że dostatecznie cię wystraszyłam, bo nie chcę za kilka miesięcy przeczytać historii twoich potyczek z piekielnym systemem urzędniczym/instytucjonalnym/komorniczym/sądowniczym...itp, itd.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 29 maja 2016 o 14:58
Tak na wszelki wypadek idź z tym pismem na policję. Dobrze radzę. Mój brat miał prawie identyczny przypadek, kiedy po sprzedaży samochodu, nowy właściciel autka w kilka dni nałapał komplet punktów i mandatów na ponad 1000 zł. Mimo oficjalnej umowy sprzedaży w ręku i dowodu wyrejestrowania w starostwie, brat zasięgnął opinii u kumpla- policjanta i na podstawie jego rady odwiedził najbliższą komendę ze swoim kompletem dokumentów. Coś tam musiał dodatkowo dostarczyć na nowo, coś dopisać i sprawa załatwiona. Ja wiem, że w dobie komputeryzacji i niby porządku w papierach jest to, teoretycznie, czysta głupota i marnowanie czasu niewinnego człowieka. Tyle, że nasze polskie prawo jest jakie jest i już nie jeden mógł się przekonać. Najpierw wyciągną konsekwencje wobec ciebie, bo jesteś łatwo dostępna, a potem będą się "martwić", że ty to nie właściciel. Ile dodatkowych nerwów, być może kosztów i komornika na koncie bankowym będziesz mieć, to tego nikt ci nie życzy. Komornikom zdarzało się już zając konta osób o tym samym nazwisku i imieniu, ale mieszkających w kompletnie innych miejscowościach i oczywiście mających inny PESEL. Po co ci to? Lepiej teraz stracić chwilę czasu, niż beknąć za nie swoje winy.
przepraszam za błędy, pisałam z telefonu i dopiero teraz widać fatalną interpunkcję...
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 28 maja 2016 o 15:12
Powinnaś się cieszyć dziewczyno, że masz taki dar. Twoi przełożeni na pewno wiedzieli skąd jest grupa. Gdy organizujemy w szkole wycieczki, zawsze pytamy o to,czy wystawa, pokaz jest dostosowany do wieku i możliwości dzieci. Sama napisałaś, że mógł się trafić przewodnik jadący schematem. Dlatego ktoś z góry postawił ciebie, skoro zawsze trafiały ci się trudne grupy. Myślisz, że tzw "normalne" dzieci zawsze mają udany pokaz i jest to tylko i wyłącznie zasługa ich rozwoju umysłowego i fizycznego oraz kompetencji nauczycieli? Organizowałam kiedyś wycieczkę, mającą w programie lekcję muzealną. Wg folderu i zapewnień pani z muzeum wybrane lekcje były idealne. Grupa 6-klasistów poszła na, teoretycznie trudniejszy temat - średniowieczne mieszczaństwo. Młodsi, na podobno niesamowicie ciekawe zajęcia z archeologii. Ci starsi byli zachwyceni tym co zobaczyli i mogli zrobić. Wydaje się,że w przypadku wykopalisk nic nie można zawalić. Można, począwszy od znudzonej, monotonnej pani, poprzez terminologię fachową, prawie brak obrazów, poprzez wręczenie dzieciom tylko kawałka krzemienia i strzępka dermy do cięcia. Nie skorzystały z tego zupełnie. Być może ktoś z twoich przełożonych powinien cię wcześniej poinformować o tej nietypowej grupie, ale jak sama się pochwaliłaś, byłaś bardzo dobra w tym co robisz, szefostwo to widziało i najczęściej tobie dostawały się ciężkie zadania. Jak już ktoś wcześniej pisał, zdecydowana większość niewidomych coś widzi, ma poczucie światła. Z drugiej strony, czemu jakieś ograniczenia fizyczne mają pozbawiać, zwłaszcza dzieci, możliwości poznawania świata. Po to są w tej szkole, by fachowcy "pokazali" jak najwięcej. Twoim zadaniem było opowiedzenie o świetle i wywiązałaś się z tego znakomicie, co poświadczają słowa dziewczynki. Gratuluję takich umiejętności. Doceń dar, który masz, bo możesz z nim zmieniać świat. Tylko staraj się nie patrzeć na innych przez pryzmat ich ograniczeń fizycznych i umysłowych. Gdybym chciała tak, jak ty, machnąć ręką na chłopaka, który ma indywidualne nauczanie i umiera na rdzeniowy zanik mięśni, to powinnam powiedzieć rodzicom, że po co ma dzieciak gdzieś jechać,coś zobaczyć. Wszak zostało mu może kilkanaście miesięcy życia.
@Zmora: Jest tylko jedna główna zasada: nie wolno rzucać ciupagą, bo możesz komuś zrobić krzywdę lub coś zniszczyć. Czy w tym zdaniu nie mieszczą się już wszystkie możliwości? Im więcej informacji, tym przekaz staje się bardziej nieczytelny i trudno zapamiętać małemu dziecku co jest zabronione. Czy to jest aż tak trudne dla dorosłego, żeby nie domyślić się, że dziecko+przedmiot=rzut? Jakaś wyższa forma fizyki kwantowej? To dorosły jest ZOBOWIĄZANY do opieki i myślenia za dziecko z racji doświadczenia życiowego i umiejętności przewidywania konsekwencji. Jeśli wychodzę w miejsce potencjalnie narażone na konsekwencje niewłaściwej zabawy dziecka to najpierw wyjaśniam zasady, przedstawiam konsekwencje dla dziecka i potem obserwuję jak malec się zachowuje. W przypadku pierwszej próby złamania zasad natychmiast stosuję karę. I nie stoję wtedy 20 metrów dalej i plotkuję tylko trzymam się blisko dziecka. Uwierz mi, że maluch bardzo szybko przyswoi zasady i nie będą potrzebne żadne kary cielesne oraz awantury z poszkodowanymi.
Nie przejmuj się, w tej chwili to prawie norma. Stoję na dyżurze w szkole. Obok mnie mamusie z przedszkolakami czekają na panią. Małe się nudzą i rozgrywają konkurencję: kto kogo mocniej zepchnie z ławeczki. Na płytki. Raz, drugi, piąty, na oczach mamuś. Niby są pod opieką, ale...ja już widzę jak chwila nieuwagi kończy się rozbitą głową, bo zabawa z gatunku tych o wysokim ryzyku wypadku. Moje zboczenie zawodowe mnie złamało. Zwróciłam uwagę, wytłumaczyłam w czym rzecz. Małe chwilę usiadły, ale energia roznosi. Wystarczyło,że odeszłam i zawody kontynuowano. Odwróciłam się i co usłyszałam? "Fabianku, Kacperku" nie rób tak, bo pani będzie krzyczeć. WTF?!??! Czyli mamusie bezpieczeństwo swoich potomków mają w głębokim...poważaniu. To nie dziecko robi źle, to dorosły się czepia.
@monikama: może problem w tym, że są to dwa ogromne psy z porządną sierścią (czyt. grubym podszerstkiem) i najzwyczajniej w świecie jest im za gorąco w domu, gdzie temperatura sięga bardzo często ponad 21*C? Zdaję sobie sprawę, że wszystkie "psopodbne" yorki, chihuahua i golone pudelki, zaparzone w domu od szczeniaka i z natury (lub z pomocą człeków i ich golarek do futra) nie mające grubej podściółki tłuszczowej i podszerstka, trzęsą się z zimna już przy temperaturze +10*C. Toteż twój komentarz nie jest podparty znajomością psów i doświadczeniem. Mam bernardyna. Jak pies wygląda, każdy się orientuje. Jego optymalna temperatura oscyluje koło 0*C. W jesieni wymaga lekkiego przekarmienia w celu obudowania się tłuszczykiem. Zmienia też pojemność futra w takiej ilości, że wygląda na grubszego o 1/4. Nienawidzi siedzenia w domu. Najzwyczajniej jest mu za gorąco. Za to uwielbia spać na podwórku w czasie gdy pada śnieg. Generalnie dostaje szału radości, gdy temperatura jest bardzo niska. Gdy kilka lat temu temperatury spadały do -32*C, sypiał w stodole, zagrzebany w wielkiej górze słomy. Jakiekolwiek przykrycie kołdrą, kończyło się po kilkunastu minutach wyłażeniem. W upały radzi sobie kąpielami w wielkiej wannie zimnej wody. Z wizytami w stawie skończyłam w momencie, gdy zachwycony pływaniem tak nasiąkł wodą, że prawie się utopił. Wyobraź sobie, że owczarek niemiecki jest równie dobrze przygotowany do życia na podwórku- taka natura tej rasy.
@mesiash: To jeszcze mało wiesz o życiu, albo miałeś szczęście do normalnych ludzi. Jakby ludzka głupota miała generator prądu, to cały świat nie potrzebowałby elektrowni a nadwyżki można byłoby eksportować na Jowisza. Jak się idiota zapiekli, to nie ma takiej siły, ani argumentów, które go naprostują. Moja racja jest moja i innej nie ma. Nul, zero, nic, czarna dziura. Znajoma miała pecha wybudować dom na działce sąsiadującej z taką piramidalną głupotą. Głupotę szlag trafił, bo jej perspektywę na łąki zaburzyło. Głupota podjęła kroki prawne i nic nie wskórała, mimo, że kontrole z budowy nie wychodziły. Jedyny efekt, to znaczne opóźnienie robót, bo trzeba było powoływać ekspertów. W końcu znajoma postanowiła wybudować ogrodzenie. I tu się wkopała w sprawy sądowe. Wcale nie z powodu błędu czy samowolki. Gdy ekipa stawiała przęsła na niskim murku, wściekła sąsiadka na nim usiadła. Nikt się tym nie przejął, niech sobie siedzi. W końcu ekipa dotarła do baby, a ta nic. Proszą, grożą, straszą, głupota udaje, że ślepa i głucha. Ile można stać? Wzięli babsztyla pod ręce i zdjęli. Baba nagle ożyła, oskarżyła ich o pobicie, poleciała do szpitala zrobić obdukcję. Sprawa sądowa ciągnęła się rok i nie wiem, czy już jest skończona
@Kojot: I co? Sądzisz, że przez taki mur, a nawet wyższy, nie da się przerzucić rury i wlać szamba? Ewentualnie wywiercić dziurę? Jeśli do tej pory do debila nawet sąd i prawo nie dotarło, to uważasz, że cokolwiek powstrzyma go przed dewastacją? Moim zdaniem tylko 3 rzeczy. Więzienie, ale tylko na kilka lat. Alzheimer - chociaż ten przypadek wcale tak szybko nie musi zapomnieć o swojej "krzywdzie", czyli może lepiej kompletny paraliż. I trzecia, stuprocentowa sytuacja, śmierć piekielnego.
@ewilek: I prawdopodobnie masz rację. Znałam kiedyś taką rodzinę. Ojciec cham i prostak. Do żony odnosił się jak do szmaty. Dzieci powielały zachowanie tatusia. A kobieta cicha, uległa. Cokolwiek o niej powiedział mąż - zero reakcji. Typowa ofiara przemocy psychicznej, na którą ciężko zareagować. Powód? Facet pochodził z rodziny " z wyższych sfer", kobieta nie dość, że z wielodzietnej, to jeszcze niezamożnej rodziny. Na dodatek była tak słaba w nauce, że skończyła tylko podstawówkę z problemami. Facet w domu miał podobną sytuację tyle, że to jego ojciec był tzw. popychadłem.
"Sprzedawcy, skrojeni na miarę moich wad, powiedzą mi, co bym chciał...", aż chciałoby się zaśpiewać za Markowskim...
@Fomalhaut: mam wrażenie, że autor nie ma "bólu doopy" o pozostanie w poczekalni, tylko o komentarze pod historią jego i innego internauty. Historie były o tym samym, tylko ta "na plus" kończyła się "utarciem nosa" pani poprzez złośliwe zachowanie internauty. Ta druga, źle skomentowana, kończy się bardzo szybko i pozytywnie dla autora. Autor miał po prostu szczęście trafić na bardziej kumatą kobietę, która szybko skojarzyła jaki błąd popełniła. Może jeszcze raz przeczytaj historię? Tak powoli i delektując się każdym zdaniem, wyłapując niuanse, kontekst. Niestety swoim ostatnim zdaniem spadasz do poziomu czytelnictwa nastolatków. Od osób wykształconych i przede wszystkim dorosłych, wymaga się wejścia na wyższy pozom umiejętności "składania liter" w zdania. To umiejętność czytania ze zrozumieniem, czytania "między wierszami" i najtrudniejsza: wychwycenia ironii. Identyczne słowa nie znaczą to samo, jeśli ułożymy je w odpowiednim kontekście.
@Candela: Jest jeszcze jedna ciekawa grupa. W zasadzie zaliczam ich do tych nie umiejących czytać ze zrozumieniem vel nie umiejących czytać vel nie potrafiących wyciągać logicznych wniosków. Czemu? Ich komentarze pojawiają się najczęściej pod długimi historiami o wielowątkowej strukturze. Pamiętam kilka takich przypadków. Pojawiają się pod historią najpierw komentarze mniej lub bardziej trafione z oceną. OK...każdy ma prawo oceny stopnia piekielności. Potem pojawiają się pojedyncze pytania typu: "E, ale o co kaman??? Bo nie rozumiem". To najczęściej ci mało doświadczeni życiowo internauci. Mają prawo czegoś nie wiedzieć/nie rozumieć. Oni dopiero wchodzą w dorosłe życie i się uczą. Włącza się wreszcie grupa tłumacząca. I w tym momencie pojawiają się pierwsze rozbieżności. Ktoś nie doczyta i sobie "dopisze" jakiś nowy element w historii. Ktoś zilustruje to innym przykładem lub poda kilka innych możliwości/kombinacji. Nieważne kto zapoczątkuje. Powoli rozpętuje się internetowe piekiełko. Jakby wszystkich zaćmiło. Każdy ocenia fakty podane przez kogoś w komentarzu. Czasami kompletnie inne, nie mające nic wspólnego z historią główną. Wszyscy oczywiście oceniają autora historii, że idiota, że niekumaty, że jakieś głupoty w historii opisuje, że zmyślił, itp., itd. Kiedyś musiałam ze dwa razy wracać do historii, bo z komentarzy pod spodem, a zwłaszcza z komentarzy do komentarzy wynikało coś kompletnie innego niż napisał autor. Aż się zastanawiałam, czy mowa jest o tej samej sytuacji, którą przeczytałam. A z ostatnim twoim zdaniem zgadzam się w zupełności. Brakuje mi tych historii i komentarzy sprzed kilku lat. Poziom był zdecydowanie wyższy.
Toś teraz podpadł pewnie z połowie komentujących. Problemem tego typu stron jest obecność na forum sporej liczby osób, które do ukończenia gimnazjum mają jeszcze ładnych kilka lat. Plus przysłowiowe "sebki" ze swoimi"blondi tipsiarami". Zaniżają w ten sposób średni poziom inteligencji. Umiejętność czytania ze zrozumieniem i kojarzenia faktów ( co ja piszę, w ogóle jakakolwiek umiejętność czytania), oraz kompletny brak doświadczenia życiowego powodują, że te najlepsze historie są minusowane a autorzy wyzywani od tępaków. To samo stało się z twoją historią. Jaki nastolatek lub słodka blondi zrozumie, że wzór podpisu jest niezależny od jego czytelności i pani w banku wykazała się niezłą tępotą nie chcąc go zaakceptować. Łatwiej było krytykować ciebie, bo nie rozumieli kompletnie o czym piszesz i gdzie jest piekielność. Przecież pani w szkole zawsze się czepia, żeby pisać starannie i czytelnie. Jak komentujący dorosną i zdobędą jakieś doświadczenie, to wtedy przyznają ci rację, że tępota umysłowa pani z banku była wielka i można się zastanawiać kto ją na tym stanowisku zatrudnił. Teraz ja dostanę pod komentarzem minusy, bo nikt nie lubi, jak mu się wypomina indolencję, brak wiedzy i umiejętności. Pozdrawiam.
W mojej okolicy taka metoda też niestety zadziałała. Tylko lekko zmodyfikowana. Do staruszka zapukał wieczorem policjant po cywilnemu, pokazał legitymację i powiedział, że właśnie rozpracowują gang wyłudzaczy, kilku jest pod obserwacją. Opisał wygląd i poprosił o współpracę. Dziadek miał wręczyć oszustowi, który się do niego zgłosi, pieniądze. Rzekomy policjant miał to obserwować i złapać złodzieja na gorącym uczynku. Chwilę później zadzwonił "oszust" i poprosił w imieniu "wnuczka" o pomoc finansową. Nieświadomy podwójnej mistyfikacji staruszek, zgodził się dać pieniądze, oszust przyszedł, kasę wziął i rozpłynął się w niebycie tak, jak policjant- tajniak.
@Piotraas: zawsze można podpis czyjś spróbować podrobić; przezorny zawsze ubezpieczony;
@ZaglobaOnufry: nie wiem jak czytałeś historię, ale dziewczyna była na okresie próbnym; co ma do tego rada zakładowa? W ogóle była tam jakaś? Jakoś nie kojarzę, aby w sklepie, prywatnym zakładzie była jakaś rada. Powód zwolnienia dyscyplinarnego dziewczyna na pewno usłyszała. Nie wierzę, że wybiegła po usłyszeniu samego hasła. Człowiek w największym szoku, musi zapytać przynajmniej dlaczego. Dziewczyna młoda, na okresie próbnym, w trudnej sytuacji rodzinnej, bardzo pragnąca otrzymać stałą umowę, spokojnie mogła w rozpaczy i z żalu uwierzyć w słowa (przecież kierownika) i nie zastanawiając się, po prostu uciec, nawet nie próbując szukać pomocy u kogokolwiek.
bezmyślnych i...w nie nauczysz, a jak jeszcze dojdzie odpieluszkowe zapalenie mózgu dorosłych, to każdy zaczyna mieć IQ na poziomie kretyna: bo MOJE dziecko chce!!! A jakby chciało skoczyć pod koła autobusu, to też je wrzucisz?! Będzie chciało sobie poderżnąć gardło, to też dasz mu nóż? Tyle się mówi o zachowaniu zasady ograniczonego zaufania do obcego zwierzęcia (bo nigdy nie wiesz jakie doświadczenia zebrało w swoim życiu a zwierzę zawsze reaguje instynktem, nie rozumem). Tyle jest informacji na temat zachowania zwierząt, że jak zjeży sierść, wyszczerzy kły, pod żadnym pozorem nie wolno się do niego zbliżać. I co? Lezie taki jeden z drugim tępak (bo inaczej się nie da tego nazwać) na podwórko, mimo zamkniętej bramy, dużej tablicy ostrzegawczej i wściekle ujadającego , stojącego luzem na środku podwórka psa ze zjeżoną sierścią. Psa, który nim ze schronisku trafił do mnie, przez pierwsze jego sześć lat życia był głodzony i katowany przez pijącego i palącego papierosy właściciela. Pies ma uraz na punkcie każdego faceta od którego wyczuje alkohol lub papierosa. Nikt nie każe być jasnowidzem i znać przeszłość zwierzęcia, ale po jakiegoś czor*a, te tablice ostrzegawcze są wieszane lub psy na smyczy i w kagańcu są wyprowadzane. Tak to ciężko zrozumieć niby to mądrym i wykształconym ludziom?
Nie tak dawno woziłam znajomą (z podejrzeniem złamania nogi i na skutek rady lekarza rodzinnego) na SOR. Zajęci byli niemiłosiernie- ratowali topielca. Odczekałyśmy swoje, zrobiono jej prześwietlenie, wyszło złamanie kostki z zaleceniem leczenia operacyjnego, bo żeby scalić kość, należało umocować jakąś tam "blaszkę". I tu się zaczęła polka z przytupem- ona nie zostanie za żadne skarby świata. Tabletki, gips, okłady, tylko nie operacja, bo ona pojutrze ma bardzo ważną uroczystość rodzinną. Dwoje lekarzy i dwie pielęgniarki, wreszcie jakiś sanitariusz lub pielęgniarz. Nie!, bo... Pokazali jej zdjęcie kostki, wytłumaczyli jak krowie na rowie, że w żaden sposób nie da się tego inaczej załatwić. Nie! Ona wraca do domu, nawet na piechotę. Nogę ściśnie bandażem i tyle (kobieta 50 plus!). Na kostce krwiak, noga jak baryłka, z bólu zęby ściska i nie! Mówią jej, że dobę po operacji, jak nie będzie komplikacji, wyjdzie ze szpitala. A jak będą komplikacje? Wszyscy na SOR-ze śmiertelnie zmęczeni, bo po ciężkiej i długiej reanimacji "utopca", patrzą na mnie a co ja mogę? Nawet nie daleka rodzina. Ustąpiła po około pół godzinie. Tylko, że to było na SOR-ze, na miejscu, nikt nie blokował karetki dzięki Bogu.