Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

luska

Zamieszcza historie od: 8 lutego 2014 - 14:13
Ostatnio: 17 lutego 2024 - 20:27
O sobie:

Zawód...najbardziej znienawidzony przez prawie wszystkich, totalny nierób z pretensjami, czyli nauczyciel
Dlaczego ten?...bo w czwartej klasie obiecałam sobie, że kim jak kim, ale nauczycielem to na pewno nie zostanę.
Zboczenie zawodowe...niestety gadulstwo w mowie i piśmie.
Największy pierwszy sukces...gdy przedszkolak po wydukaniu 6 liter ze zdumieniem powiedział: "plose paniii, a tu pise ''to tata''?!!
Z zamiłowania...choreograf
Wiek...18 + VAT...młoda jestem:) tylko ten vat po kościach łupie i nieco przytłacza
Pasja...książki; inteligentne książki; "Kod da Vinci" jest przewidywalny jak zachód słońca nad równikiem;
Co mnie wk*a?...Ministerstwo Edukacji
czasem rodzice, którzy traktują mnie jak darmową nianię z pensją prezesa kopalni.

  • Historii na głównej: 25 z 31
  • Punktów za historie: 7997
  • Komentarzy: 231
  • Punktów za komentarze: 1481
 
[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
8 lipca 2016 o 13:50

Selekcja naturalna. Lepsze to, niż wpadek w pracy po pijaku. Swoją drogą, te przywileje członków zarządu związków zawodowych niektórym poprzewracały w głowie. Szkoda tylko, że jakoś tak zawsze kosztem tych, których praw pracowniczych niby to podjęli się bronić. Zetknęłam się z takim wielkim "działaczem" w swojej pracy. Jedyne o co walczył, gdy zaczęła się redukcja etatów, to żeby on miał cały a reszta niech się martwi sama o siebie. Jedyny argument jaki miał, to jego funkcja, która z automatu zapewnia zabezpieczenie jemu. O ile pamiętam, funkcja przewodniczącego związku chroniła tylko przed zwolnieniem z pracy z powodów politycznych, nie ekonomicznych czy organizacyjnych. Idea była piękna, ludzie jak zwykle zeszmacili.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
22 czerwca 2016 o 16:50

@Bestatter: dodając jeszcze taki niuansik, że dronów wtedy nie było. Sądząc po twoim opisie, że dwa lata w kamaszach, tzn. że 40+ latek sobie co najmniej liczysz, jak mniej więcej się orientuję. Mój 39-letni brat załapał się już na(chyba)półtora roku. otomik: Aerostat czy aerodyn ? (ki diabeł?), czy to aż takie ważne? Jakby nie było- statek powietrzny jak sama nazwa wskazuje, a czy on bzyka, buczy, furczy, pierdzi- znaczenia chyba dla historii nie ma żadnego? Jak sam autor napisał, był artylerzystą nie oficerem i "szczylać" kazali do wszystkiego, a nie rozpoznawać terminologię fachową. Brat był w piech-zmech i oni dla odmiany mieli "cel, pal, Panu Bogu w okno". Jego kumpel był w obsłudze działa i jak sam opowiadał, największe szkody poczynili i największy opieprz od majora zebrali za trafienie w podstawę podtrzymującą makietę czołgu. Zgodnie z rozkazem, mieli strzelać wszędzie, tylko nie wolno było trafić w makietę, wartą jakieś 1000 PLN. Czystym przypadkiem trafili w postawę wartą (20 lat temu) jakieś 2500 PLN. Myślisz, że ktoś im kazał odróżniać tankietkę od pojazdu opancerzonego lub czołgu? Rozkaz brzmiał mniej więcej tak: Widzi tamto? Jak ktoś trafi nogi z d... powyrywam @#!$%##*&!! Nie strzelać do tyłu, ani w bok. Strzelać żeby nie trafić.

Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
11 czerwca 2016 o 17:32

Eee tam. Mi wypadła od razu na fotelu dentystycznym. Dostałam kolejną i ta wytrzymała pół godziny

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
5 czerwca 2016 o 10:50

@RightIsRight: może właśnie zabrakło tego dodatkowego papierka/druczku, który mój brat pisał pod czujnym okiem policjanta na komendzie? Plus do tych wyznań pan władza dowalił swoją pieczątkę i podpisik? Kto wie co się czai pod czaszką jakiegoś urzędnika w wydziale transportu lub innym wojewódzkim domku do spraw mandatów?

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 12) | raportuj
29 maja 2016 o 22:10

@zmywarkaBosch: przepraszam, ale jaką jezdnię??? Coś ty tam przeczytał/przeczytała? Hejt dla hejtu?

[historia]
Ocena: 14 (Głosów: 14) | raportuj
29 maja 2016 o 14:57

Jeśli to cię nie przekonało, to jeszcze dodam taką ciekawostkę: Gdy do brata przyszło pierwsze wezwanie, on przebywał w pracy za granicą. Nikt tego pisma nie przyjął i wróciło do nadawcy z adnotacją, że adresat przebywa poza granicami kraju. Co kilka tygodni przychodziły kolejne polecone, pojawiła się policja, by sprawdzić, czy brata na pewno nie ma. Policja raczyła tylko poinformować, czego dotyczą owe wezwania i w rewanżu została poinformowana, że coś się nie zgadza. I tyle. Wiesz ile to trwało? 4 miesiące, nim brat przyjechał na urlop, kolejne pismo przyjął i zajął się wyjaśnieniem sprawy. Przez 4 miesiące NIKT, absolutnie NIKT z odpowiedzialnych za to urzędników/instytucji, nawet nie podjął próby sprawdzenia w rejestrze pojazdów, czy coś jest nie tak. Pierwszy właściciel dostał mandat i nikogo nie obchodziło, że może gdzieś tam w odmętach systemów komputerowych już jest wpisany nowy właściciel. Samochód został zgłoszony w starostwie i u ubezpieczyciela jako sprzedany. Zaś pierwsze kary za łamanie przepisów nastąpiły około tygodnia po sprzedaży. Mam nadzieję, że dostatecznie cię wystraszyłam, bo nie chcę za kilka miesięcy przeczytać historii twoich potyczek z piekielnym systemem urzędniczym/instytucjonalnym/komorniczym/sądowniczym...itp, itd.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 29 maja 2016 o 14:58

[historia]
Ocena: 25 (Głosów: 25) | raportuj
29 maja 2016 o 11:17

Tak na wszelki wypadek idź z tym pismem na policję. Dobrze radzę. Mój brat miał prawie identyczny przypadek, kiedy po sprzedaży samochodu, nowy właściciel autka w kilka dni nałapał komplet punktów i mandatów na ponad 1000 zł. Mimo oficjalnej umowy sprzedaży w ręku i dowodu wyrejestrowania w starostwie, brat zasięgnął opinii u kumpla- policjanta i na podstawie jego rady odwiedził najbliższą komendę ze swoim kompletem dokumentów. Coś tam musiał dodatkowo dostarczyć na nowo, coś dopisać i sprawa załatwiona. Ja wiem, że w dobie komputeryzacji i niby porządku w papierach jest to, teoretycznie, czysta głupota i marnowanie czasu niewinnego człowieka. Tyle, że nasze polskie prawo jest jakie jest i już nie jeden mógł się przekonać. Najpierw wyciągną konsekwencje wobec ciebie, bo jesteś łatwo dostępna, a potem będą się "martwić", że ty to nie właściciel. Ile dodatkowych nerwów, być może kosztów i komornika na koncie bankowym będziesz mieć, to tego nikt ci nie życzy. Komornikom zdarzało się już zając konta osób o tym samym nazwisku i imieniu, ale mieszkających w kompletnie innych miejscowościach i oczywiście mających inny PESEL. Po co ci to? Lepiej teraz stracić chwilę czasu, niż beknąć za nie swoje winy.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
28 maja 2016 o 15:11

przepraszam za błędy, pisałam z telefonu i dopiero teraz widać fatalną interpunkcję...

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 28 maja 2016 o 15:12

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 10) | raportuj
28 maja 2016 o 12:26

Powinnaś się cieszyć dziewczyno, że masz taki dar. Twoi przełożeni na pewno wiedzieli skąd jest grupa. Gdy organizujemy w szkole wycieczki, zawsze pytamy o to,czy wystawa, pokaz jest dostosowany do wieku i możliwości dzieci. Sama napisałaś, że mógł się trafić przewodnik jadący schematem. Dlatego ktoś z góry postawił ciebie, skoro zawsze trafiały ci się trudne grupy. Myślisz, że tzw "normalne" dzieci zawsze mają udany pokaz i jest to tylko i wyłącznie zasługa ich rozwoju umysłowego i fizycznego oraz kompetencji nauczycieli? Organizowałam kiedyś wycieczkę, mającą w programie lekcję muzealną. Wg folderu i zapewnień pani z muzeum wybrane lekcje były idealne. Grupa 6-klasistów poszła na, teoretycznie trudniejszy temat - średniowieczne mieszczaństwo. Młodsi, na podobno niesamowicie ciekawe zajęcia z archeologii. Ci starsi byli zachwyceni tym co zobaczyli i mogli zrobić. Wydaje się,że w przypadku wykopalisk nic nie można zawalić. Można, począwszy od znudzonej, monotonnej pani, poprzez terminologię fachową, prawie brak obrazów, poprzez wręczenie dzieciom tylko kawałka krzemienia i strzępka dermy do cięcia. Nie skorzystały z tego zupełnie. Być może ktoś z twoich przełożonych powinien cię wcześniej poinformować o tej nietypowej grupie, ale jak sama się pochwaliłaś, byłaś bardzo dobra w tym co robisz, szefostwo to widziało i najczęściej tobie dostawały się ciężkie zadania. Jak już ktoś wcześniej pisał, zdecydowana większość niewidomych coś widzi, ma poczucie światła. Z drugiej strony, czemu jakieś ograniczenia fizyczne mają pozbawiać, zwłaszcza dzieci, możliwości poznawania świata. Po to są w tej szkole, by fachowcy "pokazali" jak najwięcej. Twoim zadaniem było opowiedzenie o świetle i wywiązałaś się z tego znakomicie, co poświadczają słowa dziewczynki. Gratuluję takich umiejętności. Doceń dar, który masz, bo możesz z nim zmieniać świat. Tylko staraj się nie patrzeć na innych przez pryzmat ich ograniczeń fizycznych i umysłowych. Gdybym chciała tak, jak ty, machnąć ręką na chłopaka, który ma indywidualne nauczanie i umiera na rdzeniowy zanik mięśni, to powinnam powiedzieć rodzicom, że po co ma dzieciak gdzieś jechać,coś zobaczyć. Wszak zostało mu może kilkanaście miesięcy życia.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
26 maja 2016 o 9:41

@Zmora: Jest tylko jedna główna zasada: nie wolno rzucać ciupagą, bo możesz komuś zrobić krzywdę lub coś zniszczyć. Czy w tym zdaniu nie mieszczą się już wszystkie możliwości? Im więcej informacji, tym przekaz staje się bardziej nieczytelny i trudno zapamiętać małemu dziecku co jest zabronione. Czy to jest aż tak trudne dla dorosłego, żeby nie domyślić się, że dziecko+przedmiot=rzut? Jakaś wyższa forma fizyki kwantowej? To dorosły jest ZOBOWIĄZANY do opieki i myślenia za dziecko z racji doświadczenia życiowego i umiejętności przewidywania konsekwencji. Jeśli wychodzę w miejsce potencjalnie narażone na konsekwencje niewłaściwej zabawy dziecka to najpierw wyjaśniam zasady, przedstawiam konsekwencje dla dziecka i potem obserwuję jak malec się zachowuje. W przypadku pierwszej próby złamania zasad natychmiast stosuję karę. I nie stoję wtedy 20 metrów dalej i plotkuję tylko trzymam się blisko dziecka. Uwierz mi, że maluch bardzo szybko przyswoi zasady i nie będą potrzebne żadne kary cielesne oraz awantury z poszkodowanymi.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
24 maja 2016 o 21:41

Nie przejmuj się, w tej chwili to prawie norma. Stoję na dyżurze w szkole. Obok mnie mamusie z przedszkolakami czekają na panią. Małe się nudzą i rozgrywają konkurencję: kto kogo mocniej zepchnie z ławeczki. Na płytki. Raz, drugi, piąty, na oczach mamuś. Niby są pod opieką, ale...ja już widzę jak chwila nieuwagi kończy się rozbitą głową, bo zabawa z gatunku tych o wysokim ryzyku wypadku. Moje zboczenie zawodowe mnie złamało. Zwróciłam uwagę, wytłumaczyłam w czym rzecz. Małe chwilę usiadły, ale energia roznosi. Wystarczyło,że odeszłam i zawody kontynuowano. Odwróciłam się i co usłyszałam? "Fabianku, Kacperku" nie rób tak, bo pani będzie krzyczeć. WTF?!??! Czyli mamusie bezpieczeństwo swoich potomków mają w głębokim...poważaniu. To nie dziecko robi źle, to dorosły się czepia.

[historia]
Ocena: 18 (Głosów: 18) | raportuj
17 maja 2016 o 23:16

@monikama: może problem w tym, że są to dwa ogromne psy z porządną sierścią (czyt. grubym podszerstkiem) i najzwyczajniej w świecie jest im za gorąco w domu, gdzie temperatura sięga bardzo często ponad 21*C? Zdaję sobie sprawę, że wszystkie "psopodbne" yorki, chihuahua i golone pudelki, zaparzone w domu od szczeniaka i z natury (lub z pomocą człeków i ich golarek do futra) nie mające grubej podściółki tłuszczowej i podszerstka, trzęsą się z zimna już przy temperaturze +10*C. Toteż twój komentarz nie jest podparty znajomością psów i doświadczeniem. Mam bernardyna. Jak pies wygląda, każdy się orientuje. Jego optymalna temperatura oscyluje koło 0*C. W jesieni wymaga lekkiego przekarmienia w celu obudowania się tłuszczykiem. Zmienia też pojemność futra w takiej ilości, że wygląda na grubszego o 1/4. Nienawidzi siedzenia w domu. Najzwyczajniej jest mu za gorąco. Za to uwielbia spać na podwórku w czasie gdy pada śnieg. Generalnie dostaje szału radości, gdy temperatura jest bardzo niska. Gdy kilka lat temu temperatury spadały do -32*C, sypiał w stodole, zagrzebany w wielkiej górze słomy. Jakiekolwiek przykrycie kołdrą, kończyło się po kilkunastu minutach wyłażeniem. W upały radzi sobie kąpielami w wielkiej wannie zimnej wody. Z wizytami w stawie skończyłam w momencie, gdy zachwycony pływaniem tak nasiąkł wodą, że prawie się utopił. Wyobraź sobie, że owczarek niemiecki jest równie dobrze przygotowany do życia na podwórku- taka natura tej rasy.

[historia]
Ocena: 16 (Głosów: 16) | raportuj
14 maja 2016 o 9:18

@mesiash: To jeszcze mało wiesz o życiu, albo miałeś szczęście do normalnych ludzi. Jakby ludzka głupota miała generator prądu, to cały świat nie potrzebowałby elektrowni a nadwyżki można byłoby eksportować na Jowisza. Jak się idiota zapiekli, to nie ma takiej siły, ani argumentów, które go naprostują. Moja racja jest moja i innej nie ma. Nul, zero, nic, czarna dziura. Znajoma miała pecha wybudować dom na działce sąsiadującej z taką piramidalną głupotą. Głupotę szlag trafił, bo jej perspektywę na łąki zaburzyło. Głupota podjęła kroki prawne i nic nie wskórała, mimo, że kontrole z budowy nie wychodziły. Jedyny efekt, to znaczne opóźnienie robót, bo trzeba było powoływać ekspertów. W końcu znajoma postanowiła wybudować ogrodzenie. I tu się wkopała w sprawy sądowe. Wcale nie z powodu błędu czy samowolki. Gdy ekipa stawiała przęsła na niskim murku, wściekła sąsiadka na nim usiadła. Nikt się tym nie przejął, niech sobie siedzi. W końcu ekipa dotarła do baby, a ta nic. Proszą, grożą, straszą, głupota udaje, że ślepa i głucha. Ile można stać? Wzięli babsztyla pod ręce i zdjęli. Baba nagle ożyła, oskarżyła ich o pobicie, poleciała do szpitala zrobić obdukcję. Sprawa sądowa ciągnęła się rok i nie wiem, czy już jest skończona

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
14 maja 2016 o 8:42

@Kojot: I co? Sądzisz, że przez taki mur, a nawet wyższy, nie da się przerzucić rury i wlać szamba? Ewentualnie wywiercić dziurę? Jeśli do tej pory do debila nawet sąd i prawo nie dotarło, to uważasz, że cokolwiek powstrzyma go przed dewastacją? Moim zdaniem tylko 3 rzeczy. Więzienie, ale tylko na kilka lat. Alzheimer - chociaż ten przypadek wcale tak szybko nie musi zapomnieć o swojej "krzywdzie", czyli może lepiej kompletny paraliż. I trzecia, stuprocentowa sytuacja, śmierć piekielnego.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
14 maja 2016 o 8:26

@ewilek: I prawdopodobnie masz rację. Znałam kiedyś taką rodzinę. Ojciec cham i prostak. Do żony odnosił się jak do szmaty. Dzieci powielały zachowanie tatusia. A kobieta cicha, uległa. Cokolwiek o niej powiedział mąż - zero reakcji. Typowa ofiara przemocy psychicznej, na którą ciężko zareagować. Powód? Facet pochodził z rodziny " z wyższych sfer", kobieta nie dość, że z wielodzietnej, to jeszcze niezamożnej rodziny. Na dodatek była tak słaba w nauce, że skończyła tylko podstawówkę z problemami. Facet w domu miał podobną sytuację tyle, że to jego ojciec był tzw. popychadłem.

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 9) | raportuj
24 kwietnia 2016 o 21:26

"Sprzedawcy, skrojeni na miarę moich wad, powiedzą mi, co bym chciał...", aż chciałoby się zaśpiewać za Markowskim...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
17 kwietnia 2016 o 19:08

@Fomalhaut: mam wrażenie, że autor nie ma "bólu doopy" o pozostanie w poczekalni, tylko o komentarze pod historią jego i innego internauty. Historie były o tym samym, tylko ta "na plus" kończyła się "utarciem nosa" pani poprzez złośliwe zachowanie internauty. Ta druga, źle skomentowana, kończy się bardzo szybko i pozytywnie dla autora. Autor miał po prostu szczęście trafić na bardziej kumatą kobietę, która szybko skojarzyła jaki błąd popełniła. Może jeszcze raz przeczytaj historię? Tak powoli i delektując się każdym zdaniem, wyłapując niuanse, kontekst. Niestety swoim ostatnim zdaniem spadasz do poziomu czytelnictwa nastolatków. Od osób wykształconych i przede wszystkim dorosłych, wymaga się wejścia na wyższy pozom umiejętności "składania liter" w zdania. To umiejętność czytania ze zrozumieniem, czytania "między wierszami" i najtrudniejsza: wychwycenia ironii. Identyczne słowa nie znaczą to samo, jeśli ułożymy je w odpowiednim kontekście.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
17 kwietnia 2016 o 18:50

@Candela: Jest jeszcze jedna ciekawa grupa. W zasadzie zaliczam ich do tych nie umiejących czytać ze zrozumieniem vel nie umiejących czytać vel nie potrafiących wyciągać logicznych wniosków. Czemu? Ich komentarze pojawiają się najczęściej pod długimi historiami o wielowątkowej strukturze. Pamiętam kilka takich przypadków. Pojawiają się pod historią najpierw komentarze mniej lub bardziej trafione z oceną. OK...każdy ma prawo oceny stopnia piekielności. Potem pojawiają się pojedyncze pytania typu: "E, ale o co kaman??? Bo nie rozumiem". To najczęściej ci mało doświadczeni życiowo internauci. Mają prawo czegoś nie wiedzieć/nie rozumieć. Oni dopiero wchodzą w dorosłe życie i się uczą. Włącza się wreszcie grupa tłumacząca. I w tym momencie pojawiają się pierwsze rozbieżności. Ktoś nie doczyta i sobie "dopisze" jakiś nowy element w historii. Ktoś zilustruje to innym przykładem lub poda kilka innych możliwości/kombinacji. Nieważne kto zapoczątkuje. Powoli rozpętuje się internetowe piekiełko. Jakby wszystkich zaćmiło. Każdy ocenia fakty podane przez kogoś w komentarzu. Czasami kompletnie inne, nie mające nic wspólnego z historią główną. Wszyscy oczywiście oceniają autora historii, że idiota, że niekumaty, że jakieś głupoty w historii opisuje, że zmyślił, itp., itd. Kiedyś musiałam ze dwa razy wracać do historii, bo z komentarzy pod spodem, a zwłaszcza z komentarzy do komentarzy wynikało coś kompletnie innego niż napisał autor. Aż się zastanawiałam, czy mowa jest o tej samej sytuacji, którą przeczytałam. A z ostatnim twoim zdaniem zgadzam się w zupełności. Brakuje mi tych historii i komentarzy sprzed kilku lat. Poziom był zdecydowanie wyższy.

[historia]
Ocena: 26 (Głosów: 38) | raportuj
17 kwietnia 2016 o 7:05

Toś teraz podpadł pewnie z połowie komentujących. Problemem tego typu stron jest obecność na forum sporej liczby osób, które do ukończenia gimnazjum mają jeszcze ładnych kilka lat. Plus przysłowiowe "sebki" ze swoimi"blondi tipsiarami". Zaniżają w ten sposób średni poziom inteligencji. Umiejętność czytania ze zrozumieniem i kojarzenia faktów ( co ja piszę, w ogóle jakakolwiek umiejętność czytania), oraz kompletny brak doświadczenia życiowego powodują, że te najlepsze historie są minusowane a autorzy wyzywani od tępaków. To samo stało się z twoją historią. Jaki nastolatek lub słodka blondi zrozumie, że wzór podpisu jest niezależny od jego czytelności i pani w banku wykazała się niezłą tępotą nie chcąc go zaakceptować. Łatwiej było krytykować ciebie, bo nie rozumieli kompletnie o czym piszesz i gdzie jest piekielność. Przecież pani w szkole zawsze się czepia, żeby pisać starannie i czytelnie. Jak komentujący dorosną i zdobędą jakieś doświadczenie, to wtedy przyznają ci rację, że tępota umysłowa pani z banku była wielka i można się zastanawiać kto ją na tym stanowisku zatrudnił. Teraz ja dostanę pod komentarzem minusy, bo nikt nie lubi, jak mu się wypomina indolencję, brak wiedzy i umiejętności. Pozdrawiam.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
10 kwietnia 2016 o 23:10

W mojej okolicy taka metoda też niestety zadziałała. Tylko lekko zmodyfikowana. Do staruszka zapukał wieczorem policjant po cywilnemu, pokazał legitymację i powiedział, że właśnie rozpracowują gang wyłudzaczy, kilku jest pod obserwacją. Opisał wygląd i poprosił o współpracę. Dziadek miał wręczyć oszustowi, który się do niego zgłosi, pieniądze. Rzekomy policjant miał to obserwować i złapać złodzieja na gorącym uczynku. Chwilę później zadzwonił "oszust" i poprosił w imieniu "wnuczka" o pomoc finansową. Nieświadomy podwójnej mistyfikacji staruszek, zgodził się dać pieniądze, oszust przyszedł, kasę wziął i rozpłynął się w niebycie tak, jak policjant- tajniak.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
6 kwietnia 2016 o 21:08

@Piotraas: zawsze można podpis czyjś spróbować podrobić; przezorny zawsze ubezpieczony;

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 10) | raportuj
5 kwietnia 2016 o 23:11

@ZaglobaOnufry: nie wiem jak czytałeś historię, ale dziewczyna była na okresie próbnym; co ma do tego rada zakładowa? W ogóle była tam jakaś? Jakoś nie kojarzę, aby w sklepie, prywatnym zakładzie była jakaś rada. Powód zwolnienia dyscyplinarnego dziewczyna na pewno usłyszała. Nie wierzę, że wybiegła po usłyszeniu samego hasła. Człowiek w największym szoku, musi zapytać przynajmniej dlaczego. Dziewczyna młoda, na okresie próbnym, w trudnej sytuacji rodzinnej, bardzo pragnąca otrzymać stałą umowę, spokojnie mogła w rozpaczy i z żalu uwierzyć w słowa (przecież kierownika) i nie zastanawiając się, po prostu uciec, nawet nie próbując szukać pomocy u kogokolwiek.

[historia]
Ocena: 16 (Głosów: 16) | raportuj
13 lutego 2016 o 19:11

bezmyślnych i...w nie nauczysz, a jak jeszcze dojdzie odpieluszkowe zapalenie mózgu dorosłych, to każdy zaczyna mieć IQ na poziomie kretyna: bo MOJE dziecko chce!!! A jakby chciało skoczyć pod koła autobusu, to też je wrzucisz?! Będzie chciało sobie poderżnąć gardło, to też dasz mu nóż? Tyle się mówi o zachowaniu zasady ograniczonego zaufania do obcego zwierzęcia (bo nigdy nie wiesz jakie doświadczenia zebrało w swoim życiu a zwierzę zawsze reaguje instynktem, nie rozumem). Tyle jest informacji na temat zachowania zwierząt, że jak zjeży sierść, wyszczerzy kły, pod żadnym pozorem nie wolno się do niego zbliżać. I co? Lezie taki jeden z drugim tępak (bo inaczej się nie da tego nazwać) na podwórko, mimo zamkniętej bramy, dużej tablicy ostrzegawczej i wściekle ujadającego , stojącego luzem na środku podwórka psa ze zjeżoną sierścią. Psa, który nim ze schronisku trafił do mnie, przez pierwsze jego sześć lat życia był głodzony i katowany przez pijącego i palącego papierosy właściciela. Pies ma uraz na punkcie każdego faceta od którego wyczuje alkohol lub papierosa. Nikt nie każe być jasnowidzem i znać przeszłość zwierzęcia, ale po jakiegoś czor*a, te tablice ostrzegawcze są wieszane lub psy na smyczy i w kagańcu są wyprowadzane. Tak to ciężko zrozumieć niby to mądrym i wykształconym ludziom?

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
10 lutego 2016 o 22:34

Nie tak dawno woziłam znajomą (z podejrzeniem złamania nogi i na skutek rady lekarza rodzinnego) na SOR. Zajęci byli niemiłosiernie- ratowali topielca. Odczekałyśmy swoje, zrobiono jej prześwietlenie, wyszło złamanie kostki z zaleceniem leczenia operacyjnego, bo żeby scalić kość, należało umocować jakąś tam "blaszkę". I tu się zaczęła polka z przytupem- ona nie zostanie za żadne skarby świata. Tabletki, gips, okłady, tylko nie operacja, bo ona pojutrze ma bardzo ważną uroczystość rodzinną. Dwoje lekarzy i dwie pielęgniarki, wreszcie jakiś sanitariusz lub pielęgniarz. Nie!, bo... Pokazali jej zdjęcie kostki, wytłumaczyli jak krowie na rowie, że w żaden sposób nie da się tego inaczej załatwić. Nie! Ona wraca do domu, nawet na piechotę. Nogę ściśnie bandażem i tyle (kobieta 50 plus!). Na kostce krwiak, noga jak baryłka, z bólu zęby ściska i nie! Mówią jej, że dobę po operacji, jak nie będzie komplikacji, wyjdzie ze szpitala. A jak będą komplikacje? Wszyscy na SOR-ze śmiertelnie zmęczeni, bo po ciężkiej i długiej reanimacji "utopca", patrzą na mnie a co ja mogę? Nawet nie daleka rodzina. Ustąpiła po około pół godzinie. Tylko, że to było na SOR-ze, na miejscu, nikt nie blokował karetki dzięki Bogu.

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna »