Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

luska

Zamieszcza historie od: 8 lutego 2014 - 14:13
Ostatnio: 17 lutego 2024 - 20:27
O sobie:

Zawód...najbardziej znienawidzony przez prawie wszystkich, totalny nierób z pretensjami, czyli nauczyciel
Dlaczego ten?...bo w czwartej klasie obiecałam sobie, że kim jak kim, ale nauczycielem to na pewno nie zostanę.
Zboczenie zawodowe...niestety gadulstwo w mowie i piśmie.
Największy pierwszy sukces...gdy przedszkolak po wydukaniu 6 liter ze zdumieniem powiedział: "plose paniii, a tu pise ''to tata''?!!
Z zamiłowania...choreograf
Wiek...18 + VAT...młoda jestem:) tylko ten vat po kościach łupie i nieco przytłacza
Pasja...książki; inteligentne książki; "Kod da Vinci" jest przewidywalny jak zachód słońca nad równikiem;
Co mnie wk*a?...Ministerstwo Edukacji
czasem rodzice, którzy traktują mnie jak darmową nianię z pensją prezesa kopalni.

  • Historii na głównej: 25 z 31
  • Punktów za historie: 7997
  • Komentarzy: 231
  • Punktów za komentarze: 1481
 
[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 10) | raportuj
1 lipca 2014 o 17:30

Są lekarze fantastyczni i na takich w większości miałam okazję do tej pory trafić, ale niestety, jak w każdym zawodzie,trafiają się ignoranci i kompletne patałachy. Tragedia dzieje się wtedy, gdy ktoś ma nieszczęście trafić na takiego patałacha w momencie zagrożenia życia. Kilka lat temu ojciec mojego kolegi został zawieziony przez rodzinę do szpitala z powodu bardzo silnego bólu brzucha. To był piątek, późny wieczór, stąd brak wizyty u rodzinnego. Akurat ten powiatowy szpital od kilku lat borykał się z zadłużeniem, ciągłymi zmianami dyrektorów i został w końcu "oddany" w ręce prywatnej spółki. I właściciel zaczął oszczędzać, tyle, że nie na administracji tylko na zatrudnianiu młodych, mało doświadczonych, ale za to zadufanych w swoje umiejętności i tanich lekarzy z miasta wojewódzkiego. Obie strony zadowolone, bo jedni mają pracę i mogą zdobywać doświadczenie a żaden "stary" lekarz nie będzie nimi "pomiatał" i wytykał błędy, a drudzy- bo młodemu dużo mniej zapłacą. Pacjenta przyjął akurat taki młodzik i zlecił badanie USG brzucha. Normalne, wszak pierwsze podejrzenie laika też dotyczyłoby np.: zapalenia wyrostka, kamieni w woreczku, czy innych brzusznych chorób. Badanie nic nie wykazało. Zareagowała żona, informując, że kilkanaście miesięcy wcześniej jej mąż miał ciężki zawał, to może są to objawy kolejnego i ona prosi o wykonanie EKG. Co na to "lekarz"? Stwierdził, że to on kończył medycynę i chyba lepiej wie, że EKG nie bada się brzucha, a to chyba jest coś skurczowego, poleży mąż, poobserwują i zobaczą. Rodzina pojechała do domu i kolejnego dnia otrzymała rano telefon z informacją, że pacjent zmarł. Sekcja wykazała rozległy zawał serca. Doktorek na oczy się nie pokazał. Pojawił się za to dyrektor z pytaniem, czy rodzina nie ma zamiaru czasem podawać szpitala do sądu, bo może oni by się jakoś polubownie.... Mam nadzieję, że Twój wujek będzie miał wiecej "szczęścia"

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 4) | raportuj
1 lipca 2014 o 16:34

@Przemek77: znasz powiedzenie: "zabijesz świnię, pójdziesz siedzieć za człowieka"? Chłopak byłby do końca życia na wózku a ty co najmniej przez 25 lat w pierdlu. Dopóki w naszej Polsce nie zmieni się system ingerencji państwa w wychowywanie przez rodzinę (choć z drugiej strony absolutnie jestem przeciwniczką takiego czegoś), tak jak jest to w krajach zachodnich czy skandynawskich, to patologie będą się coraz szybciej rozwijać. Jeszcze z 10, może 20 lat i dzieci zaczną masowo podawać swoich rodziców do sądu za to, że nie dają im odpowiednio wysokiego kieszonkowego, nie chcą kupić laptopa lub komórki najnowszej generacji, każą sprzątać, wracać do domu przed 10 w nocy. To ostatnie to już chyba przeżytek, patrząc co, o jakiej godzinie i w jakim stanie chodzi po ulicach, albo dokładniej mówiąc, leży na ławkach i skwerach. Jednak część takiej kontroli na wzór zachodni jednak by zmusiła niektórych rodziców do reakcji na zachowanie dzieci. Siostra mojej bratowej opowiadała o przypadku z Dani gdzie mieszka. Jej koleżanka ma dwie bliźniaczki, obie chodzą do tej samej klasy. Obowiązkiem rodzica jest przygotowanie do szkoły drugiego śniadania. Jedna z dziewczynek nie przepada za wędliną, woli kanapki z serem i warzywami. Z tego powodu obie bliźniaczki miały inny skład kanapek. I oto pewnego dnia matka dostaje telefon ze szkoły z prośbą zgłoszenia się z klauzulą natychmiastowej wykonalności. Zasada jest tam taka, że nie ma możliwości zignorowania takiego telefonu. Należy zwolnić się z pracy lub podeprzeć aktualnym zwolnieniem lekarskim. Inaczej mówiąc, tak jak u nas w sądzie- należy uzasadnić niemożność przybycia w danym terminie i stawić się w najbliższym możliwym. Kobieta pojechała i od razu na dywanik do dyrektora. Oskarżona została o to, że traktuje gorzej jedną z córek, bo dała dziecku kanapkę bez wędliny. Tłumaczenie zostało przyjęte ale po wcześniejszym skonsultowaniu tego z dzieckiem w obecności psychologa. Jak dla mnie akurat ten przykład tragikomiczny, ale tam rodzic musi reagować na informację ze szkoły. Jeśli jest problem wychowawczy, uruchamiana zostaje cała machina psycho- i pedagogiczna. U nas rodzic musi wyrazić zgodę na badanie dziecka w poradni. To już jest sukces, bo najczęściej żaden rodzic nie stosuje się potem do zaleceń poradni i nie pracuje z dzieckiem, nie mówiąc o współpracy ze szkołą. Gdyby taka sytuacja miała miejsce choćby w Niemczech, dzieci od razu zostałyby zabrane przez odpowiednik naszego Pogotowia Opiekuńczego. Tam rodzice boją się skutków prawnych i można reagować bez używania drastycznych środków tak jak w Twojej historii. Chyba jednak długo poczekamy na takie roziwązania.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
1 lipca 2014 o 16:07

@Katka_43: bo to w tej chwili chyba jedyna metoda. Wszyscy znają swoje prawa, o obowiązkach nikt nawet nie chce słyszeć, poczynając od dzieci a kończąc na rodzicach. A najbardziej winni są w tym rodzice, bo dzieci pokazują tylko to, czego matka lub ojciec nauczyli (czyli na co mu pozwolili). Zazdroszczę postawy tych tatusiów. Nie wolno mi oficjalnie takich rzeczy popierać, ale to jest jedyna chyba w tej chwili metoda na hodowane a nie wychowywane dzieci.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
1 lipca 2014 o 15:36

@Taczer: to wiem, bo też mamy takiego jednego ale w czasie lekcji nauczyciel jest zdany tylko na siebie; pół biedy jeśli, tak jak u nas, jest to klasa 10-osobowa. Co, jeśli jest ich koło trzydziestki i to maluchów, do których trzeba podejść, popatrzeć, pomóc; wypadałoby takiego rozrabiakę trzymać za rękę i ciągnąć po całej klasie; ten nasz piątoklasista tylko czeka na moment, by nauczyciel coś pisał na tablicy i już pokazuje gesty uznawane za obsceniczne w kierunku koleżanek; głowa boli od ciągłego gwałtownego odwracania się, ale to jest klasa starsza, bardziej samodzielna; jeśli zaś w klasie młodszej i do tego licznej jest dzieciak agresywny, to jedyny ratunek w asystencie

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 10) | raportuj
1 lipca 2014 o 15:19

@czesiuwisniak: człowieku nie przesadzaj, bo wychodzą Ci takie cuda jak jak w "Hameryce" gdzie przedszkolak za pocałowanie koleżanki w rękę został zawieszony w prawach ucznia za molestowanie seksualne. Smark po prostu ugryzł tam, gdzie udało mu się zębami złapać. Niewłaściwa ale jednak to agresja fizyczna. Nie róbmy z tego agresji seksualnej, bo do tego na prawdę bardzo daleko. Musiałby co najmniej obnażać kolegę i/lub wyśmiewać penisa, że o próbie dokonania gwałtu nie wspomnę, bo to już patologia. Moją koleżankę ugryzł w nogę 4-latek za to, że został wykluczony z zabawy za popychanie kolegi. Czy to oznacza, że jest sadystycznym psychopatą? Nie, po prostu dla małego to była jedna ze znanych mu form protestu przeciw dyscyplinie. Druga i ostatnia to wycie, płacz i tarzanie się po podłodze z pluciem. Najłatwiej przenieść takiego do innej grupy albo wywalić z przedszkola, czyż nie? A ten mały potrzebował jasnych informacji co jest dobre, co złe i jak należy rozładować swoje emocje. W domu miał pijanego, wulgarnego i agresywnego ojca (na szczęście, choć dziwnie to zabrzmi, bijącego tylko matkę dziecka). Nazywanie syna głupim fisiem, debilem, poczwarą itp. było na porządku dziennym. Zasób podstawowego słownictwa ograniczał się głównie do wulgaryzmów, bo matka, choć nie pijąca i dbająca o dzieci, też łacinę kuchenną opanowała dobrze. To dziecko nauczyło się tylko walczyć o siebie. Po pół roku pracy z psychologiem i odpowiednim postępowaniem na zajęciach zmiana w zachowaniu dzieciaka była już widoczna, choć daleka od ideału. Nauczyło się, jakie zachowanie jest akceptowane społecznie, ze można być nagrodzonym i docenionym a to bardzo mobilizuje i wychowuje. Najłatwiej byłoby dziecko przenieść, bo część rodziców już zaczynała zgłaszać pretensje, ale takie zmiany tylko pogłębiałyby poczucie odrzucenia a nie o to chodzi w wychowaniu.

[historia]
Ocena: 15 (Głosów: 15) | raportuj
1 lipca 2014 o 14:37

@Przemek77: a to jest w tej chwili niestety zasada; moje dziecko nigdy by...i szukanie winnych wszędzie tylko nie u siebie na podwórku.

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 8) | raportuj
1 lipca 2014 o 14:31

@bloodcarver: to jest 9-latek nie gimnazjalista i jeśli ma zdiagnozowane jakieś zaburzenie (a o tym fakcie wie tylko szkoła i rodzice, bo to są tajne informacje, tak jak historia choroby u lekarza, której ten nie może pokazać nawet najbliższym chorego, że o pracodawcy nie wspomnę)to żadne paragrafy i sprawy sądowe tego nie zmienią. Dziecka nie można wydalić ze szkoły tylko dlatego, że sprawia problemy wychowawcze. Należy współpracować na linii Poradnia Psych-Pedag.- szkoła- rodzice. Jeśli rodzice nie chcą lub nie potrafią zareagować wtedy uruchamiana jest procedura uznania opiekunów za niewydolnych wychowawczo, ustanawiany jest kurator i rusza cała machina urzędnicza. Jeśli zaś zachowanie dziecka jest wynikiem zaburzeń, to wtedy nie ma "pomiłuj". Jedynym ratunkiem jest zatrudnienie w szkole osoby, która będzie pilnować to dziecko, pomagać mu. Coś jak asystent nauczyciela. Ale żeby nie było tak optymistycznie. Już widzę jakiegoś burmistrza lub wójta jak z radosnym kwikiem zatrudnia takiego asystenta. A tak jeszcze dopytam. Do której klasy przenieść? Programowo wyższej, czy programowo niższej? I na jakiej podstawie prawnej? Bo co, jeśli w tej szkole nie ma oddziału równoległego? I jeszcze jedno, bo ktoś tu wcześniej napisał. Jakim cudem udało się Wam przenieść pierwszoklasistę do innej szkoły? Chyba mieliście szczęście trafić na "niekumatych" rodziców albo z jakiejś patologicznej rodziny, że się nie połapali i nie wnieśli protestu. Znam kobietę, która zrobiła aferę przedszkolance za to, że miała czelność przy nazwisku jej dziecka zaznaczyć smutnym słoneczkiem, że było tego dnia niegrzeczne. Nie miało znaczenia to, że dzieciak uderzył nauczycielkę, bo musiał za karę siedzieć przy stoliku. Znalazła przepis, że nie wolno upubliczniać danych osobowych. I miała rację z prawnego punktu widzenia. I jeszcze jedno jak już tak się rozpisałam. Na jakiej podstawie policja ma zabrać dziecko ze szkoły? Bo rozrabia, jest agresywne!?! Pod żadnym pozorem zrobić tego nie mają prawa chyba, że chcą stracić robotę i to dyscyplinarnie. I żaden nauczyciel nie ma prawa dziecka wydać policji!!! Wzywa się rodziców. Nawet przesłuchać dziecka nie może policja bez obecności opiekuna prawnego. A do pogotowia opiekuńczego trafiają dzieci z rodzin patologicznych lub tam gdzie jest przemoc wobec nich, a nie źle wychowane, czy nie daj Boże, z zaburzeniami rozwojowymi.

[historia]
Ocena: -5 (Głosów: 15) | raportuj
1 lipca 2014 o 13:37

khm...a co niby dyrekcja może zrobić 9-latkowi? Zawiesić w prawach ucznia? Tylko wpis do dzienniczka i telefon do rodziców z prośbą o kontakt. Jeśli w szkole jest pedagog to ewentualna rozmowa dziecka ze specjalistą. Nie myślisz chyba, że będzie miał zachowanie naganne, bo takowego 9-latki nie mają. Mają ocenę opisową i tyle. Jak powinna brzmieć? Np. :"dziecko przejawia zachowania agresywne" lub:"dziecko nie zawsze przestrzega norm społecznych". Nie wiem o jakiej reakcji myślałaś, ale chyba nie o karze cielesnej dla chłopaka?!? Jeśli rodzice nie zareagują prawidłowo, a tak chyba do tej pory robili wnioskując po twoim opisie, to dyrekcja sobie może. Może sobie pogadać, popisać w dzienniczku, "potelefonować". Może udzielić nagany słownej wobec społeczności szkolnej na apelu. Jeśli takie akcje będą się powtarzać może wystosować wniosek o objęcie rodziny nadzorem przez odpowiednie instytucje ze względu na niewydolność wychowawczą, ale takie działanie to już dotyczy praktycznie patologii lub uchylania się notorycznego od obowiązków szkolnych; To jest 9-latek a nie gimnazjalista, który może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Smark jest albo nadpobudliwy, może ma jakieś zaburzenia związane z zespołem Aspergera, albo w domu ma rygor gestapowski (siedź najlepiej w swoim pokoju i nie przeszkadzaj, nie wychodź, nie odzywaj się, bo mamusia, tatuś po ciężkiej pracy wrócili) i gdzieś się musi wyładować albo zwyczajnie wychowywany bezstresowo, więc nie umie kontrolować swoich emocji. I nie widzi takiej potrzeby.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
26 czerwca 2014 o 16:11

@mijanou: mam taką sąsiadkę, w tej chwili już jej nie wierzą ludzie, którzy znają ją przynajmniej od kilku lat; i to ona nauczyła mnie ponad dwadzieścia lat temu swoimi fantastycznymi historiami, żeby nie ufać na 100% temu co mówią znajomi; nigdy jeszcze nie przekazała żadnej informacji i/lub plotki, której nie ubarwiła jak stróża na Boże Ciało; ostatnia historia wg jej relacji to potężna awantura z użyciem łaciny kuchennej i rzucaniem w twarz metalami tępokrawędzistymi(pękiem kluczy) pomiędzy przewodniczącą i zastępcą stowarzyszenia; a prawda była mocno banalna i szarobura; przewodnicząca ze względu na sytuację życiową i problemy osobiste musiała zrezygnować na jakiś czas z udziału w spotkaniach i przekazała przy kilkunastu świadkach klucze od lokalu swojemu zastępcy z informacją, że od teraz z wszelkimi sprawami to do zastępcy trzeba się udawać; tyle i aż tyle, dla mojej sąsiadki za nudno; fakt, że rozpętała w ten sposób prawdziwą awanturę jaką wytoczyły jej zainteresowane osoby oskarżając o zniesławienie; a to jej nie pierwsza bajka; kilka lat temu puściła w obieg informację, że moi bracia kupili sobie w mieście wojewódzkim po dwa duże mieszkania; co było bazą tej plotki? to, że planowali kupić, ale jedno wspólne i w tym celu spotkali się z agentem; z zakupów nic nie wyszło, ale jak trudno potem wyprostować taka informację, którą ktoś przyjął za pewnik; bo skoro sąsiadka mówiła...to najwyraźniej ty kłamiesz; ot takie ludziska są; i dlatego nigdy za pewnik nie biorę słów usłyszanych nawet od znajomego;

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
26 czerwca 2014 o 1:28

@Taczer: to fakt; toczą błędnym wzrokiem po ścianach lub tłumaczą się, że oni na chwilkę do innej klasy, bo tam drugie dziecko a potem ślad po nich ginie; we wrześniu w ten sposób szukałam po piętrach i klasach "zabłąkanego" tatusia; nie znalazł się; na następne zebranie wysłał małżonkę; a sam statut to jeszcze małe piwo; wymagania z każdego przedmiotu, przedmiotowy system oceniania, system ocen z zachowania, treści podstawy programowej z każdego przedmiotu, plan pracy wychowawczej, tryby poprawkowe i odwoławcze, procedury postępowania, etc.; łącznie małe tomiszcze; współczuję rodzicom ale takie są wymagania; nic dziwnego, że podpisują nie wiedząc co; jeśli rodzic normalny, zawsze się skontaktuje w razie wątpliwości, zainteresuje dzieckiem, największy problem da się rozwiązać; a jak rodzic chory na "tumiwisizm"- a to choroba bardzo zakaźna- żadne procedury, statuty i programy nic nie pomogą;

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
25 czerwca 2014 o 23:18

@Fomalhaut: może nie gimbusiarskim, ale autor mógł się dać "podpuścić" rozżalonemu tatusiowi, któremu uzmysłowiono, że synek nie taki "anioł cnót wszelakich"; albo synek "skrewił" i historyjkę wysmażył na użytek despotycznego i nadaktywnego ojczulka a ten dał się ponieść emocjom; trudno mi uwierzyć w taką bezdenną głupotę dorosłej osoby, która na oczach małego tłumku "wyszczekanych" i pewnych swych praw (niekoniecznie obowiązków) kilkunastoletnich młodzianków odbiera "zaje...sty" smartfon i potem bezczelnie, prosto w oczy wypiera się tego faktu; niezdiagnozowany schizofrenik, czy jak? ale taki odpada w sicie selekcji medycznej; po to są badania lekarskie, żeby nikt takiej osoby do pracy nie przyjął, bo automatycznie i z marszu z pracy wylatuje dyrektor szkoły po wykryciu takiego przekrętu;

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 11) | raportuj
25 czerwca 2014 o 22:59

@Satsu: nawet nie wiesz jaką "kreatywnością" wykazują się rodzice którzy próbują "wybielić" swoją pociechę lub siebie; sytuacja z ostatnich dni: uczeń jest nieklasyfikowany z jednego przedmiotu; powód: ponad połowa nieobecności, na koncie tylko dwie jedynki mimo wymaganych minimum pięciu ocen jako podstawy do wyliczenia średniej (takie wymagania przedmiotowe); uczeń nie skorzystał z "koła ratunkowego" jakim było wykonanie kilku prac pisemnych w warunkach komfortowych, czyli w domu; wychowawca dzwoni do matki ucznia informując o konieczności (w miarę oczywiście chęci dziecka i opiekuna) złożenia wniosku o egzamin klasyfikacyjny i kontakcie z nauczycielem przedmiotu w celu otrzymania zagadnień egzaminacyjnych i wymagań "sprzętowo-papierniczych" (specyfika przedmiotu); matka zobowiązuje się do przyjścia w miniony poniedziałek w godzinach przedpołudniowych; matka w poniedziałek nie zjawiła się do godziny 14.45; nie poinformowała o przyczynie nieobecności; dyrektor na wszelki wypadek wyznaczył termin egzaminu na środę rano(dziś); matka pojawiła się w szkole wczoraj(gdy nauczyciel przedmiotu był nieobecny w związku z wyjazdem z klasą na wycieczkę; nota bene nauczyciel w tej szkole pracuje tylko w określone dni, gdyż ma tutaj kilka godzin dydaktycznych- tzw. uzupełnienie etatu); złożyła wniosek, a jakże; nikt nie był w stanie udzielić jej informacji jak ma się przygotować jej dziecko; na pytanie, dlaczego nie zgłosiła się w uzgodnionym terminie, mocno zbulwersowana oświadczyła, że nikt jej nie poinformował, nie otrzymała żadnego telefonu; hm...o telefonie od wychowawcy do matki wiedziało kilka osób; dlaczego więc przyszła dzień później jeśli o niczym nie wiedziała? a no tego nie potrafiła wyjaśnić; telepatia, czy co? chyba, że syn mamę poinformował, że nie oddał prac "ratunkowych" i klasyfikacyjny go czeka; mimo wszystko telepatycznie musiała poznać datę egzaminu bo tego syn nie wiedział; nie było go w szkole w poprzednim i w tym tygodniu;

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 10) | raportuj
25 czerwca 2014 o 22:01

@Taczer: a u mnie w szkole leży od dwóch lat piłka z pianki mocno "ogryziona", być może przez jej właściciela; i też nikt nie chce się po nią zgłosić; co zrobić, żeby nie znaleźć się po 20 latach na Piekielnych.pl, bo właściciel się do niej nie przyznaje? zarekwirowana została w czasie zajęć jako latająca w formie "perpetuum mobile" po klasie; nikt nie przyznał się do własności a tym bardziej do wprawienia jej w ruch poziomo- koszący po łuku;

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 10) | raportuj
25 czerwca 2014 o 21:33

@Taczer: może facet nie wymyślił tylko przekazał informacje jakie sam uzyskał od syna znajomego; znając rodziców typu:"to nie mój syn/córka!", "ja ci pokażę kto tu rządzi!" lub uczniów, którzy ze strachu przed rodzicem będą konfabulować niczym Zagłoba w niewoli szwedzkiej z wujem Kowalskim- bardzo prawdopodobny scenariusz; tylko najbardziej nieprawdopodobna wydaje się informacja, że nikt nie zgłosił sprawy na policję, do kuratorium czy Urzędu Miasta, czyli pracodawcy nauczyciela; albo autor postu niespełniony literat, albo dał się "wpuścić w maliny";

[historia]
Ocena: 14 (Głosów: 18) | raportuj
25 czerwca 2014 o 20:54

uuuuuu...naciągane, aż za bardzo; uwierzę, że nauczycielka odebrała telefon, bo taka jest procedura niezależnie od pobudek, które kierowały uczniami (zagapili się, zbyt byli pochłonięci i nie zauważyli, nudzili się na lekcji i znaleźli sobie rozrywkę); kolejny krok to przekazanie smartfonu dyrektorowi i telefon do rodziców z prośbą o kontakt ze szkołą; jeśli rodzice nie przyjdą, telefon jest deponowany w sejfie i czeka na "spotkanie" z opiekunami dziecka; w życiu nie uwierzę, jak ktoś tu zauważył, że mając kilkunastu (co najmniej) świadków w wieku kilkunastu lat (więc nie mało wiarygodnych przedszkolaków), nauczycielka z premedytacją korzysta z telefonu w celach prywatnych a potem ma odwagę wypierać się faktu zarekwirowania przedmiotu; nie wiem jak w gimnazjum z opowieści, ale podejrzewam, że podobnie, w moim uczeń jest zobowiązany przed oddaniem telefonu wyjąć kartę SIM i/lub ewentualnie zablokować aparat; a opowieść jest jak najbardziej składna na wiek gimnazjalny; nie wszyscy gimnazjaliści to wtórni analfabeci;

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 25 czerwca 2014 o 20:58

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 16) | raportuj
16 kwietnia 2014 o 22:52

@spielmitmir: pomijając całą treść i te wasze wątpliwości co do prawdziwości historii, akurat tutaj wcale nie musiała kłamać o ile w ogóle skłamała. Jeśli przeczytałeś uważnie, to dziewczyna pisze o ciężkim stanie chłopaka, bardzo poważnym zabiegu i paraliżu połowy ciała. Następnie o długiej i dalej jeszcze trwającej rehabilitacji. Jak myślisz? Czy facet wcześniej ważący np. 80 kg po takiej "przygodzie" utrzyma swoją wagę czy też zgubi "kilka kilogramów"? Na zdjęciach widać już chłopaka po wyjściu ze szpitala. Jakoś mi się nie chce wierzyć, że nie schudł drastycznie i ten wygląd poszpitalny to jego wygląd sprzed choroby. Z tą swoją uwagą to trafiłeś jak kulą w płot i myślę, że nawet aktywny "fak_dak" w tym przypadku mnie poprze.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
11 kwietnia 2014 o 23:29

@Wiktorzyna: tu nie chodzi o szybkie zliczanie kwot z kalkulatorem w ręku tylko o to, że każdy może usłyszeć, czy dał tyle ile ksiądz odczytał i zgłosić ewentualną rozbieżność; nasz ostatni pleban ma takie właśnie problemy z dokładnym ewidencjonowaniem wpłat i parę reklamacji już miał; mieszkańcy mojej parafii dobrowolnie płacą comiesięczną składkę (10 zł) na remont kościoła; jedni co miesiąc, inni kilka rat na raz, ktoś płaci za cały rok, jeszcze inni tylko małą część i księżulo się "rypnie" na kwoty, bo zawsze jest spóźniony, coś tam gdzieś w biegu zapisze lub ma zapisać później i wychodzą potem błędy; trochę to faktycznie męczące słuchać co jakiś czas litanii nazwisk i kwot ale jest też plus; ci, których stać na składki i wcześniej najgłośniej krzyczeli o tym, że ludzie dają za mało teraz nie mówią nic i solidarnie płacą; niestety dla nich, wreszcie uczciwie, bo dopóki było to niejawne właśnie najwięksi krzykacze płacili najmniej lub wcale; przekonał się o tym swego czasu mój staruszek, kiedy jeszcze był członkiem Rady Parafialnej i przyszło mu zbierać po parafii składki na remont zabytkowych organów;

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 13) | raportuj
10 kwietnia 2014 o 20:15

Co do Twojego ostatniego akapitu. W mojej parafii ludzie zdecydowanie zażyczyli sobie aby ksiądz odczytywał kto ile dał po kolędzie/ na ofiarę itp. Część po to zapewne , by chwalić się wysokością swojego datku, ale gro osób- po to by kontrolować, czy ksiądz ewidencjonuje całą kwotę, czy też po cichu zostawia sobie co nieco w kieszeni. Taka była decyzja parafian i kolejny ksiądz tego się trzyma.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 7) | raportuj
6 kwietnia 2014 o 8:56

byłam kiedyś w restauracji świadkiem "olewania" obowiązków rodzicielskich. O 8 wieczorem! z dwójką maluchów, w wieku max. 2 lat jedno (nieco niestabilne jeszcze bieganie) i 3 lat drugie, przyszły dwie pary. Rodzice z piwkiem czekający na zamówione danie i zajęci jakąś pasjonującą historią a dzieciaki z nudów zrobiły sobie ostre bieganie pomiędzy stolikami. Kelnerka na szczęście wykazała się niezłym refleksem i nie wylała na dziecko gorącej kawy/herbaty ale chwilę później ten mniejszy szkrab uderzył czołem w róg stolika (zaokrąglony na szczęście) i siłą odrzutu upadł do tyłu uderzając potylicą w podłogę wyłożoną płytkami. Ryk, potężny, mamuśka zareagowała i wyszła z dziećmi na zewnątrz, tatuś popatrzył i wrócił do konsumpcji piwa. Nie wiem jak to się skończyło ale raczej nie było skargi na właścicieli restauracji za stworzenie niebezpiecznych warunków lokalowych, przynajmniej nic o tym nie słyszałam.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
4 kwietnia 2014 o 17:11

@sla: hm... stodoła o powierzchni 50m2? To chyba nieco większy kurnik raczej? Powierzchnia budynku, który ma służyć jako stodoła waha się średnio w granicach 200m2. Sama mam na podwórku taką o powierzchni 350m2. Fakt, że jest dość duża, ale nie największa wśród okolicznych. Co do tych opłat. Zasada na wsi jest taka. Jeśli masz działkę rolną o powierzchni minimum 1 hektara to płacisz tylko podatek rolny, którego wysokość jest różna dla każdej gminy i zależna od klasy ziemi jaką uprawiasz. Jeśli zaś nie masz tego hektara to niestety, ale obowiązuje cię podatek od nieruchomości, płacony za każdy budynek jaki na tej działce stoi i oczywiście jest twoją własnością. A tutaj kwoty są już potężne. Nie znam stawek ale pamiętam jak "kilkadzieścia" lat temu mój wujek szukał dzierżawy lub chętnego do sprzedania mu 20 arów, bo tyle brakowało do wymaganego minimum. Nie było go stać na opłacenie wszystkich budynków na podwórku, które odziedziczył po swoich rodzicach (dla pełnej informacji, on był na rencie inwalidzkiej I stopnia, pracowała tylko jego żona a mieli 4 dzieci z których najmłodsze leczone było onkologicznie). Inna sprawa, ze historia jest nieco zagmatwana. Zaczyna się zapowiedzią walki o spadek w postaci "zabytkowego" domu a kończy polubownym przekazaniem stodoły. Nie widzę tu żadnej piekielności, bo siostra bratu nie wdarła sądownie tego budynku, wszystko zostało przekazane zgodnie z prawem, bez oszustwa, a że siostra przeoczyła taki kruczek prawny jak możliwość ściągania zaległych opłat za budynek którego było się faktycznym a nie tylko nominalnym posiadaczem i co się w sądzie udowodniło to tylko ogromny pech tej kobiety. I po jakie licho jej stodoła jak rolnikiem nie jest?

[historia]
Ocena: 37 (Głosów: 39) | raportuj
25 marca 2014 o 20:13

bezmyślność niektórych rodziców niestety jest porażająca; pamiętam jak kilka lat temu odwiedził mnie kuzyn z rodzinką; ja mieszkam na wsi, oni-w "stolycy"; dzieciaki oczywiście popędziły na podwórko; mam je podzielone na dwie części; na jednej piękny trawnik, kwiatki, chodnik, można chodzić w kapciach i na boso; druga to część "robocza" po której m.in. jeżdżą maszyny i chodzi drób; dzieciaki wybiegały się i postanowiły pooglądać tv; efekt? na dywanie, nowej kanapie i poduchach pojawiły się śmierdzące palmy po ptasich odchodach, bo dzieciaki nawet nie pomyślały, aby zdjąć buty w których biegały po części "roboczej" podwórka a seans bajkowy połączyły ze skokami po meblach; na zwróconą uwagę odparły, że po co mają ściągać buty, przecież są na wsi a na wsi jest brudno; mamuśka dzieci miała identyczny pogląd; ciekawe w takim razie, dlaczego u siebie w mieszkaniu wszyscy zaraz po wejściu do korytarza zmieniają buty, przecież w mieście jest czysto? na szczęście, w odróżnieniu od Twojej historii, moja była tylko śmierdząca i została okupiona małym nakładem finansowym w postaci środków czyszczących, piorących i odkurzających;

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
3 marca 2014 o 17:26

@fala: Popieram. Kilka tygodni temu w mediach pojawiły się historie o lekarzach POZ, którzy nagminnie rezygnują z wysyłania pacjentów na badania. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze z puli przeznaczonej przez NFZ wydają albo na (w najlepszym przypadku}wyposażenie swojej przychodni albo do swojej kieszeni. Rekordzista, skontrolowany przez NFZ, miesięcznie w ten sposób miał pensję w wysokości 15 tys. złotych, gdzie w zasadzie pensja tych lekarzy waha się w okolicach 7 tys. Dziewczynie wcale się nie dziwię, że zwlekała z takimi objawami jak osłabienie i kaszel. Pora roku w tej chwili jest adekwatna do wszelkiego rodzaju osłabień i kaszli. Nie wiemy też gdzie koleżanka pracowała. Z autopsji wiem, jak wygląda wizyta w przychodni, gdy lekarz bagatelizuje objawy. Mój rodzinny nie rozpoznał zapalenia oskrzeli i posądził mnie o chęć wyłudzenia zwolnienia. Musiałam pójść na wizytę prywatną, żeby dostać antybiotyki wraz z diagnozą, że oprócz zapalenia oskrzeli rozwija się też zapalenie tchawicy. Teraz boję się iść do rodzinnego ze "zwykłą" grypą, bo tutaj tym bardziej mnie wyrzuci za drzwi. Na grypę nie ma antybiotyków, jest tylko kilka dni pod "pierzyną" i z tabletkami przeciwgorączkowymi. Od lekarza potrzebuję tylko zwolnienia.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
9 lutego 2014 o 23:59

@katem: uwierz mi, że opisanie parametrów technicznych było w naszym przypadku niemożliwością. Jeśli masz na to kilka dni a pomocy jest kilkadziesiąt-coś w okolicach 100 w przypadku mojej szkoły a każda szkoła miała inną liczbę ze względu na rodzaj wybranych zajęć, to trzeba na to przynajmniej kilku tygodni i kilku osób tylko tym się zajmujących, czyli sprawdzających oferty i ceny. Być może gmina liczyła na uczciwość oferenta ale w naszej kochanej polskiej rzeczywistości uczciwość to ewenement. Na tym portalu mnóstwo jest historii o tej naszej "uczciwości" począwszy od kasjerki nabijającej wyższą cenę po wynajmujących mieszkania. Gdyby firma chciała postąpić uczciwie to zakupiłaby pomoce jak najlepsze za jak najmniejszą kwotę. Większość z komentujących psioczy na gminę a jakoś nikt nie zauważa, że wykonawca usługi dopuścił się defraudacji pieniędzy. Za swoją usługę otrzymał konkretną kwotę (nie wiem jaką ale to, póki co, sprawa pomiędzy gminą i oferentem). Następnie wykonawca usługi otrzymał 80 tys. i za tę kwotę miał zakupić pomoce do szkoły. I zakupuje szajs mocno przeszacowany oraz rzeczy dobre ale z 5-10-krotnym zawyżeniem ceny. Tak jak pisałam w historii, jakiś odsyp sprzedawca dostaje za wystawienie zawyżonej faktury a reszta idzie do kieszeni wykonawcy jako gratisowa premia. Też czasem robię zakupy dla szkoły, np. materiały papiernicze, sprzęt muzyczny itp. Dostaję od dyrektora jakąś kwotę, pytam kolegów i koleżanki czego konkretnie potrzebują, robię spis i jadę na zakupy. Wybieram najlepsze jakościowo rzeczy za jak najniższą cenę, ewentualne niejasności wyjaśniam na bieżąco telefonicznie. Jakoś nie przyszło mi nigdy do głowy zawyżyć ceny zakupów i różnicę wziąć do własnej kieszeni. Tylko co się dziwić dzisiejszym młodym gniewnym jak od małego są uczeni, że uczciwość to frajerstwo i oznaka słabości. Dziadek w czasie wojny kombinował jak oszwabić Niemca potem Ruskiego. Tatuś w PRL-u wynosił z zakładu części i sprzęt, bo to przecież wszystkich czyli niczyje. To teraz synek kontynuując dzieło przodków oszwabia Unię. Unia da sobie radę ale szkoda naszych samochodów rozbijających się na dziurawych ulicach Ludzi ginących pod kołami TIR-ów w centrach miasteczek, bo nie powstały obwodnice. Dzieci pozbawionych możliwości rozwijania swoich zainteresowań i tak można wyliczać jeszcze długo. Trochę to gorzkie.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
9 lutego 2014 o 23:28

@z_lasu: chyba nie bardzo obok tematu; jak dla mnie kolejny przykład jak w białych rękawiczkach i "legalnie" choć zdecydowanie niemoralnie można się dorobić;

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
9 lutego 2014 o 12:58

@fenirgreyback: no, coś w tym jest;

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna »