Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mabmalkin

Zamieszcza historie od: 4 stycznia 2017 - 1:24
Ostatnio: 29 lipca 2020 - 12:59
  • Historii na głównej: 100 z 109
  • Punktów za historie: 18658
  • Komentarzy: 551
  • Punktów za komentarze: 2996
 

#77504

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Już gdzieś tu kiedyś widziałam podobną historię, ale wówczas trudno mi było sobie wyobrazić tę sytuację. A jednak.

Jakieś piętnaście minut temu jechałam dość dużo spóźniona na uczelnię. Nie zdążyłam zjeść w domu przygotowanego wcześniej śniadania w postaci kanapki. Stoję gdzieś na końcu autobusu pełnego studentów i starszych ludzi. Zabrałam się za jedzenie. Koło mnie siedzi matka z dzieckiem, na oko 3-4-letnim. Nie wyglądała na biedną, wręcz przeciwnie, markowe ubrania itp. W pewnym momencie chłopiec wyciąga rączkę w moim kierunku i wydaje sobie rozumiany odgłos. Uśmiechnęłam się do niego i konsumuję dalej. W pewnym momencie piekielna mamuśka zwraca się do mnie z pretensją w głosie: "No daj mu gryza! Nie widzisz, że dziecko głodne i chce?!".

Zamurowało mnie. Serio? Ja, obca osoba mam dać resztę swojej kanapki jakiemuś dzieciakowi? Odparłam, że skoro dziecko jest głodne, to mogła je nakarmić.
Jakby tego było mało, na mój komentarz, jedna z "moherek" (z ciastkami na kolanach) oburzyła się, że "tym młodym bezczelnym to już się w du*ach poprzewracało, skoro dziecku odmawiają". Nie wiem jak to skomentować. Wysiadłam na swoim przystanku, ciągnąc szczękę za sobą. :D

Komunikacja miejska piekielne matki

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 379 (393)

#77484

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ja wiem, że są różne zdania na temat polskiej edukacji, na temat studiów itd. Osobiście znalazłam pracę dorywczą, a na studia poszłam, bo chciałam. Kierunek związany z polityką, historią, bezpieczeństwem państwa i ogólnie zajęcia są nie tylko w formie ćwiczeń/wykładów, ale też ćwiczeń praktycznych.

Już przy rekrutacji zrobiono "przesiew", później na pierwszym semestrze też. Ale jest kilka kwiatków spośród 22-osobowej grupy. I niby nie powinnam się wtrącać, ale jestem zwyczajnie zawiedziona i zdziwiona, że takie osoby się dostały na ten kierunek, wszystko uchodzi im płazem; nie wiem jakim cudem, a reszta osób dostała się ciężką pracą i wiedzą. Może to kolesiostwo i kumoterstwo, nie wiem. COŚ musi być na rzeczy, że przykładowo trudne kolokwium napisali na 4 czy 5, a podczas odpowiadania z dokładnie tego samego materiału nie potrafią NIC. Możliwości ściągania zwyczajnie nie ma. A wiem, bo w przeszłości sama czasami próbowałam coś zdziałać najróżniejszymi sposobami, tutaj by to nie przeszło. Zresztą inni studenci też to widzą ;)

Najbardziej boli to, że takie osoby prawdopodobnie będą później piastować dość wysokie stanowiska i niszczyć życie ludziom swoją niewiedzą. Poniższe sytuacje są najmniej rażące.
Najbardziej w oczy rzuciły mi się trzy osoby: [Z], [M] i [L]...

1. Przedmiot związany z historią współczesną. Początek I semestru, październik. Pierwsze zajęcia.
Doktor wyświetla nam osoby związane z polityką, nie tylko polskie. Wyświetla się zdjęcie naszej teraźniejszej premier. Pytanie do [L] "za co odpowiada i kim jest?". L nie wie. Nie zna. Nie słyszała.

2. Egzamin ustny. Wchodzimy po dwie osoby. [Z] dostał zagadnienie związane z UE, z wyszczególnieniem czegoś na mapie (nie pamiętam dokładnie), ale między innymi na początek miał pokazać mniej więcej granice UE. Wziął wskaźnik, dziarskim krokiem podchodzi do mapy i z uśmiechem pokazuje Australię.

3. Wspomniałam o ćwiczeniach praktycznych. Dwa razy w miesiącu idziemy na strzelnicę. Podczas jednego przedmiotu uczymy się budowy jakiejś broni, na zasadzie, że wykładowca przynosi replikę, rozbiera ją na części, omawia poszczególne części i później każda osoba ma powtórzyć wszystko. Wybierając ten kierunek, każdy wiedział z czym to się wiąże. Jednak kilka osób pod przewodnictwem M stara się zakłócać zajęcia swoimi pacyfistycznymi poglądami i protestami, że oni broni do ręki nie wezmą.

4. Dzielenie się notatkami. Ze względu na to, że dość sporo osób pracuje w tygodniu, a nikt nie chciał studiować zaocznie, razem z "ogarniętą" częścią ludzi ustaliliśmy, że oni idą na wykłady np. w poniedziałek i środę i dają nam notatki, a druga grupa w inne dwa dni i wysyła tamtym. No fajnie, zawsze się do tego stosowaliśmy. Na początku wrzucaliśmy to na naszą "grupową" tablicę na fb (a co tam, niech inni mają), po incydencie opisanym niżej, utworzyliśmy konwersację złożoną tylko z osób "wkręconych" w umowę. Raz wyszło tak, że osoby z "pierwszej grupy" (w sumie 8), nie mogły iść na wykłady. Wszyscy jednocześnie, po prostu, ktoś miał lekarza, ktoś inny kaca, ale w każdym razie nikt na wykład nie poszedł, no trudno. Ale M zrobił wielką awanturę. On nie był na ŻADNYM wykładzie. Widocznie korzystał z notatek, które publikowaliśmy. Tak się złożyło, że profesor zrobił kartkóweczkę z ostatniego wykładu. Nie było źle, bo zagadnienia powiązane z poprzednimi, tak że większość na to 3,5 napisała. Poza M. M. po zajęciach rozpętał awanturę, że jak to, że on dostał 2 punkty i że to wina tych, co notatek nie przesłali. Na pytanie czemu nie chodzi na wykłady odpowiedział, że on "pie*doli" te wykłady i studia, bo tu same niedorozwoje widocznie są, skoro nie chcą mu pomóc.
Dodam jeszcze, że mieszkał z jednym z naszych kumpli i znali się wcześniej; jego matka zadzwoniła do naszego kolegi z pretensjami, że nie pomaga mu w nauce... .

Niby nic, ale wkurza, wkurza podejście ludzi i podejście uczelni, które przyjmą każdego, byle tylko móc pochwalić się dużą liczbą studentów :)

studia

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (227)

#77354

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Motocykle w mojej rodzinie są pasją od kilku pokoleń. Sama jako dzieciak "załapałam bakcyla" i obecnie, mając lat dwadzieścia, mogę pochwalić się pięknymi kilometrami. Zaczynałam od dziadkowych komarków, a obecnie, po zdaniu prawka na tzw. A2 dwa lata temu kupiłam pierwszą 500.

W lipcu ubiegłego roku miałam wypadek, który cudem przeżyłam; a mianowicie:

Jadę ulicą główną w z miejscowości X do Y. Centrum niewielkiego miasta, z mojej prawej strony pas, który skręca w prawo do supermarketów oraz wyjazd spod supermarketów. Śmigam sobie spokojnie, przepisowo, nagle widzę auto wyjeżdżające z podporządkowanej po mojej prawej; nie zdążyłam zrobić nic więcej niż hamowanie. W lewo nie mogłam odbić, bo skończyłoby się to zmasakrowaniem przez tira, który jechał z naprzeciwka. Pan ze srebrnej toyoty nawet nie spojrzał w moją stronę, wyjeżdżając spod marketu, w stronę miejscowości Y. Strzelił mnie w bok, przeleciałam trochę przez maskę auta, motocykl odleciał gdzieś na bok, ja w stronę znaku drogowego na wysepce i więcej nie pamiętam, bo też "odleciałam". W każdym razie definitywna wina kierowcy toyoty.

Motocykl na szrot (nie było żadnej możliwości naprawy go, by później móc jeździć bezpiecznie), ja na SOR (to co działo się w szpitalu jest świetne na oddzielną historię).


1. W lokalnym "szmatławcu" (serio, z prasą nie ma to nic wspólnego) w rubryce "wypadki" zostałam uśmiercona. Pokazała mi to sąsiadka. Chyba nie muszę mówić, że moja mama w dzień ukazania się wydania, odebrała X telefonów z kondolencjami? Obie się zagotowałyśmy, wzięłam kule i wte pędy do redakcji. Wpadłam, prosząc od razu o rozmowę z redaktorem naczelnym. Poinformowałam, że nie tylko żyję, ale nawet czuję się świetnie i proszę o odszkodowanie i sprostowanie w następnym wydaniu.
Sprostowali oczywiście małym druczkiem na ostatniej stronie. Ale co będę walczyć z wiatrakami.

2. Stoję sobie w kolejce sklepowej. W drugiej dwie moherki, słyszę dialog:
- Halynka! A słyszałaś, że jakaś młoda się rozbiła na motorze w X?!
- Ano słyszałam, zero wyobraźni teraz ci młodzi majo...
- Grażynka tam była wtedy pod intermarszem, mówi że ona pędziła jak jaki szatan! Szkoda tego z auta, cały przód mu rozwaliła!
- Pewnie jeszcze bez prawa jazdy! X lat temu to szwagier ciotki mojej ciotecznej siostry, to się na śmierć zabił na motorze!

Nawet mi się nie chce komentować :D

3. Nie zamierzam rezygnować z pasji tylko z powodu wypadku. Dla mnie jest to po prostu kolejne doświadczenie, dzięki któremu będę jeździć ostrożniej. Nie wszyscy to rozumieją.

Niecały miesiąc po wypadku, kupiłam kolejny motocykl. Taki sam jak poprzedni, z mniejszym przebiegiem. Stało się to powodem wielkiej obrazy dziadków oraz niektórych bliskich na mnie i moich rodziców.
Do dzisiaj wśród niektórych "znajomych" i moherów z rodziny, moi rodzice są bandytami i postradali rozum, bo pozwalają jedynej córce dalej jeździć. Co z tego, że jestem dorosła i była to tylko i wyłącznie moja decyzja, i moje pieniądze. Rodzice po prostu nie mają nic przeciwko (oboje też jeżdżą).

4. Ubezpieczalnie i walkę o odszkodowanie, które w śmiesznej sumie dostałam dopiero w STYCZNIU tego roku, również byłyby świetną osobną historią. W skrócie - nie dostałam nawet 2/3 tego co powinnam, mimo wynajęcia firmy itd.

5. W dzień wypadku, "zwłoki" rozbitego motocykla za sprawą pomocnych kolegów-motorzystów, wylądowały w moim garażu. W ten sam dzień dostaję telefon od jednego z "życzliwych" dalszych znajomych, od razu na wstępie z pytaniem czy będą mi potrzebne części takie, takie i takie, bo jak nie to on chętnie odkupi, ale po taniości, bo teraz nie jest przy kasie. Sprzedałam mu... wiązankę. Tutaj nie będę powtarzać. Nie wiem jak można być tak bezczelnym.

6. "Za młoda jest na takie rzeczy, ja to bym swojej Kasi nawet prawa jazdy nie pozwoliła zrobić w tym wieku! Poza tym motory dla dziewczyny... niee." - żona kolegi ojca, która ma bodajże 25-letnią córkę, której jedyną pasją jest siedzenie na tyłku przed tv i oglądanie durnych seriali.*

To tylko niektóre z piekielnych sytuacji, jakie mnie spotkały i którymi się nie przejmuję, bo nikt za mnie życia nie przeżyje. Chodzi mi tylko o fakt, jak szybko ludzie, kierując się stereotypami potrafią rozprzestrzeniać plotki wyssane z palca albo pouczać innych, zamiast zająć się sobą. ;)


*Coby nie było więcej niedomówień i oskarżeń mojej osoby, że motocykle to jedyna słuszna pasja (co oczywiście jest bzdurą), znam zarówno Kasię jak i jej mamę i wiem co mówię. Widocznie pasją Kasi są Trudne Sprawy. Zdaniem jej mamy, to jest odpowiednie hobby dla kobiet.

moto wypadki ludzie plotki

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (217)

#77396

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O 18.00 wsiadłam do ostatniego busa z X do Y, trasa ok. 100km. Bus mały, zmieści maksymalnie jakieś 20 osób. Jest to ostatni przejazd z X do Y, dlatego zawsze idę już na pierwszy przystanek, bo ludzi jest mnóstwo, głównie studentów.
Załadowałam bagaż do bagażnika i jedziemy. Bus pełny, w tym miejsca stojące.

Na jednym z przystanków było jakieś zamieszanie, z początku nie wiedziałam o co chodzi. Otóż przedstawiciel rodu Sebixów stwierdził, że jego torba MUSI być w bagażniku, więc... wyrzucił bagaże kilku innych osób na ulicę, by upchnąć swój. Kierowca tego nie zauważył i zaczął już ruszać. "Wybawcą" okazał się przypadkowy przechodzeń, który zatrzymał busa i poinformował kierowcę o sytuacji.
Torba Sebixa nie pojechała, on też nie.

Ale żeby aż takim burakiem być?

transport publiczny

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 418 (426)

#77229

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak to mam w zwyczaju, będzie długo, bo nie lubię się rozdrabniać ;).
Tak się fajnie złożyło, że dzięki szybko zdanym egzaminom, udało mi się mieć nieco ponad dwa tygodnie wolnego. Pomyślałam, że dobrze byłoby przez ten czas zarobić trochę grosza.
Ale nie. Zadzwoniła ciocia, czy nie chciałabym "przygarnąć" do siebie jej ukochanego synka Michasia na ferie. W sumie młodszy ode mnie niedużo (ma 18 lat), dodatkowo podobno chciał lepiej poznać Wrocław bo zamierza tu studiować. Mieszkam z dwoma kuzynami (21,22 lata) i narzeczoną jednego z nich, więc fajnie bo sama rodzinka.
Z Michasiem jedyny kontakt jaki mamy (ze względu na odległość), to portale społecznościowe i ewentualnie telefon. Ale to nic, niech chłopak przyjedzie.

I tak oto w niecałe dwa tygodnie, poznałam największego maminsynka i jedną z piekielniejszych matek w swoim życiu. Ostatni raz w cztery oczy widzieliśmy się z Michasiem jak miałam jakieś 10 lat i miło to wspominam, ale teraz było dokładnie odwrotnie. No i już nie jestem cudowną siostrzenicą ani kuzynką.

1.DWORZEC
Już na PKP były problemy, choć może to jeszcze nie było takie piekielne; po prostu w dzień przyjazdu Michała miałam ostatni egzamin, a wydział mam na drugim końcu miasta. (Inni domownicy byli również na uczelni/w pracy). Powiedziałam o tym ciotce i ustaliliśmy, że zamówię Michałowi taksówkę prosto pod nasz dom. Adres wysłałam SMSem i do niego i do niej. Taksę zamówiłam i wio na egzamin.
2 godziny później byłam już na PKP, bo on ZGUBIŁ SMS z adresem, a nie widział nigdzie taksówki z napisem XYZ i numerem przewozu, który również mu wysłałam. No trudno, jedziemy do domu tramwajem. Może faktycznie trochę moja wina, bo mogłam podać przewoźnikowi jego numer, ale nie sądziłam, że tak prostą sytuację jak przejazd z punktu A do B można spi*przyć. Nawet jeśli to obce miasto.

2.GOTÓWKA
Dla mnie osobiście Wrocław nie należy do nazbyt tanich miast, ale nigdy niczego mi nie brakowało; korzystam ze wszelkich zniżek dla studentów, nie wydaję pieniędzy na "pierdoły", a jeśli wiem, że szykuje się na przykład jakaś większa impreza, to po prostu oszczędzam. Michałek nigdy w życiu nie pracował. Bo po co, skoro mama mu daje? Jego budżet na 11 dni wynosił... 120 złotych. Z tego jeszcze miał kupić bilet powrotny. Oczywiście mogliśmy "postawić" kilka atrakcji za swoje, ale jako studenci fortuny nie mamy, a dodatkowo trzeba jeszcze opłacić sporą kwotę za mieszkanie no i coś jeść. Michał koniecznie musiał jadać w drogich lokalach, a kawa tylko ze Starbucksa czy innego tym podobnego. Kiedy zrobiłam schabowe na obiad, nie tknął, bo to "tandeta dla Polaczków, a poza tym kaloryczna" :D To sobie nie jedz, nikt cię nie zmusza.
Nie chciałam dzwonić od razu w pierwszy dzień do ciotki, żeby nie wyszło żem sknera. Zrobiłam to dzień później, bo ciśnienie mi skoczyło na widok...

...3.LISTA ATRAKCJI
Michaś przyniósł wydrukowaną kartkę A4 z notkami, gdzie chce iść. Było tam kilka podstawowych muzeów, Sky Tower,teatr,aquapark itp. Ale...duża część z nich w okresie ferii, miała już zarezerwowane miejsca tudzież wyprzedane bilety. A jeśli chodzi o bilety- 120 zł zwyczajnie nie wystarczyłoby na to wszystko. Dzwonię do cioci i delikatnie sugeruję, że może przelałaby Michałowi na konto jeszcze XXXzł, bo tyle może mu nie wystarczyć, a poza tym chcielibyśmy wyskoczyć na kilka imprez na miasto z okazji moich urodzin.
(Kwestia imprez została przemilczana, ale do tego wrócę :D). Otóż dowiedziałam się, że ona myślała, że skoro my ZAPRASZAMY do siebie jej syna, to jesteśmy finansowo w stanie zapewnić mu bilety i karnety na wszystko. No nie, ciociu, musimy opłacić mieszkanie, a nie zarabiamy milionów. Z wielkim fochem dosłała dwa dni później 80zł... .

4.SPOWIEDŹ
Telefon do/od mamusi. 10 razy dziennie. Poza tym 5 telefonów od ciotki do mnie. Co je? A dobrze mu tam? Ale nie sprowadzacie żadnych dziewuch? (wtf?!) a kurtkę i czapkę nosi?
Wytrzymałam aż trzy dni, potem wyłączyłam telefon i powiedziałam, że musiałam oddać do naprawy. Zamiast tego narzeczony pożyczył mi swój stary telefon, żebym mogła kontaktować się z innymi ludźmi ;)
Ponadto rozmowa Michasia z mamą wyglądała mniej więcej tak: "No mamuś wstałem o 9, potem POSZŁEM do łazienki, zjadłem dwa tosty i jajko...". Jeszcze brakowało opisu czy dwójkę robi na miękko czy twardo.

4.CWANIACTWO
Ja wiem, że faceci później dorastają, ale... Michał okazał się (jak zgodnie między sobą stwierdziliśmy) mentalnym 13-latkiem w ciele 18-letniego chłopa. Na dodatek takim spuszczonym ze smyczy. Cwaniakował, "chwalił się"(?) paleniem papierosów (u nas w domu czasami jeden z kuzynów popala, wychodzi wówczas na balkon i nie zdarza to się często). Michaś natomiast przyjechał zaopatrzony w cztery "wagony", a palił zawsze tylko jak gdzieś wychodziliśmy (wcześniej próbował w toalecie, ale jeden z kuzynów dał mu do zrozumienia żeby lepiej tego nie powtarzał). Robił to z wielkim namaszczeniem, tak by wszyscy widzieli i czuli smród cienkiego mentola.
Spytałam co ciocia na to, że tak dużo pali. Coś tam wymamrotał, że nic i żeby mamie nie mówić bo mu łeb urwie :D Całkowite obnoszenie skończyło się, gdy dostał mandat za palenie na przystanku. Przyznam, że widziałam jak niebiescy idą w naszą stronę, było ciemno, on był odwrócony przodem do mnie a tyłem do nich. Ale nie zareagowałam. Mandat- 50zł, mina przerażonego Michała- bezcenna. Próbował z początku namówić mnie, bym wzięła jego winę na siebie. Już pędzę.

5.SNOWBOARD
Jako, że moje rodzinne miasto położone jest w górzystym terenie, a ja dość długo w przeszłości dorabiałam sobie jako instruktorka snowboardu, postanowiliśmy na dwa dni wrócić (ja z Michasiem) do mojego narzeczonego i wybrać się na narty/deskę. Michał wielce podekscytowany, bo on na youtubie oglądał "jak oni zaje*iście skaczą!" i też tak będzie. Miałam co do tego wątpliwości, bo pierwsze dni nauki są trudne i dość dużo osób się zniechęca, ale nic nie mówiłam. Oczywiście po wskazówkach życiowych od cioci, że Michaś ma mieć kask, rękawiczki i wszystko i najlepiej ochraniacze (najlepiej NOWE ZE SKLEPU!!), żeby nic mu się nie stało, pojechaliśmy. Dałam mu jedną ze swoich desek, z resztą też nie było problemu. Jakby rzuciła dwa tysiaki, to kupilibyśmy mu w miarę dobry sprzęt, ale nie rzuciła, więc biedaczek musiał mieć po kimś.
Odziany od stóp do głów, uczy się wjeżdżać orczykiem. Po setnym razie, z moją pomocą, udało się wjechać. Po kilku upadkach na tyłek, odpiął deskę z nóg, rzucił ją w zaspę (prawie w drzewo) i powiedział, że "on to pie*doli". Resztę dnia spędził w barze na stoku, potem jeszcze wyszedł, żeby strzelić sobie kilka fotek z dechą i wrzucić na fejsa czy inne badziewie, chwaląc się jak to cudownie się śmiga na stoku.

6.IMPREZKI
Mieliśmy w planach przeznaczyć dwa wieczory na kluby.
Wieczór pierwszy- razem z jednym z kuzynów [D], umówiliśmy się z naszymi wspólnymi znajomymi najpierw do jakiejś klimatycznej knajpki na piwo, a potem kluby.
Oczywiście telefon do mamusi. Akurat stałam obok, gdy tylko z ust Michała padły słowa "impreza", z głośnika usłyszałam okropny wrzask. Chłopak się prawie rozpłakał, więc poprosiłam ciotkę do telefonu. Po ciężkich negocjacjach, udało mi się zapewnić, że jej synkowi nic się nie stanie i nikt go nie będzie do niczego zmuszał. Cóż, Michał jest przecież za młody na jakikolwiek alkohol, ma pić tylko soki, a jeśli widziałabym przy nim jakieś OBCE WYTAPETOWANE PINDY, mam natychmiast je odgonić :D. Oczywiście nie zamierzałam się obchodzić z nim jak z jajkiem. Ma 18 lat, wie co robi. Przynajmniej powinien.
W pierwszym barze- jedno małe piwo. Potem drugie małe piwo. Do klubu wszedł wstawiony. Starałam się jednocześnie bawić i mieć go na oku. Oczywiście się nie udało.
Około godziny 2, gdy impreza się rozkręcała, zalanego w trupa Michasia wyniosła ochrona. Nie wiem czym i kiedy się tak załatwił. Cóż, z ciężkim sercem zamawiam taksę i jedziem do domu.
Wieczór drugi, czyli moje urodziny. Michaś nadal na kacu, ale on koniecznie chce iść z nami, bo jak nie to ZADZWONI DO MAMY I SIĘ POSKARŻY. A dzwoń, powiem jej jak wczoraj jej synek się zachowywał. Może i byłam piekielna, zostawiając go z przyszłą szwagierką, która jutro miała iść do pracy, ale nie chciałam zniszczyć sobie imprezy. I chyba na dobre mi to wyszło.

7.DZIEWCZĘTA
Nie mam pojęcia, dlaczego ciotka miała takie podejście do dziewczyn. Michaś raz powiedział, że miał dwie dziewczyny, ale przez to, że musiał trzymać w tajemnicy przed mamą, to nic z tego nie wyszło. "Bo mama powiedziała, że ona mi sama poradzi i teraz nie mam się czym przejmować bo za młody jestem". No cóż... ich sprawa. Telefon do Michała- ciotka chce ze mną natychmiast rozmawiać. Wściekła jakbym nie wiem co zrobiła jej dziecku. Mam NATYCHMIAST USUNĄĆ TO ZDJĘCIE, bo ona sobie NIE ŻYCZY żeby jej syn pokazywał się z takiej strony i to z TAKIMI dziewczynami. Ja z miną wtf, pytam się ciotki o co chodzi. Na prawdę nie miałam pojęcia o czym ona mówi. Potem się okazało- jak byliśmy dzień wcześniej w barze, Michał zrobił nam wszystkim zdjęcie (nie zwróciłam nawet uwagi na to) i wrzucił to na SWOJEGO facebooka. Cóż, nasze koleżanki może nie są przeciętnymi dziewczynami (włącznie ze mną- trzy czerwono/rudo włose, jedna z tatuażem na dekolcie, a trzecia w dredach), ale nie widzę powodu siania paniki. Powiedziałam mu, żeby wyjaśnił wszystko matce, a czy to zrobił to nie wiem.

8.PRZEDWCZESNY WYJAZD
Nie daliśmy rady. Kroplą przelewającą czarę było to, że Michał na owej imprezie przepuścił całe pieniądze (jak się okazało, miał jeszcze ok.400zł na karcie, o czym łaskawie nas poinformował podczas imprezy, gdy zwróciłam mu uwagę, że drink za 32zł to niedobry pomysł). Zadzwoniłam do ciotki, że plany mi się zmieniły i że semestr zaczynam wcześniej. Na szczęście uwierzyła.

Zapłaciłam mu za ten bilet, ale nigdy więcej nie dopuszczę do takiej sytuacji. Może i powinnam powiedzieć ciotce o zachowaniu Michała (który NIE JEST JEDYNAKIEM wbrew pozorom [często spotykam się nie wiem dlaczego z opinią jedynak=rozpuszczone dziecię]; ja jestem i nigdy w życiu tak się nie zachowywałam), ale jak sobie wychowała, tak teraz ma.
I będzie mieć, synka, który w przyszłości będzie miał dwie lewe ręce do wszystkiego poza przepuszczaniem ciężko zarobionych pieniędzy rodziców w myśl, że mu się NALEŻY. A na starość nie będzie kto miał podać jej szklanki wody. Jakoś nie szkoda mi takich ludzi. Rodziny się nie wybiera, ale wstyd mi za takie osoby.

rodzina ferie rozpuszczone dzieciaki Wrocław

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 310 (346)

#76988

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zbiór historyjek, poczynając od roku ubiegłego, do obecnego roku. Zatem będzie długo.
Mój narzeczony jest profesjonalnym, dyplomowanym fotografem.
Uważa to za swoją pasję; pracuje na co dzień w zupełnie innym zawodzie, jednak od czasu do czasu czerpie korzyści ze swojego hobby (zwykle zdjęcia na śluby, komunie, czy po prostu sesje prywatne).
Oto jak łatwo pogorszyć kontakty z rodziną czy znajomymi (i nie tylko) :

1. Moja kuzynka mieszka na drugim końcu Polski od nas, czyli w Warszawie. Odwiedziliśmy ją podczas ubiegłych wakacji i miło nas zaskoczyła, że w styczniu bierze ślub i że oczywiście- już teraz jesteśmy zaproszeni. Wpadliśmy na pomysł, że zamiast jakiegoś bezużytecznego prezentu ślubnego, mój P. zrobi im piękną, wyjątkową sesję. (O czym oczywiście poinformowaliśmy wcześniej, żeby nie musiała szukać kogoś innego za kosmiczną cenę).

Super. Cud miód. Tylko mamy czekać na zaproszenia.
Miesiąc, dwa, trzy, nic. Zapomnieliśmy o sytuacji i zajęliśmy się swoimi sprawami.
Ślub odbył się 28.01.2017 roku. Cztery dni wcześniej zadzwoniła kuzynka z propozycją NIE DO ODRZUCENIA. Uwaga...
Mój narzeczony ma pojechać na ich ślub, zrobić sesję i po weselu wrócić. Oczywiście beze mnie, bo im się plany co do gości pozmieniały. (Pominę fakt, że mojego P. widziała RAZ w życiu).
Szczerze- przyjęlibyśmy propozycję, gdyby powiedziała to np. dwa miesiące wcześniej, a nie cztery dni przed ceremonią.
W ten sam dzień zadzwoniła ciotka, że jak to, że my najpierw obiecujemy a potem się wykręcamy i że na naszym ślubie to jej noga na pewno nie postanie. Przykro nam :D


2. Wiadomość mailowa. Skopiowałam.
"Witam jestem dziewczyna o nietypowej urodzie, śmiala i nie bojącoą się wyzwan jeszcze napewno nie miałeś takiej modelki jak ja. Nie jestem pierwsza lepsza zajmuje sie modelingiem od dziecka i bardzo bym chciała z tobom sesje. jeśli sie zgodzisz nie pozałujesz i może jeszcze coś więcej po co ty na to hm ? :* :*".
Ykhm. Pozostawię bez komentarza.


3. Nasi znajomi stają na ślubnym kobiercu pod koniec sierpnia.
Mój P. niestety pracuje w dużej firmie, o dużych wymaganiach i z tego powodu już TERAZ musiał określić dokładne dni, w których chce wziąć urlop. Ustaliliśmy, że podobnie jak rok temu- będzie to koniec sierpnia i pierwszy tydzień września. Poszło, nie da się już przełożyć. Niestety, znajomi zadzwonili dopiero wczoraj, z prośbą o to, by P. został fotografem na ich ślubie. P. wytłumaczył całą sytuację związaną z urlopem, że już się nie da przełożyć i że może polecić kilku swoich znajomych, którzy też zajmują się fotografią. Jednak i tak zostaliśmy burakami, chcącymi zniszczyć ich najpiękniejszy dzień w życiu.
No cóż.


4. Naprawdę nie mam nic do aktów. Spora ilość kobiet pisze z prośbą o wykonanie takiej śmiałej sesji. Nigdy nie byłam zazdrosna, przy każdej sesji mogę być obecna, wspólnie wybieramy modelki. Dodam, że taka sytuacja jak opisana poniżej zdarzyła się pierwszy raz i od tej pory bardziej wnikliwie dowiadujemy się informacji o osobach, które P. ma fotografować w taki sposób.

Napisała młoda kobieta z chęcią pozowania do aktów. Pisała sensownie, konkretnie, twierdziła, że zdjęcia te mogą przeważyć na jej przyszłej karierze, bo ma dopiero 25 lat. Podesłała kilka fotek- piękna, o kształtnej figurze, cudownie długie, czarne loki. Umówili się na sesję.

Przyszła, mój Kochany zaproponował najpierw sesję próbną w pracowni. W jej zachowaniu było coś dziwnego, jakby trochę niepoważnego, ale oboje to zbyliśmy, ludzie są różni. Zostawiłam ich samych i zeszłam na dół. Dosłownie 10 minut później pod dom podjechały trzy auta, z każdego wyskoczyło po czterech "Sebixów" + jeden "kark" w garniturze.

W skrócie opowiem co się stało- KOBIETA okazała się mieć niecałe 15 lat. Ja wiem, że dzisiejsze gimnazjalistki wyglądają na starsze. Ale nigdy w życiu nie pomyślałabym, że dziewczyna ma około 15 lat. Wyglądała na tyle ile twierdziła, że ma, albo jeszcze więcej. Czyli jeszcze starsza ode mnie. Nie miała w sobie (poza podejrzanym zachowaniem) nic z nastolatki.
Jegomość w garniaku okazał się tatusiem i o dziwo- dało się z nim w miarę normalnie porozmawiać, gdy nerwy już troszkę puściły.

Dowiedzieliśmy się więc, że zanim dziewczyna przyjechała do nas (na stopa, ok 120km), zostawiła ojcu kartkę z NASZYM adresem i dopiskiem, że nie zniszczy jej marzeń i idzie na swoją pierwszą rozebraną sesję. Dosłownie.
Mój P. wyszedł więc na pedofila, wyrywającego młode dziewczęta na sesje. Pokazaliśmy ojcu dziewczyny wszystkie wiadomości, które wysłała do mojego P. Zmusił ją też do otworzenia jej skrzynki mailowej.
Wszystko skończyło się (przynajmniej dla nas) dobrze, w ramach przeprosin P. dostał dzień później dobre whisky. A co do dziewczyny; nie interesują nas jej relacje z ojcem, sama była sobie winna i osobiście nie zamierzam w żaden sposób jej bronić.
Teraz przed każdym aktem P. żąda jakiegoś potwierdzenia wieku modelki/modela, podpisuje umowy teraz już w związku z każdą sesją.


5. Porady w sprawie sprzętu, techniki itp. ja nie znam się na tym wybitnie, ale zdaję sobie sprawę, że poza kreatywnością, sprzęt odgrywa główną rolę.
"X- A jak ty robisz, że ci takie tło wychodzi, co to za FILTER? jaki program?
P.- To nie program, to kwestia obiektywu.
<długie tłumaczenie, rodzaje, co, z czym i jak>
X- To podaj mi na allegro link na ...(dowolna część aparatu/aparat) ...i ja sobie zamówie bo zaoszczędziłem/am 6 stówek.
Ni ch... nie wytłumaczy się takiej osobie, że 6 stówek to ykhm... za mało. Dużo za mało. Potem następuje klasyczny tekst, że tylko debil kupiłby obiektyw za czterocyfrową sumkę.


6. Oboje mamy konta na Digarcie. Pewnie ktoś z Was miał okazję zahaczyć o tę stronę. Jakoś początkiem jesieni, w naszej gminie ogłoszony został konkurs fotograficzny, tematyczny, o naszych górach, krajobrazie itp. Konkurs organizowało kilka grup z naszego Ośrodka Kultury, zarówno mój mężczyzna jak i ja należymy do sekcji; on do fotograficznej, ja do plastycznej.

Oczywiście nikt z członków sekcji organizujących nie mógł brać udziału w konkursie. Jakież było zdziwienie, gdy w drugim tygodniu napłynęły fotografie mojego Lubego, "autorstwa" Pani Iksińskiej. Jak się później okazało- znalazła je na Digarcie, skopiowała i wysłała. Tak po prostu. Oczywiście mój P. podjął kroki prawne w tej sytuacji i bezapelacyjnie wygrał, wnosząc oskarżenie o plagiat. Pani początkowo próbowała się bronić i uwaga, pamiętajcie- jeśli jakieś zdjęcie jest w internecie (nawet sygnowane imieniem i nazwiskiem autora), to przecież macie prawo do wykorzystania go, bo jeśli POBIERACIE JE na swojego pendrive to już jest wasze. Serio :P.


Na szczęście to tylko kilka nielicznych sytuacji, poza tym ludzie są bardzo w porządku. I wiedzą czego chcą :)

hobby

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 304 (340)

#76890

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana przez kuzynkę [W] (lat 14). Na początku zaznaczam, że nie mam nic do kształtu ciała danej osoby, ale nie rozumiem niektórych rzeczy.

Są osoby skrajnie chude i skrajnie grube. W klasie kuzynki jest dziewczynka, powiedzmy - Ola. Należy do drugiej grupy. Ola ma lat 14 i waży DUŻO za dużo. Nie jest to wywołane żadnymi lekami/chorobą itp.
Dziewczyna po prostu lubi jeść (chociaż może jest to rodzaj choroby) i widocznie jej najbliższe otocznie nie zauważa tego. Czasem podjeżdżałam po W. pod szkołę i przy okazji zabierałam Olę i jeszcze jedną koleżankę, więc nie przesadzam; wydawała się szersza niż wyższa. W zasadzie moja kuzynka była najbliższą osobą dla Oli, bo reszta odsuwała się, docinała, wyzywała od "świń" itd. A wszystko, co niżej opiszę, wiem od W, która uważała ją za dziewczynę miłą, z pasją do malowania i ogólnie miały dużo wspólnych tematów.

Wychowawczyni klasy wykonała telefon do rodziców Oli, z pytaniami o jej stan zdrowia (mimo, że szkoła miała informację o jej stanie zdrowia i "lekkiej otyłości"), z informacją, że tusza Oli może zagrażać jej życiu i z pytaniem o kroki jakie w tejże sprawie podejmują. (Ola rzekomo podsłuchała rozmowę mamy z wychowawczynią, o czym powiedziała W.).

Dzień później, w trakcie lekcji, do klasy wpada ojciec dziewczynki z awanturą, dlaczego nauczycielka DYSKRYMINUJE jego córkę, dlaczego sugeruje jakąś pomoc JAK DLA JAKICHŚ ANOREKTYCZEK, że jego córka będzie jadła to na co będzie miała ochotę i że w sumie on się nie dziwi, że dziewczyna ma problemy, skoro WSZYSCY TUTAJ wyglądają jak chucherka.
Olę zabrał ze szkoły. Podobno przepisują ją do innego miasta.

Dziewczyna przechodzi zapewne przez piekło. Może nie przez swoje "widzimisię", lecz przez najbliższą rodzinę, która widocznie nie zauważa problemu i która odpowiednio jej nie dopilnowała, dlatego dziewczyna nie uważa, że robi coś złego dla samej siebie.

gimnazjum

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 199 (247)

#76797

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znajomy (student) szuka nowego mieszkania w jednym z większych miast. Stwierdziłam, że pomogę mu w poszukiwaniach. Autentyk z jednego z ogłoszeń:

"Witam, mam do wynajęcia świeżo wyremontowane mieszkanie przy ul. X, dwa pokoje (w tym jeden przechodni), kuchnia, łazienka i przedpokój. Poza tym balkon oraz możliwość korzystania z garażu.
Cena to 2500 zł za osobę + opłaty i kaucja.
Jak już wyżej wspomniałem, mieszkanie jest po remoncie, który zrobiłem z własnej woli. Koszt remontu wyniósł mnie około 7 tysięcy złotych, dlatego warunkiem jest oddanie mi, jako właścicielowi, kosztów tego remontu".

I że niby serio ktoś na to pójdzie? :D

PS Podałabym link, ale "oferta" zniknęła chyba dzisiaj.

Breslau

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 240 (266)

#76726

przez (PW) ·
| Do ulubionych
To już chyba tradycja, że w małych miejscowościach ludzie nudzą się do tego stopnia, że nie ma lepszej rozrywki od wtykania nosa w nie swoje sprawy. W całej historii trochę mi szkoda mojej mamy, która nasłucha się złośliwych komentarzy, jednak na szczęście jest na tyle mądra, by nie brać ich do siebie, tylko śmiać się razem ze mną; jednak sytuacja jak dla mnie jest jednocześnie przykra z jednego powodu, a mianowicie jak szybko potrafi się ludzi ocenić tylko na podstawie... w sumie nie wiem czego. Do rzeczy.

Od początku ubiegłego roku, spotykam się z mężczyzną (obecnie narzeczonym). Wspominałam wcześniej, że jestem na pierwszym roku studiów, On jest ode mnie starszy o 11 lat. Znamy się kilka lat (ze względu na wspólne pasje, no i mieszkał jakieś 10km od mojej miejscowości). Teraz mieszkamy razem, u Niego, w górach na cudownym, kompletnym odludziu. A na piętrze mieszka jego mama (starsza, niestety schorowana kobieta, którą trzeba się zająć, ale która jest bardzo kochana).

Ja wiem, że: "jestem jeszcze młoda i głupia, że wszystko w życiu się może zdarzyć, że w moim wieku to powinnam korzystać z życia" i takie tam. Jednak nie widzę problemu w niczym, skoro jestem w związku z mężczyzną, którego kocham, który jest troskliwy, wierny, z którym dzielimy pasje, którego moi rodzice uwielbiają. Mój wybór.
A teraz podzielę się "mądrościami" koleżanek mamy, z którymi czasem pije kawę:

-Jak ty możesz pozwalać, żeby córka się z pedofilem spotykała?
-A może on jest z nią tylko dla waszych pieniędzy? (no tak, bo przecież jesteśmy milionerami... ).
-Zobaczysz, zaraz zajdzie w ciążę żeby 500+ dostać.
-I co, pewnie jeszcze im do rachunków się dokładasz?
-(Jedna z nich zna Jego byłą dziewczynę) Zostawił X po tylu latach, to pewnie ją też dla młodszej zostawi.
-Ale jak to zaręczyła się? Przecież dziewczyna życie sobie zmarnuje.
-Pewnie ją wykorzystuje, żeby tylko matki pilnowała.
-Przecież to obrzydliwe, że oni się spotykają.
-I pewnie wszystko jej każe w domu robić, ostatnio widziałam jak wychodziła od ciebie z takimi siatami wielkimi!
I moje ulubione: -No tak, na takie auto, to każda by poleciała :D

Studiuję w innym mieście, jednocześnie udało mi się dostać dosyć fajną pracę, do rachunków dokładam się SAMA, mimo, że On nigdy o to nie prosi, zaręczyny to nie przysięga małżeńska, Jego była dziewczyna zdradziła go w jego własnym domu, gdy wyjechał na delegację; przez 5 lat harował na nią i na siebie jak przysłowiowy wół; nie wygląda na starszego ode mnie, wygląda jak normalny facet; logiczne chyba jest, że zamiast codziennie jeździć do miasta po zakupy, lepiej zrobić więcej na zapas. Jakoś nie widzę niczego złego w zrobieniu zakupów, gdy mój facet ciężko pracuje. A auta mnie nie interesują, bo wolę jednoślady.

I takie mądrości prawią trzy kobiety, które znam od dzieciństwa - dwie z nich mają synów, wiek 23 i około 26, którzy nadal z nimi mieszkają, nie pracują, wykształcenie skończyli na podstawówce, a ich jedynym zajęciem są gry komputerowe. Jedna z nich ma córkę, młodszą ode mnie, która (tadadaam) zaszła w ciążę jak miała niecałe 17 lat i obecnie pracuje jako "mama na pełen etat".
Mojego narzeczonego widują tylko czasem- NA KORYTARZU. Jak przyjeżdżamy do rodziców. Czasami akurat jedna schodzi na dół do sklepu czy coś... (A wtedy jest "a dzień dooobry dzień dobry! Jacy wy ładni!" itd.
Także tak. Mamuśka ostatnio wspomniała im o ich dzieciach i ich "osiągnięciach". Już chyba nie będą pić kawy przez dłuższy czas ;).
Po prostu denerwują mnie tacy ludzie.

ener

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (259)

#76563

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O znajomościach i głupocie.

Jestem na pierwszym roku studiów, mam koleżankę z liceum, młodszą o rok. Jest córką szefa jednej z większych firm ochroniarskich w Polsce. Jej chłopak (K) to mój przyjaciel.

Parę dni temu, na stacji benzynowej, spotkałam z Lubym w.w przyjaciela. Nieźle wciętego.
(Ja)- Cześć K, co Ty tu robisz?
K- A wiesz, pobalowałem z X i czekam aż moja po mnie przyjedzie.

Przyjechała. Wysiadła... wytoczyła się z auta. W momencie, gdy zajęła się rozmową ze swoim chłopcem i mną, mój facet wyciągnął kluczyki ze stacyjki w jej aucie, o których zapewne zapomniała.
O "kradzieży" zorientowała się chwilę później. Wywiązała się awantura między moim narzeczonym, a nią. (Zarówno on jak i ja - dużo zniesiemy i dużo tolerujemy, ale na pewno nie pozwolimy nikomu prowadzić pod wpływam alkoholu.) To nasi znajomi, więc nie chcieliśmy od razu wzywać policji.

Zadzwoniliśmy do jej rodziców, z którymi znamy się od dłuższego czasu.
Przyjechał tato. Poprosił nas o klucze od auta. W zaufaniu, które dotąd było niezachwiane - oddaliśmy.
- Córuś, napiłaś się?
- Nnnooo trrrrohhchhhhhhęee.
- No, to jedź powoli przede mną!
Dał jej kluczyki i pojechali.

Mam spisane numery blach, zrobione zdjęcia, lecz trzy rzeczy mnie zastanawiają...
Jaki OJCIEC pozwoliłby swojej CÓRCE jechać PO PIJAKU? Jak w ogóle można siadać za kółko po alkoholu? I dlaczego w momencie, gdy dzwonię na policję i podaję dokładną lokalizację oraz zgłaszam jazdę po pijaku, to nikt nie reaguje?
:/
Z chęcią opiszę dalszą część "akcji", jak coś będzie się działo.

Kotl-a KKa

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 316 (336)