Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mabmalkin

Zamieszcza historie od: 4 stycznia 2017 - 1:24
Ostatnio: 29 lipca 2020 - 12:59
  • Historii na głównej: 100 z 109
  • Punktów za historie: 18658
  • Komentarzy: 551
  • Punktów za komentarze: 2996
 

#85375

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dostałam ochrzan za to, że pomogłam wyładować staruszce zakupy z koszyka na taśmę.
Pani tak na oko jakieś 90 lat, chudziutka, ledwo się trzyma na nogach, stoi za mną (nie ustąpiłam miejsca, bo miałam tylko jedną wodę, a ona cały koszyk; poza tym spieszyłam się do dentystki). Widzę, że ledwo co sięga do tego koszyka, więc proponuję pomoc, pani się zgadza. Wykładam jej zakupy na taśmę.
Za staruszką stała jeszcze jedna [K]obieta.
[K]- Co ty robisz?! Staruszkę będziesz okradać?! Zostaw to!
ja- Ale ja tylko poma...
[K]-ZŁODZIEJKA! OCHRONA!

Mój poziom zażenowania podskoczył do 200. Ochrona przyszła, sytuacja wyjaśniona, ale i tak się głupio czułam.
Pewnie skończę w kryminale :D

sklep

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 110 (148)

#84874

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może i mało piekielne, jednak nienawidzę takiego zachowania, bo to zwykły brak kultury.

(S)ąsiadka, którą do tej pory miałam za miłą starszą panią, pożyczyła dziś rano stolnicę ode mnie. Zrobiła co miała zrobić i przed chwilą przyszła oddać.
Stolnica była cała w mące, miejscami mokra, z dużymi kawałkami lepiącego się ciasta; chyba każdy z nas wie jak "przyjemnie" zmyć takie coś.
J- Przepraszam panią, ale to nie jest moja stolnica.
S- No jak nie? Przecież pożyczyłaś mi rano, co ty mabmalkin, skleroza cię w tym wieku już dopadła?
J- Pożyczyłam pani czystą, suchą stolnicę. Ta z pewnością nie jest moja.

Sąsiadka chyba załapała. Wróciła się do domu i po około dwudziestu minutach wróciła, niosąc tę nieszczęsną stolnicę, wciskając mi ją w ręce z dużą siłą ze słowami, że przecież korona by mi z głowy nie spadła, gdybym sama ją umyła (no tak, bo podczas remontu jeszcze tego mi brakuje). Odwróciła się z wielkim fochem, mrucząc coś o "niewychowanej młodzieży".
Ech... A zawsze się staram mieć dobre relacje z ludźmi.

Sąsiedzi

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (208)

#83710

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gdyby nie "wspaniałomyślność" mojej uczelni, normalnie nie wiedziałabym, co mam zrobić z czasem!

Postaram się to wyjaśnić najprościej jak się da.

Pewna pani magister (jest w trakcie robienia doktoratu) ma zajęcia z dwoma grupami - A i B.
Grupa A (czyli moja) - zajęcia od 1. do 8. tygodnia w poniedziałki na 8.00.
Grupa B - wtorki, powiedzmy na 10.00.

Tygodnie minęły, więc jest zmiana (A we wtorki na później, B w poniedziałki na rano).

W tamtym tygodniu podczas wtorkowych zajęć, pani magister powiedziała, że MOŻE wyjątkowo zamieni nam zajęcia z grupą B, bo planuje spotkanie (nieobowiązkowe) z jakimś profesorem, na które moglibyśmy przyjść, ale jeszcze tego nie wie.

W tym momencie pewien student, który od października na jej zajęciach był drugi raz, głośno powiedział (nie w żartach), że jakby spotkanie się odbyło, to on bardzo prosi o sprawdzenie obecności, bo on na pewno będzie!

Przez weekend informacji niet, zatem przyszliśmy wczoraj (poniedziałek) na zajęcia zgodne z planem, na popołudnie.

Gdzieś w okolicach godziny 15.00 na grupowym mailu pojawia się wiadomość od pani magister, że "wszyscy z grupy A mają nieobecność, BO ONA NA NAS DZISIAJ CZEKAŁA OD ÓSMEJ!".

Przed chwilą (godzina 00:23) dostaliśmy kolejnego grupowego maila, że pani magister udało się załatwić spotkanie z panem profesorem DZISIAJ (tj. wtorek), że będzie ono obowiązkowe i traktowane jak zajęcia.

Piekielności?

- Nieinformowanie nas o poniedziałkowych zajęciach i wpisanie nieobecności.
- Narzucanie nam nadprogramowego, obowiązkowego spotkania (skoro zajęcia "były" w poniedziałek, to dlaczego mają być też we wtorek?).
- W czasie, w którym odbędzie się spotkanie mamy inny wykład (nieobowiązkowy, ale sporo osób chodzi, bo będzie z niego egzamin).
- W tym samym czasie niektóre osoby mają konsultacje, dodatkowe zajęcia językowe lub - jak w moim przypadku - pływalnię w ramach WF, za którą zapłaciłam dość dużo pieniędzy, a żadnych zajęć opuścić nie mogę.

Czy pani magister konsultowała to z kimkolwiek z nas, chociażby ze starostą? Nie. Narzuciła to z góry.

Chyba będzie jutro bardzo rozczarowana frekwencją, o ile taka w ogóle się pojawi. Czyli DRUGA nieobecność.

Oczywiście nie zamierzamy tak tego zostawić.

studia

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 75 (143)

#83845

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiecie co? Nie rozumiem kobiet. A przecież sama jestem kobietą, więc chyba powinnam rozumieć.
W drugim dniu świąt umówiłam się na spotkanie ze znajomym z czasów liceum. Nazwijmy go Kamilem.
Kamil od zawsze był spokojnym, inteligentnym chłopakiem, niczym nie wyróżniającym się od przeciętnych ludzi.

W drugiej liceum poznał Kasię (o ile pamiętam, to na dworcu autobusowym; biegł za autobusem, bo dziewczynie podczas wsiadania wypadły jakieś dokumenty). Kasia pochodziła z rodziny patologicznej. Nie, nie ubogiej, nie biednej - patologicznej. Ojciec regularnie wykorzystywał ją i matkę jako worki treningowe, mamuśka nie stroniła od używek. Ale wszelkie instytucje (nie mam pojęcia jakie konkretnie, bo wszystko co wiem opowiedział mi Kamil) zbywały problem. Czasem w domu była pani z opieki społecznej, ale wówczas rodzice Kasi zgrywali jakże przykładną rodzinkę.

Kasia piła od 12-13 roku życia. Paliła. Brała narkotyki. Zdarzały się drobne kradzieże. Miała jakieś konflikty z prawem, ale mimo to nigdy nie była w żadnym ośrodku wychowawczym.
Kamila poznała tuż przed 18 urodzinami. Zakochali się w sobie.
Kamil dopiero po jakimś czasie dowiedział się o jej trybie życia, o rodzinie. Postanowił ją z tego wyciągnąć.
Nie będę Wam przedłużać więcej, zatem napiszę najkrócej jak się da.

-Kamil pomógł znaleźć Kasi pracę, chodził razem z nią na terapię (by dodać jej otuchy).
-Pomógł jej odciąć się od rodziców.
-Pokazał jak wygląda życie osoby w jej wieku.
-Jego rodzina traktowała ją jak "swoją".
-Dzięki niemu Kasia już nie była staczającą się nastolatką, a dorosłą, (zdawało się) mądrą kobietą.
-Oświadczył się jej, chciał założyć z nią rodzinę.

No ale gdyby było tak pięknie, to bym tego nie opisywała. Podczas spotkania, kolega opowiedział mi co się stało. A mianowicie - mniej więcej w lipcu 2017 roku, firma w której był pracownikiem musiała "zawinąć manatki". Zarabiał nawet dobrze. Znalazł nową pracę, z niższą pensją (studiował jednocześnie). I Kasia zaczęła narzekać. Że już do kina tak często nie chodzą, że dłużej nie ma go w domu (sama pracowała za najniższą krajową od 7.00 do 13.00), że ona już nie czuje się kobietą, bo nie ma za co kupić butów ulubionej marki.

Poznała Tomka. Nie wiem gdzie i kiedy. Była jednocześnie z Kamilem. Któregoś razu wróciła do mieszkania ze "śliwą" pod okiem. Kamilowi powiedziała, że wywróciła się na chodniku (była zima, ale twierdzi, że nie do końca uwierzył).

Kilka dni później Kamil wziął przepustkę w pracy. Poszedł do marketu żeby kupić coś do lodówki (bo i to dla Kasi było zbyt dużym wyzwaniem). Kogo zobaczył w kolejce do kas? Swoją "narzeczoną", w objęciach Tomka.
Awantury w domu przytaczać nie będę. W każdym razie, Kamil dowiedział się, że "ona ma nareszcie prawdziwego faceta, a nie jakąś miękką faję, co zarabia marne trzy tysiaki. No i Tomek może nie ma szkoły, ale potrafi ją obronić!"

kobiety wtf

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 194 (244)

#83660

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Koleżanka z czasów liceum urodziła we wrześniu pierworodnego.
Z racji, że mieszka w Norwegii, kontakt mamy głównie przez fb/skype/telefon.

Zostałam miło poinformowana, że końcem listopada przyjeżdża na pięć dni z partnerem i synkiem do Polski, więc od razu zaprosiłam ją do nas. Jako "ciocia" ;) kupiłam dla młodego kilka zabawek, buciki i pomyślałam też o jakiejś maskotce.

Narzeczona mojego kuzyna [E] "dzierga" szydełkiem wszelkie misie, liski, tygrysy... ładnie to wygląda, no i - każdy jest inny. Zadzwoniłam więc do niej początkiem listopada, złożyłam konkretne zamówienie. Jako, że jesteśmy "prawie" rodziną, zaproponowała mi zniżkę, jednak odmówiłam. Za wykonanie pracy należy się zapłata i tyle, nieważne czy to rodzina czy nie. Pieniądze przelałam (70zł). Miś miał być na 29 listopada. Nie przyszedł, E. nie odbierała telefonów ani nie odpisywała na wiadomości. Trudno, kupiłam w sklepie inną maskotkę, z koleżanką i młodym się zobaczyłam, porozmawialiśmy, pobawiliśmy się i do domu.

WCZORAJ odebrałam telefon od E. Że ona mnie bardzo przeprasza, ale inna klientka chciała maskotkę "na już" i płaciła trzy razy tyle.
Zdenerwowałam się, powiedziałam jej co myślę o takim traktowaniu klientów, na szczęście pieniądze odesłała (po mojej prośbie, bo zaproponowała wcześniej rekompensatę w postaci innego pluszaka, ale na cóż mi on?).
A wystarczyło tylko zadzwonić w odpowiednim czasie, wytłumaczyć sytuację, odesłać pieniądze i przeprosić. Wówczas naprawdę nawet bym się nie złościła i nie marudziła.

rodzina usługi

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 198 (202)

#83625

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Idąc na basen wstąpiłam do sklepu po wodę.
Kupiłam, wyszłam. Pod sklepem stała grupka dzieciaków, na oko 11-13 lat; czterech chłopaków i dwie dziewczyny. Nieco dalej przystanęła starsza pani z pieskiem, który załatwiał potrzebę.

Jeden z chłopców podszedł do mnie i spytał, czy nie mogłabym kupić im po piwie. Nie, nie mogłabym.
Na moje słowa wyżej wspomniana pani z pieskiem, spojrzała na mnie jakby zobaczyła ducha i pełnym oburzenia tonem powiedziała coś w stylu: "No wiesz co?! Młodzi chcą się trochę zabawić, a TY im matkujesz!" (Gdzie tu matkowanie? Zwyczajnie odmówiłam.)

Przyznam, że nie spodziewałam się takich słów, zwłaszcza z ust pani, która na pierwszy rzut oka wygląda na tak zwanego "mohera".
Odpowiedziałam tylko, że jeżeli pani "pomoże" młodzieży, to dzwonię na policję. O dziwo poskutkowało, bo zarówno grupka dzieciaków jak i pani rozeszli się w swoje strony. Pewnie i tak ktoś im ostatecznie kupi, jak nie tu to w innym sklepie.

Wiem, że nikt nie jest święty, że większość za łebka próbowała popalać czy zamoczyć usta w piance piwa ;) Sama pierwszy alkohol wypiłam w wieku mniej więcej 15-16 lat (ależ to paskudnie smakowało!). Ale nigdy w życiu nie kupię alkoholu innemu dziecku! I nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy to pochwalają.

Młodzież alkohol ludzie

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (176)

#83580

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Studenci nie są ludźmi i oczywiście mają nieograniczoną ilość czasu.

3 rok. Pierwsze zajęcia w poniedziałek - godzina 8.00. Kolejne - 13.15.

Pierwsze zajęcia mieliśmy RAZ. Jako "organizacyjne".
Tydzień (i kolejny) później- godzina 7.45, wszyscy czekają pod salą. Pani profesor nie przychodzi. Nawet nie chcieliśmy sporządzać listy tylko czekać (po kwadransie możemy opuścić zajęcia, jak zapewne większość z Was wie). Zrobiliśmy ją po 40 minutach.

Żadnych e-maili, żadnych wiadomości, w dziekanacie i w sekretariacie też nic nie wiedzą.
Złożyliśmy 19.11.18r. skargę do dziekanatu, mimo, że szanowna pani profesor była łaskawa przyjść po 35 minutach. Na nasze zarzuty nie odpowiadała, a osoby które co "odważniej" zarzucały jej brak organizacji, wyrzuciła z sali. Zdecydowana większość była za nimi. Zostały może 3 osoby.

Rozumiem, że wykładowca to przecież człowiek. Może chorować, może stać w korku, może mieć "dyplomatyczną chorobę". Ale warto by było o tym poinformować. Niektórzy ludzie na tą 8.00 dojeżdżają pociągami i muszą wstać o 3.00. Nie mówię o sobie (chociaż osobiście też wolałabym wstać o 12.00 a nie o 6.30), ale mam mnóstwo znajomych, którzy dojeżdżają spore odległości na wydział. Kilka osób ma małe dzieci, które trzeba zawieźć rano do żłobka/przedszkola. I rozumiem, jeżeli zdarzyłoby się to raz czy dwa, ale z wyjaśnieniem. Obecnie powinniśmy mieć szóste ćwiczenia, a mieliśmy zasadniczo pierwsze, bo organizacyjne się nie liczą. mgr czy dr nie upoważnia do braku szacunku do drugiego człowieka, a każdy ma własne życie.

studia wykładowcy

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (167)

#83307

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wydaje mi się, że albo dzieje się to w jakimś świecie, którego nie znam, albo to ja o "czymś" nie wiem.
Zgubiłam prawko. Zawsze w kieszonce w portfelu, non stop od kilku lat. O kradzieży nie ma mowy. Ot - musiało gdzieś wypaść, pewnie gdzieś zgubiłam przy okazji wyjmowania innego dokumentu... nie wiem. Zorientowałam się w momencie, gdy kuzynka przyszła pokazać swoje zdjęcie do dowodu (cytat: "Mabmalkin, wyglądam jak ziemniak!), więc chciałam ją pocieszyć, że nie ona jedna. ;)

1.Zdjęcie.
Poszłam do Wydziału Komunikacji parę dni później, zgłaszam, wypełniam formularz, daję zdjęcie (to, które miałam w zgubionym prawku). Nie, nie można, nieaktualne, bo musi być "frontowo".
Ok. Świetnie jest mieć narzeczonego fotografa. Zdjęcie nowe zrobione, wydrukowane. Wszystko jak trzeba. [P]ani w WK:

P-Tło jest za ciemne.
ja-Jest zgodne z wytycznymi.
P-Ale nie przyjmę tego, bo za ciemne! PÓJDZIE I ZROBI nowe zdjęcie i WRÓCI za dwie godziny jak jeszcze otwarte będzie.
ja-Kto pójdzie i kto zrobi?
P-NO PANI!

Ykhm... i tak miałam zamiar zabrać mamę na obiad (wszystko dzieje się w rodzinnym mieście), zatem wracam. Z tym samym zdjęciem.
W "okienku" była już inna Pani. Przyjęła zdjęcie, które rzekomo było niedobre.

2. W piątek, tuż przed zamknięciem WK (05.10.18) odebrałam nowe prawko. I... mam wpisaną tylko kategorię B. Posiadam też A1, A2 i A (wiem, że A1 i A2 są mało ważne w momencie, gdy posiada się A, ale jednak...; nieobeznanych zachęcam do poczytania na temat kategorii prawa jazdy na motocykl). Ale wpisana tylko B. Myk do okienka obok. Zgłaszam pani, że mam wpisaną tylko jedną kategorię.
Odpowiedź? BO ZA DRUGIE PRAWO JAZDY SIĘ DODATKOWO PŁACI.

Ja pier...niczę. Jakim cudem ta osoba ma tam posadę? Póki co napisałam odwołanie, ale nie wierzę do teraz w to, co usłyszałam. Macie jeszcze jakieś pomysły co z tym zrobić?

PS. Wcale nie pomaga mi fakt, że każdy dzień bez prawa jazdy w razie zatrzymania przez niebieskich = 5 dych.

prawo jazdy wydział komunikacji co to K... jest

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 89 (103)

#82782

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Praktyki, przerwa.
Zauważyłam niedawno w pobliżu bar, jedzenie bardzo dobre, więc chodzę tam na obiad codziennie.
Podczas wykonywania pracy nie mogę używać prywatnego telefonu, jest to jeden z głównych warunków. Nie przeszkadza mi to.

Wpadam dzisiaj do baru na ruskie z okrasą, siadam przy stoliku dwuosobowym na uboczu, a że przerwa, to wyciągam telefon, odczytuję sms i inne pierdoły - no i jem. Ludzi zasadniczo mało. Poza mną dwie osoby już przy stolikach.
Do baru przychodzi [k]obieta. Patrzy najpierw na menu, a potem jej wzrok zatrzymał się na mnie.

k - NOŻ JA P... KUR... CZY WY NAWET PRZY ŻARCIU MUSICIE MIEĆ TE TELEFONY??! SZTUKA KONWERSACJI JUŻ ZANIKA!! SIANO W GŁOWIE MACIE!

[P]an ze stolika obok:

P - Czyli według pani, dziewczyna ma z pierogami rozmawiać?

Ja z panienką nawet nie zamierzałam polemizować. Ot, dalej sobie jadłam i gapiłam się w telefon, marząc o powrocie do domu i pójściu spać. Kwestię jej "sztuki konwersacji" również przemilczałam...

W zasadzie to było bardziej dziwne niż piekielne.
O dziwo nie była to starsza kobieta, dałabym jej z 25 lat, czyli niewiele więcej niż ja mam.
Przecież nie wyrządzam innej osobie krzywdy przez to, że jedząc samotnie obiad przeglądam wiadomości w telefonie. I chyba nie jestem aż tak gruba, żeby zwracać się do mnie w liczbie mnogiej :D

bar wtf

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (227)

#82687

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z dziś, sami oceńcie kto był piekielny.

To, że teściowa zmarła oczywiście wiedzą wszyscy w okolicy. A "uroki" wsi takie, że jeżeli umarł ktoś z TAKIEGO DUŻEGO domu z TAKIM DUŻYM OGRODEM itp. to znaczy, że spadek w miliardach monet pozostawił.
Cóż, po teściowej nie zostało nic poza długiem do spłacenia, ale mniejsza o to. O tym nikt z rozsiewających plotki nie pomyślał ;)

O takim "gadaniu" dowiadujemy się głównie od rodziny P., która tutaj mieszka (telefon od kuzynki z pytaniem czy to prawda, że kupiliśmy nowy dom; telefon od ciotki czy to prawda że wyprowadzamy się za granicę itp.) Po jakimś czasie zrozumieli, że nie dostaliśmy nic, ale przekazują nam żartobliwie co lepsze "podejrzenia", zasłyszane z miejsca pracy. Kuzynka P. Prowadzi tutaj własny sklep (jedyny w okolicy) i właśnie to on jest jednym z głównych "punktów" głośnych debat przede wszystkim starszych ludzi na różne tematy. Z czasem zaczęliśmy mieć dość plotek, telefonów (od dalszej rodziny) i domysłów.

Wczoraj robiliśmy grilla ze znajomymi P.
Jego kolega kupił sobie ostatnio auto; nie prosto z salonu, ale rocznik 2014, zadbane i ogólnie wizualnie robi wrażenie. Przyjechał nim do nas. Miał nie pić nic, ale wyszło inaczej. Stanęło więc na tym, że przyjedzie po niego żona, a my auto odwieziemy jutro pod jego dom (wiocha obok).

Dziś rano zgodnie z obietnicą wsiadamy w auto kolegi, a że sklep otwarty do 13* to postanowiliśmy zatrzymać się żebym skoczyła po bułki i zgrzewkę wody.
Wchodzę, biorę co miałam wziąć i czekam w kolejce. Obsługuje (k)uzynka P. Moja kolej.
J - Hej, tylko woda będzie. I bułki trzy.
(k) - (podaje cenę)... Oo, co to nowe auto sobie kupiliście? Przecież P. kupił dwa miesiące temu chyba?
J - (czuję wzrok ludzi na sobie) A no wiesz... Tyle pieniędzy po śmierci mamy dostaliśmy, że jeszcze chyba ze dwa kupimy, tak o, żeby stały przed domem i oko cieszyły.

Podłożą nam ogień pod dom czy nie?

*Wiem, że niedziela niehandlowa dziś, ale jak już wspomniałam, sklep należy do kuzynki P. To tak jakby ktoś chciał się "przyczepić".

ludzie zazdrość plotki

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (179)