Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

magnetia

Zamieszcza historie od: 6 czerwca 2011 - 19:53
Ostatnio: 12 grudnia 2022 - 20:15
  • Historii na głównej: 8 z 15
  • Punktów za historie: 1939
  • Komentarzy: 184
  • Punktów za komentarze: 963
 
zarchiwizowany

#54767

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Smutne przemyślenia ekspedientki sklepowej na temat rozmieniania pieniędzy i nie tylko.

Ostatnie dni w naszym sklepie były dość ciężkie, duży ruch w weekend, ciężki poniedziałek jak zwykle wypełniony dostawami, załatwianiem, stertami towaru do wyłożenia. W międzyczasie człowiek zmęczony i skołowany próbuje obsługiwać klientów.

Kto pracował za kasą przy dużym ruchu, wie, że łatwo w takiej sytuacji wpaść w niebezpieczny automatyzm, w cykl odruchów z rodzaju podaj cenę - weź banknot - spójrz ile reszty - wydaj resztę, a w tym czasie nasz mózg myśli sobie radośnie o czymś innym, np. denerwuje się stertą faktur do ogarnięcia. To bierze się ze zmęczenia, kiedy obsługujemy osobę za osobą. Jeżeli coś rozbije ten cykl odruchów, np. drugi pytający o coś klient, moneta, która spada na ziemię, to może być źle. Po prostu trafiają się wtedy głupawe błędy.

Piszę o tym, bo w ciągu kilku dni zaliczyłyśmy dwa duże manka na okrągłe kwoty, w tym jedno na 100 złotych. Jedynym realnym sposobem zrobienia manka na 100 złotych jest pomyłka przy rozmienianiu pieniędzy. Ktoś pyta, czy masz rozmienić stówkę, wyciągasz 100 zł drobnych i zapominasz wziąć banknot stuzłotowy z jego ręki (bo coś odwróciło twoją uwagę) albo niechcący podajesz mu tą stówkę z powrotem z drobniakami*. Właśnie dlatego, że pracujesz jak automat którąś godzinę z rzędu.

Powiecie: twoja wina, trzeba się pilnować. No jasne, ale z drugiej strony: co za świnia zabiera kasjerowi 100 złotych, które jej się nie należy? Zdarzyło mi się może ze dwa razy, że ktoś oddał niesłusznie wydaną drobną kwotę, tak do 20 zł. Przy większych nie zdarza się. Należy też wspomnieć sytuację, która miała miejsce kilka miesięcy temu: jakiś .... oszukał naszą koleżankę na 200 zł przy wymienianiu pieniędzy (miał dużo drobnych do wymiany na grube, kilka razy zmieniał zdanie, zagadywał, kręcił itp. - w efekcie na koniec zmiany manko na dwie stówy). Do tego należy dodać przypadek wykrytej przez dostawcę fałszywej dwusetki (nie mamy skanera), toteż na widok dwusetki do rozmiany każda z nas dostaje gęsiej skórki.

Rozważam mocne ograniczenie rozmieniania pieniędzy komukolwiek, choćby z kasy się wylewało. W niektórych marketach kasjerzy mają surowy zakaz rozmieniania i wcale mnie to nie dziwi. Nie dziwcie się i wy.

P.S. W ciągu tych kilku dni mieliśmy też 2 przypadki kradzieży portfela pozostawionego przez starszego człowieka na półce poniżej kasy. Jest gorzej niż myślałam.

*Albo położysz na ladzie, ktoś o coś zapyta i stówka leży tam minutę za długo...

sklep

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (181)
zarchiwizowany

#46549

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakiś czas temu ktoś na tym portalu wylansował nośną konwencję poradników z cyklu "Jak wkurzyć sprzedawcę". Nie mogę się powstrzymać, żeby także od siebie nie dorzucić czegoś :) Poradnik będzie kompilacją obserwacji z dwóch miejsc, w których pracowałam, i chyba pasowałby do bardzo wielu sklepów i sklepików.

1. Właduj się do sklepu przed 6 rano korzystając z uchylonych drzwi, których nie zamknął dostawca prasy. Oczywiście w sklepie jest niezapalone światło (tylko mała lampka, bo już wiemy co będzie, jeśli zapalimy większe), czerwona tabliczka głosi "ZAMKNIĘTE", a sprzedawczynie, które dopiero co weszły, jeszcze w kurtkach, ale co tam! Wrzeszcz od progu "Wyborczą!" i nie przyjmuj do wiadomości, że gazety są nierozpakowane, a kasa nie włączona (za sprzedaż bez paragonu grożą wysokie kary). Możesz też pchać się do sklepu mimo że w całym budynku panują egipskie ciemności z powodu totalnego braku prądu i żądać sprzedania towaru. Albo przerywać kasjerce jej przerwę, w czasie której je (również zgaszone światło i kartka "przerwa" na drzwiach). Litości - dostaję od tego niestrawności ;)

2. Bądź naprawdę OBURZONY tym, że w maleńkim sklepiku nie ma twojego ulubionego smaku soku lub marki wody mineralnej (są oczywiście trzy inne, ale ciebie nie obchodzi, że na czwarty nie ma miejsca).

3. Obwiniaj kasjera za to, że ucieka ci autobus, podczas on wszystko robi jak najszybciej i zgodnie z zasadami sprzedaży.

4. Mów do kasjera, kiedy obsługuje innego klienta, wybijając go z rytmu. Ewentualnie wiś nad nim z banknotem, podtykając mu go prawie pod nos, kiedy widzisz, że dopiero zaczął skanować kupkę przyniesionych przez ciebie towarów lub wrzuca do kasetki drobne poprzedniego klienta. Możesz też próbować wbić się w kolejkę w stylu: "proszę, mam odliczone, biorę to!" (powtórzę: za sprzedaż bez paragonu grożą wysokie kary - tak, dla kontrolera obserwującego sytuację to może być sprzedaż bez paragonu). Do tej pory myślałam, że przeszkadzanie komuś w wykonywanej czynności/rozmowie jest niegrzeczne, ale ja ze wsi jestem ;)

5. Nigdy nie okazuj skruchy za swój błąd. Najpierw wydrzyj się na kasjera, twierdząc, że się pomylił/chciał cię oszukać. W żadnym wypadku nie przepraszaj, jeżeli jednak nie masz racji.

6. Mamrocz pod nosem, mów praktycznie bez używania strun głosowych lub niejasnymi półsłówkami. I tak już się wyćwiczyłam, np. wiem, że seria dźwięków w stylu "Mmmbll" to Marlboro, "szuszszchi" - chusteczki higieniczne ;)Owszem, sezon przeziębień, ale zwykle okazuje się, że gość potrafi mówić głośno, kiedy proszę o powtórzenie, a on tonem głosu daje mi do zrozumienia, że to skandal. Wiem też (dobrze widać problem na papierosach), że podanie samej marki papierosów oznacza przeważnie lighty w podstawowej długości i grubości, ale często po wyjęciu z półki i skasowaniu pada pełne rozgoryczenia "ale te cienkie miętowe!". Podobnie: "Bilet ulgowy... - tu bilet już wyjęty i kasa już robi trrrr drukarką - ale 20-minutowy!" No błagam. Oczywiście próbujemy temu zapobiegać dopytując, ale wtedy.... "no skoro mówię bilet, to chyba normalny jednoprzejazdowy, a jaki???". Hitem roku było, kiedy na wymamrotane coś, gdzie usłyszałam tylko "plus" i "dziesięć", zaczęłam drukować doładowanie do sieci Plus za 10 zł, po czym klient (widział cały czas, że nie dotykam terminala Lotto i podałam cenę: dziesięć złotych) olśnił mnie, że chodziło mu o zakład Multi Multi z plusem, 10 skreśleń.

7. Możesz też nie wypowiedzieć ani jednego słowa przez całą transakcję, olewając "Dzień dobry" i "Do wiedzenia" wypowiadane przez kasjerkę. Uprzedzam zarzuty: ludzie niemi i obcokrajowcy wydają z siebie dźwięki lub gestykulują.

8. W drugą stronę: nie słuchaj, co kasjer do ciebie mówi, bo przecież to taki plebs. Miałam przypadek z kartą, która była do zbierania punktów i płacenia. Po dostaniu karty w łapki pytam: "Będzie płatność kartą czy tylko punkty?". "Taaa, tak...". "Płatność, tak?". "Tak". Po skasowaniu moje pytanie: "Na ile rat? 1,2,3?"."Taaak." "Na trzy, tak?" "Tak." Po podaniu wydruku z kasy do podpisu oburzenie, zdziwienie, krzyk i awantura na cały sklep. Tylko dobra opinia uratowała mnie przed utratą pracy, bo kierowniczki (nie dziwię się im) nie chciały uwierzyć, że babka zatwierdziła płatność kartą, nie wiedząc o tym :)

9. Poproś o określony towar (np. gazetę, której cena jest stała), a po skasowaniu rzuć garść drobniaków, chwyć towar i wybiegnij, wołając "odliczone!". Pięknie, lubię drobniaki, ale niektórzy chyba uważają się za nieomylnych. Tymczasem często się zdarza, że w kupce po prostu brak 10, 20, 50 gr albo i złotówki. Można się pomylić, a i ceny czasem się zmieniają, prawda? Mogłabym sobie za to kupić bułkę na drugie śniadanie, zamiast sponsorować część waszego zakupu.

Wyszło trochę długo, więc kończę, choć można by dalej. Oczywiście te zachowania to nie pojedyncze przypadki, ale sytuacje nagminne. Chyba przeforsuję zamówienie do naszego sklepiku podręczników savoir-vivre'u i jakichś kursów multimedialnych retoryki i emisji głosu. Ba dum tsss ;)

sklepy

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (255)
zarchiwizowany

#44552

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kraków, dworzec kolejowy, okres przedświąteczny (dzisiaj). Wchodzę, otwartych kilka kas, kolejki jak stąd tam. Cóż - PKP, jestem przygotowana. Wybieram jakąś kolejkę i czekam. Idzie nieźle, już dwie osoby przede mną, w tym pan na oko po trzydziestce kupuje bilet. I kupuje. I kupuje. I kupuje. Słychać urywki rozmowy z kasjerką:

- Nie, tam nie jeździ SKM... Tak, tylko Koleje Mazowieckie.... (tutaj kasjerka wnikliwie studiuje jakąś tablicę obok kasy). Tak, o 11:00.... Ale tym pociągiem Pan nie dojedzie... Proszę poczekać (tu kasjerka wychodzi na kilka minut, wszyscy czekamy)...

Pan kupował swój bilet prawie kwadrans. Przy kasie po prawej podobna sytuacja. Po lewej okienko informacji, z którego mało kto korzysta.

Uff, wreszcie. Podchodzę ja, podaję kartkę z godziną odjazdu mojego pociągu, nazwą przewoźnika, datą podróży, proszę o zniżkę do 26 roku życia. Płacę, idę sobie. 3 minuty.

PKP jak wiadomo jest piekielne, ktoś powie, że należy uruchomić w takim okresie więcej kas. Można nie umieć korzystać z internetu lub nie mieć możliwości, ale jest informacja, są tablice z odjazdami, rozkłady na ulotkach przy kasach. Ludzie, ogarnijcie się.

Kraków PKP

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (30)
zarchiwizowany

#25628

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Parkowa przygoda Bryanki przypomniała mi historię opowiedzianą przez koleżankę z liceum. Nie będzie jednak niesmacznie, ale raczej śmiesznie. Dodam, że gdyby nie to, że tą koleżankę znałam od zerówki i wiem, że nie miała tendencji do zmyślania na poklask, to nie uwierzyłabym. I będzie pasjonujący dialog.

Nasze liceum było malowniczo położone tuż obok parku, przez który przepływał sobie wolniutko kanał (kto z Bydgoszczy, ten pewnie kojarzy, które to ;)). Nauczyciele przestrzegali nas często, żebyśmy sami unikali zasuwania do szkoły i ze szkoły przez park i boczne uliczki, zwłaszcza po ciemku, ale w końcu przez park było bliżej i okolica bardziej przyjemna niż droga wiodąca chociażby ruchliwą ulicą wśród sypiących się kamienic. Żeby było jeszcze ciekawiej, wszyscy uczniowie wiedzieli, że po parku grasuje ekshibicjonista :D Osobiście nigdy go nie spotkałam, ale kilka osób podobno tak, w tym i w/w [K]oleżanka.

Pewnego razu szła ona do szkoły z przystanku przez pusty park (wczesny ranek), kiedy nagle na jej drodze stanął [F]acet w płaszczu prochowcu.

[F]Dzień dobry, przepraszam panią bardzo, czy mogę się przed panią rozebrać?
[K]Eeee... yyyy... NIE!!! O_O
[F]A to przepraszam najmocniej, miłego dnia życzę.

I poszedł sobie w swoim prochowcu.

Życzę wszystkim tak uprzejmych ekshibicjonistów w waszych parkach :)

park bdg ;)

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (168)
zarchiwizowany

#17222

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W czasie wakacji dorabiam sobie do studiów jako kasjerka w dużym markecie. Szybko zrozumiałam, że kody kreskowe, których system kas nie akceptuje lub ceny niezgadzające się z tymi na półce to będzie chleb powszedni, ale historia sprzed kilku dni przebiła wszystko. Piekielny był chyba... talerz. Występują: J - ja, K - Klientka, P - pracownik oraz gwiazda wieczoru: [KM] - kasa marketowa ;)

Do kasy podeszła niewyróżniająca się niczym klientka. Poza tym, że miała ze sobą talerz, na którym dumnie widniała nalepka "5,99", kodu kreskowego brak.
[K](zadowolona z życia) Dzień dobry! Ja znalazłam sobie taki talerz, nie ma kodu, tu pisze "5,99", ale był w koszu, na którym było napisane, że wszystko po 3 zł, niech mi pani nabije.
Dla niewtajemniczonych (pomijając fakt, że nie wolno mi wierzyć w takie zapewnienia): choćbym bardzo chciała, nie ma w systemie kas możliwości nabicia czegoś po cenie, amen :)Poinformowałam panią, że musi zaczekać i wykręciłam na swoim telefoniku numer do odpowiedniego pracownika. Przyjął zlecenie, ja poprosiłam panią, żeby poczekała z boku i wszystko pięknie.

Pan wrotek* szukał talerza dłuuugo. Dwa razy dzwonił dopytując o detale. Klientka stała spokojnie puszczając tylko znaki dymne w stylu ostentacyjnego patrzenia na zegarek. W końcu telefon:
[P](z irytacją) Ja tu nie mam żadnych talerzy za 3 zł! Taki jest za 5 zł!
[J](do klientki)Proszę pani, te talerze nie kosztują niestety 3 zł, musiał się znaleźć w koszu przez pomyłkę.
[K]Bajzel macie... to ile?
[J]5 zł.
[K](mniej zadowolona z życia) No dobra! Niech pani nabija!
Pan wrotek podyktował kod, ja wstukałam go uważnie, ENTER.
[KM](z pełną powagą)TALERZ DO CIASTA 6,49 zł
[J]Eeeyyy... przepraszam, ale jednak 6,49.
[K]$%^$^! Co za bałagan macie! Ostatni raz tu kupuję!

I poszła, zostawiając mnie z przekroczonym limitem wycofań, (bo trzeba było się pozbyć tego talerza) i wielkim bananem na twarzy. I wcale się jej nie dziwię. :) Pozdrawiam wszystkich pracowników marketów.

*W dawnych czasach, kiedy market był jeszcze francuski, tacy pracownicy od znajdowania kodów naprawdę jeździli na wrotkach. Zachowała się tylko nazwa tej funkcji.

Real

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (29)