Profil użytkownika

marcelka ♀
Zamieszcza historie od: | 25 lipca 2017 - 14:34 |
Ostatnio: | 10 stycznia 2025 - 22:28 |
- Historii na głównej: 63 z 64
- Punktów za historie: 8591
- Komentarzy: 1082
- Punktów za komentarze: 9314
Zamieszcza historie od: | 25 lipca 2017 - 14:34 |
Ostatnio: | 10 stycznia 2025 - 22:28 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Motokiller | Demotywatory | Mistrzowie | Komixxy |
Przecież żeby wyciagnąc paczkę i tak trzeba do paczkomatu fizycznie podejść, nie da się zrobić jak w harrym potterze, że "accio paczka" i do ciebie leci, to co za problem podejść do ekranu i zobaczyć numer paczkomatu czy to jest ten właściwy?
U mnie jest takie powiedzenie, że "dawać i prosić to już za wiele". Oczywiście, jak przychodzą goście, to się ich częstuje, proponuje kawę/herbatę/obiad/ciasto, zależy od okazji i tego, co się ma lub co można przygotować, ale mnie by szlag trafił, gdybym przyszła do kogoś i ktoś się mnie pięć razy pytał, czy może jednak chcę tę kawę, co to już cztery razy powiedziałam, że nie...
@digi51: z babcią - tu nie chodzi o to, jaka była naprawdę, tylko jak ją pamięta autorka, a jak brat - i te ich wspomnienia się różnią, i oboje mają do nich prawo. Gdyby babcia żyła, to jej punkt widzenia byłby czymś trzecim, zupełnie osobnym od odczuć obu wnuków, i oczywiście nie mniej wartościowym, ale znów - odrębnym. Bo nawet jakby powiedziała: "ależ skąd, oboje was zawsze traktowałam tak samo", to byłaby jej prawda, a prawda brata autorki jest inna. Wspólne zasiadanie przy świątecznym stole jest idealną okazją, by porozmawiać o tradycjach, które przy okazji świąt są kultywowane. I tak - zgadzam się z Tobą, że to powinno być w atmosferze szacunku, a nie wyśmiewania kogoś lub czegoś. I nie wszystko musi mieć głębokie wyjaśnienie, jeśli ktoś po prostu lubi barszcz z uszkami i kojarzy ten smak ze świętami i chce przekazać to doświadczenie swoim dzieciom, to jak dla mnie jest wystarczające wyjaśnienie - ale warto o tym powiedzieć, a nie przyjmować postawę "bo tak i już".
@digi51: a odchodząc od historii - mnie zawsze zaskakuje, jak wiele osób robi rzeczy niejako z automatu, nie wiedząc nawet po co ani dlaczego. I bawi mnie, jeśli przeważnie są to osoby deklarujące najgłośniej przywiązanie choćby do tradycji - nie mam nic przeciwko, wręcz przeciwnie, bardzo cenię zwyczaje i tradycje, ale uważam, że obowiązkowym elementem tego szacunku jest wiedza o tym, dlaczego robimy tak, a nie inaczej. Dlaczego na Wigilii jest barszcz a nie ogórkowa? Dlaczego msza jest o północy a nie o godz. 17:00 i czy wiecie, że de facto jest to msza w Boże Narodzenie nie Wigilię? Dlaczego w wielkanocnym koszyku jest baranek a nie koziołek albo gęś? Dlaczego chrzan, a nie marchewka? I tak można mnożyć przykłady. Jeśli ktoś kultywuje zwyczaje, a nie potrafi odpowiedzieć: dlaczego? to jedyne co kultywuje, to bezmyślność, a nie tradycja.
@digi51: a jakie ma znaczenie, że babcia nie żyła? Jak ktoś nie żyje, to z automatu wymazują się wszystkie złe wspomnienia czy jak? Bo tego, że "o zmarłych należy mówić dobrze albo wcale" ja nie kupuję, niby dlaczego? Zgadzam się, że z historii wynika, że brat próbuje udowodnić swoje racje w zbyt natarczywy sposób i sprawiający autorce przykrość (i to jest tu główny problem według mnie), ale dla mnie to lepsze niż jakby miał się fałszywie uśmiechać. A z tym robieniem czego chce (pasterka, tradycyjne potrawy) - tak, oczywiście, ma prawo robić to co chce, ale gdyby moja siostra pomalowała sobie cała twarz na zielono i chciała tak wyjśc z domu, to pewnie moją pierwszą reakcją nie byłoby "ekhm, kochanie, do twarzy ci w zielonym", tylko bardziej coś w stylu: "zwariowałaś?". I choć nie miałabym żadnego prawa jej w tym ograniczać, to chciałabym, żeby mi wyjaśniła, czemu tak (założyła się z kimś? uważa, że to dobre na cerę? chce zrobić jakieś doświadczenie społeczne?). Z pasterką podobnie - jaki problem powiedzieć: jestem osobą wierzącą i uczestnictwo w mszy św. tego wieczoru jest dla mnie ważne/lubię posłuchać kolęd śpiewanych przed pasterką/chcę usłyszeć kazanie księdza - cokolwiek, co ma sens, a nie "idę bo tak".
Tu jest kilka wątków. Relacje brata z rodzcami/babcią - sama zauważasz, że ty byłaś bardziej lubiana/kochana/akceptowana, bo bardziej "pasowałaś" do rodzinnego środowiska i pewnie nadal tak jest. Jeśli on od dziecka chciał czegoś innego i przez to czuł, że nigdy nie spełnia oczekiwań, nie jest akceptowany, to na pewno było mu trudno. I nie jest to oczywiście Twoja wina, ale na przykład wspomnienia o babci - Ty masz takie, on ma inne, mimo że dotyczą tej samej osoby, i tak jak on nie powinien naciskać, żebyś uznała babcię za "starą dewotę", tak Ty nie powinnaś wymagać od niego, żeby dołączył do pochwał, jak dobrą osobą była. Poglądy - polityka czy religia to zawsze trudny temat, bo to przeważnie kwestia wiary/przekonań, nie logiki. I pewnie brat za mocno naciska i robi to w niewłaściwy sposób, ale pomyśl - wysyła te artykuły, pisze wiadomości, czyli zależy mu, żebyś poznała jego punkt widzenia; czyli poniekąd szuka z Tobą porozumienia, jakby miał Ciebie i relację z Tobą w d****, to by był obojętny i nie zadawał sobie trudu. I widać tu próbę rozmowy "na argumenty", więc to byłoby do zrobienia - możesz też przedstawić mu argumenty za swoim punktem widzenia. Oczywiście jeśli chcesz, ale to nie do końca pytanie, czy chcesz rozmawiać z bratem o polityce, tylko czy chcesz mieć z nim relację. I choćby ten przykład pasterki - nie musisz się tłumaczyć, nic nie musisz tak naprawdę, ale czy tak trudno byłoby w paru zdaniach wyjaśnić, czemu idziecie na pasterkę? Czemu to dla Ciebie ważne? Nie po to, żeby jego przekonać, ale żeby mu pokazać swój sposób widzenia świata - z którym on się zgodzi lub pewnie nie, ale on stara sie Tobie pokazać swój punkt widzenia. Jeśli on wyśmiewa robienie uszek, to zamiast reagować złością "to nikt ci nie każe ich jeść, pizzę sobie zamów" powiedz mu, czemu to robicie.
Jeśli to jest coś, co naprawdę chcesz robić i jesteś w tym dobra, to: - rozpuść wici wśród znajomych; ludzie ciągle potrzebują tortów na urodziny, rocznice, dzień matki itd. - więc daj znać, że możesz zrobić na zamówienie; taki tort w piekarniku zwykłym ogarniesz; oczywiście sprzedawaj te torty/ciasta, nie rozdawaj ; ) a zanim sprzedasz - sesja fotograficzna na Insta/fb/TikTok - zorientuj się w dofinansowaniach, na początek nie potrzebujesz lokalu w centrum miasta na 100 m2 - bądź gotowa psychicznie na to, że na początku, jak chcesz wyjść na swoje, to będziesz musiała mówiąc brzydko zapier***** po 16 godzin na dobę - ale jak będziesz robić to, co kochasz, to się odczuwa inaczej niż "przymusową pracę" Powodzenia!
Ciesz się, że strzelił focha. Dla mnie to właśnie jest przejaw hipokryzji tudzież głupoty. "Powiedział, Że nie rozumie znajomych, którzy wydają 20 tys. zł na rower dla siebie i dziecka, jak mogliby te pieniądze przeznaczyć na pomoc" - to argument na poziomie "jedz obiadek, bo w Afryce dzieci głodują". On też mógłby nie kupować kawy na mieście, ale przeznaczyć te 15 zł na pomoc. Mógłby nie kupować nowych butów/zegarka/swetra itd., tylko przeznaczyć na pomoc. Bilet do kina/wyjście do restauracji - to nie są rzeczy konieczne, można zamiast tego przeznaczyć pieniądze na pomoc. I tak można wymieniać w nieskończoność... Z tym Amazon - po pierwsze, masz prawo nie wiedzieć. Po drugie - owszem, były kwestie, że w Amazonie jest ogólnie "zapierd*l" i pewnie nie jest to wymarzona praca większości ludzi, ale jakieś rzeczy typu siedzenie w pampersach pojawiały się w kontekście polskich marketów, "januszexy" omijające prawo pracy czy bhp też są i w Polsce i pewnie w każdym państwie na świecie. Dlaczego więc Amazon ma być traktowany jak "samo zło"? Oczywiście, nieprawidłowości powinny być naprawione, ludzie powinni mieć normalne warunki pracy, ale zgadzam się, że hala w takim miejscu to dla miejscowych możliwość na poprawę sytuacji. No bo jakie są inne opcje? Ładować zasiłki i pomoc - na dłuższą metę bez sensu. Albo może postawić halę, ale brzydką, żeby tak w oczy nie kłuła? <hipokryzja>
Nie rozumiemy; Jeśli tytuł El Adrenalinka nawiązuje do El Dursi... no tak, to mogło się wydarzyć, ale nie do końca. I drobiazg - ale jakby faktycznie ktoś resyscutował chłopca za autobusem, to powinny być ustawiony znak ostrzegawczy jak przy każdym zatrzymaniu pojazdu awaryjnym/wypadku. I zignorowanie takiego znaku przez kierowcę na pewno nie zostałoby zignorowane przez sąd. Ogólnie wiadomo, do czego autor zmierza - bezkarność celebrytów - nawiasem mówiąc, czy ktoś wie, jak się ma adwokat od "trumny na kółkach", który zabił dwie kobiety wracając z wesela Martyny-nie-rozwiodę-się-Kaczmarek?
Ad. 1 - jeśli w umowie ma czarno na białym napisane, że za cenę 50zł/m2 dostaje projekt + listę zakupów, a listy zakupów nie ma, no to nie powinno być trudne do wyegzekwowania. Jeśli jednak projekt jest "słaby" - czyli jej się nie podoba - to po czorta jej lista zakupów rzeczy, których i tak nie chce kupić? Poza tym - co znaczy "słaby"? Przecież projektant zawsze najpierw konsultuje się z klientem, żeby wiedzieć coś o jego guście itd. Ad. 2 - jak to, co teraz? Zakładam, że kupienie artykułów z 3 tys. nie wchodzi w grę, więc projekt też nie będzie kosztował 1 zł tylko więcej. Standardowa praktyka w marketach, że projekt jest za darmo, jak się kupuje u nich produkty. Co to znaczą też "najbrzydsze kafelki"? To, co się podoba jednemu, drugi może uważać za totalny kicz i obciach, i odwrotnie. I też - projektantka chyba wcześniej pytała orientacyjnie, w jakim stylu ma być ta łazienka. No chyba, że dostała odpowiedź w stylu "niech pani coś ładnego zrobi" - no to zrobiła, co jej się podoba. Przy remoncie kuchni kilka lat temu też przechodziłam przez projekt "marketowy". Niestety, nie spodobał mi się, a w dodatku zaprojektowany był bardzo "na styk", dosłownie na centymetry, przy wymiarach zrobionych przeze mnie, a na pytanie, co będzie, jeśli okaże się, że coś się nie zmieści - projektantka marketowa stwierdziła, że oni nie biorą za to żadnej odpowiedzialności; więc zapłaciłam za projekt (przy zakupie mebli byłby za darmo) i znalazłam lokalną firmę, z której pan sam przyjechał, wszystko wymierzył, zrobił trzy projekty, dopasował wszystko - i wyszło idealnie.
Jeśli rozmowa z sąsiadami żeby uprzątnęli rzeczy nie przynosi skutku, to może jak sąsiedzi kilka razy znajdą swoje sanki na parterze, a hulajnogę na najwyższym piętrze, to da im do myślenia? Albo jak masz jakieś zbędne rzeczy (od biedy nawet z jakiegoś śmietnika można coś skombinować typu krzesło czy coś) - to można postawić przy ich rzeczach, jak się spytają czemu - można uzasadnić, że skoro najwyraźniej chcą składać na korytarzu różne rzeczy to się dołączysz. Gdyby kilka razy do takich akcji dołączyli też inni sąsiedzi, to pewnie by przyniosło skutek lepszy, niż straż miejska.
@digi51: ok, nie byłam pewna. To odnośnie do tej historii - 9-latka mogła sama iść po zakupy, ale nie mogła i nie powinna mieć pod opieką 4-latki...
A czy nie jest przypadkiem tak, że zgodnie z prawem dzieci do 13 roku życia muszą przebywa pod opieką dorosłego? A pomijając to - po co wysyłać obie córki, jak już, to starsza by wystarczyła; wysłanie obu, to powierzenie 4-latki pod opiekę 9-latce. Z 4-letnim dzieckiem nawet dorosły musi mieć przysłowiowe oczy dookoła głowy, takie dziecko w sekundzie idzie koło ciebie, a w drugiej biegnie na przełaj, bo zobaczyło kotka/kaczuszkę/wiewiórkę itd. Poza tym kluczowe pytanie - czy dzieci weszły na przejście na czerwonym świetle lub przechodziły gdzieś poza przejściem - jeśli tak, to niestety definitywnie wina dzieci i matki, czy przechodziły na zielonym - wtedy wina kierowcy.
No i to jest naprawdę piekielne. W sensie Wy i inni goście, którzy "przenieśli" imprezę do baru. Serio? Napić się w barze można w każdy dzień, naprawdę nie można było uszanować pary młodej i zostać na weselu bez alkoholu? Przyszliście na ślub dla nich, czy dla wódki? A że nie powiedzieli... to idąc tym tropem myślenia, załóżmy, że uwielbiam pomidorową i szparagi, pojawiam się na weselu, a tam mi podają rosół i schabowego, to strzelam focha, że mnie nie uprzedzono i szukam najbliższej restauracji... Para młoda zaprasza na wesele i nie ma obowiązku konssltować ani uprzedzać gości co do menu, kwiatów na stole, rodzaju muzyki, rodzajów dostępnych alkoholi albo ich braku itd.
Oburzenie i fochy kuzynki - czy szerzej ujmując, ogólnie ludzi w tym temacie - są dla mnie totalnie niezrozumiałe. Ktoś organizuje imprezę. Zaprasza gości jakich uważa za stosowne, może sobie ich dobrać pod kątem więzów krwi, znajomości albo koloru oczu - to decyzja organizatora. Informuje o miejscu i terminie - też decyzja organizatora. Informuje o jakichś dodatkowych kryteriach (typu stroje wieczorowe, sukienki tylko w niebieskim kolorze, stroje pingwina, bez dzieci, z dziećmi, tylko osoby, które przyniosą jedną czerwoną różę itd.) - znów decyzja organizatora. Osoba zaproszona co robi? Albo przyjmuje zaproszenie, albo nie - jeśli nie ma ochoty na imprezę albo nie odpowiada jej cokolwiek z rzeczy wyżej wymienionych. To trochę jak z filmem - idzie się do kina, jak film ciekawy, albo jak się lubi aktora, albo po prostu w ramach rozrywki, ale nie strzelam focha, że pana X gra aktor B, a nie mój ukochany A i nie piszę do reżysera, żeby przerobił zaraz teraz tu cały film, bo ja chcę A i już!
Co za palant. Nie rozumiem, jak można z kimś planować życie i strzelać focha o taką pierdołę... Chyba lepiej dla dziewczyny, bo jak tak zareagował na taką rzecz, to raczej trudno mi sobie wyobrazić z takim człowiekiem normalne życie.
Bo to wszystko efekt presji pt. "zróbmy imprezę jakiej nie przeżył nikt" zamiast założenie po prostu dobrej zabaw. No i kwestia też grona znajomych, bo jak jest dobra ekipa, to nawet domówka przy winie będzie świetna, a jak ekipa niezgrana, albo osoby typu że wszystko trzeba wrzucić na insta żeby pochwalić się światu, to jest ciśnienie na atrakcje, no bo co, sofa w cudzym mieszkaniu nie zaprezentuje się "światowo"
@Habiel: ale jak pracodawca ma sprawdzić pokrewieństwo między babcią a wnuczką? Nawet z aktem zgonu? To by trzeba było jeszcze dostarczać akt urodzenia rodzica, własny akt urodzenia i ewentualnie akt małżeństwa, jak nazwisko po mężu - żeby wykazać linię pokrewieństwa. Na akcie zgonu przecież jest, że zmarła Aniela Kowalska, córka X i Y, wnuki przecież nie są wymienione. Zatem jedyne co - oświadczenie pracownika, że to babcia. No i jeśli Autorka 2 razy to oświadczyła, a potem trzeci raz, to nie dziwię się, że pracodawcy coś "nie zagrało". Okolicznościowy przysługiwał jej na ostatni pogrzeb, ale jeśli wzięła wcześniej dwa razy okolicznościowy, to raz wzięła nieprawidłowo.
Hmm, ale druga żona dziadka nie była formalnie Twoją babcią, więc urlop okolicznościowy Ci się na nią nie należał, pomimo nawet bardzo bliskich relacji. Teoretycznie dziadek mógł mieć i 5 żon - "babć" - a one po rozwodzie z dziadkiem mogły mieć kolejnego męża i teoretycznie mogłabyś mieć z nimi wszystkimi bardzo dobre relacje, ale to nie przekładałoby się na +/-10 dni urlopu okolicznościowego. Inna sprawa, że na pogrzeb bliskiej osoby, niezależnie od pokrewieństwa, szef powinien po prostu udzielić urlopu (tylko z puli wypoczynkowego, a nie okolicznościowy).
@Orangowa: zgadzam się, dodałabym jeszcze, że jak dla mnie - z perspektywy kierowcy, choć bywam i kierowcą, i pieszą - zdecydowanie gorsi są piesi czy rowerzyści, którzy na przejście wkraczają bez rozejrzenia się, ścinając róg, z nosem w telefonie, bo "mają pierwszeństwo". Ok, fajnie, że mają, ale ja samochodu w pół sekundy siłą woli nie zatrzymam... dlatego jak pieszy kulturalnie stoi sobie i czeka, to ja się kulturalnie zatrzymuję (jako kierowca) i go przepuszczam. A będąc pieszą stoję i kulturalnie czekam, licząc na kulturę kierowców.
A mnie zastanawia, po co Kasia i Twoja żona usilnie dzwoniły/pisały do Darka? Ok, mogły wieści o rozstaniu przyjąć z żalem i wzburzeniem, ale to nie ich sprawa tak naprawdę. Darek mógł zdecydować, że związek z Agą nie jest dla niego (nawet i bez powodu w postaci zdrady), i jedyną osobą, przed którą powinien się wytłumaczyć jest Aga, a nie jej koleżanki. A co do reszty - Aga próbowała pewnie podejść do związku rozsądnie i wybrać wreszcie "mądrze", ale nie da się na dłuższą metę być kimś, kim się nie jest (co oczywiście nie usprawiedliwia zdrady). A Darek uczciwy nie był, bo coś takiego jak bezpłodność to może nie temat na pierwszą randkę, ale zatajenie tego przed partnerką, z którą mieszka i planuje ślub - bardzo słabe. Wg mnie oboje mieli problemy, głównie z poczuciem własnej wartości i pewności siebie, i dopóki sami tego nie przepracują nie powinni wchodzić w związek.
Noe czy Mojżesz? ;) Ale ja to rozumiem i sama też tak robię, nie wchodzę na pasy jak widzę jadący samochód, a skąd mam mieć pewność, że kierowca mnie widzi, że akurat nie zerka w telefon lub nie się nie zagapi, że się zatrzyma? Wolę poczekać aż się zatrzyma - wtedy wiem, że mogę bezpiecznie iść.
U mojej koleżanki też to tak działało, były kierunki prawo, administracja i europeistyka, część przedmiotów, zwłaszcza na I i II się powtarzała. Osoby studiujące prawo, jeśli rok czy dwa później podjęły też studia na którymś z dwóch pozostałych kierunków miały przepisane oceny, w drugą stronę to nie działało - jeśli ktoś będąc w trakcie tamtych studiów dostał się na prawo, musiał zaliczać wszystko. Nie wiem jak to się miało do przepisów/regulaminu (bo znam tylko z opowieści koleżanki). Ale chociaż programy były niby takie same i nawet wykładowcy się częściowo powtarzali, to na prawie zaliczenia/egzaminy były trudniejsze i wymagano więcej (to z kolei opinia znajomej, która po licencjacie z administracji zaczęła prawo).
@ICwiklinska: dzisiejsze roszczeniowe i rozwydrzone dzieci to efekt nie tyle wychowania ich przez rodziców, co wina ich dziadków - pokolenia, które wymagało bezwzględnego szacunku do siebie tylko z racji starszeństwa/bycia rodzicem, które za nic miało emocje - zarówno swoje, jak i swoich dzieci, które często wymuszało posłuszeństwo biciem, które reagowało alergicznie na każdy przejaw "inności". To pokolenie wywarło wpływ na swoje dzieci - dzisiejszych 40-, 50-latków, których życiowym celem stało się nie być takim, jak ich ojciec czy matka. I ze skrajności w skrajność, z oziębłości i dyscypliny w nadmierną tolerancję i kumplowanie zamiast wychowania.
Ona jest po prostu na innym etapie życia, niż wy. Bardziej tym etapem życia pasuje faktycznie do osób w wieku +/-25, więc nic dziwnego, że z takimi osobami faktycznie może się w jej odczuciu lepiej bawić. Spójrzcie na to w ten sposób: jedna z Was na zebraniu wędkarzy. Oni, połączeni wspólnym hobby, będą się dobrze czuć w swoim towarzystwie, swoich tematach - a osoba, która o wędkarstwie wie tylko, że istnieje wędka i ryba, umrze z nudów. A jeśli w dodatku faktycznie jest zdesperowana, bo chce bardzo zmienić swój "etap życia", no to chwyci się każdej - dosłownie każdej - okazji, zwłaszcza jak alkohol zaszumi w głowie, i takie akcje są rezultatem. Nie usprawiedliwiam, ale polecałabym w tej sytuacji raczej domówki, albo spotkania typu lunch/kawa. Nie usprawiedliwiam, po prostu