Profil użytkownika

marcelka ♀
Zamieszcza historie od: | 25 lipca 2017 - 14:34 |
Ostatnio: | 3 czerwca 2025 - 20:52 |
- Historii na głównej: 63 z 64
- Punktów za historie: 8608
- Komentarzy: 1093
- Punktów za komentarze: 9414
Zamieszcza historie od: | 25 lipca 2017 - 14:34 |
Ostatnio: | 3 czerwca 2025 - 20:52 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Pewex | Faktopedia | Stylowi | Moto Memy |
Demotywatory | Mistrzowie |
@clockworkbeast: no ok, to co ma zrobić autorka? Rozwód i tyle? Może inną opcją jest znalezienie przez autorkę jakiegoś zajęcia poza domem - typu malowanie czy klub książki, aerobik na basenia czy coś - cokolwiek - co ma w miarę regularne spotkania. I argument do męża: ok, ty masz 20 godzin jazd, ja będę wychodzić na 3 godziny w środy po południu. Nawet jeśli to nie uświadomi jakoś bardzo męża, to przynajmniej autorka odsapnie...
Miałam wśród znajomych parę, tacy "wyższa klasa średnia", wykształceni, zawody uchodzące wciąż za prestiżowe, ścieżka dość tendencyjna, no może poza tym, że ślub tuż po studiach, a dziecko już tak kilka miesięcy po ślubie, ale rodzice obojga pomagali - i finansowo, i w opiece, ogólnie wszystko im się dobrze układało. Od nich czasem można było słyszeć komentarze, że "o, ta 12 lat, a takie miniówki nosi", "sama się prosiła", "przstanie swędzić to wróci" itd. - dotyczące właśnie tego typu sytuacji czy nawet dzieci (nastolatek) z okolicy. Plus zawsze "a gdzie byli rodzice", "jak wychowali, tak mają" itd. Ich córka była miła, grzeczna, inteligentna, szachy, pianino, prywatny lektor języka... miała jakieś 10 lat, gdy urodził jej się brat, a uwaga rodziców, siłą rzeczy, bardziej skoncentrowała się na małym. Jeszcze w podstawówce zaczęły się wagary, jakieś piwko, jakieś znajomości z chłopakami kilka lat starszymi (dziewczyna 13 lat i chłopak 18/20 lat to jest przepaść mentalna), jakieś ucieczki z domu, cięcie się, gorsze sytuacje. No... i gdzie byli rodzice? Na szczęście dziewczyna się ogarnęła i z tego co wiem, jest już ok, ale po co takie komentarze były...
Wg mnie jak kierowniczkom tak zależało na integracji w ten sposób, to firma powinna mieć przezanczony jakieś budżet na tego typu wydarzenia "socjalne", i z tego budżetu kupować prezenty i najlepiej jednakowe dla wszystkich, typu kwiaty i czekoladki, czy nie wiem, jakiś zestaw kawa + herbata + coś słodkiego, a zespół powinien być częścią wręczania tego, a nie, żeby wymagać składek. U mnie w firmie tak zrobiono - świętuje się urodziny czymś słodkim (ciastka z lokalnej cukierni na talerzyku dla wszystkich) + kwiaty dla solenizanta, jest jasno powiedziane, że żadnych zbiórek i prezentów (no chyba że ktoś chce całkiem prywatnie - to już we własnym zakresie). I wszyscy to lubią, solenizant się czuje wyróżniony, dla reszty to miła przerwa w pracy.
Dopóki ktoś się nie przejdzie w cudzych butach to nie wie, czy są wygodne. Ty ogarniasz wszystko w domu - pewnie też tak było przed dziećmi - i pewnie wtedy było ok, bo jednak ogarnąć po dwójce dorosłych, a po czworgu ludziach, w tym 2 małych dzieciach, to jednak zupełnie co innego - a on po prostu nie ma pojęcia, ile pracy to wymaga i jakie to potrafi być męczące. I teraz uwaga: żadnymi słowami mu tego nie wytłumaczysz. Po prostu nie. Im więcej będziesz o tym rozmawiać, tym bardziej on to będzie odbierał jako narzekanie, bla bla bla i tym bardziej będzie puszczał mimo uszu. Rozwód zawsze jest opcją, i nie ma co trwać w związku, którego nie chcesz, ale - jeśli naprawdę go nie chcesz. Rozwód nie jest niczym fajnym. Przerzucanie się dziećmi, umawianie wizyt, alimenty - też nic fajnego. Czasem to lepsze wyjście niż trwanie w małżeństwie na siłę, ale nigdy nie jest to idealne wyjście. Zanim sięgniesz po opcję "atomową" - serio, pomysł z wyjazdem jest świetny! Wykorzystaj do tego pretekst w stylu swoje urodziny, może umów się na weekendowy wyjazd z siostrą/przyjaciółką, jedź po prostu na weekend do rodziców - cokolwiek. Dzieci przeżyją! A on będzie miał szansę choć chwilę poczuć jak to jest mieć pod opieką dwójkę małych dzieci 24 h na dobę. Pasja - fajnie, że ma, ale to się skończy dokładnie tak jak przewidujesz, po kursie on będzie jeździł ze szwagrem na motorowe wypady na całe weekendy, Ty będziesz coraz bardziej zmęczona i sfrustrowana, a im bardziej Ty będziesz zmęczona i sfrustrowana, tym bardziej on będzie uciekał od wszystkiego... to droga donikąd. Taki wyjazd może pomoże mu zrozumieć, że dom = obowiązki. I może nadal będzie miał pasję, ale może jak już zda ten motor, to będzie wyjeżdzał raz w miesiącu a nie 4x, więc - jest o co zawalczyć.
Co było to było, i nie ma sensu wracać do przeszłości i gdybać, że może gdybys skończyła studia, może gdybyś urodziła dzieci później, może coś tam. Zadaj sobie proste pytanie: czy lubisz swoje życie? A jak nie jesteś pewna, to zadaj sobie pytanie, jakby ktoś ci zaoferował, że tu i teraz znikają Twoi synowie i mąż, a Ty jesteś Panią w korpo z ładną sumką wynagrodzenia - bierzesz? Jesli nie - to może nie jest Ci wcale źle, mimo jakichś tam kłótni czy codziennych problemów, każdy jakieś ma. A jak jednak jest Ci źle - pomyśl, co Ty możesz zmienić? Może praca? Może jakieś zajęcia typu malowanie przy winie, kółko gotowania, klub książki - coś, co może brzmi głupio, ale pozwoli Ci trochę wyjść ze swojego środowiska i codzienności. I najwyższa pora przestać się porównywać do siostry, nie jesteś lepsza, nie jesteś gorsza, macie po prostu inne życia - tyle. A córka siostry z daleka może postrzega Cię jako tę bardziej fajną, luzacką, ale to by się mogło bardzo szybko zmienić przy pierwszej okazji, kiedy super-Ciocia powiedziałaby małej "nie". Z drugiej strony ja obserwuję wśród znajomych taki trend, że często te grzeczne beżowe dziewczynki wkraczają w wiek nastoletni i nagle wychodzi cała presja bycia "idealną", a rodzice nie wiedzą, co się z ich "idealnym" dzieckiem dzieje, że nagle "zdziczało" i zamiast baletu woli kapelę metalową. Powinnaś delikatnie powiedzieć siostrze o sytuacji, ale dla niej przyjęcie tego będzie trudne - pomyśl, jak Ty byś się czuła, gdyby Twoi synowie nie chcieli z Tobą mieszkać? I ona by Ci przyszła to powiedzieć, jeszcze w triumfującym tonie? Ta sytuacja to paradoksalnie dobra okazja dla Was, jako sióstr - żeby się trochę zrozumieć nawzajem, a nie porównywać i wywyższać.
@GreenRaccoon: 10 lat chodzenia po lekarzach tym bardziej... albo chcesz się dowiedzieć, co jest nie tak, nawet jak trzeba zapłacić, albo odpuść...
Pytanie: auto za czyj hajs kupione, i paliwo do niego? Jeśli za rodziców - no to mogą rozporządzać. Jeśli za Twoje - to skąd, jak niby pracy nie masz? A jak jednak masz, to może rodzice chcieliby, żebyś się dokładał w jakiś sposób do mieszkania/życia? No i drugie pytanie - zakładam, że wcześniej też coś jedliście, znaczy robiliście zakupy. Jak? Z buta/na rowerze/tramwajem? Ni rozumiem, skąd nagła konieczność, że po te jajka trzeba koniecznie samochodem teraz zaraz tu jechać. No i trzecie pytanie - jak już koniecznie te zakupy ty masz robić, i koniecznie samochodem, to nie da się tego ogarnąć po drodze do/z pracy?
Dziewczyna załapała się na darmową wycieczkę do Francji i chciała mieć fun. Oprócz funu chciała mieć też kontent na sociale, który musi być odpowiedni, jak się chce na tym choć trochę zarobić. I gdzie tu piekielności? Chyba taka, że to i tryb pracy autora się po prostu nie zgrywały. Spóźnienie po pół godziny każdemu może się zdarzyć, co innego jakby Cię olała i nie dawała znaku życia, a 5 godzin później się okazało, że "zeszło jej dłużej na pizzy" czy coś w tym stylu. Paryż - jeśli miał być na trasie, a okazało się, że noclego 20 km dalej, to się nie dziwię dziewczynie, że jednak chciała do "Paryża właściwego", to tak jakby być w Radomiu i powiedzieć "przejeżdzałam koło Warszawy". Te zdjęcia - jeśli wchodzi w sociale, to potrzebuje dobrego kontentu, tak jak Ty potrzebujesz w pracy właściwych narzędzi, a nie młotka z chińskiego portalu. Zrozumiałe, że autor miał plan, był w pracy, chciał się trzymac planu i był zmęczony - ale w zachowaniu dziewczyny nie widzę piekielności.
Po pierwsze, żeby w testamencie zapisać jedną konkretną rzecz komuś, choćby i miastu, to trzeba taki testament sporządzić u notariusza - a nie własnoręcznie, ani z żadnym świadkiem, bo ważny nie będzie. I tak już jest od 10 lat ponad, więc nawet jak historia stara, to nie aż tak jak te przepisy. Po drugie, jak spadkobierca testamentowy - choćby i miasto - spadek odrzuci, to do spadku wchodzą normalnie spadkobiercy ustawowi. Czyli cała ta rodzina, dzieci, wnuki, prawnuki, etc. I wtedy spdek mogą w całości przyjąć albo w całości odrzucić (nie da się, jeśli ta pani miała jeszcze inny majątek, tamten majątek wziąć, a tę działkę tylko odrzucić). Podsumowując: lepiej pogadać z jakimś prawnikiem o tej sytuacji, bo nieznajomość prawa nie tylko szkodzi, ale i drogo kosztuje. Drożej niż jednorazowa porada prawna.
@Xynthia: z tego opisu wynika, że to, że chłopak "jest w stanie funkcjonować" to tylko pobożne życzenie matki i/lub otoczenia. A jak pewnego dnia stwierdzi, że nie będzie nosił spodni, to matka pozwoli mu wychodzić w bieliźnie na ulicę? A jak na spacerze pies na niego zawarczy i będzie bał się psów, to nigdy nie wyjdzie z domu z obawy przed potencjalnym spotkaniem kogoś z psem? Co z wizytami u dentysty/fryzjera/w szkole, jeśli w pewnym momencie chłopak się uprze, że nie? Znajoma też odpuści? Jeśli znajoma nie jest w stanie zapanować nad synem w wieku nastoletnim na tyle, żeby go zaszczepić, to co będzie, gdy ten stanie się dorosłym mężczyzną? I skorzystanie z rejonowej przychodni może miałoby więcej sensu, w prywatnej im więcej kasy i im mniej problemów tym dla nich lepiej, w rejonowej personel nie może po prostu "olać" sprawy, więc jak nie znajoma, to personel musiałby sobie w jakiś sposób poradzić.
Podstawą pomysłu na zamieszkanie razem jest wizja wspólnego życia we wspólnej przestrzeni, a to oznacza, że jeśli chcesz z kimś zamieszkać, to nawet jeśli to będzie w Twoim mieszkaniu, ta druga osoba też będzie miała jakieś przyzwyczajenia, jakieś potrzeby. I tu może być część tak, że macie tak samo, a część inaczej. I to, co jest inaczej - albo trzeba wzajemnie zaakceptować, albo zrezygnować z pomysłu wspólnego życia. Dla przykładu: jak Ty nie lubisz kurzołapów, a partnerka Ci się trafi z rodzaju "o jaki śliczny wazonik/złoty kotek/kubeczek/kamyk", no to albo będziesz musiał znaleźć w swoim wychuchanym mieszkaniu jakąś przestrzeń na to (jakiś jeden regał? kilka półek? komoda?), albo do widzenia. Nie możesz wymagać od drugiej osoby, żeby stała się wierną kopią ciebie. A druga rzecz - te zasady przedstawione w ten sposób brzmią strasznie autorytarnie. Jak choćby nr 2 - pól godziny, czyli partnerka ma ustawić stoper i powiedzieć "cześć, kochanie" dokładnie po 30 minutach i 10 sekundach, czy jak?
Przecież żeby wyciagnąc paczkę i tak trzeba do paczkomatu fizycznie podejść, nie da się zrobić jak w harrym potterze, że "accio paczka" i do ciebie leci, to co za problem podejść do ekranu i zobaczyć numer paczkomatu czy to jest ten właściwy?
U mnie jest takie powiedzenie, że "dawać i prosić to już za wiele". Oczywiście, jak przychodzą goście, to się ich częstuje, proponuje kawę/herbatę/obiad/ciasto, zależy od okazji i tego, co się ma lub co można przygotować, ale mnie by szlag trafił, gdybym przyszła do kogoś i ktoś się mnie pięć razy pytał, czy może jednak chcę tę kawę, co to już cztery razy powiedziałam, że nie...
@digi51: z babcią - tu nie chodzi o to, jaka była naprawdę, tylko jak ją pamięta autorka, a jak brat - i te ich wspomnienia się różnią, i oboje mają do nich prawo. Gdyby babcia żyła, to jej punkt widzenia byłby czymś trzecim, zupełnie osobnym od odczuć obu wnuków, i oczywiście nie mniej wartościowym, ale znów - odrębnym. Bo nawet jakby powiedziała: "ależ skąd, oboje was zawsze traktowałam tak samo", to byłaby jej prawda, a prawda brata autorki jest inna. Wspólne zasiadanie przy świątecznym stole jest idealną okazją, by porozmawiać o tradycjach, które przy okazji świąt są kultywowane. I tak - zgadzam się z Tobą, że to powinno być w atmosferze szacunku, a nie wyśmiewania kogoś lub czegoś. I nie wszystko musi mieć głębokie wyjaśnienie, jeśli ktoś po prostu lubi barszcz z uszkami i kojarzy ten smak ze świętami i chce przekazać to doświadczenie swoim dzieciom, to jak dla mnie jest wystarczające wyjaśnienie - ale warto o tym powiedzieć, a nie przyjmować postawę "bo tak i już".
@digi51: a odchodząc od historii - mnie zawsze zaskakuje, jak wiele osób robi rzeczy niejako z automatu, nie wiedząc nawet po co ani dlaczego. I bawi mnie, jeśli przeważnie są to osoby deklarujące najgłośniej przywiązanie choćby do tradycji - nie mam nic przeciwko, wręcz przeciwnie, bardzo cenię zwyczaje i tradycje, ale uważam, że obowiązkowym elementem tego szacunku jest wiedza o tym, dlaczego robimy tak, a nie inaczej. Dlaczego na Wigilii jest barszcz a nie ogórkowa? Dlaczego msza jest o północy a nie o godz. 17:00 i czy wiecie, że de facto jest to msza w Boże Narodzenie nie Wigilię? Dlaczego w wielkanocnym koszyku jest baranek a nie koziołek albo gęś? Dlaczego chrzan, a nie marchewka? I tak można mnożyć przykłady. Jeśli ktoś kultywuje zwyczaje, a nie potrafi odpowiedzieć: dlaczego? to jedyne co kultywuje, to bezmyślność, a nie tradycja.
@digi51: a jakie ma znaczenie, że babcia nie żyła? Jak ktoś nie żyje, to z automatu wymazują się wszystkie złe wspomnienia czy jak? Bo tego, że "o zmarłych należy mówić dobrze albo wcale" ja nie kupuję, niby dlaczego? Zgadzam się, że z historii wynika, że brat próbuje udowodnić swoje racje w zbyt natarczywy sposób i sprawiający autorce przykrość (i to jest tu główny problem według mnie), ale dla mnie to lepsze niż jakby miał się fałszywie uśmiechać. A z tym robieniem czego chce (pasterka, tradycyjne potrawy) - tak, oczywiście, ma prawo robić to co chce, ale gdyby moja siostra pomalowała sobie cała twarz na zielono i chciała tak wyjśc z domu, to pewnie moją pierwszą reakcją nie byłoby "ekhm, kochanie, do twarzy ci w zielonym", tylko bardziej coś w stylu: "zwariowałaś?". I choć nie miałabym żadnego prawa jej w tym ograniczać, to chciałabym, żeby mi wyjaśniła, czemu tak (założyła się z kimś? uważa, że to dobre na cerę? chce zrobić jakieś doświadczenie społeczne?). Z pasterką podobnie - jaki problem powiedzieć: jestem osobą wierzącą i uczestnictwo w mszy św. tego wieczoru jest dla mnie ważne/lubię posłuchać kolęd śpiewanych przed pasterką/chcę usłyszeć kazanie księdza - cokolwiek, co ma sens, a nie "idę bo tak".
Tu jest kilka wątków. Relacje brata z rodzcami/babcią - sama zauważasz, że ty byłaś bardziej lubiana/kochana/akceptowana, bo bardziej "pasowałaś" do rodzinnego środowiska i pewnie nadal tak jest. Jeśli on od dziecka chciał czegoś innego i przez to czuł, że nigdy nie spełnia oczekiwań, nie jest akceptowany, to na pewno było mu trudno. I nie jest to oczywiście Twoja wina, ale na przykład wspomnienia o babci - Ty masz takie, on ma inne, mimo że dotyczą tej samej osoby, i tak jak on nie powinien naciskać, żebyś uznała babcię za "starą dewotę", tak Ty nie powinnaś wymagać od niego, żeby dołączył do pochwał, jak dobrą osobą była. Poglądy - polityka czy religia to zawsze trudny temat, bo to przeważnie kwestia wiary/przekonań, nie logiki. I pewnie brat za mocno naciska i robi to w niewłaściwy sposób, ale pomyśl - wysyła te artykuły, pisze wiadomości, czyli zależy mu, żebyś poznała jego punkt widzenia; czyli poniekąd szuka z Tobą porozumienia, jakby miał Ciebie i relację z Tobą w d****, to by był obojętny i nie zadawał sobie trudu. I widać tu próbę rozmowy "na argumenty", więc to byłoby do zrobienia - możesz też przedstawić mu argumenty za swoim punktem widzenia. Oczywiście jeśli chcesz, ale to nie do końca pytanie, czy chcesz rozmawiać z bratem o polityce, tylko czy chcesz mieć z nim relację. I choćby ten przykład pasterki - nie musisz się tłumaczyć, nic nie musisz tak naprawdę, ale czy tak trudno byłoby w paru zdaniach wyjaśnić, czemu idziecie na pasterkę? Czemu to dla Ciebie ważne? Nie po to, żeby jego przekonać, ale żeby mu pokazać swój sposób widzenia świata - z którym on się zgodzi lub pewnie nie, ale on stara sie Tobie pokazać swój punkt widzenia. Jeśli on wyśmiewa robienie uszek, to zamiast reagować złością "to nikt ci nie każe ich jeść, pizzę sobie zamów" powiedz mu, czemu to robicie.
Jeśli to jest coś, co naprawdę chcesz robić i jesteś w tym dobra, to: - rozpuść wici wśród znajomych; ludzie ciągle potrzebują tortów na urodziny, rocznice, dzień matki itd. - więc daj znać, że możesz zrobić na zamówienie; taki tort w piekarniku zwykłym ogarniesz; oczywiście sprzedawaj te torty/ciasta, nie rozdawaj ; ) a zanim sprzedasz - sesja fotograficzna na Insta/fb/TikTok - zorientuj się w dofinansowaniach, na początek nie potrzebujesz lokalu w centrum miasta na 100 m2 - bądź gotowa psychicznie na to, że na początku, jak chcesz wyjść na swoje, to będziesz musiała mówiąc brzydko zapier***** po 16 godzin na dobę - ale jak będziesz robić to, co kochasz, to się odczuwa inaczej niż "przymusową pracę" Powodzenia!
Ciesz się, że strzelił focha. Dla mnie to właśnie jest przejaw hipokryzji tudzież głupoty. "Powiedział, Że nie rozumie znajomych, którzy wydają 20 tys. zł na rower dla siebie i dziecka, jak mogliby te pieniądze przeznaczyć na pomoc" - to argument na poziomie "jedz obiadek, bo w Afryce dzieci głodują". On też mógłby nie kupować kawy na mieście, ale przeznaczyć te 15 zł na pomoc. Mógłby nie kupować nowych butów/zegarka/swetra itd., tylko przeznaczyć na pomoc. Bilet do kina/wyjście do restauracji - to nie są rzeczy konieczne, można zamiast tego przeznaczyć pieniądze na pomoc. I tak można wymieniać w nieskończoność... Z tym Amazon - po pierwsze, masz prawo nie wiedzieć. Po drugie - owszem, były kwestie, że w Amazonie jest ogólnie "zapierd*l" i pewnie nie jest to wymarzona praca większości ludzi, ale jakieś rzeczy typu siedzenie w pampersach pojawiały się w kontekście polskich marketów, "januszexy" omijające prawo pracy czy bhp też są i w Polsce i pewnie w każdym państwie na świecie. Dlaczego więc Amazon ma być traktowany jak "samo zło"? Oczywiście, nieprawidłowości powinny być naprawione, ludzie powinni mieć normalne warunki pracy, ale zgadzam się, że hala w takim miejscu to dla miejscowych możliwość na poprawę sytuacji. No bo jakie są inne opcje? Ładować zasiłki i pomoc - na dłuższą metę bez sensu. Albo może postawić halę, ale brzydką, żeby tak w oczy nie kłuła? <hipokryzja>
Nie rozumiemy; Jeśli tytuł El Adrenalinka nawiązuje do El Dursi... no tak, to mogło się wydarzyć, ale nie do końca. I drobiazg - ale jakby faktycznie ktoś resyscutował chłopca za autobusem, to powinny być ustawiony znak ostrzegawczy jak przy każdym zatrzymaniu pojazdu awaryjnym/wypadku. I zignorowanie takiego znaku przez kierowcę na pewno nie zostałoby zignorowane przez sąd. Ogólnie wiadomo, do czego autor zmierza - bezkarność celebrytów - nawiasem mówiąc, czy ktoś wie, jak się ma adwokat od "trumny na kółkach", który zabił dwie kobiety wracając z wesela Martyny-nie-rozwiodę-się-Kaczmarek?
Ad. 1 - jeśli w umowie ma czarno na białym napisane, że za cenę 50zł/m2 dostaje projekt + listę zakupów, a listy zakupów nie ma, no to nie powinno być trudne do wyegzekwowania. Jeśli jednak projekt jest "słaby" - czyli jej się nie podoba - to po czorta jej lista zakupów rzeczy, których i tak nie chce kupić? Poza tym - co znaczy "słaby"? Przecież projektant zawsze najpierw konsultuje się z klientem, żeby wiedzieć coś o jego guście itd. Ad. 2 - jak to, co teraz? Zakładam, że kupienie artykułów z 3 tys. nie wchodzi w grę, więc projekt też nie będzie kosztował 1 zł tylko więcej. Standardowa praktyka w marketach, że projekt jest za darmo, jak się kupuje u nich produkty. Co to znaczą też "najbrzydsze kafelki"? To, co się podoba jednemu, drugi może uważać za totalny kicz i obciach, i odwrotnie. I też - projektantka chyba wcześniej pytała orientacyjnie, w jakim stylu ma być ta łazienka. No chyba, że dostała odpowiedź w stylu "niech pani coś ładnego zrobi" - no to zrobiła, co jej się podoba. Przy remoncie kuchni kilka lat temu też przechodziłam przez projekt "marketowy". Niestety, nie spodobał mi się, a w dodatku zaprojektowany był bardzo "na styk", dosłownie na centymetry, przy wymiarach zrobionych przeze mnie, a na pytanie, co będzie, jeśli okaże się, że coś się nie zmieści - projektantka marketowa stwierdziła, że oni nie biorą za to żadnej odpowiedzialności; więc zapłaciłam za projekt (przy zakupie mebli byłby za darmo) i znalazłam lokalną firmę, z której pan sam przyjechał, wszystko wymierzył, zrobił trzy projekty, dopasował wszystko - i wyszło idealnie.
Jeśli rozmowa z sąsiadami żeby uprzątnęli rzeczy nie przynosi skutku, to może jak sąsiedzi kilka razy znajdą swoje sanki na parterze, a hulajnogę na najwyższym piętrze, to da im do myślenia? Albo jak masz jakieś zbędne rzeczy (od biedy nawet z jakiegoś śmietnika można coś skombinować typu krzesło czy coś) - to można postawić przy ich rzeczach, jak się spytają czemu - można uzasadnić, że skoro najwyraźniej chcą składać na korytarzu różne rzeczy to się dołączysz. Gdyby kilka razy do takich akcji dołączyli też inni sąsiedzi, to pewnie by przyniosło skutek lepszy, niż straż miejska.
@digi51: ok, nie byłam pewna. To odnośnie do tej historii - 9-latka mogła sama iść po zakupy, ale nie mogła i nie powinna mieć pod opieką 4-latki...
A czy nie jest przypadkiem tak, że zgodnie z prawem dzieci do 13 roku życia muszą przebywa pod opieką dorosłego? A pomijając to - po co wysyłać obie córki, jak już, to starsza by wystarczyła; wysłanie obu, to powierzenie 4-latki pod opiekę 9-latce. Z 4-letnim dzieckiem nawet dorosły musi mieć przysłowiowe oczy dookoła głowy, takie dziecko w sekundzie idzie koło ciebie, a w drugiej biegnie na przełaj, bo zobaczyło kotka/kaczuszkę/wiewiórkę itd. Poza tym kluczowe pytanie - czy dzieci weszły na przejście na czerwonym świetle lub przechodziły gdzieś poza przejściem - jeśli tak, to niestety definitywnie wina dzieci i matki, czy przechodziły na zielonym - wtedy wina kierowcy.
No i to jest naprawdę piekielne. W sensie Wy i inni goście, którzy "przenieśli" imprezę do baru. Serio? Napić się w barze można w każdy dzień, naprawdę nie można było uszanować pary młodej i zostać na weselu bez alkoholu? Przyszliście na ślub dla nich, czy dla wódki? A że nie powiedzieli... to idąc tym tropem myślenia, załóżmy, że uwielbiam pomidorową i szparagi, pojawiam się na weselu, a tam mi podają rosół i schabowego, to strzelam focha, że mnie nie uprzedzono i szukam najbliższej restauracji... Para młoda zaprasza na wesele i nie ma obowiązku konssltować ani uprzedzać gości co do menu, kwiatów na stole, rodzaju muzyki, rodzajów dostępnych alkoholi albo ich braku itd.