Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

menevagoriel

Zamieszcza historie od: 31 grudnia 2014 - 23:32
Ostatnio: 19 grudnia 2017 - 11:08
  • Historii na głównej: 30 z 30
  • Punktów za historie: 11306
  • Komentarzy: 561
  • Punktów za komentarze: 6068
 

#76189

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Świątecznie, nie ma co...
Mam w rodzinie fajną dziesięciolatkę. Jest wspaniałym, ciepłym i kochanym dzieciakiem, więc nic dziwnego, że ciotka mikołajowa chciałaby ją czymś fajnym zaskoczyć. W tym roku przebiłam samą siebie i wymyśliłam dla Małej prezent doskonały. Już widziałam oczami wyobraźni, jak świecą jej się oczy, gdy go rozpakuje (prezent zrobiony specjalnie dla niej, zgodny z tym, co Młoda kocha, czasochłonny, ale tani - gwoli wyjaśnienia).

Niestety, cała rozentuzjazmowana nagłym przypływem myśli twórczej, powiedziałam o pomyśle swojej szwagierce (innej ciotce Małej). Od tego czasu jestem nękana telefonami. Dlaczego?

Otóż... ona "jest chrzestną dziewczynki i też by jej chciała taki super prezent zrobić, więc może mogłabym się zrzec tego prezentu na jej korzyść, a sama dać jej coś innego", "na pewno coś wymyślisz". Oczywiście dostanę zwrot kosztów... super - tydzień pierwszy.

"Może damy jej ten prezent wspólnie od nas?", propozycja zwrotu kosztów nadal aktualna - tydzień drugi.
W końcu na pole bitwy wkroczyła babcia, która podobno chciała załagodzić sytuację i prosi, czy mogłabym powiedzieć jak zrobić taki właśnie prezent, jaki planuję dać. Zapytana po co, coś tam mętnie tłumaczy, w końcu jednak przyznaje, że szwagierka chce taki prezent zrobić Małej!! Po telefonicznej awanturze, rzuca tekstem "bo ty chcesz mieć najlepsze" i się rozłącza - tydzień trzeci (dwie sztuki tego prezentu nie miałyby w ogóle sensu).

I sobotnia kulminacja. Szwagierka psuje niespodziankę dziewczynce, mówiąc jej co ode mnie dostanie.
Błysku w oczach niestety nie widziałam, ale całe szczęście świergot zachwytu tak, gdy zadzwoniła zapytać, czy to prawda. I dała mi kilka wskazówek.

Jeszcze smaczek na koniec. Jak szwagierka przedstawiła prezent, który tak bardzo chciała dać. Powiedziała: "Menevagoriel to nic ci nie kupuje, pieniędzy żałuje, sama prezent robi, a ode mnie dostaniesz super drogą i modną zabawkę”.

Chociaż będę miała jej czego życzyć na wigilii. Kultury.

rodzina

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 339 (353)

#75647

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja córka była chora. Była jeszcze malutkim dzieciątkiem, gdy pierwszy raz trafiła do szpitala. Na samym wstępie lekarka zapytała czy będziemy potrzebować mleka, wody, itp. Odpowiedziałam, że potrzebna mi będzie tylko ciepła woda. Ok, nie ma problemu - zapisane, po wodę proszę się zgłaszać do pokoju pielęgniarek.

Po wodę do pielęgniarek chodziłam cały dzień (nie było żadnego pokoju na rodziców, w którym byłby czajnik). Siedziały, gadały, zbywały mnie "za chwilę", a dziecko głodne. (W końcu wodę przyniosła jedna z nich, z fochem, po godzinie i trzech przypomnieniach ). Potem za jakiś czas znów proszenie i znów odlewanie. W czasie podawania obiadu, który nas nie dotyczył, bo dziecko za małe, udało mi się złapać panią salową\kucharkę i ją poprosiłam, to wodę dostałam od razu (na oddziale te panie były tylko w czasie posiłków). Dziecko z gorączką, płacze, chce pić, a tu nawet o wodę się doprosić nie można (pielęgniarki miały czajnik w pokoju, więc nie musiały nigdzie iść). Ale szczyt dopiero nastąpi.

Po dniu walki poprosiłam męża, aby nam przywiózł termosy z wodą (i w ten oto sposób rano przed pracą i wieczorem brał termosy i jeździł do domu po świeżą wodę). A pielęgniarki? Po dwóch dniach nieproszenia o wodę przyszły zrobić nam rewizję, czy nie ukrywam czajnika elektrycznego lub grzałki, bo cytuję "skądś musimy wodę mieć".

PS. Interwencja u lekarza dyżurnego nic nie dała, bo gdy opowiedziałam o problemie, stwierdził tylko, że pielęgniarki mają swoje obowiązki i zajmą się wodą jak tylko będą mogły.
PPS. Sala, w której leżała córka, bezpośrednio sąsiadowała z pokojem pielęgniarek, więc doskonale słyszałam co to były za "obowiązki".

słuzba_zdrowia

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 243 (275)

#75336

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dasz palec, to wezmą całą rękę.

Pracuję w hurtowni. Czasami przyjdzie do nas jakiś klient detaliczny. Dzisiejsza historia jest o pewnej anonimowej pani klientce.
Po co przyszła? Nie pamiętam. Co kupiła? Również nie potrafię sobie przypomnieć, za to zapamiętałam dialog, który wywiązał się po skończonej transakcji.

PK (piekielna klientka) - Ooo, widzę, że macie stretch.
Ja - Nie sprzedajemy stretchu, jest nam potrzebny na własny użytek.
PK - Aha, ale ja bym potrzebowała tylko troszkę, bo muszę coś tam zawinąć. Taki malutki przedmiot.
Ja - Jak mówiłam, nie sprzedajemy stretchu.
PK - A nie mogłabym wziąć kawałek? Naprawdę, plasterek jest mi potrzebny.
Ja - Ok, może Pani owinąć to coś, nie ma problemu.
Pk - (już chwytając za stretch) Ale ja mam to w domu!
Ja - Proszę Pani, ale ja Pani rolki stretchu do domu nie dam.
PK - To ja resztę przyniosę.
JA - Nie.
PK - Ale to przecież nie Pani płaci, a firma od rolki stretchu nie zbiednieje!
Ja - Też myślę, że 15 zł to nie jest taki majątek.
(Pk już uśmiechnięta, że dopięła swego).
Ja - Więc może Pani sobie taką rolkę kupić w pobliskim markecie.

Po kilku kolejnych minutach stękania, piekielna klientka wyszła niezadowolona.

sklepy

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 327 (335)

#75023

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym jak zmieniło się podejście do dzieci i kontroli nad nimi.

Lata mojego dzieciństwa to lata dziewięćdziesiąte. Normą wtedy było chodzenie całymi dniami po podwórku, przychodzenie tylko na 16.45 na Dragon Balla i z powrotem na dwór. Jedliśmy jabłka prosto z drzewa, marchewki tylko wycieraliśmy w spodnie, były bitwy na patyki...to znaczy miecze, oranżady na spółkę i gra w gumę od kostek aż do pasa...

Żyję, mimo tych wszystkich ostrych patyków, zatrutych jabłek, i bakterii, którymi powinni mnie zarazić koledzy poprzez picie z tej samej butelki. I w ten sam hardcorowy sposób chciałam wychować moją córkę - teraz 6-cio letnią dziewczynkę.

O to co słyszę o moim patologicznym podejściu do dziecka:
1. Córka chodzi sama na plac zabaw pod blokiem (nawet nie musi przez ulicę przejść, widzę ją z okna) - "porwą ją", "nie powinna być sama", "nie wiesz co jej przyjdzie do głowy", "pedofile tylko czyhają na samotne dziecko".
2.Córka chodzi sama rano po pieczywo do piekarni - "ja bym się bała, przecież nie widzisz jej cały czas", "to nie jest obowiązek małego dziecka", "wpadnie pod samochód" (mała osiedlowa uliczka) "porwą ją", "pedofile tylko czyhają na samotne dziecko".
3. Córka lubi "bawić się" z okolicznymi zwierzątkami (podkreślam - nie robi im żadnej krzywdy) - "fuj, jak możesz jej pozwalać dotknąć żaby", "od ślimaków można się czymś zarazić", "nie pozwalaj jej wchodzić w krzaki, bo tam są kleszcze*",
4. Córka sama decyduje w co się ubiera (mówię jej tylko czy jest zimno czy ciepło) - "jest za mała żeby decydować o sobie", "nie możesz jej ładniej ubierać?" (mała ma specyficzny gust - lubi założyć np. czerwona bluzkę, zielone spodenki i niebieskie buty, żeby być tęczowa).
5. Córka nie je na podwórku - tzn. nie noszę ze sobą torby matki Polki z soczkami, wodą, ciasteczkami, bułeczkami i kanapkami. Jeśli jest głodna - wraca do domu i znów może wyjść - "jak możesz głodzić dziecko?", "moje to cały czas coś jedzą" - (widać!), "smutno jej jest, gdy inne dzieci jedzą, a ona nie ma".
6. Córka może chodzić sama do sąsiadki-koleżanki (ten sam blok, druga klatka) - "czemu puszczasz ją samą?", "przecież to kilka kroków, możesz ją odprowadzić", "zabłądzi", "porwą ją", "pedofile tylko czyhają na samotne dziecko".
7. Córka sama robi sobie proste posiłki - płatki z mlekiem, kanapkę z serem i picie - "ona jest taka malutka", "nie zabieraj jej dzieciństwa", "ma jeszcze na to czas".
8. Córka sama decyduje kogo lubi, z kim chce się bawić, kogo zaprosić na urodziny itp. Myślałam, że jest to oczywiste, niestety ostatnio usłyszałam komentarz, że to ja powinnam jej wybierać kolegów, bo "wiem lepiej co jest dla niej dobre". W domyśle chodziło chyba o majętność potencjalnych kolegów, bo wypowiedziane było w kontekście kontaktu z nieśmiałą, skromnie ubraną dziewczynką.
9. Córka nie chodzi na zajęcia dodatkowe w przedszkolu (co prawda chodzi poza przedszkolem, ale dla mamusiek nie jest to istotne). Nie podobały się jej i została wypisana - "wykluczasz ją z grupy" "powinna robić to co inne dzieci", "hamujesz jej rozwój, tylko tak będzie kimś w przyszłości".

Całe szczęście nie wiedzą, że pomaga mi śmieci wynosić, bo by MOPS wezwali...
A ja tylko czekam na moment jak zaczną biadolić, że ich dzieci nic nie chcą robić i są takie niesamodzielne - oczywiście nie wiadomo dlaczego.
Niedługo przenosimy się na wieś - tam nauczę ją jeść nieumyte marchewki - o ja wyrodna matka.

*córka jest szczepiona na choroby odkleszczowe, bo jesteśmy często w lesie.

Skomentuj (109) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 481 (551)

#74339

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pojechaliśmy ze znajomymi na spływ kajakowy*. Grupa była mieszana, tzn. nie byliśmy tylko w swoim gronie. Kajaków płynęło 15 z czego 4 "nasze". Razem z nami płynęło również kilka rodzin z dziećmi w różnym wieku.
Zbiórka, zasady bezpieczeństwa, jakieś rady i ruszamy. Spływ bardzo udany, sporo śmiechu, oczywiście zorganizowaliśmy małe wyścigi w swoim gronie (podłączyła się jeszcze jedna grupka). Docieramy na miejsce zbiórki, w ramach oczekiwania kąpiemy sie chwilę w jeziorze. Aż podpływa jedna kobieta z ok.7 letnią córką w kajaku i z mordą na wszystkich dookoła, że ją zostawiliśmy na środku jeziora, ją - kobietę z dzieckiem. Że powinniśmy jej pomóc dostać się na brzeg. Że mężczyźni z towarzystwa nie powinni od teraz nazywać się mężczyznami. Chłopaki zdziwieni, czego kobieta od nich chce. Ani sie nie znają, ani ich o pomoc nie prosiła, trzymać się blisko siebie też nie musieliśmy - każdy mógł płynąć w swoim tempie (nie było też potrzeby przenoszenia kajaków - wtedy zazwyczaj panowie pomagają).
No cóż, nie ma to jak wybrać się samotnie (albo z dzieckiem) na wycieczkę i narzekać na obcych ludzi, że nie wręczyli.

*Dla osób nie znających tematu: zbiórka w jednym miejscu, podróż kajakiem do drugiego, gdzie czekamy na wszystkich i powrót busem do pierwszego. Koniec.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 224 (272)

#72883

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O dokarmianiu obcych dzieci.
Mam córkę, która jest uczulona na dość dużo składników spożywczych - m.in. kakao, orzechy, wanilię - więc na składniki, które można spotkać w większości słodyczy. Dlatego słodkości nie zrobione w domu, poddawane są rzetelnej kontroli rodzicielskiej.

Teraz córka jest już sześcioletnią, rozumną młodą damą, która wie co może, jakie ma ograniczenia i jakie są konsekwencje złamania zasad, ale gdy była mniejsza, na widok "zakazanego owocu" rozbłyskały jej oczęta.

Dlatego też cholery dostawałam, gdy ludzie na ulicy (najczęściej starsze panie) raczyły moje dziecko słodkościami.
1. Spacerujemy sobie ścieżką w parku, córka (wtedy max. 2 lata) biegnie sobie kilka kroków przede mną. Zatrzymuje ją starsza pani i wręcza cukierka, a moje dzieciątko oczywiście siup od razu do buźki. Starsza pani mogłaby dodać wtedy historię na piekielnych o matce furiatce, która opieprzyła ją trzy pokolenia wstecz. Całe szczęście cukierek okazał się landrynką, która nie spowodowała reakcji alergicznej ani zakrztuszenia (dzieciak na takiego cukierka był jeszcze za mały).

2. Wizyta w sklepie. Córa trochę starsza prosi o lizaka, cukierka, cokolwiek słodkiego. Tłumaczę jej spokojnie, że w domu mamy obiad, a potem dostanie ciastko - żeby chwilę wytrzymała. Córa rozumie, choć smutna. No i wkracza "dobry dziadek", że on jej kupi. Dziękuję, ale odmawiam. Dziadek naciska, dziecko patrzy zdezorientowane. Próbuję spokojnie rozmawiać, ale pan zaciął się, że jak ja nie chce, to on kupi i już. Biorę dzieciaka na ręce i wychodzę.

3. Sporo starszych pań pyta czy może dać cukierka/ciasteczko. To nie byłoby piekielne (chociaż wolałabym żeby dzieciak w ogóle niczego od obcych nie brał, ale rozumiem, że to z dobrego serca), gdyby nie to, że gdy mówię, że dzieciak alergiczny i niestety nie, bo po prostu nie wiem co się w tej słodkości znajduje, zaczyna się pieprzenie o tym, że dawniej alergii nie było, że to nowoczesny wymysł, że zabieram dziecku dzieciństwo i radość. Jednej takiej pani już zirytowana powiedziałam, że jak córka zje tego orzecha od niej, to jej dzieciństwo naprawdę może się w jednej chwili skończyć - do tego razem z życiem. Poszła obrażona.

sklepy

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 314 (360)

#71878

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Starsi ludzie - temat rzeka.

Musiałam załatwić pewne sprawy w Urzędzie Skarbowym. Chodzę po różnych pokojach, a to kierują mnie tu, po chwili gdzie indziej. Wreszcie zostało mi już tylko zapłacenie w kasie na piętrze opłaty skarbowej i koniec, będę mogła szczęśliwie wrócić do pracy.

Staję w kolejce. Obie kasy są otwarte, przede mną czeka tylko jedna osoba. Gdy nadchodziła już moja kolej, obok kasy stanął starszy pan podpierający się laską i gdy tylko kasa się zwolniła - hop, jak ninja wysunął się w wolne miejsce stając przed kasą. Co prawda nie dane mi było usłyszeć "przepraszam, czy mógłbym..?", ale owładnięta wizją opuszczenia w krótkim czasie tego miejsca pomyślałam, że ta minuta mnie nie zbawi i nie będę wszczynać kłótni ze starszym panem. No i to był mój błąd.

Starszy pan przyszedł zapłacić podatek od jakichś pieniędzy, które dostał z PZU. Miał ze sobą pismo potwierdzające wypłatę tych pieniędzy. Nie wiedział, ile powinien wynieść ten podatek, nie wiedział z jakiego tytułu miał ten podatek zapłacić. W sumie niewiele wiedział... za to wiele wymagał. Wymagał od kasjerki, żeby ona oczywiście te informacje będzie posiadała. Pani próbowała mu spokojnie wyjaśnić, że ona tu tylko przyjmuje pieniądze i po takie informację powinien się udać na salę obsługi klienta, wypełnić druki, a dopiero potem przyjść do niej, na co starszy pan zaczął się drzeć, że on nigdzie chodzić nie będzie, że jest stary i to jest jej obowiązek mu pomóc. Druga kasjerka oderwała się od pracy i wzięła od koleżanki to pismo, w którym miała nadzieję znaleźć potrzebne informacje - przez co zostały zablokowane obie kasy. Gdy okazało się, że jednak pismo niewiele pomoże, starszy pan powrócił do krzyków i jęczenia nad swoim losem.

Całe szczęście druga kasjerka powróciła do przyjmowania pieniędzy i za dwie minuty mogłam się oddalić.
Wracając do pracy zastanawiałam się, czy udało się spacyfikować starszego pana. Mam nadzieję, że ochrona nie musiała być wzywana, bo patrząc na siwiutkiego pana ochroniarza pilnującego drzwi US, to byłoby Stary-Wars.

Urzedy

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (200)

#71947

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Oszustwa konsultantów poziom żenada.

Prowadzę z mężem hurtownię. Mój mąż dodatkowo wykonuje usługi ślusarskie, jako oddzielna działalność gospodarcza (jest tam wpisane jego imię i nazwisko - na potrzeby historii powiedzmy Marcin Kluczyk). Telefon, podawany na reklamowych stronach internetowych, jest jednak ten sam co hurtowni (branże są pokrewne), więc zawsze pierwszy kontakt klient ma za mną/pracownikiem. Tylko stali kontrahenci mają numer telefonu męża. Przez to mam misję "przesiewania" rozmów z różnymi telemarketerami.

Rozmowa w lekkim skrócie.
T: Dzień dobry, czy mogę rozmawiać z Marcinem?
Ja: A w jakiej sprawie?
T: Prywatnej. (W tym momencie coś mnie tknęło, bo osoby dzwoniące w sprawach prywatnych raczej mają jego numer komórkowy to raz, a po drugie słychać było taki pogłos, jaki często towarzyszy rozmowom z telemarketerami).
Ja: No dobrze, ale w jakiej sprawie konkretnie?
T: Mogę to powiedzieć tylko bezpośrednio Marcinowi. Nie mogę rozmawiać na ten temat z osobami postronnymi.
Ja: Widzi Pani, a mi się jednak wydaje, że dzwoni Pani z jakąś ofertą reklamową lub czymś podobnym. Ale dobrze, zanim się rozłączę, jeszcze raz zapytam - w jakiej sprawie Pani dzwoni?
T: (smutnym, zrezygnowałem głosem) Chciałam zaproponować kredyt inwestycyjny...
J: No i wszystko jasne. Dziękuję, nie jesteśmy zainteresowani. Bip, bip, bip.

Po rozłączeniu rozmowy jeszcze chwilę siedziałam nie mogąc uwierzyć w nowe metody na kontakt z właścicielem.
Najlepszy był jednak komentarz jednego z pracowników, któremu opowiedziałam czemu się śmieję: "gdy T. powiedziała, że dzwoni w sprawie prywatnej, trzeba było powiedzieć, że tu już niejedna dziewczyna w tej sprawie dzwoniła, ale szef i tak alimentów nie płaci".
Ciekawe jak by zareagowała :)

call_center

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 274 (280)

#70949

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę z mężem hurtownię.
Mam dziennie kilkadziesiąt telefonów od klientów i dostawców. W sumie najczęściej połowę czasu pracy spędzam przy telefonie, czasem gdy rozmawiam przez jeden, zaczyna dzwonić drugi. Od trzech tygodni jednak najczęściej dzwoni do mnie NETIA.
Telefony od konsultantów tej firmy odbieram każdego dnia, nawet do CZTERECH razy dziennie.

Na początku tłumaczyłam grzecznie, że jesteśmy jeszcze długo związani inną umową, że nie jesteśmy zainteresowani. Prosiłam o telefon za rok. Za dwie godziny kolejny telefon. Gdy znów tłumaczyłam, że przed chwilą dzwonili, że nic się u nas nie zmieniło, słyszałam, że oni są podwykonawcą i pewnie inne firmy (też podwykonawcy) do nas dzwoniły. Prosiłam o zaprzestanie telefonów, na co otrzymywałam odpowiedź, że nie leży to w kompetencji konsultanta.
Potem na słowo klucz "Netia" odpowiadałam krótkie "nie" - nie słuchając formułki do końca i odkładałam słuchawkę. Nie poskutkowało, wręcz przeciwnie, bo czasami za kilka minut miałam ponowny telefon, ponieważ "coś nas rozłączyło".

Dziś czara się przelała. Roboty tyle, że nie wiadomo od czego zacząć, dzwoni czwarty telefon z Netii tego samego dnia. Porozmawiałam z konsultantem. Wytłumaczyłam mu, że NIGDY W ŻYCIU nie podpiszę umowy z kimś, kto w ten sposób traktuje swoich klientów, nawet tych potencjalnych. Że nie życzę sobie telefonów od nich. Na co otrzymałam odpowiedź, że on oczywiście nie ma wpływu na to do kogo dzwoni i żebym raczej się nastawiła na kolejne telefony.

Więc nastawiłam się. Od poniedziałku będę słysząc w słuchawce "Netia" odpowiadać "S P I E R... <tu wstawić epitet w zależności od płci>" i to wreszcie ja będę piekielna.

PS Niestety jest to telefon firmowy i nie mogę zablokować połączeń zastrzeżonych, ponieważ wielu klientów z takich numerów dzwoni.

call_center

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 313 (331)

#69140

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ejcia opisała, jacy to rodzice są bezmyślni i jak przez to pielęgniarkom jest ciężko przy pobieraniu krwi.
Niestety jak to w życiu bywa, są dwie strony medalu.

Moja córka dużo chorowała. Pobieranie krwi miałyśmy opanowane - zawsze przygotowuje ją do wszelkich zabiegów, które musi przechodzić - tłumaczę, czasami pokazuję, staram się zmniejszyć jej strach przed nieznanym. Dzięki temu potrafi być opanowana przy większości zabiegów, nawet jak popłacze z bólu, to nie wyrywa się, nie szarpie.
Ostatnio z tego powodu mogłyśmy przejść nieprzyjemny zabieg tylko na "głupim jasiu", a nie w pełnej narkozie. Lekarz dał zielone światło mimo jej młodego wieku (córka ma 5 lat). Niestety przez kilka pielęgniarek, które nie powinny się znaleźć tam gdzie się znalazły, jest mi teraz o wiele trudniej, niż jakiś czas temu, zapanować nad emocjami mojego dziecka.

1. "Dlaczego Pani jej mówi, że to boli?" - usłyszałam raz głosem pełnym pretensji od pielęgniarki, po czym odwróciła się do córki ze słowami "Twoja mama kłamie, to nie boli" (córka nie płakała, była spokojna).

2. Pielęgniarki, które nie dają jej ani chwili, aby mogła odnaleźć się w sytuacji. Rozumiem, że mają dużo pracy, że kolejka, ale jeśli dziecko wpadnie w histerię będzie to bardziej wyczerpujące i zajmie tak naprawdę więcej czasu, niż jakby znalazły tę minutę, aby pokazać jej co będą robić lub odwrócić jej uwagę czymś interesującym w gabinecie - tym bardziej, że córka jest bardzo ciekawska i wszystko ją wokół interesuje.

3. I najgorsze. Byłyśmy w szpitalu, córka miała już jakieś badania, mniej lub bardziej nieprzyjemne. Trzecie z kolei było pobieranie krwi, na które weszła już zapłakana (po ostatnim badaniu) i poddenerwowana, choć nadal posłuszna. Pociągając noskiem usiadła na moich kolanach, gdy podeszła pielęgniarka z wrednym uśmiecham powiedziała "ale jesteś teraz brzydka jak płaczesz". Zatkało mnie i nie wiem co ta kobieta chciała tym osiągnąć, mówiąc tak do 4-letniej dziewczynki, która przechodzi coś, co jest dla niej trudne i bolesne. Córka popłakała się, przytuliła się do mnie, nie chciała już dać rączki. Pielęgniarka zaczęła syczeć, żebym ją trzymała, mówiła do niej, że jak nie da ręki to będzie musiała bardziej ją pokłóć, że za karę będzie kłucie na obu rączkach - straszyła ją. Gdy chwyciła ją i chciała na moich rękach odwrócić w swoją stronę, córka na nią splunęła*. Wzięłam ją na ręce, wyniosłam z gabinetu i tuląc, i uspokajając poszłam do pani ordynator opowiadając o sytuacji. Złożyłam też oficjalną skargę. Nie wiem czy ta kobieta tam jeszcze pracuje, ale do końca pobytu w szpitalu (3 tygodnie) już jej nie spotkałyśmy.
Od tego czasu jest ciężej. Mała to pamięta, nie wchodzi już tak spokojnie do gabinetu, muszę mieć ją na rękach.

* Mała nie jest dzieckiem agresywnym, wręcz przeciwnie. To była jej reakcja obronna.

Wiem, że to nie strona o wspaniałych, tylko o piekielnych, ale korzystając z okazji chciałabym napisać pokrótce o wspaniałych pielęgniarkach, które też spotkałyśmy na swojej drodze. Panie, które udają, że córa jest lekarzem, dają notesiki i proponują wypisywanie recept, pielęgniarki, które pytają o rodzeństwo, zainteresowania i najlepsze koleżanki z przedszkola. I najwspanialsza pani pielęgniarka ze Szpitala Rehabilitacyjnego w Ameryce, która robiąc testy alergiczne** udawała, że jest wróżką i igiełka, która nakłuwała skórę, jest jej magiczną różdżką czarującą rosę na jej rączce. Nawet nie musiałam za bardzo trzymać jej ręki przez cały czas oczekiwania (tylko delikatnie podtrzymywać), bo córka sama pilnowała, żeby jej magiczne kropelki nie spadły. Dziękuję Wam za Waszą pracę i podejście do dzieci.

** Na wewnętrzną cześć przedramienia nakłada się po kropli różnych alergenów, nakłuwa się delikatnie skórę, tak aby alergeny dostały się pod nią i czeka do 20 minut na reakcję.

szpital służba zdrowia pięlęgniarka

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 319 (439)