Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

menevagoriel

Zamieszcza historie od: 31 grudnia 2014 - 23:32
Ostatnio: 19 grudnia 2017 - 11:08
  • Historii na głównej: 30 z 30
  • Punktów za historie: 11307
  • Komentarzy: 561
  • Punktów za komentarze: 6069
 

#66530

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się historia o moim "aresztowaniu".

Miałam wtedy jakieś 8 lat. Dopiero zaczynałam sama wychodzić "na miasto". Postanowiłam, że pójdę kupić tacie prezent na urodziny. Weszłam do samoobsługowego, chodziłam trochę bez celu zastanawiając się co kupić. W końcu wybrałam dezodorant i czekoladę. Po drodze do kasy uznałam jednak, że czekolady nie kupię, więc wróciłam i odłożyłam ją na miejsce. Stanęłam w kolejce, zapłaciłam i gdyby to był koniec, to nie byłoby tej historii.

Za kasami czekała na mnie ochrona, która ciągnąc mnie za rękaw, zaprowadziła mnie na zaplecze i zarządziła przeszukanie. Słyszałam teksty, że wezwą policję i trafię do więzienia, chyba że natychmiast pokażę co ukradłam. Kazali się rozebrać (kurtkę i bluzę), przeszukali szkolny plecak. Nie znaleźli nic oprócz dezodorantu, który przed chwilą u nich kupiłam (co ochroniarz dokładnie widział, bo czekał już przy kasach gdy za niego płaciłam). Kazał mi pokazać paragon, którego oczywiście nie wzięłam.

Pamiętam jak bardzo się bałam, że już nigdy nie zobaczę rodziców i jak bardzo starałam się nie popłakać. Wreszcie gdy pokazałam, u której kasjerki kupiłam dezodorant, puszczono mnie do domu. Popłakałam się za rogiem. Rodzicom nic nie powiedziałam, bo bardzo się wstydziłam, ale nigdy więcej nie poszłam do tamtego sklepu (aż do jego likwidacji kilka lat później).

sklep

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 533 (613)

#66394

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chciałam dodać komentarz pod historią http://piekielni.pl/66392#comments ale wyszedł trochę za długi, więc dodałam jako osobną historię.

Niestety też miałam przeboje z firmą w trzech kolorach. Zamówiliśmy cały zestaw mebli - wyszło ok. 7 tysięcy złotych do zapłaty. Pani sprzedająca cała w skowronkach poinformowała nas, że mamy do wyboru dwie formy rabatu. Albo 5% i dostawa w trzy tygodnie, albo 10-15% i dostawa w 6 tygodni. Ponieważ zależało nam na czasie (moglibyśmy wyprowadzić się z wynajmowanego mieszkania z końcem miesiąca, więc zyskalibyśmy więcej niż te dodatkowe 5%), wybraliśmy pierwszą opcję. Umowa podpisana, zaliczka wpłacona i czekamy.

Mijają trzy tygodnie, pytamy - mebli nie ma. Mija cztery, pięć tygodni (oczywiście co chwila dzwonimy, odwiedzamy sklep - mebli nadal nie ma). Ciągle jesteśmy zbywani - "niestety producent ma opóźnienie", "w następnym tygodniu na pewno", ble ble. Gdy chcemy się wycofać z mebli, bo po prostu dość mamy ich niekompetencji, informują nas, że wtedy zaliczka nam przepadnie (jeśli dobrze pamiętam ok. 2 tysiące zł. - w każdym razie dużo pieniędzy) - mimo iż umowa nie została dotrzymana z ich winy. Od kierownika słyszymy, że jak chcemy możemy iść z tym do sądu. Skarga złożona do centrali, mój mąż rozmawia z przełożonymi tego pana.

Czekamy dalej. Wreszcie meble docierają po ośmiu!!! tygodniach. Idziemy do sklepu, dostajemy fakturę, a na niej 5% rabatu. Zagotowaliśmy się. 5% miało być przy trzytygodniowym oczekiwaniu, wyszło prawie 3 razy dłużej. Pani sprzedająca już bez skowronków informuje nas, że przecież tak jest napisane na umowie. Na co mój mąż odpowiada, że wg umowy, to te meble już dawno stoją w naszym domu, więc nie wie czemu w magiczny sposób znalazły się tutaj. Znowu rozmowa z kierownikiem, tym razem w oddzielnym pokoju, gdybyśmy się mieli za głośno drzeć i odstraszać klientów.

Koniec końców meble dostaliśmy na 15% rabatu. I to były ostatnie zakupy w tamtym sklepie. Teraz mamy lepszy, szybszy i mniej stresogenny sposób na kupowanie mebli.

sklepy BRW

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 438 (468)

#66031

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/38314 przypomniała mi nasze przeboje z teściową.

Nasza córka jest alergiczką. Pyłki, sierść, kurz to tylko wierzchołek góry lodowej. Najgorsze są alergie pokarmowe, przez które mała kaszle i się dusi. Na czele stoi, tak w polskich produktach uwielbiany, glutaminian sodu i jego koledzy. Z tego powodu bardzo zwracamy uwagę co dajemy córce do jedzenia. Gotujemy tylko ze sprawdzonych produktów, nie dajemy jej słodyczy (piekę małej ciasta, robię domowy kisiel, itp.). Gdy mała dostanie coś słodkiego wie, że musi najpierw przyjść do rodziców przeczytać skład, czy nie ma zakazanych elementów. Rodzina oczywiście o wszystkim wie. Rozmawialiśmy, straszyliśmy (konsekwencjami dla córki), tłumaczyliśmy czego nie wolno, uczulaliśmy na problem, robiliśmy listę zakazanych produktów (np. gotowe mieszanki przypraw). Niestety do jednej osoby nie trafiło.

Sytuacja I.
Pojechaliśmy do babci na wieś, wychodzimy na chwilę z mężem do szwagra, jak wracamy przybiega córka i mówi, że babcia dała jej kanapkę z ketchupem. Pytam czy zjadła, bo przecież wie, że tego jej nie wolno, na co mała odpowiada, że mówiła babci, ale ona odpowiedziała "tylko jedną, nic ci nie będzie". Konfrontacja, babcia się przyznaje, mówi, że przecież nic jej nie jest, że przesadzamy.

Sytuacja II.
Obiad. Na stole stoi talerz z pięknie wyglądającymi kotletami, dziwnie jednak pachnącymi przyprawą do gyrosa. Pytam, babcia idzie w zaparte, że oczywiście nic zakazanego nie dodawała. Próbuję (sama lubię te przyprawy, przez wzgląd na córkę zaprzestaliśmy używania ich, ale smak i zapach znam) i niestety jestem pewna co czuję. Wreszcie babcia się przyznaje, bo miało być smacznie. Córka nieszczęśliwa, bo nie może zjeść pysznego obiadu, robię nam na szybko naleśniki w kuchni. Jemy naleśniki razem z mężem i córką - babcia obrażona, że robimy aferę (nie chcieliśmy żeby córka była jedyną wykluczoną z obiadu, tym bardziej, że bardzo lubi takie kotlety).

Sytuacja III.
Kupowanie lodów / słodyczy, dawanie dziecku z zastrzeżeniem, żeby nie mówiła mamie.

Sytuacja IV ostatnia.
Na ostatniej wizycie u babci córka poprosiła ją o rosołek. Babcia się ucieszyła, bo uwielbia uszczęśliwiać wnuczkę, zaszlachtowała kurę, nawrzucała warzyw, zrobiła własny makaron - cud miód... już się wszyscy cieszyliśmy na wiejski rosołek, gdy szwagier nas zawołał na chwilkę i zostawiliśmy babcię samą. Gdy wróciliśmy córka była jakaś dziwna, tuliła się. Za chwilę zaczęła pokasływać, ale że była troszeczkę przeziębiona, nie zareagowaliśmy od razu. Jednak jej stan pogarszał się szybko. Dusiła się, nie mogła nic powiedzieć, wymiotowała. Babcia nie pisnęła słowem. Daliśmy jej co mieliśmy na alergię w nagłych wypadkach i migiem na SOR (20 km). W szpitalu mała dostała zastrzyk sterydowy, porobili jej badania i puścili do domu. A w domu zastaliśmy zapłakaną i przestraszoną babcię. Powiedziała, że dodała wegety do rosołu, ale tylko trochę, żeby wnuczce smakowało. Trzeba przyznać, że nie tylko smakowało, ale porządnie odbiło się czkawką.

Córka nadal lubi rosołek, ale chwilowo je tylko ten od mamusi. Od babci długi czas nic nie zje...

babcia

Skomentuj (97) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 687 (887)

#65944

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja córka ma problemy z serduszkiem, przez co musimy chodzić z nią na kontrolę do kardiologa. Czas oczekiwania na taką wizytę to ok. 4 miesiące, więc zawsze po wizycie od razu umawiamy się na kolejną.

Pewnego razu córka złapała paskudnego wirusa, przez którego trafiła do szpitala (wysoka gorączka, której nie mogliśmy zbić i zagrożenie odwodnieniem), gdzie musieliśmy zostać kilka dni. Ostatniego dnia pobytu w szpitalu wypadała wizyta kontrolna u kardiologa. Niestety nie mogliśmy udać się na tę wizytę (piętro niżej w tym samym budynku), ponieważ NFZ nie zapłaciłby za nią. Nie można bowiem korzystać jednego dnia zarówno z pomocy szpitala, jak i poradni specjalistycznej.

Najpierw próbowałam przełożyć wizytę, ale niestety "miła pani w okienku" poinformowała mnie, że ona nic na to nie poradzi i będziemy musieli i tak czekać kolejne 4 miesiące. Pytałam lekarza czy w takim razie nie może zlecić konsultacji kardiologicznej na oddziale (systematyczna kontrola była bardzo ważna, bo córka była przygotowywana do zabiegu), ale niestety poinformowano mnie, że na oddział zakaźny nie przychodzi kardiolog.
Co mam zrobić w takiej sytuacji?

Odpowiedź lekarza: "winić system".

słuzba_zdrowia

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 376 (496)

#65941

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewien pięćdziesięcioletni mężczyzna postanowił wynająć jeden z pokoi w swoim mieszkaniu. Oto lista zasad i wymagań, jakie musiała spełnić przyszła wynajmująca:

- studentka w wieku do 26 lat,
- pisemne pozwolenie od rodziców bądź zaświadczenie o zatrudnieniu od pracodawcy,
- zakaz włączania muzyki w ogóle, zakaz oglądania telewizji/użytkowania komputera po 21.
- całkowity zakaz przyprowadzania gości (gdy jedna z dziewczyn przyszła obejrzeć mieszkanie z chłopakiem, nie pozwolił mu przekroczyć progu, ponieważ on i tak nie będzie miał wstępu do mieszkania)
- obowiązek sprzątania całego mieszkania (bo kobiety są od sprzątania),
- zakaz palenia papierosów, używania perfum, kadzidełek, dezodorantów, ponieważ właściciel ma wrażliwy węch,
- brak możliwości wychodzenia z domu i powrotów po godzinie dwudziestej.
Do tego brak drzwi do wynajmowanego pokoju, ponieważ on musi wiedzieć co się dzieje w środku.
Zapytany dlaczego musi być koniecznie dziewczyna, odpowiedział, że dziewczyna będzie się go słuchać, bo on nie ma zamiaru się z nikim kłócić.

Był bardzo zdziwiony, że nie ma chętnych na tak wspaniałą ofertę (cena przystępna), a gdy zaśmialiśmy się, że w wymaganiach brakuje tylko książeczki sanepidowskiej i zaświadczenia o niekaralności (ironicznie), uradowany dopisał je do wymaganych dokumentów.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 567 (625)

#65875

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia pewnego pomysłu.

Pewien mężczyzna miał dwoje rodzeństwa: siostrę i brata. Siostra całe życie mieszkała z matką - najpierw z wygody, braku motywacji/siły do odcięcia pępowiny, potem z powodu ciężkiej choroby. Bracia szybko wyprowadzili się na swoje.
Lata mijały, matka rodzeństwa bardzo podupadła na zdrowiu. Zaczęły się wizyty w szpitalu, stan matki się pogarszał.

W związku z coraz gorszą formą fizyczną, matka postanowiła zawierzyć swoje oszczędności i comiesięczną emeryturę jednemu ze swoich synów. Chciała żeby załatwiał dla niej sprawy w banku, wypłacał dla niej pieniądze - dostał od niej potrzebne pełnomocnictwa.

Syn wymyślił sobie, że siostra po śmierci matki na pewno nie da rady go spłacić (utrzymuje się z malutkiej renty) i to jej przypadnie całe mieszkanie matki. Uznał więc, że wypłaci sobie 50.000 z konta matki (teraz, jeszcze za jej życia), żeby później nie martwić się, że nic nie dostanie w spadku.

O fakcie (po fakcie - nie miał na to zgody) poinformował swoją matkę. Pieniędzy oddawać nie zamierza i mimo rozmów nadal uważa, że mu się to należy.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 487 (587)

#65589

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w wieżowcu. Ponieważ pogoda zrobiła się wiosenna, postanowiłam przewietrzyć trochę pościel, zrobić pranie, umyć okna. Pranie wywiesiłam na balkon, a sama szoruję parapety.
Nagle chlust i widzę, że coś cieknie na moje czyściutkie ubrania. Lecę do sąsiadki na górę zapytać co ona wyczynia, że mam cały balkon w błocie i brudzie. Otwiera, cały jej balkon pozastawiany doniczkami, zalany: "to przecież tylko czysta woda z moich kwiatków, bo ja kwiatki przesadzam".

Widocznie inaczej rozumiemy słowo "czysta".

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 333 (401)

#65586

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkamy w wieżowcu. Sąsiedzi różni, ale do tej pory większe problemy i nieprzyjemności nie występowały.

Niedawno wprowadzili się nowi lokatorzy - studenci, którzy co jakiś czas robią imprezę. Trochę muzyki, trochę śpiewów i śmiechu. Imprezy nie trwają jednak długo, ponieważ później najczęściej wychodzą do klubu. Wg mnie nic piekielnego. Sąsiadka mieszkająca nad nimi uważa jednak inaczej. Rozumiem, starszej Pani zabawa może przeszkadzać, ale... no właśnie.

Piekielna sąsiadka nie podrepcze po schodach poprosić o ciszę (o zaakceptowaniu zabawy już nawet nie mówię), nawet policji nie wzywa, tylko wali czymś niezidentyfikowanym po kaloryferach. Niesie się to w całym pionie, budzi mieszkańców, straszy dzieci (imprezy ich jakoś nie budzą), drażni psy i w ten oto sposób cały blok nie śpi.

Długi czas nie wiedzieliśmy kto jest taki mądry - trudno zlokalizować, z którego mieszkania dochodzi łomot. Jednak wczoraj starsza Pani pochwaliła się sąsiadce, jak to ona "nauczy tych młodych kultury". Sąsiadka w nią próbowała rozmawiać dlaczego nie jest to dobre rozwiązanie, ale niestety nie dotarło.
Trudno, jeśli rozmowy nie pomogą, trzeba będzie starszą Panią nauczyć "kultury"...

blok

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 435 (499)

#64748

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzimy z mężem hurtownię. Obok nas mieści się firma oferująca m.in. usługi ślusarskie, więc po sąsiedzku ze sobą współpracujemy. Aby było nam wygodniej nie rozliczamy się za każdą wkładkę do drzwi/zamek gdy jest potrzebny, tylko wystawiamy na koniec miesiąca wystawiamy fakturę zbiorczą. Firma "ABC" (nazwa zmieniona) liczy kilkadziesiąt osób, ale zaopatrzeniem zajmuje się kilku znanych już nam wesołych chłopaków. To tak słowem wstępu.

Dzień jak co dzień. Ruch jak zwykle straszny, telefony się urywają, obsługuję klienta gdy wchodzi dwóch chłopaków z firmy ABC o czymś dyskutując, chwilę po nich wchodzi jakiś facet i przegląda katalogi. Przychodzi kolej na chłopaków, wymieniają co im potrzeba, po czym jeden zgrywając się pyta:
- A moglibyśmy teraz nie płacić? Bo wie Pani szef nam pieniędzy nie dał, ale zapłacimy na koniec miesiąca, dobrze? My tu z ABC przyszliśmy.
Udaję, że się zastanawiam, pytam czy mogę im zaufać, oni mnie przekonują... Żartujemy sobie :)

Chłopaki poszli i wtedy podchodzi do mnie ten facet, którego co ważne, pierwszy raz w życiu widzę. Prosi dobrą jakościowo wkładkę do drzwi, pyta o certyfikaty. Wszystko spoko, aż do momentu płacenia, bo wtedy facet mówi, że ta wkładka też na firmę ABC - żeby dopisać do tamtego rachunku.
Zdębiałam, wydukałam tylko "ale ja Pana nie znam", co z kolei zbiło z tropu jego. Ale twardo trzyma się wersji, że on pracuje w ABC, szef go przysłał po wkładkę. "Dobrze więc" mówię "wystawię fakturę na ABC, ale ponieważ Pana nie znam, zrobię ją gotówkową. Rozliczycie się miedzy sobą, a jak przyjdzie Pan z Danielem (szef), albo Marcinem (kierownik) i któryś mi potwierdzi, że może Pan brać wkładki na wuzetki, to nie ma problemu.

Facet niezadowolony, coś zaczyna kręcić, że tak to nie, że on tak nie może. Miota się, szarpie. W końcu stwierdza, że skoro tak, to on to weźmie na paragon, a jak przyjdzie z Danielem to wtedy się zmieni na fakturę. Taaa, jasne. Ale ok, nic nie mówię. Policzyłam, wystawiłam paragon, pożegnałam Pana. I jak się wszyscy domyślają, więcej go też nie zobaczyłam.

sklepy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 564 (598)

#64729

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Razem z mężem prowadzimy hurtownię. Obsługujemy przede wszystkim sklepy, ale i "detal" czasami do nas zabłądzi. I to o jednym z nich będzie dzisiejsza historia.

Sprzedajemy artykuły metalowe, systemy zabezpieczeń oraz narzędzia. Co ważne nie sprzedajemy gwoździ, wkrętów i innych tego typu drobiazgów, ponieważ jest to "działka" naszego sąsiada zza ściany.

Robi się już późno, nadchodzi deadline kurierowy, czyli godzina odbierania paczek, więc uwijam się jak w ukropie. I wtedy wchodzi ON.

ON: Dzień dobry, czy dostanę młotek i gwoździe?
Ja: Młotek jak najbardziej tak, gwoździe można kupić u sąsiada.
Pan wybiera młotek, patrzy, porównuje, jak to klient. W końcu zdecydowany, pyta ponownie.
ON: A dwóch gwoździ by nie znalazła?
Ja: Niestety nie sprzedajemy gwoździ, można je kupić w sklepie obok.
ON: Ale jakieś dwa na pewno ma, może poszuka na zapleczu.

Taaa, już go zostawiam samego w sklepie i lecę szukać gwoździ na zapleczu. No ale nic, po kilku próbach Pan zaprzestał dręczenia mnie wizją leżących wszędzie gwoździ i zbiera się do wyjścia z młotkiem.

Zapraszam go do kasy, na co słyszę odpowiedź, że on chce sobie ten młotek tylko na chwilkę pożyczyć, bo coś tam w samochodzie musi przybić. Znajdzie jakieś gwoździe, przybije i za momencik, chwileczkę dosłownie, jest z powrotem z młotkiem.
Na odpowiedź, że nie prowadzimy wypożyczalni narzędzi, bardzo bardzo się zbulwersował, że jak to tak, że on przecież zaraz odda.

Wychodząc, bez młotka oczywiście, odwrócił się jeszcze i ze złością, choć też odrobiną nadziei w głosie zapytał: "A jest tu jakiś facet? Bo z BABĄ to ja się widzę nie dogadam".
JA: Niestety, jestem tylko ja - odpowiedziałam i z szerokim uśmiechem pożegnałam gościa.

Gwoździ nadal nie mamy, za to znalazłam jednego wkręta i jednego nita jak zamiatałam podłogę. Odłożę, może się przyda :)

sklepy

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 543 (605)