Profil użytkownika

metaxa ♀
Zamieszcza historie od: | 7 września 2012 - 12:18 |
Ostatnio: | 17 marca 2023 - 8:16 |
- Historii na głównej: 41 z 44
- Punktów za historie: 9030
- Komentarzy: 637
- Punktów za komentarze: 3436
Kontynuacja wątku z Pusią https://piekielni.pl/89244
Bliskie spotkanie nastąpiło dziś. Usłyszałam, że ktoś idzie z przeciwka, przywołałam psa, zapięłam na smycz. Zza zakrętu wyszedł facet z Pusią i jeszcze jeden z małym pieskiem.
Na mój widok panowie w tył zwrot i chcą się oddalić. Ale pieski już się zaciekawiły moim futrem, usiadły na ścieżce i obserwują. Jak wspomniałam w poprzedniej historii na ten temat, te pieski nie znają pojęcia smycz, a nawoływania nie na wiele się zdały, panowie musieli wrócić. Ja stoję, moja suka nie okazuje żadnych oznak agresji, tylko kręci łebkiem tak jak to tylko owczarki potrafią.
Jak już panowie podeszli, zadałam dręczące mnie pytanie:
- Dlaczego panowie nie pozwolą podejść? Widzicie, że żaden z psów nie warczy, nie szczeka - może warto, żeby się poznały i pobawiły.
Na to jeden z nich odpowiada:
- Nie możemy im pozwalać się bawić z owczarkiem.
- ?
- Owczarki były szkolone przez hitlerowców do zabijania.
Cóż ja biedna mogłam na to odpowiedzieć? Dałam komendę "naprzód" i poszłyśmy wybiegać futro gdzie indziej.
Bliskie spotkanie nastąpiło dziś. Usłyszałam, że ktoś idzie z przeciwka, przywołałam psa, zapięłam na smycz. Zza zakrętu wyszedł facet z Pusią i jeszcze jeden z małym pieskiem.
Na mój widok panowie w tył zwrot i chcą się oddalić. Ale pieski już się zaciekawiły moim futrem, usiadły na ścieżce i obserwują. Jak wspomniałam w poprzedniej historii na ten temat, te pieski nie znają pojęcia smycz, a nawoływania nie na wiele się zdały, panowie musieli wrócić. Ja stoję, moja suka nie okazuje żadnych oznak agresji, tylko kręci łebkiem tak jak to tylko owczarki potrafią.
Jak już panowie podeszli, zadałam dręczące mnie pytanie:
- Dlaczego panowie nie pozwolą podejść? Widzicie, że żaden z psów nie warczy, nie szczeka - może warto, żeby się poznały i pobawiły.
Na to jeden z nich odpowiada:
- Nie możemy im pozwalać się bawić z owczarkiem.
- ?
- Owczarki były szkolone przez hitlerowców do zabijania.
Cóż ja biedna mogłam na to odpowiedzieć? Dałam komendę "naprzód" i poszłyśmy wybiegać futro gdzie indziej.
pies rasa
Ocena:
125
(173)
Mam koleżankę w pracy. Miła kobieta, nieco starsza ode mnie i o ciekawym sposobie interakcji z drugim człowiekiem.
1. Głównym tematem rozmów z nią jest komunikacja miejska. I o ile rozumiem kłopot z dojechaniem do pracy (ma dość daleko i musi z przesiadką), o tyle nie pojmuję dlaczego za każdym razem kiedy mnie widzi musi ze szczegółami opowiedzieć jak dojechała dwa dni wcześniej do domu. Albo dziś do pracy.
2. Czasami zdarza mi się przyjechać do pracy samochodem - raczej rzadziej niż częściej, bo dojazd MPK mam dobry i do tego darmowy. Ale chciałam być miła i kilka razy zaproponowałam koleżance podwiezienie do tramwaju/autobusu. Był to duży błąd - każdą, ale to KAŻDĄ sytuację drogową komentuje. Szlaban nie chce się otworzyć od razu - komentarz że "dlaczego nie jedziemy". Korek - komentarz. Zmiana pasa - komentarz. Non stop. Szczytem było, kiedy zatrzymałam się w dogodnym do tego miejscu żeby ją wysadzić, a przy tym nie przeszkadzać innym - zażądała przejechania kilka metrów dalej, żeby miała bliżej dojść do przystanku. Za to był tam zakaz zatrzymywania. No, ale ona nie ma prawa jazdy.
Skutek jest taki, że przestałam proponować podwózki. Unikam też wspólnego wracania komunikacją. W zeszłym tygodniu koleżance chyba się kulki zderzyły, bo powiada:
- Wiesz co, ty chyba nie chcesz ze mną jeździć.
Naprawdę? Sama bym na to nie wpadła.
1. Głównym tematem rozmów z nią jest komunikacja miejska. I o ile rozumiem kłopot z dojechaniem do pracy (ma dość daleko i musi z przesiadką), o tyle nie pojmuję dlaczego za każdym razem kiedy mnie widzi musi ze szczegółami opowiedzieć jak dojechała dwa dni wcześniej do domu. Albo dziś do pracy.
2. Czasami zdarza mi się przyjechać do pracy samochodem - raczej rzadziej niż częściej, bo dojazd MPK mam dobry i do tego darmowy. Ale chciałam być miła i kilka razy zaproponowałam koleżance podwiezienie do tramwaju/autobusu. Był to duży błąd - każdą, ale to KAŻDĄ sytuację drogową komentuje. Szlaban nie chce się otworzyć od razu - komentarz że "dlaczego nie jedziemy". Korek - komentarz. Zmiana pasa - komentarz. Non stop. Szczytem było, kiedy zatrzymałam się w dogodnym do tego miejscu żeby ją wysadzić, a przy tym nie przeszkadzać innym - zażądała przejechania kilka metrów dalej, żeby miała bliżej dojść do przystanku. Za to był tam zakaz zatrzymywania. No, ale ona nie ma prawa jazdy.
Skutek jest taki, że przestałam proponować podwózki. Unikam też wspólnego wracania komunikacją. W zeszłym tygodniu koleżance chyba się kulki zderzyły, bo powiada:
- Wiesz co, ty chyba nie chcesz ze mną jeździć.
Naprawdę? Sama bym na to nie wpadła.
praca dojazd
Ocena:
144
(164)
Niektórzy powiadają, że Łódź to stan umysłu. Być może. Z całą pewnością Łódź jest miastem rozkopów. Nie mnie oceniać czy to dobrze, czy źle - faktem jest, że obecnie urzędująca pani prezydent dużo remontuje w mieście. Faktem jest również, że logika przeprowadzania tych remontów jest mocno dyskusyjna. Poruszanie się autem po mieście jest udręką. Na to wszystko ktoś, kto chyba nigdy w Łodzi nie był, wymyślił organizację szczytu OBWE. W związku z tym od dwóch dni mamy policję na każdym skrzyżowaniu, przejazdy korpusu dyplomatycznego w konwoju policji i takie tam atrakcje. Ja mam to szczęście, że do pracy dostarcza mnie komunikacja miejska, door-to-door, i to bardzo sprawnie. I otóż dziś z okien tramwaju miałam okazję zaobserwować taką sytuację:
Tzw. trasa W-Z - wiedzie z zachodu na wschód miasta, łączy - przez centrum - dwa ogromne osiedla. Trzy lub cztery pasy ruchu w każdą stronę, w środku wydzielone torowisko tramwajowe. Godzina ok. 7:30, więc ruch spory, trzeba swoje odstać na światłach, ale nie ma jakichś przesadnych korków. Stoimy wszyscy zatem czekając na zielone i pojawia się konwój - dwa radiowozy, w środku jakiś (zapewne) dyplomata w limuzynie. Kierowcy pięknie, zgodnie z zaleceniami, utworzyli korytarz życia, żeby kolumnę przepuścić - lewy pas zjechał na swoje lewo, reszta na prawo - byłam naprawdę zaskoczona, jak sprawnie im to poszło. Ale państwo policjanci ani myśleli z tego skorzystać - bo oni chcieli przejechać prawą stroną! I się na lewo ruszać nie będą. Bo nie i już. No to poczekali na następną zmianę świateł. Chyba. Bo tramwaj przejechał jak zmieniło się światło. Oni zostali przyspawani do prawego pasa.
Tzw. trasa W-Z - wiedzie z zachodu na wschód miasta, łączy - przez centrum - dwa ogromne osiedla. Trzy lub cztery pasy ruchu w każdą stronę, w środku wydzielone torowisko tramwajowe. Godzina ok. 7:30, więc ruch spory, trzeba swoje odstać na światłach, ale nie ma jakichś przesadnych korków. Stoimy wszyscy zatem czekając na zielone i pojawia się konwój - dwa radiowozy, w środku jakiś (zapewne) dyplomata w limuzynie. Kierowcy pięknie, zgodnie z zaleceniami, utworzyli korytarz życia, żeby kolumnę przepuścić - lewy pas zjechał na swoje lewo, reszta na prawo - byłam naprawdę zaskoczona, jak sprawnie im to poszło. Ale państwo policjanci ani myśleli z tego skorzystać - bo oni chcieli przejechać prawą stroną! I się na lewo ruszać nie będą. Bo nie i już. No to poczekali na następną zmianę świateł. Chyba. Bo tramwaj przejechał jak zmieniło się światło. Oni zostali przyspawani do prawego pasa.
Ocena:
126
(144)
Nastąpił ciąg dalszy historii https://piekielni.pl/89861 ;)
Akademik - tfu! - Dom Studencki AWFiS w Gdańsku, składa się z dwóch połączonych łącznikiem segmentów. Użytkowany obecnie jest "nowy" akademik, "stary" stoi chyba pusty. Panowie studenci po ponad miesiącu urzędowania odkryli, że w "starym" akademiku są lodówki - i to w liczbie mnogiej! Zebrali się we trzech czy czterech i wczoraj w nocy przytargali jedną do "nowego" - tam gdzie nie było żadnej. Nikt im nie zabraniał tego robić. Nikt nie zwrócił uwagi, że mają ją odnieść. Zatem zainstalowali ją w jednej z kuchni - niestety nie u Młodej na piętrze.
Za to dziś, na drzwiach wejściowych pojawiła się kartka o następującej treści: "Dnia 8.11.2022 o godzinie 14.00 zostanie zamknięte przejście z Budynku C do Budynku B". Informacja jest nawet dwujęzyczna. Jeszcze by bezczelne studenty chciały tych lodówek więcej przynieść! A figę!
Zanosi się na dłuższy serial - przez zamykane jutro przejście chodzi się do pralni.
Akademik - tfu! - Dom Studencki AWFiS w Gdańsku, składa się z dwóch połączonych łącznikiem segmentów. Użytkowany obecnie jest "nowy" akademik, "stary" stoi chyba pusty. Panowie studenci po ponad miesiącu urzędowania odkryli, że w "starym" akademiku są lodówki - i to w liczbie mnogiej! Zebrali się we trzech czy czterech i wczoraj w nocy przytargali jedną do "nowego" - tam gdzie nie było żadnej. Nikt im nie zabraniał tego robić. Nikt nie zwrócił uwagi, że mają ją odnieść. Zatem zainstalowali ją w jednej z kuchni - niestety nie u Młodej na piętrze.
Za to dziś, na drzwiach wejściowych pojawiła się kartka o następującej treści: "Dnia 8.11.2022 o godzinie 14.00 zostanie zamknięte przejście z Budynku C do Budynku B". Informacja jest nawet dwujęzyczna. Jeszcze by bezczelne studenty chciały tych lodówek więcej przynieść! A figę!
Zanosi się na dłuższy serial - przez zamykane jutro przejście chodzi się do pralni.
AWFiS Gdańsk
Ocena:
132
(146)
Nigdy nie mieszkałam w akademiku - tfu! - w Domu Studenckim. Moja córka już musi.
Na pierwszy rzut oka wszystko jest cacy - akademik jest świeżo po remoncie (jakość przeprowadzenia tegoż to temat na osobną historię) - pokoje wprawdzie maleńkie, ale czyściutko i pachnąco. Luksusów nie wymagamy - no bo to akademik.
Ale! Czy lodówka jest luksusem? Chyba w obecnych czasach już nie. Najwyraźniej "dowództwo" AWFiS w Gdańsku jest innego zdania - od początku roku akademickiego nie wstawiono tychże. Nikt nie wymaga, żeby lodówka była w pokoju - chociaż na każde 2 sypialnie przypada tzw. łącznik - jest tam mały aneks kuchenny i miejsce na lodówkę. Nie ma ich nawet we wspólnych kuchniach - a taka jest jedna na piętro. Kierownik tego przybytku twierdzi że BĘDĄ. Kiedy? Żodyn nie wie, kierownik też nie. Studenci - jak to studenci - radzą sobie jak mogą - niektórzy trzymają jedzenie w pracy (o ile mają taką możliwość), inni zorganizowali sobie lodówki turystyczne. Okazuje się, że to niezgodne z regulaminem - nie wolno. Dlaczego nie wolno? Bo nie i już.
Ponad miesiąc czekania na podstawowe wyposażenie to jednak ciut przydługo - a Młoda musi trzymać swoje leki w chłodzie. Powoli dojrzewamy do decyzji o zakupie tego „luksusu” bez oglądania się na władze uczelni.
Na pierwszy rzut oka wszystko jest cacy - akademik jest świeżo po remoncie (jakość przeprowadzenia tegoż to temat na osobną historię) - pokoje wprawdzie maleńkie, ale czyściutko i pachnąco. Luksusów nie wymagamy - no bo to akademik.
Ale! Czy lodówka jest luksusem? Chyba w obecnych czasach już nie. Najwyraźniej "dowództwo" AWFiS w Gdańsku jest innego zdania - od początku roku akademickiego nie wstawiono tychże. Nikt nie wymaga, żeby lodówka była w pokoju - chociaż na każde 2 sypialnie przypada tzw. łącznik - jest tam mały aneks kuchenny i miejsce na lodówkę. Nie ma ich nawet we wspólnych kuchniach - a taka jest jedna na piętro. Kierownik tego przybytku twierdzi że BĘDĄ. Kiedy? Żodyn nie wie, kierownik też nie. Studenci - jak to studenci - radzą sobie jak mogą - niektórzy trzymają jedzenie w pracy (o ile mają taką możliwość), inni zorganizowali sobie lodówki turystyczne. Okazuje się, że to niezgodne z regulaminem - nie wolno. Dlaczego nie wolno? Bo nie i już.
Ponad miesiąc czekania na podstawowe wyposażenie to jednak ciut przydługo - a Młoda musi trzymać swoje leki w chłodzie. Powoli dojrzewamy do decyzji o zakupie tego „luksusu” bez oglądania się na władze uczelni.
Akademik AWFiS Gdańsk
Ocena:
131
(143)
Przygody z kurierami, część pierdyliard któraś.
Dziecię moje na studia się dostało. Radość w domu wielka, bo kierunek wymarzony i do tego w połączeniu z innym, już ukończonym, daje duże możliwości. Tyle że uczelnia zamiejscowa - my w Łodzi, studia w Gdańsku. Czas na dostarczenie dokumentów rekrutacyjnych mocno ograniczony - jechać nie mogła, bo praca, wysłać pocztą za duże ryzyko.
Zatem kurier - padło na DHL. Młoda wybrała dostarczenie do godziny 12. Kurier paczkę odebrał, następnego dnia przesyłka była już w dziekanacie. Zachwycone byłyśmy, zatem po dwóch tygodniach, kiedy trzeba było złożyć papiery o miejsce w akademiku, zamawiamy kuriera po raz drugi. Identyczna usługa jak wcześniej, również DHL.
I tu zaczynają się schody. Zamówiony kurier nie pojawił się w wyznaczonym przedziale czasowym - przyjechał wieczorem, przesyłkę zabrał. Następnego dnia sprawdzamy - koperta, która miała być do 12 w Gdańsku nie wyjechała nawet z Łodzi. Dzwonimy na infolinię. Pani zdziwiona że co my chcemy, przecież jeszcze nie ma 12. Rozmawiało się z nią gorzej niż z botem od fotowoltaiki, serio.
Kolejnego dnia przesyłka dotarła już do Gdańska, ale uwaga - nieudana próba doręczenia. No żesz w pytkę zbynia. Dzwonię drugi raz i okazuje się, że "kurier nie wiedział gdzie zostawić". Przed południem, w dziekanacie uczelni, w trakcie rekrutacji. Dopiero kiedy poprosiłam o numer służbowy kuriera, pani łaskawie zaproponowała, że zadzwoni do niego i poprosi o ponowną próbę doręczenia - rzeczywiście pojechał i tym razem doręczył. Młoda akademik dostała.
Złożyła też skargę na kuriera i reklamację usługi - bo nie dostarczyli następnego dnia do 12 tak jak było opłacone. Na skargę odpowiedzi nie ma do tej pory (a sprawa działa się w lipcu), na reklamację odpowiedź jest - dostaliśmy 4 (słownie CZTERY) złote rekompensaty. Chyba pójdziemy się upić...
Dziecię moje na studia się dostało. Radość w domu wielka, bo kierunek wymarzony i do tego w połączeniu z innym, już ukończonym, daje duże możliwości. Tyle że uczelnia zamiejscowa - my w Łodzi, studia w Gdańsku. Czas na dostarczenie dokumentów rekrutacyjnych mocno ograniczony - jechać nie mogła, bo praca, wysłać pocztą za duże ryzyko.
Zatem kurier - padło na DHL. Młoda wybrała dostarczenie do godziny 12. Kurier paczkę odebrał, następnego dnia przesyłka była już w dziekanacie. Zachwycone byłyśmy, zatem po dwóch tygodniach, kiedy trzeba było złożyć papiery o miejsce w akademiku, zamawiamy kuriera po raz drugi. Identyczna usługa jak wcześniej, również DHL.
I tu zaczynają się schody. Zamówiony kurier nie pojawił się w wyznaczonym przedziale czasowym - przyjechał wieczorem, przesyłkę zabrał. Następnego dnia sprawdzamy - koperta, która miała być do 12 w Gdańsku nie wyjechała nawet z Łodzi. Dzwonimy na infolinię. Pani zdziwiona że co my chcemy, przecież jeszcze nie ma 12. Rozmawiało się z nią gorzej niż z botem od fotowoltaiki, serio.
Kolejnego dnia przesyłka dotarła już do Gdańska, ale uwaga - nieudana próba doręczenia. No żesz w pytkę zbynia. Dzwonię drugi raz i okazuje się, że "kurier nie wiedział gdzie zostawić". Przed południem, w dziekanacie uczelni, w trakcie rekrutacji. Dopiero kiedy poprosiłam o numer służbowy kuriera, pani łaskawie zaproponowała, że zadzwoni do niego i poprosi o ponowną próbę doręczenia - rzeczywiście pojechał i tym razem doręczył. Młoda akademik dostała.
Złożyła też skargę na kuriera i reklamację usługi - bo nie dostarczyli następnego dnia do 12 tak jak było opłacone. Na skargę odpowiedzi nie ma do tej pory (a sprawa działa się w lipcu), na reklamację odpowiedź jest - dostaliśmy 4 (słownie CZTERY) złote rekompensaty. Chyba pójdziemy się upić...
kurier
Ocena:
126
(138)
Wynajmuję mieszkanie i aktualnie poszukuję nowego lokatora. Różni ludzie dzwonią, oglądają. Niektórzy burzą się na kaucję i weksel - trudno, nikogo nie przymuszę. Ale najlepsi są cudzoziemcy, Ukraińcy szczególnie. Nie wszyscy mówią dobrze po polsku, ja po ukraińsku na przykład nie mówię w ogóle. Zatem proponuję, żeby umowę najmu przetłumaczyć na ich język ojczysty - żeby wiedzieli co podpisują. Jak tak to oni nie chcą. Nie to nie - bez umowy na pewno nie wynajmę.
EDIT: nie tego dotyczy ta historia, ale widzę że bez wyliczenia grzeszków poprzedniego lokatora się nie obejdzie. No to jedziemy:
1. Opłaty za 3 miesiące wypowiedzenia kiedy nie mogłam wynająć mieszkania - to prawie 6 tysięcy.
2. Psy lokatora, na które się nie zgodziłam - ba! O tym, że je ma poinformował mnie już po fakcie - zniszczyły parkiet. Musiałam go wycyklinować - a ceny tej usługi potrafią człowieka z nóg zwalić - 100 zł za metr2. Jak się wprowadzał na podłodze był dywan, który może chociaż trochę by parkiet zabezpieczył, ale facet go wywalił. Więc pieski podłogę podrapały i zasikały. Sąsiadka, z którą rozmawiałam powiedziała mi, że te biedne zwierzaki od rana do nocy były same, więc nic dziwnego, że szalały.
3. Pieski zniszczyły też kanapę - była pogryziona i musiałam kupić nową. Najtańsza jaką znalazłam i była w miarę akceptowalna kosztowała 1500 zł.
4. Mniejsze rzeczy typu malowanie (w ścianach było nawiercone mnóstwo otworów i ponaklejane były obrazki), sprzątanie po lokatorze, wymiana zamków to już drobiazg bo 1200 w sumie.
5. Oprócz dywanu wyrzucił mi jeszcze stolik i dwa fotele - ale to była Ikea, w sumie 4 stówy.
Mieszkanie w podobnym standardzie i metrażu, kosztuje w okolicy ok. 250 tysięcy. Dalej Państwa dziwi moja ostrożność?
Weksel podpisujemy u prawnika, w deklaracji wekslowej opisane są warunki jego wykupu. Jeśli przy odbiorze wszystko będzie w porządku zwracam weksel, rozliczamy media i po sprawie.
Przy podpisywaniu umowy lokator kwituje odbiór mieszkania - jest protokół i dokumentacja zdjęciowa. Wszystko to w obecności notariusza.
Czy teraz już wszystko jasne?
EDIT: nie tego dotyczy ta historia, ale widzę że bez wyliczenia grzeszków poprzedniego lokatora się nie obejdzie. No to jedziemy:
1. Opłaty za 3 miesiące wypowiedzenia kiedy nie mogłam wynająć mieszkania - to prawie 6 tysięcy.
2. Psy lokatora, na które się nie zgodziłam - ba! O tym, że je ma poinformował mnie już po fakcie - zniszczyły parkiet. Musiałam go wycyklinować - a ceny tej usługi potrafią człowieka z nóg zwalić - 100 zł za metr2. Jak się wprowadzał na podłodze był dywan, który może chociaż trochę by parkiet zabezpieczył, ale facet go wywalił. Więc pieski podłogę podrapały i zasikały. Sąsiadka, z którą rozmawiałam powiedziała mi, że te biedne zwierzaki od rana do nocy były same, więc nic dziwnego, że szalały.
3. Pieski zniszczyły też kanapę - była pogryziona i musiałam kupić nową. Najtańsza jaką znalazłam i była w miarę akceptowalna kosztowała 1500 zł.
4. Mniejsze rzeczy typu malowanie (w ścianach było nawiercone mnóstwo otworów i ponaklejane były obrazki), sprzątanie po lokatorze, wymiana zamków to już drobiazg bo 1200 w sumie.
5. Oprócz dywanu wyrzucił mi jeszcze stolik i dwa fotele - ale to była Ikea, w sumie 4 stówy.
Mieszkanie w podobnym standardzie i metrażu, kosztuje w okolicy ok. 250 tysięcy. Dalej Państwa dziwi moja ostrożność?
Weksel podpisujemy u prawnika, w deklaracji wekslowej opisane są warunki jego wykupu. Jeśli przy odbiorze wszystko będzie w porządku zwracam weksel, rozliczamy media i po sprawie.
Przy podpisywaniu umowy lokator kwituje odbiór mieszkania - jest protokół i dokumentacja zdjęciowa. Wszystko to w obecności notariusza.
Czy teraz już wszystko jasne?
Ocena:
160
(176)
Psiarze są różni. Można ich lubić lub nie, ale jakoś trzeba razem egzystować.
Mam psa - jest spory, bo to owczarek niemiecki. Ale też - jest to suka, dość drobna jak na tę rasę - waży niecałe 30 kilo. Tuż obok domu mam duży niezabudowany teren z niewielkim laskiem - okoliczni psiarze wyprowadzają tam swoich pupili. Można tam pieska spuścić ze smyczy bez obawy, że wpadnie pod samochód. Teren jest też na tyle duży, że nikomu się nie przeszkadza. Większość osób się zna, wiemy kiedy psa trzeba zapiąć, a kiedy może się pobawić z kumplem. Można by rzec - idylla. Ale nie, to byłoby za piękne.
Jakiś miesiąc temu zaczął się pojawiać nowy spacerowicz z pieskiem, którego roboczo nazywam Pusią (jak ten co w "Koglu-moglu" karmiony był cielęcinką zadnią). Pies jest na spacer dowożony, a właściciel chodzi po tym naszym polu i na wszystkich pokrzykuje "dlaczego pana/pani piesek nie jest na smyczy?" Jak łatwo się domyślić on sam smyczy nie używa. W sumie mogłabym mieć to w rzyci, gdyby nie sytuacja z wczoraj.
Idziemy z Ciri, pies radośnie aportuje, aż tu trąbi na mnie samochód. Tak, dobrze się domyślacie - w środku był/była Pusia. Pan podjechał, otworzył szybkę i zadał standardowe pytanie:
- Dlaczego nie trzyma pani pieska na smyczy?
- Bo przychodzę tu w takim samym celu jak pan - żeby pies pobiegał.
- A jak on ZAGRYZIE mojego pieska?
Tu musiałam się rozejrzeć za ukrytą kamerą. Jego pies był nadal w samochodzie.
- Będzie ciężko - bo nawet do niego nie podchodzi.
Nie wiem czy dotarł do niego absurd tej sytuacji, ale pojechał, a ja poszłam w swoją stronę.
Spotkałyśmy go później - Pusia biegała samopas, mój pies nawet na nią/niego nie spojrzał.
Mam psa - jest spory, bo to owczarek niemiecki. Ale też - jest to suka, dość drobna jak na tę rasę - waży niecałe 30 kilo. Tuż obok domu mam duży niezabudowany teren z niewielkim laskiem - okoliczni psiarze wyprowadzają tam swoich pupili. Można tam pieska spuścić ze smyczy bez obawy, że wpadnie pod samochód. Teren jest też na tyle duży, że nikomu się nie przeszkadza. Większość osób się zna, wiemy kiedy psa trzeba zapiąć, a kiedy może się pobawić z kumplem. Można by rzec - idylla. Ale nie, to byłoby za piękne.
Jakiś miesiąc temu zaczął się pojawiać nowy spacerowicz z pieskiem, którego roboczo nazywam Pusią (jak ten co w "Koglu-moglu" karmiony był cielęcinką zadnią). Pies jest na spacer dowożony, a właściciel chodzi po tym naszym polu i na wszystkich pokrzykuje "dlaczego pana/pani piesek nie jest na smyczy?" Jak łatwo się domyślić on sam smyczy nie używa. W sumie mogłabym mieć to w rzyci, gdyby nie sytuacja z wczoraj.
Idziemy z Ciri, pies radośnie aportuje, aż tu trąbi na mnie samochód. Tak, dobrze się domyślacie - w środku był/była Pusia. Pan podjechał, otworzył szybkę i zadał standardowe pytanie:
- Dlaczego nie trzyma pani pieska na smyczy?
- Bo przychodzę tu w takim samym celu jak pan - żeby pies pobiegał.
- A jak on ZAGRYZIE mojego pieska?
Tu musiałam się rozejrzeć za ukrytą kamerą. Jego pies był nadal w samochodzie.
- Będzie ciężko - bo nawet do niego nie podchodzi.
Nie wiem czy dotarł do niego absurd tej sytuacji, ale pojechał, a ja poszłam w swoją stronę.
Spotkałyśmy go później - Pusia biegała samopas, mój pies nawet na nią/niego nie spojrzał.
Ocena:
149
(157)
Mam mieszkanie, które kiedyś przepiszę na któreś z dzieci, ale na razie je wynajmuję żeby nie stało puste.
W sierpniu wprowadził się tam młody człowiek imieniem Piotr (rocznik 96) z narzeczoną i pieskiem. I mieszkali sobie tam spokojnie do ubiegłego czwartku, kiedy to za pomocą wiadomości na messengerze pan zawiadomił mnie, że w związku z tym, że w Ukrainie jest wojna to on się wyprowadził i wyjechał do Szkocji. A klucze do mieszkania zostawił u swojej mamy - osoby której nie widziałam w życiu na oczy.
No nie powiem - troszeczkę się zagotowałam.
Biedak zapomniał, że według umowy obowiązuje go trzymiesięczny okres wypowiedzenia oraz że w obecności adwokata podpisał weksel in blanco na poczet wszelkich należności - w tym za wynajęcie firmy sprzątającej i za naprawę uszkodzeń jakie spowodował w lokalu.
Teraz czeka mnie zabawa w egzekucję...
Edit: w komentarzach co niektórzy podobni do mojego ex-lokatora burzą się, że jak można! Że weksel to zło! I że po co kaucja! Spieszę z wyjaśnieniem - otóż udostępniam komuś swoją własność na MOICH warunkach.
I ten ktoś może się na te warunki zgodzić lub nie. Ten akurat się zgodził i poświadczył wszystko własnoręcznym podpisem w obecności adwokata - wśród dokumentów oprócz umowy najmu i weksla był jeszcze protokół objęcia lokalu i dokumentacja zdjęciowa.
No to nie wiem jakim trzeba być ograniczonym umysłowo osobnikiem, żeby w takiej sytuacji nie dotrzymać tych warunków i uciekać z mieszkania nie oddając nawet kluczy. Ba! Jeśli by mnie powiadomił PRZED wyjazdem i jakiś kontakt do tej swojej matki chociaż zostawił to też inaczej by rozmowa wyglądała.
A teraz chłopiec nie odbiera telefonów i nie odpisuje na wiadomości.
Bardzo dorosłe zachowanie. Bardzo.
W sierpniu wprowadził się tam młody człowiek imieniem Piotr (rocznik 96) z narzeczoną i pieskiem. I mieszkali sobie tam spokojnie do ubiegłego czwartku, kiedy to za pomocą wiadomości na messengerze pan zawiadomił mnie, że w związku z tym, że w Ukrainie jest wojna to on się wyprowadził i wyjechał do Szkocji. A klucze do mieszkania zostawił u swojej mamy - osoby której nie widziałam w życiu na oczy.
No nie powiem - troszeczkę się zagotowałam.
Biedak zapomniał, że według umowy obowiązuje go trzymiesięczny okres wypowiedzenia oraz że w obecności adwokata podpisał weksel in blanco na poczet wszelkich należności - w tym za wynajęcie firmy sprzątającej i za naprawę uszkodzeń jakie spowodował w lokalu.
Teraz czeka mnie zabawa w egzekucję...
Edit: w komentarzach co niektórzy podobni do mojego ex-lokatora burzą się, że jak można! Że weksel to zło! I że po co kaucja! Spieszę z wyjaśnieniem - otóż udostępniam komuś swoją własność na MOICH warunkach.
I ten ktoś może się na te warunki zgodzić lub nie. Ten akurat się zgodził i poświadczył wszystko własnoręcznym podpisem w obecności adwokata - wśród dokumentów oprócz umowy najmu i weksla był jeszcze protokół objęcia lokalu i dokumentacja zdjęciowa.
No to nie wiem jakim trzeba być ograniczonym umysłowo osobnikiem, żeby w takiej sytuacji nie dotrzymać tych warunków i uciekać z mieszkania nie oddając nawet kluczy. Ba! Jeśli by mnie powiadomił PRZED wyjazdem i jakiś kontakt do tej swojej matki chociaż zostawił to też inaczej by rozmowa wyglądała.
A teraz chłopiec nie odbiera telefonów i nie odpisuje na wiadomości.
Bardzo dorosłe zachowanie. Bardzo.
Ocena:
194
(206)
Mieliśmy wymianę windy w bloku. Przez 2,5 miesiąca nie mogliśmy z niej korzystać - co zasadniczo jakoś mocno mi nie przeszkadzało, bo mieszkam na 4 piętrze. Gorzej mieli Ci wyżej. Ale!
Po zakończonej wymianie wystosowałam pytanie do administracji o jaką kwotę należy pomniejszyć czynsz z tytułu niemożności korzystania z windy - bo pomimo wyłączenia tejże płacić było trzeba. Mailowo dowiedziałam się że "nie przewiduje się odliczeń", a potem gospodarz przyniósł pismo podpisane przez prezesa zarządu i zastępcę prezesa ds. ekonomicznych w którym stoi. że (cytat dosłowny): "Spółdzielnia podtrzymuje swoje stanowisko o braku możliwości odliczenia opłat za dźwig, który z powodu remontu był wyłączony. Jednocześnie informujemy, że koszty utrzymania dźwigów obejmują koszty bieżących konserwacji i napraw oraz wymaganych przepisami prawa opłat za dozór UDT i dokumentację techniczną Przez okres remontu dźwigu firma serwisująca nie pobierała opłaty za konserwację urządzenia. Zgodnie z regulaminem zasad ustalania i rozliczania kosztów eksploatacji i utrzymania nieruchomości oraz opłat za użytkowanie lokali zostanie to uwzględnione w kalkulacji stawki i rozliczeniu wyników w latach następnych."
Czyli w skrócie - oddalcie się w zorganizowanym pośpiechu i guzik nam możecie zrobić.
Może ktoś ma jakiś pomysł jak to ugryźć? Bo że nie obniżą nam opłat to pewne.
Po zakończonej wymianie wystosowałam pytanie do administracji o jaką kwotę należy pomniejszyć czynsz z tytułu niemożności korzystania z windy - bo pomimo wyłączenia tejże płacić było trzeba. Mailowo dowiedziałam się że "nie przewiduje się odliczeń", a potem gospodarz przyniósł pismo podpisane przez prezesa zarządu i zastępcę prezesa ds. ekonomicznych w którym stoi. że (cytat dosłowny): "Spółdzielnia podtrzymuje swoje stanowisko o braku możliwości odliczenia opłat za dźwig, który z powodu remontu był wyłączony. Jednocześnie informujemy, że koszty utrzymania dźwigów obejmują koszty bieżących konserwacji i napraw oraz wymaganych przepisami prawa opłat za dozór UDT i dokumentację techniczną Przez okres remontu dźwigu firma serwisująca nie pobierała opłaty za konserwację urządzenia. Zgodnie z regulaminem zasad ustalania i rozliczania kosztów eksploatacji i utrzymania nieruchomości oraz opłat za użytkowanie lokali zostanie to uwzględnione w kalkulacji stawki i rozliczeniu wyników w latach następnych."
Czyli w skrócie - oddalcie się w zorganizowanym pośpiechu i guzik nam możecie zrobić.
Może ktoś ma jakiś pomysł jak to ugryźć? Bo że nie obniżą nam opłat to pewne.
Ocena:
96
(122)
« poprzednia 1 2 3 4 5 następna »