Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

metaxa

Zamieszcza historie od: 7 września 2012 - 12:18
Ostatnio: 9 listopada 2023 - 10:57
  • Historii na głównej: 44 z 47
  • Punktów za historie: 9364
  • Komentarzy: 704
  • Punktów za komentarze: 3654
 

#89244

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Psiarze są różni. Można ich lubić lub nie, ale jakoś trzeba razem egzystować.

Mam psa - jest spory, bo to owczarek niemiecki. Ale też - jest to suka, dość drobna jak na tę rasę - waży niecałe 30 kilo. Tuż obok domu mam duży niezabudowany teren z niewielkim laskiem - okoliczni psiarze wyprowadzają tam swoich pupili. Można tam pieska spuścić ze smyczy bez obawy, że wpadnie pod samochód. Teren jest też na tyle duży, że nikomu się nie przeszkadza. Większość osób się zna, wiemy kiedy psa trzeba zapiąć, a kiedy może się pobawić z kumplem. Można by rzec - idylla. Ale nie, to byłoby za piękne.

Jakiś miesiąc temu zaczął się pojawiać nowy spacerowicz z pieskiem, którego roboczo nazywam Pusią (jak ten co w "Koglu-moglu" karmiony był cielęcinką zadnią). Pies jest na spacer dowożony, a właściciel chodzi po tym naszym polu i na wszystkich pokrzykuje "dlaczego pana/pani piesek nie jest na smyczy?" Jak łatwo się domyślić on sam smyczy nie używa. W sumie mogłabym mieć to w rzyci, gdyby nie sytuacja z wczoraj.

Idziemy z Ciri, pies radośnie aportuje, aż tu trąbi na mnie samochód. Tak, dobrze się domyślacie - w środku był/była Pusia. Pan podjechał, otworzył szybkę i zadał standardowe pytanie:
- Dlaczego nie trzyma pani pieska na smyczy?
- Bo przychodzę tu w takim samym celu jak pan - żeby pies pobiegał.
- A jak on ZAGRYZIE mojego pieska?
Tu musiałam się rozejrzeć za ukrytą kamerą. Jego pies był nadal w samochodzie.
- Będzie ciężko - bo nawet do niego nie podchodzi.
Nie wiem czy dotarł do niego absurd tej sytuacji, ale pojechał, a ja poszłam w swoją stronę.

Spotkałyśmy go później - Pusia biegała samopas, mój pies nawet na nią/niego nie spojrzał.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (159)

#89090

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam mieszkanie, które kiedyś przepiszę na któreś z dzieci, ale na razie je wynajmuję żeby nie stało puste.

W sierpniu wprowadził się tam młody człowiek imieniem Piotr (rocznik 96) z narzeczoną i pieskiem. I mieszkali sobie tam spokojnie do ubiegłego czwartku, kiedy to za pomocą wiadomości na messengerze pan zawiadomił mnie, że w związku z tym, że w Ukrainie jest wojna to on się wyprowadził i wyjechał do Szkocji. A klucze do mieszkania zostawił u swojej mamy - osoby której nie widziałam w życiu na oczy.

No nie powiem - troszeczkę się zagotowałam.

Biedak zapomniał, że według umowy obowiązuje go trzymiesięczny okres wypowiedzenia oraz że w obecności adwokata podpisał weksel in blanco na poczet wszelkich należności - w tym za wynajęcie firmy sprzątającej i za naprawę uszkodzeń jakie spowodował w lokalu.

Teraz czeka mnie zabawa w egzekucję...


Edit: w komentarzach co niektórzy podobni do mojego ex-lokatora burzą się, że jak można! Że weksel to zło! I że po co kaucja! Spieszę z wyjaśnieniem - otóż udostępniam komuś swoją własność na MOICH warunkach.

I ten ktoś może się na te warunki zgodzić lub nie. Ten akurat się zgodził i poświadczył wszystko własnoręcznym podpisem w obecności adwokata - wśród dokumentów oprócz umowy najmu i weksla był jeszcze protokół objęcia lokalu i dokumentacja zdjęciowa.

No to nie wiem jakim trzeba być ograniczonym umysłowo osobnikiem, żeby w takiej sytuacji nie dotrzymać tych warunków i uciekać z mieszkania nie oddając nawet kluczy. Ba! Jeśli by mnie powiadomił PRZED wyjazdem i jakiś kontakt do tej swojej matki chociaż zostawił to też inaczej by rozmowa wyglądała.

A teraz chłopiec nie odbiera telefonów i nie odpisuje na wiadomości.

Bardzo dorosłe zachowanie. Bardzo.

Skomentuj (85) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 196 (208)

#88538

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieliśmy wymianę windy w bloku. Przez 2,5 miesiąca nie mogliśmy z niej korzystać - co zasadniczo jakoś mocno mi nie przeszkadzało, bo mieszkam na 4 piętrze. Gorzej mieli Ci wyżej. Ale!

Po zakończonej wymianie wystosowałam pytanie do administracji o jaką kwotę należy pomniejszyć czynsz z tytułu niemożności korzystania z windy - bo pomimo wyłączenia tejże płacić było trzeba. Mailowo dowiedziałam się że "nie przewiduje się odliczeń", a potem gospodarz przyniósł pismo podpisane przez prezesa zarządu i zastępcę prezesa ds. ekonomicznych w którym stoi. że (cytat dosłowny): "Spółdzielnia podtrzymuje swoje stanowisko o braku możliwości odliczenia opłat za dźwig, który z powodu remontu był wyłączony. Jednocześnie informujemy, że koszty utrzymania dźwigów obejmują koszty bieżących konserwacji i napraw oraz wymaganych przepisami prawa opłat za dozór UDT i dokumentację techniczną Przez okres remontu dźwigu firma serwisująca nie pobierała opłaty za konserwację urządzenia. Zgodnie z regulaminem zasad ustalania i rozliczania kosztów eksploatacji i utrzymania nieruchomości oraz opłat za użytkowanie lokali zostanie to uwzględnione w kalkulacji stawki i rozliczeniu wyników w latach następnych."

Czyli w skrócie - oddalcie się w zorganizowanym pośpiechu i guzik nam możecie zrobić.
Może ktoś ma jakiś pomysł jak to ugryźć? Bo że nie obniżą nam opłat to pewne.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 96 (122)

#88323

przez (PW) ·
| Do ulubionych
https://piekielni.pl/88293

Ciąg dalszy nastąpił - odwiedziła mnie Pani Dzielnicowa - bardzo ładna kobieta swoją drogą. Otóż zaproponowała mi dwa wyjścia z sytuacji:

Wyjście nr 1 - mandat w wysokości 100 zł dla każdej z nas. Za co? Za pójście na spacer? No chyba wątpię.

Wyjście nr 2 - odmawiamy przyjęcia mandatu i sprawa idzie do sądu. Czyli czeka mnie kolejna wycieczka do Gdańska - a to ładne miasto, przejadę się.

A na razie mam się stawić na przesłuchanie - ale nie wiadomo kiedy bo oficer prowadzący sprawę jest na urlopie.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (142)

#88293

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przygody z policją, vol. 2.

Jakoś w marcu pojechałyśmy z Młodą do Gdańska na Bieg Równości organizowany przez naszego przyjaciela. Na miejscu obecna była policja i spisywała wszystkich obecnych - pomimo zachowywania wymaganego dystansu. Nas również spisano - przy czym zaznaczyłam funkcjonariuszowi, że jesteśmy obydwie zaszczepione i według przepisów nie liczymy się do limitów osób. No, ale spisał. I otóż przedwczoraj otrzymałyśmy obydwie wezwanie na przesłuchanie w charakterze podejrzanych o spowodowanie zagrożenia dla zdrowia i życia.
Oczywiście stawimy się na komisariat i złożymy zeznania, ale czy nie prościej byłoby żeby kontrolujący nas funkcjonariusz poprosił o okazanie dowodu szczepienia? I roboty by mieli mniej i lasów na zawiadomienia by nie narąbali...

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (165)

#88266

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szanuję kurierów, naprawdę. Mają ciężką, niewdzięczną pracę i na ile mogę staram się im ją ułatwiać. Ale wczoraj pan z Inpostu przegiął.

Zamówiłam karmę dla psa, worek 12 kg. Pan dzwoni do mnie i pyta czy ktoś jest w domu - odpowiadam zgodnie z prawdą że ja jestem w pracy, ale powinna w domu być córka - niech zadzwoni domofonem i sprawdzi. A jeśli jej nie będzie niech zostawi paczkę w sklepie naprzeciwko. Nie minęły 2 minuty i dostaję sms, że paczka w sklepie. No OK. Ale godzinę później dzwoni do mnie Młoda, że wychodzi do sklepu i czy coś kupić - no jak to, to Ty byłaś w domu wcześniej? No była. Kurier chociaż zadzwonił z dołu? No nie zadzwonił.

Oooo, tom się wkurzyła. Dzwonię zatem do pana i informuję jaka jest sytuacja oraz że ma wrócić i tę paczkę wnieść jak należy.
Młoda wróciła i tylko zapytała co mu nagadałam, bo podobno stał przed drzwiami i czekał z tym workiem.
Następnym razem wezmę przesyłkę pobraniową.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (151)

#87727

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przygody z policją ;)

Jakoś na początku stycznia musiałam oddać zakupiony wcześniej dywan. Rzecz dzieje się w Łodzi - kto bywał ten wie, że przy Dworcu Kaliskim jest Komfort, a po przeciwnej stronie Lidl.

Zostawiłam auto pod Lidlem, zatargałam dywan do Komfortu, oddałam i wracam. Do przejścia miałam dwie jezdnie rozdzielone torowiskiem tramwajowym. Pierwsza jezdnia - zielone, torowisko - rozglądam się, tramwaju nie ma, więc idę, druga jezdnia - czerwone - czekam grzecznie na zielone i przechodzę. Pod Lidlem okazało się, że jest za dziesięć dwunasta, więc musiałam poczekać bo godziny dla seniorów.

Siedzę zatem w aucie, grzebię w telefonie - wtem pukanie w szybkę. Dwóch funkcjonariuszy - otwarłam szybkę. Jeden z panów przedstawia się i prosi o okazanie dowodu. Wylegitymowałam się - co ważne dowodem w aplikacji m-obywatel. Powodem interwencji miało być niezastosowanie się do sygnalizacji - na tym nieszczęsnym torowisku.

Że podobno tam jest sygnalizator i przeszłam na czerwonym - panowie szli za mną i widzieli. Nawet na torturach nie przypomniałabym sobie jakie było światło - tramwaj nie jechał to przeszłam. No to mandacik. Trudno - niech pisze. Podyktować adres? Nie, nie, on sobie sprawdzi. I zaczyna pan wypisywać. W międzyczasie miło sobie konwersujemy:
- A mają panowie jakiś dowód że przeszłam na czerwonym?
- No ja pani mówię.
- A ja panu mówię, że jestem księżniczką.
- No bez żartów.
- No właśnie - bez żartów. A gdybym odjechała?
- To byłby pościg - panowie byli pieszo.

I w ten deseń.
Pan zakończył wypisywanie mandatu, podtyka mi do podpisu... A tam panieńskie nazwisko. Którego nie używam od 22 lat. I którego nie widać w dowodzie elektronicznym.

- Ja się tak nie nazywam. Nie podpiszę. Żegnam się z panami.

I poszłam do sklepu a panowie stali nieco osłupieni. Byłam w Lidlu może z kwadrans. Wychodzę, stoją przy aucie.

- Mogę panom jakoś pomóc jeszcze?
- No nie podpisała pani mandatu.
- Bo nie był wypisany dla mnie. Panowie nie potrafią przedstawić mi dowodu na zaistnienie wykroczenia, wobec tego nie przyjmuję.
- Ale ja poprawiłem! - tu brakowało tylko, żeby tupnął nóżką.
- Trudno. Poproszę o nagranie z wykroczeniem.

Koniec końców panowie oznajmili mi, że otrzymam wezwanie do złożenia wyjaśnień. Spoko tylko niech przyjdzie na dobre nazwisko i adres.

I rzeczywiście - jakoś na początku lutego dzwoni moja mama, że jest list z policji. Rodzice nie mogą odebrać, listonosz nie chciał zaznaczyć że adresat się wyprowadził, więc zostawił awizo.

Nazwisko zmieniłam w życiu raz, ale adres czterokrotnie. Kombinacji zatem było kilka, policja wybrała wariant "dobre nazwisko, zły adres".

Odczekałam okres dwukrotnego awizowania i dzwonię na ten nieszczęsny komisariat. Była godzina 9.45, 10 lutego.

- Pani ma wezwanie na dzisiaj - poinformowała mnie policjantka z którą rozmawiałam.
- No a skąd ja miałam to wiedzieć, skoro nie odebrałam zawiadomienia bo poszło na zły adres?
- Taki adres dostałam od funkcjonariusza. To nie przyjdzie pani?
- A na którą to wezwanie?
- Na 10.
- No to raczej nie - jestem w pracy na drugim końcu miasta.

Stanęło na tym, że kazała mi napisać wyjaśnienie i przysłać. Tak zrobiłam - wysłałam ZPO. Czekam teraz na wezwanie z sądu, który dostanie moje wyjaśnienie, że nie przyjęłam błędnie wypisanego mandatu chociaż policjant miał mój ważny dowód przed nosem.

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (140)

#87677

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dlaczego brakuje miejsc na szczepienia...?

Jestem pracownikiem uczelni medycznej, moja córka u nas studiuje - zatem obydwie jesteśmy w grupie "zero". Zapisałyśmy się na szczepienie na 21 stycznia - zostało odwołane ponieważ nie dotarły szczepionki. OK, przełożyłam obydwie na 17 lutego i czekamy.

Wtem w ostatni piątek - czyli 29 stycznia - plot twist. Dzwoni koordynator i zaprasza na szczepienie teraz, zaraz, natentychmiast - oczywiście pojechałyśmy. Niby wszystko super, prawda?

Otóż nie do końca - termin wyznaczony na 17 lutego jest jakby nie do odwołania - ani przez ikp, ani przez infolinię, ani przez wsparcie techniczne. Znaczy jest podobno jedna metoda - można pojechać do punktu szczepień (który jest w szpitalu tymczasowym) i odwołać osobiście. Chyba - bo pani na infolinii nie była pewna.

I w ten sposób zapewne zmarnują się 2 dawki szczepionki, z których ktoś mógłby skorzystać.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 88 (90)

#85853

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dla tych, co narzekają na polską służbę zdrowia.

Mam brata - mieszka w Londynie i tam jest objęty ubezpieczeniem zdrowotnym - a tamtejsi lekarze leczą wszystko aspiryną.

Podejrzewał u siebie zaburzenia pracy tarczycy, a szczęśliwym zbiegiem okoliczności ja pracuję w Katedrze Endokrynologii. Podpytałam lekarzy, jakie powinien zrobić badania, żeby potwierdzić lub wykluczyć takie zaburzenia. Z listą badań brat udał się do prywatnego laboratorium podczas swojego pobytu u rodziców na święta. Z badań wyszła choroba Hashimoto i wypadałoby jeszcze do kompletu zrobić usg.

Udał się zatem z tymi wynikami do swojej GP, żeby pokierowała dalej. I brat dostał skierowanie... na badania laboratoryjne, takie same jakich wyniki przedstawił.

Pani doktor, zapytana, po jakie licho zleca je jeszcze raz, odpowiedziała, że tych zrobionych w Polsce nie rozumie...

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (171)

#85751

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w wieżowcu na 4 piętrze. Sąsiedzi są w porządku poza jedną lokatorką. Zajmuje ona lokal na 7 piętrze, nade mną i mieszka tam z babcią i synkiem. Od pewnego czasu jej ulubioną rozrywką jest wylewanie przez okno różnych substancji - pal licho, jeśli jest to woda.

Ale ostatnio na moim parapecie (oraz do 2 piętra włącznie) znalazła się farba olejna w kolorze wściekłej zieleni. Tego już nie zdzierżyłam - zwłaszcza że poprzedniego dnia umyłam okna, a tu cały parapet, ramy i moskitiera zafajdane.

Wysmarowałam zatem pismo do administracji z prośbą o interwencję. I dziś otrzymałam odpowiedź - że nic nie mogą zrobić, bo ta pani jest niezrównoważona psychicznie. Ona ma rozrywkę, a my się męczmy...

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (136)