Profil użytkownika
misguided
Zamieszcza historie od: | 29 grudnia 2012 - 20:38 |
Ostatnio: | 22 kwietnia 2021 - 7:06 |
- Historii na głównej: 79 z 123
- Punktów za historie: 13901
- Komentarzy: 244
- Punktów za komentarze: 1315
Wracałam akurat z pracy do domu. Ciemno, kropi, zmęczona. Zajechałam na parking najbliżej położony mojego bloku, jednak był on zajęty, na środku stał samochód, obok niego pewna kobieta, wyglądająca na minimalnie starszą ode mnie (około 30-35 lat). Stwierdziłam, że nie mam co stać i czekać, postanowiłam zaparkować na parkingu położonym dalej, ale z którego po drodze miałabym dwa sklepy, do których miałam zamiar zajść. Wrzuciłam wsteczny aby wycofać, ale w tym samym czasie podeszła do mnie kobieta i zaczęła machać rękoma.
Otworzyłam okno.
K: Ja tutaj czekam w kolejce! Ja pierwsza zajmuję miejsce, jak tylko ktoś zwolni!
Poczułam się jakbym już dawno zajęła jej miejsce, na które chciała stanąć. Krzyczała na mnie i machała rękoma.
Odpowiedziałam, że już cofam, że chciałam tylko zobaczyć, czy jest jakieś miejsce, że mam zamiar zaparkować gdzieś indziej.
K: I dobrze! Nie będziesz zajmować mojego miejsca! Bo ja chcę tutaj stanąć! Ja tu czekam od godziny, więc jakaś przyjezdna nie będzie mi stawała na moim miejscu! (mieszkam w mieście od ponad 5 lat, jednak zdecydowałam zarejestrować samochód w moim rodzinnym mieście, aby było szybciej).
Popatrzyłam się na nią zdziwiona, odjechałam. Zaparkowałam dalej, zaszłam do sklepów. Gdy wracałam, kobieta dalej stała, a jej krzyki było słychać z dosyć dużej odległości.
Ja rozumiem, że chce stanąć bliżej mieszkania, ale czy agresywna reakcja i wyganianie każdego kto tylko wjedzie na parking jest potrzebne? Parking jest ogólnodostępny, nie ma przypisywanych miejsc.
Otworzyłam okno.
K: Ja tutaj czekam w kolejce! Ja pierwsza zajmuję miejsce, jak tylko ktoś zwolni!
Poczułam się jakbym już dawno zajęła jej miejsce, na które chciała stanąć. Krzyczała na mnie i machała rękoma.
Odpowiedziałam, że już cofam, że chciałam tylko zobaczyć, czy jest jakieś miejsce, że mam zamiar zaparkować gdzieś indziej.
K: I dobrze! Nie będziesz zajmować mojego miejsca! Bo ja chcę tutaj stanąć! Ja tu czekam od godziny, więc jakaś przyjezdna nie będzie mi stawała na moim miejscu! (mieszkam w mieście od ponad 5 lat, jednak zdecydowałam zarejestrować samochód w moim rodzinnym mieście, aby było szybciej).
Popatrzyłam się na nią zdziwiona, odjechałam. Zaparkowałam dalej, zaszłam do sklepów. Gdy wracałam, kobieta dalej stała, a jej krzyki było słychać z dosyć dużej odległości.
Ja rozumiem, że chce stanąć bliżej mieszkania, ale czy agresywna reakcja i wyganianie każdego kto tylko wjedzie na parking jest potrzebne? Parking jest ogólnodostępny, nie ma przypisywanych miejsc.
parking
Ocena:
232
(252)
Dziś będzie o kurierach.
Moi rodzice mieszkają w dziczy. Dosłownie. Las, droga polna, najbliżsi sąsiedzi kilometr od domu, żadnej ważnej drogi dojazdowej między większymi miastami w okolicy nie ma. Spokój, cisza, brak samochodów, idealne miejsce dla mnie, niestety nie dla kurierów.
Rok temu przedłużałam umowę w sieci komórkowej, wybrałam komórkę, której nie było na stanie. Pani obiecała przesłać telefon kurierem. Jako adres dostawy podałam dom rodzinny, bo ze względu na święta, miałam być przez dłuższy czas tam obecna. Gdy nadszedł czas dostawy, zadzwonił do mnie kurier, który stwierdził, że to niby jego rejon, ale jego kolega mieszka po sąsiedzku więc przesyłkę przekazuje jemu. Kilka razy już tak robiliśmy, zawsze wszystko było OK. Tym razem czekałam, jednak paczki nie dostałam. Zadzwoniłam z powrotem do kuriera, z pytaniem czy mógłby podać mi numer kolegi, albo dowiedzieć się chociaż od niego jak stoi z dostawą. Niestety, kurier zareagował agresywnie, stwierdził, że nie może mi podać numeru i nie będzie dzwonił do kolegi, bo to nie jego sprawa, po czym się rozłączył.
Czekałam dalej na przesyłkę, monitorując informacje o paczce w internecie. W pewnym momencie pojawił się status "błędny adres". Zadzwoniłam na infolinię. Miła Pani powiedziała, że zaznaczyła że adres jest poprawny i powinnam tego samego dnia, najpóźniej następnego rano dostać przesyłkę. Takie rozwiązanie mi pasowało, bo miałam spędzić jeszcze 2 dni w domu, a 3 dnia z samego rana wyjechać.
Oczywiście przesyłka nie dotarła do mnie ani tego samego dnia, ani następnego. Ponownie zadzwoniłam na infolinię. Tym razem nie trafiłam na miłą panią, ponieważ gdy wytłumaczyłam sprawę pani od razu stwierdziła, że na pewno to ja źle podałam adres. Skoro dwa razy kurier zaznaczył, że adres jest błędny to znaczy, że jest. Podałam ponownie adres, który zgadzał się z tym na paczce. Pani chciała mnie przekonać, że na pewno coś pomieszałam, zły numer domu, brak numeru mieszkania (skoro to dom jednorodzinny to nie ma numeru mieszkania). W końcu przyznała, że nawet jeżeli już, to najszybciej następnego dnia bym mogła dostać przesyłkę, bo kurierzy już wyjechali z baz. Po czym zaznaczyła, że i tak mało prawdopodobne abym tą paczkę dostała na ten adres.
Zdenerwowałam się, pojechałam do miasta gdzie znajduje się baza na moją okolicę. 2 godziny drogi w dwie strony i byłam z powrotem.
Czemu mi się to teraz przypomniało?
Zamawiałam prezent dla mojej mamy na imieniny. Paczkę miała dostarczyć ta sama firma kurierska. Oczywiście co zobaczyłam w dniu kiedy miała być dostawa? Informację "Błędny adres".
Jedyne logiczne wyjaśnienie? W momencie gdy wpisze się adres domu w GPS i Mapy Google pokazuje się odosobniony dom, daleko od większych miast. Widocznie od razu widzą, że jest to dzicz i nie chcą jechać z jedną paczką kilku dodatkowych kilometrów.
Moi rodzice mieszkają w dziczy. Dosłownie. Las, droga polna, najbliżsi sąsiedzi kilometr od domu, żadnej ważnej drogi dojazdowej między większymi miastami w okolicy nie ma. Spokój, cisza, brak samochodów, idealne miejsce dla mnie, niestety nie dla kurierów.
Rok temu przedłużałam umowę w sieci komórkowej, wybrałam komórkę, której nie było na stanie. Pani obiecała przesłać telefon kurierem. Jako adres dostawy podałam dom rodzinny, bo ze względu na święta, miałam być przez dłuższy czas tam obecna. Gdy nadszedł czas dostawy, zadzwonił do mnie kurier, który stwierdził, że to niby jego rejon, ale jego kolega mieszka po sąsiedzku więc przesyłkę przekazuje jemu. Kilka razy już tak robiliśmy, zawsze wszystko było OK. Tym razem czekałam, jednak paczki nie dostałam. Zadzwoniłam z powrotem do kuriera, z pytaniem czy mógłby podać mi numer kolegi, albo dowiedzieć się chociaż od niego jak stoi z dostawą. Niestety, kurier zareagował agresywnie, stwierdził, że nie może mi podać numeru i nie będzie dzwonił do kolegi, bo to nie jego sprawa, po czym się rozłączył.
Czekałam dalej na przesyłkę, monitorując informacje o paczce w internecie. W pewnym momencie pojawił się status "błędny adres". Zadzwoniłam na infolinię. Miła Pani powiedziała, że zaznaczyła że adres jest poprawny i powinnam tego samego dnia, najpóźniej następnego rano dostać przesyłkę. Takie rozwiązanie mi pasowało, bo miałam spędzić jeszcze 2 dni w domu, a 3 dnia z samego rana wyjechać.
Oczywiście przesyłka nie dotarła do mnie ani tego samego dnia, ani następnego. Ponownie zadzwoniłam na infolinię. Tym razem nie trafiłam na miłą panią, ponieważ gdy wytłumaczyłam sprawę pani od razu stwierdziła, że na pewno to ja źle podałam adres. Skoro dwa razy kurier zaznaczył, że adres jest błędny to znaczy, że jest. Podałam ponownie adres, który zgadzał się z tym na paczce. Pani chciała mnie przekonać, że na pewno coś pomieszałam, zły numer domu, brak numeru mieszkania (skoro to dom jednorodzinny to nie ma numeru mieszkania). W końcu przyznała, że nawet jeżeli już, to najszybciej następnego dnia bym mogła dostać przesyłkę, bo kurierzy już wyjechali z baz. Po czym zaznaczyła, że i tak mało prawdopodobne abym tą paczkę dostała na ten adres.
Zdenerwowałam się, pojechałam do miasta gdzie znajduje się baza na moją okolicę. 2 godziny drogi w dwie strony i byłam z powrotem.
Czemu mi się to teraz przypomniało?
Zamawiałam prezent dla mojej mamy na imieniny. Paczkę miała dostarczyć ta sama firma kurierska. Oczywiście co zobaczyłam w dniu kiedy miała być dostawa? Informację "Błędny adres".
Jedyne logiczne wyjaśnienie? W momencie gdy wpisze się adres domu w GPS i Mapy Google pokazuje się odosobniony dom, daleko od większych miast. Widocznie od razu widzą, że jest to dzicz i nie chcą jechać z jedną paczką kilku dodatkowych kilometrów.
kurierzy
Ocena:
135
(147)
Mam w pracy kolegę. Kolega jest już długoletnim pracownikiem, jak przyszłam do firmy 3 lata temu uczył mnie podstaw jako najbardziej doświadczony. Po tym, jak przez COVID nastały zwolnienia, zostałam na dziale ja i ów kolega. Jako, że jest nas dwójka, pracujemy po połowie dni w miesiącu, więc jak coś nam wypadnie, można się dogadać, ładnie poprosić aby druga osoba przyszła.
Pod koniec roku kolega wziął długi urlop, prawie 1,5 miesiąca. Szef się zgodził, wiedział, że kolega dostaje wtedy klucze do swojego mieszkania i musi je wykończyć. Skończył urlop, przyszedł na jeden dzień, ale wyszedł szybciej, bo rozchorował się. Oczywiście na kolejne dni miał L4. Wrócił z L4, wziął urlop na dziecko, potem kolejne L4, tuż przed świętami. Po świętach zamienił się raz ze mną, bo się rozchorował, wrócił na jeden dzień, ale znowu wyszedł szybciej i znowu wziął L4. Taka zabawa trwała 4 miesiące. Przez 4 miesiące nie przepracował pełnych 2 dni według grafiku. Szef i ja zwracaliśmy mu uwagę, mówił, że się poprawi, ale nie działało.
W końcu jednego dnia, o godzinie 7 rano zadzwonił do szefa, że nie przyjdzie dzisiaj do pracy. Tylko, że nasza praca zaczyna się od godziny 6. Dopiero wtedy szef zagroził mu zwolnieniem. Kolega się uspokoił. Na jak długo, nie wiem.
Zapomniał jednak już jak wyglądała jego praca przez ostatnie miesiące. Ostatnio akurat robił coś dodatkowo w firmie, a ja musiałam wyjść 40 minut wcześniej. Dałam znać szefowi, nie miał nic przeciwko, poszłam pożegnać się z kolegą. Co on na to?
"Tak szybko wychodzisz? Czemu? Przecież nie możemy, będziesz mieć problemy!"
Pod koniec roku kolega wziął długi urlop, prawie 1,5 miesiąca. Szef się zgodził, wiedział, że kolega dostaje wtedy klucze do swojego mieszkania i musi je wykończyć. Skończył urlop, przyszedł na jeden dzień, ale wyszedł szybciej, bo rozchorował się. Oczywiście na kolejne dni miał L4. Wrócił z L4, wziął urlop na dziecko, potem kolejne L4, tuż przed świętami. Po świętach zamienił się raz ze mną, bo się rozchorował, wrócił na jeden dzień, ale znowu wyszedł szybciej i znowu wziął L4. Taka zabawa trwała 4 miesiące. Przez 4 miesiące nie przepracował pełnych 2 dni według grafiku. Szef i ja zwracaliśmy mu uwagę, mówił, że się poprawi, ale nie działało.
W końcu jednego dnia, o godzinie 7 rano zadzwonił do szefa, że nie przyjdzie dzisiaj do pracy. Tylko, że nasza praca zaczyna się od godziny 6. Dopiero wtedy szef zagroził mu zwolnieniem. Kolega się uspokoił. Na jak długo, nie wiem.
Zapomniał jednak już jak wyglądała jego praca przez ostatnie miesiące. Ostatnio akurat robił coś dodatkowo w firmie, a ja musiałam wyjść 40 minut wcześniej. Dałam znać szefowi, nie miał nic przeciwko, poszłam pożegnać się z kolegą. Co on na to?
"Tak szybko wychodzisz? Czemu? Przecież nie możemy, będziesz mieć problemy!"
Ocena:
178
(198)
Jestem za tym, aby starsze osoby miały co rok testy sprawdzające czy mogą prowadzić samochód.
Sytuacja sprzed chwili.
Skrzyżowanie. Stanęłam na jednym z dwóch pasów do skrętu w lewo. Przede mną stał dziadek, a na lewym pasie nie za duża beemka. Zaświeciły się światła, ruszyliśmy. Dziadek jednak na łuku zjechał z prawego pasa na lewy. Nie wiem czy nie widział pasów (mimo, że tam są bardzo dobrze widoczne). Dosłownie o kilka centymetrów zajechał drogę beemce. Gościu w beemce od razu zaczął trąbić na dziadka, ale dziadek jakby nie słyszał jechał sobie swoim tempem (30km/h) dalej. Ja już miałam z prawej wyprzedzić dziadka, ale on zmienił zdanie i bez sygnalizacji wjechał na mój pas, ponownie dosłownie centymetry dzieliły, by we mnie wjechał.
Druga sytuacja z jesieni.
Droga 3 pasmowa. Na skrzyżowaniach prawy pas był do jazdy prosto i w prawo, lewy do jazdy prosto i w lewo. Ja jechałam środkowym, który był tylko do jazdy prosto. Akurat mijałam jedno skrzyżowanie - światło zielone, po prawej i po lewej wszyscy stoją, po prawej czekają, aż ludzie przejdą przez pasy, a po lewej aż przejadą wszyscy z na przeciwka, aby skręcić w lewo. Na lewym pasie jednak stał samochód, który jak tylko ja przejeżdżałam obok niego, postanowił bez sygnalizowania wjechać na pas, którym jechałam. Oczywiście hamulec do podłogi, zatrąbiłam. Chwilę później gdy staliśmy w korku, zobaczyłam, że samochód, który mi wyjechał prowadził dziadek.
Starsze osoby często mają wolniejszą reakcję w porównaniu z młodymi osobami. Dodatkowo mogą także mieć. problemy ze wzrokiem, do których się nie przyznają. Po sytuacji drugiej kupiłam sobie kamerkę samochodową, abym nie miała problemów z wybronieniem się, że to ja jechałam prawidłowo.
Sytuacja sprzed chwili.
Skrzyżowanie. Stanęłam na jednym z dwóch pasów do skrętu w lewo. Przede mną stał dziadek, a na lewym pasie nie za duża beemka. Zaświeciły się światła, ruszyliśmy. Dziadek jednak na łuku zjechał z prawego pasa na lewy. Nie wiem czy nie widział pasów (mimo, że tam są bardzo dobrze widoczne). Dosłownie o kilka centymetrów zajechał drogę beemce. Gościu w beemce od razu zaczął trąbić na dziadka, ale dziadek jakby nie słyszał jechał sobie swoim tempem (30km/h) dalej. Ja już miałam z prawej wyprzedzić dziadka, ale on zmienił zdanie i bez sygnalizacji wjechał na mój pas, ponownie dosłownie centymetry dzieliły, by we mnie wjechał.
Druga sytuacja z jesieni.
Droga 3 pasmowa. Na skrzyżowaniach prawy pas był do jazdy prosto i w prawo, lewy do jazdy prosto i w lewo. Ja jechałam środkowym, który był tylko do jazdy prosto. Akurat mijałam jedno skrzyżowanie - światło zielone, po prawej i po lewej wszyscy stoją, po prawej czekają, aż ludzie przejdą przez pasy, a po lewej aż przejadą wszyscy z na przeciwka, aby skręcić w lewo. Na lewym pasie jednak stał samochód, który jak tylko ja przejeżdżałam obok niego, postanowił bez sygnalizowania wjechać na pas, którym jechałam. Oczywiście hamulec do podłogi, zatrąbiłam. Chwilę później gdy staliśmy w korku, zobaczyłam, że samochód, który mi wyjechał prowadził dziadek.
Starsze osoby często mają wolniejszą reakcję w porównaniu z młodymi osobami. Dodatkowo mogą także mieć. problemy ze wzrokiem, do których się nie przyznają. Po sytuacji drugiej kupiłam sobie kamerkę samochodową, abym nie miała problemów z wybronieniem się, że to ja jechałam prawidłowo.
Ocena:
153
(165)
Wynajęcie mieszkania w dużym mieście to nie lada zadanie. Trudniej jest tylko kupić własne mieszkanie.
Nadszedł ten czas, gdy wkład własny jest, kredyt banki udzielą mi bez problemu, więc po co płacić prawie 2 tysiące za kawalerkę komuś, jak za tyle samo mogę mieć własne, dwupokojowe mieszkanie? Określiłam swoje wymagania i zaczęłam poszukiwania.
Szukałam mieszkań albo do remontu, za niewielką cenę, które będę mogła wykończyć pod siebie, albo takie, gdzie będzie podobała mi się kuchnia i łazienka, albo od dewelopera, które termin zakończenia prac mają jeszcze w tym roku (nawet grudzień 2021 mnie interesuje). Niestety, przeglądając ogłoszenia utwierdzam się w przekonaniu, że ludzie nie potrafią ich pisać, zwłaszcza biura nieruchomości.
Przykład 1:
W ogłoszeniu podana cena mieszkania, brak lokalizacji, brak zdjęć jak obecnie wygląda mieszkanie, brak planu, aby zobaczyć rozkład mieszkania. W zdjęciach wizualizacje. W opisie napisane "to może być Twoje mieszkanie", rok wybudowania bloku, piętro, wielkość mieszkania i to wszystko. Brak informacji czy do remontu (cena nie wskazuje, ale skoro są same wizualizacje to nie wiadomo). Lokalizacja przybliżona do dzielnicy (ale jak każdy wie, każda warszawska dzielnica jednak jest duża). Ogłoszenie dodane przez jedno biuro nieruchomości. Codziennie dodają około 3-4 ogłoszenia tego typu.
Przykład 2:
Deweloper. W krótkich informacjach napisane, że blok powstał w 2021. Więc pasuje. Niestety, przechodząc dalej w ogłoszeniu można zobaczyć, że w 2021 starają się o pozwolenie na budowę, a najszybszy termin oddania to grudzień 2022. Bo rok to niewielka różnica.
Przykład 3:
Cena. Wszędzie napisane X zł. Przy ogłoszeniu, jak się wejdzie w krótkich informacjach cena za metr się zgadza. W opisie także. Niestety jak przeczyta się go dokładniej, to do ceny mieszkania obowiązkowo dolicza się Y zł za parking, Z zł za skrytkę i kupa innych, że cena potrafi urosnąć o 100 tys zł. Rozumiem, że często w nowych blokach trzeba doliczyć cenę garażu, komórki lokatorskiej, ale aż tak ciężko podać to z ceną mieszkania? Jeżeli przewyższa to mój budżet to nawet bym nie zaglądała.
Niestety, mieszkania poszukuję dalej, wydaje mi się, że jednak trochę to potrwa.
Nadszedł ten czas, gdy wkład własny jest, kredyt banki udzielą mi bez problemu, więc po co płacić prawie 2 tysiące za kawalerkę komuś, jak za tyle samo mogę mieć własne, dwupokojowe mieszkanie? Określiłam swoje wymagania i zaczęłam poszukiwania.
Szukałam mieszkań albo do remontu, za niewielką cenę, które będę mogła wykończyć pod siebie, albo takie, gdzie będzie podobała mi się kuchnia i łazienka, albo od dewelopera, które termin zakończenia prac mają jeszcze w tym roku (nawet grudzień 2021 mnie interesuje). Niestety, przeglądając ogłoszenia utwierdzam się w przekonaniu, że ludzie nie potrafią ich pisać, zwłaszcza biura nieruchomości.
Przykład 1:
W ogłoszeniu podana cena mieszkania, brak lokalizacji, brak zdjęć jak obecnie wygląda mieszkanie, brak planu, aby zobaczyć rozkład mieszkania. W zdjęciach wizualizacje. W opisie napisane "to może być Twoje mieszkanie", rok wybudowania bloku, piętro, wielkość mieszkania i to wszystko. Brak informacji czy do remontu (cena nie wskazuje, ale skoro są same wizualizacje to nie wiadomo). Lokalizacja przybliżona do dzielnicy (ale jak każdy wie, każda warszawska dzielnica jednak jest duża). Ogłoszenie dodane przez jedno biuro nieruchomości. Codziennie dodają około 3-4 ogłoszenia tego typu.
Przykład 2:
Deweloper. W krótkich informacjach napisane, że blok powstał w 2021. Więc pasuje. Niestety, przechodząc dalej w ogłoszeniu można zobaczyć, że w 2021 starają się o pozwolenie na budowę, a najszybszy termin oddania to grudzień 2022. Bo rok to niewielka różnica.
Przykład 3:
Cena. Wszędzie napisane X zł. Przy ogłoszeniu, jak się wejdzie w krótkich informacjach cena za metr się zgadza. W opisie także. Niestety jak przeczyta się go dokładniej, to do ceny mieszkania obowiązkowo dolicza się Y zł za parking, Z zł za skrytkę i kupa innych, że cena potrafi urosnąć o 100 tys zł. Rozumiem, że często w nowych blokach trzeba doliczyć cenę garażu, komórki lokatorskiej, ale aż tak ciężko podać to z ceną mieszkania? Jeżeli przewyższa to mój budżet to nawet bym nie zaglądała.
Niestety, mieszkania poszukuję dalej, wydaje mi się, że jednak trochę to potrwa.
Ocena:
148
(162)
Kontynuacja historii https://piekielni.pl/87557
Streszczając: zamówiłam ubrania ze znanej sieciówki. Paczka zamiast paczkomatem miała do mnie dotrzeć kurierem i to na mój stary adres "bo taki mają w systemie". Co z tego, że przy zamówieniu podawałam nowy. Stary adres to drugi koniec miasta (30 km). Kurier nie widzi problemu, sklep stwierdził, że oni mają taką politykę. Jedyne co mogłam zrobić to przekierować paczkę do najbliższego dla mnie punktu. Niestety sortownia z paczką nie obsługuje mojego rejonu, więc zamiast 30 km mam tylko 24 do odebrania paczki.
I kontynuacja.
Dzisiaj paczka miała zostać doręczona do punktu odbioru, który ja wybrałam. Tylko, że nie została.
Chwilę temu dostałam smsa, że była nieudana próba doręczenia na adres (i tu mój stary adres), a po chwili, że paczka wylądowała w Żabce obok starego mieszkania (między wybranym przeze mnie punktem odbioru, a Żabką jest około 10 km różnicy).
Zadzwoniłam na infolinię, powiedzieli, że informacja ta nie przeszła przez system więc dostawa była na wskazany adres. A obecnie nic nie mogą z tym zrobić, więc mam jechać po paczkę tam gdzie ją zostawili.
Fajnie tak, możesz sobie zmienić miejsce dostawy, ale tylko na papierku, bo ich system tego nie uwzględnia.
Streszczając: zamówiłam ubrania ze znanej sieciówki. Paczka zamiast paczkomatem miała do mnie dotrzeć kurierem i to na mój stary adres "bo taki mają w systemie". Co z tego, że przy zamówieniu podawałam nowy. Stary adres to drugi koniec miasta (30 km). Kurier nie widzi problemu, sklep stwierdził, że oni mają taką politykę. Jedyne co mogłam zrobić to przekierować paczkę do najbliższego dla mnie punktu. Niestety sortownia z paczką nie obsługuje mojego rejonu, więc zamiast 30 km mam tylko 24 do odebrania paczki.
I kontynuacja.
Dzisiaj paczka miała zostać doręczona do punktu odbioru, który ja wybrałam. Tylko, że nie została.
Chwilę temu dostałam smsa, że była nieudana próba doręczenia na adres (i tu mój stary adres), a po chwili, że paczka wylądowała w Żabce obok starego mieszkania (między wybranym przeze mnie punktem odbioru, a Żabką jest około 10 km różnicy).
Zadzwoniłam na infolinię, powiedzieli, że informacja ta nie przeszła przez system więc dostawa była na wskazany adres. A obecnie nic nie mogą z tym zrobić, więc mam jechać po paczkę tam gdzie ją zostawili.
Fajnie tak, możesz sobie zmienić miejsce dostawy, ale tylko na papierku, bo ich system tego nie uwzględnia.
Ocena:
116
(128)
Skuszona poświątecznymi promocjami w sklepach z ubraniami, zdecydowałam się na małe zakupy. Wybrałam kilka rzeczy z H&Mu. Jako sposób dostawy wybrałam paczkomat (mam obok mieszkania, plus jest czynny 24h, więc nie muszę się martwić, że kurier mnie nie zastanie). Podałam także nowy adres zamieszkania. Zupełnie różniący się od poprzedniego (to samo miasto, ale jego dwa różne końce).
Dostałam dzisiaj SMSa od DHL, że moja paczka będzie jutro dostarczona. Zdziwiłam się, ale stwierdziłam, że może paczka była za duża do paczkomatu (co i tak byłoby dziwne, płaszcz nie jest większy od największej skrytki). Postanowiłam ją od razu przekierować do punktu odbioru paczek. Ale nie zgadzał mi się adres najbliższych punktów. Sprawdziłam adres dostawy - tak, sklep wysłał paczkę do mojego byłego mieszkania, do którego dostępu nie mam.
Jakie mam opcje?
1. Poprosić Pana, który wynajął po mnie mieszkanie, aby odebrał za mnie paczkę, ja bym musiała przejechać się 30 km po jej odbiór.
2. Przekierować paczkę na adres oddalony 10 km od sortowni, w której jest paczka. Najbliższy punkt odbioru paczki? Tylko 24 km.
3. Zwrócić ją jeszcze dzisiaj, aby nie wyszła z sortowni, wróciła do hurtowni, poczekać 2 tygodnie na zwrot pieniędzy i zamówić ją ponownie.
Pani na infolinii nic nie może poradzić, mimo, że na zamówieniu jest zupełnie inny sposób i adres dostawy.
Dostałam dzisiaj SMSa od DHL, że moja paczka będzie jutro dostarczona. Zdziwiłam się, ale stwierdziłam, że może paczka była za duża do paczkomatu (co i tak byłoby dziwne, płaszcz nie jest większy od największej skrytki). Postanowiłam ją od razu przekierować do punktu odbioru paczek. Ale nie zgadzał mi się adres najbliższych punktów. Sprawdziłam adres dostawy - tak, sklep wysłał paczkę do mojego byłego mieszkania, do którego dostępu nie mam.
Jakie mam opcje?
1. Poprosić Pana, który wynajął po mnie mieszkanie, aby odebrał za mnie paczkę, ja bym musiała przejechać się 30 km po jej odbiór.
2. Przekierować paczkę na adres oddalony 10 km od sortowni, w której jest paczka. Najbliższy punkt odbioru paczki? Tylko 24 km.
3. Zwrócić ją jeszcze dzisiaj, aby nie wyszła z sortowni, wróciła do hurtowni, poczekać 2 tygodnie na zwrot pieniędzy i zamówić ją ponownie.
Pani na infolinii nic nie może poradzić, mimo, że na zamówieniu jest zupełnie inny sposób i adres dostawy.
Ocena:
106
(116)
Na portalach randkowych każdy do każdego może napisać. Ma do tego pełne prawo. Ja jednak jestem osobą, która jak stwierdzi, że ani zdjęcie ani profil danego faceta mi się nie podoba, nie zainteresuje mnie, to nie odpisuje. Tak po prostu, aby nie marnować niczyjego czasu, ani nie tłumaczyć niepotrzebnie czemu nie chcę z daną osobą kręcić. Jednak nie każdy rozumie, że jednak kobieta też może sama zdecydować z kim chce kontakty rozwinąć, a niektórzy zachowują się tak, że chyba powinnam całować ich po stopach i dziękować za to, że w ogóle do mnie napisali.
Sytuacja pierwsza. Napisał do mnie Pan, w sumie to Pan jest starszy ode mnie prawie o 20 lat, 45 lat, więc trochę za stary jak na moją grupę docelową. Mógłby być moim ojcem, jakby dziecko urodziło mu się po liceum. Zdjęcie nie przypadło mi do gustu, na swoim profilu nie miał nic, ani, czy jest wolny, ani czego szuka na portalu, ani żadnego opisu. Był tylko wiek i zdjęcie. Zdecydowałam nie odpisywać. Nic mnie do niego nie przyciągnęło, a wiek mnie trochę przerażał. Zaczął mnie co chwila bombardować wiadomościami, a to, że czemu nie odpisuje, że możemy się przecież poznać, że on mnie już do siebie przekona. Wiadomości nawet nie odczytywałam, wyświetlały mi się w powiadomieniach. W pewnym momencie doszedł do pisania o tym, że chce ze mną wziąć ślub, że nie pożałuję, że spełni wszystkie moje marzenia (głównie łóżkowe). Na samym końcu, po tym jak z godzinę ignorowałam jego wiadomości napisał "Co, za wysokie progi je***a księżniczko?".
Sytuacja druga. Napisał do mnie chłopak w moim wieku. Sprawdziłam jego profil, jednak od razu zobaczyłam, że trochę mijamy się z poglądami. Od razu zaznaczył na profilu w opisie, że jest za pewną partią polityczną Pana Janusza, ja jestem bardziej po drugiej stronie obozów. Napisał, że szuka kandydatki na żonę, bo już jest gotowy, chce wziąć szybko ślub, mieć gromadkę dzieci, aby spełniać swoje obowiązki jako patriota i katolik. Ja gotowa na dzieci jeszcze nie jestem (może za 5-10 lat, ale to odległa przyszłość). Stwierdziłam, że skoro mijamy się i w światopoglądzie i oczekiwaniach na temat związku, nie będę mu odpisywać. Po prostu szukam osoby, która jednak będzie miała podobne poglądy do moich. On oczywiście starał się dalej nawiązać kontakt, zaczął się pytać, czemu nie odpisuję, że on przecież do mnie pisze, że nie powinnam go olewać, na koniec napisał "A spadaj dz*wko".
Są to najbardziej hardcorowe sytuacje, jednak nie są jedyne, gdzie ktoś mnie obrażał, bo po prostu nie chciałam odpisać. Czyli mam się cieszyć i dawać każdemu szanse, bo samiec alfa do mnie napisał?
Jeszcze jedna historia, o nachalnym "adoratorze". Moja przyjaciółka ma kuzyna, trochę starszego ode mnie, widziałam go raz w życiu. On jednak jakiś czas temu zaczął obserwować mnie na Instagramie. Zaczął odpowiadać na każdą moją relację, w sposób nie smaczny. Przykład? Dodałam zdjęcie jak w chłodniejszy dzień leżę w długich spodniach na hamaku, on skomentował "Opalać się w długich spodniach? Zdejmij je i pokaż światu swoje cudowne nóżki", gdy dodałam zdjęcie, że piję piwo ze znajomymi, odpisał "Bardzo dobry wybór, wpadnę do Ciebie, ale nie obiecuję, że będę grzeczny, szykuj już łóżko dla nas". W końcu czułam się tak zgorszona tego typu komentarzami, że go zablokowałam.
Czy naprawdę jakakolwiek kobieta uważa takie teksty za komplement i jest chętna poznać taką osobę? Jeszcze rozumiem, jak ktoś pisze tak swojej dziewczynie, ale nieznajomej, którą widział raz w życiu?
Sytuacja pierwsza. Napisał do mnie Pan, w sumie to Pan jest starszy ode mnie prawie o 20 lat, 45 lat, więc trochę za stary jak na moją grupę docelową. Mógłby być moim ojcem, jakby dziecko urodziło mu się po liceum. Zdjęcie nie przypadło mi do gustu, na swoim profilu nie miał nic, ani, czy jest wolny, ani czego szuka na portalu, ani żadnego opisu. Był tylko wiek i zdjęcie. Zdecydowałam nie odpisywać. Nic mnie do niego nie przyciągnęło, a wiek mnie trochę przerażał. Zaczął mnie co chwila bombardować wiadomościami, a to, że czemu nie odpisuje, że możemy się przecież poznać, że on mnie już do siebie przekona. Wiadomości nawet nie odczytywałam, wyświetlały mi się w powiadomieniach. W pewnym momencie doszedł do pisania o tym, że chce ze mną wziąć ślub, że nie pożałuję, że spełni wszystkie moje marzenia (głównie łóżkowe). Na samym końcu, po tym jak z godzinę ignorowałam jego wiadomości napisał "Co, za wysokie progi je***a księżniczko?".
Sytuacja druga. Napisał do mnie chłopak w moim wieku. Sprawdziłam jego profil, jednak od razu zobaczyłam, że trochę mijamy się z poglądami. Od razu zaznaczył na profilu w opisie, że jest za pewną partią polityczną Pana Janusza, ja jestem bardziej po drugiej stronie obozów. Napisał, że szuka kandydatki na żonę, bo już jest gotowy, chce wziąć szybko ślub, mieć gromadkę dzieci, aby spełniać swoje obowiązki jako patriota i katolik. Ja gotowa na dzieci jeszcze nie jestem (może za 5-10 lat, ale to odległa przyszłość). Stwierdziłam, że skoro mijamy się i w światopoglądzie i oczekiwaniach na temat związku, nie będę mu odpisywać. Po prostu szukam osoby, która jednak będzie miała podobne poglądy do moich. On oczywiście starał się dalej nawiązać kontakt, zaczął się pytać, czemu nie odpisuję, że on przecież do mnie pisze, że nie powinnam go olewać, na koniec napisał "A spadaj dz*wko".
Są to najbardziej hardcorowe sytuacje, jednak nie są jedyne, gdzie ktoś mnie obrażał, bo po prostu nie chciałam odpisać. Czyli mam się cieszyć i dawać każdemu szanse, bo samiec alfa do mnie napisał?
Jeszcze jedna historia, o nachalnym "adoratorze". Moja przyjaciółka ma kuzyna, trochę starszego ode mnie, widziałam go raz w życiu. On jednak jakiś czas temu zaczął obserwować mnie na Instagramie. Zaczął odpowiadać na każdą moją relację, w sposób nie smaczny. Przykład? Dodałam zdjęcie jak w chłodniejszy dzień leżę w długich spodniach na hamaku, on skomentował "Opalać się w długich spodniach? Zdejmij je i pokaż światu swoje cudowne nóżki", gdy dodałam zdjęcie, że piję piwo ze znajomymi, odpisał "Bardzo dobry wybór, wpadnę do Ciebie, ale nie obiecuję, że będę grzeczny, szykuj już łóżko dla nas". W końcu czułam się tak zgorszona tego typu komentarzami, że go zablokowałam.
Czy naprawdę jakakolwiek kobieta uważa takie teksty za komplement i jest chętna poznać taką osobę? Jeszcze rozumiem, jak ktoś pisze tak swojej dziewczynie, ale nieznajomej, którą widział raz w życiu?
Ocena:
182
(206)
Ostatnio przeprowadziłam się do nowego mieszkania, jednak na moje nieszczęście jedna z firm kurierskich ma bardzo nieprzyjemnego kuriera w moim rejonie. Pracuję zwykle od godziny 6 do 18, więc wolę zamawiać paczki do paczkomatu albo z odbiorem w żabce niż kurierów. Niestety czasami zdarza się, że sklep nie ma opcji dostawy innej niż kurier, albo muszę wysłać paczkę kurierem mojej siostrze, która mieszka za granicą.
Siostra poprosiła mnie o wysłanie jej ubrań. Zamówiła do mnie kuriera, który według maila miał się u mnie pojawić do godziny 12. Czekałam na niego, jednak chwilę po 12 głód i pusta lodówka wygrały, więc zdecydowałam się przejść do sklepu, dosłownie obok bloku. Gdy z niego wychodziłam zadzwonił do mnie kurier. Na wstępie zaczął marudzić, że on jest pod blokiem, mnie nie ma, on daje znać, że był, a paczkę sama sobie mogę zanieść do punktu. Od razu mu zwróciłam uwagę, że miał być do 12 i powiedziałam, że za minutę będę w mieszkaniu. Już chciał się wycofywać, mówić, że nie ma czasu, ale przerwałam mu chwilę później spotykając go przy drzwiach wejściowych do bloku. Przez cały odbiór paczki marudził, że przeze mnie ma opóźnienia, że ludzie zamawiają paczki i wychodzą z domu wiedząc, że ma się zjawić kurier. Jak zapytałam się go, czy człowiek ma siedzieć i czekać cały dzień głodny z pustą lodówką - nic nie odpowiedział.
O kurierze zapomniałam. Jednak niestety ostatnio zamówiłam sobie buty zimowe. Jedyną opcją dostawy był kurier i to z tej samej firmy co wcześniej odebranie przesyłki. Wczoraj po godzinie 22 dostałam informację o tym, że przesyłka ze sklepu została utworzona i następnego dnia roboczego dostanę paczkę. Akurat tego dnia byłam dosłownie padnięta, położyłam się spać po 22, wiedząc, że i tak muszę następnego dnia wstać o 5. Dopiero w pracy, o 6 zauważyłam maila od firmy kurierskiej. Stwierdziłam, że zmienię adres doręczenia paczki, aby kurier przywiózł mi ją do pracy. Jednak nie mogłam tego zrobić. Paczka była w odpowiednim punkcie, więc nie można było jej przetransportować do innego. Postanowiłam więc poprosić kuriera o zostawienie przesyłki w punkcie odbioru (mam obok mieszkania jeden, w poprzednim miejscu zamieszkania kurierzy nie robili problemów, aby tam zostawić).
Jakiś czas temu zadzwonił do mnie kurier, że nie ma mnie w domu, a on z paczką. Przeprosiłam go, powiedziałam, że obecnie jestem w pracy do godziny 18 i poprosiłam, aby zostawił ją w punkcie odbioru. Kurier oczywiście się nie ucieszył, zaczął marudzić, że ludzie zamawiają paczki, a potem w domu nie siedzą, ze trzeba było zmienić adres, a tak on teraz nie wie co zrobić. Wytłumaczyłam mu całą sytuacje, powiedziałam, że w poniedziałek też nie będę mogła odebrać, a nie chcę aby paczka z powrotem trafiła do sklepu. Ponownie poprosiłam o zostawienie jej w takim i takim punkcie. On znowu pomarudził, stwierdził znowu, że nie wie i się rozłączył. Próbowałam się do niego dodzwonić. Odrzucał moje połączenie. Gdy już chciałam dzwonić na infolinię, dostałam maila z informacją, że paczka została dostarczona do punku odbioru i będzie tam na mnie czekać. Buty nie kosztowały kilku złotych więc chciałam wiedzieć co się stanie z moją paczką, gdzie ona się znajdzie, czy nie zostawi jej kurier pod drzwiami na wycieraczce.
W ramach wyjaśnienia - nie mogłam od razu paczki zamówić do pracy, bo pracowałam tylko w czwartek i piątek. Buty zamówiłam w niedzielę, magazyn sklepu był w tym samym mieście, więc liczyłam, że do środy dojdą. Teraz jeżeli nie będę miała możliwości zamówienia do paczkomatu, paczki będę wysyłać na adres mojej pracy. Będę przynajmniej mieć pewność, gdzie one będą na mnie czekać.
Siostra poprosiła mnie o wysłanie jej ubrań. Zamówiła do mnie kuriera, który według maila miał się u mnie pojawić do godziny 12. Czekałam na niego, jednak chwilę po 12 głód i pusta lodówka wygrały, więc zdecydowałam się przejść do sklepu, dosłownie obok bloku. Gdy z niego wychodziłam zadzwonił do mnie kurier. Na wstępie zaczął marudzić, że on jest pod blokiem, mnie nie ma, on daje znać, że był, a paczkę sama sobie mogę zanieść do punktu. Od razu mu zwróciłam uwagę, że miał być do 12 i powiedziałam, że za minutę będę w mieszkaniu. Już chciał się wycofywać, mówić, że nie ma czasu, ale przerwałam mu chwilę później spotykając go przy drzwiach wejściowych do bloku. Przez cały odbiór paczki marudził, że przeze mnie ma opóźnienia, że ludzie zamawiają paczki i wychodzą z domu wiedząc, że ma się zjawić kurier. Jak zapytałam się go, czy człowiek ma siedzieć i czekać cały dzień głodny z pustą lodówką - nic nie odpowiedział.
O kurierze zapomniałam. Jednak niestety ostatnio zamówiłam sobie buty zimowe. Jedyną opcją dostawy był kurier i to z tej samej firmy co wcześniej odebranie przesyłki. Wczoraj po godzinie 22 dostałam informację o tym, że przesyłka ze sklepu została utworzona i następnego dnia roboczego dostanę paczkę. Akurat tego dnia byłam dosłownie padnięta, położyłam się spać po 22, wiedząc, że i tak muszę następnego dnia wstać o 5. Dopiero w pracy, o 6 zauważyłam maila od firmy kurierskiej. Stwierdziłam, że zmienię adres doręczenia paczki, aby kurier przywiózł mi ją do pracy. Jednak nie mogłam tego zrobić. Paczka była w odpowiednim punkcie, więc nie można było jej przetransportować do innego. Postanowiłam więc poprosić kuriera o zostawienie przesyłki w punkcie odbioru (mam obok mieszkania jeden, w poprzednim miejscu zamieszkania kurierzy nie robili problemów, aby tam zostawić).
Jakiś czas temu zadzwonił do mnie kurier, że nie ma mnie w domu, a on z paczką. Przeprosiłam go, powiedziałam, że obecnie jestem w pracy do godziny 18 i poprosiłam, aby zostawił ją w punkcie odbioru. Kurier oczywiście się nie ucieszył, zaczął marudzić, że ludzie zamawiają paczki, a potem w domu nie siedzą, ze trzeba było zmienić adres, a tak on teraz nie wie co zrobić. Wytłumaczyłam mu całą sytuacje, powiedziałam, że w poniedziałek też nie będę mogła odebrać, a nie chcę aby paczka z powrotem trafiła do sklepu. Ponownie poprosiłam o zostawienie jej w takim i takim punkcie. On znowu pomarudził, stwierdził znowu, że nie wie i się rozłączył. Próbowałam się do niego dodzwonić. Odrzucał moje połączenie. Gdy już chciałam dzwonić na infolinię, dostałam maila z informacją, że paczka została dostarczona do punku odbioru i będzie tam na mnie czekać. Buty nie kosztowały kilku złotych więc chciałam wiedzieć co się stanie z moją paczką, gdzie ona się znajdzie, czy nie zostawi jej kurier pod drzwiami na wycieraczce.
W ramach wyjaśnienia - nie mogłam od razu paczki zamówić do pracy, bo pracowałam tylko w czwartek i piątek. Buty zamówiłam w niedzielę, magazyn sklepu był w tym samym mieście, więc liczyłam, że do środy dojdą. Teraz jeżeli nie będę miała możliwości zamówienia do paczkomatu, paczki będę wysyłać na adres mojej pracy. Będę przynajmniej mieć pewność, gdzie one będą na mnie czekać.
Ocena:
107
(115)
Nawiązując do mojej historii http://piekielni.pl/87396
W skrócie- zachorowałam na COVID, test był zrobiony prywatnie, mimo telefonów, wysyłania formularzy i maili do sanepidu w Warszawie nie została na mnie nałożona kwarantanna, musiałam o to prosić lekarza rodzinnego (o czym dowiedziałam się po trzecim telefonie na infolinię sanepidu).
Ale...
Od mojego pozytywnego testu minęły prawie 3 tygodnie. Od wypełniania formularza w sprawie kontaktu, przez stronę Ministerstwa Zdrowia minęły 2 tygodnie. Kwarantannę skończyłam tydzień temu, zrobiłam test (negatywny), wróciłam do pracy. Zapomniałam o tym jak to jest być chorym na COVID. Ale właśnie.
Dzisiaj, przed chwilą zadzwonił do mnie Pan, że zgłaszałam się do kontaktu z sanepidem. Gdzie na stronie jest informacja o kontakcie 24h po zgłoszeniu.
Cieszę się, że chociaż kwarantanny na mnie nie nałożył.
W skrócie- zachorowałam na COVID, test był zrobiony prywatnie, mimo telefonów, wysyłania formularzy i maili do sanepidu w Warszawie nie została na mnie nałożona kwarantanna, musiałam o to prosić lekarza rodzinnego (o czym dowiedziałam się po trzecim telefonie na infolinię sanepidu).
Ale...
Od mojego pozytywnego testu minęły prawie 3 tygodnie. Od wypełniania formularza w sprawie kontaktu, przez stronę Ministerstwa Zdrowia minęły 2 tygodnie. Kwarantannę skończyłam tydzień temu, zrobiłam test (negatywny), wróciłam do pracy. Zapomniałam o tym jak to jest być chorym na COVID. Ale właśnie.
Dzisiaj, przed chwilą zadzwonił do mnie Pan, że zgłaszałam się do kontaktu z sanepidem. Gdzie na stronie jest informacja o kontakcie 24h po zgłoszeniu.
Cieszę się, że chociaż kwarantanny na mnie nie nałożył.
Ocena:
148
(162)