Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

misguided

Zamieszcza historie od: 29 grudnia 2012 - 20:38
Ostatnio: 22 kwietnia 2021 - 7:06
  • Historii na głównej: 79 z 123
  • Punktów za historie: 13852
  • Komentarzy: 244
  • Punktów za komentarze: 1314
 

#86626

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w mediach, a dokładniej w czymś w stylu telewizji internetowej. Moja praca powiązana jest z programami na żywo, współpracuję ze studiem nagraniowym, z plikami, które to studio wypuszcza, czy takimi, które w programach mają się pojawić.

W związku z koronawirusem w marcu wprowadzono w mojej firmie pracę zdalną. Większość firmy opustoszała, oczywiście nie mój dział. Zostaliśmy jednak z ograniczonymi siłami, przez wprowadzenie pracy na zmiany. W skrócie, gdy codziennie pracujemy w zespole np. 10 osobowym, tak ilość nasza została zmniejszona do 5. Szef jednak zapewnił, że zarząd o tym wie, dlatego zostali przy tylko najważniejszych i najbardziej popularnych programach, abyśmy mogli wyrobić się w tej pracy.

Ostatnio dostaliśmy maila od zarządu na temat pracy w tych trudnych czasach. Wychwalali osoby pracujące w biurze, a także i osoby pracujące zdalnie, bo po kilku miesiącach wyszło, że poziom pracy się nie obniżył. Dodatkowo zaznaczyli, aby nie pracować dłużej niż przepisowe 8 godzin dziennie, że trzeba mieć też czas dla siebie. Rozwinęli się na kilka linijek jak to praca nie jest najważniejsza, że zawsze coś może poczekać do dnia następnego. Cudowny zarząd prawda?

Może i dla ludzi pracujących zdalnie.

Od początkowych założeń po zmianach w pracy nie ma już śladu. Pojawiło się dużo, nowych programów, które musimy ogarnąć, często zostając po godzinach (które są do wiecznego nieoddania).

Co w tym piekielnego? Aby program mógł powstać, zarząd musi potwierdzić i wyrazić zgodę. Więc teraz zarząd dokłada nam pracy, przez co zamiast 8 godzin dziennie, pracujemy 10, a nawet 12, a przy okazji pisze jak to ważne jest, aby pracować według zasad i się nie przepracowywać.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (151)

#86617

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od bardzo długiego czasu mam komórkę w różowej sieci. Rok temu, ze względu na całkiem przyjemną ofertę (większy internet w tej samej cenie, plus nowy flagowiec jednego z producentów, który wyszedł miesiąc wcześniej), przedłużyłam umowę z siecią pół roku przed jej zakończeniem.

Miesiąc później dzwoni do mnie nieznany numer. Zmieniałam wtedy pracę, rozsyłałam CV, więc telefon odebrałam. Niestety zamiast rekrutera w słuchawce usłyszałam Panią, która przedstawiła się jako konsultantka różowej sieci.

P: Jako że niedługo kończy się Pani umowa, mam dla Pani do zaproponowania wspaniałą ofertę, idealnie przystosowaną do Pani wymagań.

Ja: Dziękuję bardzo, ale miesiąc temu przedłużyłam umowę w punkcie sprzedaży państwa sieci. Dostałam to co chciałam więc wątpię, aby mogła Pani zaproponować coś lepszego.

P: Ale to można podpisać jeszcze raz, z małymi zmianami w umowie! Tak jak mówiłam, oferta jest spersonalizowana tylko dla Pani! Do zaproponowania mam 10 GB internetu.

J: Gdyby oferta była spersonalizowana, to wiedziałaby Pani, że mam na chwilę obecną 20 GB internetu, powiększone miesiąc temu z 15.

P: To w takim razie mam dla Pani tablet za złotówkę.

J: Nie dziękuję, nie potrzebuję tabletu, korzystam z komórki, a tablet by się mi kurzył.

P: Ale to jest tablet! Wszyscy chcą mieć tablety.

J: Jak widać jestem wyjątkiem.

P: W takim razie mam dla Pani taką ofertę, że Pani nie odmówi. Komórka, Huawei P20, prawie najnowszy model, z dopłatą 100 zł i powiększeniem abonamentu o 20 zł.

J: Gdyby oferta była przygotowana pode mnie, to wiedziałaby Pani, że miesiąc temu w tej samej kwocie abonamentu, co do tej pory miałam, z dopłatą 100 zł dostałam komórkę Huawei P30 Pro, czyli to ten najnowszy model, który wyszedł dwa miesiące temu. Dziękuję, mam jednak lepszą komórkę za niższą cenę.

P: To ja w takim razie nie mam nic więcej dla Pani do zaoferowania.

No cóż, a nie mówiłam?

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (145)

#86611

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj będzie o zdradzie, zaufaniu i pilnowaniu w związku.

Ja związek zawsze traktowałam poważnie. Jeżeli chce być z druga osobą to znaczy, że chcą z nią być, a nie doprawiać mu rogów. Nigdy nie zachowywałam się w związku w sposób zastanawiający, czy na pewno jestem wierna. Ani na początku, ani na późniejszych etapach nie miałam sytuacji, w której ktoś by mógł mnie posądzić o jakąkolwiek próbę zdrady. Nie miałam nic do ukrycia, więc nawet nie czułam potrzeby wylogowywania się z mediów społecznościowych. Wiedziałam, że nic złego nie robię, to po co mam cokolwiek ukrywać? Niestety, myliłam się.

Jak wyglądało zaufanie w naszym związku?


1. Ja nie mogłam mieć kolegów, nawet takich, z którymi utrzymuję kontakt przez internet. Bo jeżeli dziewczyna gra w gry, interesuje się komputerami, ma kolegów płci męskiej, to znaczy, że nie jest godna zaufania. Nie powinnam miło z nimi spędzać czasu, być zadowolona po udanym meczu albo rozgrywce. Po co mi koledzy, kiedy mam kochającego chłopaka, który sam chce też ze mną pograć? Oczywiście tutaj zaznaczę, że nie spędzałam z kolegami więcej czasu niż z chłopakiem. Od czasu do czasu z nimi pisałam, raz na 2-3 tygodnie pograłam.

Z drugiej strony on oczywiście mógł mieć koleżanki. W sumie on tylko kumplował się z samymi dziewczynami. Jak ja zaczynałam mu to wypominać, on był zły. Bo z chłopakami się nie dogaduje więc robię wszystko, aby on był samotny, bez jakichkolwiek znajomych.


2. Gdy wyjechałam z uczelnią na wystawy do innego miasta, kontrolował mnie, kazał dawać ciągle znać. Gdy tylko nie odpisywałam, dzwonił i robił awantury. Nie rozumiał, że czasami nie wypada na wernisażu siedzieć z komórką w nosie. Gdy tylko dowiedział się, że na dziesięć osób jest w grupie dwóch chłopaków (w tym jeden ze swoją dziewczyną), kazał mi robić zdjęcia co jakiś czas gdzie jestem i co robię. Czemu ze mną tam nie pojechał? Nie chciał marnować czasu i pieniędzy.

Eks w pewnym momencie dostał zaproszenie od swojego znajomego do Berlina. Od razu mi powiedział, że w sumie mógłby mnie zabrać, ale koledze nie mówił, że ma dziewczynę. Czemu? Bo kolega jest gejem i ma wtyki w modelingu, więc zaprzepaściłby swoje szanse na karierę modela.

Gdy wyjechał nie dawał znaku życia przez 12 godzin. Jak ja już zaczęłam panikować, że coś mu się stało, bez wzruszenia napisał, że chciał pokazać jak się czuł jak ja wyjechałam z uczelni. Oczywiście przez resztę pobytu prawie nie dawał znaku życia, jak potem się przyznał, że miał fajniejsze rzeczy do robienia (alkohol, narkotyki i imprezy) a poza tym musiał ode mnie odpocząć.


3. W wakacje zdecydowaliśmy się popracować przez dwa miesiące, aby we wrześniu razem pojechać na wakacje. Ja znalazłam pracę w sklepie odzieżowym (zwykła sieciówka). Bywało, że musiałam zostawać do jedenastej- dwunastej w nocy (aby posprzątać sklep). Eks oczywiście uważał, że to podejrzane, bo jak to możliwe, że niby sklep zamykają o 22, a ja siedzę dłużej. Zaczął już robić mi awantury, że "na pewno daję d*py jakiemuś kierownikowi". Potem zaczął mnie odbierać z wieczornych zmian, spod samych drzwi wyjściowych galerii.

On za to wakacyjnej pracy nie mógł znaleźć. Marudził, że jest biedny, wszyscy mają go za nieudacznika, bo nie może znaleźć pracy. Nie chciał oczywiście pracować w jakiś sklepach. Musiał obowiązkowo w zawodzie! Co z tego, że skończył dopiero pierwszy rok studiów, a na darmowe praktyki się nie godził. W pewnym momencie zaczął narzekać, że tylko pracuję, nie mam czasu dla biednego chłopaka i przeze mnie musiał poszukać koleżanek, z którymi może spędzać czas, aby nie siedzieć w samotności całe wakacje.


4. Czytał moje wiadomości. Ja nic do ukrycia nie miałam, niech se czyta. Jednak ja jego nie mogłam.

Pewnego dnia odkryłam, przez przypadek zerkając na jego maila (był zalogowany u mnie na komputerze i pokazał się jego mail a nie mój), że ma konto na portalu randkowym. Pierwszy raz weszłam bez jego wiedzy na jakiekolwiek jego konto. Zalogowałam się na portal. Według opisu był singlem, szukającym związku na całe życie, a w wiadomościach z dziewczynami pisał o mnie jako o koleżance. Tego było za dużo. Zwróciłam mu uwagę, liczyłam, że jakoś się wytłumaczy. Jednak zrobił mi awanturę o to, że sprawdziłam jego maila i konto. Stwierdził, że to moja wina, że powinnam mu zaufać, ale jak nie potrafię, to nie wie czy ten związek ma sens.


W sumie to tylko żałuję straconego czasu, mogłam idiotę zostawić szybciej.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (136)

#86567

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając historię #82614, przypomniała mi się sytuacja sprzed pół roku, tylko nie o kocie, ale o psie.

Moja przyjaciółka postanowiła, że chce mieć psa. Nie za dużego, bo mieszka w bloku, najlepiej szczeniaka. Znalazła koleżankę, której suczka urodziła kilka małych piękności (zwykłe kundelki, ale prześliczne). Umówiła się z nią, że tego i tego dnia odbierze pieska.

Był tylko jeden problem. Przyjaciółka pracuje po 8 godzin dziennie w sklepie, nie może zabierać ze sobą psa. Rozwiązaniem byłaby pomoc mamy, z którą mieszka i która jest na emeryturze, jednak mama przyjaciółki nie chciała się zgodzić. Prosiła mnie o radę jak ja namówić, bo ona już nie ma odwrotu i psa wziąć musi.

Powiedziałam jej zgodnie z prawdą, że może ją przekona, ale jak jest nieugięta, to lepiej odwołać psa, skoro to jej mama ma się nim zajmować przez większość dnia. Od razu dodałam, że pies może nie jest wymagający jak dziecko, ale trzeba się nim zajmować prawie 24h na dobę, zwłaszcza przez pierwsze dni. Pewnie zrobi jakieś szkody, będzie sikać, będzie trzeba sprzątać co chwila po nim mieszkanie.

Przyjaciółka się nie posłuchała, odebrała psa. Jej mama oczywiście nie była zadowolona, ale jakoś to przełknęła, bo co ma innego zrobić. Koleżanka zadowolona, zdjęcia wysyła, wszędzie dodaje, chwali się psem.

Niestety następnego dnia napisała mi, że musi oddać psa. Zapytałam się czemu. Odpowiedziała, że sika wszędzie, tylko nie na podwórku, załatwił jej kupą dywan, wszystko gryzie, nawet ją, biega, skacze, rozwala wszystko a w nocy nie daje jej spać. Dodała, że myślała, że będzie grzeczny.

Całe szczęście udało mi się ją przekonać aby pies został. Powiedziałam jej, ze to szczeniak, że to minie, dałam kilka porad (np obserwować kiedy po jedzeniu pies się załatwia, aby iść wtedy na spacer, zobaczyć jego reakcje, poznać go, wybawić się z nim przed snem itd). Niestety na ten moment pies wyprowadzany jest przez mamę przyjaciółki, która głównie się nim zajmuje. Przyjaciółka dodaje jedynie słodkie zdjęcia jakiego ma cudownego psa.

Co jest w tym najgorsze? Przyjaciółka z chłopakiem zdecydowali się na rozpoczęcie starań się o dziecko. Jego do poprzedniej właścicielki oddać nie będzie mogła, więc jej mama nie będzie miała nic do powiedzenia, jak przyjaciółka odda jej dziecko pod opiekę.

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (190)

#86558

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój tata jest leśniczym. W związku z tym rodzice mieszkają w leśniczówce - domu jednorodzinnym pośrodku lasu. Dodatkowym atutem jest to, że mieszkają na Mazurach więc okolica spokojna, piękna, można odpocząć od zgiełku miasta. Leśniczówka nie jest ich własnością, tylko Lasów Państwowych (więc w sumie Państwa), przez to muszą przestrzega kilku zasad - tabliczka o nazwie leśnictwa (taka, jak przy szkołach, urzędach itd), w święta państwowe musi być wywieszona flaga, wydzielona część na biuro wraz z poczekalnią, a także i zakaz podnajmowania i wynajmowania domu nawet na krótki okres.

Kilka lat temu, ciepłe lato, słoneczko, weekend. Moja mama siedziała na podwórku, czytała książkę. Pod bramę podjechał samochód. Mama jakoś bardzo się nie zdziwiła, czasami ludzie zostawiają samochód obok leśniczówki, aby przejść się na spacer do lasu. Z samochodu jednak wysiadł pewien pan, zaczął się rozglądać, podszedł po chwili do furtki i stwierdził, że... chce wynająć pokój w domu rodziców. Mama zdziwiona, oderwała się od książki, spojrzała się na faceta. Przeprosiła go, powiedziała, że to leśniczówka, nie pensjonat, że nawet jakby chciała nie może bo ma w umowie najmu zabronione. Pan przyznał się, że wie, że to nie hotel, ale bardziej mu się podoba okolica i chce dalej wynająć pokój, ale nawet jest w stanie zrezygnować z pełnego wyżywienia, wystarczy śniadanie i obiadokolacja.

Mama już lekko rozbawiona nadal odmawiała, stwierdziła, że ma swoją pracę, która zajmuje jej dosyć dużo czasu, zaproponowała jednak polecenie kilku ładnych pensjonatów w okolicy. Facet nie poddawał się, przeszedł do negocjacji ceny, zaproponował, 3 krotnie niższą kwotę niż miejsca w okolicy. Tutaj już moja mama zaczęła się śmiać, wytłumaczyła jak bardzo to słaba propozycja. Pan chyba się uraził, bo odpowiedział, że on jest z Warszawy i teraz powie wszystkim swoim znajomym, żeby nigdy do moich rodziców nie przyjeżdżali. Wsiadł w swój powóz i odjechał.

No cóż, powstrzymał wielkie pielgrzymki, które chciały wcześniej wynająć pokój w domu moich rodziców.

Nie rozumiem co on miał w głowie, aby przyjechać do czyjegoś domu i żądać wynajęcia pokoju. Gdybym była na miejscu mamy poprosiłabym go o jego adres, abym mogła wynająć jego mieszkanie za 2/3 krotnie niższą cenę niż rynkowa, z dodatkowym gotowaniem i sprzątaniem. Chociaż pewnie i tak nie zrozumiałby jak nienormalna była to sytuacja.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (185)

#86510

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam pewne uzależnienie, z którym walczę, jest to jedzenie z jednego z popularnych fast foodów. Jednak wiadomo, nie zawsze silna wola wygrywa, a raz na miesiąc takie jedzenie nie jest niczym złym, co nie?

Ostatnio więc zdecydowałam, że zamiast obiadu zjem jeden zestaw z ulubionej restauracji. Ze względu na wirusa, nie chciałam jechać komunikacją do restauracji, aby tylko odebrać jedzenie, zamówiłam to co chciałam przez jedną z popularnych aplikacji. Jedzenie szybko zostało zrobione (w końcu fast food), kurier odebrał. I przy samym wyjeździe z parkingu pomylił drogę.

Aby dojechać do mnie z fast foodu, trzeba skręcić w lewo. On pojechał w prawo. Spoko, stwierdziłam, że może to wina błędnego sygnału GPS. Potem, jak dalej w aplikacji pojawiało się, że dostawca jedzie jeszcze dalej, stwierdziłam, że może zaraz zauważy pomyłkę. Niestety tak się nie stało, czas dojazdu zaczął się wydłużać, aż w pewnym momencie z 5 planowanych minut zrobiło się 10. Dostawca stanął w miejscu, a następnie zaczął kręcić się po okolicznych małych dróżkach. Jednak w końcu jest! Udało się, zaczął kierować się w moją stronę, a czas zaczął się zmniejszać.

Jednak nie byłoby tak pięknie. Dojeżdżając do mojego bloku podjechał pod niego, a potem ruszył drogą dalej. Następnie skręcił w prawo, znowu w prawo (mój i cztery inne bloki umiejscowione są w środku kółka, gdzie kółko, to drogi dojazdowe). Następnie stanął przy moim bloku z drugiej strony i zaczął się cofać z powrotem tam skąd przyjechał. Tym razem jednak stanął z tej strony bloku, którą już raz mijał i widziałam, że rowerem podjechał pod moją klatkę. Cud! Znalazł wejście, zadzwonił domofonem.

Zaznaczyłam wcześniej, aby kurier moje zamówienie zostawił pod drzwiami. Czekałam więc stojąc i patrząc przez judasza jak moje jedzenie jest dostarczane. Słyszałam kroki na klatce schodowej, widziałam jak na foto komórce światło zapala się piętro niżej i to wszystko. Kurier zatrzymał się na niższym piętrze. Chwilę tak postałam, wyjrzałam zza drzwi, podeszłam do schodów, aby wychylić się i zobaczyć, czy coś się stało piętro niżej. Zobaczyłam dostawcę, zostawiającego moje jedzenie pod innymi drzwiami. Od razu zeszłam niżej, powiedziałam, że pomylił numery mieszkań, on zdziwiony, patrzy na numerek, a tam 60 (mój 62). Zaczął przepraszać, przekazał mi torbę z jedzeniem i się pożegnał. Jedzenie oczywiście dojechało zimne (a wiadomo, te z fast foodów najlepiej smakuje ciepłe, jednak podgrzanie w piekarniku albo mikrofalówce to jednak nie to samo). Jak nigdy staram się negatywnych ocen nie wystawiać (zwykle wystawiam pozytywne, jak dostawa przebiegnie szybko), tak tym razem wystawiłam negatywa, wraz z opisem o pomylonej drodze i pomylonym numerze drzwi.

Ja rozumiem, że może nie znał okolicy, jednak nie po to aplikacja ta posiada GPS, aby pojechać w odwrotną stronę, następnie jeździć w kółko po osiedlu nie mogąc znaleźć ulicy i numeru bloku (mój blok ma idealnie widoczny znaczek z numerem, a także i wielki napis na bokach). Zrozumiałabym gdyby nie mógł znaleźć klatki schodowej (a jest ich z 10). Tak samo i dzwonił pod poprawny numer, jednak chciał jedzenie zostawić pod drzwiami, które miały zupełnie inny numerek. Gdybym nie zauważyła, pewnie zadzwoniłby dzwonkiem, albo zapukał, a sąsiedzi zjedliby moje zamówienie. Dostawa, która zwykle trwa 5 minut, zajęła mu 20.

EDIT: Dużo ludzi w komentarzach pisze, że pomylić się to ludzka rzecz, że nie było to celowe, umyślne, nie zrobił tego złośliwie. Jednak czy zamawiając jedzenie z dowozem to powinnam się cieszyć, że w ogóle do mnie dotarło, nie patrząc na jego drogę i to w jakim stanie dojechało do mnie? Rozumiem, że każdy może się pomylić, jednak ten kurier był niekompetentną osobą. Gdybym nie uważała, prawdopodobnie nie miałabym nawet czego zjeść, bo odebraliby to moi sąsiedzi. Czy zamawiając jedzenie z dostawą nie powinnam wymagać aby jedzenie dotarło w miarę CIEPŁE, pod WŁAŚCIWY adres?

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (163)

#86483

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś będzie o obowiązku noszenia maseczek w miejscu publicznym oraz rękawiczek w sklepach.

Sytuacja z początków koronawirusa w Polsce. Jadę prawie pustym autobusem, do którego na jednym przystanku wsiada starszy pan. Ma na sobie maseczkę, szkoda tylko, że opuszczoną pod brodę. Ale pomyślałam, że może jak zajmie miejsce to założy maseczkę normalnie. O ja naiwna. Pan zaczął kaszleć, tak porządnie, że nie można byłoby go pomylić z gruźlikiem. Kaszle tak przez 5 minut, przestaje, zakłada normalnie maseczkę na usta i nos.

Sytuacja z wczoraj. Zaszłam do sklepu, zrobić tygodniowe zapasy. Razem ze mną weszła Pani, dosyć młoda, po trzydziestce. Miała założoną maseczkę na usta, tylko. Nos miała okryty. Dobrze, że chociaż miała rękawiczki, chociaż i ich przy płaceniu się pozbyła, bo ciężko jej było wyjąć kartę.

Wracam ze sklepu, jako że pogoda wczoraj była przepiękna widziałam po drodze dużo rodzin z dziećmi na spacerach. Po blokiem zobaczyłam tatusia trzema synami. Najmłodszy miał z 3-4 lata, jednak dwa pozostali mieli bliżej do 10 albo ponad. Tatuś miał maseczkę idealnie założoną, pilnował dzieci, które były bez maseczek.

Pomijając to, czy dzięki maseczkom się nie zarazimy, trwa właśnie nieprzyjemny okres dla alergików. Sama kicham, trochę kaszlę od końcówki lutego, bo jestem uczulona na pyłki. Jednak sama nie wiem, czy to wina alergii czy mam wirusa, który przechodzi łagodnie. Aż tak ciężko jest zastosować się do zaleceń, aby w razie czego nie zarażać innych?

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (122)

#86454

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Co zrobić, aby osoby, które Cię lubią, przestały utrzymywać z Tobą kontakt?

Po pierwsze w czasie wyprowadzki poprosić dwóch znajomych, aby pomogli przewieźć rzeczy do nowego miasta. Następnie, w trakcie gdy oni nosili rzeczy z przyczepki do mieszkania, usiądź i rozmawiaj z kolegą, z którym masz zamiar zamieszkać. Oczywiście rzeczy są za ciężkie i jest ich za dużo więc nie jesteś w stanie przenieść nawet jednej torby. Po skończonej pracy, podziękuj kolegom i pożegnaj się z nimi, nie oddając pieniędzy za paliwo, nie proponując noclegu (mimo, że dojechaliście w nocy, a aby wrócić muszą pokonać około 400 km), nie dając nawet głupiego piwa w podzięce za pomoc.

Po drugie przyjechać do starego miasta na dwa dni, zatrzymać się u starej koleżanki, umówić się z nią na piwo. Oczywiście przyjeżdżając trzeba spotkać się też z innymi znajomymi. Powiedzieć koleżance, u której się zatrzymujesz, że będziesz około 19. Tak naprawdę przyjdź o 23 (wiedząc, że wcześniej pracowała od 6 i wieczorem jest padnięta). Przed przyjściem, powiedz, że jesteś strasznie głodna. Jednak zanim wpadniesz do koleżanki, u której nocujesz zajdź do fast fooda, co z tego, że dwa razy upewniałaś się, czy koleżanka coś ugotuje. Powiedz jej o tym, jak jedzenie jest już na talerzach. Dodatkowo nie rozmawiaj z koleżanką, u której nocujesz. Odpowiadaj tylko "yhy i tak". Niech ona się stara, aby utrzymać rozmowę i kontakt. Po krótkim czasie stwierdź, że jesteś padnięta i że idziesz spać, a tak naprawdę przez kolejne 3-4 godziny pisz ze swoim byłym, z którym kontakt utrzymuje koleżanka, bo w sumie liczyłaś na to, że się z nim spotkasz u koleżanki.

Po trzecie, następnego dnia krytykuj wszystko, co robi koleżanka. Po co tak ciężko pracuje (przecież są inne sposoby na zdobycie pieniędzy), czemu nie poznaje ludzi przez portale randkowe (co z tego, że poznała tak swojego byłego, przez którego przez 2 lata nie mogła dojść do siebie), czemu mieszka dalej w tym samym mieście, czemu dalej utrzymuje kontakt z tymi wszystkimi złymi znajomymi (łącznie z tymi, którzy Cię zawieźli do innego miasta). Na koniec powiedz, że koleżanka się spasła i na pewno nie chce utrzymywać z Tobą kontaktu, a jak chce to tylko po to, aby Ci zaszkodzić.

Po czwarte, gdy inny kolega zaprasza Cię na imprezę, zaznacz że będziesz, ciesz się, że spotkasz starych znajomych. Nocuj u kolegi, jednak nie idź na imprezę, tylko na piwo ze starą koleżanką (co z tego, że kolega by się zgodził, jakbyś zaproponowała, aby koleżanka także może przyjść). Powiedz, że pewnie pojawisz się na imprezie, ale nie wiesz kiedy. Następnie nocuj u koleżanki, a po swoje rzeczy przyjedź następnego dnia przed samym odjazdem.

Tak Proszę Państwa straciłam (ja i moi znajomi), całkiem fajną koleżankę. Jednak jak zauważyliśmy jak nas potraktowała po przeprowadzce, to może lepiej, że nie utrzymujemy z nią kontaktu? Tylko niesmak pozostał, że każdy chciał dla niej dobrze, a ona tylko pokazała, że dla niej jesteśmy nikim.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (155)

#86474

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja mama jest nauczycielką w przedszkolu. Wraz ze swoją koleżanką z grupy, przez panującego wirusa są skazane na nauczanie online. Jak chyba każdy wie, w przedszkolu oprócz takich typowych zadań do nauki, dzieci rozwijają tez zdolności artystyczne (śpiewanie, rytmika i rysunek). Ostatnio, w związku z Dniem Ziemi, mama zadała dzieciom zrobienie plakatu na to święto. Zapowiedziała, żeby każdy się przyłożył, bo prace będą umieszczone na stronie internetowej i stronie Facebooku przedszkola.

Deadline przesyłania zdjęć prac z dziećmi upływał we wtorek o godzinie 19. Wtedy moja mama zebrała wszystkie zdjęcia i przesłała je mi. Poprosiła abym zrobiła filmik z animowanymi zdjęciami, muzyką i grafikami na początek i koniec. Nie zajęło mi to dużo czasu, gotowe wideo przesłałam koleżance mamy, która miała to umieścić na stronach. Następnego dnia rano po publikacji pojawiły się pozytywne komentarze, jednak do mojej mamy zadzwoniły dwie rodzicielki, których dzieci na filmiku zabrakło. Jedna przyznała, że zapomniała o deadline, ale poprosiła, czy można by było dodać jeszcze zdjęcie jej dziecka.

Druga natomiast odezwała się z awanturą. Stwierdziła, że to złe, że panie wybrały zdjęcia wszystkich dzieci, oprócz jej syna. Żaliła się, ze jej syn jest smutny, bo nie widział na filmiku swojej pracy. Powiedziała, że to jest niesprawiedliwe i niepoważne zachowanie, tak wybierać, które dzieci mają się znaleźć, a które nie.

Mama od razu stwierdziła, ze jak to, ona żadnego zdjęcia od niej nie dostała, więc nie miała jak dodać. Odpowiedziała też, że może je przysłać, to zrobią nową wersję filmiku, bo mają jeszcze jedno zdjęcie dodać, bo inna rodzicielka także zapomniała o przesłaniu.

Przez to stwierdzenie, mamuśka jeszcze bardziej się zdenerwowała. Zaczęła krzyczeć, że ona na pewno tego maila wysłała (moja mama sprawdziła wszystkie zakładki na mailu, tak samo i spam i kosz, nic nie było), że to moja mama nie zna się na tym i nie może pouczać informatyka, jak wysyła się maile. Całą winę zrzuciła na moją mamę, na koleżankę mojej mamy z grupy, a także i na mnie, bo na pewno specjalnie nie chciałyśmy pokazać jej dziecka.

Po całej tej sytuacji moja mama zadzwoniła do mnie. Nigdy nie słyszałam, żeby aż tak na kogoś k... przeklinała. Chciała aby dzieci zobaczyły, że nauczycielki doceniają ich prace i aby zostały one pokazane większemu gronu niż grupa przedszkolna. Przez jedną rodzicielkę moja mama zdecydowała, że nigdy więcej nie będzie wychodzić z taką inicjatywą, bo i tak pojawią się mamuśki, którym to się nie spodoba.

A ja się zastanawiam, czy pani informatyk aż tak ciężko było przyznać się do błędu i zapominalstwa?

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (151)

#86375

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuje w mediach. Dokładniej przy produkcji programów telewizyjnych i internetowych. Opisana niżej sytuacja przytrafiła się koledze z działu. Mam stu procentową pewność na temat autentyczności historii, ponieważ wszystko działo się u nas na skrzynce mailowej.

Producentka przesłała koledze maila. Poprosiła aby przygotował plik z odcinkiem programu do publikacji (nałożenie belek z lokowaniem produktu, blach sponsorskich), przesłał to na nasz serwer do publikacji i poprosiła, że jeżeli o kimś zapomniała, aby te osoby dołączył. W mailu załączona była tylko moja redakcja, do której zostało zlecone zadanie, więc po przygotowaniu pliku, kolega odesłał nazwę, pod jaką można szukać odcinka, załączył redakcje publikujące i dział social media i odesłał maila.

Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Producentka wróciła do niego z odpowiedzią, co to za nazwa pliku, którą sam sobie wymyślił (tak samo odcinek był podpisany gdy ona go wysłała), stwierdziła, że to logiczne, że skoro w mailu podaje nazwę programu, numer sezonu, odcinka i datę publikacji, to on powinien to wszystko zawrzeć w nazwie. Dodatkowo stwierdziła, że po co te wszystkie osoby załączył, ona specjalnie napisała w mailu aby innych dołączyć, aby pamiętać o tym, gdy będzie przesyłać nazwę i informacje o programie odpowiednim osobom. On powinien o tym wiedzieć, bo to przecież logiczne.

Efekt? Kolega, który był jednym z najlepszych pracowników w dziale, złożył kilka dni później wypowiedzenie, argumentując, że nie będzie pozwalał na brak szacunku do siebie. A producentka pracuje dalej i cały czas wymyśla niestworzone, według niej logiczne rzeczy.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (154)