Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

misguided

Zamieszcza historie od: 29 grudnia 2012 - 20:38
Ostatnio: 22 kwietnia 2021 - 7:06
  • Historii na głównej: 79 z 123
  • Punktów za historie: 13852
  • Komentarzy: 244
  • Punktów za komentarze: 1314
 
zarchiwizowany

#86530

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wprowadzając się do miasta, w którym obecnie pracuję szukałam miejsca do zamieszkania. Ugadałam się z koleżanką, aby wspólnie wynająć kawalerkę. Szukałyśmy czegoś z oddzielną kuchnią i dwoma oddzielnymi łóżkami. W końcu okazało się, że [Z]najoma mojej mamy ma zamiar wynająć kawalerkę po swojej teściowej. Mieszkanie położone wśród drzew, w spokojnej okolicy, nie jakoś daleko od naszych uczelni (bo jeszcze wtedy studiowałyśmy), ale za to w takim typowym wystroju PRL. Odnowiona była łazienka, nowe sprzęty w kuchni, jednak meblościanka w pokoju, stare fotele i kanapy. Moja mama uzgodniła całkiem przyjemną cenę. Nie była jakaś oszałamiająco tania, ot taka zwykła cena kawalerki w takim standardzie w tym mieście. Opłaty dzieliłyśmy na 2 osoby, więc wyszłoby o wiele mniej niż za dwa pokoje jednoosobowe.

Moja mama upewniła się, że to cena przy wynajmie 2 osób, znajoma potwierdziła. Cudownie. Nie chciałyśmy szukać czegoś innego, bo rynek wtedy był strasznie oblegany. Wprowadziłyśmy się do mieszkania.

Pierwszy zgrzyt pojawił się przy płatności za pierwszy miesiąc i od razu podpisaniu umowy wynajmu. Nie zgadzała nam się suma. Powiedziałyśmy, że umawiałyśmy się na połowę mniejszą. Z oczywiście potwierdziła, ale powiedziała, że ustalenia były prowadzone na temat jednej osoby mieszkającej. Ja zdziwiona, siedziałam w czasie, gdy moja mama uzgadniała telefonicznie szczegóły. Byłam pewna, że dopytywała się czy to dla 2 osób, bo nie było mowy od samego początku, że mam tam mieszkać sama. Zwróciłam też uwagę Z, że cena, którą uzgodniła z moją mamą, jest całkowicie normalną rynkową ceną podobnej kawalerki, a za dwukrotność tej ceny miałybyśmy świetnie urządzone mieszkanie 2 pokojowe w centrum. Z stwierdziła, że zadzwoni do mojej mamy i z nią ustali. Ja w takim razie od razu zadzwoniłam do mojej mamy aby ją uprzedzić i powiedzieć jak miałaby wyglądać opłata. Rozłączyłam się i czekałam.

Po jakimś czasie moja mama zadzwoniła z powrotem do mnie. Uzgodniła ze swoja znajomą, że to mieszkanie będzie trochę droższe i że Z przyznała się, że chciała trochę na tym zarobić, bo widziała w internecie inne ogłoszenia i były droższe. Dzieląc nową cenę na 2 osoby, już mogłybyśmy wynająć dwa oddzielne pokoje, w lepszym standardzie. Powiedziałam o tym mojej mamie, zapowiedziałam, że jak tylko podpiszemy umowę to po kilku dni ją wypowiemy, aby przez miesiąc na spokojnie coś innego znaleźć. Oczywiście jak złożyłyśmy wypowiedzenie umowy Z była zdziwiona. Pytała się czemu rezygnujemy z tak cudownej oferty. Odpowiedziałyśmy, że cena nie jest adekwatna, a za tą samą kwotę, co każda tutaj daje, miałybyśmy dwa oddzielne pokoje.

Znajoma oczywiście dała jeszcze o sobie znać przy wyprowadzce. Podczas rozliczania stanu liczników okazało się, że mamy jej oddać pieniądze za odbiór ścieków. Ja byłam zdziwiona, moja koleżanka też, bo zwykle ta opłata jest wliczana w czynsz do spółdzielni (który według umowy mieliśmy już w naszym czynszu). Jeszcze bardziej zdziwione byłyśmy gdy okazało się, że za 1,5 miesiąca mieszkania miałyśmy zapłacić ponad 400 zł. Wymiana zdań trochę trwała, ale byłyśmy zmęczone, miałyśmy dosyć tego mieszkania (piekielna właścicielka, sąsiadka jak i moja koleżanka/współlokatorka), poddałyśmy się i zapłaciłyśmy.

Właścicielka oczywiście opłatę sobie wymyśliła. Nie zgodziłyśmy się na wyższą cenę za mieszkanie, więc chciała chociaż trochę sobie odegrać na zużytych mediach. Prąd, woda i gaz wyszły mniej więcej tyle samo ile wpłacałyśmy zaliczki, więc musiała wymyślić coś nowego.

Uprzedzając komentarze, czemu ja z nią nie mogłam ustalać warunków, skoro umowa była na mnie i koleżankę. Nigdy wcześniej nie widziałam jej, nigdy z nią nie rozmawiałam. Moja mama ją znała, więc logiczne było, że lepiej jakby to ona rozmawiała z Z na tematy mieszkania, a nie 20 latka, której nigdy nie widziała na oczy.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (33)

#86483

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś będzie o obowiązku noszenia maseczek w miejscu publicznym oraz rękawiczek w sklepach.

Sytuacja z początków koronawirusa w Polsce. Jadę prawie pustym autobusem, do którego na jednym przystanku wsiada starszy pan. Ma na sobie maseczkę, szkoda tylko, że opuszczoną pod brodę. Ale pomyślałam, że może jak zajmie miejsce to założy maseczkę normalnie. O ja naiwna. Pan zaczął kaszleć, tak porządnie, że nie można byłoby go pomylić z gruźlikiem. Kaszle tak przez 5 minut, przestaje, zakłada normalnie maseczkę na usta i nos.

Sytuacja z wczoraj. Zaszłam do sklepu, zrobić tygodniowe zapasy. Razem ze mną weszła Pani, dosyć młoda, po trzydziestce. Miała założoną maseczkę na usta, tylko. Nos miała okryty. Dobrze, że chociaż miała rękawiczki, chociaż i ich przy płaceniu się pozbyła, bo ciężko jej było wyjąć kartę.

Wracam ze sklepu, jako że pogoda wczoraj była przepiękna widziałam po drodze dużo rodzin z dziećmi na spacerach. Po blokiem zobaczyłam tatusia trzema synami. Najmłodszy miał z 3-4 lata, jednak dwa pozostali mieli bliżej do 10 albo ponad. Tatuś miał maseczkę idealnie założoną, pilnował dzieci, które były bez maseczek.

Pomijając to, czy dzięki maseczkom się nie zarazimy, trwa właśnie nieprzyjemny okres dla alergików. Sama kicham, trochę kaszlę od końcówki lutego, bo jestem uczulona na pyłki. Jednak sama nie wiem, czy to wina alergii czy mam wirusa, który przechodzi łagodnie. Aż tak ciężko jest zastosować się do zaleceń, aby w razie czego nie zarażać innych?

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (122)

#86454

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Co zrobić, aby osoby, które Cię lubią, przestały utrzymywać z Tobą kontakt?

Po pierwsze w czasie wyprowadzki poprosić dwóch znajomych, aby pomogli przewieźć rzeczy do nowego miasta. Następnie, w trakcie gdy oni nosili rzeczy z przyczepki do mieszkania, usiądź i rozmawiaj z kolegą, z którym masz zamiar zamieszkać. Oczywiście rzeczy są za ciężkie i jest ich za dużo więc nie jesteś w stanie przenieść nawet jednej torby. Po skończonej pracy, podziękuj kolegom i pożegnaj się z nimi, nie oddając pieniędzy za paliwo, nie proponując noclegu (mimo, że dojechaliście w nocy, a aby wrócić muszą pokonać około 400 km), nie dając nawet głupiego piwa w podzięce za pomoc.

Po drugie przyjechać do starego miasta na dwa dni, zatrzymać się u starej koleżanki, umówić się z nią na piwo. Oczywiście przyjeżdżając trzeba spotkać się też z innymi znajomymi. Powiedzieć koleżance, u której się zatrzymujesz, że będziesz około 19. Tak naprawdę przyjdź o 23 (wiedząc, że wcześniej pracowała od 6 i wieczorem jest padnięta). Przed przyjściem, powiedz, że jesteś strasznie głodna. Jednak zanim wpadniesz do koleżanki, u której nocujesz zajdź do fast fooda, co z tego, że dwa razy upewniałaś się, czy koleżanka coś ugotuje. Powiedz jej o tym, jak jedzenie jest już na talerzach. Dodatkowo nie rozmawiaj z koleżanką, u której nocujesz. Odpowiadaj tylko "yhy i tak". Niech ona się stara, aby utrzymać rozmowę i kontakt. Po krótkim czasie stwierdź, że jesteś padnięta i że idziesz spać, a tak naprawdę przez kolejne 3-4 godziny pisz ze swoim byłym, z którym kontakt utrzymuje koleżanka, bo w sumie liczyłaś na to, że się z nim spotkasz u koleżanki.

Po trzecie, następnego dnia krytykuj wszystko, co robi koleżanka. Po co tak ciężko pracuje (przecież są inne sposoby na zdobycie pieniędzy), czemu nie poznaje ludzi przez portale randkowe (co z tego, że poznała tak swojego byłego, przez którego przez 2 lata nie mogła dojść do siebie), czemu mieszka dalej w tym samym mieście, czemu dalej utrzymuje kontakt z tymi wszystkimi złymi znajomymi (łącznie z tymi, którzy Cię zawieźli do innego miasta). Na koniec powiedz, że koleżanka się spasła i na pewno nie chce utrzymywać z Tobą kontaktu, a jak chce to tylko po to, aby Ci zaszkodzić.

Po czwarte, gdy inny kolega zaprasza Cię na imprezę, zaznacz że będziesz, ciesz się, że spotkasz starych znajomych. Nocuj u kolegi, jednak nie idź na imprezę, tylko na piwo ze starą koleżanką (co z tego, że kolega by się zgodził, jakbyś zaproponowała, aby koleżanka także może przyjść). Powiedz, że pewnie pojawisz się na imprezie, ale nie wiesz kiedy. Następnie nocuj u koleżanki, a po swoje rzeczy przyjedź następnego dnia przed samym odjazdem.

Tak Proszę Państwa straciłam (ja i moi znajomi), całkiem fajną koleżankę. Jednak jak zauważyliśmy jak nas potraktowała po przeprowadzce, to może lepiej, że nie utrzymujemy z nią kontaktu? Tylko niesmak pozostał, że każdy chciał dla niej dobrze, a ona tylko pokazała, że dla niej jesteśmy nikim.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (155)

#86474

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja mama jest nauczycielką w przedszkolu. Wraz ze swoją koleżanką z grupy, przez panującego wirusa są skazane na nauczanie online. Jak chyba każdy wie, w przedszkolu oprócz takich typowych zadań do nauki, dzieci rozwijają tez zdolności artystyczne (śpiewanie, rytmika i rysunek). Ostatnio, w związku z Dniem Ziemi, mama zadała dzieciom zrobienie plakatu na to święto. Zapowiedziała, żeby każdy się przyłożył, bo prace będą umieszczone na stronie internetowej i stronie Facebooku przedszkola.

Deadline przesyłania zdjęć prac z dziećmi upływał we wtorek o godzinie 19. Wtedy moja mama zebrała wszystkie zdjęcia i przesłała je mi. Poprosiła abym zrobiła filmik z animowanymi zdjęciami, muzyką i grafikami na początek i koniec. Nie zajęło mi to dużo czasu, gotowe wideo przesłałam koleżance mamy, która miała to umieścić na stronach. Następnego dnia rano po publikacji pojawiły się pozytywne komentarze, jednak do mojej mamy zadzwoniły dwie rodzicielki, których dzieci na filmiku zabrakło. Jedna przyznała, że zapomniała o deadline, ale poprosiła, czy można by było dodać jeszcze zdjęcie jej dziecka.

Druga natomiast odezwała się z awanturą. Stwierdziła, że to złe, że panie wybrały zdjęcia wszystkich dzieci, oprócz jej syna. Żaliła się, ze jej syn jest smutny, bo nie widział na filmiku swojej pracy. Powiedziała, że to jest niesprawiedliwe i niepoważne zachowanie, tak wybierać, które dzieci mają się znaleźć, a które nie.

Mama od razu stwierdziła, ze jak to, ona żadnego zdjęcia od niej nie dostała, więc nie miała jak dodać. Odpowiedziała też, że może je przysłać, to zrobią nową wersję filmiku, bo mają jeszcze jedno zdjęcie dodać, bo inna rodzicielka także zapomniała o przesłaniu.

Przez to stwierdzenie, mamuśka jeszcze bardziej się zdenerwowała. Zaczęła krzyczeć, że ona na pewno tego maila wysłała (moja mama sprawdziła wszystkie zakładki na mailu, tak samo i spam i kosz, nic nie było), że to moja mama nie zna się na tym i nie może pouczać informatyka, jak wysyła się maile. Całą winę zrzuciła na moją mamę, na koleżankę mojej mamy z grupy, a także i na mnie, bo na pewno specjalnie nie chciałyśmy pokazać jej dziecka.

Po całej tej sytuacji moja mama zadzwoniła do mnie. Nigdy nie słyszałam, żeby aż tak na kogoś k... przeklinała. Chciała aby dzieci zobaczyły, że nauczycielki doceniają ich prace i aby zostały one pokazane większemu gronu niż grupa przedszkolna. Przez jedną rodzicielkę moja mama zdecydowała, że nigdy więcej nie będzie wychodzić z taką inicjatywą, bo i tak pojawią się mamuśki, którym to się nie spodoba.

A ja się zastanawiam, czy pani informatyk aż tak ciężko było przyznać się do błędu i zapominalstwa?

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (151)

#86375

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuje w mediach. Dokładniej przy produkcji programów telewizyjnych i internetowych. Opisana niżej sytuacja przytrafiła się koledze z działu. Mam stu procentową pewność na temat autentyczności historii, ponieważ wszystko działo się u nas na skrzynce mailowej.

Producentka przesłała koledze maila. Poprosiła aby przygotował plik z odcinkiem programu do publikacji (nałożenie belek z lokowaniem produktu, blach sponsorskich), przesłał to na nasz serwer do publikacji i poprosiła, że jeżeli o kimś zapomniała, aby te osoby dołączył. W mailu załączona była tylko moja redakcja, do której zostało zlecone zadanie, więc po przygotowaniu pliku, kolega odesłał nazwę, pod jaką można szukać odcinka, załączył redakcje publikujące i dział social media i odesłał maila.

Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Producentka wróciła do niego z odpowiedzią, co to za nazwa pliku, którą sam sobie wymyślił (tak samo odcinek był podpisany gdy ona go wysłała), stwierdziła, że to logiczne, że skoro w mailu podaje nazwę programu, numer sezonu, odcinka i datę publikacji, to on powinien to wszystko zawrzeć w nazwie. Dodatkowo stwierdziła, że po co te wszystkie osoby załączył, ona specjalnie napisała w mailu aby innych dołączyć, aby pamiętać o tym, gdy będzie przesyłać nazwę i informacje o programie odpowiednim osobom. On powinien o tym wiedzieć, bo to przecież logiczne.

Efekt? Kolega, który był jednym z najlepszych pracowników w dziale, złożył kilka dni później wypowiedzenie, argumentując, że nie będzie pozwalał na brak szacunku do siebie. A producentka pracuje dalej i cały czas wymyśla niestworzone, według niej logiczne rzeczy.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (154)
zarchiwizowany

#86385

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Uwaga, będzie trochę obrzydliwe.

Miałam chłopaka, który nie pochodził z moich rodzinnych stron. Ja mieszkałam bardziej z okolicy małego miasteczka, na odludziu. Poznaliśmy się w mieście, w którym studiowałam. Gdy zaczynało się robić poważniej, zaproponowałam mu, aby wpadł na weekend do mojego domu rodzinnego, odpoczęlibyśmy, pozwiedzalibyśmy, poznałby moją przyjaciółkę, rodziców. Chłopak zadowolony, że myślę o nim tak poważnie, że chcę go przedstawić rodzicom, przyjechał na weekend.

Jednego wieczoru spotkaliśmy się z moją przyjaciółką i jej bratem na grillu. Wiadomo, kiełbaski, karkówka i piwo. Niestety, tak jak zwykle bywa, nie ważne ile kupiło się alkoholu, zawsze go zabraknie. Faceci poszli do sklepu po zaopatrzenie. Wrócili z kolejnymi piwami i niestety wódką. Ja nie przepadam za mocnym alkoholem, zostałam przy piwie, przyjaciółka stwierdziła, że nie chce mieszać, ale chłopaki stwierdzili, że w takim razie sami wypiją. I wypili. Pół litra wódki w niecałe 20 minut. Jakiś czas później zadzwoniła moja siostra, którą poprosiłam o przywiezienie nas do domu (żadne autobusy pomiędzy moim domem a miejscem zamieszkania przyjaciółki nie jeździły). Zapytałam się wtedy chłopaka czy czuje się dobrze, czy chce wracać, czy woli zostać na noc (jak proponowała przyjaciółka). Chłopak stwierdził, że czuje się bardzo dobrze, możemy wracać. Super, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy.

Niestety, między domem przyjaciółki a moim, drogi są bardzo kręte, co nie wpływa dobrze na różnego rodzaju choroby lokomocyjne, czy na za dużą ilość spożytego alkoholu. Jak zapewnie się domyślacie, chłopak w pewnym momencie bez ostrzeżenia zaczął wymiotować. W samochodzie moich rodziców, który kupili pół roku wcześniej, prosto z salonu. Nagle siostra musiała zatrzymać się na poboczu, aby chłopak mógł dokończyć to, co zaczął. Niestety i tak większość wymiocin wylądowała na tylnych siedzeniach, plecach przednich foteli, wycieraczkach i nawet suficie (jak?). Po dojechaniu do domu, gdy chłopak poszedł spać, ja z siostrą szorowałyśmy samochód, aby przez noc nic nie zaschło, a następnego dnia pojechałam do firmy zajmującej się praniem tapicerki.

Co w tym najbardziej piekielnego? Gdy pół roku później proponowałam chłopakowi podobny wypad, stwierdził, że on do moich rodziców nie pojedzie, bo go nie lubią, a następnie zastanawiał się czemu, bo przecież nic nie zrobił.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 18 (68)

#86185

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj trochę inna historia niż zazwyczaj piszę. Będzie o pieluchowym zapaleniu mózgu, który występuje jeszcze przed staraniem się o dziecko.

Na wstępie zaznaczę, że jestem osobą, która szanuje decyzje życiowe każdego. Rozumiem osoby, które nie chcą zakładać rodziny, nie chcą pchać się w związki, a ich największą aspiracją jest całkowite poświęcenie się pracy. Rozumiem także i osoby, które wolą mieć skromne życie, dla których praca nie jest najważniejsza, za to ważniejsza jest miłość i rodzina. Każdy sam decyduje o najważniejszych celach życiowych, mimo, że nie ze wszystkimi się zgadzam, szanuję je i nie przekonuję nikogo do zmiany poglądów.

Wracając do historii. Mam bardzo dobrą koleżankę. Poznałyśmy się jeszcze w liceum, po maturze nasze drogi trochę się rozeszły. Ja wyjechałam do większego miasta na studia, potem do jeszcze większego, gdzie skończyłam magisterkę, a następnie zaczęłam pracę. Takie życie mi odpowiada, czuję się spełniona i po ukończeniu studiów w końcu zdecydowałam mniej więcej co chcę od życia. Koleżanka natomiast została w małym, rodzinnym miasteczku. Dalej mieszkała z rodzicami, aby być przy nich i się nimi opiekować, znalazła pracę, w bardzo popularnym w tym rejonie zawodzie, czyli kasjer sprzedawca. Z jej opowiadań wiem, że jej życie jej pasuje, jest zadowolona, nie żałuje żadnej decyzji. Z koleżanką staramy się utrzymać kontakt, piszemy do siebie nawzajem, od czasu do czasu widujemy się.

Jakiś czas temu napisałam do niej, z pytaniem co tam u niej, jak tam życie i zaprosiłam aby do mnie wpadła jak będzie miała wolne.

Koleżanka zadowolona, mówi, że ma sporo pracy, ale stara się spędzać jak najwięcej czasu z chłopakiem i jego rodziną. Podzieliła się też wiadomością, że niedługo zaczną starać się o dziecko. Wiedziałam, że koleżanka myślała o potomku od kilku lat, więc oczywiste dla mnie było to, że jest bardzo zadowolona z decyzji. Pogratulowałam, życzyłam szczęścia i żeby wszystko udało się bez problemów, zaczęłam dopytywać się o zaręczyny i ślub, które planują w najbliższym czasie.

W pewnym momencie koleżanka zapytała się kiedy ja planuję zacząć starania o dziecko, bo już jesteśmy w takim wieku, że powinnyśmy mieć chociaż jedno.

I tu moje wtrącenie przed kontynuowaniem historii. W odpowiedzi pisałam jej tylko o MOICH przemyśleniach na temat MOJEGO życia, MOICH decyzji podjętych ze względu na MOJE uczucia.

Odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą, że na razie nie planuję. Chciałabym najpierw wziąć ślub, jako deklarację miłości do drugiej osoby, z którą będę chciała spędzić całe życie. Potem jakiś czas pocieszyć się z małżeństwa, pozwiedzać, pojeździć z mężem po świecie. Przed dzieckiem ważne będzie dla mnie kupno mieszkania, bo bardziej opłaca się niż wynajmować. Będę musiała też zmienić pracę, na taką o lepszych warunkach dla kobiety myślącej o dziecku. Powiedziałam, że najszybciej będzie to może po 30, chociaż i tak sama nie wiem, bo jestem na etapie w życiu gdzie nie chce mieć dzieci, może w przyszłości będę chciała, ale jak mam być szczęśliwa z mężem i psem, to też jest to dla mnie idealna opcja. Dodałam, że dla mnie posiadanie dziecka nie jest najważniejszym celem w życiu.

Chyba musiałam ją zdenerwować ostatnim zdaniem, bo potem dowiedziałam się, że:

- Po co w ogóle będę chciała brać ślub, skoro każdy wie o tym, że po ślubie powinno od razu zacząć się staranie o dziecko? Przecież mi ślub niepotrzebny skoro nawet nie wiem czy chcę mieć dzieci.

- Zrobię krzywdę swoim dzieciom. Jak zdecyduje się na nie po trzydziestce, to inne dzieci będą się śmiały z moich, że mają starą matkę.

- Jestem egoistką łasą na pieniądze. Bo chcę mieć lepszą pracę i mieszkanie. Zamiast wydawać pieniądze na dzieci chcę podróżować i zwiedzać.

- Jestem złym człowiekiem, nie powinnam uważać się za kobietę, skoro dzieci nie są najważniejszym celem mojego życia. Ogólnie to nie powinnam mieć dzieci, a jak będę miała to powinni mi je zabrać, bo je skrzywdzę, skoro nie są dla mnie najważniejsze.

No cóż.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (184)

#86109

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się sytuacja, która miała miejsce ponad dekadę temu, gdy uczyłam się w gimnazjum. Lekcja WF i skakanie przez kozła. Już samo odbicie się i przeskoczenie wysokiego kozła nie jest łatwe. Przynajmniej dla mnie, 13 letniej dziewczynki, nie było. Dodatkowo zawsze byłam cienka z WF, mimo, że się starałam, to zawsze przybiegałam ostatnia, najgorzej serwowałam i nie potrafiłam wrzucić piłki do kosza.

Ale wracając do kozła. Za pierwszym razem skoczyłam, wylądowałam rękoma i tyłkiem na koźle, poczułam jak w prawym nadgarstku mi coś przeskakuje, a po chwili ból. Powiedziałam o tym nauczycielce. Ona stwierdziła, że to nic takiego, że mam nie wydziwiać i próbować przeskoczyć całego kozła.

Runda druga, próbowałam mocniej się wybić, jednak znowu zatrzymałam się na rękach i tyłku. Tym razem ból w nadgarstku był tak mocny, że nie mogłam ruszać ręką. Nauczycielka ponownie stwierdziła, że nic mi nie jest, ale kazała usiąść i rozmasować rękę. Gdy przyszła moja kolej na trzeci skok powiedziałam, że się boję i nigdzie nie będę skakać. Ręka dalej mnie bolała. Kilka koleżanek po mnie wykonało skok, a potem nauczycielka kazała nam iść do szatni, aby się przebrać. Ja niestety miałam z tym problem, ręka bolała przy każdym zgięciu, a dodatkowo zaczęła puchnąć. Koleżanki zaprowadziły mnie do pielęgniarki szkolnej.

Okazało się tam, że mam skręcony nadgarstek. Przyjechał po mnie tata i pojechaliśmy do szpitala, aby poradzić się ortopedy. Lekarz przyznał rację pielęgniarce, dodatkowo powiedział, że było to bardzo mocne skręcenie nadgarstka. Zastanawiał się nawet nad założeniem gipsu.

Rezultat? Przez 3 tygodnie nie mogłam używać prawej ręki (a jestem praworęczna), pod koniec roku szkolnego było to wielkie utrudnienie. Przez pierwszy tydzień bolała mnie na tyle, że byłam ciągle na lekach przeciwbólowych. Nawet w tym momencie gdy bardziej nadwyrężę ten nadgarstek, czuję ból. A i tak, gdy przyniosłam zwolnienie z WF nauczycielka stwierdziła, że to nic takiego, wydziwiam i chcę się wymigać z lekcji.

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (125)

#86114

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój znajomy nie ma za ciekawej sytuacji rodzinnej.

Wychowała go matka, mieszkali z jej rodzicami, utrzymywali się z ich emerytury. Dodatkowo, z tego, co kolega opowiadał, jego dziadek był bardzo nieprzyjemnym człowiekiem (często zdarzały się awantury o byle co), więc matka kolegi chciała się wyprowadzić od swoich rodziców, aby wieść normalne, spokojne życie. Był jeden problem, nie miała pracy i nie miała oszczędności. Kolega często przy piwie opowiadał, że jego mama szuka pracy, ale wiadomo, jak jest, mało co można znaleźć, a jego nigdzie nie przyjmą, bo kończył szkołę. Zaproponowałam więc, że przekażę CV matki kolegi do firmy inwentaryzacyjnej, w której w tym okresie pracowałam. Kolega zadowolony, obiecał, że zaproponuje swojej matce.

Spotkaliśmy się ponownie, pytam się, czy rozmawiał z matką. On stwierdził, że tak, ale ona nie chce takiej pracy.

Jako powód podała to, że skoro to praca na nocki, to ona nie będzie mogła się spotykać na piwo i ploteczki ze swoimi przyjaciółkami.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (158)

#86044

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W supermarketach z czerwonym owadem wprowadzili kasy samoobsługowe. Cud się stał, można szybciej skasować zakupy. Nad kasami wisi kilka plakatów, że są to kasy tylko z płatnością kartą. Oprócz tego na wysokości oczu, panelu do kasowania i stołu do odkładania zakupów jest zaznaczona ta informacja.

Nie jest trudno ominąć, prawda?

Starszy pan, zadowolony, skasował swoje zakupy, cały wielki koszyk. Rozgląda się po sklepie, woła pana, który zajmuje się pomocą przy kasach i pyta:

- Gdzie mam tutaj włożyć gotówkę?

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 69 (133)